poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 6

"To tylko cholerny taniec!"



Patrzę na zegarek, który wskazuje na kilka minut po 12. Okej, spałam trochę za długo. Czuję jak moja głowa pulsuje, a ciało jest odrętwiałe z powodu małego kaca. Biorę parę głębokich oddechów i próbuję przyswoić to co właśnie zobaczyłam. Nie chcę uchodzić za kochankę Justina, nie chce nawet być jego "niby dziewczyną". W ogóle nie chcę być dla niego nikim innym niż tancerką z jego nowego teledysku. Nasza znajomość zakończy się tak szybko, jak się zaczęła.
"Nie wierzysz w to!" kpi sobie moja podświadomość, a ja mam ochotę skopać jej tyłek. Mogłaby chociaż raz zamknąć tą swoją przemądrzałą gębę. Przestaję ją lubić.
Angie siedzi cały czas na moim łóżku i gapi się raz na mnie, raz na tablet z najnowszą plotką.
- Co teraz? - pyta w końcu, patrząc na mnie łagodnie.
- Nie mam zielonego pojęcia. To musiało się tak skończyć - jęczę i chowam twarz w dłoniach. 
Czuję się jakby właśnie przejechał mnie czołg, a do tego ta sytuacja powoduje u mnie uczucie przytłoczenia i winy.
Justin ma dziewczynę, co prawda nie wiem czy w ogóle ją kocha i jak wygląda ich relacja, ale nadal z nią jest. Nie mam pojęcia co Shayla pomyśli o tym wszystkim, ale ja na pewno nie chcę być postrzegana przez ludzi jako kobieta, która rozwala związki celebrytów.
Sięgam po telefon i widzę powiadomienie z Twittera na ekranie. Wchodząc w aplikację czuję się jakaś nerwowa. Chryste, czuję się tak odkąd wstałam. Widzę, że mam wiadomość i domyślam się od kogo.

Justin Bieber @justinbieber
Sądzę, że widziałaś już artykuł. Nie przejmuj się nim. Nie odpowiadaj też na ŻADNE  pytania, jasne? Moi PR-owcy wszystkim się zajmą. Wyjdę dziś gdzieś na miasto z Shaylą, te hieny przerzucą uwagę na nas. Przepraszam za to, Faith.

Czy Justin Bieber czuje się winny? Zastanawiam się, czy powinien. Ale nie mniej jednak zaskakuje mnie jego podejście do sprawy. Pozytywnie. Zmartwił się i muszę przyznać, że to miłe z jego strony. 
Nie mam zamiaru  tym z nikim gadać poza Angel i może Eddim. Ach, no i z pewnością Channy wpadnie zrobić rewolucję, ale mam nadzieję, że pojawi się wieczorem. Jestem zbyt zmęczona i za bardzo źle się czuję, by stawiać czoło jej inkwizycji wcześniej niż przed 18. 
Wzdycham głęboko i zbieram się, by mu odpisać.

Faith @faithwihford
Ciężko będzie to olać, kiedy w oczach całej Ameryki ( jeśli nie świata) uchodzę za ździrę, która rozwala związki. Ale mimo wszystko postaram się to zrobić ;)
Nie zamierzam rozmawiać o tym z nikim poza przyjaciółmi. No i nie przepraszaj, to nie Twoja wina, że ktoś postanowił zrobić nam zdjęcie i tym samym wywołać sensację. Jakoś poradzę sobie z tą falą nienawiści :) dzięki za troskę.

Wysyłam wiadomość w kilku częściach i odkładam telefon na szafkę. Obracam głowę w stronę okna i uśmiecham się widząc, że świeci słońce. Tutaj chyba pogoda nigdy nie zawodzi.
Wciąż myślę o tym artykule, który stawia mnie w niezbyt dobrym świetle. Zastanawiam się, czy ludzie w Dallas mnie poznali, bo jeśli tak to mam przerąbane jeszcze bardziej. Pomyślą, że wkręciłam się na imprezę z Bieberem, bo moi rodzice są wpływowymi ludźmi. Wkurza mnie to, bo do tego miejsca doszłam swoją ciężką pracą, nie kontaktami mamy i taty, ale przecież kogo to obchodzi. Wzdycham zrezygnowana i czuję coraz większy ból głowy.
- Wracam do spania - oznajmiam i rzucam się na poduszkę.
- Nie jesteś głodna? - pyta Angel, kiedy zamykam oczy.
- Prawdopodobieństwo, że zwrócę jedzenie jest zbyt duże - odpowiadam cicho i skulam się w kłębek. 
- Przyniosę ci jakieś tabletki - głaszcze mnie po głowie i wstaje z łóżka.
Domyślam się, że Angie albo lepiej znosi kaca, albo w ogóle go nie ma. Tak czy inaczej jestem jej wdzięczna za troskę. Czuję się coraz bardziej przytłoczona tempem, w jakim to wszystko się dzieje. Ledwo tu przyjechałam, a mam ochotę wyjechać na urlop. 

Budzę się wieczorem i czuję się wypoczęta. To mija, kiedy odzywa się mój ból głowy, chociaż i tak jest słabszy niż wcześniej. Postanawiam iść na dół po jakieś proszki, ale kiedy obracam się na łóżku, widzę na szafce tabletki i szklankę wody. Uśmiecham się lekko wiedząc,że to Angie je przyniosła tak jak obiecywała. Biorę więc lekarstwa i popijam je wodą, a potem wychodzę z łóżka i schodzę na dół, gdzie mam nadzieję spotkać Angel. Udaje mi się, ale zastaję ją w towarzystwie Eddiego, który bardzo się ekscytuje, opowiadając jej o czymś. Kiedy mnie zauważa uśmiecha się szeroko i podchodzi do mnie, zamykając w ciepłym uścisku.
- Jak się czujesz, mamacita? - pyta, lustrując mnie spojrzeniem.
- Już lepiej, dzięki - uśmiecham się słabo i podchodzę do wyspy, po czym wsuwam się na wysokie krzesło. - Tak w ogóle, to co tu robisz?
- Wpadłem was odwiedzić - wyjaśnia. - No i wiesz, ta cała sprawa z Bieberem...
- O Boże - jęczę i chowam twarz w dłoniach. - Jak się bawiłeś? - pytam, chcąc odejść od tematu.
Eddie patrzy na mnie z uniesionymi brwiami, widocznie nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Angie posyła mu karcące spojrzenie i odkłada ścierkę na blat, w którą wycierała dłonie.
- Ian do ciebie dzwonił - oznajmia cicho, zakładając włosy za ucho.
Marszczę brwi. Przecież słyszałabym telefon w pokoju.
- Nic nie słyszałam - odpowiadam. 
Angie sięga do tylniej kieszeni spodni i wyjmuje z niej moją komórkę. - Wzięłam ją ze sobą, bo bałam się, że ktoś cię obudzi.
- Dzięki - uśmiecham się słabo i sięgam po winogrono, które leży w półmisku. - Co u niego?
- Martwił się o ciebie - wyjaśnia, rzucając krótkie spojrzenie w stronę kuchenki, gdzie gotuje się jakiś sos. 
- Niby czemu? - pytam. Chyba jestem rozdrażniona.
- Obawiał się, że no wiesz... ludzie po tym zdjęciu z Bieberem będą chcieli cię zlinczować i zastanawiał się, jak sobie z tym radzisz - wzrusza ramionami, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Może i jest.
- Co mu powiedziałaś? 
- W zasadzie to nic. Powiedziałam, że kiedy się obudzisz to do niego oddzwonisz. 
- Dobrze - kiwam głową i zsuwam się z krzesła. - Idę wziąć prysznic.
Nie czekam na odpowiedź, bo i na nią nie liczę. Wbiegam na górę po schodach, wchodzę do łazienki i w mgnieniu oka jestem już pod prysznicem. Ciepła woda przyjemnie rozbija się o moje ciało, przez co czuję się spokojniejsza i bardziej rozluźniona. Namydlam swoje ciało aromatycznym żelem pod prysznic, myję włosy, a potem spłukuję pianę z całej siebie. Wychodzę z kabiny, owijam się miękkim ręcznikiem i zabieram się za suszenie włosów. Po umyciu, czuję się o wiele lepiej niż wcześniej, chociaż nadal nie jestem pewna, czy mogę coś zjeść. Z resztą, chyba nawet nie mam ochoty. Gdy jestem już cała sucha, wychodzę do pokoju, gdzie zakładam czystą bieliznę. Z szafy wyciągam lekko obcisłe szare dresy z melanżu*, które podwijam wyżej kostek, biały luźny t-shirt oraz niskie skarpetki. 
Później ponownie schodzę na dół do kuchni, gdzie tym razem Angel rozkłada talerze. 
- Zjesz coś? - pyta ciepło, zerkając na mnie.
- Chyba nie mam ochoty - odpowiadam. - Idę się przejść. Muszę poukładać myśli.
- Nie jadłaś nic cały dzień - Angel mówi surowo i posyła mi nieprzyjemne spojrzenie.
- Nie jestem głodna - rzucam, idąc do przedpokoju. 
- Ależ jesteś - czuję uścisk na nadgarstku, a potem pociągniecie. To Eddie prowadzi mnie do stołu i sadza przy nim. - Nie wyjdziesz stąd dopóki nie zjesz kolacji. 
Podnoszę ręce w geście kapitulacji i wzdycham. - Dobrze tato - pokazuję mu język.
Angel kładzie przede mną talerz z sałatką, która wygląda wyśmienicie. 
- Smacznego - uśmiecha się i wręcza mi widelec. 
Kręcę głową i zaczynam jeść, ale po chwili przestaję.
- Będziecie się tak na mnie gapić, czy też zaczniecie jeść? - pytam wkurzona, a oni potrząsają głowami i również biorą sztućce do rąk.
Dopiero gdy próbuję sałatki uświadamiam sobie jak cholernie głodna byłam. Pochłaniam posiłek w rekordowym tempie i uśmiecham się szeroko. - To było świetne. 
- Mówiłem, że jesteś głodna - Eddie pokazuje na mnie palcem, a ja cmokam w jego stronę śmiejąc się. Chyba wrócił mi dobry humor.
- To ja lecę - mruczę i wstaję od stołu, zabierając ze sobą pusty talerz. 
Cieszę się, że nie mam nudności, bo to naprawdę było zbyt dobre, żeby teraz to zwracać. Wyciągam jeszcze z lodówki małą butelkę wody i idę do przedpokoju, gdzie zakładam obszerną kurtkę z ciemnego dżinsu i białe sneakersy. 
Mimo, że jest już wieczór na ulicach Los Angeles panuje duży ruch. Ludzie gdzieś się spieszą, zaaferowani swoimi sprawami, które wydają się im być najważniejsze na świecie. Większość, którą mijam ma przy uchu telefon i mówi coś do niego bardzo stanowczo lub beztrosko przemierza chodniki miasta. To takie ogromne zróżnicowanie. Czasem mam ochotę usiąść na ławce w parku i wejść do głowy tych osób, zobaczyć co się w nich kryje, co ich dręczy a co cieszy. To miasto ma tak wiele tajemnic, a ci ludzie zdają się być kluczem do rozwiązania części z nich. 
Kiedy mijam którąś z kolei przecznicę odzywa się mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i widzę na wyświetlaczu numer Nicka.
- Słucham? 
- Cześć Faith! Tu Nick - mówi wesoło.
- Wiem Nick, że to ty - śmieję się. - Mam zapisany twój numer.
- Ach tak, możliwe - odpowiada rozbawiony. - Dzwonię, żeby poinformować cię o jutrzejszej pierwszej próbie do teledysku.
- Super! - wołam, bo jestem szczęśliwa z tego powodu. 
- Jutro w południe widzimy się w tym samym studiu tańca co zawsze - mówi spokojnie.
- W porządku, do zobaczenia - żegnam się i gdy Nick odpowiada, rozłączam się.
Spaceruję jakiś czas po ulicach Los Angeles i jakoś nie martwię się, że zabłądzę. Jakoś dotrę do domu. W dalszym ciągu obserwuję przechodniów i myślę o tym, że w Dallas było jakoś inaczej, mimo że to również licznie zamieszkiwane miasto. Wtedy przypominam sobie, o tym, żeby zadzwonić do Iana. Wyciągam telefon i wybieram jego numer.
- Tak? - słyszę jego głos w słuchawce.
- Cześć Ian - mówię niepewnie.
- O! Cześć Faithie! Jak tam? - pyta głośno, a w jego głosie słyszę radość i coś jeszcze.
- Wszystko w porządku. Angie mówiła, że dzwoniłeś. 
- Martwiłem się - oznajmia. - Ale chyba nie potrzebnie - Ian zaczyna chichotać, a ja marszczę brwi. Jest pijany?
- Ian, wszystko okej? - pytam, bo mam wrażenie, że nie.
- Tak. To znaczy - zaczyna się śmiać - jestem trochę zajęty. 
- Och, oczywiście - mamroczę i zagryzam wargi.
Nagle w tle słyszę jakąś kobietę, która prosi Iana by skończył gadać i wrócił do niej. Ściska mnie w gardle. 
- Chyba masz towarzystwo. Nie będę przeszkadzać. Cześć - mówię szybko i się rozłączam. 
Chwila, czemu się tak zachowuję? Ian to mój przyjaciel. Jest też facetem, więc nie powinno mnie zdziwić to co słyszałam. A mimo wszystko czuję dziwny ból w sercu. Nigdy nie mówił, że ma jakąś dziewczynę na oku... A może to jakaś laska z klubu? Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. 
Wzdrygam się i chowam telefon do kieszeni kurtki. Kiedy podnoszę wzrok zauważam przed sobą ogromny tłum, oblegający wejście do jakiejś restauracji. Widzę, że to w większości paparazzi i zastanawiam się na kogo tym razem czyhają. Już chcę przejść na drugą stronę ulicy, by ominąć tych ludzi, gdy nagle paparazzi zaczynają krzyczeć, a jakieś dziewczyny piszczeć. Odwracam głowę i widzę wychodzących z restauracji Justina i Shayle. A niech mnie. On mnie wszędzie dopadnie. Wygląda nienagannie w ciemnych jeansach, białej koszulce i czarnej marynarce oraz w okularach przeciwsłonecznych na nosie. Chce mi się z tego śmiać, kiedy uświadamiam sobie, że flesze aparatów muszę go bardzo oślepiać. Kilku ochroniarzy idzie obok nich, a Justin ciągnie Shaylę za rękę do samochodu, który na nich czeka przed knajpą. Stoję jak wryta obserwując tę sytuację i robi mi się przykro na myśl, że jego życie, jak zresztą większości gwiazd, wygląda tak cały czas. To do bani. Zakładam włosy za ucho i słyszę jak kilku paparazzi krzyczy podobne pytania: „Dlaczego zdradzasz Shaylę?” ; "Kim jest ta nieznajoma dziewczyna?!"; "Shayla, dlaczego się jeszcze z nim umawiasz?"; "Justin, to prawda, że przespałeś się z tą dziewczyną z klubu?!". 
O kurwa. 
Mrugam kilkakrotnie i próbuję się nie przewrócić. Ludzie są okropni, wymyślając takie bzdury. Nie zdradził Shayli ze mną, ani ze mną nie spał! Mam ochotę zacząć krzyczeć, ale zdaję sobie sprawę, że wtedy te hieny zaatakowałyby mnie. Justin i Shayla znikają w samochodzie i po kilku minutach ruszają, a tłum zaczyna się przerzedzać. Czarny SUV Justina mija mnie, a ja ruszam szybko w kierunku mieszkania, w obawie, że któryś z paparazzi mnie rozpozna. 
Z pochyloną głową w dół przemierzam ulice LA, kiedy odzywa się mój telefon, informując mnie o wiadomości na twitterze. Wchodzę w aplikację i czytam wiadomość. Zgadnijcie od kogo.

Justin Bieber @justinbieber
Mam nadzieję, że uciekłaś przed paparazzi i nic Ci się nie stało ;)

Justin mnie widział? Ale jak to możliwe, przecież tam było stado ludzi!? Gryzę wargę i odpisuję.

Faith @faithwihford
Jak mnie zauważyłeś? Tak, wszystko w porządku ;) Już prawie jestem w domu.

Odpowiedź otrzymuje po kilku chwilach.

Justin Bieber @justinbieber
Widziałem Cię z samochodu. 
W takim razie jestem spokojny. Chociaż byłbym bardziej, gdybym mógł Cię osobiście odprawić do domu.

Słucham? Marszczę brwi i od razu mu odpisuję

Faith @faithwihford
Sama sobie doskonale radzę, dziękuję. Wracaj do Shayli, zajmij się nią. Spędź z nią miły wieczór, Justin.

Ha, mam nadzieje, że zrozumiał!

Justin Bieber @justinbieber
Już z nią nie jestem. 

Przez chwilę myślę, że chodzi mu o to, że się rozstali i zaczynam czuć dziwnie przyjemne skrobanie w klatce piersiowej, ale w odpowiednim momencie budzi się moja ukochana podświadomość, która wszystko przejrzyście mi wyjaśnia, "Chodzi mu o to, że TERAZ jej z nim nie ma, idiotko."
Dzięki, zrozumiałam. 

Faith @faithwihford
Dlaczego? 

Znów słyszę ten specyficzny dźwięk.

Justin Bieber @justinbieber
Odwiozłem ją na imprezę do przyjaciółki. Niemniej jednak, chętnie spędziłbym miły wieczór z Tobą, panno Wihford.

Chyba zwariował. I co to za „panno Wihford”? 

Faith @faithwihford
Justin, tak nie wolno. Przestań. 
Do zobaczenia jutro na próbie, Justin. Dobranoc.

Jestem z siebie dumna, że jestem tak stanowcza, chociaż w głębi duszy chcę tego samego co on. Wiem jednak, że to nie dobrze i karcę za to sama siebie. Ale chociaż zapierałabym się rękami i nogami, nie mogę zaprzeczyć temu, że jest nieziemsko przystojny i magnetyczny. „I nie dla ciebie” mówi uszczypliwie moja podświadomość, a ja przewracam oczami nie mając siły na kłócenie się z nią.
Kiedy wracam do mieszkania Angel jest już sama i siedzi przy kominku z laptopem na kolanach.
- Jak tam? – pyta mnie, kiedy siadam obok niej na podłodze.
- Dzwoniłam do Iana – mówię cicho. – Był z jakąś dziewczyną i chyba był pijany. 
- Co? Niemożliwe – Angie potrząsa głową. – I co to za laska? Nie mówił mi, że kogoś ma.
- Mnie też. A nawet jeśli z kimś by był, to przecież wiedziałybyśmy, że kogoś znalazł – wzdycham.
- Musimy go tu ściągnąć i pogadać face to face - Angie stanowczo kiwa głową, a ja przytakuję jej.
- Spotkałam Biebera i Shaylę – po chwili ponownie się odzywam.
- Rany, widzę, że ten spacer to była niezła dawka emocji, zamiast relaksu – kręci głową moja przyjaciółka i odkłada laptopa na bok. – I co?
- Wychodzili z knajpy, paparazzi się na nich rzucili i krzyczeli naprawdę nieprzyjemne rzeczy – mruczę. – Na przykład o tym, że spałam z Justinem.
- Co?! – piszczy Angel. – Co za podłe żmije! 
- Daj spokój. Całe szczęście, że nikt mnie nie zauważył. 
- No tak, byłoby kiepsko – wzdycha Angie. – Ale przynajmniej pokazał się z nią, to może trochę zatrze tą historię.
- Mhm, właśnie widzisz jak o mnie zapominają – posyłam jej znaczące spojrzenie. – Nawet Bieber o mnie nie zapomina.
- To chyba logiczne, w końcu będziesz u niego tańczyć.
- To nie o to chodzi – potrząsam głową. – Napisał do mnie zaraz po tej sytuacji, pytając czy wszystko gra, bo widział mnie pod restauracją.
- Żartujesz! – Angie piszczy po raz kolejny. – Pokaż mi! 
Podaję jej swoją komórkę, a ona wchodzi na twittera i czyta wiadomości. 
- O mój boże. On się naprawdę na ciebie nakręcił Faithie – mówi, oddając mi telefon.
- Nie chcę tego. To niegrzeczne – naprawdę nie powinien się tak zachowywać.
- Uważaj, bo ci uwierzę – kpi Angel. – Widziałam jak wczoraj na niego patrzyłaś i jak on patrzył na ciebie. Iskrzyło!
- Angel, przestań – syczę. – Chyba musisz odwiedzić okulistę, bo wzrok ci się psuje skarbie. 
- Aha, oczywiście – kiwa głową. – Zobaczysz, jeszcze mi powiesz, że miałam rację.
- Prędzej umrę niż to zrobię – uśmiecham się sztucznie i wbijam wzrok w płomienie w kominku.
Angel zaczyna się śmiać i przytula się do mnie od tyłu, mrucząc mi do ucha, że mnie kocha. Kręcę głową i całuję ją w policzek, mówiąc jej, że jest głupia. 
Reszta wieczoru mija nam na wspominaniu starych czasów, śmianiu się i wygłupianiu. Rozmawiałyśmy też chwilę na Skype z moją mamą i babcią, która wpadła do mamy w odwiedziny. Widząc je uświadomiłam sobie, że bardzo za nimi tęsknie, a minęło dopiero kilka dni. 
W łóżku jestem po chwilę po północy, gdy pożegnałam się z Angel i posprzątałam na dole. Nie mogę zasnąć, więc stwierdzam, że sprawdzę co dzieje się na instagramie. ‘Serduszkuję’ kilka zdjęć swoich znajomych oraz gwiazd, aż natykam się na zdjęcie Justina i jego dwóch kolegów, które dodał jakąś godzinę temu, z opisem „Noc z moimi chłopakami”. Uśmiecham się i klikam serduszko, po czym odkładam telefon na szafkę i zamykam oczy. Po kilkunastu minutach starań udaje mi się zasnąć dosyć mocnym snem.
Następnego ranka budzę się wypoczęta i gotowa do działania. Wychodzę z łóżka i ubieram sportowy biustonosz oraz spodnie do joggingu, ponieważ mam w planach iść pobiegać. Jest kilka minut po 8, więc mam sporo czasu, żeby przyszykować się na późniejszy trening. Idę do łazienki, myję zęby, czeszę włosy i wiąże je w wysokiego kucyka. Wzmacniam go dodatkowymi dwoma gumkami, po czym opuszczam łazienkę i schodzę do kuchni. Tam zjadam banana oraz wypijam szklankę zimnej wody, a potem wychodzę z mieszkania, czując jak energia mnie dzisiaj rozsadza. Na zewnątrz robi się coraz cieplej, a ja uśmiecham się szeroko i zaczynam biec w górę ulicy. Mijam przechodniów, którzy czasem witają mnie ciepłym uśmiechem, a czasem nie zauważają i prawie na mnie wpadają. Nie mam im tego za złe i upewniając się, że wszystko okej biegnę dalej. W słuchawkach śpiewa mi Beyonce swoje „Crazy in love”, a ja śpiewam razem z nią w myślach. O rany, ale mi dziś fajnie.
Po ponad godzinie wracam do domu, gdzie Angie krząta się w piżamie.
- Czemu mnie nie obudziłaś? Pobiegałabym z tobą – mówi smutno, zauważając mój strój. 
- Przepraszam, nie pomyślałam – wzruszam ramionami i cmokam ją w policzek, po czym porywam butelkę wody stojącą na blacie i biorę kilka sporych łyków.
- No dobrze, nic się nie stało. Co jemy na śniadanie? – pyta, otwierając lodówkę. – Trzeba iść na zakupy.
- Pójdziemy wieczorem – decyduję i odkładam wodę na miejsce. 
- Mogą być naleśniki? – Angie posyła mi wyczekujące spojrzenie.
- Idealnie – unoszę kciuki w górę, po czym wyciągam miski i potrzebne składniki.
Wbijam jajka do miski, dolewam mleka i dosypuję mąki, a potem stery przejmuje Angie.
- Idź się myć, ja zajmę się resztą. Nie możesz się spóźnić – poleca i wygania mnie z kuchni, uderzając lekko ścierką w tyłek. 
- Auć – piszczę i idę do łazienki. 
Po krótkim prysznicu wycieram ciało i suszę włosy, a potem idę do pokoju, gdzie ubieram na siebie dresy i luźną koszulkę na ramiączkach. W mieszkaniu czuć już zapach smażonych naleśników, przez co robię się coraz bardziej głodna. 
- Siadaj i jedz – Angie kładzie talerz ze stosem naleśników na wyspie, a mnie podaje pusty. Nakładam sobie kilka naleśników i smaruję je dżemem lub czekoladą. O rany, to jest pyszne. Po usmażeniu ostatniego naleśnika Angel dosiada się do mnie i również zaczyna jeść. 
- Było pyszne! – chwalę Angie i klepię się po brzuchu.
- Dzięki – śmieje się i zbiera talerze.
- Ja sprzątam – biorę je od niej i wypycham biodrem z kuchni. 
Angel kręci głową i wychodzi na górę, w czasie gdy ja ogarniam kuchnię. Piętnaście minut i kuchnia wygląda jak nowa. Przybijam sobie samej piątkę i wychodzę do pokoju, by zapakować torbę. Wkładam do niej ręczniki, rzeczy na przebranie, wodę i elastyczne bandaże, tak na wszelki wypadek. 
Jest kilka minut po 11, więc muszę się zbierać. Idę do przedpokoju i ubieram buty, a Angel staje obok mnie.
- Idziesz gdzieś? – pytam, wiążąc sznurówkę
- Dzwonili z agencji. Chcą się zobaczyć – mówi z uśmiechem i wkłada na nogi białe trampki. 
Czekam na nią i obie wychodzimy z mieszkania. W garażu rozstajemy się, wcześniej życząc sobie powodzenia i dogadując się, że zdzwonimy się popołudniu. 
Przeklinam głośno, kiedy zatrzymuję się w ogromnym korku. Mogłam wyjechać wcześniej, warczę na siebie w myślach i opieram głowę o szybę. Nie chcę się spóźnić na pierwszą próbę, to źle świadczyłoby o mnie. Ruchy!
W końcu, na kilka minut przed wybiciem 12 wbiegam do studia. Wszyscy już są. No prawie – nigdzie nie widzę Justina. 
- Cześć – macham ekipie i gdy odkładam torbę, idę się z nimi przywitać. 
Zauważam, że koło Nicka siedzi jakiś chłopak z kamerą, którego kojarzę z klubu, gdzie tańczyłam salsę. Domyślam się, że to jeden z kumpli Justina. Wygląda przyjaźnie i ma urocze loczki na głowie oraz śnieżnobiałe zęby. Można by pokusić się o stwierdzenie, że jest przystojny.
Zauważa, gdy się na niego gapię i cała czerwienieję, odwracając się w drugą stronę. "Bardzo odważnie" syczy moja przyjaciółka z głowy. Och, zamknij się wreszcie. 
Kiedy zaczynam się rozgrzewać, tak jak reszta tancerzy, drzwi na salę otwierają się, a w nich staje Justin razem z Shaylą. Uśmiecha się do nas uprzejmie i zmierza w kierunku Nicka oraz nieznanego mi chłopaka, by się z nimi przywitać. Zauważam, że Shayla i Nieznajomy w ogóle na siebie nie patrzą, ba! Można nawet wyczuć tę niemiłą atmosferę między nimi. Shayla zakłada ręce na piersi i odwraca głowę z naburmuszoną miną. Zaczynam chichotać, widząc tę scenę i natychmiast przestaję, gdy dziewczyna Justina posyła mi karcące spojrzenie. Chyba się nie polubimy.
- Okej moi drodzy! Czas zaczynać - woła Nick i zaczyna klaskać w swoje dłonie, by zwrócić naszą uwagę. - Nauczę was teraz głównej choreografii, natomiast później Faith i Justin poćwiczą ich część,  a reszcie z was coś pokażę.
Że co proszę? Kątem oka widzę, jak szczęka Shayli opada na podłogę. Zdaje się, że jest tak samo zaskoczona jak ja. To znaczy, wiedziałam, że będę tańczyć z Justinem, ale nie miałam pojęcia, że to będzie tylko NASZ taniec. O Chryste, miej mnie w opiece. 
Zastanawiam się skąd mam znać tę choreografię, ale postanawiam martwić się o to później. Teraz staram się ignorować zabójczy wzrok Shayli oraz skupić się na tym co mówi Nick. 
Ustawiamy się przed ogromnym lustrem i każdy z nas zaczyna słuchać poleceń choreografa, powtarzając jego ruchy. Justin na razie z nami nie tańczy, widocznie ta część go nie interesuje. W lustrze widzę, jak Shayla mówi coś do niego i energicznie gestykuluje dłońmi, jakby to miało nadać jej więcej agresji. Justin ma kamienny wyraz twarzy, gdy obserwuje i słucha to co mówi do niego Blond Sztuka, natomiast jego kolega z kamerą stara się nie wybuchnąć śmiechem. To jest naprawdę dziwne co widzę. W pewnej chwili chłopak idzie w naszą stronę, włącza swój sprzęt i zaczyna nas nagrywać. Okeeeej, nie przypominam sobie, żebym wyrażała zgodę na wykorzystywanie mojego wizerunku gdziekolwiek. Muszę o tym później pogadać z Nickiem lub kimkolwiek, kto jest odpowiedzialny za takie sprawy. 
Nie mam pojęcia ile czasu mija odkąd zaczęliśmy uczyć się choreografii, ale kiedy Nick zarządza przerwę jestem już spocona i nieco zmęczona. Ale mimo wszystko jestem też przeszczęśliwa i zadowolona z efektów, ponieważ nauka idzie nam naprawdę dobrze. Idę po wodę do torby, obok której stoi Shayla. To może być niemiłe spotkanie. Dopóki trzymałyśmy się na odległość wszystko wydawało się być pod kontrolą, ale gdy teraz mam się do niej zbliżyć, nie jestem pewna co zrobi.
Shayla wbija wzrok w moje ciało i kiedy podchodzę do torby i pochylam się, by zabrać wodę oraz wyjąć ręcznik, dziewczyna niby przypadkiem kopie moją torbę do tyłu. Serio? To takie dziecinne. Ignoruję jej zachowanie i koniec końców wyciągam swoje rzeczy, a torbę przenoszę w dalszy kąt. Wracając Shayla zmierza w moją stronę i również niby przypadkiem popycha mnie ramieniem, przez co się potykam, ale nie przewracam.
- Uważaj, bo połamiesz sobie te swoje nóżki - mruczy słodko Shayla, patrząc na mnie chłodno.
- Dzięki, martw się o siebie - odpowiadam i przyklejam na usta najsztuczniejszy uśmiech, na jaki mnie stać. 
Odwracam głowę i idę usiąść pod lustrem, śmiejąc się pod nosem z zachowania blondynki. Jeśli tak ma zamiar pokazać mi swoją pozycję, to naprawdę jej to nie wychodzi. Siadam na podłodze i odgarniam mokre włosy z twarzy, po czym otwieram wodę i piję kilka łyków. Obserwuję tancerzy, którzy teraz ze sobą rozmawiają i pokazują różne ruchy. Zauważam, że Shayla wiesza się na ramieniu Justina, który ją aktualnie ignoruje, bo rozmawia z Nickiem. Mimo to, dziewczyna nie poddaje się i zaczyna bawić się jego włosami, posyłając mi przy tym pełne dumy spojrzenie. Widząc to zaczynam się śmiać i kręcę z niedowierzaniem głową. Co ona mi chce tym pokazać? Że Justin należy do niej? Przecież ja to wiem i nie mam zamiaru tego podważać. Mam wrażenie, że Justin jest dla Shayli kimś, od kogo zależy jej być albo nie być. Komiczne.
- Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem - słyszę nagle obok siebie głos należący do jakiegoś mężczyzny.
 Podnoszę głowę i widzę, że to kumpel kamerzysta Justina stoi obok mnie.
 -Alfredo. Dla przyjaciół Fredo - wyciąga w moją stronę dłoń i uśmiecha się ciepło.
Od razu odpowiadam tym samym i ściskam jego dłoń. - Faith.
Fredo siada obok mnie i przez chwile milczy.
- Znam cię - mówi po jakimś czasie, patrząc na tancerzy.
- Ja ciebie też - uśmiecham się pod nosem i wyciągam nogi przed siebie.
- Niesamowite, nie? - śmieje się mój towarzysz, a ja kiwam w odpowiedzi głową. - Nie sądziłem, że spotkamy się ponownie.
- A jednak - mruczę i patrzę na kamerę, którą trzyma w ręku. - Po co to robisz? 
Alferedo zerka w dół i uśmiecha się, po czym podnosi sprzęt i chwilę go ogląda. 
- Nigdy nie wiesz, kiedy coś może się przydać - wyjaśnia. - Wiem na przykładzie ostatniego filmu Justina, że takie nagrania dodają wiele autentyczności. A poza tym, lubię nagrywać i potem się tym bawić. 
- Fajna sprawa - mówię całkiem szczerze i uśmiecham się do niego. 
Od razu wyczuwam, że to bardzo ciepły i szczery człowiek. Nie widać w jego oczach ani zachowaniu niczego, co mogłoby mnie zrazić. Nie jest groźny.
- Justin! Faith! Wasza kolej - krzyczy Nick i uśmiecha się wesoło.
Fredo wstaje przede mną i podaje mi dłoń, bym i ja mogła się podnieść. Dziękuję mu skinieniem głowy i poprawiam koszulkę, czekając aż Justin do mnie dołączy. Już mam zadać pytanie Nickowi, skąd mam znać tę choreografie, kiedy słyszę jak Justin warczy do Shayli, wyrywając jej się.
- To tylko cholerny taniec! Puść mnie.
Auć. Wymieniam znaczące spojrzenia z Fredo, który stara się nie roześmiać i odwraca głowę. Shayla tupie nogą ze złości i wychodzi z sali, wyraźnie wkurzona. O rany, chyba stanowię dla niej całkiem spore zagrożenie. Ciekawe dlaczego aż tak się boi o Justina. Chociaż chwila, coś mi się zdaje, że wiem. Ale przecież ja wyraźnie dałam mu znać, że nie jestem zainteresowana. 
Justin po chwili dołącza do mnie i gdy na mnie zerka z jego twarzy natychmiast schodzi złość, a pojawia się radość. Posyłam mu słaby uśmiech i zwracam się do Nicka.
- Nick? Przepraszam, ale chyba nie do końca wiem o jaką choreografię ci chodzi. Nie znam jej.
- Ależ oczywiście, że znasz - odpowiada rozbawiony. - Uczyłaś się jej kilka dni temu.
- Ale przecież wszyscy tancerze się jej uczyli na casting - marszczę brwi i zerkam na Justina, który uśmiecha się tajemniczo. Coś mi tu nie gra.
- Nie ma za co - szepta Justin i posyła mi oczko. Czyli to było z góry zaplanowane. Tylko ja dostałam ten tutorial, bo od początku zakładali, że ja zatańczę ten układ z Justinem. Świetnie, czuję się urażona. To nie fair. 
- Jasne - mówię ponuro i przenoszę ciężar ciała na drugą nogę. 
- Możemy zaczynać? - pyta Nick i wydaje mi się, że załapał o czym myślę. I bardzo dobrze. Posyłam im obu zabójcze spojrzenie i kiwam głową.
Justin chichocze pod nosem i muszę przyznać, że ten dźwięk jest cholernie uroczy. Faith, stop! Potrząsam głową i staram się o tym nie myśleć. 
- Jon włączy muzykę, a wy zaczynajcie - oznajmia Nick i pokazuje Jonowi, by zrobił to o czym mówił.
Justin podchodzi bliżej, ale nie dotyka mnie jak na razie. Muzyka zaczyna grać, a ja tak jak ostatnio cierpliwie czekam, aż nadejdzie moja kolej do tańczenia. Justin porusza się płynnie i zgrabnie do rytmu, a gdy go obserwuję na moje wargi wkrada się niekontrolowany uśmiech. Lubię oglądać, gdy ktoś naprawdę dobrze tańczy. Zastanawiam się, czy długo ćwiczył układ i czy lubi taniec. Chyba powinien, bo to część jego zawodu. Zresztą to i tak wychodzi mu świetnie. 
Z rozmyślań wyrywa mnie dotyk Justina i to gwałtowne odwrócenie w jego stronę. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz, gdy czuję dłonie chłopaka na swoich lędźwiach. Nie mam czasu na dłuższe rozkoszowanie się tym uczuciem, ponieważ muszę zacząć tańczyć. To niesamowite jak razem potrafimy idealnie współpracować. Nie popełniamy błędów, każdy z nas robi to co powinien. Kiedy staję tyłem do Justina, a jego dłonie spoczywają na moim brzuchu, a potem zjeżdżają w dół na biodra, łapię je w nadgarstkach i odrzucam w bok, po czym ocieram się ciałem o jego ciało i odchodzę na kilka kroków, tylko po to by Justin ponownie mnie złapał i odsunął w bok. Obserwuję nasz taniec w lustrze i to naprawdę fajny widok. Nie myślę teraz o tym, że tańczę z Nim, tylko o tym, jak wiele frajdy przynosi mi ta świetna choreografia. Czuję jak po plecach spływa mi strużka potu, a to znak, że dobrze pracuję. Na ułamek sekundy spojrzenie moje i Justina krzyżuje się w lustrze i dostrzegam jak przez jego twarz przemyka uśmiech. Odpowiadam mu tym samym i po chwili nasza część układu się kończy, więc i muzyka cichnie. Głęboko oddycham i zerkam na Nicka, który w skupieniu się nam przygląda i w wygląda, jakby analizował coś w głowie. 
- Było dobrze - mówi w końcu. - W kilku miejscach chyba zmienię kroki, ale ogólnie jest w porządku jak na wasz drugi raz - klepie Justina po ramieniu, a mnie posyła krótki uśmiech.
Woah, Nick też potrafi być... taki profesjonalny i stanowczy. 
Nagle czuję jak Justin kładzie dłoń na moim ramieniu i lekko przytula.
- Jesteś świetna, dziękuje - mówi spokojnie i patrzy na mnie ze szczerym uśmiechem.
Robi mi się ciepło na sercu i marszczę lekko nos. 
- Ja też dziękuję, dobrze mi się z tobą tańczy - klepię go po biodrze i odsuwam się w bok, by iść po ręcznik. 
Justin odprowadza mnie wzrokiem, po czym odwraca się do Fredo i reszty, zaczynając się z nimi wygłupiać. Może i jest dorosły, ale wciąż tkwi w nim małe dziecko, które cieszy się z małych, głupich rzeczy. Kręcę lekko głową, zastanawiając się jak to możliwe, że ten pewny siebie mężczyzna, który tak działa na kobiety, w jednej chwili zmienia się w nastolatka, który uwielbia wygłupy. Wzdycham i zamykam na chwilę oczy, zbierając w sobie energię na resztę treningu.
Próba kończy się po szesnastej. Zbieram swoje rzeczy i marzę o prysznicu, którego naprawdę potrzebuję. Większość tancerzy już wyszło i zostałam tylko ja, dwie dziewczyny ze składu i dwóch chłopaków, Justin, Nick oraz Fredo. Ubieram bluzę na siebie, zamykam torbę i biorę ją na ramię, po czym odwracam się do ekipy.
- Cześć. Do zobaczenia na następnej próbie. Dzięki za dziś - uśmiecham się lekko i macham im, a potem wychodzę z sali. 
Kiedy jestem prawie przy wyjściu słyszę jak ktoś za mną biegnie, a potem czuję dotyk na nadgarstku. Odwracam się i widzę, że to Justin. Unoszę brew i posyłam mu pytające spojrzenie.
- Wiesz, zastanawiałem się... - urywa na moment. - Idziemy dziś z Fredo i resztą na kolację. Może miałabyś ochotę pójść z nami? 
Otwieram szeroko oczy i przełykam ślinę. On chyba oszalał. Chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią i wyrywam  lekko rękę z jego uścisku.
- Dziękuję Justin, to miłe, ale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - wzruszam przepraszająco ramionami. - No wiesz, ta cała sytuacja z paparazzi, a poza tym jest Shayla...
- Nie przejmuj się Shaylą, przejdzie jej - odpowiada od razu. - A co do paparazzi, to nie martw się o nich. Mamy na to swoje sposoby - uśmiecha się lekko.
- Rozumiem, ale wciąż nie jestem przekonana. Chyba nie mam ochoty na kolejną dawkę plotek na swój temat. Mam wystarczająco dużo problemów, żeby dokładać sobie kolejnych. Zresztą ja i Shayla w jednym miejscu to raczej nie jest dobre zestawienie. Bawcie się dobrze, a my zobaczymy się na kolejnej próbie - kiwam głową, jakbym przyznawała samej sobie rację.
Justin bada wzrokiem moją twarz i widzę w jego oczach coś na kształt desperacji i błagania. Co to ma znaczyć?
- Faith, nie daj się prosić. Będą prawie wszyscy znajomi. 
- Nie Justin, odpuszczę sobie. Ale dziękuję za pamięć - uśmiecham się lekko i robię krótki krok w tył. - Muszę już lecieć, do zobaczenia - macham mu i wychodzę szybkim krokiem ze studia. 
Czuję na sobie wzrok Justina, ale nie odwracam się ani na moment. Dużo mnie kosztowało, by mu odmówić. Prawda jest taka, że bardzo chętnie bym gdzieś z nimi wyszła, ale za bardzo boję się ataku ze strony innych ludzi, nie mam siły na wysłuchiwanie okropnych bzdur na swój temat. 
Staję przed samochodem i zamieram, gdy podnoszę wzrok. Wzdłuż auta ciągnie się biała kreska, która powstała w wyniku przeciągnięcia po nim czymś ostrym. Ktoś porysował mój samochód! To niby nic strasznego, ale czuję jak mój żołądek się nieprzyjemnie kurczy. Kto i dlaczego to zrobił? Przyglądam się jakiś czas szkodom i wzdycham bezradnie. Świetnie, lepiej być nie mogło. 
- Pieprzyć to - kopię w kamyk i odgarniam włosy w twarzy. 

Otwieram auto i wsiadam do środka, po czym odpalam silnik i ruszam wściekła z parkingu. Widzę jak w oknie stoi Justin i patrzy na mnie i samochód ze zmarszczonymi brwiami. Klnę pod nosem i dociskam pedał gazu, nie mając ochoty na ponowną konfrontacje z nim. Czy ja nie mogę przeżyć choćby jednego dnia w tym mieście, bez jakichkolwiek przygód?


*chodzi o taki materiał :)

~*~
Cześć kochani! Jak minęły Wam święta? Mam nadzieję, że doskonale.
Dodaję rozdział, chociaż o dzień później niż obiecywałam. Liczę na to, że chociaż trochę się wam spodobał i zostawicie mi opinie w komentarzach
Bardzo Wam dziękuje za tyle wejść tutaj, jesteście wspaniali. 
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zostawiajacie swoje usery w zakładce "Informowani", a jeśli macie jakieś pytania to odsyłam was na ASKA
Do następnego! 
Love, V.

PS. Jeśli zmieniacie usery na twitterze, to prosze informujcie mnie o tym :) inaczej nie jestem w stanie was poinformować o nowym rozdziale.

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 5

"Sprawdźcie to!"


Biorę pięć głębokich oddechów i kilka razy przejeżdżam wzrokiem po wiadomości. To są żarty, niech mnie ktoś uszczypnie! Nie mogę uwierzyć, że on to napisał. Nie mógł tego zrobić! Jak może pisać takie rzeczy, mając przy boku dziewczynę?! Co za dupek. 
Mimo całej tej złości, czuję dziwne uczucie w brzuchu. To tak jakby nagle obudził się w nim jeden, samotny motyl i zaczął latać jak oszalały. Natychmiast chcę go zabić, ale nie mogę. To co Justin napisał było niestosowne, ale jednocześnie miło pieściło moją dumę. Faith, uspokój się, mówię do siebie i przecieram dłońmi twarz. To się nie dzieje.
Wpatruję się w tą wiadomość wiekami, zanim z oszołomienia wyrywa mnie trzask zamykanych drzwi.
- Jestem! - Angel woła z korytarza i po chwili zjawia się w salonie. 
Ostatni raz czytam to co napisał Justin i blokuję telefon.
- Cześć. I jak tam? - odwracam się do przyjaciółki i opieram brodę na zagłówku kanapy.
- Było lepiej niż się spodziewałam - uśmiecha się szeroko. - Mam zdjęcia na laptopie, pokazać ci?
- Jasne. Chodź - klepię miejsce obok siebie i czekam, aż Angel siądzie obok. 
Kiedy to robi, widzę jak szczęśliwa i podekscytowana jest. 
- To co prawda tylko zdjęcia dla agencji, ale i tak mi się podobają. - chichocze i włącza laptopa, następnie kilka w folder i na ekranie pokazuje się jej zdjęcie zrobione polaroidem. Opada mi szczęka, kiedy na nie patrze. Jest niesamowicie piękna na tym zdjęciu, ma lekko przymrużone oczy, pełne usta i dłoń wplecioną w gęste włosy. Mrugam kilkakrotnie i wzdycham. Angel jest tak piękna, a do tego ma poczucie własnej wartości. Jestem z niej bardzo dumna, to niesamowita dziewczyna.
- Podobają ci się? - pyta Angie, pokazując mi kolejne ujęcia.
- Są fenomenalne. Wyszłaś przepięknie. - mówię i uśmiecham się, cały czas patrząc na ekran.
- Przestań - widzę kątem oka, jak rumieni się lekko. - To tylko zdjęcia dla agencji.
- Dlatego obawiam się jak moje serce zniesie profesjonalne sesje - śmieję się i patrzę na nią. 
Uśmiecha się szeroko i widzę, jak bardzo jest szczęśliwa. Kto by pomyślał, że w tak krótkim czasie nam obu uda się znaleźć pracę marzeń. Przypominam sobie o wiadomości od Justina i czuję, jak mój żołądek się skręca. Zdaję sobie sprawę, że to co zrobił nie było fair. Zastanawiam się, czy powinnam mu odpisać, a jeśli tak, to co? Na pewno łatwiej będzie mi to zrobić nie widząc go, ponieważ kiedy jest obok mnie mam dziwne uczucie napięcia i cały czas muszę ze sobą walczyć, by nie stracić rozumu.
Chyba trochę się zamyśliłam, bo czuję szturchanie i słyszę głos Angel. - Wszystko w porządku? 
Odwracam głowę i patrzę na nią, mrugając kilkakrotnie, by wrócić na ziemię.
- Eee...tak, jasne. - uśmiecham się lekko, oblizując wargi.
- Na pewno? Jakoś mnie to nie przekonuje. - posyła mi to spojrzenie, którego używa, kiedy uważa, że nie jestem z nią szczera. 
Wzdycham głośno i podaję jej telefon. Zna mój kod, dlatego szybko go odblokowuje i zaczyna czytać wiadomość, ponieważ nie wyszłam z aplikacji. Z sekundy na sekundy oczy Angel robią się coraz większe, a ja czuję jak mój oddech trochę przyspiesza. Stresuję się nawet teraz, o słodki Jezu.
- To jest chyba żart - mamrocze Angie, oddając mi telefon. - Jaki klub? Jakie dzisiejsze wydarzenie? Na miłość boską, czemu ja o niczym nie wiem?! - piszczy, patrząc na mnie złowrogo.
- Uspokój się - proszę i poprawiam się na kanapie. - Wszystko po kolei. 
Zajmuje mi kilkanaście minut opowiedzenie Angel o co w tym wszystkim chodzi. Mówię jej o tym, jak dzisiaj między mną a Justinem wytworzyło się dziwne napięcie, wspominam o tajemniczych chłopakach z klubu w LA oraz o tym, jak poznałam jednego z nich. Wydaje mi się, że Angel jest trochę zaszokowana, ale zrozumiała wszystko co do niej mówiłam.
- Cholera - wzdycha. - Co masz teraz zamiar zrobić? - pyta, patrząc na mnie z troską.
- Nie mam pojęcia co dalej - odpowiadam i przymykam oczy. - Nie wiem co mam mu odpisać, jak zachowywać się na próbach... To wszystko wyszło nie tak jak planowałam - nieświadomie wypowiadam te słowa ze złością i sama nie wiem skąd ona się wzięła.
- Czyli tak jak w życiu zazwyczaj bywa - dodaje Angel, łapiąc mnie za rękę. - Poradzisz sobie, nie z takich opresji wychodziłaś. - uśmiecha się do mnie ciepło i doskonale wiem, że ona rozumie to co dzieje się w mojej głowie.
- A co jeśli odpiszę mu, a on będzie chciał się gdzieś ze mną umówić? - pytam bardziej siebie, niż Angie.
- Nie zrobi tego - odpowiada od razu. - Przynajmniej nie w miejscu publicznym.
- Dlaczego? - posyłam jej pytające spojrzenie.
- Bo przecież paparazzi by go zjedli. Wyobrażasz sobie jaka wybuchłaby drama, gdyby Justin pojawił się gdzieś na mieście z jakąś nową, w dodatku obcą prasie dziewczyną? To byłoby gorsze niż fala tsunami, trzęsienie ziemi i erupcja wulkanu w jednym.
Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. 
- No co? - pyta zaskoczona Angie.
- Nic. Po prostu mówisz, jakby to był dla ciebie chleb powszedni. - uśmiecham się.
- Bo coś mi mówi, że tak właśnie będzie - kiwa głową udając dezaprobatę.
- Jesteś taka pewna siebie - wzdycham, upierając brodę na dłoni.
- W dzisiejszym świecie bez tego nie przetrwasz zbyt długo - puszcza mi oczko i wstaje z kanapy, po czym kieruje się do łazienki.
Zanim jednak znika za jej drzwiami, zatrzymuje się w kuchni, obraca do mnie i przez kilka sekund przygląda się mi.
- Wieczorem idziemy do klubu. Nie wiem jeszcze jakiego, ale musisz odreagować, a ja uczcić swoją pierwszą sesję. - klaszcze wesoło w dłonie i biegnie do łazienki.
Wciąż siedzę na kanapie i zastanawiam się co zrobić. Mam pustkę w głowie i nie wiem co odpisać Justinowi. Swoją drogą ciekawe jak mam się do niego zwracać. Justin, czy panie Bieber? Z jednej strony to byłoby troche dziwne, mówić mu na pan biorąc pod uwagę fakt, że jest ode mnie tylko dwa lata starszy. Ale z drugiej strony jest poniekąd moim szefem, więc powinnam się do niego zwracać w kulturalny sposób, szanując go. Notuję w głowie, by przy najbliższej okazji go o to zapytać. Wtedy uświadamiam sobie, że ta okazja już się nadarzyła i wystarczy bym tylko wzięła telefon do ręki. Dobra, okej. Zrobię to.
Biorę komórkę z ławy, włączam twittera i czekam, aż wszystko się załaduje. Później naciskam na ikonkę koperty i wchodzę w wiadomość od Justina. Czytam ją jeszcze trzy razy i zbieram się w sobie, by odpisać, ale w głowie mam nadal pustkę i chyba tracę ochotę na zrobienie tego. "Daruj sobie Faith" mruczy moja podświadomość i ulegam jej. Blokuję telefon, chowam go do kieszeni i postanawiam spędzić jeden z najbardziej leniwych popołudni w swoim życiu. Kładę się na kanapie, naciągam na siebie koc i wybieram jakiś film, tylko po to by nie myśleć o Justinie. 
Przez piętnaście minut walczę ze sobą i staram się skupić na filmie, ale za nic nie mogę tego zrobić. Thriller mnie nudzi, pod kocem jest za ciepło, a kanapa stała się nagle niewygodna. Klnę pod nosem i wstaję, mając wrażenie, że zaraz coś rozwalę. Czemu do cholery ten człowiek musi tak uprzykrzać mi dzień. To znaczy w gruncie rzeczy nie zrobił nic złego, poza tą głupią wiadomością, ale dzięki temu nie potrafię wyrzucić go z głowy. Pieprz się Bieber!
Biorę kilka głębokich oddechów i idę do kuchni, bo chcę zrobić obiad. Cokolwiek, byleby o nim nie myśleć.
Wyciągam z lodówki filety z łososia, szpinak i całą resztę składników potrzebnych do przygotowania posiłku. Przyprawiam rybę i odstawiam ją do lodówki, a w między czasie przygotowuję sałatkę oraz sos, który nauczyła mnie robić mama. Jak się okazuje, przyrządzanie obiadu skutecznie zajmuje moje myśli i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Swoją drogą Angie też, ale to dlatego, że uwielbia łososia w sosie szpinakowym, to jej ulubione danie, a moja mama zawsze je przygotowywała w jej urodziny. Po godzinie nakrywam do stołu i podaję napełnione talerze, a do tego nalewam nam po kieliszku białego wina.
- Jak tak dalej pójdzie, to będziemy musiały się zgłosić do AA - śmieje się Angel, patrząc na kieliszek zapełniony trunkiem.
- To tylko jedna lampka - wzruszam ramionami. - Ja jej potrzebuję - w moim głosie słychać desperację i smutek, więc natychmiast ganię siebie za to i przyklejam do ust szeroki uśmiech.
- Jasne. To pierwszy objaw alkoholizmu - droczy się ze mną przyjaciółka, po czym bierze łyk wina. - Jest pyszne - dodaje śmiertelnie poważnie.
- Zgadnij co! - wykrzykuję i pokazuje jej język.
- Jesteś nienormalna - Angel kręci głową i zabiera się za jedzenie.
- Smacznego - mruczę i dołączam do niej.
Po skończonym posiłku leżymy z Angie na jej łóżku i gapimy się w sufit. 
- Chyba przytyłam z dziesięć kilo - jęczy. - Nie zjem nic przez następne dwa tygodnie.
- Zaraz pęknę - dodaję i zaczynam się śmiać. 
- Twój facet będzie miał z tobą jak w raju - oznajmia Angie, przekręcając się na bok. - O boże, zaraz się zrzygam .
- Angie! - piszczę. - Daruj sobie.
- To twoja wina - posyła mi piorunujące spojrzenie, a ja na nowo się śmieję.
- Nie kazałam ci tyle jeść - kontruję i skutecznie zamykam jej usta na kilka chwil. 
- Masz w ogóle pomysł, do którego klubu idziemy? - pyta po jakimś czasie.
- Przecież to ty zaproponowałaś wyjście, więc obstawiałam, że masz już jakiś plan. 
- No wiesz, mieszkamy tu dopiero pare dni i jakoś niespecjalnie miałam czas obczaić wszystkie kluby w tym mieście, szczególnie że jest ich pewnie z tysiąc - w głosie Angie czuję wyraźne rozdrażnienie.
- Ała - kładę rękę na sercu, udając że zraniły mnie jej słowa. - Mam pomysł, kto może nas zaprowadzić do fajnego miejsca - uśmiecham się pod nosem.
- Channy? - pyta Angel.
- Nope. Mówiła, że ma dziś jakieś plany -oznajmiam. - Ale mam kogoś innego. 
- Co? Kogo? - widzę, że Angel jest wyraźnie podekscytowana.
- Poznałam go wczoraj, jak zawoził mnie po samochód. 
- Serio? Taksówkarz? - unosi brwi.
- Nie uprzedzaj sie, jest świetny - odpowiadam, gromiąc ją wzrokiem.
- Okej, okej - Angie unosi dłonie w geście obronnym i uśmiecha się przepraszająco.
Kręcę tylko głową i sięgam po telefon, który leży na końcu łóżka. Wybieram numer do Eddiego i czekam aż odbierze. W końcu, po trzech sygnałach w słuchawce rozlega się jego głośny i zabawny głos.
- Aaa, mamacita! Co tam? - chyba jest aż nadto rozradowany.
- Chryste, ty też. - przewracam oczami, gdy słyszę jego powitalne słowo. 
- Co? - pyta, nie bardzo rozumiejąc o co mi chodzi.
- Wyjaśnię ci kiedy indziej - oznajmiam. - Teraz mam do ciebie prośbę i w sumie małą misję.
- O! Brzmi interesująco! - woła. - Co jest? 
- Potrzebuję adresu do najlepszego klubu w tym mieście.
- Świętujemy coś? - Eddie wydaje się być wyraźnie zainteresowany.
- Niekoniecznie. To znaczy Angie owszem, pierwszą sesję, a ja chcę się po prostu dobrze bawić - wyjaśniam, siadając na łóżku.
- Okej - odzywa się po chwili. - Pokażę wam ten klub, ale pod jednym warunkiem.
- Zamieniam się w słuch. 
- Idę tam z wami - w jego głosie słyszę rozbawienie, chociaż próbuje być poważny.
Zaczynam się śmiać, a kiedy się uspokajam zgadzam się i umawiam z nim na 21:00 pod moim i Angie apartamentem. 
- Będę punktualnie! -piszczy do słuchawki i żegna się, wysyłając całusy.
Mówiłam już, że go uwielbiam?
- Załatwione - mówię zerkając na przysłuchującej się mojej rozmowie Angie. - Mamy 3 godziny na przyszykowanie się - szczerze się do niej.
- Coś mi mówi, że polubię tego gościa - Angie zagryza wargę i patrzy na mnie z nadzieją. - Jest gorący? 
- Jest gejem - mówię i obserwuję reakcję Angie. 
- Kurwa. - mruczy i obraca się na plecy. - Mam jeszcze troche czasu, chcę odpocząć, żeby potem móc się ruszać. 
- Dobra, to ja idę posprzątać po nas na dole. - gramolę się z łóżka i wychodzę z pokoju. 
Kiedy kończę sprzątać w kuchni i jadali lśni. Dawno nie dostałam takiego natchnienia do sprzątania, ale jestem zadowolona z efektów. Idąc za ciosem postanawiam ogarnąć w dużym pokoju i górnej łazience, bo z niej korzystamy najczęściej. Ale ponieważ mieszkamy w apartamencie dopiero kilka dni, nie ma zbyt wiele do czyszczenia i kończę po godzinie. 
Angie zajęła już łazienkę na dole, dlatego idę skorzystać z tej, którą przed chwilą skończyłam sprzątać. Wchodzę pod prysznic, myję włosy oraz swoje ciało, a później wychodzę z kabiny i owijam się ręcznikiem. Rozczesuję mokre włosy i suszę je, smaruję ciało pachnącym balsamem i wychodzę do swojego pokoju. Tam zakładam na siebie dzisiejszy outfit - modny biustonosz z paskami oraz spodnie z wysokim stanem w czarnym kolorze. Prostuję włosy, nakładam delikatny makijaż, podkreślając usta jasnym błyszczykiem. Kończę przed 21 i muszę przyznać, że wyglądam dobrze. Wyciągam z szafy skórzaną ramoneskę oraz torebkę i w końcu schodzę na dół, gdzie czeka na mnie Angel. Ma na sobie czerwono bluzo-tunikę, która wygląda na niej jak sukienka do połowy uda, poliestrową czarną bejsbolówkę w tej samej długości, a na nogach Timberlandy. Jej pokręcone i gęste włosy luźno opadają na ramiona, a makijaż jest bardzo delikatny.
- Wow, wow! Mamacita, jesteś gorąca! - piszczy Angie i klaszcze w dłonie.
- Przestań - mrugam do niej. - Wyglądasz świetnie.
- Dzięki, starałam się - śmieje się, zarzucając włosami.
Nagle rozlega się dzwonek mojego telefonu, więc wyciągam go z torebki i odbieram.
- Czekam na dole! - krzyczy do słuchawki Eddie.
- Jeszcze trochę i ogłuchnę - mamroczę. - Już schodzimy - rozłączam się i zakładam kurtkę.
Ruchem głowy wskazuję Angie, że wychodzimy, a ona uśmiecha się szeroko i idzie do drzwi. 
Na zewnątrz jest przyjemnie ciepło i powiewa lekki wiaterek, który porusza w ładny sposób moimi włosami. 
Przed apartamentem stoi Eddie oparty o czarny samochód. Ma na sobie dżinsy, białą koszulkę dekoltem w szpic i ciemną marynarkę. Wygląda seksownie.
- Witam dziewczynki. - mówi wesoło i podchodzi się przywitać. 
Najpierw całuje mnie w policzek, a następnie przedstawia się Angie, która ma minę jakby właśnie ktoś odebrał jej najlepszą zabawkę. A to dlatego, że uważa Eddiego za ciacho, ale nie jest w stanie go poderwać. Kręcę głową z rozbawieniem i zerkam na auto.
- Myślałam, że ty prowadzisz - unoszę brew, gdy dostrzegam na fotelu kierowcy jakiegoś mężczyznę.
- To mój kumpel, przejął moją zmianę - wyjaśnia Eddie. - W końcu chcę się z wami trochę pobawić.
- Oczywiście - uśmiecham się i wsiadam do samochodu, a za mną Angel i Eddie. 
- Wiesz gdzie masz jechać - Eddie klepie chłopaka po ramieniu, a ten kiwa głową i rusza spod apartamentowca.
Podróż mija nam na luźnych rozmowach i śmianiu się na cały głos. Angie zdążyła pięć razy powiedzieć, że uwielbia Eddiego, a ja powiedziałam swoje ulubione "a nie mówiłam". 
- Jesteśmy - oznajmia nasz kierowca, a my wysiadamy z auta.
Przed moimi oczami ukazuje się duży budynek i tłum ludzi, czekający przed nim.
- W życiu się tu nie dostaniemy - jęczy Angie, patrząc na ilość osób przed wejściem.
- Nie martw się skarbie, nic czego wcześniej nie robiłem - Eddie puszcza jej oczko, za co dostaje od niej śliczny uśmiech. 
Jak tak na nich patrze, to byliby całkiem ładną parą. "Faith, przestań!" gromi mnie podświadomość, a ja potulnie się zgadzam. 
Podążamy za Eddiem, który idzie w kierunku wejścia bardzo pewnym siebie krokiem. Zatrzymuje się na moment przed ochroniarzem, który widząc go uśmiecha się i kiwa głową, na znak, że możemy wchodzić. Ja również uśmiecham się szeroko i patrzę na Angie, która klaszcze w dłonie i idzie za chłopakiem. 
W środku jest głośno i tłoczno, chociaż nie na tyle, by nie móc się ruszyć. Widać, że klub jest wysokiej klasy, ale ciesze się. Mam dziś ochotę na fajną, kulturalną imprezę. Podchodzimy do baru i Eddie zamawia nam drinki, zapewniając, że to najlepsze drinki na świecie. Śmieję się i patrzę na ludzi w środku. Dostaję napój do ręki i od razu pociągam kilka łyków. Rzeczywiście, jest pyszny! Kończę pierwszego drinka i mam ochotę iść potańczyć, więc ciągnę przyjaciół na parkiet. Kiedy tam jestem zaczynam poruszać się w takt muzyki i cała promienieję. Unoszę ręce do górę, kręcę biodrami i rozrzucam włosy wokół siebie, śmiejąc się i piszcząc. O mój Boże, potrzebowałam tego! Otwieram oczy i patrzę jak Angie i Eddie właśnie kręcą się i robią ruchy z lat 70. Śmieję się jeszcze bardziej i kręcę głową, a wtedy mój wzrok pada na Elysandrę, zbliżającą się do nas. Blednę na jej widok i modlę się, by nie powiedziała tego, czego obawiam się najbardziej.
- Hej Faith! - piszczy mi do ucha. - Co ty tu robisz.
- Cześć. Zdaje się, że to co wszyscy. Staram się dobrze bawić - wyginam usta w krzywy uśmiech.
- Super! Chodźcie do nas - pokazuje kciukiem na tył sali. - Nasza ekipa tam jest. Chętnie poznają ciebie i twoich znajomych - oznajmia z entuzjazmem.
Patrzę na nią i mam ochotę uciekać, ale wiem, że nie mogę tego zrobić, więc pokazuję Eddiemu i Angie, żeby szli za mną i Elysandrą. Kiwają głowami, a potem czuję ja Angie łapie mnie za rękę, bo chyba domyśliła się co się dzieje. 
Przebijamy się przez tańczący tłum i docieramy do loży VIP-owskiej. No tak, mogłam się spodziewać. Widzę tam wielu młodych ludzi, domyślam się, że to tancerze. Nagle moim oczom ukazuje się śmiejący się i odrzucający w tył głowę Justin, w towarzystwie jego przyjaciół. Robi mi się słabo, a serce podchodzi do gardła. Kurwa! Wyszłam się zabawić, żeby o nim nie myśleć, a jego pieprzony tyłek znalazł się w tym klubie. Niech mi ktoś powie, że to żart. 
Angie i Eddie stają obok mnie i przyglądają sie ludziom. Nie wiem czy zaczynają oboje piszczeć czy nie, bo Justin właśnie patrzy w moje oczy, a uśmiech na jego twarzy niknie. Jasna cholera.
Przełykam ślinę i czekam, aż ktoś łaskawie powie mi co mam dalej robić. W końcu ktoś mnie popycha do przodu, przez co muszę się ocknąć i wrócić na ziemię. Patrzę w bok i widzę jak Angel i Eddie uśmiechają się szeroko i mówią coś do siebie. Świetnie, zostałam sama na polu bitwy. Odwracam głowę i zastaję puste miejsce Justina. Oddycham z ulgą, bo zyskuję kilka cennych minut by ułożyć sobie w głowie plan. Kiedy jestem na początku jego tworzenia czuję czyjeś ciepłe dłonie na biodrach i usta przy uchu.
- Dlaczego mi nie odpisałaś?
O święty Barnabo. To on. To sam pieprzony Justin Bieber właśnie do mnie podszedł i dotyka moich bioder, a do tego szepcze mi do ucha, choć to prawie niemożliwe.
- Eee... - nie mam pojęcia co mam powiedzieć, bo moje ciało jest sparaliżowane. 
Justin obraca mnie do siebie, tak że stoimy ze sobą twarzą w twarz. Czuję jego oddech na sobie i przechodzi mnie dreszcz. Pomocy.
- Odpowiesz? - próbuje na nowo.
Mrugam kilkakrotnie i krzyczę na siebie w głowie, by spiąć tyłek i zacząć zachowywać się jak sprawny psychicznie człowiek. Przełykam ślinę i zbieram się w sobie.
- Bo nie wiedziałam co - mówię w końcu. - Panie Bieber, niech mi pan wybaczy, ale to było trochę niestosowne. 
Justin nagle wybucha śmiechem i zabiera dłonie z moich bioder. Chcę krzyczeć, żeby tego nie robił, ale w porę się powstrzymuję. Dzięki Bogu.
- Panie Bieber? Serio? - odzywa się, kiedy przestaje się śmiać. - To brzmi seksownie w twoich ustach, ale błagam cię. Jestem tylko dwa lata starszy - posyła mi taki uśmiech, przez który miękną mi kolana. 
- Nie wiedziałam jak mam się do ciebie zwracać - wzruszam ramionami. 
- To teraz już wiesz. Darujmy sobie te kulturalne słówka. 
- Jasne - kiwam głową, odwracając wzrok.
- Więc dlaczego sądzisz, że to było niestosowne? - pyta, łapiąc moje spojrzenie. - Czekaj, chodźmy w jakieś ustronne miejsce. 
Mam ochotę zaprotestować, ale nie mam na tyle odwagi, więc podążam za nim. Wychodzimy do ogródka na tyłach klubu. Jest tu całkiem ładnie.
- Możesz teraz mówić - kiwa głową.
Wiatr, który wieje sprawia, że do mojego nosa dociera jego zapach. O Boże, ma najpiękniejsze perfumy świata. Dobra, uspokój się. Biorę głęboki oddech i robię krok w tył.
- Masz dziewczynę - mówię krótko.
- Daj spokój - prycha i patrzy na mnie, jakbym powiedziała największe głupstwo. To troche mnie dotyka, bo nie podoba mi się to jak ją traktuje. - Nie wszystko jest takie, jak to odbierasz.
O litości, uwielbiam te filozoficzne stwierdzenia.
- To kim ona jest, jeśli nie twoją kobietą? - pytam z rozdrażnieniem. 
- Nikt nie powiedział, że w ogóle nią jest - wzrusza ramionami. 
- Zachowujecie się jakbyście byli parą, więc... - zaczyna mnie wkurzać ta jego nonszalancja.
- To ona się tak zachowuje. Jest fajną laską, a ja lubię mieć fajne laski koło siebie - mruga do mnie znacząco. 
Robi mi się niedobrze na jego słowa. To strasznie seksistowskie. 
- Mogę wiedzieć po co do mnie w ogóle napisałeś? - chcę już to skończyć, bo tracę dobry humor.
- Bo nie mogę o tobie zapomnieć, odkąd zobaczyłem cię na tamtej imprezie - odpowiada, a jego oczy nagle robią się bezbronne. - Byłaś niesamowita. A kiedy okazało się, że zgłosiłaś się na casting do mojego teledysku, moim cholernym marzeniem stało się to, byś w nim wystąpiła.
- Czyli to dlatego dostałam angaż? Bo ci się spodobałam? - pytam nie chcąc, by to okazało się prawdą.
- W gruncie rzeczy to nie. To Nick podejmował ostateczną decyzję. A po dzisiejszej próbie przekonał się, że pasujemy do siebie.
Ściska mnie w żołądku, kiedy słyszę jego słowa. Jak to możliwe, że on wywołuje u mnie tak skrajne emocje? "Idiotko, jemu chodzi o taniec" warczy moja podświadomość, a ja kolejny raz tego dnia jestem zmuszona jej przyznać rację.
Kiwam głową i zaciskam wargi i cienką linię. Nie wiem co powiedzieć.
- Mam nadzieje, że nasza współpraca będzie fajna - Justin uśmiecha się do mnie promiennie.
Cały czas intensywnie na mnie patrzy, a ja chcę tylko stąd wyjść. Jego obecność mnie przytłacza.
- Hej, nie jestem takim dupkiem za jakoego mnie masz - mówi po chwili, jakby czytał w moich myślach. 
Patrzę na niego i uśmiecham się. - Mam taką nadzieje, jeśli mamy ze sobą pracować. 
- Nie zrobię ci krzywdy - śmieje się i przeczesuje włosy palcami. Chryste, jakie to seksowne. - Ale jesteś gorąca. 
- Stop - podnoszę rękę. - Nie zapędzajmy się dalej niż musimy. 
Justin potrząsa głową i nie odzywa się ani słowem, tylko łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Patrzy na mnie kilka chwil, rozbijając na mojej skórze ciepły oddech.
- Gdybym tylko mógł... - przejeżdza dłonią po moim policzku i zahacza kciukiem o moją wargę. Rozszerzam oczy, a on wzdycha i odsuwa się ode mnie. Proszę, nie. Nie rób tego! - Wracajmy do środka i bawmy się dobrze. Razem - podkreśla i obraca się , puszczając mnie przodem.
Reszta wieczoru upływa na całkiem fajnej zabawie, doprawioną litrami alkoholu i seksownym tańcem - głównie moim z Angie. Kiedy się upijam moje granice się trochę zacierają, ale nie przeszkadza mi to. 
Czasem siedzę koło Justina, który czasem mnie zagaduje, a czasem nie. Angie spędza pół nocy na rozmowie głównie z jednym z przyjaciół Justina. Widzę w jej oczach znajome iskierki i śmieję się. Eddie jest wszędzie, rozmawia z każdym i pije z każdym. Jest duszą towarzystwa i dzięki niemu większość z nas ma wyśmienity humor. 
Poznaję wszystkich członków ekipy tanecznej Justina i przekonuję się, że to świetni ludzie. Przynajmniej teraz. 
Przed 4 jestem już naprawdę wstawiona i śmieję się cały czas, sama nie wiem z czego. Ekipa się trochę przerzedziła i wiem, że czas wracać do domu. Nie bardzo pamiętam jak wracam do apartamentu, ale wiem, że Angie jest tak samo jak upita jak ja. 
Za to rano, wpada do mojego pokoju i rzuca na łóżko tablet, z jakimś tekstem.
- Co do...? - mamroczę, przecierając oczy.
Cholera, moja głowa.
- Tylko kurwa na to spójrz. - mówi szybko moja przyjaciółka.
Biorę tablet do ręki i kiedy widzę co na jego ekranie się znajduje, serce mi staje.
" JUSTIN BIEBER I JEGO NOWA ZDOBYCZ! 
Mamy zdjęcia z wczorajszej imprezy w luksusowym klubie, gdzie bawił się Bieber bez swojej dziewczyny, ale za to z nową piękną nieznajomą. Sprawdźcie to! "
Klikam w załącznik i otwiera się zdjęcie, przedstawiające mnie i Justina wczoraj w klubie.
Cała zaczynam drżeć i robi mi się niedobrze.
- Jestem skończona.



Na wstępnie chciałam przeprosić, że tak późno dodaję rozdział. Jestem z niego niezadowolona, ale mam nadzieję, że Wam kochani przypadnie do gustu. Zostawcie mi swoje opinie w komentarzach, które ogromnie mnie motywują do pracy i dają mi wiele radości. Chciałam Wam też podziękować za prawie 3,5K wyświetleń. Jesteście niesamowici! 
PS. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zapraszam do zakładki "INFORMOWANI".
Jeśli macie pytania,sugestie to wpadajcie na ASKA. 
PS2. Najprawdopodobniej nowy rozdział już w niedzielę. 
Buziaki, 
V.


niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 4

"Po prostu tańcz."



- Więc chcesz mi powiedzieć, że kiedy ja spałam ty byłaś na jakimś castingu i widziałaś Biebera? Ale jak?! - Angel siedzi przy wyspie kuchennej w piżamie i z kubkiem kawy w ręku, obdarzając mnie mało przytomnym spojrzeniem.
- Tłumaczę ci to od dziesięciu minut. - wzdycham, zbierając włosy w kucyka. 
Channy stoi na przeciwko Angel i opiera się o blat, w czasie kiedy ja robię sobie zielonej herbaty. 
- Powtórz jeszcze raz, obiecuje, że teraz się skupię. - prosi błagalnym tonem moja przyjaciółka, a ja przewracam oczami.
- Rano zadzwoniła do mnie Channy, kazała się ubierać i chwile potem wpadła do mieszkania, zabierając mnie gdzieś. Okazało się, że zawiozła mnie do szkoły tańca, gdzie przeprowadzano casting tancerzy do nowego teledysku Biebera. Wkurzyłam się, ale zatańczyłam, wstępnie się im spodobałam i mają do mnie zadzwonić z dalszymi informacjami. A kiedy wychodziłam z sali, Justin Bieber wszedł do środka ze swoją dziewczyną, tak sądzę. Tyle. Której części nadal nie łapiesz? - jęczę, posyłając jej spojrzenie, którego używam kiedy mnie denerwuje.
- Dobra, już rozumiem. Przestań. - Angel szybko odpowiada, zauważając mój znak. - Jaki on jest? - pyta nagle.
Zaczynam się śmiać i wzruszam ramionami. - Nie wiem Angie, nie rozmawiałam z nim. Ale Chan twierdzi, że jest 'caliente'! 
Channy patrzy na mnie i wydaje się być rozbawiona. 
- No co, przecież się ze mną zgodziłaś! - wytyka język przed zęby, a potem podchodzi do telewizora i włącza go, a na ekranie pojawia się Justin ze swoją dziewczyną, kiedy oboje opuszczali dzisiaj rano studio taneczne. 
- Patrz, to z dzisiaj! - wykrzykuje Chan, a Angie nagle zrywa się z krzesła i biegnie na kanapę.
- O matulu, on naprawdę jest gorący! - woła moja współlokatorka. 
Kręcę głową z niedowierzaniem i dopijam wcześniej zrobioną kawę. 
- Kto by pomyślał, że zrobi się taki seksowny. - wzdycha Angie, podpierając podbródek na ręce.
- Teraz ty przestań. - syczę, czując, że zaraz moja głowa wybuchnie z nadmiaru cudownych epitetów na temat Justina.
Angie zdaje się to zignorować i wpatruje się w ekran, słuchając dziennikarza prowadzącego program plotkarski. 
-Justin Bieber został zauważony dzisiaj, opuszczając studio taneczne, gdzie odbywał się casting do jego nowego teledysku, ze swoją dziewczyną Shaylą Dornan. Dla niewtajemniczonych Bieber i słodka panna Dornan spotykają się od miesiąca, co jest dla nas niemałym zaskoczeniem. Wszyscy przecież znamy Justina z jego krótkich, szalonych związków! No cóż, może tym razem to ta jedyna? Kto wie! A tymczasem spójrzcie na filmik, na którym opuszczają budynek. – dziennikarz kończy, a na ekranie zamiast zdjęć, wyświetla się video nagrane przez jednego z paparazzi.
- O mój boże, Faithie widać cię! Patrz! – woła Angel z wyraźnym zachwyceniem w głosie.
Patrzę kątem oka na telewizor i rzeczywiście, widać jak ukradkiem przechodzę obok paparazzi. Zaczynam się śmiać i kręcę głową, bo to dla mnie coś niecodziennego. Chcę coś odpowiedzieć, ale Angel mnie wyprzedza.
- W sumie to ciekawe ile jeszcze będzie z tą Shaylą. 
- O co ci chodzi? – pytam marszcząc brwi - Wydawało mi się, że powinno się ludziom życzyć dobrze, kiedy są w związku.
Angel razem z Channy patrzą na mnie wymownie, jakbym powiedziała coś co nie ma w ogóle sensu.
- Faith, to jest Bieber. On w przeciągu ostatnich 2 miesięcy miał z 5 różnych dziewczyn. - odpowiada Chan z lekkim niesmakiem. - Shayla jest pierwszą, z którą jest dłużej niż dwa tygodnie. 
- Ten typ tak ma. - Angel dodaje z rozbawieniem i zerka na mnie. Patrzę na nie z uniesioną brwią, aż w końcu zabieram głos.
- Nie śledzę życia prywatnego gwiazd, a w szczególności Biebera. Nie mam na to czasu. A co do tej Shayli i ich związku, to życzę im jak najlepiej. - wzruszam ramionami, po czym odwracam się na pięcie i ruszam po schodach na górę.
- A ty gdzie? - woła Angel.
- Wyspać się, bo ktoś postanowił mnie obudzić zbyt wcześnie. - odpowiadam unosząc ręce w górę i nie obracając się, wchodzę do pokoju. 
Rzucam się na łóżko, ściągam dresy i pakuję się pod koc. Chwilę myślę nad castingiem, aż w końcu udaje mi się zasnąć. I wydaje mi się, że przez ułamek sekundy widzę brązowe oczy intensywnie wpatrujące się we mnie.

Wieczorem wychodzimy z Angel na kolację. Chcemy poznać trochę okolicę, a ponieważ Los Angeles nocą jest przepiękne sprawia nam to podwójną przyjemność. 
- Przynajmniej tym razem wyglądamy dobrze. - wzdycha Angel, nawiązując do naszego pierwszego wyjścia z mieszkania.
Mam na sobie długą, dzianinową szarą sukienkę, czarne conversy za kostkę i czarną ramoneskę, natomiast Angel podarte jeansy typu boyfriend, oversizowy czarny sweter i szpilki w tym samym kolorze. Mogę spokojnie stwierdzić, że wyglądamy stylowo, ku uciesze Angie. 
- Czujesz się już lepiej? - pytam z rozbawieniem.
- Aha! - Angie kiwa głową i posyła mi głupkowaty uśmiech. 
Obie mamy ochotę na sushi, więc szukamy jakiejś restauracji, oferującej japońskie jedzenie. W końcu, po długim spacerze odnajdujemy knajpę 'Nobu' i z radością wchodzimy do środka. Restauracja wygląda na dobrej klasy, a ludzi jest naprawdę sporo. Mimo tego jednak, nie panuje w niej chaos, a raczej przyjemna, ciepła i intymna atmosfera. Gdy podchodzi do nas kelner prosimy o stolik i idziemy za nim. Okazuje się, że mamy miejsce przy dużym oknie, więc lepiej być nie mogło. Dostajemy karty i zaczynamy zastanawiać się, na co mamy dokładnie ochotę. Po złożeniu zamówień oddajemy karty i dostajemy dwie lampki białego wina, o które poprosiłyśmy.
- Szukałaś już jakiejś pracy? - pytam, patrząc na przyjaciółkę.
- Szczerze mówiąc, to nie rozglądałam się jeszcze za niczym. Jutro popatrzę na oferty, może coś znajdę. - odpowiada, kiwając głową - A ty? 
- Nie, nie miałam nawet kiedy. - wzdycham - Poza tym, jeśli dostanę ten angaż do teledysku to pewnie wpadnie mi trochę kasy. Ale tak czy siak, muszę gdzieś zacząć pracować. 
- W ogóle, to jak z opłacaniem mieszkania? Bo nawet o tym nie rozmawiałyśmy. - patrzę na Angel i uśmiecham się, ponieważ już teraz znam jej reakcje na to co powiem.
- Tata zdecydował przez rok płacić nasze rachunki. Potem, jak już rozkręcimy życie tutaj, opłaty będą pobierane z naszych kont. 
- Boże złoty! - woła stłumionym głosem - Chyba naprawdę wyślę twojemu tacie ten koniak. - mówi śmiertelnie poważnie, a ja przybijam sobie w myślach piątkę, ponieważ to właśnie o taką reakcję mi chodziło.
Chcę jej odpowiedzieć, ale wtedy odzywa się mój telefon. Patrzę na ekran i widzę, że to mama. Uśmiecham się i rzucam.
- Zaraz wracam, mama. - patrzę na Angie i wstaję od stołu.
- Pozdrów ją. 
Kiwam głową, wychodzę przed restaurację i odbieram.
- Cześć mamo.
- Cześć kochanie. - w głosie mamy słyszę radość i ulgę. - Nie odzywałaś się od wczoraj. - wzdycha znacząco.
- Mamo. - jęczę - Minął niecały dzień, daj mi żyć. 
- Martwię się o ciebie. - odpowiada sucho. Wkurzyłam ją.
- Rozumiem to, ale ja naprawdę nie mam czasu na codzienne dzwonienie do ciebie. Kocham cię, ale proszę, wyluzuj - mówię spokojnie, przewracając oczami.
- Wiem, ale musisz wytrzymać. - w końcu kapituluje, a ja moja podświadomość unosi pięści w geście zwycięstwa. - Jak mieszkanie? 
- Dobrze, urządziłyśmy swoje pokoje i generalnie jest super. - śmieję się, a mama po chwili do mnie dołącza. 
- A Angie? Co u niej? 
- Mamo, widziałyśmy się wczoraj. Nie zmieniło się zbyt dużo. - wzdycham, nie rozumiejąc jej nadgorliwości.
- Och, już dobrze. Przepraszam. - odpowiada - Ale tak czy inaczej, ucałuj ją.
- Jasne. Swoją drogą, kazała cię pozdrowić.
- Dziękuję. No to skoro wszystko w porządku, to dam ci spokój. - śmieje się.
- Nie zrozum mnie źle, ale to dobrze, bo umieram z głodu. - gdy myślę o jedzeniu zaczyna burczeć mi w brzuchu. - Angie na mnie czeka.
- W porządku. Do usłyszenia, Faithie.
- Ucałuj Gracie, nonnę i tate. - proszę, po czym dodaję. - Pa, mamo.
- Kocham cię. 
- Ja ciebie też, pa. - rozłączam się i wchodzę do środka, licząc na to, że moje danie już na mnie czeka.
Ale kiedy zbliżam się do stolika widzę, że przy Angel stoi jakiś elegancki mężczyzna i rozmawia z nią. Marszczę brwi i czuję niepokój wpełzający do mojego ciała. Przyspieszam kroku i podchodzę do przyjaciółki.
- Mogę panu w czymś pomóc? - pytam chłodno, lustrując mężczyznę wzrokiem.
Ma na oko czterdzieści pięć, może pięćdziesiąt lat i jest na swój sposób przystojny. Patrzę na niego wyczekująco, ale zamiast niego odzywa się Angel.
- Nie denerwuj się. Pan Levis nie jest niebezpieczny. - odpowiada ze śmiechem, a mężczyzna dołącza do niej.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale kim pan jest? - ponownie pytam, licząc, że tym razem to on odpowie.
- William Levis, prezes agencji modelek Nous Model Management.- wyciąga dłoń w moim kierunku i uśmiecha się uprzejmie.
Unoszę brew słysząc czym się zajmuje, ale ściskam jego wypielęgnowaną dłoń i odwzajemniam uśmiech. - Faith Wihford. - mamroczę pod nosem.
- Bardzo mi miło panią poznać. - kiwa, puszczając moją rękę. - Nie będę w takim razie paniom przeszkadzał. Panno Richardson, liczę na kontakt. Miłego wieczoru. - mówi bardzo spokojnym i nieco zbyt oficjalnym tonem, po czym odchodzi.
- Możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi? - przenoszę swoją uwagę na Angie, która w ręku trzyma białą wizytówkę.
- Sam do mnie podszedł. - wzrusza ramionami - Przedstawił się i zapytał, czy kiedykolwiek próbowałam swoich sił w modelingu. Kiedy odpowiedziałam mu, że nie, dał mi swoją wizytówkę i zaczął ze mną rozmawiać. Jest bardzo kulturalny i miły. - uśmiecha się, oglądając biały kartonik.
- Zaproponował ci pracę modelki? - pytam z niedowierzaniem.
- Jeśli to miała być aluzja, że jestem do tego za brzydka to dzięki. - Angie wystawia mi język, ale wiem, że jest rozbawiona. - Tak czy inaczej, bingo.
- I co zamierzasz? - pytam, oglądając się odruchowo za tamtym mężczyzną. 
- Nie wiem, muszę to przemyśleć. Nigdy nie myślałam o modelingu. 
Patrzę na Angel i zaczynam analizować jej wygląd. Rzeczywiście, ma dobre ciało, a jej niepowtarzalna i wyjątkowa uroda może sprawdzić się w pracy modelki. Mimo wszystko, nie ufam temu mężczyźnie na tyle, by od razu namawiać ją do skorzystania z oferty.
- W porządku, masz rację. - odpowiadam po chwili - Ale najpierw wygooglujemy tego faceta. W tej branży nie wolno być zbyt ufnym. - posyłam przyjaciółce znaczące spojrzenie, a ona odpowiada lekkim parsknięciem. 
Może troche to ukrywa, ale znam ją już tyle lat, że doskonale widzę jak bardzo się ucieszyła. Chyba nawet jej zależy i sądzę, że gdyby mogła zaczęłaby nawet od jutra. Ale nie puszczę jej tak łatwo, najpierw chcę wszystko sprawdzić. Nawet trzy razy. 
W końcu przynoszą nasze dania, a ponieważ jestem tak okropnie głodna, ucinam rozmowę i zaczynam cieszyć się przepysznym posiłkiem. Po jakimś czasie zaczynamy rozmawiać z Angel na jakieś błahe tematy i śmiejemy się w głos. Uwielbiam spędzać z nią takie wieczory i chwile, bo wtedy czuję się zrelaksowana i nie myślę o żadnych problemach. Kocham tę dziewczynę z całego serca i nie mam pojęcia, co zrobiłabym bez niej. 
Po powrocie do domu, wskakujemy w dresy i rozkładamy się przed telewizorem. Wcześniej biorę swojego laptopa z pokoju i gdy kładę się obok Angel, otwieram go.
- Zaraz pęknę. - jęczy Angie, klepiąc się po brzuchu  - Ale to było takie pyszne. 
Patrzę na nią i śmieje się z jej rozmarzonej miny. - To chyba moja nowa ulubiona restauracja.
- Przecież nie miałaś tu wcześniej żadnej innej głupku. - droczy się moja przyjaciółka i wystawia język w moją stronę.
- Sama jesteś głupia. - odpowiadam - Nie zrozumiałaś. - cmokam w jej stronę, a następnie odwracam wzrok i wlepiam go w ekran laptopa. 
Wchodzę w wyszukiwarkę i wpisuję nazwisko pana Williama, chcąc sprawdzić czy jest wiarygodny. W czasie gdy ja o nim czytam, Angel skacze po kanałach i szuka jakiegoś dobrego filmu. W końcu zostawia na thrillerze z Nicolasem Cagem i Vanessą Hudgens, po czym wstaje z kanapy i idzie do kuchni. Chwilę później przynosi dwa kieliszki i butelkę białego wina. Uśmiecham się do niej wesoło i oblizuję wargi.
- Chcesz mnie dziś upić?
- No, i siebie też. - odpowiada z uśmiechem i otwiera butelkę, rozlewając wino do kieliszków.
Podaje mi jeden i od razu biorę łyk. Jest pyszne. 
- Co tam patrzysz? - pyta, układając się obok mnie. 
- Sprawdzam twojego pana prezesa. - mówię, czytając kolejny artykuł o nim.
- Rany, Faithie. Nie spinaj się tak. 
- Nie puszczę cię nigdzie, dopóki nie będę miała pewności, że on jest w porządku. To nie jest praca kelnerki Angie. Wiesz dobrze, że często agencje są tylko przykrywkami do jakichś brudnych spraw. Nie chcę, żeby stała ci się krzywda. - mówię szybko, ale stanowczo. 
Jest dla mnie jak siostra i po prostu się o nią martwię. To naprawdę duży krok i nie chcę, by od razu się przewróciła.
- Dziękuje. - odpowiada, po czym całuje mnie w policzek i oplata ramionami. - Jesteś wspaniała. 
- To mój obowiązek. - wzruszam ramionami, po czym wpisuję w google nazwę tej agencji. 
Okazuje się, że William Levis rzeczywiście jest jej prezesem, a sama agencja ma wiele dobrych kampanii na koncie i współpracę ze znanymi modelkami. Czuję jak kamień spada mi z serca, bo wydaje mi się, że wszystko zmierza w doskonałym kierunku.
- No i jak, mój bodyguardzie? - pyta Angel, śmiejąc się ze mnie.
- Jest w porządku, polecam później poczytać trochę o tym. - wskazuję palcem na ekran i unoszę brwi, robiąc śmieszną minę. 
- Dobra, odłóż już to. - dziewczyna jęczy przeciągle i zabiera z moich kolan laptopa, tylko po to by później położyć na nich swoją głowę. 
Uśmiecham się delikatnie, wyciągam telefon i wchodzę na twittera.

Faith @faithwihford
Każdego dnia jestem coraz bardziej za nią wdzięczna. Cieszę się, że mogę z nią dzielić wszystkie dobre i złe chwile. 

Dodaję wpis, po czym przeglądam szybko profile moich znajomych. Zauważam, że Ian dodał kilka tweetów o tym, że Dallas już nie jest takie samo beze mnie i Angie oraz o tym, że wygrał kolejną walkę. Zagryzam wargi i odpisuję Ianowi, że też za nim tęsknimy i wkrótce odezwiemy się na Skype. Kątem oka widzę jak Angel jest skupiona na filmie, więc mam kilka minut spokoju. Postanawiam zobaczyć jeszcze co dzieje się na instagramie. Przeglądam zdjęcia osób, które obserwuję, aż w końcu natykam się na video dodane przez Justina z sali treningowej. Tańczy na nim jakiś układ razem z Nickiem i wygląda na porządnie skupionego. Czytam opis i uśmiecham się pod nosem, gdy widzę, że jest bardzo podekscytowany nową choreografią. Oglądam filmik raz jeszcze i dopiero teraz słyszę w tle dziewczęcy chichot, a zaraz potem zauważam odbitą w lustrze twarz dziewczyny Justina. Uznaję to za urocze, że dzielą ze sobą takie momenty i mogę śmiało stwierdzić, że są w sobie zakochani. Nie wiem o co chodziło dziewczynom, ale kiedy przeglądam jego profil, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że on i Shayla tworzą naprawdę zgraną i szczęśliwą parę. Wzdycham cicho i odkładam telefon na bok, zastanawiając się jednocześnie kiedy dostanę jakąś informację związaną z castingiem. Nie ukrywam, że zależy mi na udziale w tym teledysku, bo to otwiera mi sporo drzwi w przyszłości. Prawda jest taka, że od zawsze chciałam związać życie z tańcem, a angaż w tym klipie daje mi dobry start. 
Kiedy patrzę w dół, okazuje się że Angel przysypia, a ponieważ nie chcę by spędziła nocy na kanapie, szturcham ją lekko.
- Wstawaj i idź połóż się do łóżka. - po kilku sekundach Angel lekko kiwa głową i z grymasem na twarzy wstaje, kierując się do pokoju.
Również podnoszę się z kanapy i zaczynam po nas sprzątać. Później idę do pokoju, gdzie przebieram się w piżamę i wchodzę do łóżka. Chyba nadal nie odespałam porządnie, bo gdy tylko czuję miękkość materaca pod sobą, zdaję sobie sprawę, jak bardzo senna jestem. Układam się więc wygodnie, nakrywam dokładnie kołdrą i zamykam oczy, po kilku chwilach zapadając w głęboki sen.
Następnego dnia budzi mnie telefon. Czy to jest jakiś pieprzony czas pt: 'Budźmy Faith z samego rana wkurwiającymi telefonami'? Otwieram oczy i niechętnie biorę komórkę ze stolika nocnego. Zerkam na ekran i lekko marszczę brwi, ponieważ nie znam tego numeru. Przysięgam, że jeśli to jakieś wygłupy znajdę tego kogoś i go zamorduję. Ponieważ komórka wciąż dzwoni i dzwoni, z irytacją przesuwam palcem po ekranie i odbieram połączenie.
- Halo? - warczę do słuchawki.
- Cześć Faith! - po drugiej stronie słyszę znajomy głos  - Wybacz, że dzwonię tak wcześnie, ale sprawa nie cierpi zwłoki! - oznajmia entuzjastyczny głos - Och, wybacz. Tu Nick.
- Cześć Nick. - tłumię ziewnięcie i siadam na łóżku - O co chodzi? - postanawiam darować sobie jakieś wyrzuty, bo po pierwsze nie wypada mi, a po drugie ciekawość zastępuje miejsce wkurzenia.
- Otóż chcielibyśmy cię zobaczyć raz jeszcze, okej? - pyta, po czym kontynuuje - Wysłałem ci mailem tutorial do choreografii, którą musisz ogarnąć. 
Mrugam szybko i próbuję się obudzić na dobre.
-Ile mam na to czasu? - pytam.
- Właściwie to jeden dzień. - mówi Nick, a w jego głosie słyszę lekkie zawahanie. I słusznie.
- Ile?! - prawie krzyczę - Nie dam rady ogarnąć w pojedynkę choreografii w ciągu jednego dnia. - jęczę.
- Ależ oczywiście, że dasz. Poza tym pozostali tancerze mają tyle samo czasu. Jeśli ci się uda, pokażesz, że jesteś bardzo zawzięta. 
Bo jestem, mówię w głowę i  wzdycham. - Okej, dobra. Kiedy jest kolejne...eee... przesłuchanie? 
- Jutro o 11, w tym samym studio co ostatnio. Do zobaczenia i powodzenia. - mówi wesoło chłopak.
- Dzięki, pa. - mamroczę i rozłączam się. 
Rzucam się na łóżko i jęczę żałośnie. Za jakie grzechy. Marzę o tym, by zostać w łóżku i nie ruszać się nigdzie, ale jeśli chcę nauczyć się układu na jutro muszę już wstawać. Patrzę na zegarek, który wskazuje za dziesięć ósmą i klnę pod nosem. Wychodzę spod kołdry i od razu zderzam się z chłodniejszym powietrzem w pokoju. Cholera, chcę wrócić do łóżka i spać do granic możliwości. Wzdycham i podchodzę do szafy, z której wyciągam dresy, luźną koszulkę, sportowy stanik i majtki, po czym idę do łazienki. Tam biorę prysznic, myję zęby, ubieram się i spinam włosy w koński ogon. Schodzę na dół i ku mojemu zaskoczeniu spotykam w kuchni Angel, która jest w swoim sportowym wdzianku.
- Co ty tu robisz o tej porze? - pytam, patrząc na nią przenikliwie.
- To samo pytanie mogłabym zadać tobie. - odpowiada - Byłam pobiegać.
No tak, odkąd pamiętam Angel uwielbiała sport. To znaczy uwielbiała dbać o swoje ciało, które było świetnie wyrzeźbione dzięki regularnym ćwiczeniom. Więc siłą rzeczy, nie powinnam być zaskoczona jej pobudką o tak wczesnej porze.
- Kawy? - pyta, wyciągając kubki z szafki. Kiwam głową. - Swoją drogą, znalazłam niedaleko świetną siłownie. Wybierzemy się tam kiedyś? 
- Jasne, chętnie. - uśmiecham się i po chwili odbieram od niej kubek z gorącą, przepyszną kawą. 
- A ty? Czemu już wstałaś? - Angie opiera się o blat i upija łyk kawy, czekając na moją odpowiedź.
Biorę głęboki oddech i opowiadam jej w czym rzecz. Gdy kończę, przyjaciółka patrzy na mnie marszcząc brwi.
- To szaleństwo. - oznajmia w końcu.
- To więcej niż szaleństwo. - poprawiam ją - Nie mam pojęcia jak uda mi się ogarnąć to w jeden dzień. - wtedy przypominam sobie, że muszę przecież najpierw oglądnąć ten tutorial. Wstaję niechętnie z krzesełka i idę po laptopa, a kiedy wracam stawiam go na blacie i wchodzę na swojego maila. Rzeczywiście, jest tam wiadomość od Nicka. Pobieram film i otwieram go, gdy już się naładuje. Oglądam film w skupieniu i analizuję wszystko krok po kroku. Gryzę wargę i modlę się w duchu, bym nauczyła się tego jak najprędzej. 
- Gdzie chcesz zacząć ćwiczyć? - z zamyślenia wyrywa mnie głos Angel.
- Nie wiem, chyba tu. Nie znam jeszcze miejsca, gdzie mogłabym skorzystać z sali. - mamroczę, nadal gapiąc się w ekran i wsłuchując się w polecenia Nicka. 
- Okej, to ja się zmywam na górę. Nie będę ci przeszkadzać. - cmoka mnie w skroń i biorąc ze sobą kubek, wychodzi na górę.
Wypijam kawę do końca, zjadam banana i biorę laptopa, by podłączyć go do telewizora. Chwilę zajmuje mi odszukanie odpowiedniego kabla, ale kiedy już mi się udaje przybijam sobie samej piątkę w głowie i uśmiecham się pod nosem. Przestrzeń od kuchni do kanapy jest tak duża, że nie muszę niczego przesuwać by poćwiczyć. Mówiłam już, jak bardzo kocham to mieszkanie? Nigdy się z niego nie wyprowadzę, przysięgam.
Włączam od nowa tutorial i zaczynam powtarzać ruchy, które pokazuje i omawia Nick. Dopiero teraz zauważam, że jest ubrany w to samo, w czym był na filmiku z instagrama Justina. Cóż, najwyraźniej miał nieprzespaną noc. 
Dzięki temu, że Nick objaśnia wszystko tak dobrze i z taką lekkością, idzie mi naprawdę całkiem sprawnie. Pierwszą, najkrótszą i najłatwiejszą część choreografii mam opanowaną po niecałych trzydziestu minutach. W przerwie idę do lodówki po wodę i wracam, pijąc ją zachłannie dużymi łykami. Nie zwlekam dłużej i wracam do nauki układu. Z każdą kolejną minutą spędzoną w ruchu czuję, jak moje plecy stają się mokre, a po twarzy spływają krople potu. Wkładam w to całe swoje serce i kosztuje mnie to mnóstwo wysiłku, ale to właśnie to najbardziej kocham w tańcu. Wtedy w moim ciele wyzwalają się miliardy endorfin i jestem szczęśliwa jak nigdy. Taniec pozwala mi się oczyścić, to najlepsza terapia. 
Nie mam pojęcia ile czasu upływa kiedy na dół schodzi Angel, ubrana w poszarpane jeansy, czarną luźną koszulę i szpilki w tym samym kolorze, a na zgiętej w łokciu ręce wisi czarna torebka ze złotymi dodatkami. Przerywam trening i patrzę na nią skonsternowanym wzrokiem.
Widząc to, Angel uśmiecha się wesoło i wyjaśnia, podchodząc bliżej.
- Idę na spotkanie do Nous Model Management, zadzwoniłam do Williama. 
- Tak wcześnie? - pytam, przecierając czoło.
- Faith, jest prawie dwunasta. - Angie patrzy na mnie jakbym oszalała i kręci głową. 
- Cokolwiek. - mruczę - Nie boisz się? 
- Ale czego? - prycha - Raz się żyje, no nie? Poza tym, nie mam nic do stracenia. 
- W porządku. Na którą jesteś umówiona? - przechylam głowę lekko na bok, przyglądając się jej.
Jej idealnie pokręcone włosy spadają kaskadami na ramiona, twarz jest rozjaśniona i pełna naturalnego uroku, a makijaż który ma na sobie nie jest przytłaczający. Zdecydowanie mam przepiękną przyjaciółkę.
- Na wpół do pierwszej. Muszę się już zbierać, żeby się nie spóźnić. Czuję, że kalifornijskie korki mogą okazać się uciążliwe. - uśmiecha się i puszcza mi oczko.
- Jesteś niemożliwa. - śmieję się i klepię ją w biodro. 
- Powtarzasz się. -dodaje z rozbawieniem i oddaje mi. - Swoją drogą, kiedy będą tu nasze samochody? 
O cholera, na śmierć o tym zapomniałam. Gryzę wargę, w głębi duszy kopiąc się za to w tyłek. 
- Powinny być tu dzisiaj, o ile się nie mylę. Muszę zadzwonić do firmy transportującej. - wyjaśniam pospiesznie, zastanawiając się w jaki sposób je odbiorę. 
- Okej, to lecę. Do zobaczenia popołudniu. Nie zakatuj mi się tu.  - Angie cmoka mój policzek i idzie w kierunku drzwi.
- Zadzwoń do mnie jak będziesz już po! - wołam za nią, a ona jedynie kiwa głową i opuszcza mieszkanie.
Przeczesuje mokre włosy palcami i wracam do treningu, nie chcąc marnować czasu. Włączam tutorial od początku i zaczynam powtarzać układ krok po kroku, a gdy dochodzę do części, której jeszcze nie do końca opanowałam, słucham uwag Nicka i wykonuję jego polecenia. Czuję już zmęczenie i mam ochotę przerwać, ale zdaję sobie sprawę, że jeśli to zrobię, nie nauczę się do jutra pełnej choreografii. Nie mogę sobie na to pozwolić, więc zbieram wszystkie swoje siły, by dotrwać do końca. 
Dzięki tańcu utrzymuję formę i dobrą figurę, którą naprawdę lubię. Nie mam zbyt wielu kompleksów, jak to często bywa u innych dziewczyn. Oczywiście cały czas uczę się zaakceptować siebie w stu procentach, ale wiem, że pewność siebie i poczucie własnej wartości to najważniejsze rzeczy, by zaufać samej sobie i pokochać siebie taką jaką się jest. Nonna od zawsze mi powtarzała, że bycie sobą to najlepsze co możemy sobie sprawić. Uśmiecham się na myśl o niej i notuję w głowie, by w najbliższym czasie do niej zadzwonić. 
Po dwóch i półgodzinie już naprawdę nie mam siły, ale cieszę się, bo praktycznie opanowałam cały układ. Nie jest długi, ale wymagający, więc to dlatego tyle trwało. Osuwam się w dół po ścianie i chowam głowę między kolana, ciężko dysząc. Jestem cała mokra od potu i cudownie wykończona. Angel jeszcze nie dzwoniła, więc trochę się martwię, ale mam nadzieję, że niedługo się odezwie. Wstaję po dłuższej chwili z podłogi i idę powoli do łazienki, marząc o gorącej kąpieli, na którą niestety nie mogę sobie pozwolić, ponieważ mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Dlatego też biorę szybki prysznic, który trochę pomaga mi się odprężyć, a kiedy jestem już umyta, wycieram ciało ręcznikiem i suszę włosy. Wychodzę z łazienki, gaszę światło i idę się ubrać. Z szuflady w komodzie wyciągam czystą bieliznę, a z szafy czarne spodnie, białe dopasowane body oraz oversizową narzutkę w czarno-białe wzory. Prostuję włosy, przeciągam rzęsy mascarą, a usta błyszczykiem. Biorę telefon do ręki i wybieram numer firmy, która miała przewieźć nasze samochody do LA. Okazuje się, że właśnie dzisiaj mają być przytransportowane, a gdy pytam o której godzinie będą już w mieście, pani po drugiej stronie znudzonym tonem odpowiada, że powinny być za godzinę. Mamroczę niedbałe 'dziękuję' pod nosem i rozłączam się. 
Angel wciąż się nie odzywa, a ja coraz bardziej się denerwuję. Nie chcę już dłużej zwlekać, więc dzwonie do niej upewnić się, czy wszystko okej. Po kilku sygnałach odbiera.
- Rany, Faithie! Zapomniałam do ciebie zadzwonić! - krzyczy na wejściu.
- Martwiłam się. - mówię z troską i lekkim rozdrażnieniem. - Gdzie jesteś?
- Wiesz, spotkałam starego znajomego i jesteśmy na kawie. - wzdycha, dając do zrozumienia, że niekoniecznie może ze mną teraz rozmawiać.
- Jasne. - burczę - Ale dasz rady przyjechać za godzinę po swój samochód? - pytam, wkładając do torebki swoje dokumenty.
- Raczej tak, a gdzie dokładnie? 
- Wyślę ci adres smsem. Baw się dobrze. - kręcę głową, chociaż ona nie może tego zobaczyć.
- Wiem co robisz. - oznajmia - Ale dziękuje. Do zobaczenia. 
Rozłączam się i od razu wysyłam przyjaciółce adres miejsca, skąd możemy odebrać nasze samochody. Wrzucam telefon do torebki i postanawiam już wyjść, myśląc o popołudniowych korkach, z których słynie Los Angeles. Orientuję się, gdzie ma siedzibę owa firma i już wiem, że dotarcie tam zajmie mi sporo czasu. Muszę się przyzwyczaić do tego tłoku i ruchu, w Dallas było o wiele spokojniej. Zakładam na stopy czarne, wycięte baleriny i wychodzę z domu. W recepcji wita mnie ciepłym uśmiechem pracownica i życzy miłego dnia, mimo że jest już grubo po 15. Dziękuję jej jednak i życzę tego samego. Na zewnątrz świeci słońce, więc zakładam na nos okulary i idę złapać jakąś taksówkę. Po kilku nieudanych próbach, jedna z nich zatrzymuje się i wsiadam do niej szybko, by ktoś inny przypadkiem mnie nie wyprzedził. Walka o taksówki w tym mieście to jak wyścig szczurów.
- Gdzie jedziemy? - pyta mnie młody, uśmiechnięty Afroamerykanin. 
Podaję mu adres i rozsiadam się wygodnie, wlepiając wzrok w widok za oknem.
- Dawno pani tu przyjechała? - nagle odzywa się taksówkarz, a ja marszczę brwi, gdy słyszę jego pytanie. Chyba czuję lekki niepokój.
- A skąd pan wie, że nie jestem stąd? - odpowiadam pewnym głosem, nie chcąc zdradzić zaskoczenia.
- Ma pani uroczy południowy akcent. - chłopak posyła mi szeroki i szczery uśmiech, który mogę dostrzec w przednim lusterku. Rumienię się na jego słowa.
- No tak. - mamroczę, nie wiedząc co powiedzieć.
- To jak? Dawno? - chłopak nie daje za wygraną.
- Nie, kilka dni temu. - odpowiadam z rozbawieniem. Chyba go polubiłam.
- W sumie to mogłem się domyślić. - mówi swoim donośnym głosem. - W końcu jedziemy do firmy, która sprowadza samochody z innych części Stanów. - śmieje się.
- Bingo. - również zaczynam się śmiać. 
- I jak podoba się pani LA? 
- Prawdę mówiąc, to nie miałam jeszcze czasu poznać wszystkich jego uroków. Ale do tej pory mogę powiedzieć, że jestem nim zachwycona. No, nie mówię o tych korkach, które ciężko mi będzie zaakceptować. - wzdycham i macham teatralnie ręką, wywołując kolejną dawkę śmiechu ze strony taksówkarza.
- Jeśli będzie pani chciała, chętnie pokażę pani miejsca, których sama pani nie znajdzie. - chyba jeszcze w życiu nie spotkałam tak miłego taksówkarza, jakim jest ten chłopak.
- Prawdopodobieństwo, że ponownie pana złapię jest znikome, ale dziękuję za propozycję. - wyjaśniam, posyłając mu ciepły uśmiech.
- Podam pani mój prywatny numer jeśli pani chce. Wtedy będę dla pani na wyłączność i pokaże te miejsca, o których mówię. - oznajmia.
- Wszystkim przyjezdnym klientom się pan tak oferuje? - pytam, unosząc brew.
- Nie. Tylko tym, którzy mają coś w sobie. Nie proponuje byle komu obwiezienia po LA, niech mi pani zaufa. - uśmiecha się do mnie w sposób tak ciepły i tak promienny, że mam ochotę go przytulić.
- Jest pan bardzo miły. - czuję jak moje policzki robią się czerwone, więc lekko pochylam głowę w przód, by ukryć rumieńce. 
- Jestem Eddie. - oznajmia i wyciąga w moją stronę swoją dłoń, dziwnie przekręcając rękę. 
- Faith. - odpowiadam i ściskam ją lekko, oblizując wargi. 
- Więc Faith... - zaczyna - Przyjechałaś tu z kimś, czy jesteś sama?
- Mieszkam tu z moją przyjaciółką. - odpowiadam od razu. 
- Jest gorąca? - pyta, a ja klepię go w ramię.
- Eddy! - wołam - Znamy się  od dwudziestu minut, a ty sadzisz takimi pytaniami. - posyłam mu gromiące spojrzenie.
- Wyluzuj, mała. Nie kręcą mnie dziewczyny. - oznajmia jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Bo w zasadzie jest.
- Czyli ja i moja przyjaciółka jesteśmy bezpieczne? - unoszę brew i zaczynam się śmiać.
- Na to wygląda. Ale im dłużej na ciebie patrzę, jestem skłonny zmienić orientację. - w jego oczach tańczą iskierki rozbawienia, a ja kręcę głową.
- Nie! Nie chcę, żebyś się zmieniał. Ponoć geje to najlepsi przyjaciele kobiet. - mówię pośpiesznie.
- Aww, czyli jestem potencjalnym kandydatem na twojego przyjaciela? - pyta z rozanielonym wyrazem twarzy.
- Prawdopodobnie. - mruczę i zakładam włosy za uszy, bo zaczynają mnie denerwować.
- Świetnie, ten dzień nie mógł okazać się lepszy. - mówi, udając zbyt duży zachwyt. - Pracujesz gdzieś? 
- Jeszcze nie. To znaczy staram się, może uda mi się zdobyć angaż w teledysku. 
- Tańczysz? - pyta ze szczerym zaskoczeniem.
- Od dziecka. - uśmiecham się.
- Wow, to super. Chciałbym zobaczyć cię w akcji. - puszcza mi oczko.
- Jesteś niemożliwy. - kręcę głową.
- Już to słyszałem. - wystawia mi język. - Szybka jesteś, skoro już po kilku dniach masz szanse na tańczenie w teledysku.
- To dzięki mojej znajomej. - wyjaśniam.
- Fajnie. A czyj to teledysk?
- Justina Biebera. - mamroczę, patrząc na Eddiego w lusterku.
- O mój pieprzony boże! - krzyczy Eddie, odwracając się na fotelu w moją stronę. Stoimy w korku, więc może sobie na to pozwolić. - On jest cholernie gorący!
Ze wszystkich jego reakcji, tej spodziewałam się najmniej. Rany boskie, czy wszyscy tak szaleją na punkcie Biebera tylko nie ja?
- Zaraz zwariuje. - jęczę i chowam twarz w dłoniach. 
- Co? Coś z nim nie tak? - pyta z lekkim niesmakiem - Przecież to takie ciacho, że modlę się każdego dnia, żeby nagle zmienił orientacje. Byłbym z nim, zaufaj mi. - Eddie puszcza mi oczko, a ja udaje, że wymiotuję.
- Jesteście wszyscy strasznie mało oryginalni. - wyrzucam z siebie, po czym kręcę głową i siadam prosto. - Ruszyło się. - wskazuję palcem na drogę, mając nadzieję, że Eddie nie wróci do tematu Justina. 
Odwraca się, zmienia bieg i rusza do przodu.
Dzięki bogu reszta podróży schodzi nam na gadaniu o bzdetach i na poznawaniu się nawzajem. Znam go tylko godzinę, a już zdążył zdobyć moją malutką miłość. Dawno nie uśmiałam się co przez te kilkadziesiąt minut. 
- Jesteśmy, piękna. - oznajmia mój taksówkarz, a ja przewracam oczami. 
- Ile się należy? - pytam, sięgając po portfel. 
- Daj spokój, zapłacisz mi, jeśli pozwolisz obwieźć się po LA. - puszcza mi oczko.
- Zapomnij. Nie ma mowy, żebym ci nie zapłaciła. To twoja praca. - kręcę głową, wyciągając dwudziestodolarowy banknot. - Proszę. 
Eddie zaczyna się się śmiać i kręci głową. - Idź już, zanim się rozmyślę. 
- Na to liczyłam - wystawiam mu język, po czym dodaję. - To do zobaczenia. - wysyłam mu buziaka i rzucam banknot na przedni fotel. 
Wyskakuję z taksówki i śmieję się, gdy słyszę jak Eddie krzyczy za mną i coś przeklina. Uwielbiam go. 
Jak się okazuje Angel czeka już na mnie pod biurem, ciesząc się na mój widok oraz pytając o co chodziło z tym taksówkarzem. Opowiadam jej wszystko w drodze firmy, a potem milknę i idę szukać kogoś, kto odda nam nasze samochody.
Kiedy je już odbieramy, odwracam się i wołam do Angel.
- Idziemy na obiad? 
Kiwa ochoczo głową i uśmiecha się do mnie. Wsiadam do samochodu i otrzymuje smsa od swojej przyjaciółki: "Jedź za mną." Odpisuję jej krótkie okej i ruszam za jej samochodem. Po kilkunastu minutach zatrzymujemy się na parkingu, znajdującym się przed meksykańską restauracją. 
- Jak ją znalazłaś? - pytam, kiedy idę już obok Angel.
- Channy tu będzie, podała mi adres i wpisałam w GPS'a. - wyjaśnia i posyła mi radosny uśmiech.
Co prawda nie rozmawiałyśmy jeszcze o tym jak jej poszła rozmowa, ale coś czuję, że wypadła bardzo dobrze.
Kiedy wchodzimy do środka, szukam na sali Chan, która siedzi przy czteroosobowym stoliku. Macha, jak tylko nas zauważa, a my podchodzimy do niej. Witamy się i siadamy na krzesłach. 
- Zamówiłam już dla was jedzenie -oznajmia. - Zaufajcie mi, będziecie zachwycone.
Kiedy kelnerka podchodzi, proszę o szklankę soku jabłkowego z lodem, a Angel o zwykłą wodę.
-Więc jak ci poszło? - pytam wreszcie, nie mogąc wytrzymać.
- Więc... - przeciąga - Od jutra zaczynam. - mówi cicho, ale słyszę w jej głosie euforię.
- O mój Boże! Tak bardzo się cieszę! - wołam i pociągam ją do uścisku, a potem mój gest powtarza rozradowana Channy.
- Jak to będzie wyglądać? - odzywa się Chan, zakładając pasmo blond włosów za ucho.
- Jutro muszę zgłosić się do agencji na zdjęcia do portfolio, wiecie takie wstępne. No make up on i takie tam. Czuję, że William szybko rozwinie moją karierę. - wzdycha, udając obojętność, ale nie wychodzi jej to.
- Już jesteście na ty? - unoszę brew i pociągam łyk soku przez rurkę. 
- Mówię tak do niego, kiedy nie słyszy. - mówi Angel, wywołując u nas kolejną falę śmiechu.
Kelnerka w końcu przynosi nasze dania i tak jak zapewniała Channy, są obłędnie dobre. Muszę zapamiętać nazwę tej restauracji i dopisać ją do miejsc, które stają się moimi ulubionymi,
Wieczorem wracamy razem z Angel do domu. Spędziłyśmy z Chan kilka godzin i muszę przyznać, że to było cudowne popołudnie. Chanel już wie, że jutro mam kolejne przesłuchanie i obiecała, że pojedzie tam ze mną, żeby mnie wesprzeć. Jest cudowna. 
- Z dnia na dzień kocham to miasto coraz mocniej. - mówi Angel, ściągając ze stóp szpilki i drepcząc powoli do kuchni, gdzie rzuca torebkę na wyspę. 
- Póki co jest aż za kolorowo. - mamroczę, spinając włosy gumką. 
- Nie psuj tej chwili. - upomina mnie, rzucając się na kanapę. 
Kręcę głową i idę do pokoju, gdzie przebieram się w dresy. Muszę jeszcze powtórzyć kilka razy choreografię, chociaż najchętniej poszłabym już do łóżka. Kiedy schodzę, Angel nadal leży wyciągnięta na kanapie, a gdy mnie zauważa, podnosi się.
- Pasowałby tu twój biały fortepian. - oznajmia, wskazując palcem na wolną przestrzeń między kanapą, a miejscem pod antresolą. - Nie rozumiem dlaczego go tutaj nie sprowadziłaś. 
- Daj spokój, Angel. Nie gram przecież. - mówię sucho, nie chcąc o tym rozmawiać.
- Ale dlaczego? Przecież byłaś w tym dobra, kochałaś to! - dziewczyna wyrzuca ręce w powietrze, a ja zaciskam szczękę.
- To przeszłość, nie chcę do tego wracać. - syczę, a potem dodaję - Muszę przeszkodzić ci w tym wylegiwaniu się, chcę powtórzyć choreografię. 
- Mogę popatrzeć? - pyta Angel, na całe szczęście opuszczając temat fortepianu.
- Jasne. - uśmiecham się do niej i proszę, by usiadła na fotelu obok, bo musze przesunąć sofę. Później włączam piosenkę Justina, do której ma powstać teledysk i kilkakrotnie powtarzam układ, upewniając się, że wszystko robię jak należy.
- Wow. - piszczy Angel i zaczyna bić brawo. - To jest cholernie dobre! 
- Te brawa należą się raczej Nickowi, bo to on stworzył choreografię. - uśmiecham się, ścierając krople potu z czoła.
- Ale ty ją wykonałaś. Nie sztuką jest się nauczyć układu, sztuką jest coś nim przekazać i wyrazić. A tobie się to udaje. - mówiłam już, jak bardzo ją kocham?
- Dziękuję. - szczerzę się i przesuwam kanapę na swoje miejsce, bo nie mam już siły na kolejną powtórkę. 
- Jak tak dalej pójdzie, to dopadnie mnie Bieber Fever. - rzuca Angel, kiedy wyłącza piosenkę Justina.
- A myślałam, że tobie to już nie grozi. - wystawiam jej język, za co obrywam poduszką w głowę.
Odrzucam poduszkę do Angie, a ona posyła mi piorunujące spojrzenie.
- No co? - wzruszam ramionami.
- Zasugerowałaś mi, że jestem stara na takie przyjemności. - prycha Angel z udawaną złością.
- Przyjemności? Niezła jesteś. - śmieje się i klepię ją po głowie.
- Nienawidzę cię. - warczy, a ja wiem że wygrałam. 
- Dobranoc. - mówię i cmokam ją w policzek.
- Faithie... - zatrzymuję się i obracam - Kocham cię, wiesz o tym?
Uśmiecham się i kiwam głową. - Też cię kocham.
Wchodzę do swojego pokoju i rozbieram się. Nie mam siły na prysznic, dlatego wciągam na siebie piżamę i wskakuję do łóżka, czując jak moje ciało jest mi za to wdzięczne. Czuję lekki ścisk w żołądku na myśl o jutrzejszym dniu, ale postanawiam się tym martwić jutro rano. Nagle ogarnia mnie silne zmęczenie i lada moment zasypiam, zapominając o całym świecie.

Rano budzi mnie budzik i po raz pierwszy od trzech dni, nie jestem wkurzona. Wiem, że muszę wstać, więc nie ociągam się dłużej i wychodzę do łóżka, od razu zmierzając do łazienki. Biorę dłuższy prysznic, który mnie skutecznie budzi. Jeszcze tylko kawa i będę gotowa do życia. Rozczesuję i suszę włosy, sprawiając że są pokręcone, ale nie przeszkadza mi to. Wracam do pokoju owinięta ręcznikiem i wyciągam czystą bieliznę, którą zakładam chwilę później na siebie. Następnie ubieram bordowe dresy oraz białą obciętą i luźną koszulkę. Dodaję do tego czarną, niby spraną koszulę bez rękawów i podchodzę do toaletki, by się pomalować, czytaj - użyć tuszu i pomadki. 
Kiedy schodzę do kuchni, czuję zapach naleśników i od razu się uśmiecham.
- Cześć. - wita mnie wesoło moja przyjaciółka, nakładając na talerz świeżego naleśnika. 
- Mamy jakąś okazję? - pytam patrząc na przygotowane śniadanie na wyspie. - O czymś zapomniałam?
- Nie, po prostu chcę dobrze rozpocząć ten dzień, no i trochę przeprosić, za to, że nie będzie mnie dzisiaj z tobą. - wyjaśnia.
- To samo mogłabym powiedzieć. - marszczę brwi - Angel, wyluzuj. Ty też masz dziś ważny dzień. 
- Niby tak, ale... Jesteś zła, że nie dam rady jechać z tobą? - pyta nieśmiało.
- Angel przestań, błagam. - karcę ją wzrokiem.
- Okeeej, okej. - wzdycha i siada obok mnie, podając mi kubek z kawą.
Po kilkunastu minutach rozlega się pukanie do drzwi, ale zanim zdążę zejść ze stołka do środka wpada Channy ze swoją wiecznie pozytywną energią. 
- Gotowa? Czas na nas! - woła i cmoka nas na przywitanie.
- Dokończę tylko kawę. - mruczę i przechylam kubek.
- Na którą jesteś umówiona Angel? - Channy patrzy na nią, a raczej na jej piżamę.
- Na trzynastą. Zdążę się przygotować, wyluzuj. - śmieje się.
- Por supuesto. - mamroczę i zwraca uwagę na mnie - Już? 
- Rany, tak! - wołam, będąc rozdrażniona jej pośpiechem. 
Zerkam na zegarek, który wskazuje na kilka minut po dziesiątej. Zeskakuję z krzesła, zakładam czarne wysokie sneakersy, biorę torebkę, biegnę pożegnać się z Angel, która życzy mi powodzenia i wychodzimy z Channy.
Na miejsce docieramy przed jedenastą. Jednak przyznaję rację Chan z tym pośpiechem. Wchodzimy do środka, a drzwi na salę są otwarte. Przed salą krąży kilku tancerzy, których kojarzę z poprzedniego castingu. Wygląda na to, że oni też są brani pod uwagę. Channy siada przy stoliku i sączy kawę ze starbucksa. Podchodzi do mnie drobna mulatka, z pięknymi kręconymi włosami i szerokim uśmiechem na twarzy.
- Elysandra. - przedstawia się i wyciąga dłoń, którą zaraz ściskam.
- Faith. - odpowiadam, posyłając jej uprzejmy uśmiech.
- Pierwszy raz na castingu? - pyta.
- Właściwie to tak i nie. - odpowiadam i zdaje się, że dziewczyna wie o co chodzi.
- Nie stresuj się, będzie dobrze. - uśmiecha się i ściska moje ramiona. - Przerabiałam to już.
- Tak? - pytam spokojnie.
- Jestem w ekipie Justina od początku trasy. - wyjaśnia - Odpadło nam kilka osób, więc musieliśmy poszukać nowych, nadających się ludzi. 
- I oto jestem. - oznajmiam i zaczynam się śmiać, a Elysandra dołącza do mnie.
- Chyba cię polubię. - kiwa palcem i puszcza mi oczko. - Muszę wracać na salę, ale zdaje się, że Nick i reszta czekają na ciebie. 
- Co? Już? - ledwo tu przyszłam.
- Wszyscy poprzedni tancerze wystąpili, więc chyba czas na ciebie. - uśmiecha się.
- Jasne. - przewracam oczami i idę za Elysandrą, wcześniej dostając uścisk od Channy.
Wchodzę na parkiet i kiedy podnoszę wzrok, ledwo udaje mi się utrzymać na nogach, gdy widzę siedzącego przy stoliku Justina Biebera pogrążonego w rozmowie z Nickiem i jakimś chłopakiem. Zaraz... Skądś go kojarzę. 
Kiedy zastanawiam się gdzie mogłam go widzieć, z zamyślenia wyrywa mnie męski głos.
- O, panna Withford. Witamy. - o ile się nie mylę to Scooter wypowiada te słowa.
- Cześć, Faith! - woła Nick, a wzrok Justina i jego kolegi pada na mnie.
- Hej. - uśmiecham się i mam nadzieję, że nie widać po mnie lekkiego zdenerwowania. 
- Jak tam? - pyta Nick. 
- Wszystko gra. - odpowiadam obojętnie, po czym dodaję - Będziemy gadać o mnie, czy mogę w końcu zatańczyć? 
- Mówiłem, że jest stanowcza. - śmieje się Nick i kiwa głową. - Ely, włącz muzykę. 
Cały ten cholerny czas czuję palące spojrzenie  Justina na sobie i mam wrażenie, że zaraz się przewrócę. On mnie onieśmiela, a na dodatek wspomnienie ostatniego spotkania i wymiany spojrzeń wywołuje na moim ciele dziwny dreszcz. 'Cholera, Faith! Weź się w garść, w końcu chcesz tańczyć w jego teledysku!' karci mnie moja podświadomość, a ja przyjmuję jej słowa do serca. Oblizuję wargi i staram się nie myśleć o tym, że On tu jest. Boże, co się ze mną dzieje.
Nagle rozbrzmiewa muzyka, a ja zaczynam tańczyć choreografię Nicka. Nie przejmuję się, że mogę popełnić błąd - taniec powoduje, że jestem pewna siebie i zapominam o troskach. Udaje mi się dostrzec, jak Nick, Justin i nieznajomy chłopak wymieniają się słowami. Kończę tańczyć, a Justin nachyla się do Nicka, mówiąc mu coś na ucho. On zaś kiwa głową i po chwili patrzy na mnie.
- W porządku. Teraz zobaczmy, jak to będzie wyglądać z Justinem.
Chwila... CO DO CHOLERY?! Tego się nie spodziewałam. Przełykam głośno ślinę.
- Ale ta choreografia jest dla jednej... Jak ja mam zatańczyć... Nie rozumiem. - staram się nie jąkać, ale chyba mi to nie wychodzi.
- Nie martw się, zobaczysz, że to choreografia jednak dla dwóch osób. - Nick posyła mi pokrzepiający uśmiech, a ja zmuszam się by go odwzajemnić. 
Justin powoli odsuwa stołek i wstaje, kopiąc przez przypadek czarną bluzę w bok. Rozszerzam oczy i wtedy wszystko zaczyna mi się układać w jedną całość. Już wiem skąd kojarzę tego nieznajomego chłopaka i wiem, dlaczego Nick też wydawał mi się jakoś dziwnie znajomy. To oni byli w klubie, kiedy tańczyłam salsę! To oni się do mnie uśmiechali! To tę bluzę Justin miał na sobie. O boże, to się nie dzieje. Zastanawiam się, czy wziął ją tutaj celowo i czy rzeczywiście przypadkiem kopnął ją w bok.
W głowie zaczyna mi wirować, więc biorę głęboki oddech i zrzucam z siebie koszulę. Okej Faith, teraz po prostu się skup i nie myśl o tym, będzie na to czas potem, mówię sobie w głowie i czekam, aż Justin do mnie podejdzie. To zdaje się trwać całą wieczność, ale kiedy w końcu staje obok, widzę jak na jego ustach pląta sie mały uśmiech. Drań. Wie, że się domyśliłam i jeszcze go to bawi. 
Mrugam kilka razy, muzyka zaczyna grać, a Justin od razu się porusza. Ja na razie stoję w miejscu, bo nie od tego momentu piosenki mam tańczyć. Naglę czuję chłopaka za sobą, obraca mnie gwałtownie do siebie, a ja prawie zachłystuję się powietrzem. Jego dotyk mnie paraliżuje.
- Po prostu tańcz. - szepcze i wtedy zaczyna się moja część. 
I ku mojemu zaskoczeniu okazuje się, że dwie osoby mogą, a nawet powinny ją tańczyć. Głośno oddycham, ale skupiam się na tym co robię, by nie popełnić błędu. Justin bez problemu kieruje moim ciałem, a ja znów mam wrażenie, że to co robimy jest niestosowne, choć to tylko zwykła choreografia. Czuję jego ciepły oddech na mojej skórze i przechodzi mnie dreszcz. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale nie podoba mi się to. Bzdury, podoba. Ale nie znam tego uczucia i to mnie frustruje, bo nie wiem czego dalej mam się spodziewać. 
Kończymy tańczyć i oboje głęboko oddychamy. On bada wzrokiem moją twarz, a ja mam ochotę uciec. Nie poznaję siebie i to denerwujące. Na sali panuje cisza, wszyscy się w nas wpatrują jakbyśmy właśnie skończyli robić coś bardzo intymnego. Jestem odchylona, a Justin trzyma mnie jedną ręką, druga zwisa swobodnie wzdłuż jego ciała.
- Miło znów cię widzieć. - mówi szeptem i tylko z ruchu jego warg domyślam się co powiedział. Przełykam ślinę i czuję jak dłonie mi się pocą. Nie wiem co mam zrobić, jak się zachować i wtedy jak na zawołanie otwierają się drzwi do sali, a do środka wchodzi dziewczyna Justina - Shayla. Jej szeroki uśmiech znika, kiedy zauważa mnie i Justina trwających w czymś na kształt uścisku. Justin nagle puszcza mnie i odskakuje w tył, przez co mało się nie przewracam. Okej, nie takiego zakończenia oczekiwałam. 
- No, to było dobre. Myślę, że ta choreografia się nada. - mówi nagle Nick, jakby chciał usprawiedliwić Justina. 
- Tak, jest odpowiednia. Pasuje. - dodaje Scooter, a za nim Elysandra.  
A ja stoję na środku parkietu jak idiotka i nie jestem w stanie się ruszyć. Kątem oka widzę jak Justin podchodzi do Shayli i wita się z nią, całując ją w usta. Dziewczyna oczywiście odwzajemnia pocałunek, ale potem posyła mi piorunujące spojrzenie, przez co opuszczam głowę jak dziecko, które coś zrobiło. Bo tak też się czuję. Ale przecież nie stało się nic złego, prawda? Oblizuję wargi i czekam, aż ktoś coś powie. 
- Super Faith, podoba nam się. Myślę, że możemy coś z tego stworzyć. - wstaje do mnie Nick - Zadzwonimy do ciebie, kiedy będziemy zaczynać próby. A teraz jesteś wolna.
Chłopak ściska moją rękę, a ja posyłam mu lekki uśmiech. Biorę swoje rzeczy i chcę jak najszybciej opuścić to miejsce. Kiedy otwieram drzwi, obracam się i widzę jak Justin i Shayla obejmują się, a nieznajomy chłopak uśmiecha się do mnie i patrzy znacząco. Potrząsam głową i wychodzę, mówiąc Channy, że już skończyłam.
W drodze do domu opowiadam jej pokrótce całą historię, omijają tylko tę część z dziwnym napięciem między mną a  Justinem. Nie chce słuchać jej fangirlowania, które na pewno by się zaczęło.
- Czyli wtedy, w klubie to byli oni? - pyta nie dowierzając. - O boże, nigdy bym się tego nie spodziewała.
- Uwierz mi Chan, ja też. Ostatnie czego bym chciała, to to, żeby Bieber i jego kumple o tym wiedzieli. - mamroczę, przecierając twarz rękoma.
- Ale nie sądzisz, że to zabawne? Najpierw chłopak widzi cię jak tańczysz salsę, a potem ty starasz się o angaż w jego klipie.
- Strasznie zabawne. Dawno się tak nie uśmiałam. - mówię zgryźliwie, a Chan już nic nie dodaje. 
Kiedy jestem  w mieszkaniu biorę prysznic i wkładam dresy, chcąc zapomnieć o tym co się wydarzyło. Chyba zaczynam żałować, że się nie wycofałam kiedy była jeszcze na to pora. Nie wiem dlaczego czuję takie skrępowanie, kiedy myślę o tym, że chłopaki widzieli mnie wtedy w klubie. Przecież widziały mnie setki innych osób i nie przejmuję się tym. 
Włączam telewizor i kładę się na kanapie, chcąc zająć myśli oglądaniem jakiegoś filmu. Gdy wybieram jakąś komedię, mój telefon odzywa się, informując mnie o jakimś powiadomieniu. Biorę go z ławy i patrzę na ekran. "Justin Bieber od teraz Cię obserwuje!". Chwila... Co?! Potrząsam głową i odblokowuję telefon, mając nadzieje, że to jakiś głupi żart. Wchodzę na twittera i zanim zdążę cokolwiek sprawdzić, widzę, że dostałam wiadomość. Klikam ikonkę koperty i ponownie mnie paraliżuje. To On. Napisał do mnie.

Justin Bieber @justinbieber
To co dzisiaj się wydarzyło było... dobre. Nie mogę przestać o tym myśleć. 
A, byłbym zapomniał. Wtedy, w tym klubie... Och, nie masz pojęcia jak bardzo cię wtedy pragnąłem. 
Do zobaczenia Faith. Oby jak najszybciej.

Ratunku.

No i jak tam kochani? Jak podobał wam się ten rozdział? Od razu chcę przeprosić, za to że rozdział nie pojawił się w tamtym tygodniu, ale miałam na głowie szkołę. 
Jeśli macie jakieś pytania, zastrzeżenia itp., zapraszam TU
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, wpadajcie TU
Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach, to dla mnie bardzo ważne. 
Dziękuję wam z całego serca, za prawie 3K wyświetleń. Jesteście najlepsi, so much love!!
Do następnego!
V.