wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 26

"Birthday"





W drodze na lotnisko oraz po wejściu na pokład byłam mało rozmowna. Angel kilka razy próbowała rozpocząć jakąś rozmowę, ale nie potrafiłam skupić się na niej dłużej niż kilka minut. W mojej głowie wciąż odtwarzałam wydarzenia dzisiejszego dnia i prawdę mówiąc chciałam zacząć płakać głośno i długo. Ale nie mogłam. Coś w środku mnie nie pozwalało mi na to. Może to i lepiej, ale pomimo tej wewnętrznej blokady, byłam w zupełnie innym świecie, czułam, że moje całe ciało chce odmówić mi posłuszeństwa.
- Jak się czujesz? - Słyszę nagle cichy głos Angel, która co jakiś czas upewnia się czy jeszcze kontaktuję.
- Nijako - odpowiadam, wzruszając ramionami. 
Lecimy już około trzech godzin, a mam wrażenie jakby to były trzy dni. Aby dolecieć na wyspy musimy lecieć drugie tyle oraz przesiąść się w Orlando, a to totalnie mnie przeraża. Chcę być już na lądzie, przygotować się do urodzin Justina i zająć myśli czymś innym niż sprawa z ojcem, ale póki co to niemożliwe. 
- Faith, weź się w końcu w garść, co? - gani mnie moja przyjaciółka. - Zrobiłaś to, co było konieczne.
- Angel, ja wsadziłam swojego ojca za kratki - wyrzucam w końcu z siebie to, co leży mi na sercu od kilku godzin silnym, chłodnym tonem. Moje spojrzenie również nie należy do najprzyjemniejszych.
- Powtórzę się, zrobiłaś to, co było konieczne. On na to zasługiwał. Za to co wam zrobił powinien już dawno gnić w więzieniu - odpowiada stłumionym głosem, wpatrując się we mnie intensywnie, jakby ignorując moje zachowanie. - Swoją drogą, powinnaś wnieść dodatkowe oskarżenia za jego czyny sprzed lat. Masz wystarczające dowody, popierające twoje stanowisko.
- Brzmisz jak adwokat - prycham, przewracając oczami i naciągając rękawy jeszcze bardziej. - Może i masz rację, ale nie wniosę oskarżenia. 
- Co? Dlaczego? - Angel jest poważnie zaskoczona moim oświadczeniem. Widzę w jej oczach, że ma nadzieję, iż zmienię zdanie.
- Nie zapominaj, że odkąd spotykam się z Justinem, stałam się nieco bardziej rozpoznawalna - wyjaśniam sucho.. - Nie chcę roztrząsać tych spraw publicznie. Jeśli zostawię to tak jak jest, obędzie się bez większych problemów. Nikt się nie dowie o Ricardo, a ja będę mieć święty spokój. Nie chcę rozdrapywać starych ran, wystarczająco już mnie bolą.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała wrócić do Dallas i złożyć zeznania, no nie? - pyta Angel tonem, który wyprowadza mnie z równowagi. 
- Boże, Angie, możemy o tym nie gadać? - syczę rozdrażniona. - Nie chcę o tym myśleć i dopóki będę na wyspach z przyjaciółmi, mam zamiar doskonale się bawić. Poza tym, zanim cokolwiek zrobię, muszę powiedzieć o tym co się stało mamie i Justinowi.
- Justinowi? - dziwi się Angel.
- Chyba zasługuje w końcu na szczerość, nie uważasz? - Spoglądam na nią z pokorą w oczach.
- Jasne. Po prostu jestem zaskoczona. - Uśmiecha się ciepło, łapiąc moją dłoń.
Nie odzywam się już ani słowem, delektując się chwilą ciszy. Zamykam oczy i odchylam głowę w tył, wsłuchując się w odgłos silników samolotu oraz cichych szmerów na pokładzie.
Chyba nawet przysnęłam na moment, ponieważ gdy Angel coś do mnie mówi, podskakuję, a moje serce mocno bije. W końcu z głośników dobiega głos stewardessy, oznajmiającej nam, że za niedługo wylądujemy w Orlando, gdzie czeka nas przesiadka do kolejnego samolotu. Zanim to jednak się stanie, będziemy musieli chwilę poczekać na lotnisku. 
- Swoją drogą, to odbierze nas ktoś z lotniska w St. Maarten? - pyta Angie, tłumiąc ziewnięcie. 
Ja też jestem wykończona. 
- Zdaje się, że Fredo już tam jest. Zadzwonię do niego, jak wysiądziemy w Orlando - odpowiadam, zapinając pasy bezpieczeństwa, ponieważ kontrolka nad nami zapaliła się, oznajmiając jednocześnie, że za dziesięć minut lądujemy.

-Tak, tak, dokładnie tak. Za dwie godziny z hakiem będziemy z Angel lądować w Sint Maarten - mówię spokojnie do Alfredo, z którym właśnie rozmawiam przez telefon.
- Okej, będę czekać - odpowiada wesoło chłopak. - Cieszę się, że jesteś wcześniej.
- Ja też, Fredo - wzdycham, obserwując ludzi plątających się po niewielkim lotnisku w Orlando. - Zmontowałeś to, o co cię prosiłam?
- Jasne, że tak. I dorzuciłem też coś od siebie - oznajmia z dumą w głosie. 
- Powinnam się bać? - pytam żartobliwie, próbując nie ziewnąć. Padam z nóg.
- Broń Boże - śmieje się. - Wszystko w granicach dobrego smaku.
- Masz szczęście, mój drogi - odpowiadam. - A, i ani słówka Justinowi!
- Jasna sprawa. Uwielbiam robić niespodzianki. 
- Super. To do zobaczenia na miejscu - mówię, uśmiechając się na widok Angel zmierzającej w moim kierunku z dwoma małymi butelkami soku pomarańczowego. 
- Pa! - woła chłopak, po czym oboje się rozłączamy.
- Wszystko gra? - pyta Angie, wręczając mi napój.
- Pewnie. Fredo po nas przyjedzie - oznajmiam dziewczynie, nie przestając się delikatnie uśmiechać.
- Cudnie z jego strony - stwierdza, po czym upija kilka łyków słodkiego soku, a następne siada na ławce, z której po chwili wstaje. - Chodź, wywołują nasz lot. 

Gdy wylądowałyśmy na wyspach, zgodnie z umową na lotnisku czekał na nas Alfredo wraz z Kaili. Chłopak powiedział, że nie mógł się jej pozbyć, bo gdy dziewczyna dowiedziała się o naszym przylocie oszalała ze szczęścia. Uwielbiam ją. Przywitaliśmy się, a następnie poszliśmy do samochodu, a właściwie ja oraz Angel dotoczyłyśmy się tam. Obie jesteśmy wyczerpane do granic możliwości. Ten dzień przyniósł nam tyle wrażeń, że wykończyłby każdego. 
- Będziecie zachwycone tym miejscem. Jest jeszcze piękniej niż na zdjęciach - wzdycha rozmarzonym głosem Fredo, prowadząc czarnego SUV-a. 
- Z pewnością - mamroczę z tylnego siedzenia, nie będąc zdolną do wypowiedzenia dłuższego zdania.
Chłopak zauważa nasze zmęczenie i uśmiecha się pokrzepiająco, zapewniając, że jesteśmy już naprawdę blisko celu. Okazuje się, że nie kłamał. 
Po pięciu minutach Alfredo zatrzymuje samochód, więc wszyscy z niego wysiadamy w dosyć chaotyczny sposób.
Początkowo w ogóle nie zwracam uwagi na otoczenie, skupiając się na wyciągnięciu walizki z bagażnika, ale kiedy się odwracam wręcz odbiera mi mowę. 
Przede mną widzę kompleks kilku domków, przypominający mała wioskę, położoną u stóp oceanu. Panuje już mrok, ale światła doskonale rozświetlają okolicę, nadając magii temu miejscu. 
- Chodźcie, oprowadzę was - piszczy Kaili, co wywołuje u nas wszystkich falę śmiechu, jednak grzecznie za nią podążamy.
Im dalej jesteśmy, tym bardziej oniemiała jestem. Każdy z siedmiu domków jest wykonany z jasnego, ekskluzywnego drewna, które piasek nieco zniszczył, ale to jedynie dodaje im uroku, a całość mini kompleksu układa się w półksiężyc. Wszystkie domki mają małe tarasy, z których schodzi się zaraz na plażę, a w oddali dostrzegam duże palenisko z plecionymi ławkami, na których leżą białe poduszki. To jest piękne.
- Gdzie odbywa się impreza? - pytam Fredo, podziwiając widoki łapczywym spojrzeniem.
- W środkowym domku, jest największy i przeznaczony na takie przyjęcia - odpowiada chłopak, uśmiechając się do mnie. Przyglądam się budynkowi i okazuje się, że faktycznie jest dużo większy niż pozostałe domki, a w dodatku ma średniej wielkości basen oraz piękny ogród. To istny raj.
- Jak idą przygotowania? - Tym razem odzywa się Angie, kiedy ja rozpływam się nad widokiem.
- Świetnie. Praktycznie wszystko gotowe. Ekipa sprawuje się doskonale - mówi zadowolony Alfredo, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- A tutaj będzie mieszkał Justin - oznajmia Kaili, kontynuując swój słowotok. Wstyd się przyznać, ale kompletnie jej nie słuchałam. No, do tej pory.
- Mogę tam zaglądnąć? - pytam niezręcznie, przygryzając wargę.
- Myślałem, że chcesz się tam już rozpakować - odpowiada Fredo z zaskoczoną miną.
- Nie mogę - śmieję się. - Przynajmniej nie dzisiaj. Zapomniałeś już, że Justin nie może wiedzieć, że tu jestem?
- Och, faktycznie - wzdycha chłopak, lekko się rumieniąc.
- Tylko tu zerknę, później pójdę do pokoju Angie - wyjaśniam, robiąc pierwszy krok w stronę apartamentu Justina.
- Faith - odzywa się nagle moja przyjaciółka lekko zadręczonym tonem.
- Tak? - Odwracam się i patrzę na nią pytająco.
- Jutro przyjedzie Za i... no wiesz... może wygadać się Justinowi, jeśli zobaczy twoje ciuchy u mnie - wyjaśnia pospiesznie, gapiąc się na swoje stopy, jakby czuła się niezręcznie
- Rzeczywiście! - wykrzykuję. - Kurczę, w takim razie muszę przespać się gdzieś indziej.
- Przepraszam... - wzdycha Angel.
- Hej, chica wyluzuj - śmieję się. - Masz zupełną rację. Coś wymyślę.
- U mnie i u dziewczyn jest jedno wolne łóżko, więc możesz spać dziś u nas - proponuje Kaili, uśmiechając się promiennie jak to ma w zwyczaju.
- Poważnie? Ale cudownie! - cieszę się, odwzajemniając jej piękny uśmiech, po czym podchodzę do drzwi tarasowych domku. - W którym mieszkasz?
- Ostatni, będę czekać. - Mruga do mnie, a ja chichocząc wchodzę do środka.
Odkładam walizkę na bok i zapalam światło, po czym staję oszołomiona. Przed moimi oczami pojawia się ogromna przestrzeń, która jest urządzona i zaprojektowana w taki sposób, że słowa "pięknie" czy "niesamowicie" wydają się być niewystarczające.
Na wprost mnie znajduje się ogromne, królewskie łóżko z białymi prześcieradłami i wielkimi poduchami oraz zagłówkiem z drewna. Nad nim wisi duże lustro z pięknie zdobioną ramą, przez co pomieszczenie optycznie się powiększa, chociaż i tak jest ogromne. Po prawej stronie widzę szafę wnękową i prześliczną komodę obok niej, idealnie pasującą do reszty mebli w pokoju. Pod lewym oknem, które zajmuje prawie całą ścianę jest przepiękna, obita białym materiałem, podłużna sofa z białymi i granatowymi poduchami oraz kutym oparciem. Nad nią wisi piękny baldachim, który podobnie do firan w oknach, falował delikatnie przez wiatr. Już wiem, które miejsce zostanie moim ulubionym.
Dzięki temu, że sypialna utrzymana jest w bieli, ma w sobie wiele świeżości i spokoju.
Ciekawość bierze nade mną górę i podążam w głąb domku, by poznać jego kolejne zakamarki. W korytarzu po lewej stronie dostrzegam drzwi, które jak się okazuje prowadzą do równie pięknej co sypialnia łazienki. Podłoga wyłożona jest jasnymi panelami, ściany są gładkie i białe, a na środku stoi przepiękna wanna, która wręcz zachęca do zrzucenia ubrań i zrelaksowania się w niej. Za nią znajduje się przeszklona przestrzeń, która okazuję się być kabiną prysznicową z ogromną deszczownicą oraz pasem na ścianie wykonanym z kamienia. Po obu stronach, w miejscu gdzie kończą się płytki, rozsypane są brudno-białe kamienie oraz sztuczne egzotyczne rośliny, przypominające mi trzcinę wodną, ale ładniejszą i dostojniejszą.
Gdy unoszę głowę, nade mną rozpościera się gwiaździste niebo, a to zapiera mi dech w piersi. O rany...
Po lewej stronie dostrzegam głęboką umywalkę, duże lustro oraz toaletę, a za mną uroczą szafkę, w której zapewne znajdują się ręczniki i tym podobne rzeczy.
Z ogromnym uśmiechem na ustach opuszczam łazienkę i idę dalej, by odszukać przestronny pokój gościnny z plazmą, konsolą i wygodną kanapą oraz aneks kuchenny, zakładam, że stworzony był na wszelki wypadek, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że ludzie tu gotują.
Upewniając się, że obejrzałam już wszystko wracam do sypialni i rzucam się na to piękne łóżko, wyciągając jednocześnie telefon z kieszeni. Chciałabym, aby Justin już tu był i cieszył się tym wszystkim ze mną, ale wiem, że to niemożliwe. Dlatego chcę z nim chociaż pogadać.

Do: Justin
Śpisz? x

Tutaj jest już grubo po pierwszej w nocy, więc w Los Angeles powinno być około dziesiątej wieczorem. Wiem, że Justin raczej nie sypia o tej porze, ale wolałam zapytać. Nagle mój telefon zaczyna wibrować i okazuje się, że mój chłopak właśnie do mnie dzwoni.

- Cześć - mówię słodko, gdy odbieram.
- Stęskniłem się - odpowiada natychmiast, a ja zaczynam tęsknić za nim jeszcze bardziej. - Co słychać w Dallas?
- Wszystko wraca do normy - stwierdzam, próbując być z nim szczera. - A co u ciebie? Podekscytowany jutrzejszym dniem? - pytam spokojnie, chcąc szybko zmienić temat.
- Jak cholera. Jestem już nawet spakowany - oznajmia z dumą w głosie, a ja zaczynam z tego powodu chichotać.
- Świetnie - rzucam rozbawiona. - O której wylatujesz?
- O szóstej.
- Po południu? - Marszczę brwi.
- Nie kochanie, rano. - Teraz to on się śmieje.
- Och, no tak - mamroczę pod nosem, lekko się rumieniąc.
- Chcę jeszcze odpocząć przed imprezą - dodaje spokojnie. - A co z tobą? Kiedy przylecisz?
Siadam z wrażenia na łóżku, lekko odkasłując i przygotowując się na spełnienie kolejnego punktu z listy.
- Będę w sobotę rano - mówię z żalem w głosie. Póki co idzie mi świetnie. Jednak, gdy słyszę jak Justin klnie po drugiej stronie, mój żołądek nieprzyjemnie się ściska. Cholera.
- Na pewno nie da się tego jakoś przyspieszyć? - pyta z nadzieją tak namacalną, że mam ochotę go przytulić na pocieszenie.
- Nie Justin, przepraszam - wzdycham cicho, nadal brnąc w to kłamstwo.
- Szkoda, chciałbym, żebyś była ze mną na moich urodzinach - rzuca smutno.
- Wiem, kochanie. Naprawdę przepraszam.
- Okej. Jest okej. Po prostu przyjedź do mnie w sobotę, dobrze?
- Oczywiście. To tylko dwa dni. - Próbuję go pocieszyć, w duchu piszcząc z radości, ponieważ mój plan się spełnia.
- Tak. Dwa dni. Dam radę - powtarza cicho. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - odpowiadam szczerze, uśmiechając się lekko. - Do zobaczenia w sobotę.
- Już nie mogę się doczekać - Justin chichocze cicho, po czym powtarza raz jeszcze, że mnie kocha i kończy połączenie.
Ze słodkim uściskiem w brzuchu i zadowoloną miną opuszczam domek Justina, czując coraz większe podekscytowanie jutrem. Wpadam do domku Kaili i reszty dziewczyn, szybko ustalając z nimi plan na jutro.

Justin's POV

Lot na Sint Maarten trwał krócej niż się spodziewałem. Oczywiście trasa nagle nie uległa zmniejszeniu, po prostu prawie cały lot spałem, aby wypocząć przed przyjęciem i to sprawiło, że czas upłynął szybciej. Ale pomimo długiego snu, kiedy tylko dotarłem do swojego apartamentu na wyspach i zobaczyłem ogromne łóżko przed sobą, padłem na nie jak długi, jakbym wcześniej w ogóle nie spał. Co więcej, kiedy przytuliłem się do poduszki, poczułem w nozdrzach zapach, który należał tylko do jednej osoby, Faith. Chyba naprawdę za nią tęsknię.

Koniec końców po dziewiętnastej do mojego pokoju wpadli Ryan oraz John, budząc mnie z błogiego snu i krzycząc, że muszę zacząć się zbierać, jeśli chcę zdążyć na własne przyjęcie.
- I tak nie zaczniecie beze mnie - warknąłem zaspany, podnosząc się z łóżka i przecierając oczy.
- Jasne, Bieber. Ty geniuszu - odrzucił Ryan z sarkazmem, a co oberwał ode mnie poduszką.
- No już dzieciaku, idź się przygotowywać - rozkazał John i siłą rzeczy ruszyłem do łazienki, zrzucając po drodze moje ubrania.
Teraz stoję przed lustrem, a zegar wskazuje na kilka minut po dwudziestej pierwszej. Dokonuję ostatnich poprawek w moim stroju, który prezentuje się świetnie. Lubię wyglądać dobrze i nosić drogie ubrania. Może to płytkie z mojej strony, ale każdy ma swoje wady, prawda?  Zerkam raz jeszcze w lustro, zauważając na moich ustach błąkający się zadowolony uśmiech. Jesteś seksowny, Bieber.
- Idziemy? - pyta Za, zarzucając białą marynarkę na ramiona. - Zdaje się, że impreza już trwa.
Faktycznie. Muzykę już doskonale słychać, więc powinniśmy tam już być.
- Jasne. Przedstawienie czas zacząć - rzucam wesoło i zacieram ręce.
Kiedy wchodzę na salę, dosłownie wszystko we mnie się cieszy. Muzyka nieco cichnie, gdy DJ ogłasza zgromadzonym, że własnie przyszedłem i wówczas tłum zaczyna głośno wiwatować, co wywołuje mój śmiech. Z roześmianą twarzą wchodzę na podest, gdzie znajduje się konsola naszego DJ'a i odbieram od niego mikrofon.
- Rany, strasznie was tu dużo - żartuję na wstępie. - Chciałem wam bardzo podziękować za obecność, nie macie pojęcia ile radości mi tym sprawiliście. Mam nadzieję, że ta noc będzie dla nas wszystkich niezapomniana. Więc pijcie, tańczcie i niczego sobie nie żałujcie - wołam, po czym oddaję mikrofon chłopakowi od muzyki i schodzę na parkiet, gdzie natychmiast zostaję otoczony przez tłum ludzi, chcących złożyć mi życzenia.
Po kilkunastu minutach spędzonych na dziękowaniu i wymienianiu miłych słów ze znajomymi, sączę drugiego drinka, rozmawiając z Miley, która jak zawsze tryska pozytywną energią, oraz z Za, który cały czas obejmuje piękną Angel. Dziewczyna ma niepowtarzalną urodę, a ciuchy, które ma na sobie świetnie podkreślają jej urodę. Rany, Za to niezły szczęściarz.
Nagle w drzwiach pojawiają się trzy kobiety, które przykuwają uwagę każdego faceta w pomieszczeniu. Wszystkie trzy są piękne, a przede wszystkim są moimi przyjaciółkami. To Camile, Kendall oraz Kylie, która idzie pod rękę z Tygą. Chwila, gdzie umknął mi fakt, że oni są razem?
Szukając wskazówek w głowie, uśmiecham się szeroko na ich widok, a gdy Camile jako pierwsza wpada w moje ramiona, Miley krzywi się i piorunuje nas wzrokiem. Ignoruję to, przyjmując lawinę życzeń od całej trójki, a później ściskam się z siostrami Jenner, które śmieją się cały czas bardzo radośnie oraz z Tygą, który klepie mnie po męsku po plecach.
Kiedy dziewczyny dostają swoje drinki rozpoczyna się świetny czas, który upływa nam na rozmowach, tańcu, piciu, wygłupianiu się i czerpaniu z chwili jak najwięcej.
Zauważam, że Miley i Angel cały czas bacznie obserwują Camile, która non stop jest obok mnie i zastanawiam się, dlaczego zachowują się w ten sposób. Nie żeby były nie miłe, ale trochę mnie to wkurza, a co dopiero Camile. Chociaż jakoś nie okazuje irytacji, co mnie cieszy.
Po jedenastej część towarzystwa już przeniosła się na zewnątrz, więc i ja wpadłem tam, pogadać ze znajomymi.
- Nie ma jej tu? - pyta ktoś za mną, a gdy się obracam okazuje się, że to Cam.
- Kogo? - Przechylam lekko głowę, patrząc na dziewczynę z zaciekawieniem.
- Twojej dziewczyny - odpowiada wymownie. Mojej uwadze nie umyka fakt, że jest lekko wstawiona.
- Nie. Przyjedzie jutro. Zatrzymały ją sprawy rodzinne - wyjaśniam spokojnie, uśmiechając się, lecz gdy słyszę odpowiedź Camile, uśmiech lekko gaśnie.
- To takie typowe - mamrocze pod nosem. - To są twoje urodziny Justin, powinna tu być - stwierdza sucho, zbliżając się do mnie.
- Możemy o tym nie gadać, Cam? Sądzę, że mamy lepsze zajęcia. - Uśmiecham się lekko, po czym odsuwam się od niej i zmierzam w kierunku drzwi tarasowych. Nie chcę teraz myśleć o tym, o czym chciała rozmawiać Camile.
Wracam do środka, gdzie od razu dopada mnie Lil Za i ciągnie w stronę stolika. Po rozmowie z Faith wiem, że zobaczę ją dopiero jutro, ale mimo to wciąż rozglądam się dookoła w nadziei, że może jednak gdzieś się pojawi. Wzdycham cicho, gdy moje nadzieje ponownie się rozpadają i podnoszę szklankę do ust, pociągając kilka łyków smacznego drinka. Dookoła jest pełno ludzi, którzy są tu dla mnie i doskonale się bawią, co można powiedzieć również o mnie, ale wciąż czuję niedosyt. Cóż, brakuje mi jej, chciałbym, żeby tu była, nawet jeśli wiem, że czeka nas tutaj jeszcze kilka wspólnych imprez i w pewien sposób wszystko nadrobimy.
Podchodząc do stolika Miley od razu mnie zauważa i wyrzucając ręce w powietrze, piszczy:
- Biebs, zaraz północ! Oficjalne urodziny!
- Taaak - śmieję się, kręcąc głową.
W pewnym momencie Alfredo podchodzi do mnie, łapie mój łokieć i ciągnie bez słowa w kierunku sceny.
- Co jest? - pytam, zaskoczony, nie mając pojęcia co on wyprawia.
- Po prostu mi zaufaj - oznajmia, krocząc pod scenę, a następnie sadzając mnie na czarnym krześle. - Nie próbuj wstawać, jasne?
- Yeah. - Kiwam głową, marszcząc lekko brwi.
Rozglądam się dookoła i dostrzegam, że po moich obu stronach stoją jeszcze cztery krzesła. Cholera, co tu jest grane? Kiedy zaczynam układać różne scenariusze, światła nagle gasną, tworząc półmrok. Scena rozświetla się delikatnie, a na ekranie pojawia się napis : "Happy 22th Birthday, Baby", a pod nim podpis Faith.
Żołądek ściska mi się z napięcia i czekam na więcej, gdy nagle z głośników zaczyna rozbrzmiewać tak doskonale znany mi, seksowny, głęboki głos mojej dziewczyny. JASNA CHOLERA.

Faith's POV

- To twoja noc, kochanie. Chcę ją celebrować z tobą i sprawić, by była niezapomniana. Dlatego uzbrój się w cierpliwość, ponieważ to co zamierzam zrobić, potrwa nieco dłużej. Najpierw spełnię twoje marzenie, a może powinnam nazwać to żądaniem, dlatego mam nadzieję, że to ci się spodoba.  Później ci podziękuję, więc proszę, słuchaj i obserwuj uważnie. Na koniec przekażę ci coś naprawdę istotnego, więc pozostań czujny.  A teraz... Wszystkiego najlepszego, Justin. - Tak kończy się moja nagrana przemowa, którą Fredo zmontował wraz z wspólnymi zdjęciami oraz filmami. Nie mam pojęcia jak Justin na to zareagował i czy w ogóle podobał mu się ten pomysł, ale teraz nie ma już odwrotu. Stoję przygotowana na schodach prowadzących na scenę, czekając, aż światła całkowicie zgasną i usłyszę muzykę, jednocześnie czując jak wszystko wewnątrz mnie ściska się, przekręca i drży.

W końcu Elysandra daje znak, że czas wyjść na scenę, a ja czuję przypływ nerwów i adrenaliny. Odwracam głowę, by ujrzeć Angel stojącą kilka metrów ode mnie, unoszącą zaciśnięte kciuki w powietrze, czym wywołuje mój uśmiech. 
Biorę głęboki, uspokajający wdech, po czym wychodzę na scenę za dziewczynami. CJ i Ely siadają na krzesłach po mojej lewej stronie, a Kaili oraz Carlena zajmują miejsca po prawej. Uśmiecham się delikatnie, kiedy czuję buzującą w moich żyłach adrenalinę, choć poziom moich nerwów przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Poprawiam się na drewnianym krześle, jednocześnie rozplątując niektóre frędzle i wspominam dzień, kiedy Justin widział, jak tańczyłam salsę...


"- Obserwowałem cię, kiedy tańczyłaś - szepcze mi do ucha. 
-I? - pytam, starając się uspokoić moje szalejące tętno.
- Byłem i jestem zazdrosny - warczy i zgodnie z choreografią odsuwa się ode mnie.
O mało co się nie przewracam na jego słowa. 
- Dlaczego? - mój oddech jest szybki i urywany.
- Bo to nie dla mnie tak tańczyłaś. Bo to nie przede mną kręciłaś biodrami. Bo to nie ja byłem na miejscu Nicka i Jona. Bo to wszystko powinno być moje - mruczy, przyciskając mnie do swojego ciała, wbijając palce jednej dłoni w moje biodro."

A teraz, lada moment, będę tańczyć dla niego. Czyż to niesamowite? Jeszcze kilka tygodni temu, żadne z nas nie pomyślałoby, że cokolwiek może nas łączyć... Nie mogę się doczekać, kiedy muzyka zacznie płynąć z głośników, gdyż z całych sił chcę pokazać Justinowi, że teraz to wszystko należy do niego. Oddałam mu każdy cal swojego serca, a teraz pragnę ofiarować mu również moje ciało. Przechodzą mnie ciarki na tę myśl i w tym właśnie momencie słyszę Ely, która głośno liczy:
- Raz! Dwa! Trzy! - Ułamek sekundy później, równocześnie z pierwszą nutą piosenki, reflektory rozjaśniają scenę i nas. Wyginam ciało, by chwilę później, po kolejnym wyłączeniu i natychmiastowym włączeniu świateł, zmienić pozycję na inną. Tak dzieje się cztery razy, aż w końcu kopnięciem w tył, ja i dziewczyny odsuwamy krzesła i rozpoczynamy prawdziwą, przesiąkniętą zmysłowością, namiętnością i seksem, salsę. 
Natychmiast wzrokiem odnajduję Justina, siedzącego dokładnie kilka metrów ode mnie w linii prostej. Ma lekko rozchylone wargi, duże oczy i siedzi lekko osunięty na krześle. Jego klatka piersiowa odpada i unosi się szybciej niż zwykle, co informuje mnie o tym, że jest podekscytowany i zaintrygowany. To daje mi ogromnego kopniaka energetycznego. Nie zwracam uwagi na resztę gości, których wzrok również jest wlepiony we mnie i dziewczyny, oni nie są teraz istotni. To ja i Justin jesteśmy teraz najważniejszy. Czuję się, jakbym dawała mu prywatne show.
Gdy piosenka dochodzi do pewnego momentu, nie przestając tańczyć, schodzę ze sceny i zbliżam się do Justina. Widzę jak na tę ruch, chłopak wsysa powietrze przez usta i lekko zagryza dolną wargę, a to w niesamowity sposób działa na moje ciało, zgrzane i pragnące Jego dotyku. Zbliżam się do niego bardzo powoli, kołysząc biodrami, płynnie ruszając tułowiem i przerzucając włosy z jednej strony na drugą, kusząc go. Widzę jak pochłania wzrokiem moje ciało, a w mojej głowie pojawia się jedna, główna myśl, migocząca neonem: " Już niedługo!". Nie zamierzam się do niego zbliżać na więcej niż powinnam. Tańczę i cicho przekazuję mu informację. Mam nadzieję, że zrozumiał, że to jest to żądanie, o którym wspominałam. Ostatnie kilka ruchów i muzyka ulega zmianie. Podchodzę szybko do Justina i pod wpływem emocji, całuję go w sam środek ust, a później wybiegam na scenę, gdzie zdzieram z siebie sukienkę, zostając w czarnych, opinających spodenkach z wysokim stanem oraz czarnej, gładkiej bardotce. W przejściu między jedną a drugą piosenką, Kaili rzuca mi koszulę, która należy do Justina i natychmiast ją zakładam. Jego zapach otula mnie w kilka sekund, co sprawia, że czuję chmarę motyli w moim brzuchu.
Krzesła są już na nowo rozstawione i gdy z głośników zaczyna lecieć piosenka Beyonce (nie wybrałam jej przypadkowo) Dance for you, siadam na krześle tyłem do Justina i uśmiecham się szeroko. Słowa tej piosenki idealnie oddają to, co do niego czuję. Cieszę się, że mogę mu to przekazać w taki sposób, w tej właśnie chwili. Mam wrażenie, jak gdyby Beyonce pisała tę piosenkę specjalnie dla nas, na tę okazję, ponieważ każde słowo jest trafione w samo sedno. Cholernie liczę, że Justin słucha tego o czym śpiewa jego ukochana piosenkarka. Tańcząc tę choreografię, czuję się piekielnie seksownie, a to dopiero cisza przed burzą, ponieważ ostatni taniec ma pokazać wszystko mojemu chłopakowi, czarno na białym.
Gdy piosenka dochodzi do słów "Them other chicks are superficial, but I know you know I'm the one", zerkam ukradkiem na Camile, stojącą nieopodal Justina i patrzącą na mnie morderczym spojrzeniem. Uśmiecham się dumnie, wiedząc, że wzrok chłopaka jest skierowany wyłącznie na mnie, że zapomniał teraz o wszystkim co jest na świecie, łącznie z nią. To dodaje mi więcej wiary w siebie, więcej poczucia własnej wartości. Potrafię sprawić, że bóg seksu, do którego wzdychają miliardy nastolatek, skupia się tylko na mnie. To dopiero jest wyczyn.
Wracam spojrzeniem na Justina, który wypala dziurę spojrzeniem w moim ciele wywołując dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa.
Kończę tę choreografię, odsuwam ponownie stołek w tył i zaczynam kolejną, oddychając głęboko. Oblizuję wargi, gdy kolejny raz dosięga mnie pożądliwe spojrzenie jubilata. Mogę sobie tylko wyobrazić co powie, kiedy skończę całe to show i prawdę mówiąc nie wiem, czy powstrzymam napięcie, które się we mnie gromadzi od jakiegoś czasu.
Słowa Ego, czyli ostatniej piosenki, którą zatańczę, są jasnym oświadczeniem dla Justina z mojej strony. Pragnę go i potrzebuję. Chcę przeżyć z nim niezapomniane chwile, które będę w kółko rozpamiętywać w mojej głowie. Tańcząc w takt melodii, powoli zbliżam się do chłopaka, wywołując tym samym uśmiech na jego twarzy. W jego oczach tańczą iskierki, mówiące o tym, że jego pożądanie z każdą chwilą rośnie coraz bardziej, co bardzo mnie cieszy.
Piosenka zbliża się do końca, a ja stoję w takiej odległości od Justina, że ten może mnie dotknąć, jednak ja wyprzedam jego zamiary. Cały czas patrząc mu w oczy siadam na nim okrakiem, a jego dłonie natychmiast wędrują na moje lędźwie. Oboje ciężko dyszymy, patrząc sobie głęboko w oczy, a między nami tworzy się niesamowicie gęsta, przesiąknięta namiętnością atmosfera.
Kładę dłonie na jego policzkach i delikatnie się uśmiechając, całuję go w sam środek jego ust.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie - szepczę przy jego twarzy, próbując uspokoić oddech.
- Błagam cię, rób to co przed chwilą zrobiłaś do końca życia - wzdycha cicho Justin, przysuwając mnie bliżej siebie. 
Zaczynam chichotać i pomimo, że jest mi teraz doskonale, to oboje musimy wstać, by ludzie nie pomyśleli sobie więcej niż powinni. Tak więc po kilku sekundach zsuwam się z kolan Justina i dopiero teraz zauważam i słyszę, że wszyscy biją głośno brawo i wiwatują na naszą cześć. Zaczynam się śmiać, jednocześnie cofając się w tył, ale Justin szybko łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie, pozwalając mi schować się na moment w jego ramionach.
- Panie i panowie, moja dziewczyna! - woła głośno, a ja automatycznie zakrywam twarz dłonią. Wszyscy zaczynają życzliwie się śmiać, przyglądając nam się jeszcze przez chwilę. Zauważam, że Camile gdzieś zniknęła, ale prawdę mówiąc mam to gdzieś. 
- Za chwilę wracam - rzucam szybko do Justina, cmokam jego ciepły policzek i wyplątując się spod jego ramienia, uciekam za kulisy, nie dając mu się przypadkiem zatrzymać.
Wbiegając na tyły sceny słyszę obok siebie głośny pisk, który należy tylko i wyłącznie do jednej osoby. Angel. 
- Dulce Jesús, chica! To było cholernie gorące! - krzyczy i pociąga mnie do uścisku. 
- Chryste, Angie, połamiesz mi żebra! - śmieję się, próbując złapać oddech. 
- Przepraszam, ale ten występ to moje pieprzone życie! - rozpacza dziewczyna, przerysowując swoje ruchy.
Zanim mam okazję odpowiedzieć, moje współpartnerki taneczne pojawiają się na backstage'u i natychmiast rzucają się w moją stronę, okazując swoje zadowolenie.
- Jestem z nas tak dumna! - wzdycha Kaili, poklaskując w dłonie i wywołując nasz śmiech.
- Rany, dziewczyny, nie wiem, co bym bez was zrobiła. Dziękuję - mówię poruszona, a później ściskam każdą z nich, wyrażając tym samym swoją wdzięczność.
- No, dość już tych czułości! Niech Faith lepiej się przebierze, zanim pewna osoba z sali nie wytrzyma i tu wpadnie - żartuje Angel, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc do niewielkiej łazienki za nami.
- Dobra, tutaj masz rzeczy, w które się przebierasz - instruuje mnie przyjaciółka, wskazując na wieszak za mną. - Ale najpierw zajmę się włosami i makijażem. Siądź tutaj. - Przysuwa niewielkie krzesełko do moich nóg i jednym ruchem sprawia, że grzecznie na nim siedzę.
- Chryste, Angel - jęczę, gdy obijam tyłkiem o metalowe siedzisko.
- Podziękujesz mi później - rzuca obojętnie i natychmiast zabiera się do pracy.
W ten oto sposób dwadzieścia minut później stoję wystrojona od stóp do głów i czuję się jak milion dolarów. Każdy detal jest idealnie dopasowany, a połączenie złota oraz ciemnego odcienia niebieskiego, sprawia, ze wyglądam elegancko i klasycznie. Obie z Angie jesteśmy zadowolone z efektu końcowego.
- Rany, chica. Jesteśmy gorące - komentuje moja przyjaciółka, a ja odpowiadam jej wesołym śmiechem i szybkim całusem w policzek.
- Dzięki! 
- Mówiłam, że będziesz dziękować - dodaje dziewczyna, uśmiechając się dumnie, a następnie zabierając kopertówę z blatu wymija mnie i otwiera drzwi. - No chodź, już wystarczająco długo czeka. - Puszcza mi oczko i chichocząc, wychodzi na korytarz prowadzący na salę. 
Ona się nigdy pod tym względem nie zmieni. Wciąż jest niesamowicie bystra, magnetyczna i zabawna, za co niesamowicie ją kocham oraz szanuje. Biorąc głęboki oddech ostatni raz przeglądam się w lustrze i ruszam w kierunku, w którym podążyła Angel. 
Wychodząc na salę do moich uszu natychmiast dobiega głośna muzyka i gwar spowodowany rozmową wszystkich obecnych tu ludzi. Nie spodziewałam się, że aż tylu ich tu będzie, ale to miłe zaskoczenie. Cieszę się, że wszyscy ważni dla Justina ludzie przybyli tu, by wspólnie celebrować jego urodziny. Zasługuje na to jak nikt inny. 
Omiatam wzrokiem salę w poszukiwaniu jakiejś znajomej mi twarzy, ale wtedy ktoś ciągnie mnie za rękę w tył, wywołując tym samym mój pisk, który i tak jest praktycznie niesłyszalny z powodu muzyki i rozmów.
- Co do...? - rzucam pod nosem oszołomiona, ale gdy zauważam czekoladowe oczy wpatrzone w moją twarz, przestaję się szarpać. Na moje usta zakrada się łobuzerski uśmieszek, gdy zauważam minę  Justina. Jest poważny, zdeterminowany i nadal tak piekielnie seksowny. 
- Dobry Boże - jęczy pod nosem, a później zamyka nasze wargi w gorącym, namiętnym pocałunku. I to jest właśnie ten moment, na który moje ciało tak długo czekało. Całe moje pożądanie wybucha, poruszając każdy mięsień w moim ciele, wołając o więcej. Wplatam palce w miękkie włosy Justina, ciągnąc za nie delikatnie wywołując tym ciche pojękiwanie z jego strony. Boże, potrzebuję więcej. 
Napieram ciałem na jego ciało i mam wrażenie, że oboje zaraz spłoniemy.
- Chcę. Cię. Tak. Cholernie. Mocno - duka między pocałunkami, a ja jęczę wprost do jego wilgotnych, miękkich ust. Chłopak dociska moje biodra od jego krocza, zakładam, że odruchowo, a ja czuję na swoim udzie pożądanie Justina. Przeszywa mnie gorący, mocny dreszcz i gdyby nie moja podświadomość, gromiąca mnie wzrokiem za dziwkarskie zachowanie, pewnie w ogóle bym nie przestała. Jednak w porę odzyskuję rozum i niechętnie odsuwam Justina delikatnie od siebie.
- Nie... - woła szeptem, jak gdyby nie rozumiał co się dzieje.
- Justin, tu są ludzie - mówię cicho, patrząc na jego piękną twarz.
- Nie obchodzi mnie to - rzuca  i nachyla się z zamiarem ponownego pocałowania mnie. 
I choć bardzo tego chcę, nie mogę na to pozwolić. Nie, gdy jest tu tylu ludzi, który nas z pewnością obserwują. 
- Uwierz mi, że ja też najchętniej zapomniałabym teraz o wszystkim i oddała się tylko tobie, ale nie mogę. Chodź, z pewnością nas szukają - mówię spokojnie do Justina. Na widok rozczarowania w jego oczach serce mi się ściska i delikatnie się krzywię. - Przepraszam... - szepczę, opuszczając wzrok. Cholera, źle to wszystko rozegrałam.
- Hej, wszystko w porządku - słyszę nagle. - Masz rację, skarbie, to nie jest miejsce i czas. - Justin unosi mój podbródek, szybko całując mnie w usta. - Po prostu chciałem ci podziękować, za najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek mogłem dostać - wzdycha. - To takie dwa w jednym - chichocze, a ten dźwięk to miód na moje serce. 
- Dwa w jednym? - pytam, unosząc brew i podając dłoń mojemu chłopakowi, ponieważ postanowił wrócić do gości. 
- Wróciłaś i zatańczyłaś dla mnie. Dwa w jednym. - Przytakuje sam sobie, po czym obejmując mnie ramieniem, przyciska usta do mojego ucha.
- Wyglądasz niesamowicie pięknie - mruczy, a mnie przechodzą dreszcze. 
- Dziękuję - odpowiadam grzecznie i zakładam włosy za ucho, delikatnie się uśmiechając.
Po chwili docieramy do miejsca, gdzie znajdują się wszystkie znajome twarze. Gdy tylko Kylie oraz Kendall mnie zauważają, pędzą w moją stronę, by kilka sekund później odsunąć ode mnie Justina i zamknąć mnie w uścisku, piszcząc do ucha, jak bardzo im się podobało. To napełnia moje serce i powiększa ego, ale jeszcze nie zahacza to o samouwielbienie czy narcyzm. Całuję je obie w policzki i dziękuję, za miłe słowa. Zanim zdąże cokolwiek dodać, ktoś zawiesza się na mnie od tyłu i mocno mnie tuli.
- Teksas, zmienię dla ciebie orientację, zrobię wszystko, tylko zatańcz tak dla mnie na moich urodzinach. - Natychmiast poznaję Miley, która postanowiła teraz stanąć przede mną i dać mi pełne uznania spojrzenie.
- Wystarczy, że ładnie poprosisz i będziesz miała wszystko załatwione - odpowiadam ze śmiechem, puszczając do niej oczko.
Miley zaczyna klaskać w dłonie, śmiejąc się wesoło, a następnie sięga po drinka, przyniesionego przez kelnera i uśmiechając się do mnie porozumiewawczo, odchodzi na parkiet. 
- Myślałem, że to moje urodziny - rzuca Justin, kiedy kolejna osoba gratuluje mi występu.
- Przepraszam, nie chciałam kraść ci show. - Mrugam do niego i kołysząc biodrami idę do mojej przyjaciółki, która w dłoni trzyma drinka dla mnie. W tej chwili rozpoczyna się prawdziwa impreza.
Przez kolejne trzy godziny wszyscy korzystamy w uroków tego miejsca i chwili ile tylko możemy. Wraz z dziewczynami praktycznie nie schodziłam z parkietu, szalejąc na nim do upadłego. Tylko czasem Justin siłą przyciągał mnie do siebie, byśmy mogli znów pobyć chwilę ze sobą. Ilekroć nasze ciała się stykały czułam jak każdy cal mnie pragnie go, potrzebuje jak tlenu. Tego dnia, budząc się rano poczułam, że jestem gotowa dać temu mężczyźnie wszystko co mam, łącznie z moją niewinnością. Wiem, że on tylko z szacunku do mnie, nie naciska na seks, ale widzę to po nim, że bardzo tego chce, tak samo jak ja. W końcu oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi, jedno z nas jest bardziej, drugie mniej doświadczone, ale przestało mnie to obchodzić. Gdy myślę o tym, nie boję się. Wiem, że Justin zadba o mnie, sprawi, że zapomnę o strachu i o bożym świecie.
Po trzeciej nad ranem sala zaczęła pustoszeć, więc postanowiłam odszukać Justina i zapytać się, czy wszystko w porządku. 
Koniec końców znajduję go na tarasie, obserwującego ocean. Przez moment pozwalam sobie rozkoszować się tym widokiem, ale w końcu podchodzę do niego i tuląc się do jego umięśnonych pleców, pytam:
- Wszystko w porządku? 
- Tak. - Kiwa głową, obracając się i biorąc mnie w ramiona. - Chodźmy już do apartamentu. 
- Okej - odpowiadam bez namysłu, uśmiechając się do niego promiennie. 
Justin chyba nie spodziewał się tak pozytywnej odpowiedzi, ale w jego oczach zaczynają tańczyć iskierki radości. Darując sobie pożegnania, Justin łapie moją dłoń i spacerkiem wracamy kamienną ścieżką do jego domku. 
To było oczywiste, że spędzimy razem noc w jego pokoju, ale ja chcę, aby ta noc była magiczna, abyśmy o wszystkim zapomnieli. Obawiam się jednak, że Justin jest po prostu bardzo zmęczony i chce się położyć, ponieważ przez całą drogę milczy. Gdy otwiera drzwi tarasowe, wchodzi jako pierwszy do środka i zrzuca z siebie marynarkę, nawet na mnie nie patrząc. Co jest do cholery? Zanim zdążę coś powiedzieć, Justin doskakuje do mnie i przyciska mnie do ściany obok okna, wolną dłonią puszczając zasłony, by zakryć widok ciekawskim. 
Jego usta są tak ciepłe i spragnione, że każdy pocałunek wywołuje silną reakcję mojego ciała. Nagle Justin przenosi wargi na moją szyję, najpierw całując, a później ssąc moją wrażliwą skórę. Jęczę głośno, wyginając swoje ciało w poszukiwaniu jego, a on przyciąga mnie wtedy mocno do siebie. 
- Proszę... - spanie przy moim uchu, przesuwając dłońmi po moich biodrach. Wiem doskonale o co prosi.
- Tak - odpowiadam natychmiast, pociągając go ponownie do pocałunku. Przez moment Justin nie odpowiada, ale gdy przygryzam jego wargę, otrząsa się z zaskoczenia, które go ogarnęło. Nie odrywając ode mnie ust, zniża się lekko i podnosi mnie do góry, tak, że oplatam go nogami w pasie. Teraz czuję jak bardzo moje ciało pragnie Justina; moje majtki są naprawdę mokre. Czuję ukłucie zażenowania, ale staram się je odsunąć na bok i skupić się na przyjemnościach. 
Justin ostrożnie podchodzi ze mną do łóżka i kładzie mnie na nim, pochylając się nade mną. Po chwili jego dłonie znajdują się na najwyższym guziku mojej koszuli. Patrzy mi w oczy w milczeniu, czekając na pozwolenie, które z radością mu daję. Tak, chcę by ściągnął ze mnie ubrania. Tak, chcę poczuć jego dotyk dosłownie wszędzie. Tak, chcę mu się oddać w całości. 
Nie mija kilka sekund, a moja koszula ląduje gdzieś na podłodze, a obok niej moje szpilki. 
Teraz leżę rozciągnięta, ubrana jedynie w czarną bieliznę na łóżku mężczyzny, który zmienił moje życie. Patrzy na mnie z góry, stojąc przy końcu łóżka i bada spojrzeniem każdy cal mojego ciała.
- Jesteś taka piękna - mruczy bardziej do siebie, niż do mnie. Mimo to, czuję jednak lekkie skrępowanie i staram się zasłonić dłońmi moje ciało. To głupie, przecież nie raz Justin widział mnie w samej bieliźnie... 
Justin nagle potrząsa głową, dając mi do zrozumienia, że nie powinnam się zakrywać i że mu się to nie podoba. Prycham niezgrabnie, starając się stłumić w sobie wstyd. Nagle zauważam, że ten bóg seksu, pozbył się koszuli, a jego spodnie prowokacyjnie wiszą na jego biodrach, przez co ciche westchnienie ucieka z moich ust. 
- Chodź tu - odzywa się nagle nisko Justin, wyciągając do mnie dłoń. Nieco zmieszana, podnoszę się i niepewnie podaję mu swoją drżącą dłoń. Chłopak ściska ją mocniej, po czym przyciąga mnie do siebie i składa szybki pocałunek na moich ustach. 
- Nie wstydź się, twoje ciało jest naprawdę piekne - szepcze cicho, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
Cała drżę, gdy jego dłonie wędrują na moje plecy, a konkretnie to zapięcia mojego stanika. Justin zauważa to, że się spięłam i ponownie łączy nasze usta, tym razem nie odpuszczając. Pozwala mi się skupić na jego ustach, zamiast na dłoniach majstrujących przy biustonoszu. Nagle czuję, że moje ciało jest już w połowie nagie. Góra mojej bielizny ląduje na podłodze wraz z resztą moich ubrań, a ja mam ochotę krzyknąć "wróć!". Jednak gdy zauważam pełne uwielbienia spojrzenie, jakim obdarza Justin zapominam o tym, co chciałam zrobić. Pod jego dotykiem ponownie kładę się na miękkim łóżku, ale tym razem on podąża za mną. Ponownie przylega do mnie ustami, a jego dłonie wędrują po moim ciele, zahaczając raz po raz o linię moich majtek. W końcu jego usta opuszczają moje wargi i torując sobie drogę w dół, zamykają się na moim wrażliwym sutku. Och! To takie intensywne uczucie, że jęczę przeciągle, wyginając moje ciało w łuk. Chryste, to co on wyprawia ze swoim językiem to istne czary.
Oddycham głośno i płytko, gdy duża dłoń Justina nagle ląduje na mojej kobiecości. Prawię zachłystuję się powietrzem, czując jego dotyk TAM! O rany... Justin waptruje się w moje oczy, upewniając się, że tego chcę. Oblizuję pomału wargi i po chwili namysłu dociskam swą dolną partię ciała do jego dłoni, wywołując radość na jego pięknej twarzy. Z każdym kolejnym muśnięciem, czuję jak coraz bardziej staję się przemoczona, a moje jęki przybierają na sile. Boże,pragnę go. Teraz. Rozchylam nieco bardziej swoje nogi, dając Justinowi do zrozumienia, że cholernie mocno go chcę. Chłopak nie czeka długo i zdecydowanym ruchem pozbywa się moich majtek, sprawiając, że jestem teraz zupełnie naga.
- Taka piękna. Tak mokra. Moja - warczy nisko, całując mnie za uchem. 
W ciągu kilku chwil on również jest zupełnie nagi i... WOW. Jest imponujący. Przełykam ślinę, kiedy Justin sadowi się między moimi nogami. Obsweruję jak nakłada na swoją naprawdę okazałą męskość prezerwatywę, którą musiał wcześniej skądś wyjąć. Nawet nie mam pojęcia skąd. 
Justin obniża się i opiera teraz na łokciach, głaskając lekko moją twarz. 
- Rozluźnij się, skarbie. Nie skrzywdzę cię - mruczy cicho, po czym całuje mnie czule i słodko. - Gotowa? - pyta spokojnie, obserwując moją reakcję.
- Tak - odpowiadam ochrypłym głosem, po czym zamykam oczy. 
Jedno pchnięcie i Justin jest już we mnie. Jedno pchnięcie i po moim dziewictwie ani śladu. Jedno pchnięcie, a tyle bólu. 
- W porządku? - pyta ostrożnie chłopak, patrząc na mnie z troską.
Kiwam w milczeniu głową, starając się poradzić sobie z dyskomfortem spowodowanym tym, co stało się przed chwilą. 
- Teraz będę się poruszać, dobrze? Najpierw powoli, a później, jeśli poczujesz się lepiej, zrobię to szybciej. - Wyjaśnia, głaszcząc mój policzek.
Patrzę na niego w milczeniu, jednak nagle postanawiam się odezwać, oswajając się z jego imponującym rozmiarem wewnątrz mnie.
- Justin? 
- Tak?
- Kocham cię - szepczę. - A teraz proszę, ruszaj. Chcę poczuć to, na co czekałam od tak dawna.
- Moja dziewczynka - rzuca z uznaniem, po czym zaczyna poruszać biodrami w przód i w tył. 
Rany, teraz, kiedy boli mniej, chcę to robić codziennie. 






I'M BACK.