poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 21

"Event"




- Naprawdę? – pyta Justin, kiedy ja walczę z kolejnymi łzami napływającymi do oczu. Wciąż tulę się do jego klatki, wsłuchując się jednocześnie w szybkie bicie jego serca. Jest zdenerwowany.
- A wyglądam, jakbym żartowała? – odpowiadam pytaniem, gdy  ostrożnie odsuwam twarz od jego ciała i wbijam wzrok w jego piękne oczy.
Przysięgam, że widzę w nich wszystko to, czego potrzebowałam od kilku dni – szczerość, tęsknotę, uwielbienie, a przede wszystkim miłość. Serce mi się ściska, kiedy dostrzegam samotną łzę błąkającą się w jego oku. Uśmiecham się delikatnie, unoszę dłoń i dotykam jego ciepłego policzka, czując pod palcami kujące włoski. Gdy dostrzegam, że Justin w dalszym ciągu jest spięty i naprawdę zdenerwowany, potrząsam głową, chichocząc.
- Naprawdę cię kocham. Gdyby tak nie było, nie stałabym tutaj i nie rozmawiałabym z tobą. Już dobrze, ja nie odejdę – mówię spokojnie, gładząc jego policzek.
Chłopak wsłuchuje się w moje słowa ze skupieniem, a później zamyka oczy i wtula policzek w moją dłoń, wciągając powietrze przez nos. Kiedy unosi powieki jego oczy ślicznie błyszczą i chyba są wesołe, co powoduje ciepło rozlewające się w moim sercu.
- Cieszę się, naprawdę się cieszę – mruczy i łapie moją dłoń, po czym składa na niej czuły pocałunek. – Chociaż przyjemnie mi się tu stoi, to lepiej by było, gdybyśmy wrócili do środka zanim widzowie się zniecierpliwią, a paparazzi nas znajdą.
- W porządku, masz rację. – Kiwam zgodnie głową, po czym odsuwam się od niego i zwracam w kierunku wejścia. Dopiero teraz dostrzegam, że niedaleko nas kręci się kilka osób. Świetnie, czyli jutro wszystko będzie dokładnie opisane w gazetach. Wzdycham z rezygnacją i robię krok na przód, ale wtedy czuję dłoń Justina na moim nadgarstku, która ciągnie mnie w tył. Obracam się gwałtownie, a jego usta natychmiast lądują na moich, łącząc je w przepełnionym emocjami pocałunku. Czuję jak Justin lekko się uśmiecha, gdy ja wydaję z siebie niekontrolowany jęk.
- Tęskniłem za tym – rzuca odrywając się ode mnie, a później splata nasze palce ze sobą i wracamy do środka. Oczywiście po drodze do knajpy, a potem mojego stolika musimy zmierzyć się z licznymi ciekawskimi spojrzeniami kierowanymi w naszą stronę. Justin wydaje się być tym kompletnie niewzruszony, natomiast ja czuję lekkie ukłucie w brzuchu. Nie wszystkie spojrzenia były życzliwe.
Kiedy siadam przy stoliku, oczy dziewczyn wręcz wypalają dziurę w mojej twarzy.
- No co? – pytam w końcu, nie będąc w stanie znieść już dłużej ich natarczywości.
- Jeśli sądzisz, że będziesz milczeć przez resztę wieczoru na temat tego co się przed chwilą stało to grubo się mylisz, moja droga – stwierdza Miley, pochylając się w moją stronę.
Rzucam okiem na Angel oraz Chan i żałośnie stwierdzam, że one również podzielają zdanie Miley. Prawdę mówiąc nie chcę o tym gadać przy całej restauracji, bo obawiam się, że ktoś usłyszy więcej niż powinien.
- No więc? – Miley naciska, posyłając mi groźne spojrzenie.
- Możemy o tym pogadać później? Nie jestem pewna, czy chcę o tym mówić przy wszystkich. – Rozglądam się dyskretnie, dając jej do zrozumienia o co chodzi.
- Boże, serio? Dam sobie rękę uciąć, że na zewnątrz nie byliście sami. – Blondynka przewraca oczami, a Angel zaczyna chichotać, przez co zgarnia ode mnie kopniaka w kostkę.
- Ała! – wykrzykuje, po czym zaczyna masować kostkę. – Nie masz na sobie sandałów!
Wykrzywiam usta w fałszywy uśmiech, za co Angie odwdzięcza mi się wystawieniem języka.
- Wy dwie jesteście nienormalne – komentuje Miley, a to powoduje tym razem śmiech Channy.
- Uczę się od najlepszych – odpowiadam szczerząc się głupio. Miley patrzy na mnie przez chwilę nieodgadnionym spojrzenie, ale zaraz potem wybucha śmiechem.
- Nie ważne. Powiedz nam cokolwiek – błaga blondynka. – Siedziałyśmy tu jak na szpilkach przez cały ten czas.
- O Boże – wzdycham z kapitulacją. Nie mam siły dłużej tego znosić. – Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Jakieś konkrety? – pyta Chan, wsuwając między swoje pełne usta czarną słomkę.
- Powiedział, że mnie kocha – oznajmiam szybko, jakby te słowa parzyły mnie język. Nie wiem dlaczego tak jest, przecież powinnam piszczeć ze szczęścia, ale domyślam się, że to przez ten tłum wokół nas.
Pisk jednak rozlega się po pomieszczeniu, ale nie należy on do mnie, a do moich przyjaciółek.
- I to podobno ja jestem nienormalna. – Kręcę głową z niedowierzaniem, po czym upijam spory łyk swojego drinka.
- Naprawdę tak powiedział?! – pyta Channy, prawie skacząc na stołku.
- Dla mnie to nie temat do żartów – odpowiadam spokojnie, z całych sił starając się ignorować karcące spojrzenia kierowane w nasz stolik. – A teraz błagam was, uspokójcie się zanim ludzie nas tu zlinczują.
Na moje szczęście dziewczyny słuchają mojej rady i milkną, ale jedynie na kilka minut. Później zaczynają plotkować i wymyślać tysiące zabawnych scenariuszy, które mogły wymyślić tylko one. Po jakimś czasie na scenę wraca Justin i zaczyna grać swoje najbardziej znane kawałki. Wszyscy klienci restauracji dzięki Bogu skupiają się na nim i bawią się w rytm jego piosenek, przez co nasz stolik na jakiś czas uwalnia się od spojrzeń pełnych dezaprobaty.
Koncert trwa około półgodziny, a później na scenę wychodzi prawdopodobnie menadżer knajpy i oznajmia,  że na dzisiaj to tyle. Justin uprzejmie dziękuję widowni oraz żegna się z nimi, znikając następnie za kulisami. Odprowadzam go do końca wzrokiem, a później wracam do rozmowy z dziewczynami, które właśnie dyskutują zawzięcie na jakiś temat.
Miley opowiada o ubiegłorocznej Coachelli i mówi, że w tym roku musimy iść wspólnie, gdy czuję na swoich ramionach czyjeś dłonie. Od razu orientuję się, że to Justin, więc obracam się do niego i obdarzam go lekkim uśmiechem.
- Cześć, dziewczyny – wita się z moimi towarzyszkami, po czym całuje Angie oraz Chan w policzek. Omija Miley, co mnie dziwi, ale ona wydaje się być kompletnie niewzruszona tym ignorowaniem. Wręcz przeciwnie, odsuwa krzesło dla Justina i posyła mu wesołe spojrzenie.
- No i jak tam, Bieber? – pyta swoim pełnym entuzjazmu głosem blondynka, kiedy chłopak siada pomiędzy nią a mną.
- Wszystko gra. – Mruga do niej, po czym przesuwa krzesło w moją stronę i przerzuca rękę przez oparcie mojego. – Dawno nie występowałem. Zapomniałem jakie to fajne.
- Kiedy planujesz zacząć trasę? – Odzywa się tym razem Angel.
- Zależy. To znaczy w gruncie rzeczy nagrałem już płytę, ale coś mi się zdaje, że będę musiał nagrać ją jeszcze raz – odpowiada spokojnie, muskając palcami moje ramię.
- Co? Dlaczego? – Miley jest poważnie zaskoczona słowami Justina, co również mogę powiedzieć o sobie. Po co chce to robić? Wiem, że nie powinnam kwestionować jego muzycznych wyborów, bo to w końcu on jest tu artystą, ale to dziwny zabieg z jego strony.
- Wczoraj, kiedy nie spałem przez pół nocy uświadomiłem sobie, że to co jest na mojej płycie nie odpowiada temu, co teraz jest w mojej głowie. Jestem w zupełnie innym miejscu, otworzyłem oczy na pewne sprawy i wiem, że niektóre piosenki nie opowiadają o tym, co jest teraz dla mnie ważne. Dlatego chcę to przesunąć – wyjaśnia z opanowaniem.
- Och – wyrzuca z siebie blondynka, chyba rozumiejąc w czym rzecz.
Dziwi mnie to, że nic nie mówię. Po tym co się wydarzyło przed restauracją chyba jestem w pewnego rodzaju otępieniu, tym razem bardzo przyjemnym.
- Jak tam? – Słyszę nagle Justina, który zadaje mi to zwykłe, codzienne pytanie.
- W porządku – odpowiadam spokojnie, obracając głowę w jego stronę. – A tam?
- Śpij dziś u mnie – rzuca stanowczo, patrząc mi intensywnie w oczy.
- Nie mogę. – Krzywię się lekko, a Justin marszczy brwi.
- Dlaczego?
- Rano mam trening z Ianem – wyjaśniam łagodnie patrząc na jego twarz.
- Co? Jaki trening? – Po jego tonie wnioskuję, że nie jest najszczęśliwszy. Zresztą to nic nowego, jeśli chodzi o mnie i o Iana.
- Pamiętasz? Ma za kilka tygodni konkurs. Pierwszy etap przeszedł, a do drugiego potrzebuje mojej pomocy. To dla niego duża szansa, może wygrać stypendium na Broadwayu.
Justin milczy kilka sekund, analizując moje słowa. Domyślam się, że kiedy usłyszał, że jest szansa na wyjazd Iana na drugi koniec kontynentu to poczuł ulgę. To okrutne i bolesne, że dwójka najważniejszych facetów w moim życiu żywią do siebie taką niechęć. Ciekawe, czy to kiedykolwiek ulegnie zmianie.
- A później? – pyta z nadzieją, odkładając temat mojego przyjaciela na bok.
- Przyjadę – stwierdzam bez zastanowienia, a uśmiech jaki pojawia się na jego twarzy jest bezcenny.
- Weź strój kąpielowy i kilka rzeczy na przebranie. Wieczorem pójdziemy na kolację.
- Dobrze. – Kiwam głową, a później Justin pociąga mnie do czułego pocałunku.
Mam gdzieś innych, skupiam się na tym mężczyźnie każdą cząsteczką siebie.

Dwie godziny później opuszczamy restaurację, jednak każdy z nas osobno. Justin musiał zostać dłużej załatwić coś z kierownictwem knajpy, więc razem z dziewczynami wyszłyśmy wcześniej. Oczywiście przed wejściem musiamy się zmierzyć z kilkoma paparazzimi, którzy pragną zrobić nam jak najwięcej zdjęć. Pożegnawszy się z Miley oraz Chan, wraz z Angel udajemy się do swoich samochodów.
Gdy docieramy do domu każda z nas bierze prysznic, a później kładzie się spać, rozmawiając jeszcze przez kilka minut.

Następnego dnia wstaję po ósmej i idę się przyszykować na trening. Zakładam na siebie szare dresy oraz krótką, białą koszulkę, a później schodzę na dół, gdzie spotykam Iana gotowego do wyjścia.
- Kawy? – pyta, zerkając na mnie dziwnym spojrzeniem.
- Chętnie – odpowiadam spokojnie, wiążąc włosy.
- Jak było wczoraj? – Jego ton wskazuje na to, że coś wie, ale nie koniecznie chce się tym ze mną podzielić.
- Fajnie. – Wzruszam ramionami, po czym odbieram od niego kubek z ciepłym napojem. – O co ci chodzi? – pytam, unosząc brew w górę. Wiem, że coś mu nie pasuje.
Ian milczy przez chwilę, a później wzdycha z rezygnacją, wyciąga komórkę, coś na niej klika, a później pokazuje mi ekran. Widzę na nim tekst, który opowiada o wczorajszych wydarzeniach z restauracji oraz zdjęcie, które uwiecznia mnie i Justina w pocałunku. Uśmiecham się lekko, po czym oddaję telefon przyjacielowi.
- Zwariowałaś, Faith? Co ty wyprawiasz? – pyta z zarzutem w głosie, a ja marszczę brwi.
- Słucham?
- Jeszcze kilka dni temu byłaś w tak tragicznym stanie, że nie wiedzieliśmy co strzeli ci do głowy. Ledwie funkcjonowałaś, walczyłaś o każdy dzień z samą sobą, przez tego dupka, a teraz wystarczy, że powie ci kilka słodkich słówek i biegniesz do niego z wyrzuconym językiem? Co ty robisz?
Słowa przyjaciela na moment zamykają mi usta. Może ma rację, ale ja wiem, że podjęłam właściwą decyzję.
- Owszem, tak było. Ale dzięki temu, że teraz między mną a nim jest wszystko w porządku, nie przechodzę tej gehenny dalej. Spójrz na to jaka jestem dzisiaj, a jaka byłam wczoraj. Dostrzegasz różnicę? Może to co zrobił Justin złamało mi serce, ale wczorajsze wydarzenia dały mi nadzieję, na lepszą przyszłość. Chcę z nim być, kocham go i choć z całych sił próbowałam się tego wyprzeć, nie chcę już walczyć. Będę z nim, czy ci się to podoba, czy też nie. To moje życie i ja ponoszę konsekwencję – mówię twardo, urywając kawałek bajgla.
- Okej. – Ian mruży oczy. – Nie będę się w nic wtrącać, ale nie przybiegaj później z płaczem i nie każ mi na to wszystko patrzeć od nowa.
- Nie przybiegłam do ciebie i nie kazałam ci na nic patrzeć. Drzwi są otwarte, mogłeś się stąd wynieść kiedy tylko chciałeś – kontruję ostro, schodząc ze stołka. – Więc przestań się tak zachowywać, nie jesteś moją matką. Czekam w samochodzie.
Po tych słowach idę do przedpokoju, zakładam buty oraz biorę ze sobą torbę, a potem wychodzę z mieszkania. Jestem trochę zła na Iana za to co powiedział, ale z drugiej strony nie mogę go za nic winić. Jest moim przyjacielem i dam sobie rękę uciąć, że gdyby on był w podobnej sytuacji, zachowałabym się tak samo jak on teraz. Jednak to nie zmienia faktu, że zarzucił mi coś, czego nigdy bym nie zrobiła.

Na treningu nie poruszamy już więcej porannego tematu i skupiamy się w całości na choreografiach. Idzie nam coraz lepiej, a to wywołuje radość u nas obojga. Cieszę się, że jest takie miejsce na świecie, w którym ja i Ian odnajdujemy się doskonale. Bardzo tęskniłam za parkietem i zastanawiam się co mogłabym zrobić, żeby bywać na nim częściej. Kiedy odpoczywam pod lustrem i popijam wodę do mojej głowy wpada pewien pomysł, który choć nieco odległy, wydaje się być możliwy do wykonania. Kiedyś mi się uda. Kiedyś to zrobię.
Po treningu biorę prysznic w ośrodku i tam też przygotowuję się do końca. Dresy i krótką koszulkę zamieniam na wygodne dżinsy z dziurami nakolanach oraz beżowy sweter, a na stopy zakładam sandałki. Kiedy jestem gotowa, wciągam torbę z ubraniami na ramię i wychodzę z łazienki.
- Dłużej się chyba nie dało – jęczy Ian, kiedy mnie zauważa.
- Przestań narzekać. Gdybyś spędził ze mną kilka minut w samochodzie, a ja nie byłabym umyta przeklinałbyś chwilę, w której kazałeś mi się spieszyć. – Mrugam do niego i oboje udajemy się do samochodu.
Jedziemy w stronę mieszkania, rozmawiamy na luźne tematy i śmiejemy się wesoło. Nagle w głośnikach rozbrzmiewa piosenka Britney Spears.
- O Boże – jęczy Ian, ponieważ wie co to zwiastuje.
Ja szczerzę się głupkowato, pokręcam głośność i zaczynam śpiewać wraz z Britney. To moja idolka z dzieciństwa, moim pierwszym koncertem było właśnie jej show. Dzisiejszy repertuar to ‘Hit Me Baby One More Time”, co muszę przyznać jest chyba moją ulubioną piosenką. Doskonale się bawię, jednocześnie prowadząc samochód, co chyba wywołuje niepokój mojego przyjaciela.
- Tylko nas nie zabij, błagam – słyszę obok i wybucham głośnym śmiechem. Nie czułam się tak dobrze od kilku dni, a słoneczny dzień w Los Angeles, jaki dzisiaj mamy sprawia, że jest mi jeszcze lepiej.
Piosenka się kończy, ku uciesze Iana i okazuje się, że podjeżdżamy pod apartamentowiec.
- Widzimy się w poniedziałek – rzucam, kiedy zatrzymuję się pod wejściem.
- Co? – Krzywi się Ian. – Gdzie ty będziesz?
- Zgadnij – mrugam do niego, uśmiechając się chytrze. – No, wysiadaj zanim wlepią mi mandat.
- Uważaj na siebie – mamrocze pod nosem i spełnia moje polecenie z naburmuszoną miną.
- Też cię kocham – rzucam i ruszam w kierunku posiadłości Justina.
Godzinę później jestem na miejscu. Wysiadam z auta, zabieram torbę z tylnego siedzenia, po czym idę do drzwi. Pukam, ale nikt mi nie otwiera, więc pozwalam sobie samej wejść. Gdzieś w tle gra muzyka, a dookoła roznosi się słodki zapach. Robię kilka kroków, po czym nagle czuję ramiona owijające się wokół mojej talii. Wydaję z siebie głośny pisk połączony z radosnym śmiechem.
- Tęskniłem – Justin mruczy mi do ucha, tuląc mnie do siebie.
- Już jestem. – Puszczam torbę, po czym odwracam się do niego i nim mam okazję powiedzieć coś więcej, nasze usta się łączą w namiętnym pocałunku.
Mruczę przeciągle i kładę dłoń na jego klatce, wbijając w nią lekko paznokcie. Po chwili odsuwam się od niego niechętnie, oblizując wargi.
- Jakie plany na dziś? – pytam, patrząc w jego oczy.
- Dzisiaj chcę się nacieszyć tobą w stu procentach – odpowiada kuszącym głosem. – Najpierw relaks nad basenem, a później kino i kolacja.
- Hm, brzmi świetnie – stwierdzam z uśmiechem. – Brzmi jak standardowa randka.
- To źle? – pyta Justin, wciąż trzymając mnie w ramionach.
- Nie, broń Boże. Myślałam po prostu, że wszystko co robisz jest… niestandardowe. Wiesz, jak na gwiazdę światowego formatu przystało. – Wzruszam ramionami, nie wiedząc dlaczego w ogóle zaczęłam ten temat.
- Nie zapominaj, że po godzinach jestem też zwykłym dwudziestojednolatkiem. Zaufaj mi, że gwiazdy najbardziej lubią robić zwyczajne rzeczy, kiedy zrobią już te wszystkie niezwyczajne – wyjaśnia ze śmiechem.
- Och, okej. Łapię – odpowiadam i cmokam go szybko w usta. – To ja pójdę się przebrać.
- Czekam w ogrodzie – rzuca Justin, po czym pozwala mi pójść na górę.
Od razu kieruję się do jego sypialni, gdzie zostawiam torbę i przebieram się w strój. Jest zwykły i czarny, ale ma bardzo ładny krój, który podkreśla wszystkie moje krągłości. Wyciągam okulary z torebki, a później upewniając się, że wyglądam w porządku zbiegam na dół.
Kiedy w kuchni nie zastaję nikogo domyślam się, że jestem tu tylko ja i Justin, i prawdę mówiąc bardzo mi się to podoba. Będziemy mieli więcej prywatności, chociaż kiedy popatrzeć na rozmiar jego domu moglibyśmy po prostu wyjść piętro wyżej i bylibyśmy zupełnie sami. No ale mniejsza o to.
Wychodzę na taras i przez chwilę rozglądam się za Justinem, aż w końcu dostrzegam go w basenie. Obserwuję go kilka chwil, a później postanawiam do niego dołączyć. Staję na brzegu i patrzę jak nurkuje, a gdy się wnurza jego oczy lustrują moje ciało.
- Słodki Jezu – mamrocze pod nosem, po czym potrząsa głową i oblizuje wargi. – Jestem szczęściarzem – dodaje.
- Tak? – pytam, unosząc z rozbawieniem wzrok.
- Dołączysz do mnie? – Pyta Justin, szczerząc się do mnie wesoło.
- Może później. Chciałabym się najpierw poopalać – stwierdzam po chwili zastanowienia.
- Okej, to pomóż mi wyjść. – Justin wyciąga rękę w moją stronę, uśmiechając się łagodnie.
- Jasne. – Chwytam jego dużą dłoń i zanim w ogóle zaczynam ciągnąć za rękę, ląduję w basenie.
- Justin! – krzyczę, gdy się wynurzam. Jak mogłam się dać na to nabrać? Przecież to było do przewidzenia.
- Co jest? – rzuca ze śmiechem. Jest z siebie bardzo zadowolony.
- To było nie fair! – złoszczę się i chlapię go wodą w uniesieniu.
- Nie zrobiłaś tego… - mruczy Justin, ocierając twarz.
- Owszem, zrobiłam. Należało ci się. – Wyławiam okulary z basenu i kładę je na trawie. Gdy tylko się obracam, zostaję pociągnięta w dół.
Justin trzyma mnie w talii i mogę sobie wyobrazić jak się uśmiecha. Ugh, drań.
- Wychodzę! – oznajmiam stanowczo. – I nie próbuj mnie zatrzymać.
Zaczynam płynąć do brzegu, ale zanim łapię się barierki Justin podpływa do mnie i po raz setny tego dnia mnie całuje.
- Jesteś seksowna, kiedy się złościsz – stwierdza, wychodząc za mną.
- Nie testuj granic mojej seksowności – kontruję, wyciskając włosy z wody.
- Pozwolę sobie nie posłuchać –odpowiada, chichocząc i cmokając mnie w skroń.
- Zresztą jak zawsze – dokańczam za niego. Podnoszę wzrok i dostrzegam sposób w jaki na mnie patrzy. Po całej złości nie ma już śladu.
Kładziemy się na miękkich leżakach, oboje zaczynając rozkoszować się tym słonecznym dniem. Justin zamknął oczy i chyba przysnął na chwilę, co uważam za bardzo słodkie. Patrzę na niego przez chwilę, a później sięgam po swój telefon i wchodzę na instagram. Robię sobie selfie, po czym dodaję je z opisem: „Sunny day in LA ;) #chillinwithb”. Nie obawiam się już złych komentarzy, chyba do nich przywykłam. Zrozumiałam, że to część życia z Justinem i muszę to jakoś przełknąć.
Odkładam telefon na stoliczek w zacienionym miejscu, a następnie kładę się na leżaku i również zaczynam czerpać ze słońca.
Myślę o ostatnich kilku dniach i o tym co się wydarzyło w moim życiu. Popełniłam ogromny błąd, biorąc tamtego dnia, ale czuję, że to prędko się nie powtórzy. Wróć. To się w ogóle nie powtórzy, szczególnie, że mam teraz przy sobie Justina. On mnie kocha, może ciężko mi jeszcze w to uwierzyć, ale tak właśnie jest. A dzięki jego miłości oraz obecności wiem, że dam sobie rady ze wszystkim.
- Kochanie? - Słyszę obok głos Justina i mimowolnie się uśmiecham, słysząc to określenie.
- Tak? - Ściągam okulary, obracając głowę w jego stronę.
- Mogę tak do ciebie mówić? - pyta, uśmiechając się nerwowo. O słodki Jezu, jak teraz taki uroczy.
- Oczywiście - odpowiadam spokojnie, po czym wstaję z leżaka, podchodzę do niego i siadam na nim okrakiem. Następnie pochylam się, obejmuję go w pasie i przyciskam policzek do jego ciepłej klatki. 
Po chwili czuję palce Justina muskające moją skórę i rozkoszuję się tym doznaniem, chłonąc z niego jak najwięcej. Chcę zapamiętać takie chwile jak najlepiej, by później móc je często wspominać i przywoływać uśmiech na twarz. Unoszę głowę i składam szybki pocałunek na jego brodzie. 
Na jego ustach pojawia się łobuzerki uśmiech, a później ponosi rękę i zakłada mi kosmyk za ucho.
- Wiesz co? - zaczyna, oblizując swoje idealne wargi.
- Co?
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię nie kochać. Byłem strasznym kretynem.
Po pełnym lenistwa popołudniu Justin i ja zbieramy się do kina. Podoba mi się ten pomysł, oboje potrzebujemy  takiej odskoczni. Normalnej odskoczni. Biorę szybki prysznic w między czasie myśląc o stroju na ten wieczór. W końcu wybieram wzorzyste spodnie z wysokim stanem i szerokimi nogawkami sięgającymido połowy łydek oraz krótki, czarny top. Układam włosy, nakładam makijaż, zakładam czarne szpilki na stopy, łapię skórzaną kurtkę i schodzę na dół. Szukam Justina i po kilku minutach znajduję go na tarasie, rozmawiającego przez telefon. Gdy tylko mnie dostrzega, kończy pospiesznie rozmowę i zbliża się do mnie.
- Pięknie wyglądasz – mruczy i całuje mnie w usta.
- Ty też całkiem niczego sobie. – Mrugam i zaczynam chichotać.
Wciągam powietrze przez nos i czuję jego cudowne perfumy. Rany, pachnie i wygląda jak miliard dolarów. Jak on to robi?
- Chodź. Idziemy. – Justin łapie moją dłoń i pociąga w stronę wyjścia.
Przed domem czeka na nas samochód, prowadzony przez Hugo.
- Dobry wieczór, Hugo – witam się, gdy oboje siadamy na tylnym siedzeniu.
- Dobry wieczór, panno Wihford – odpowiada uprzejmie.
Cała podróż do kina upływa nam na zwykłej rozmowie, takiej jaką prowadzą normalni ludzie. Prawda jest taka, że my niczym się od nich nie różnimy, więc dlaczego mielibyśmy inaczej rozmawiać? Cieszę się, że ja i Justin staramy się budować ten związek.
Na miejsce docieramy praktycznie nie zauważeni przez nikogo, więc możemy spokojnie zająć miejsce na sali kinowej. Oczywiście Justin wcześniej kupił chyba z tonę żelek oraz dużą colę. Czasem zastanawiam się jakim cudem on za kilka dni skończy dwadzieścia dwa lata.
Swoją drogą muszę skontaktować się z przyjaciółmi Justina i omówić plan na jego urodziny, bo muszą taki mieć, prawda? Chcę, żeby zapamiętał ten dzień lepiej niż pozostałe.
Film okazuje się być komedią, na której oboje z Justinem zalewaliśmy się łzami spowodowanymi śmiechem. Gdy opuszczamy salę ludzie już zwracają na nas uwagę, ale my postanawiamy to zignorować. Idziemy obok siebie sprawiając wrażenie skupionych na własnych myślach, ale po kilku metrach nachylam się do Justina i mruczę mu do ucha:
- Zawsze będę musiała tak wszystkich ignorować?
Justin owija dłoń wokół mojej talii i spokojnie kroczy w stronę parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód.
- Zazwyczaj – koryguje i na tym ucina ten temat.
Wchodzimy do podziemi, idąc za Hugo, który prowadzi nas do auta. Naglę zauważam stojącą przy filarze młodą dziewczynę w okularach.
- Cześć Justin – odzywa się, gdy się zbliżamy.
- Cześć Sarah – odpowiada mój towarzysz, przystając na moment.
- To wy się znacie? – pytam zaskoczona.
- Tak jakby. To Stalker Sarah. Dziewczyna ma prawdopodobnie zdjęcie z każdym celebrytą na tym kontynencie – śmieje się Justin.
- Och, niezła jesteś – komentuję przyjaźnie, posyłając jej uśmiech.
- Dzięki. Mogę z wami zdjęcie? – pyta bez owijania w bawełnę.
- Jasne – odpowiada Justin, a ja przez chwilę stoję w szoku. Ona naprawdę chce ze mną zdjęcie? Wow.
Nieskromnie przyznam, że to miło łechta moją próżność i jest mi z tym dobrze. Pochylam się w przód, układam usta w lekki dziubek i patrzę w przednią kamerę.
- Super, dziękuję – mówi dziewczyna, gdy opuszcza dłoń.
- Nie ma sprawy – rzuca Justin.
- Wy dwoje, wróciliście do siebie? – pyta po raz kolejny Sarah.
Oboje przez moment milczymy, zerkając na siebie znacząco. W końcu Justin łapie moją dłoń i kiwa głową.
- Tak, właśnie tak – oznajmia z dumą w głosie, a potem żegna dziewczynę i oddalamy się do samochodu.
W środku siedzimy obok siebie, ja wspieram głowę na jego ramieniu, a on całą drogę trzyma moją dłoń i przesuwa kciukiem po knykciach.
Jak się okazuje kolację jemy w restauracji Mastro. Pierwszy raz w niej jestem, ale mam pewność, że wyjdę stąd zadowolona. Zdążyłam zanotować, że Justin nigdy nie je w złych restauracjach. Zresztą kto robi inaczej?
Gdy tylko wchodzimy do środka natychmiast dostajemy stolik na uboczu, z dala od gapiów. Ja zamawiam stek z masłem czosnkowym i warzywami grillowanymi, natomiast Justin jakiś makaron. Większość wieczoru upływa nam w doskonałej atmosferze. Dużo się śmiejemy i dowiadujemy na swój temat. Ja na przykład dowiedziałam się, że jego ulubionym daniem jest spaghetti, a gdy się urodził miał mieć na imię Jessie. Kiedy mi o tym powiedział od razu skojarzyło mi się to z moim crushem z dzieciństwa, jakim był Jessie McCartney  i tak rozpoczął się temat mojego życia w Dallas oraz moich ulubionych rzeczy.
Gdy kończymy posiłki Justin zaczyna się denerwować, a ja nie mam zielonego pojęcia z jakiego powodu.
- Co się dzieje? – pytam wreszcie, kiedy widzę, że zaczyna go to wyraźnie męczyć.
- Wiesz, nie mówiłem ci o tym wcześniej, bo nie byłem pewien twojej odpowiedzi.
- A teraz jesteś? – Unoszę brew i biorę łyk chłodnej wody.
- Nie.
- Nigdy nie będziesz. Wyrzuć to z siebie, Bieber – śmieję się, w nadziei, że trochę go to rozluźni.
- Mam zaproszenie na jutro na premierę nowego filmu Willa Smitha – oznajmia. – To mój dobry znajomy i chciałbym tam być.
- Okej, rozumiem. Oczywiście, idź tam i baw się dobrze. Zaczekam na ciebie w domu – mówię zupełnie szczerze. Nie mam żadnego problemu z tym, że ma jutro wyjście.
- Nie, nie zrozumiałaś mnie. – Potrząsa głową. – Chcę, żebyś poszła tam ze mną.
Prawie krztuszę się wodą, gdy to słyszę. Mam mu towarzyszyć na wystąpieniu publicznym? O cholera. Już teraz serce łomocze mi głośno, a co dopiero jutro.
- Jesteś pewien? – pytam po chwili w zupełnym oszołomieniu.
- Więcej niż pewien. Chcę cię tam, chcę żebyś mi towarzyszyła. Jesteś moją dziewczyną i chcę wreszcie, żeby to było oficjalne. Niech cały świat się dowie, że oddałem swoje serce Faith Wihford. – Wyjaśnia, a mnie schnie w gardle pomimo tego, że cały czas piłam wodę.
O mój boże. Nie sądziłam, że to wszystko będzie się działo w takim zawrotnym tempie. Biorę głęboki oddech i patrzę na jego cudowną twarz, na której kształtuje się niepewność.
- Tak – wyrzucam z siebie niekontrolowanie. Tutaj zadziałała moja podświadomość.
- Tak? – pyta Justin, by się upewnić. Słusznie.
Milczę przez chwilę, zastanawiając się nad tym co powinnam odpowiedzieć, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
- Tak – powtarzam i uśmiecham się delikatnie.
Widzę jak w oczach Justina pojawia się ulga i radość.
- Dziękuję – mówi wesoło, szczerząc się do mnie.
- Mam tylko jeden problem.
- Jaki? – Widzę, że znów się spina, zupełnie nie potrzebnie.
- Nie mam się w co ubrać. Nie zabrałam żadnej eleganckiej sukienki. – Krzywię się.
Justin po chwili milczenia wybucha głośnym śmiechem, przykuwając tym samym wzrok kilku klientów.
- Nie martw się, kochanie. Coś wymyślimy – stwierdza i przystawia do ust szklankę z drinkiem.

Cała się trzęsę i chyba już po raz setny tego popołudnia, sprawdzam w lustrze czy wyglądam wystarczająco dobrze, by móc towarzyszyć Justinowi. Czerwona sukienka, którą mam na sobie sięga mi do połowy ud i opina moje ciało, przez co jest słodka, ale jednocześnie seksowna. Makijażystka oraz fryzjerka, które wynajął Justin wykonały kawał dobrej roboty. To bardzo miłe dziewczyny i mam nadzieję je jeszcze kiedyś spotkać. Zakładam na nadgarstek pasującą do kolczyków bransoletkę, zerkam raz jeszcze w lustro i wygładzam sukienkę. Jestem tak zestresowana, że najchętniej wróciłabym do pokoju i przebrała się w zwykłe dresy. To pierwszy raz, kiedy będę towarzyszyć Justinowi na publicznym wydarzeniu i bardzo się tym przejmuję. Nie chcę źle wypaść, ani narobić mu wstydu. W dodatku będę już oficjalnie jego dziewczyną. A niech mnie. Biorę głęboki oddech, po czym robię pierwszy krok na dół. 
- Już myślałem, że się ciebie nie... O cholera - rzuca Justin, gdy pojawiam się w salonie, przez co na moich policzkach pojawia się rumieniec.
- Miło cię widzieć – odzywam się, kiedy orientuję się, że Justin przez najbliższych kilka sekund nie zamierza nic powiedzieć, tylko gapić się na mnie.
Wygląda doskonale. Ma na sobie idealnie skrojony, połyskujący garnitur, a na co dzień zmierzwione włosy dziś są nienagannie ułożone.
- Wyglądasz oszałamiająco – wyrzuca w końcu Justin, przyciągając mnie do siebie i przesuwając nosem po mojej szyi. – Mmm, i w dodatku doskonale pachniesz. Jestem w niebie?
- Nie sądzę – chichoczę. – Ale ja również muszę przyznać, że podoba mi się to co widzę. Lubię wersję Justina w garniturze.
- Nie widziałaś jeszcze nagiej wersji Justina. – Mruga do mnie znacząco, a ja wybucham śmiechem.
- Z pewnością jest równie onieśmielająca – stwierdzam.
- Będziesz zachwycona – śmieje się Justin.
- Nie wątpię. Szczególnie, że będziesz pierwszą wersją jakiegokolwiek nagiego faceta, którą dane mi będzie oglądać – odpowiadam z rozbawieniem, orientując się po chwili, że właśnie powiedziałam mu swój mały sekret. Zagryzam wargę i chcę się odsunąć, ale Justin mi to uniemożliwia.
- Zaraz… Dobrze zrozumiałem? Jesteś dziewicą? – pyta, nie ukrywając zaskoczenia.
- Eee… Właściwie to… Tak – mówię speszona, opuszczając wzrok.
- Taki anioł w tak piekielnie seksownym ciele jest nienaruszony? Jak to możliwe?
- Po prostu – wzruszam ramionami i powoli zaczynam się niecierpliwić.
- A niech mnie diabli – rzuca z łobuzerkim błyskiem w oku. – Moje szczęście zwiększa się z każdą chwilą.
Nie rozumiem o co mu chodzi, ale okej. Nie chcę drążyć tego tematu, bo naprawdę ani to czas, ani miejsce na taką dyskusję.
- Chodź, spóźnimy się. – Wyplątuję się z jego objęć i ruszam do drzwi.
- Sądziłem, że się stresujesz.
- Bo tak jest. Ale niegrzecznie jest się spóźniać. Chodź.

Później rzeczy dzieją się w szalonym tempie. Przyjeżdżamy na premierę eleganckim samochodem. Dookoła jest mnóstwo ludzi – od fanów, przez reporterów po same gwiazdy kina. Justin pomaga mi wysiąść, za co jestem mu wdzięczna, bo z każdą chwilą mam wrażenie, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Najpierw idziemy na ściankę. Tam popozujemy przez chwilę, nie ma się czego bać. Uśmiechaj się i sprawiaj wrażenie rozluźnionej – tłumaczy Justin, kładąc dłoń na moim biodrze.
- To chyba niemożliwe – mówię nerwowo zagryzając wargę.
- Dasz radę. – Mruga do mnie.  – Później udzielę kilku wywiadów, a na koniec pójdziemy do moich fanów. Po tym wszystkim idziemy na salę, oglądamy film i wracamy do domu. Będzie fajnie, zobaczysz!
- Z pewnością – mamroczę i podążam za nim.
Po chwili wchodzimy na ściankę, a wtedy rozlegają się krzyki fotoreporterów i wszędzie widzę błyski fleszów. Chryste, to jakaś dżungla. Justin silnie mnie obejmuje, wiedząc, jak się czuję. W końcu po kilku minutach się rozluźniam i nawet się uśmiecham.
Później przechodzimy do dziennikarzy, którzy prawie biją się o rozmowę z Justinem. On natomiast odpowiada na kilka pytań związanych z jego planami na przyszłość i tym podobne, a ja czekam na niego z boku, oglądając to co dzieje się dookoła.
Następnie idziemy do jego fanów, którzy czekają z boku ścianki. Piszczą, krzyczą i wciąż powtarzają imię swojego idola. Justin robi sobie kilka zdjęć, rozdaje autografy i wymienia kilka słów z tymi ludźmi. Cały czas stoję na uboczy, przyglądając się jego niesamowitej relacji z fanami. To coś, czego nie da się opisać zwykłymi słowami. To piękny widok.
- Faith? – krzyczy jakaś dziewczyna. – Mogę z tobą zdjęcie? – prosi.
O matko. Byłam gotowa na kolejną falę nienawiści, a ona prosi mnie o zdjęcie. Co tu się dzieje?
- Jasne, skarbie – odpowiadam uprzejmie, po czym idę w jej kierunku. Dziewczyna bardzo się cieszy, a gdy podchodzę do niej i pozuję do zdjęcia o mało co nie mdleje.
- Jesteś cudowna! Tak bardzo jestem wdzięczna, że jesteś z Justinem. Jesteś dla niego dobra, wiem to – wyrzuca z siebie na jednym wdechu.
- Och – dukam. – Staram się. Nigdy go nie skrzywdzę, nie chcę tego.
- Świetnie!
- Faith, chodź. – Justin łapie moją dłoń i machając do fanów, oddalamy się w stronę Sali kinowej.
- Chyba jedna z nich mnie polubiła – mówię z nieukrywaną radością w głosie.
- Nie ona jedna, zaufaj mi – odpowiada przyjaźnie Justin, a później wchodzimy na salę i zajmujemy swoje miejsca.
Dookoła mnie znajdują się największe gwiazdy Hollywood, przez co przez cały seans czuję pewnego rodzaju onieśmielenie, ale w mojej głowie pojawia się myśl, że muszę się do tego przyzwyczaić.
Justin miał rację. Było lepiej niż się spodziewałam. Poznałam kilkunastu znanych ludzi, którzy okazali się cudowni. Dane mi było również poznać Willa Smitha i jego rodzinę, którzy przyjęli mnie bardzo ciepło. Lubię ich. Z Justinem poszliśmy na moment na after-party, ale ponieważ było już późno, a ja muszę jutro iść do pracy, zdecydowaliśmy się wracać.
Podjeżdżamy pod posiadłość Justina i coś nagle ulega zmianie. Hugo otrzymuje jakiś telefon i natychmiast zatrzymuje samochód.
- Co się dzieje? – pyta zaniepokojony Justin.
- Panie Bieber, było włamanie do pańskiego domu – oznajmia rzeczowo ochroniarz.
- Coś zginęło? – Prostuje się i mierzy pracownika wzrokiem.
- Nie do końca. Proszę tu zostać, zajmę się tym. Zaraz po państwa wrócę.
- Nie, idę z tobą. – Decyduje Justin. – Faith, zostań w samochodzie. Przyjdę po ciebie, kiedy będzie bezpiecznie.
- Nie – protestuję. – Nie idź, to niebezpieczne.
- Zaufaj mi – mówi i patrzy na mnie łagodnie, a później cmoka mnie w policzek i wychodzi z Hugo, zostawiają mnie samą.
Przez kilka minut udaje mi się wytrzymać spokojnie siedząc w aucie, ale później to jest niemożliwe. Martwię się o Justina, to przezwycięża wszystkie racjonalne środki bezpieczeństwa.
Wyskakuję z samochodu i prawie biegiem ruszam do domu mojego chłopaka, który Bóg jeden wie w której części domu jest.
Drzwi są otwarte na oścież, więc wchodzę do środka i rozglądam się po przedpokoju, który póki co nie wygląda na spustoszony. Ale wystarczy, że przejdę pod schody i zamieram w bezruchu. Wszędzie są porozrzucane moje ubrania, porozbijane szkła i inne rzeczy. Przełykam ślinę i zmuszam się do ruchu, by iść szukać Justina. Jestem aktualnie przerażona.

Wbiegam ostrożnie na górę, po czym idę w kierunku głosów dochodzących z jednych z gościnnych sypialni. Mój świat zatrzymuje się w chwili, kiedy na podłodze widzę leżącą  w kałuży krwi Shaylę, a na lustrze krwawy napis: „ TO TY POWINNAŚ BYĆ MARTWA.




Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Proszę, komentujcie! To daje mi wiele motywacji! Bardzo Wam dziękuję i bardzo Was kocham!

Do następnego!
V.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 20

"I'll be"



Budzę się nagle wyrwana z głębokiego, ale nerwowego snu. Oddech mam urywany, a serce bije mi w zawrotnym tempie próbując wyrwać się z piersi. Gdzie ja jestem? Siadam ostrożnie i uświadamiam sobie, że jestem na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Przez chwilę zastanawiam się dlaczego akurat tutaj się znajduję i dlaczego zasnęłam, ale potem uderza we mnie bolesny fakt. Wzięłam. Po tylu latach złamałam się i wciągnęłam kokę. Nie mogę w to uwierzyć, robi mi się słabo na tę myśl. Prawda jest taka, że to wcale w niczym nie pomogło, czuję się teraz gorzej niż wcześniej, bo zaczynają mnie zżerać wyrzuty sumienia. Boże, gdyby ktokolwiek mnie zobaczył w takim stanie lub dowiedział się, że wzięłam... Nawet nie chce o tym myśleć. 
Przecieram zmęczoną twarz i biorę kilka głębokich oddechów. To był tylko jeden raz, nie mogę tego zrobić ponownie. A może jednak? "Pomyśl o Toddzie, Gracie, twoich rodzicach", wzdycha moja podświadomość, a ja parskam śmiechem, ponieważ przez zaćpaniem również o nich pomyślałam i to wcale mnie nie powstrzymało. Teraz czuję się potwornie źle i chciałabym cofnąć czas. Ale z drugiej strony coś w środku mnie przypomina mi, że jeden raz jeszcze nikomu nie zaszkodził i nie powinnam się z tym tak gryźć. 
Jestem rozerwana i gdy rozmyślam o tym wszystkim co się stało zaczynam płakać. Chowam twarz w dłoniach, wylewając coraz więcej łez i uświadamiając sobie jak słaba jestem. Dlaczego tak szybko się poddałam? Dlaczego uciekłam do najgorszego? Prawda jest taka, że kilka lat temu, kiedy znajdowałam się w takich sytuacjach jedynym rozwiązaniem i ratunkiem dla mnie były dragi. Tego dnia również działałam instynktownie, co bądźmy szczerzy przyniosło mi zgubę. Już teraz wiem, że potrzebuję pomocy, ale tak bardzo wstydzę się o nią poprosić. Wszyscy moi bliscy już tyle dla mnie zrobili, a ja wciąż sprawiam im problemy. Nie zasługuję na nich ani trochę.
Po kilku minutach uspokajam się o tyle o ile i przechodzę na przednie siedzenie, siadając za kierownicą. Dopiero teraz zauważam, że jest prawie północ. Boże, mama musi odchodzić od zmysłów.
Sięgam po telefon i zauważam kilkanaście nieodebranych połączeń od Angie, Iana, mamy i Eddiego. Wzdycham ciężko, po czym wybieram numer przyjaciółki, ponieważ wiem, że z nią najszybciej się dogadam.
- Chryste, Faith! - woła Angel, kiedy odbiera po pierwszym sygnale. - Gdzie ty się do cholery podziewasz?! Wszyscy odchodzimy tu od zmysłów! 
- Przepraszam - mówię cicho, zażenowana swoim zachowaniem. - Już wracam, niedługo będę.
- Gdzie ty jesteś? - pyta przepełnionym troską oraz złością głosem.
- Musiałam załatwić pare spraw w firmie, a potem pojechałam poukładać sobie myśli, potrzebowałam tego.
- W porządku, ale dlaczego nie zadzwoniłaś? - Nadal jest wkurzona, a wole nie myśleć w jakim stanie jest mama.
- Nie wiem, przepraszam. Nie pomyślałam - wzdycham żałośnie i odpalam samochód. - Niedługo będę.
- Okej, czekamy. - Po tych słowach rozłącza się, ku mojej uciesze.
Biorę głęboki oddech, zagryzam wargę i wyjeżdżam z dzielnicy, o której chcę jak najszybciej zapomnieć.

Justin's POV

Tego ranka budzę się z ogromnym kacem i bólem głowy, związanym z nim. Spiłem się ostatniej nocy okrutnie, zresztą jest tak od paru dni i prawdę mówiąc jakoś nie specjalnie mnie to obchodzi. Jest mi tak dobrze, kiedy jestem wstawiony nie myślę o Faith, albo ten cały syf nie boli mnie tak bardzo. Wiem, że wczoraj zadzwoniłem do niej, ale kompletnie nie pamiętam o czym rozmawialiśmy. Nie powinienem tego robić, bo bardzo możliwe, że to wpłynęło na jej nastrój. To, że była wkurzona po moim wywiadzie jest oczywiste, o czym świadczył jej sms, którego do końca nie zrozumiałem, choć składał się jedynie z dwóch słów. Nie wydaje mi się, bym gdziekolwiek skłamał, albo po prostu inaczej na to patrzę. Tak czy inaczej każdego dnia uświadamiam sobie, jak bardzo tęsknię za tą dziewczyną. Chciałbym, żeby była teraz obok mnie, ale z drugiej strony boję się zobowiązań. To jest tak popieprzone.
Teraz siedzę na tarasie z butelką piwa w ręku i ponownie spędzam dzień na robieniu niczego. Nie chce mi się i nie mam ochoty zrobić coś pożyteczniejszego od leżenia na słońcu. Wszyscy moi domownicy gdzieś sobie poszli, ale z tego co pamiętam Camile ma wrócić jakoś niedługo z Ryanem. W sumie, to też mam gdzieś. Cieszę, że ze mną są i znoszą moje humory, ale naprawdę czasem mam ich dosyć. Siebie zresztą też mam po dziurki w nosie. 
Rozglądam się po tarasie, gdy przypominam sobie wieczór, kiedy byłem tu z Faith i natychmiast blokuję tę myśl. Nie rób sobie tego, Bieber. Znajdziesz jeszcze tysiąc innych panienek, które nie będą oczekiwały więcej niż będziesz sobie tego życzył.
Ale czy tego właśnie chcę? Wzdycham bezradnie i podnoszę się z leżaka, a następnie wracam do domu, w którym jest chłodniej niż na zewnątrz. Sięgam po pilota od stacji dokującej, włączam jakąś muzykę, po czym idę wyrzucić pustą butelkę po piwie. Otwieram lodówkę, z której wyciągam kolejną butelkę, a potem uciekam do pokoju gier troche się rozerwać. Trochę się nudzę, ale ogólnie podoba mi się to słodkie lenistwo pomieszane z otępieniem. Przemierzając szeroki korytarz prowadzący do pokoju z xboxem wyciągam telefon z kieszeni dresów i zaczynam przeglądać profilaktycznie instagrama. Oczywiście najpierw zalewają mnie tysiące komentarzy i innych powiadomień, ale po uporaniu się z nimi mogę spokojnie przejrzeć zdjęcia znajomych. Po kilku minutach oglądania i lajkowania fotek mam zamiar sprawdzić twittera, ale wtedy natrafiam na zdjęcie Faith, przez które zasycha mi w gardle i przystaję w półkroku. Obraz, który jest jest czarno-biały, przypomina bardziej kadr z jakiegoś filmu i wprawia mnie w dziwnie smutny nastrój. Może dlatego się tak dzieje, ponieważ ogólnie to zdjęcie wydaje się być smutne. Czytam opis, który brzmi" ''Zostawiłeś mnie samą w pustym mieście, w którym pełno jest tylko Twojej nieobecności.'' i serce mi się ściska. Boże, dlaczego ją zostawiłem? Dlaczego odrzuciłem kogoś takiego jak ona? Jestem kretynem. 

Po wypiciu kolejnych dwóch butelek piwa zasypiam na kanapie w pokoju gier, ale po jakimś czasie słyszę podniesione głosy gdzieś w oddali, przez co natychmiast się budzę. Wytężam słuch i okazuje się, że to głosy należące do Miley i Camile.
- On śpi! Daj mu odpocząć! - woła Camile.
- Jest środek dnia! Po czym do cholery ma odpoczywać!? Zejdź mi z drogi, albo użyję siły - kontruje Miley, ze znanym tylko sobie temperamencie w głosie.
- Jesteś nienormalna - odpowiada Cam ze złością.
- Nie tak jak ty - rzuca Miley i wpada do pokoju, w którym się znajduje.
- Powie mi ktoś do jasnej cholery co tu się dzieje? - warczę na powitanie, mierząc obie dziewczyny wzrokiem.
- Przyszłam sobie z tobą porozmawiać, ale twoja szanowna przyjaciółka próbuje mi to utrudnić - mówi Miley, podchodząc bliżej i sadowiąc się ostatecznie na fotelu.
- Spałeś i nie chciałam... - zaczyna Camile, nie pozwalam jej skończyć.
- Jest okej, możesz nas zostawić. - Kiedy kończę zdanie spotykam się ze zdezorientowanym spojrzeniem Cam. Czyżby nie chciała wychodzić?
- Słyszałaś? Wracaj do swoich spraw, nie potrzebujemy przyzwoitki - wtrąca Miley i macha dłonią, pokazując Camile by spadała. Nie sądziłem, że aż tak się nie lubią. 
Tak czy inaczej, moja przyjaciółka z Nowego Jorku waha się przez moment, ale w końcu wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Wtedy Miley przechodzi do ataku.
- Zależy ci na niej? - pyta bez zbędnych słów.
- Co? Na Camile? - Marszczę brwi.
- Nie, kretynie. To naprawdę mało mnie obchodzi i szczerze mam nadzieję, że łączy cię z tą laleczką tylko przyjaźń. - Przewraca oczami. - Chodzi mi o Faith.
- Faith? - Krzywię się. Po jaką cholerę ona tu przyszła?
- Tak, Faith. Jeśli nie pamiętasz, to pozwolę sobie wyjaśnić, że to dziewczyna, którą pare dni temu kopnąłeś w tyłek. - Uśmiech na twarzy Miley jest tak sztuczny i przerysowany, że aż mam ciarki.
- Przestań - warczę. - Doskonale wiem kim ona jest i co zrobiłem. Wydaje mi się, że ostatnio podsumowałaś mnie całkiem porządnie.
- Zasłużyłeś na to - odpowiada z przekonaniem. - A teraz mi odpowiedz na poprzednie pytanie.
Patrzę na blondynkę przez kilka sekund w milczeniu, myśląc nad jej słowami. Zależy mi? Tak? Nie?
- Nie wiem - mówię w końcu, wzruszając ramionami. - Tak pośrodku. Chyba. 
Miley unosi swoją idealnie wyregulowaną brew i patrzy na mnie wzrokiem mówiącym "Poważnie?".
- O nie, nie, mój drogi.  Albo ci zależy, albo nie. Pośrodku to możesz być z kolegą. Pośrodku to takie "lubię cię, ale tak naprawdę mam cię w dupie". Więc jeśli masz coś jeszcze w tej swojej skacowanej głowie i aspirujesz trochę wyżej niż pukanie co rusz nowych panienek, imprezowanie i nawalanie się standardowo co trzy dni, to wstaniesz, poszukasz swoich jaj, które gdzieś zgubiłeś i zawalczysz o Faith.
- Co ci tak na niej zależy, co? - pytam, ignorując ostre słowa dziewczyny. - Pierwszy raz widzę, żebyś tak polubiła jedną z moich panienek.
- Zacznijmy od tego, że ona nie jest jakąś tam twoją panienką. Ta dziewczyna ma w sobie więcej wartości i rozumu niż wszystkie twoje laski razem wzięte. Weź ty się chłopie otrząśnij z tego pieprzonego, egoistycznego patrzenia tylko na swoje potrzeby i zastanów się, co ty robisz ze swoim życiem. Bo może masz wszystko o czym marzą przeciętni ludzie, ale to wszystko jest niczym, jeśli nie masz miłości w swoim życiu. Jak zaczniesz rozumieć moje słowa, to daj znać. Szkoda, tylko że to ja dostrzegam potencjał w Faith, a nie ty. - Dziewczyna klepie mnie po ramieniu, a później kieruje się do drzwi. 
Jej słowa odbijają się echem w mojej głowie i czynią ze mną coś naprawdę dziwnego.
- Stój - mówię stanowczo. - Wróć.
Instynktownie czuję, że Miley w tym momencie własnie szeroko się uśmiecha i to sprawia, że i ja się uśmiecham.
- Więc teraz się skup - zaczyna, gdy siada obok mnie. - Zamknij oczy i powiedz mi tak szczerze, z głębi serca. Czujesz coś do niej?
- J-ja nie wiem - mówię odruchowo, a wtedy czuję dłoń Miley na swoim nadgarstku.
- To jeszcze raz. Skup się, tym razem porządnie. Posłuchaj co mówi ci serce, ono zawsze ma racje. 
Robię to co każe. Zamykam oczy i zaczynam zaglądać w najgłębsze zakamarki swojej duszy, tam gdzie już dawno nie byłem. Powoli, z każdym kolejnym oddechem czuję, że coś się we mnie na nowo otwiera. Zaczynam się uśmiechać, kiedy uświadamiam sobie co to takiego jest.
- I? - Słyszę po jakimś czasie.
- Wiesz Mils... - wzdycham. - Zakochałem się w niej. Na zabój.

Faith's POV

Kiedy wróciłam tamtej nocy do domu spotkałam się z ogromną dezaprobatą ze strony moich współlokatorów. Oczywiście mama, jak to mama popłakała się ze złości i zmartwienia, ale w końcu się uspokoiła, wygłosiła swoje umoralniające kazanie i poszła spać. Angel i Ian cały czas upewniali się czy wszystko ze mną w porządku i mogę przypuszczać, że obawiali się, że coś wziełam. Byłam spokojna, bo oprócz moich permanentnie opuchniętych oczu nic po mnie nie było widać. Gdy uspokoiłam ich nerwy wszyscy poszliśmy spać, by przygotować się na następny dzień.
Dzisiejszy dzień w pracy miałam wolny, ponieważ Chris gdzieś pojechał i nie potrzebował mnie koniecznie przy sobie, z czego szczerze mówiąc byłam bardzo zadowolona. 
Rano, to znaczy po jedenastej ustaliliśmy z Ianem, że będziemy mieć dzisiaj pierwszą próbę. Bardzo się cieszę, bo cholernie stęskniłam się za tańcem. Ian mówi, że ma już przygotowaną pewną choreografię dla nas, więc mam nadzieje, że obędzie się bez większych problemów. 
Na sali pojawiam się po drugiej. Ian właśnie rozmawia z jakimiś ludźmi, którzy wydają się być w podobnym wieku co my. Podchodzę bliżej i witam się z moim przyjacielem, który natychmiast przewiesza rękę przez moje ramiona.
- Poznajcie się. To jest Faith, moja cudowna przyjaciółka i partnerka taneczna, a to są moi znajomi z sali. Często podglądamy siebie nawzajem - oznajmia Ian, totalnie wyluzowany.
Obdarzam grupkę szczerym uśmiechem, patrząc przez chwilę na każdego z osobna.
- Bardzo miło mi was poznać - mówię w końcu i ściskam dłoń każdego z nich.
- Hej, czy ty czasem nie jesteś dziewczyną Justina Biebera? - pyta nagle jakaś dziewczyna w poszarpanym warkoczu.
Cała się spinam, podobnie jak Ian, ale zachowuję zimną krew i nie przestaję się uśmiechać.
- Jestem jego dobrą znajomą - odpowiadam zwięźle i na tym kończę temat, co chyba spotyka się ze zrozumieniem.
Po kilku minutach błahej rozmowy zostajemy z Ianem sami na sali i zaczynamy pierwszy trening. Okazuje się, że pierwsza choreografia z dwóch jakie mamy stworzyć to modern jazz, który bardzo lubię. Ian wybrał jedną z piosenek Sii, co cieszy mnie jeszcze bardziej, ponieważ kocham tę kobietę. Na początku mamy kilka trudności z dograniem kroków, ale później jest już coraz lepiej.
W przerwie mój przyjaciel biegnie po wodę, a ja odpoczywam pod lustrem, ocierając pot z czoła. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon, więc wstaję i zmierzam po niego. Okazuje się, że to Miley.
- Cześć! - witam się z nią wesołym głosem. Dzięki tańcu zapominam o wszystkich troskach i to jest świetne.
- Hej, Teksas. Dzwonię do ciebie z zaproszeniem - oznajmia dziewczyna równie pozytywnym tonem.
- Zamieniam się w słuch - odpowiadam z ciekawością.
- Dzisiaj w The Nice Guy jest mały wieczorek muzyczny i występuje tam kilku moich dobrych znajomych. Przyjdziesz? - pyta z nadzieją w głosie.
- Hm, no nie wiem - wzdycham, bo nie jestem do końca przekonana, czy mam ochotę na wychodzenie z domu. - O której to się zaczyna?
- Dziewiętnasta. Wpadnij, będzie fajnie! - zapewnia. 
- No dobrze, niech będzie - zgadzam się wreszcie pod wpływem emocji
- Świetnie! Weź ze sobą Angie! - proponuje, a później nasza rozmowa schodzi na inne tory. Miley jest bardzo szczęśliwa, a ja cieszę sie razem z nią. Może wreszcie wychodzę na prostą?

Angie jest na spotkaniu, ale obiecuje do nas dotrzeć później. Udaje mi się namówić Channy, żeby dołączyła do nas, bo bardzo się za nią stęskniłam. Eddiemu też proponowałam, ale ma dzisiaj niestety nockę. Tak czy inaczej po osiemnastej wybiegam z łazienki i w nerwach przekopuję szafę. W końcu decyduję się na pomarańczowy, luźny top bez ramion, poszarpane dżinsy, a do tego później założę szare botki. Powinno być okej jak na niezobowiązujący wypad ze znajomymi. 
Prostuję włosy, nakładam makijaż i pędzę na dół, gdzie spotykam mamę karmiącą Gracie oraz Iana oglądającego telewizję. Żegnam się z nimi, życząc im miłego wieczoru i wychodzę z mieszkania, mając nadzieję, że się nie spóźnię. Nawet nie wiem dlaczego tak bardzo mnie tam ciągnie, ale w sumie to całkiem fajne. W końcu nie myślę tyle o Justinie, wymazałam z pamięci narkotykowy incydent, a pamięć po moich złych dniach zakończyłam dodaniem zdjęcia na instagram. Wiem, że wywołało pewnie nie małe poruszenie, ale tak chciałam to zakończyć. Teraz już wiem, że nikt cię mnie obroni. Muszę sobie dać radę sama. Ze wszystkim. Zwłaszcza sama ze sobą. A gdy mi się to uda, już nikt nie zdoła mnie zniszczyć.
Na miejsce docieram kilkanaście minut po siódmej. Mam nadzieję, że Miley nie będzie się na mnie bardzo złościć. Przed wejściem widzę Channy, więc w trybie natychmiastowym wychodzę z samochodu i pędzę w jej stronę. Gdy mnie zauważa, uśmiecha się szeroko i witamy się ze sobą, a później wchodzimy do restauracji. W środku jest dosyć sporo ludzi, ale nie na tyle, by czuć się niekomfortowo. Ogarniam wzrokiem pomieszczenie i zauważam Miley siedzącą w stoliku praktycznie na przeciwko sceny. Zmierzamy do niej, witamy się i od razu zaczynamy plotkować. Jestem pod wrażeniem opanowania Channy, ponieważ poraz pierwszy spotyka Miley, a zachowuje się jakby znały się lata. Troche mi ulżyło prawdę mówiąc. Angie wysyła mi smsa, że będzie do godziny i żebyśmy się dobrze bawiły. Zapewniam ją, że tak własnie będzie i że na nią czekamy. 
Wieczór jest naprawdę doskonały. Cieszę się, że postanowiłam wyjść z dziewczynami na miasto i zapomnieć o troskach. Dzięki Miley co rusz wybuchamy śmiechem, ponieważ raczy nas najprzeróżniejszymi opowieściami z jej życia. W między czasie wystąpiło kilku piosenkarzy, którzy przyjemnie śpiewali i zabawiali publiczność.
Kiedy sączę drugiego drinka na sali wybucha poruszenie, a gdy zerkam na Miley jej twarz promienieje radośnie. O co chodzi? Rozglądam się dookoła i wtedy mój wzrok pada na scenę. Zamieram na moment, kiedy widzę siedzącego na wysokim krzesełku Justina, trzymającego gitarę. Jest bardzo spokojny i uśmiecha się radośnie do ludzi naprzeciw niego. Ma na sobie skórzaną kurtkę, białą koszulkę, ciemne spodnie i kapelusz na głowie. Gapię się na niego oniemiała, a wtedy jego wzrok skupia się na mnie. Chcę się ruszyć, ale nie mogę. On patrzy na mnie w milczeniu, a ja na nowo zaczynam czuć to doskonale znane mi mrowienie. Wystarczyła tylko jedna chwila, by moje wszystkie uczucia do niego wróciły ze zdwojoną siłą.
Kątek oka dostrzegam idącą między stolikami Angie, która wygląda zabójczo. 
- Coś mnie ominęł... - ucina wpół słowa, gdy zauważa Justina na scenie. No, przynajmniej ona czuje się podobnie do mnie.
Jedyną najmniej zszokowaną osobą w naszym towarzystwie jest Miley. A więc musiała maczać w tym swoje palce. Cwana bestia. Muszę z nią potem poważnie pogadać.
- Cześć wszystkim - odzywa się po chwili Justin swoim aksamitnym głosem. - Przyszedłem wam tu trochę pograć. Jestem trochę zestresowany, bo nie robiłem tego od dawna, więc jeśli mógłbym prosić, nie róbcie mi zdjęć, okej? Chcę, żebyśmy wszyscy cieszyli się tym wieczorem tak samo dobrze. Dzięki.
Po tych słowach chwyta gitarę, zaczyna ją sprawdzać, a potem rozlega się jej znajomy dźwięk. Na początku nie poznaję co to za piosenka, ale kiedy słyszę pierwsze słowa od razu sobie przypominam. Justin od pierwszych taktów patrzy cały czas na mnie, jakby te wszystkie słowa kierował do mnie. A może rzeczywiście chce mi to wszystko powiedzieć? Boże, dlaczego on mi to robi? Moje serce tego chyba nie zniesie. Zaczynam na nowo odczuwać ból, bardzo silny ból. 
- And you're my survival, you're my living proof. My love is alive, and not dead. - Te słowa piosenki, które wyśpiewuje Justin sprawiają, że po moich policzkach spływają słone łzy. Nie potrafię się powstrzymać. Muszę stąd wyjść, natychmiast. Niech to się nie dzieje. Tęsknię za nim tak bardzo, że wolałabym go już nigdy więcej nie widzieć. 
Czekam do końca piosenki, a potem bez słowa chwytam torebkę i zmierzam w kierunku wyjścia, zostawiając za sobą zdziwione przyjaciółki. 
Wychodzę na zewnątrz, gdzie panuje dziwny spokój oraz chłód. Muszę wracać do domu i zatopić się w swoim cierpieniu na nowo. Po co on mi to znowu zrobił?! 
Robię krok w stronę samochodu, ale wtedy słyszę za sobą aksamity głos, należący do człowieka, którego kocham całą sobą.
- Faith, poczekaj - prosi błagalnie, a ja się zatrzymuję, choć wciąż stoję do niego tyłem. - Chciałem pogadać.
- Odszedłeś ode mnie kilka dni temu, więc dlaczego teraz mi to robisz? - pytam drżącym głosem. 
- Daj mi to wszystko wyjaśnić. Wiem, że to przez co ostatnio przechodziłaś, było straszne, ale uwierz mi. Ja też nie skakałem ze szczęścia.
- Poszłabym za tobą do piekła, ale nie spodziewałam się, że mnie tam zostawisz - chrypię i powoli się do niego obracam. Mam gdzieś, że widzi moją zalaną łzami twarz. Przecież to nie pierwszy raz.
- Faith, przepraszam. Naprawdę przepraszam...
- Przestań. Nie rób tego, jeśli za chwilę znów zamierzasz mnie opuścić.
- Nie zamierzam! - wykrzykuje. - Wiem, że jestem bezlitosnym egoistą, a od czasu do czasu idiotą. Na pewno zdarzy się niejedna chwila, kiedy będziesz miała ochotę mnie uderzyć, ale daj mi jeszcze jedną szansę, by Cię kochać. Powiedz tylko słowo, a nigdy więcej Cię nie opuszczę.
- Kochać? - dukam przez łzy, nie wierząc własnym uszom. - Kochać? - powtarzam.
-Jestem zmęczony i nie mam ochoty strasznie za czymś tęsknić. A w twoim przypadku tak właśnie jest. Każdego pieprzonego dnia tęskniłem za tobą coraz bardziej i to sprawiało, że wariowałem. Chcę się tobą opiekować, ale i być opiekowanym, tak jak chcę się budzić z tobą, ale i razem z tobą nie móc zasnąć. Którejś nocy budziłem się przerażony. Zdałem sobie sprawę, że już zawsze pragnę spać obok Ciebie, z Tobą, w Tobie. Rozumiesz? 
- Justin... - Robię krok w jego stronę, zalewając się nowymi łzami.
- Zależy mi na tobie, chociaż wszystkim wokół powtarzam, że tak nie jest. Ja - silny i niezależny facet- chciałbym, żebyś mnie kochała. - Stoi bez ruchy z opuszczonymi ramionami i patrzy na mnie smutno. 
A ja czuję się, jakby świat nagle nabrał nowego sensu. Nie wiem dlaczego, ale wierzę w jego słowa. On mówi prawdę, wiem to, chociaż ciężko mi w to uwierzyć. Podchodzę do niego i wtulam się w jego ciepłe ramiona, przyciskając twarz do jego klatki piersiowej.
- Kocham - odpowiadam, wkładając w to jedno małe słowo całą siebie.



Wiem, że ten też jest krótki, ale sądzę, że Wam się spodoba. Przepraszam, za ostatnie szaleństwo. 
Komentujcie i do następnego!