niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 24

"Photoshoot"



Ledwo udaje mi się nie spowodować wypadku na drodze, po przeczytaniu smsa od ojca. Zjeżdżam na pobocze w mgnieniu oka, z całych sił próbując nie stracić nad sobą panowania. Nie mogę zacząć płakać, bo po pierwsze nie chcę wyglądać jak postrach na rozmowie, a po drugie wiem, że to i tak nic nie da. Czas wziąć się w garść, Wihford. 
Biorę kilka głębokich oddechów, uspokajając jednocześnie drżenie rąk. Wdech, wydech. Dasz radę, tylko się nie rozbecz. Muszę w końcu podjąć jakieś kroki, bo dzięki wiadomości od ojca szybko uświadomiłam sobie, że on nie będzie już dłużej czekać. Pomyślał, że wyjazd mamy do Włoch był ucieczką, ale ona o niczym nie ma pojęcia i dla niej to zwykła podróż w rodzinne strony. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że musiał ich cały czas obserwować, skoro wie takie rzeczy, a to niepokoi mnie jeszcze bardziej. Zamykam oczy i opieram głowę o zagłówek, licząc na to, że w jednej chwili wszystko w moim życiu się uporządkuje i będę miała święty spokój. Wiem jednak, że to nie nastąpi. Nie zrzuce z siebie tego ciężaru, nie będę spokojna i nie zapomnę o tym, dopóki tego nie rozwiążę. 
Czuję, że to igranie z ogniem, ale nie mam innego wyjścia. Nikomu o tym nie powiem, bo nie chcę mieć jeszcze więcej problemów. Owszem, jest mi z tym straszliwie ciężko w pojedynkę, ale nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji. Muszę zebrać w sobie wszystkie siły i stawić czoło tym problemom, ponieważ wiem, że gdy to minie, w końcu zaznam wewnętrznego spokoju. No, prawie. 
Zerkam raz jeszcze na ekran telefonu, który jest teraz zablokowany i nie zastanawiając się długo, postanawiam zadzwonić już teraz do Johnsona. Zapisałam jego numer, na wypadek gdybym zgubiła wizytówkę. 
Z tłuczącym się w piersi sercem wybieram numer z listy i przykładam komórkę do ucha, wsłuchując się w monotoniczny dźwięk sygnału. Zwlekałam z tą chwilą jak najdłużej mogłam, ale dzisiaj nastał kres oczekiwania. Nie ucieknę od prawdy i dlatego, poszukam pomocy u tego mężczyzny, którego praktycznie nie znam. Coś mi mówi, że on nie należy do ludzi bezpiecznych, ale kogo to teraz interesuje. Bardziej niż wszystkiego boje się mojego ojca oraz moich ataków, lecz to nie o nie teraz chodzi. Jeśli mam być szczera wolałabym przeżyć tysiąc wewnętrznych klęsk, niż ponownie spotykać tego sukinsyna. Szkoda, że życie nie jest takie proste.
Kiedy tracę nadzieje, że Johnson odbierze, w słuchawce odzywa się jego głos.
- Słucham, Johnson. - W tych dwóch słowach zmieścił tyle władzy i siły, że czuję dreszcz w dole pleców. 
- Ee... Dzień dobry - odpowiadam, brzmiąc bardziej żałośnie niż przypuszczałam. Rany, Faith, zepnij tyłek. - Z tej strony Faith Wihford, pamięta mnie pan?
Po drugiej stronie zapada chwilowa cisza, a później słyszę jak mężczyzna nabiera powietrza. 
- Nie sposób o pani zapomnieć. Szczególnie, że jest pani córką dobrze mi znanego człowieka - odpowiada ochrypłym głosem. Nie sądzę, żeby mi się to podobało. - Zgaduję, że dzwoni pani w sprawie spotkania.
- Owszem - stwierdzam, prostując się. - Więc kiedy możemy się spotkać? 
- Powiedzmy, że jutro o dziewiętnastej. - To brzmi bardziej jak rozkaz niż propozycja, ale ignoruję to. Chcę się z nim widzieć jak najprędzej.
- W porządku. W jakim miejscu? - Przygryzam wargę, modląc się w duchu, żeby wszystko poszło dobrze.
- Myślę, że jedna z moich restauracji powinna być odpowiednia. Wyślę pani adres jutro, dobrze? 
- Tak, oczywiście - zgadzam się, przełykając ślinę.
Prawdę mówiąc wolałabym bardziej neutralny teren na to spotkanie, ale lepsze to niż jego biuro. Z restauracji zawsze mogę wyjść kiedy będzie coś nie tak, prawda? 
- W takim razie do zobaczenia jutro - mówi Johnson i nie czekając aż się pożegnam, rozłącza się.
Wydaję z siebie jęk frustracji, rzucając telefon na siedzenie obok i zamykam oczy, bo mam wrażenie, że coś we mnie pęka. Boję się, nie mogę temu zaprzeczyć i prawdę mówiąc nie wiem jak długo jeszcze to zniosę. 
Koniec końców zbieram się w sobie i wracam na drogę, ponieważ zostało mi mało czasu, by pojawić się w na miejscu, gdzie ma się odbić sesja. Głęboko oddycham, próbując opanować drżenie rąk. Jest mi ciężko, ale pocieszam się, że za chwilę przestane o tym myśleć i skupię się na czymś fajnym.
Reszta podróży mija mi we względnym spokoju, nie licząc kilku ścisków żołądku na myśl o dzisiejszych wydarzeniach. Gdy dojeżdżam do celu, na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, co daje mi nadziei, że ten dzień nie jest do końca pochrzaniony. 
Okazuje się, że sesja odbędzie się w domku na plaży, który niczym nie różni się od innych domów nad oceanem. Dzielnica jest bardzo cicha i czysta, a to świadczy o tym, że nie należy ona do najtańszych, ale szczerze mówiąc nie bardzo mnie to dziwi. To oczywiste, że magazyn się postarał, chociaż nie jestem żadną znaczącą personą w świecie show biznesu.
Wysiadam z wozu, zamykam go i ruszam wydeptaną ścieżką w kierunku białego domku. Nie obawiam się, że nikogo tam nie zastanę, bo dookoła jest mnóstwo samochodów, a na przestronnym tarasie krząta się kilka osób. Wybiegam po schodkach i pukam do drzwi, czekając cierpliwie aż ktoś mi otworzy. Chwilę później przede mną pojawia się szczupła, rudowłosa kobieta, która obdarza mnie szerokim uśmiechem.
- Punktualna! Taka punktualna! - woła radośnie. - Wchodź kochana! Wszyscy są już gotowi!
Pozytywne nastawienie tej kobiety jest tak zaraźliwe, że zaczynam cicho chichotać w reakcji na jej słowa. 
- Jestem Rosalie, to my rozmawiałyśmy wcześniej. Miło mi cię poznać. - Całuje mnie na powitanie w oba policzki. - Wszystko jest zaplanowane. Chodź, chodź! 
- Idę - śmieję się. - Nie odbierz tego źle, ale kiedy rozmawiałyśmy wydawałaś się być taka... sztywniejsza? 
- Ah, tak. To bardzo możliwe. - Macha ręką. - Tak już mam, kiedy dzwonię w sprawie sesji. Zawsze staram się brzmieć jak profesjonalistka, ale prawdę mówiąc od początku czułam, że mogę z tobą normalnie porozmawiać, bez żadnych udawanych uprzejmości.
- To miło z twojej strony - odpowiadam ze śmiechem i podążam za nią do przestronnego pokoju gościnnego, gdzie czekają już ludzie z ekipy.
- Doszło do pewnych zmian, ale nie martw się. Wszystko pod kontrolą - oznajmia Rosalie.
- Ach tak? - Unoszę brew, patrząc ukradkiem na nowe twarze.
- Fotograf jest już na miejscu, więc możecie zacząć wcześniej. Chyba rozstawia teraz sprzęt. Niestety nie mogę tu zostać, bo wzywają mnie obowiązki, ale dziewczyny od make-up'u wyjaśnią ci zamysł sesji, a Caitlyn przyjdzie z tobą pogadać, i tak dalej. - Uśmiecha się przelotnie i łapie mnie za rękę, ciągnąć w stronę toaletki.
- Okej, nic się nie dzieje - odpowiadam, chociaż nie jestem pewna czy ona w ogóle mnie jeszcze słucha.
- A więc poznaj, to są nasze wspaniałe makijażystki. - Wskazuje na blondynkę z prostą grzywką oraz krótkowłosą brunetkę o ogromnych oczach. - Allie i Suzanne. 
- Cześć. - Uśmiecham się do dziewczyn uprzejmie i siadam na krześle przed toaletką wypełnioną po brzegi kosmetykami, ponieważ Rosalie mnie na nie wepchnęła. Szalona kobieta. 
- Powierzam cię w ich magiczne dłonie, wpadnę tu później - oznajmia kobieta. - Ach, zaraz zawołam Caitlyn, przyjdzie przeprowadzić z tobą wywiad.
- Wywiad? - Boże, na śmierć zapomniałam. Wiedziałam, że będzie jakaś rozmowa, ale za nic nie pamiętałam o wywiadzie.
- Tak, pojawi się na łamach ELLE, skarbie - oznajmia, a potem cmoka do mnie i zabierając torebkę z kanapy, wychodzi. 
Kręcę lekko głową jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
- Ona zawsze taka jest? - pytam makijażystek, kiedy odwracam się do nich.
- Zazwyczaj - odpowiada blondynka, zaczynając zmywać mój poprzedni makijaż. - Ale dzięki temu nie jest tu nudno - dodaje z uśmiechem.
- Taaak, Rosalie to jedna wielka chodząca radość - śmieje się brunetka. To chyba Suzanne, bo na jej szyi wisi łańcuszkiem z zawieszką w kształcie litery 'S'. 
Kiwam głową, po czym zamykam oczy i pozwalam kobietom robić to co do nich należy. Całkiem miłe uczucie, kiedy tak się tobą zajmują, poważnie. 
- Wiesz już jaka jest koncepcja sesji? - pyta Allie. 
Kręcę głową. 
- Ma być seksownie, ale jednocześnie naturalnie. Wiesz o co chodzi. Kilka razy będziemy zmieniać make-up oraz fryzury - wyjaśnia. - Zapowiada się świetnie!
- I tak będzie. - Słyszę za sobą męski, przyjemny głos. Kto to?
- Oh, Aris już jest! - piszczy Suzanne. - Oto twój dzisiejszy fotograf!
Otwieram oczy i w odbiciu spotykam spojrzenie faceta w średnim wieku, prawdę mówiąc dałabym mu około trzydziestu lat. Stoi za mną w zwykłych, ciemnych jeansach, szarym swetrze, czapce z daszkiem oraz z ogromnym uśmiechem na twarzy. 
- Cieszę się, że będziemy razem współpracować. Już podobają mi się twoje rysy twarzy, czuję, że wyjdzie świetnie - mówi Aris, po czym obejmuje mnie i cmoka w policzek na przywitanie.
To wspaniałe, jak bardzo pozytywni i mili są ci ludzie. Bałam się sztywniaków, a okazuje się, że mam do czynienia ze świetnymi osobami. To pozwala mi na moment zapomnieć o złych wydarzeniach. 
- Dziękuję. Ja również się cieszę. - Uśmiecham się ciepło, zakładając włosy za ucho.
- Wyjaśnię ci jak będzie wyglądać nasza sesja. - Przechodzi obok mnie i siada na krześle obok. - Pierwsze zdjęcia zrobimy na plaży, w pobliżu skał, które są nieopodal. Jest piękna pogoda, więc i światło będzie doskonałe. Stylistki przygotują stroje, które włożysz. Ogólnie jest to główna sesja dla Elle. Ale postanowiłem też wziąć coś dla siebie, a mianowicie tworzę swój własny projekt, w którym chciałbym, żebyś wzięła udział. Wszystkie zdjęcia trafią do sieci tego samego dnia, kiedy zostanie wydany nowy numer ELLE, więc to będzie podwójna niespodzianka. Zgadzasz się na to? - pyta, poprawiając czapkę.
Chwilę milczę, ale to nie dlatego, że mi się nie podoba. Wręcz przeciwnie, zaniemówiłam, bo jestem zaskoczona, że Aris zechciał mojego udziału w jego twórczości. To co się dzieje, ma zawrotne tempo, ale nie mogę narzekać. 
- Oczywiście, czemu nie. - Wzruszam ramionami, udając spokój i opanowanie. Wewnątrz piszczę z podekscytowania.
- Cudownie. - Uśmiecha się, po czym wstaje z krzesła. - Obiecuję, że ci się spodoba. A tym czasem lecę pouzgadniać ostatnie drobiazgi z ekipą. Czekamy na ciebie. 
Po tych słowach Aris opuszcza pokój i tym sposobem znów zostaję tylko z makijażystkami. To bardzo miłe dziewczyny, które znają się na rzeczy, dzięki czemu przy okazji mam okazję nauczyć się czegoś na temat mojej cery. 
Właśnie rozmawiamy na temat nawilżenia twarzy, kiedy do pokoju przychodzi sympatycznie wyglądająca kobieta ubrana w szarą, dzianinową sukienkę, skórzaną kamizelkę oraz trampki. Kruczoczarne, krótkie włosy ma asymetrycznie ścięte, z grzywką opadającą na czoło. Wygląda świetnie, a jej błękitne oczy badają moją twarz, gdy siada obok.
- Cześć, jestem Caitlyn - przedstawia się i wyciąga swoją wypielęgnowaną dłoń w moim kierunku, którą po chwili ściskam.
- Miło mi, Faith. - Uśmiecham się przyjaźnie, gdy widzę w jej oczach pewnego rodzaju iskrę.
- Przeprowadzę z tobą wywiad do ELLE, dobrze? - Poprawia się na siedzisku, po czym wyjmuje zgrabny dyktafon oraz notes z długopisem.
- A czy mam inny wybór? - pytam retorycznie, śmiejąc się cicho. 
- Okej, więc zaczynamy. Będziemy musiały powtórzyć powitanie, okej? Tak, żeby było nagrane i spójne z resztą nagrania. - Patrzy na mnie i tym jednym spojrzeniem mogę stwierdzić, że nie jest to dziewczyna, która daje sobie w kaszę dmuchać. To profesjonalistka, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
- Jasne. - Kiwam głową, czekając aż zaczniemy. 
- Miło mi cię poznać, Faith - mówi Caitlyn, uśmiechając się przelotnie.
- Wzajemnie, cześć - odpowiadam uprzejmie.
- Co skłoniło cię do wzięcia udziału w sesji? - Od razu przechodzi do rzeczy, co mnie nie ukrywam cieszy.
- Prawdę mówiąc, nie wiem. To znaczy, któregoś dnia moja przyjaciółka - na to wspomnienie ściska mnie w żołądku - przyszła do mnie i powiedziała, że taka sesja niedługo się odbędzie i czy mam ochotę wziąć w niej udział. Byłam zaskoczona, bo niby dlaczego miałabym to zrobić, ale kiedy Angel wspomniała, że to akcja charytatywna, od razu się zgodziłam. Chętnie wspieram takie działania. - Jestem dumna ze swojej odpowiedzi. To mój pierwszy wywiad i póki co zapowiada się, że wyjdzie całkiem przyjemnie.
- To wynika z dobrego wychowania, czy potrzeby serca? 
- Raczej potrzeby serca, chociaż nie mogę odmówić moim rodzicom, tego, że wychowali mnie na dobrego człowieka. Myślę, że bez tego, nie siedziałabym tutaj. 
- Trafna uwaga - odpowiada Caitlyn z uśmiechem. - Wspomniałaś już wcześniej o swojej przyjaciółce, Angel Richardson. Razem z nią przeniosłyście się do Los Angeles całkiem niedawno, a obie osiągnęłyście już całkiem spore sukcesy. Spodziewałyście się tego? 
- Oczywiście, że nie. Jasne, miałyśmy obie marzenia, ale nie sądziłyśmy, że wszystko tak szybko się potoczy. Jeśli chodzi o mnie, nie przypuszczałam, że w ciągu kilku dni po przeprowadzce tutaj będę miała okazję współpracować z tak niesamowitymi ludźmi - mówię spokojnie, zamykając oczy na polecenie Suzanne. 
- Kogo masz na myśli, mówiąc "niesamowici ludzie"?
- Myślałam, że to już fakt powszechnie znany - śmieję się. - Chodzi o tancerzy z grupy Justina Biebera. - Uśmiecham się, ale w środku czuję uścisk. Nie chcę rozmawiać na temat Justina i mam nadzieje, że Caitlyn na tym nie zależy. 
- Jak wyglądała wasza współpraca? No wiesz, z tancerzami i Justinem? - Muszę wziąć głęboki oddech i przemyśleć to co chcę powiedzieć. Oby nie za wiele.
- Wszyscy to świetni ludzie oraz wielcy profesjonaliści. Na sali nie ma miejsca na niedociągnięcia i lenistwo, ale to nie oznacza, że atmosfera jest tam ciągle napięta. Wręcz przeciwnie, wszyscy doskonale się bawiliśmy i najlepsze było to, że każdy z nas miał poczucie wolności, mógł powiedzieć co mu nie pasuje i co by zmienił. - Oblizuję wargi, za co dostaję naganę do Allie, ponieważ niedawno nałożyła na moje usta jakiś balsam.
- Czy wasza współpraca trwa nadal? Wydawało mi się, że pracujesz teraz w jakiejś korporacji - zauważa Caitlyn.
- Niestety nie. To znaczy mam nadal kontakt z częścią grupy i czasem się spotykamy, ale to wszystko. I tak, masz rację, pracuję aktualnie w firmie. Muszę jakoś zarabiać na rachunki. - Puszczam do niej oczko, mając nadzieje, że nie będzie ciągnęła mnie za język zbyt mocno.
- Co się stało, że nie przedłużyliście pracy razem? - Caitlyn wyraźnie chce dowiedzieć się jak najwięcej, robiąc to w bardzo elegancki, dyplomatyczny sposób.
- Wynikło kilka sytuacji, które nas do tego zmusiły. - Wzruszam ramionami, dając jej do zrozumienia, że nie ma co drążyć tematu.
- A więc mówisz, że dużo łączy cię z tańcem. Kiedy zaczęła się twoja przygoda? - Bogu dzięki dziewczyna załapała moją aluzję.
- Prawdę mówiąc odkąd zaczęłam chodzić. Przez wiele lat trenowałam balet, ale to była kompletnie nie moja bajka. Na szczęście pewnego dnia zobaczyłam grupę tancerzy, która przedstawiała zupełnie różny styl od tego, który reprezentowałam. Zdecydowałam się zaryzykować i dołączyć do nich. Tam poznałam mojego obecnego przyjaciela, który od początku mnie wspierał. Okazało się, że jest to dokładnie to miejsce, w którym powinnam była znaleźć się dawno temu. Odnalazłam swoją prawdziwą pasję, jednak nie porzuciłam baletu. - Czuję ciepło, gdy przypominam sobie tamte chwile, które napełniały mnie radością. Och, jak za tym tęsknię.
- Balet i tańce nowoczesne? Ciekawa mieszanka - śmieje się dziennikarka.
- No nie? - chichoczę. - Oprócz tego, często ćwiczyłam tańce latynoskie. To dopiero szalony mix. 
- A one skąd się wzięły w twoim życiu? 
- Mam włoskie i meksykańskie korzenie, więc to trochę zobowiązuje - śmieję się. - Moja babcia jako pierwsza pokazała mi salsę i byłam tym tak zafascynowana, że postanowiła mnie jej nauczyć. To jej zawdzięczam większość moich osiągnięć w tańcu, ponieważ to ona mnie nim zaraziła. 
- Pojawiłaś się całkiem niedawno w świecie show-biznesu, a już narobiło się wokół ciebie sporo szumu. Jak sobie z tym radzisz? - Caitlyn wyraźnie nawiązuje do moich spotkań z Justinem i wydarzeń sprzed kilku dni. Mogłam się tego spodziewać. 
- Dopiero się tego uczę - odpowiadam, zerkając na nią. - Nie jest łatwo radzić sobie z paparazzi, którzy z dnia na dzień oblegają miejsce twojej pracy czy dom. To uciążliwe. 
Caitlyn przygląda mi się przez chwilę w milczeniu, a później zapisuje coś w swoim notatniku i przechodzi do następnego pytania.
- Skąd czerpiesz inspirację dla swoich stylizacji? Obserwując twoje outfity można stwierdzić, że nie podążasz, za jednym kierunkiem.  Jesteś fanką mody?
- Oczywiście! Uwielbiam się bawić modą, to coś wspaniałego. Dzięki moim stylizacjom, mogę wyrazić swój charakter, humor, nie muszę przestrzegać jakichś głupich norm. To jest najwspanialsze. - Kiwam głową, jak gdyby w potwierdzeniu ma moje własne słowa.
- Masz swoich ulubionych projektantów? 
- Chyba jak każda kobieta - stwierdzam z rozbawieniem. 
- Kto do nich należy? - pyta Caitlyn, podczas gdy makijażystki oraz fryzjerka, która dołączyła do nas jakiś czas temu, kończą powoli swoją pracę. 
- Louis Vuitton,Givenchy, Marchesa...- wymieniam, bawiąc się palcami.
- Marchesa? 
- Tak, bo uważam, że ubrania Marchesy łapią kobiece piękno i elegancję.
- To prawda - zgadza się Caitlyn, kiwając głową. - Co najbardziej cię interesuje/obchodzi, jeśli chodzi o modę?
- Tak długo jak czuję się ładnie i pewnie, w tym co robię i w co jestem ubrana, to jest dla mnie najważniejsze. Myślę, że miałam szczęście, ponieważ to jest dokładnie to, czego nauczyła mnie moja mama i z taką właśnie myślą dorastałam. 
- Czujesz presję, by ubierać najfajniejsze ciuchy, odkąd znajdujesz się w świetle reflektorów? 
- Jeśli mam być szczera, to czuję się szczęściarą, bo nie muszę być ładna dla nikogo innego, prócz mnie. Nie wybieram outfitów lub sukienek, po to, by dobrze wyglądać dla kogoś innego. To ma być przyjemność dla mnie, to ja wyrażam siebie poprzez ubiór. Tego uczono mnie od najmłodszych lat i pomimo kilku przeszkód na mojej drodze, wciąż pamiętam, że najważniejsze to kochać siebie. Chociaż nie zawsze mi to wychodzi - przyznaję z lekkim uśmiechem.
- Jesteś podekscytowana sesją dla ELLE? - Caitlyn przechyla głowę, zadając mi to pytanie. 
- Oczywiście, że tak! Szczególnie, że to pierwsze tego rodzaju wydarzenie w moim życiu. Trochę się denerwuję - odpowiadam szeptem, wywołując tym uśmiech wszystkich kobiet, które są obecnie w pokoju. 
- Cóż, zatem życzę ci powodzenia i mam nadzieje, że kiedyś znów się spotkamy. - Caitlyn wstaje z krzesła, zabierając ze sobą swoje rzeczy. 
- Nie dziękuję - rzucam. - Tak, też mam taką nadzieje. Wspaniale było cię poznać, dziękuję. - Uśmiecham się szczerze i czuję ciepło na sercu, kiedy dziewczyna mnie przytula.
- To ja dziękuję, jesteś bardzo miła - stwierdza, po czym odwraca się na pięcie i opuszcza salon.
- Poważnie to twój pierwszy wywiad? - pyta zaskoczona Suzanne. - Brzmiałaś jakbyś udzieliła ich tysiące! 
- Dzięki. - Mrugam do niej, ciesząc się swoim wyśmienitym humorem, który doskonale pozwala zapomnieć o wcześniejszych wydarzeniach.
Po kilkunastu poprawkach makijażu oraz fryzury jestem gotowa do przejścia do garderoby, w której znajdę stylistów oraz moje dzisiejsze outfity. Gdy przyglądam się sobie w lustrze, na moich ustach gości szeroki uśmiech. Dziewczyny wykonały kawał dobrej roboty. Makijaż nie jest mocny, ale podkreśla moje pełne wargi oraz ciemne oczy, a róż na policzkach wyostrza rysy mojej twarzy. Włosy również wyglądają bardzo naturalnie, tak jakby wysmagał je wiatr. Efekt jest cudowny, więc kiedy pojawiam się w kolejnym pomieszczeniu ludzie znajdujący się w nim kiwają głowami z aprobatą. Lekko się rumienię i już, już mam się zapytać co mam dalej robić, gdy podchodzi do mnie kolejna kobieta doskonale ubrana.
- Cześć, jestem Britney. Nie ma czasu na dalsze pogaduszki, więc chodź malutka i przebierzemy cię jakieś fajne ciuszki, na które zgodził się Aris i magazyn. - Postawa Britney lekko mnie onieśmiela, ale w pozytywny sposób.
Grzecznie za nią podążam do stojącego wieszaka z mnóstwem ubrań i dodatków. Obok Britney pojawia się jeszcze jeden czarnoskóry chłopak oraz blada, wątła dziewczyna o ciemnobrązowych włosach i oboje zaczynają pokazywać ubrania Britney, a ona coś mruczy do nich pod nosem. W końcu na osobny stojak wieszają pięć ciekawych outfitów. Pierwszy z nich to pomarańczowy biustonosz bez ramiączek oraz spodnie w biało-niebieskie paski. Do tego dobierają łańcuch na szyję, kilka bransoletek oraz kolorowe szpilki, czym poważnie mnie zaskakują. Szpilki i plaża? To raczej niezbyt dobre połączenie, ale nie śmiem nawet ingerować w ich decyzję, ponieważ wszyscy wyglądają na ogromnych profesjonalistów i jednocześnie mocne charaktery. Nie warto rozpoczynać sprzeczki, więc nie mając innego wyjścia stoję cicho z boku, obserwując ich kolejne wybory.
Drugim outfitem jest krwistoczerwona sukienka bez ramion, sięgająca mniej więcej do połowy ud. Jest prześliczna. Dodatkami zostają pomarańczowe szpilki, łańcuch, bransoletki i duże kolczyki w kształcie gwiazd. Podoba mi się.
Kolejny strój to również sukienka bez ramion, tym razem w odcieniu pudrowego różu. Jest dopasowana w talii i biuście, a od pasa w dół materiał jest zwiewny i luźny. Urocza. Dobrane zostają do niej bordowe szpilki oraz nie zmiennie te same bransoletki.
Przedostatni wybór pada na sukienkę, przypominającą mi kolczugę rycerską. Mimo wszystko jest piękna i bardzo seksowna, ze względy na głęboki dekolt oraz szeroki pas, podkreślający talię. Coś mi mówi, że to mój ulubiony strój.
To się zmienia, kiedy pokazują mi ostatnią z sukienek na dziś. Jest biała z przepięknymi wzorami na całej powierzchni, do złudzenia przypominające te od Versace. Jestem zachwycona i o mało co nie rzucam się na nią z podekscytowania. Boże, dajcie mi ją!
- Widzę, że jesteś zadowolona z wyborów. My też - mówi pospiesznie Britney. - Teraz daj mi minutkę, muszę zawołać Arisa i zapytać go, co wkładasz najpierw.
Kobieta opuszcza pokój, więc mam czas na dokładne przyjrzenie się ubraniom. Są przepiękne i oczywiście piekielnie drogie, ponieważ są od najlepszych projektantów. To nie powinno dziwić, w końcu ELLE to magazyn modowy, jeden z najlepszych, a więc jego głównym priorytetem są ubrania. Spoglądam jeszcze raz na białą sukienkę i uświadamiam sobie, że jest naprawdę krótka. 
Wtedy do mojej głowy wpada obraz Justina, kiedy zdjęcia pojawiają się w magazynie i nie jestem pewna jakiej reakcji mogę się spodziewać. Dzisiejszy dzień dał mi świadectwo tego, jak może się zachować, gdy coś nie idzie po jego myśli i to mimo wszystko mocno mnie niepokoi. Zagryzam lekko wargę, starając się odpędzić złe myśli, ale i tak lekko ściska mnie w żołądku. Z całych sił tłumaczę sobie, że się ucieszy, gdy zobaczy efekty pracy mojej oraz Arisa i że będzie zadowolony z tego, że wsparłam tak szczytny cel. Przecież Justin sam jest doskonale znany z udzielania się charytatywnie, więc to tylko powinno mi pomóc. Z drugiej strony obawiam się, że się wścieknie i uzna, że nie powinnam była brać w ogóle w tym udziału, albo przynajmniej godzić się na takie zdjęcia. Ale halo, przecież ja jeszcze nie wiem jak te zdjęcia będą wyglądać! Wihford, uspokój się! 
Poza tym, robię to dla dzieci, a nie dla Justina. Powinien być dumny, że jego dziewczyna nie jest obojętna na krzywdę innych. Z nim sobie jakoś poradzę, a dzięki tym zdjęciom mogę pomóc w jakiś sposób tym dzieciakom! Tak, doskonale, Faith! Idziesz w dobrym kierunku. 
Gdy kończę gratulować sobie samej, do pokoju wraca Britney, oświadczając, że pierwszym outfitem, który założę będzie czerwona sukienka. Uśmiecham się pod nosem, sięgam po ubranie i z zapomnianą pewnością siebie wchodzę za parawan. Zaczynamy!

Po prawie półtora godzinnym robieniu zdjęć, zmienianiu outfitów, poprawianiu makijażu oraz włosów, Aris oznajmia, że sesja dla ELLE jest zakończona i że szefostwo powinno być zadowolone. 
- Brałaś już wcześniej udział w jakichś sesjach, prawda?- pyta fotograf, podchodząc do mnie i obejmując w talii, gdy wracamy do domku na plaży.
- Nigdy wcześniej nie byłam na sesji - mówię z rozbawieniem. - To moja pierwsza. Dlaczego pytasz?
- Poważnie? - Aris unosi brew. - Pracowałaś jak profesjonalistka! A w dodatku masz fantastyczne rysy twarzy, mógłbym robić ci zdjęcia cały dzień! 
- Chwała Bogu, że jednak tego nie zrobisz, bo prawdę mówiąc jestem trochę zmęczona - śmieję się i mrugam do chłopaka, wiedząc, że zrozumie mój żart. Na sesji świetnie się dogadywaliśmy. 
- Na szczęście obiecałaś mi jeszcze zdjęcia dla mnie, złotko - odpowiada z chytrym uśmieszkiem na ustach. 
- Tak, pamiętam. - Pokazuję mu język, za co dostaję lekkie klepnięcie w ramię.
- Lepiej leć się przygotowywać i nie każ mi długo czekać! - Aris popycha mnie do przodu, dając mi do zrozumienia, że mam się pospieszyć. 
Kręcę głową z rozbawieniem, po czym wybiegam po schodach prowadzących na taras, a potem zmierzam do pokoju, gdzie czekają już na mnie Allie i Suzanne wraz z fryzjerką, której imienia nie poznałam.
Wszystkie dziewczyny przystępują do pracy, nie marnując czasu. Makijażystki przerabiają mój make-up w ten sposób, że teraz to moje oczy są podkreślone cieniami w odcieniach brązu, a usta są zupełnie naturalne. Fryzjerka mierzwi moje włosy, pozostawiając je w schludnym nieładzie i mówi, że niedługo to się zmieni (cokolwiek ma na myśli). Gdy jestem już gotowa, przechodzę ponownie do pomieszczenia, gdzie znajduję stylistów. Tym razem mają przygotowane dwa stroje, a jeden z nich natychmiast wciskają mi do rąk i wyrzucają mnie za parawan. Po kilku minutach wychodzę ubrana w fioletowe, dopasowane body oraz dżinsowe, poszarpane u dołu szorty z wysokim stanem. Okazuje się, że asystentka Arisa czeka tuż obok mojej przebieralni i nim zdołam cokolwiek powiedzieć, łapie mnie za dłoń i prowadzi do kolejnego pomieszczenia, gdzie ustawione jest białe tło, kilka lamp i oczywiście stanowisko fotografa.
- Cudownie! Fantastycznie! - woła Aris na mój widok, wywołując tym mój śmiech. 
- Podziękowania należą się tamtym dziewczynom. - Wskazuję za siebie, zakładając włosy za ucho.
- Tak, tak. Oczywiście - rzuca fotograf, a później staje za obiektywem i cierpliwie czeka, aż stanę na białym tle. - To będzie tylko kilka ujęć, jestem tego pewien.
- Mam nadzieję - odpowiadam i zaczynam pozować, gdy dostrzegam zniecierpliwiony wzrok Arisa.
Jak się okazuje po kilkunastu minutach, mężczyzna miał zupełną rację z kilkoma ujęciami. Zrobiliśmy parę zdjęć i Aris stwierdził, że ma to czego potrzebuje i kazał mi przebrać się w następny outfit i zmienić fryzurę. Dwadzieścia minut później wracam ubrana w przepiękny, bardzo seksowny czarny strój i męską pasiastą marynarkę oraz z włosami, które wyglądają na mokre. Makijaż pozostał ten sam na życzenie Arisa.
- Mój Boże - wzdycha chłopak, po czym przystępuje do robienia kolejnych zdjęć. 
Około pół godziny przed szesnastą opuszczam domek na plaży z ogromnym poczuciem szczęścia i własnej wartości. Nie wiedzieć czemu tego dnia coś się we mnie zmieniło. Kiedy udzielałam wywiadu, a później stałam przed obiektywem zrozumiałam coś, czego nie mogłam pojąć wcześniej. Należy pokochać siebie. Pomimo pokręconej i chorej przeszłości, muszę zaufać sobie samej i nauczyć się, że siła jest czymś pięknym. Nie chcę już słabej, przerażonej Faithie. Chcę silnej, zdeterminowanej i przede wszystkim szczęśliwej Faith, która zna własne ciało oraz umysł i nikt tego nie będzie mógł zmienić. Oczywiście jeszcze minie trochę czasu zanim uporam się ze starymi demonami oraz nocnymi atakami, ale czuję w sercu, że z pomocą najbliższych i przede wszystkim z własną siłą poradzę sobie z tym wszystkim. Dam radę.
Wsiadając do samochodu uświadamiam sobie, że cały dzień nie kontaktowałam się z Justinem. Trochę mnie to martwi, ale z drugiej strony wiem, że on potrzebuje czasu i jeśli będzie czuł, że chce pogadać, napisze lub zadzwoni do mnie. Jeżeli nie, to skonfrontujemy się w domu i jakoś rozwiążemy tę sytuację. Na pewno nie zostawię go teraz samego. Wiem, że i jego życie nieźle się teraz pokręciło i czuję się trochę za to odpowiedzialna, ale nie poddam się tak łatwo. Kocham go i pomimo tego, że przeraził mnie dziś na śmierć, nadal mu ufam i to prędko się nie zmieni. Dopóki jest ze mną szczery i ma otwarte serce, jestem w stanie znieść wszystko. 
"Może i ty też powinnaś być z nim szczera i w końcu powiedzieć mu o twoim ćpuńskim życiu, co złotko?" syczy moja podświadomość, a ja natychmiast gromię ją wzrokiem.
O nie, o tym nie powiem mu nigdy. A przynajmniej na pewno nie teraz.

Parkuję pod studiem tanecznym kilka minut po czwartej i od razu dostrzegam samochody Elysandry oraz CJ. Uśmiecham się pod nosem, zabieram torbę z siedzenia obok i wysiadam z wozu, a następnie idę do wejścia budynku. Na drzwiach dostrzegam kartkę z ogłoszeniem, że lokal jest do wynajęcia, co poważnie mnie zaskakuję. Wchodzę do środka, podążam na salę, gdzie spotykam moje ukochane tancerki.
- Cześć! - wołam i witam się z każdą po kolei. - Czemu chcą wynająć studio? - pytam, wiążąc włosy w kucyk.
- Właściciel przenosi się do Nowego Jorku i nie chce zostawić tego miejsca bezużytecznego - wzdycha Kaili, siedząc na podłodze.
- A ty skąd to niby wiesz? - pyta Ely, mierząc koleżankę wzrokiem.
- Rozmawiałam z recepcjonistką, w czasie gdy ty trajkotałaś z kimś przez telefon - kontruje dziewczyna, pokazując Ely język.
Przyglądam się dziewczynom, które pogrążają się w śmiesznej, wręcz uroczej kłótni i uśmiecham się pod nosem nie dlatego, że mnie to bawi, a dlatego, że w mojej głowie narodził się fantastyczny pomysł. Wynajmę to studio.

Wracam do domu Justina na kilka minut przed osiemnastą, tak jak obiecałam. Nie jestem pewna, czy chłopak jest w domu i czy w ogóle go opuszczał, ale nie chciałam się spóźnić ze względu na dzisiejszy poranek. Parkuję samochód na wolnym miejscu, a później wysiadam z niego zabierając swoje rzeczy i kierując się do drzwi.
W środku panuje zupełna cisza. Słychać jedynie dźwięk pracy lodówki gdzieś w oddali i odgłos kroków, które robię, posuwając się w przód. Zgryzam lekko wargę, starając się uspokoić drżenie rąk. Cholera, czy ja się boję? 
Potrząsam mocno głową i odstawiam pod ścianę swoją torbę, ponieważ mam zamiar iść sprawdzić czy na pewno dom jest pusty.
Jednak kiedy pojawiam się w kuchni już wiem, że nie jestem sama. Justin siedzi na tarasie pochylony w przód z pochyloną głową. Ma na sobie tylko czarne spodnie i nic więcej. Już z tej odległości widzę, że jest spięty i sfrustrowany, oh mój biedny Justin... Oblizuję wargi, biorę głęboki oddech, po czym ruszam w jego stronę. Kiedy otwieram drzwi tarasowe Justin natychmiast reaguje, odwracając głowę w moją stronę. 
- Wróciłaś... - szepcze po kilku sekundach ciszy. Jego oczy są udręczone, że moje serce krwawi, gdy to dostrzegam.
- Dlaczego miałabym tego nie zrobić? - pytam zaskoczona, zbliżając się do niego.
- Myślałem... Myślałem, że odeszłaś - wyrzuca z siebie, odwracając wzrok. - Po tym co dzisiaj zrobiłem...
- Justin - mówię stanowczo. - Niczego nie zrobiłeś, a ja nigdzie się nie wybieram. Nie zostawię cię, rozumiesz? - Dotykam jego  nagiego ramienia, a on lekko się wzdryga. 
Przełykam ślinę, próbując walczyć ze łzami napływającymi do moich oczu. To nie jest pora na płacz, okej Wihford? Uspokój się. 
- Justin, proszę cię... - szepczę, na co on nagle zrywa się z leżaka i obraca w moją stronę. 
Nie dotyka mnie, a jedynie patrzy badawczo w moje oczy, a następnie na moją twarz i reszte ciała. Zapominam o oddechu, czując na sobie jego palący wzrok i kompletnie nie wiem co zrobić. Stoję jak wryta, próbując przewidzieć jego kolejny ruch, ale tego co się dzieje następnie kompletnie się nie spodziewam.
Chłopak przyciąga mnie do siebie i zamyka nas w mocnym uścisku. Tuli się do mnie tak, jakby od tego zależało jego życie. Chowa głowę w zagłębieniu między szyją a ramieniem i głęboko oddycha, zapewnie wdychając mój zapach. Gładzę go uspokajająco po plecach, zamykając oczy i przyciskając policzek do jego ramienia.
- Przepraszam. - Słyszę w końcu.
Powoli odsuwam się od Justina, by móc wziąć w dłonie jego twarz. Patrzę mu w oczy i drżącym głosem odpowiadam:
- Nic się nie stało, uspokój się. Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram - mruczę kilka milimetrów od jego warg. - Nie byłeś sobą, ale teraz jest już wszystko dobrze. No już. 
Uśmiecham się delikatnie, przesuwając kciukiem po jego gładkim policzku. Ogolił się. 
- Kocham cię - mamrocze, a potem przyciska swoje usta do moich, łacząc je w zachłannym pocałunku. 
To wystarczy, by wszystkie moje wątpliwości i rozterki poszły w zapomnienie. Tym jednym pocałunkiem Justin daje mi wszystko, czego potrzebuje - miłość, spokój i zaufanie. Wplatam palce w jego przydługawe włosy, co wywołuje u niego cichy pomruk. Odrywam się od jego chciwych warg, uśmiechając się lekko.
- Już dobrze. - Uśmiecham się pokrzepiająco, klepiąc go po ramieniu. - Co dziś robiłeś? - pytam zachęcająco, łapiąc dłoń chłopaka i ciągnąc go do środka domu.
- Tęskniłem za tobą - odpowiada szczerze, ponieważ słyszę to w jego głosie. 
- To słodkie. - Marszczę nos, odwracając się do niego. - A jadłeś coś? 
- Carter wcisnął mi na siłę chińszczyznę - mówi, lekko się krzywiąc.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś? - pytam, rozumiejąc, że stres nie pozwalał mu jeść.
- Bałem się. - Wzrusza ramionami, nie puszczając mojej dłoni.
- Ale czego? - Unoszę brew.
- Że powiesz mi, że to koniec. Że ode mnie odejdziesz. Wolałem przeciągać tę chwilę w nieskończoność.
- Głupku - wzdycham i przyciągam go do siebie, by móc go pocałować. 
Odsuwam się po chwili od niego i wciąż trzymając jego dużą dłoń odwracam się, ruszając w kierunku piwnicy.
- Co robisz? - pyta skonsternowany Justin.
- Zabieram cię do sali kinowej łamane na pokój gier - odpowiadam radośnie, schodząc ostrożnie po schodach.
- Po co? 
- Mamy jeszcze trochę czasu do meczu, więc oglądniemy kilka odcinków "Przyjaciół". Ty potrzebujesz wyluzowania się, a ja chwili relaksu - wyjaśniam, otwierając drzwi do wybranego pokoju.
- Mówiłem już, że cię kocham? - Głos Justina jest teraz o niebo weselszy niż wczesniej, dzięki czemu uspokajam się.
- Coś wspominałeś - śmieję się. - Ja ciebie też - dodaję, a później rozsiadam się na niebiańsko wygodnym fotelu, zaraz obok Justina. 

Po godzinie spędzonej z "Przyjaciółmi" oboje idziemy przygotować się na mecz. Bierzemy szybki prysznic, każdy w osobnej łazience, a później spotykamy się w sypialni Justina, oboje owinięci jedynie w ręczniki. Wyczuwam tę napiętą atmosferę między nami, gdy spoglądamy na siebie ukradkiem i staramy się utrzymać ręce przy sobie. Doskonale czuję, jak moje ciało pragnie dotyku Justina, ale wiem też do czego może to doprowadzić, a chcę aby to była wyjątkowa chwila. Zdaję sobie sprawę, że takiej chwili nigdy nie odnajdę, ale na pewno nie mam zamiaru przeżyć swojego pierwszego razu w pośpiechu. Dlatego głęboko oddycham i skupiam się na wyborze ubrań na dzisiejszy wieczór, co również robi Justin ponieważ zniknął gdzieś w garderobie.
Koniec końców decyduję się na luźne jeansy z dużymi dziurami na kolanach, które pozwijam oraz oversizowy jasny sweter z łatami na łokciach. Do tego dobieram brązowe botki na obcasie, biżuterię oraz czarną, workowatą torebkę. Ubieram się w łazience, gdzie również maluję się, używam perfum i układam starannie włosy, co sprawia mi trochę kłopotu, ponieważ nie chcą one ze mną współpracować po całym dzisiejszym dniu. 
Do sypialni wracam po jakimś czasie, prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak długo mi to wszystko zajęło. Nie bardzo się tym przejmuję, widząc, że Justin też niedawno skończył, ponieważ właśnie opuszcza garderobę. Wygląda doskonale. Ma na sobie ciemne spodnie tradycyjnie spuszczone z tyłka, czarną, długą koszulkę i koszulę w kratę założoną na to. Oprócz tego ubrał jasne trapery i kapelusz w podobnym odcieniu. Użył również perfum i pachnie tak doskonale, że czuję go na drugim końcu pokoju. 
- Gotowa? - pyta z uśmiechem, lustrując mnie spojrzeniem.
Kiwam głową w odpowiedzi i podchodzę do niego, po drodze zabierając torebkę z łóżka.
Schodzimy na dół trzymając się za ręce, choć oboje milczymy. W holu pojawia się Mikey i Justin prosi go, aby przygotował samochód, ponieważ jedziemy na mecz koszykówki. Zerkam na chłopaka z lekkim uśmiechem, a on zauważając to przyciąga mnie do siebie i całuje w skroń. 
Docieramy na miejsce na kilka minut przed rozpoczęciem meczu. Hala jest wypełniona po brzegi fanami koszykówki, przez co panuje tu straszny zgiełk, ale prawdę mówiąc wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. To sprawia, że atmosfera jest jeszcze lepsza, a co za tym idzie mój nastrój ulega poprawie. Oczywiście Justin wynajął całą lożę i domyślam się, że będzie tu więcej znajomych niż przypuszczam. 
- Mogę cię o coś zapytać? - Zaczyna Justin, gdy zajmujemy miejsca obok siebie. 
- Jasne. - Kiwam głową, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Co się stało tego dnia, kiedy przyszłaś do szpitala? No wiesz, kiedy byłaś taka roztrzęsiona. Oczywiście pomijając zachowanie Shayli. - Justin patrzy na mnie badawczo, głaszcząc moją dłoń.
Niechętnie wracam do tamtego dnia, kiedy najbliższe mi osoby postanowiły mnie dobić. Oblizuję wargę i rozglądając się nerwowo dookoła, myślę co powiedzieć. "Prawdę, Faith. Skończ w końcu kłamać" zauważa moja podświadomość i tym razem przyznaję jej rację. 
- Pokłóciłam się z Ianem i Angel - mówię w końcu, nieco smutnym głosem. 
- O co? - pyta od razu chłopak. 
- O bzdury. Prawdę mówiąc to pokłóciłam się z Angel, Ian tylko postanowił mnie odciąć na jakiś czas. Nie wiem, to wszystko jest pokręcone. Oboje mnie zranili, ale to do Angel mam największy żal. To przykre... - wzdycham żałośnie, unosząc niepewnie wzrok. 
Wtedy zauważam lekką panikę w oczach Justina.
- Justin? O co chodzi? - Marszczę brwi. 
- Niech to szlag - warczy, potrząsając głową. 

Spanikował, kiedy powiedziałam mu o przyjaciołach... Kiedy wspomniałam o Angel... Wtedy doznaję olśnienia. Ona tu będzie z Za. Niech to szlag. 
Próbuję opanować nerwy, kiedy zauważam burzę tak doskonale znanych mi loków zbliżających się w moją stronę. Przełykam ślinę, czując bolesny skurcz żołądka. 
- Nie wiedziałem - mówi cicho Justin, przepraszającym tonem.
Potrząsam głową i delikatnie się uśmiecham.
- Nic się nie stało, to nie twoja wina. W końcu musiałyśmy się spotkać - stwierdzam i mrugam uspokajająco do niego. 
Za oraz Angel pojawiają się obok nas i natychmiast tworzy się tak gęsta atmosfera, że można by było zwiesić siekierę.
Powitanie jest tak niezręczne, że nie wiem co mam ze sobą zrobić, ale na całe szczęście po chwili pojawiają się siostry Jenner, Ryan i cała reszta znajomych Justina. 
Mecz się rozpoczyna, a ja wciąż siedzę jak na szpilkach i co jakiś czas wysilam się na uśmiech. Nie cierpię takich sytuacji i najchętniej coś bym z tym zrobiła, ale ponieważ ja nie jestem niczemu winna, cierpliwie czekam aż Angel wykona ten pierwszy ruch. Skupiam się w końcu na grze zawodników, popijając co jakiś czas chłodną wodę. Kiedy Clippersi wrzucają kolejny raz piłkę do kosza przede mną staje Justin, uśmiechnięty od ucha do ucha i decyduje się usiąść na moich kolanach.
- Zdajesz sobie sprawę, że ważysz trochę więcej niż dwa kilo, no nie? - jęczę głośno, kiedy chłopak szuka sobie najwygodniejszej pozycji.
- Rozchmurz się - prosi, obejmując mnie i całując mnie w czoło. - Wszyscy się dobrze bawią, tylko ty siedzisz tu sama. Chodź do nas.
- Lubię to miejsce - mówię prawdę, podpierając głowę na dłoni. 
- Dobry Jezu! - krzyczy szeptem Justin. - Świat nie kręci się tylko wokół waszej kłótni. Jest tu mnóstwo innych ludzi. Kylie i Kendall chcą z tobą pogadać. Przestań zachowywać się jak dziecko, okej? 
Te słowa dogłębnie do mnie trafiają. Justin ma rację. Mam prawo do dobrej zabawy, nie chcę wyjść na aspołeczną laskę i zamierzam spędzić fantastyczny czas ze znajomymi, pokazując Angel, że nie zamierzam się dołować. 
Gdy Justin zauważa zmianę w moich oczach i na mojej twarzy wstaje z moich kolan, podaje mi dłoń i oboje wracamy do jego znajomych. Kendall od razu mnie dopada i zaczyna potajemnie wypytywać, czy mam już pomysł na prezent dla Justina. Uśmiecham się łobuzersko i pokrótce mówię jej, co mam w planach.

W przerwie meczu wracam na swoje miejsce, ale tylko po to, by znaleźć telefon i sprawdzić czy ktoś do mnie dzwonił. Odwracając się, prawię podskakuję, ponieważ przede mną stoi Angel. 
- Możemy pogadać? - pyta od razu. 
Gapię się na nią przez chwilę, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. W końcu otrząsam się i kiwam głową, więc dziewczyna rozgląda się dookoła i upewniając się, że jesteśmy same, siada na krzesełku.
- Nie chciałam tego powiedzieć - zaczyna. - Byłam strasznie zmartwiona, Faith. Z dnia na dzień zaczęło się tyle dziać, że nie byłam w stanie nadążyć. Raz kłócisz się z Justinem, za chwile z nim jesteś, a potem jego była próbuje się zabić w jego posiadłości. Zrozum, bałam się o ciebie. A kiedy oświadczyłaś mi, że się wyprowadzasz moje serce pękło na pół i jednocześnie poczułam złość na wszystkich dookoła i zaczęłam to wszystko mówić. Ten dzień bez ciebie był istnym koszmarem, przysięgam. 
Wstyd mi przyznać, ale dzisiaj w ogóle nie myślałam o Angel, dopóki jej tu nie zobaczyłam. Byłam tak zaaferowana tym wszystkim, że nie miałam czasu na rozdrapywanie tej rany.
- Szlag mnie trafia, kiedy nie możemy ze sobą gadać. Faith, błagam, powiedz coś. - W końcu milknie, patrząc na mnie niepewnie.
- Nie bardzo dopuszczałaś mnie do zdania - stwierdzam ze śmiechem. 
Patrzę na przyjaciółkę i analizuję jej słowa. Wiem, że nigdy nie chciała mnie skrzywdzić i staram się ją zrozumieć. Pewnie zachowałabym się podobnie w jej sytuacji.
Nie myśląc więc długo pochylam się i przyciągam ją do siebie, tuląc z całych sił jej smukłe ciało.
- Tęskniłam - mruczę, na co ona ściska mnie mocniej. - Ale ty będziesz tęsknić mocniej kiedy umrę z powodu braku tlenu - śmieję się cicho.
Angel natychmiast się odsuwa i również głośno śmieje. 
- Przepraszam. Też tęskniłam. - Uśmiech w jej oczach przypomina mi dlaczego tak bardzo ją kocham. To ona zawsze pozytywnie mnie nakręcała. Nasze kłótnie nigdy nie będą trwać dłużej niż jeden dzień. 
Nagle mój telefon zaczyna wibrować, więc skupiam na nim moją uwagę. Moje źrenice powiększają się, kiedy widzę to co jest na ekranie.
- Co się stało? - pyta natychmiast Angie.
Na ekranie widzę zdjęcie przedstawiające samochód Briana stojący w płomieniach. Podpis do fotografii odbiera mi powietrze.
"Następnym razem ktoś będzie w środku. Czas ucieka, złotko."



Hej misiaki! 
Chciałam Was serdecznie zachęcić do komentowania, jak również do odwiedzenia nowego fanfiction autorki "Bieber's Touch" pod tytułem "Dear Chloe"! Na pewno nie pożałujecie, dziewczyna ma fantastyczny pomysł i ogromny talent. Wpadajcie!
Dziękuję Wam za każde wejście tutaj, jesteście najlepsi. So much love!
V.

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 23

"Don't be scared. Or maybe?"


Budzę się w momencie, kiedy dojeżdżamy pod posiadłość Justina. Chłopak chce wziąć mnie na ręce i zanieść do środka, ale ja w porę odmawiam i wychodzę z auta o własnych siłach.
W domu panuje przyjemna cisza, która jest jak zbawienie po wrzaskach Shayli. Kiedy o tym myślę to przechodzą mnie nieprzyjemne ciarki. W głębi duszy modlę się, żeby to był ostatni raz kiedy widziałam byłą dziewczynę  Justina, ponieważ nie jestem pewna czy zniosłabym kolejną konfrontację z tą wariatką. To trochę śmieszne, bo w gruncie rzeczy ja też jestem niezrównoważona, więc dlaczego osądzam jedynie ją? No, może moje pokręcenie nie jest tak mocne jak u Shayli, ale równie głębokie. To wszystko jest tak cholernie pokręcone, że czasem zastanawiam się dlaczego wszyscy jeszcze nie oszaleliśmy. 
Mijam w ciszy przedpokój, zmierzając do kuchni, by tam wstawić wodę na herbatę. Nie jestem głodna. Mój żołądek w chwili obecnej to jeden wielki supeł, który jest mocno zaciśnięty. Obawa, że zwrócę wszystko co zjem jest zbyt duża, by zaryzykować. Otwieram szafkę, gdzie znajdują się kubki i sięgam po jeden z nich.
- Masz na coś ochotę? - pytam Justina, nawet się nie odwracając, ponieważ doskonale wiem, że jest gdzieś za mną. Czuję jego obecność.
- Tak, napiłbym się herbaty - odpowiada natychmiast, po czym pojawia się obok i opiera tyłem o blat.
- Okej - mruczę pod nosem i wyciągam jeszcze jeden kubek. 
- Jesteś głodna? Mogę zawołać Cartera i... - proponuje Justin, ale mu przerywam.
- Nie, dziękuję. - Kręcę głową, po czym wrzucam saszetki herbaty do kubków, a następnie opieram się o blat podobnie jak Justin i czekam, aż woda się zagotuje.
- Chcesz pogadać o tym co się stało? - pyta po kilku minutach nieprzyjemnej ciszy.
Wbijam wzrok w podłogę i czuję jak w moim gardle formuje się gula, która je nieprzyjemnie kaleczy. To wszystko spowodowane jest wspomnieniem sytuacji, jaka wydarzyła się w moim mieszkaniu. Nadal nie mogę uwierzyć, że moi przyjaciele potraktowali mnie w ten sposób... 
Wciągam powietrze przez nos i kręcę głową, w odpowiedzi na pytanie Justina. Nie czuję się na siłach, by poruszać ten temat. Nie teraz. 
Justin przysuwa się bliżej i ku mojemu zaskoczeniu mocno tuli mnie do siebie. Nic nie mówię, jedynie wtulam się w niego jeszcze mocniej, próbując chłonąć z tej chwili jak najwięcej. To właśnie jest to, czego potrzebowałam - jego silnych, ciepłych i przede wszystkim bezpiecznych ramion. Zamykam oczy, wdycham jego oszałamiający zapach, wsłuchując się jednocześnie w spokojne bicie jego serca. Prawdę mówiąc, nie potrzebujemy w tej chwili żadnych słów, żadnych wyznań. Sam ten gest wyraża więcej niż cokolwiek innego, ponieważ w tym właśnie momencie zalewa mnie fala miłości, jaką mogę poczuć w ramionach Justina. Jestem wdzięczna Bogu, że odnalazłam go w swoim życiu, że pozwolił mi poznać człowieka, który może i czasem mnie rani, ale potrafi wyciągnąć z najgłębszego dołka jednym uśmiechem, jednym gestem...
Z tej przyjemnej sytuacji wyrywa mnie znajomy odgłos, oznajmiający, że woda się zagotowała. Niechętnie wychodzę z objęć Justina, sięgam po czajnik i zalewam wodą nasze herbaty. Dowiaduję się, że mój chłopak (przyznajcie, pięknie to brzmi!) lubi czarną herbatę z miodem i cytryną. Kiedy mu ją szykuję, opowiada mi jak jego babcia zawsze mu ją przygotowywała kiedy wracał z meczu lub gdy siedzieli wszyscy w salonie, oglądając rodzinnie serial w telewizji. Justin wydaje się być cały w skowronkach, kiedy zdradza mi historie swojego życia, ale jednocześnie mogę stwierdzić, że tęskni za rodziną, ponieważ jego oczy lekko posmutniały na wspomnienie dziadków. 
- Jesteś z nimi zżyty, co? - pytam i wręczam Justinowi jego kubek, w czasie gdy on raczy mnie kolejną dawką opowieści, tym razem o słynnym meczu piłki nożnej pomiędzy nim, a jego dziadkiem.
- Pewnie, że tak. To oni i moja mama nauczyli mnie tego, co w życiu najważniejsze. Myślę, że Bóg dał mi ogromny skarb - wzdycha, ale na jego ustach pojawia się uśmiech, którego nie miałam jeszcze okazji oglądać. Hm, podoba mi się. 
- Mam nadzieje, że kiedyś ich poznam - odpowiadam nieśmiało, ponieważ te słowa nieświadomie opuszczają moje usta. 
Justin wbija we mnie wzrok i przez chwilę mi się przygląda w skupieniu, jakby właśnie układał w głowie jakiś plan, ale potem uśmiecha się szeroko i niespodziewanie cmoka mnie w usta.
- Ja też - mruczy wesoło i upija łyk herbaty.
- Tęsknisz za nimi? - Pytam rzecz jasna o dziadków Justina i na szczęście on to łapie.
- Jasne, szczególnie, że byli ze mną często w trasie - odpowiada, wzruszając ramionami.
- Za tym też tęsknisz? - Przechylam głowę w bok, przygryzając dolną wargę. 
- Za czym? Za trasą? - Justin marszczy brwi w tylko jemu znany sposób. Prawdę mówiąc, czasem jego brwi układają się w śmieszne kształty. 
- Aha. - Potrząsam głową z uśmiechem na twarzy. 
- Jak cholera - wzdycha. - Nawet nie masz pojęcia jakie to magiczne. Trasa wykańcza, ale kiedy wchodzę na scenę, widzę ten tłum i słyszę te piski coś we mnie się zmienia. To nie ja rządzę koncertem, to on rządzi mną i szczerze mówiąc dzięki temu każde show jest niezapomniane. Na scenie jestem jak pełen energii szaleniec, ale to jest w tym najlepsze. Kiedy widzę radość w oczach tych ludzi na arenach, kiedy mogę zaśpiewać dla One Less Lonely Girl, kiedy mogę wsłuchać się w śpiew fanów do As Long As You Love Me... To jest nie do opisania. Każdego dnia jestem wdzięczny Bogu za to, że dał mi możliwość przeżywania tego wszystkiego. - Na twarzy Justina jedyne co dostrzegam to przeogromna radość i duma z tego co robi. Przez to uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a serce przyjemnie ściska się w mojej klatce. 
Jestem w stanie zrozumieć to co czuje, ponieważ mam tak kiedy tańczę. Wtedy przechodzę w inny świat, ba, wymiar. Zapominam o bożym świecie i skupiam się na tym co tu i teraz. Tak bardzo za tym tęsknie, ale każdego dnia powtarzam sobie, że to niedługo się zmieni.. Robię wszystko w tym kierunku.
- Lubię patrzyć na takiego szczęśliwego Justina - mówię w końcu, upijając łyk herbaty. 
- Czy to przyjemne? - pyta zabawnie unosząc brew.
- Jak cholera - cytuję jego słowa, a potem zaczynam się śmiać. To nieprawdopodobne jak bardzo jeden człowiek może poprawić mi humor, nawet jeśli wcześniej miałam ochotę zapłakać się na śmierć.
Justin odkłada kubek na blat, po czym podchodzi do mnie i wpatrując się w moją twarz, zakłada mi kosmyk za ucho.
- Oprowadzić cię po domu? Zdaje się, że nie miałaś okazji poznać wszystkich zakamarków. - Justin zaskakuje mnie tą propozycją, ale w gruncie rzeczy dlaczego miałabym odmówić?
- Wizja zwiedzania tej posiadłości brzmi kusząco - odpowiadam z łobuzerskim uśmiechem i podaję dłoń Justinowi, który tylko na to czekał. 
Najpierw Justin oprowadza mnie po dziennej części domu, a następnie pokazuje mi wszystkie sypialnie i okazuje się, że jest o wiele więcej niż mi się wydawało. Później schodzimy do piwnicy, gdzie wystrój wiele nie różni się od tego na górze. Projektant odwalił kawał dobrej roboty.
- Tu znajdują się trzy z czterech moich ulubionych pomieszczeń - oznajmia luźnym, ale wesołym tonem Justin.
- A gdzie jest czwarte? - pytam zaciekawiona. 
- Spałaś w nim kilka razy. - Szczerzy się do mnie. - To moja sypialnia. 
- Och, no a jakżeby inaczej - śmieję się i posyłam mu oczko, na co on natychmiast reaguje.
Nagle doskakuje do mnie i dociska do ściany biodrami, wbijając swoje pulchne usta w moje. Z mojego gardła wydobywa się jęk przyjemności pomieszany z zaskoczeniem, ale nie mniej jednak to działa na Justina jeszcze bardziej. Przesuwa językiem po moich wargach, prosząc o pozwolenie, które natychmiast mu daję z ogromną przyjemnością. Kładę dłoń na jego ciepłym karku i wbijam w niego lekko paznokcie, wyrażając tym samym swoje pragnienie. Nie mam pojęcia jak Justin to robi, ale w ułamku sekundy tracę dla niego głowę. 
Chłopak kładzie dłoń na moim biodrze i zahacza kciukiem o gumkę dresów, które mam na sobie. Wplatam palce w jego miękkie włosy i pociągam za nie, gdy on gryzie moją wargę. Robi mi się gorąco i najchętniej pozbyłabym się ubrań tu i teraz. Prawdę mówiąc, sposób w jaki Justin obchodzi się z moim ciałem sprawia, że jestem skłonna oddać mu się nawet na tej chłodnej posadzce. Na szczęście w porę budzi się moja podświadomość i przywołuje mnie do porządku swoim karcącym spojrzeniem. Kulę się pod jej falą krytyki, którą zawarła w jednym geście. Gdy Justin przenosi usta na moją ciepłą szyję z trudem udaje mi się wydusić z siebie kilka słów.
- Jak tak dalej pójdzie to nie zobaczę tych pomieszczeń, a bardzo bym chciała - mamroczę, próbując nie stracić resztek zimnej krwi.
- Ja też bardzo chcę, ale ciebie - sapie przy moim uchu, składając za nim niechlujny pocałunek.
- Justin - piszczę. - Naprawdę nie mam zamiaru stracić dziewictwa na podłodze w piwnicy. To nie brzmi nawet seksownie. - Odpycham go od siebie i próbuję stłumić śmiech.
Kiedy podnoszę wzrok widzę szybko poruszającą się klatkę piersiową Justina i jego świdrujące spojrzenie. Przygryzam wargę, próbując również i siebie opanować. Mój chłopak wygląda jakby właśnie przebiegł maraton i stracił ulubiony samochód. Zabawny widok.
- Przestań być taka seksowna - rzuca rozdrażniony, przeczesując palcami swoje gęste włosy.
Nie mogę już wytrzymać i wybucham głośnym śmiechem, widząc jak bardzo jest wkurzony i rozpalony, a to wszystko z mojego powodu. Jasne, ja też jeszcze trochę drżę po tym uniesieniu, ale z tyłu głowy mam świadomość (która jednocześnie jest argumentem na poparcie mojego stanowiska), że wciąż jestem dziewicą i nie chcę tego stracić w takich warunkach. 
Po chwili się uspokajam i odgarniam włosy z twarzy, gryząc nieustannie swoją dolną wargę. Justin wciąż stoi niewzruszony, z powagą goszczącą w oczach. Przerwacam oczami, widząc jego postawę i z błąkającym się uśmiechem na ustach, mówię:
- Przepraszam. - Próbuję brzmieć szczerze, ale prawdę powiedziawszy to nadal chce mi się trochę śmiać. To nie moja wina, że tak reaguję na takie sytuacje, jak ta przed chwilą.
Chcę co dodać, ale zanim mam okazję, Justin doskakuje do mnie i ponownie przygwieżdża mnie do ściany za mną. 
- Nie mogę doczekać się dnia, w którym pozbawię cię twojej niewinności, słodka Faith. Chcę już poczuć ciebie całą i chcę, żebyś ty poczuła mnie. Dokładnie, intensywnie, ciało przy ciele. Każdego dnia wyobrażam sobie, jak pieprzę twoje słodkie ciało na każdym centymetrze tej posiadłości - sapie przy moim uchu, a ja o dziwo nie czuję skrępowania. Wręcz przeciwnie, w dole mojego brzucha zaczyna pojawiać się nowe, cholernie przyjemne uczucie. Chcę więcej.
- Wiem, że wcale nie jest ci przykro i tylko drażnisz się ze mną. Obiecuję, że kiedyś ci się odpłacę. Ale póki co, chcę robić z tobą wszystko to, czego nie miałaś okazji doświadczyć. Chcę pokazać ci, ile jest w tobie piękna. A świadomość, że ja będę pierwszym, który to zrobi doprowadza mnie na skraj wytrzymałości. - Dmucha w miejsce za moim uchem, w skutek czego z mojego gardła wydobywa się jęk, a dłonie oraz kolana zaczynają drżeć. Te wszystkie słowa, jego siła, którą czuję prawie namacalnie... 
- Skąd wiesz, że to ty będziesz pierwszym? - pytam drżącym głosem, zamykając oczy na moment.
- Skarbie - szepcze seksownym głosem. - Wszyscy doskonale wiemy, że pragniesz mnie tak samo mocno, jak ja ciebie. Twoje słodkie, niewinne ciało cię zdradza. - Tym razem pochyla głowę w dół, ku mojej szyi i to tam teraz rozbija swój ciepły oddech.
- C-co? - dukam, z trudem przełykając ślinę.
- Twoje ręce i kolana drżą do tego stopnia, że gdybym cię teraz puścił, upadłabyś. - Mogę sobie tylko wyobrazić jak bardzo jest dumny z tego, że to jego sprawka. - Mówienie sprawia ci kłopoty, a jedyny czysty dźwięk, który opuszcza twoje gardło to jęk. Zdajesz sobie sprawę, że zrobiłaś to już kilka razy? 
ŻE CO? Zarejestrowałam tylko pojedynczy jęk, który z siebie wydałam. On musi ściemniać.
- Doprowadzasz mnie do czystego szaleństwa w takich chwilach. Chcę cię już mieć w całości, ale poczekam. Poczekam, bo wiem, że dla ciebie to musi być wyjątkowa chwila. Szanuję to i wprost nie mogę się jej doczekać. Tylko proszę cię o jedno - muska wargami moje ucho. - Nie testuj więcej mojej cierpliwości. 
Po tych słowach przyciska swoje usta do moich i składa na nich cholernie mocny, namiętny pocałunek. Naprawdę muszę się chwycić jego silnych ramion, by się nie przewrócić. 
Nagle, bez żadnego uprzedzenia odsuwa się ode mnie i posyłając mi łobuzerski uśmieszek, oddala się w kierunku drzwi na końcu korytarza. Ledwo stoję pod ścianą, totalnie oszołomiona tym wszystkim co przed momentem mi powiedział. To nieprawdopodobne jak szybko przeszedł z troskliwego Justina, w seksownego jak diabli, napalonego Biebera. Zamykam oczy, odchylam głowę w tył i biorę kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.
Ma rację. Pragnę go. Może nie czuję tego w każdej chwili, ale kiedy wyobrażam sobie swój pierwszy w życiu seks, widzę jego twarz oraz ciało nad sobą. Nie wiem skąd to się bierze, ale mam wewnętrzne przeczucie, że seks z Justiem to coś niesamowitego. Nie boję się, że mnie skrzywdzi, nigdy by tego nie zrobił. A ponieważ wiem, że mnie kocha, oddanie mu mojej cnoty jest coraz bardziej realną przyszłością. Boję się jednak, że nie wystarczę mu, że będzie potrzebował czegoś, czego nie będę potrafiła mu dać, a to chyba by mnie zabiło. Mimo wszystko, coś w środku mnie mówi mi, że nie znam wszystkich swoich możliwości i to daje mi nadzieję. 
W końcu biorę się w garść i postanawiam pójść poszukać Justina, który zniknął za drzwiami kilka minut temu. Odgarniam włosy w tył, unoszę głowę w górę i pewnym krokiem ruszam na koniec korytarza. Nie mam zamiaru pokazać Justinowi, jak bardzo na mnie zadziałał. Chociaż całkiem możliwe, że on i tak mi nie uwierzy. Nie ważne. 
Chwytam klamkę i delikatnie ją naciskam, niepewnie wchodząc do środka. Pomieszczenie jest utrzymane w ciemnych kolorach, przez co muszę poczekać kilka sekund, aż mój wzrok się przystosuje. Wchodzę głębiej i okazuje się, że znajduję się w domowym studiu. Nie ma w nim tylu sprzętów co w tym, w którym Justin nagrywa zazwyczaj, ale jest równie pokaźnych rozmiarów. Po mojej prawej stronie znajduje się obszerna kanapa z czarnej, matowej skóry, a nad nią, na szarej ścianie wiszą ramy z platynowymi płytami Justina oraz kilka półek, na którym stoją jego nagrody (zapewne tylko jakaś ich część). 
Po drugiej stronie widzę konsolę średnich rozmiarów, a przed nią przeszkloną ścianę, dzięki czemu widać co jest w drugiej części studia. Tam znajdują się profesjonalny mikrofon, perkusja, kilka gitar oraz jeszcze jeden fortepian. Wcześniej widziałam taki w dziennej części domu Justina. 
Ogólnie pomieszczenie jest przytulne i mam wrażenie, że można się tu zrelaksować. Wciąż jednak nigdzie nie widzę Justina. Wtedy nagle pojawia się w drzwiach, których wcześniej nie zauważyłam.
- Myślałem, że już tam zostaniesz - rzuca z wyraźną nutką kpiny.
- A jednak - odpowiadam zgryźliwie. - Co tam jest? - Wskazuję palcem za pomieszczenie za Justinem.
- Pokój relaksacyjny - odpowiada. 
- Że co? - Unoszę brew. Wciśnie mi wszystko, ale nie to, że ma tu taki pokój. 
- Zapraszam. - Justin z uśmiechem na twarzy odsuwa się i gestem pokazuje mi, bym weszła do środka.
O żesz w mordę. Nie kłamał. 
Pomieszczenie jest niewielkie, ale ma w sobie cholernie dużo stylu. Ściany są brudno-błękitne, a przyćmione światło daje poczucie intymności. Pod dwiema ścianami stoi ciemna rogówka, a naprzeciwko niej znajduje się biokominek. Rany, tu jest cudownie.
- Po co ci to? - pytam, nie ukrywając zaskoczenia.
- Czasem potrzebuję się zrelaksować, kiedy nagrywam. Tutaj jakoś łatwiej jest mi się wyluzować niż na przykład w sypialni. Znajduję tu spokój - wyjaśnia, cały czas się na mnie patrząc w taki sposób, przez który mam dreszcze. Jestem pewna, że Justin myślał również o tym miejscu, kiedy mówił o pieprzeniu mnie na każdym centymetrze jego domu.
Szybko wyrzucam tę myśl z głowy, ale Justin chyba zorientował się o czym myślę, ponieważ na jego ustach błąka się dumny uśmieszek. A pieprz się, Bieber.
"Cóż za świetny dobór słów", prycha moja podświadomość. Och, wróciłaś. 
- Chodź, zostały nam jeszcze sala kinowa i pokój gier  - oznajmia i wyciąga do mnie rękę, którą po chwili chwytam.
- To tu są jeszcze dwa pokoje? - pytam zaskoczona, ponieważ widziałam tylko dwoje drzwi, z czego jedne prowadziły tutaj, do studia.
- Nie. To znaczy sala i pokój są połączone. To moje ulubione miejsce, tobie też się spodoba. - Szczerzy się i ciągnie mnie za sobą na korytarz.
Rzeczywiście, jestem nim zachwycona! Justin z zafascynowaniem opowiada mi o procesie tworzenia tego pokoju i pokazuje mi wszystkie gadżety, które można tu znaleźć. W duchu mam nadzieję, że niedługo obejrzymy tu wspólnie film. 
Gdy wracamy na górę jest już piękny wieczór. 
- Jesteś głodna? - pyta Justin, obejmując mnie ramieniem i całując we włosy.
- Hm, tak. Mam ochotę na sałatkę owocową. A ty? - Oblizuję wargi i podnoszę głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Wystarczą jakieś płatki - odpowiada spokojnie, po czym szybko cmoka mnie w usta. 
- Okej, zajmę się tym - mruczę i odsuwam się od chłopaka, zmierzając do kuchni.
Najpierw z koszyka wyjmuję owoce na swoją sałatkę i zabieram się za ich krojenie. Po kilku minutach moja kolacja była gotowa.
- Ciepłe czy zimne? - pytam głośniej, ponieważ Justin siedzi przy stole obok wyjścia na taras i robi coś na laptopie.
- Ale co? - odkrzykuje po upływie dziesięciu sekund.
- Mleko - rzucam z rozbawieniem, wyciągając z lodówki karton.
- Ciepłe. I chce Capitana Crunch'a* z jagodami! - woła zadowolony.
- Oczywiście, dzieciaku - mamroczę pod nosem i przygotowuję mu kolację zgodnie z poleceniami. 
Około dziesięciu minut później kładę Justinowi miskę z płatkami przed nosem. 
- Smacznego. - Uśmiecham się uprzejmie, po czym idę usiąść na kanapie, ponieważ nie chcę mu przeszkadzać w pracy.
Włączam telewizor, podciągam nogi pod siebie i zatapiam się w oglądaniu 'Z kamerą u Kardashianów', ponieważ nic lepszego nie idzie w telewizji.
- Dziwnie się ogląda swoich znajomych w telewizji. - Słyszę  nagle za sobą przyjemny głos Justina. - Nie lubię jeść sam - dodaje po chwili i sadowi się obok mnie.
- Dla mnie to nie jest dziwne, nie znam ich. - Wzruszam ramionami, wkładając do ust kawałek jabłka. - I przepraszam, myślałam, że pracujesz.
- Powiedziałbym ci, słodka Faithie - mruczy, posyłając mi TO spojrzenie, następnie zaczynając się śmiać.
- Dupek - mamroczę pod nosem i skupiam się ponownie na programie.

Godzinę później leżę na Justinie, który mnie obejmuje i wspólnie oglądamy 'Przyjaciół'. Moja głowa spoczywa na jego klatce piersiowe, dzięki czemu mam okazje słuchać bicia jego serca. To bardzo mnie uspokaja. Nadal nie mogę uwierzyć, jak ten człowiek potrafi zmienić mój najgorszy dzień w tak wspaniałe chwile. Zapomniałam przy nim o wszystkich moich troskach, o przyjaciołach, którzy mnie ranią...
- Mam ochotę popływać - odzywa się Justin, kiedy ja prawie zasypiam. 
- Teraz? - pytam lekko sennym głosem.
- Teraz - mówi ochoczo, głaszcząc mnie po plecach. - Wstawaj.
- Nie chce mi się przebierać w strój, Justin - jęczę niezadowolona, przylegając do niego jeszcze mocniej.
- A kto powiedział, że musisz się przebierać? - W jego głosie słyszę niegrzeczną nutkę.
Klepię go w bok i podnoszę głowę, kręcąc nią z niedowierzaniem.
- No, to chodź. Idziemy - oznajmia wesoło, po czym wykonuje kilka ruchów i oboje siedzimy na kanapie.
Kiedy nie ruszam się z miejsca, Justin wydaje z siebie westchnienie niezadowolenia, a następnie łapie mnie pod nogi i podnosi w górę.
- Justin! - piszczę, zaczynając się wyrywać.
- Zaraz spadniesz - mówi pouczająco chłopak i niesie mnie w kierunku ogrodu.
Po upływie kilku sekund stoję na zewnątrz, obserwując jak mój chłopak pozbywa się ubrań. Cholernie dobry widok.
- Rusz się i nie każ mi osobiście cię rozebrać. Nie jestem pewien, czy po dzisiejszych wydarzeniach zatrzymam się na bieliźnie. - Mruga do mnie znacząco.
To na mnie działa. Niechętnie zdejmuję z siebie bluzę, koszulkę, a później dresy i skarpetki. Teraz stoję naprzeciw Justina pół naga, znosząc cierpliwie jego łapczywe spojrzenie.
- Cholernie dobry widok - oznajmia po chwili.
- Co ty nie powiesz - prycham, przewracając oczami. Nie wierzę, że powiedział dokładnie to samo co ja przed momentem.
W końcu oboje lądujemy w basenie, gdzie spędzamy o dziwo przyjemnie czas. Nie ma żadnych dwuznacznych sytuacji, no może poza tą, podczas której dłonie Justina błądziły po moim ciele nieustanie przez kilka minut i pomimo moich oporów, nie przestawały tego robić. 
Po przyjemnie spędzonym czasie w basenie, w którym pływaliśmy, śmialiśmy się i całowaliśmy wracamy do domu, ponieważ zrobiło się już naprawdę późno.
- Możesz iść umyć się w mojej łazience, ja jeszcze muszę zadzwonić do Scootera i tak dalej, więc skorzystam z gościnnej łazienki - oznajmia Justin, podając mi puchaty ręcznik.
- Okej, dzięki. - Uśmiecham się do niego ciepło i  otulam się ręcznikiem. - To widzimy się później. - Mrugam niewinnie, po czym ruszam w stronę sypialni Justina, wcześniej zabierając ze sobą swoje ciuchy. Po drodze mijam czarny fortepian i uśmiecham się pod nosem, kiedy do mojej głowy wpada pewien pomysł.
Będąc na górze składam ubrania i chowam je do torby, a następnie wyciągam z niej swoją piżamę na dziś, czyli białą, obcisłą koszulkę na ramiączkach oraz czarne, dopasowane bokserki.
W łazience biorę szybki prysznic, zmywając z siebie zapach chloru. Dzięki temu, że spięłam włosy, gdy byliśmy w basenie nie muszę teraz myć głowy, z czego prawdę mówiąc jestem zadowolona. W ten sposób dziesięć minut później jestem czysta, pachnąca i odprężona. W pokoju nie ma jeszcze Justina, więc dochodzę do wniosku, że wciąż jest zajęty albo bierze prysznic. 
Korzystając z chwili samotności schodzę na dół, do fortepianu. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz poczułam w sobie dziwne uczucie, które kiedyś było mi dobrze znane i zdecydowałam odświeżyć sobie pamięć. Cieszę się, że Justin jest teraz zajęty swoimi sprawami, ponieważ mogę się wyluzować i nie przejmować się czyjąś obecnością. 
Siadam niepewnie przy instrumencie i ostrożnie zamykam klapę, by stłumić jak najwięcej dźwięku. 
Ciekawe, czy coś jeszcze pamiętam...
Kładę palce na klawiszach, przesuwając po nich początkowo, starając się na nowo oswoić z ich pierwotnym chłodem i gładką powierzchnią. Biorę głęboki oddech i zamykam oczy, naciskając na pierwszy dźwięk, który pojawia się w mojej głowie. Nie wierzę, że to robię po tylu latach. Walczę ze swoją blokadą, która pojawiała się we mnie po śmierci Todda i nie mam pojęcia jak udaje mi się grać kolejne dźwięki. W końcu zaczynam nucić pod nosem słowa piosenki, którą kiedyś w moim biurku znalazł Justin.
- I was a little girl alone in my little world who dreamed of a little home for me. I played pretend between the trees, and fed my houseguests bark and leaves, and laughed in my pretty bed of green.
W moich oczach pojawiają się łzy nie wiadomo skąd, ale udaje mi się je powstrzymać. Z moich ust wydobywają się kolejne słowa, a moje serce zaczyna przepełniać przyjemne uczucie. Uśmiecham się, mając wciąż zamknięte oczy. 
- Now I'm old and feeling grey. I don't know what's left to say about this life I'm willing to leave... - nucę głośniej niż przewidywałam, ale teraz mnie to nie obchodzi. Znajduję się w świecie innym, lepszym, o którym już dawno zapomniałam, choć nie bez powodu. 
- I had a dream... - kończę i kładę dłonie na kolanach, pomału otwierając oczy.
Nagle słyszę za sobą skromne brawa i o mało nie dostaję zawału. Jasna cholera...
- Nie mówiłaś, że grasz - rzuca Justin z uznaniem, siadając obok mnie na krzesełku.
- Nie było o czym mówić - odpowiadam, wzruszając ramionami starając się nie denerwować.
- A mnie wydaje się inaczej - mówi spokojnie, zakładając ręce na klatce. Nagiej klatce.
Milczę, nie wiedząc co powiedzieć. Czuję delikatne skrępowanie i mam ochotę już sobie gdzieś pójść. Nie mogę uwierzyć, że zagrałam. To się nie działo.
- Brak stanika panno Wihford. Bardzo ładnie, bardzo ładnie - odzywa się Justin, wyrywając mnie z zamyślenia. 
Natychmiast patrzę na niego, a potem w dół swojego ciała. Cudownie.
- A miałaś nie testować mojej cierpliwości - mówi to, nachylając się bliżej. - Muszę przyznać, że widok ciebie grającej na moim fortepianie jest cholernie seksowny, szczególnie że teraz wiem, że nie masz nic pod spodem. - Przesuwa palcem po moim ramieniu, a ja przewracam oczami.
- Śpisz dziś na kanapie - odpowiadam stanowczo i wstaję z krzesełka, z zamiarem pójścia do łóżka.
- Nie ma mowy. - Justin od razu mnie łapie i przerzuca sobie przez ramie. 
Takim oto sposobem kończy się pierwszy dzień mieszkania u Justina. Całkiem ciekawy, przyznacie.

Następnego ranka budzi mnie coś niezwykle przyjemnego. Czuję na swojej szyi miękkie, krótkie pocałunki, a następnie takowe pojawiają się na moich policzkach. Kiedy wciąż mam zamknięte oczy, Justin (zgaduję, że to on) podejmuje drastyczniejsze kroki. Ściąga ze mnie kołdrę, a następnie podnosi moją nogę, zaczynają składać na łydce niechlujne pocałunki. W końcu unoszę powieki, rozbawiona jego determinacją i od razu widzę ukochaną, rozpromienioną twarz.
- Nareszcie. Myślałem, że zakochałem się w Śpiącej Królewnie - wita mnie Justin. Czyli się nie myliłam.
- Dzień dobry - mruczę, przeciągając się leniwie. - Która godzina? 
- Po dziesiątej - odpowiada, kładąc się obok mnie. - Wstawaj, śniadanie czeka. 
Przewracam się na brzuch i chowam twarz w pachnącej Justinem, poduszce. 
- Jeszcze pięć minut - jęczę, mając nadzieje, że chłopak da mi spokój.
Nagle czuję umiarkowane uderzenie na pośladkach. Nie wierzę, że dał mi klapsa.
- Wstawaj śpiochu. Wszystko wystygnie, ruszaj się - ponagla mnie.
- Mówiłam już, jak bardzo cię nienawidzę? - rzucam kąśliwie, unosząc się na łokciach.
Przecieram twarz, wcześniej gromiąc wzrokiem Justina. Chłopak zaczyna się śmiać, po czym wyskakuje z łóżka, dzięki czemu mogę obserwować jego pracujące mięśnie pleców. Rany, cóż za wspaniały widok. Siadam na materacu, podciągając nogi, próbując się rozbudzić. Justin podchodzi do szafy i rzuca w moją stronę swoją bluzę na zamek.
- Załóż to - oznajmia. - Nie chcę, żeby ktokolwiek widział więcej niż powinien. Oczywiście poza mną. - Mruga do mnie, po czym uśmiecha się do mnie, ukazując szereg białych zębów.
- Dupek - powtarzam po raz setny odkąd tutaj jestem. 

Schodzę do kuchni po dziesięciu minutach, ponieważ musiałam doprowadzić się jako tako do porządku. Bluza Justina sięga mi prawie do kolan, ale muszę przyznać, że wygląda to uroczo. Poza tym otacza mnie zapach Justina, więc lepiej być nie może.
- Cześć Carter. - Macham kucharzowi, który właśnie nalewa Justinowi kawę.
- Dzień dobry! - odpowiada wesoło ze znaną tylko sobie energią. - Wyspana?
- Powiedzmy. - Uśmiecham się żartobliwie i siadam obok Justina. 
- Cudownie. To smacznego - rzuca uprzejmie, znikając następnie w głębi domu.
- Jakie plany na dziś? - pytam, sięgając po świeżutkiego tosta, smarując go następnie masłem.
- Żadnych konkretów. - Wzrusza ramionami mój towarzysz. - To znaczy dzisiaj jest mecz koszykówki i myślałem, że może wybralibyśmy się razem, co? 
- Brzmi fajnie - odpowiadam, ignorując ukłucie zdenerwowania. 
- Świetnie! - Cieszy się Justin, zaczynając omawiać plan na dzisiejszy dzień.

Kończymy śniadanie, kiedy w przedpokoju rozlegają się obce mi głosy.
- Mówiłam ci, żebyś zadzwoniła! Nie cierpię się wpraszać - odzywa się pierwszy kobiecy głos. 
- Och daj spokój, on też rzadko dzwoni! Poza tym wpadamy tu tylko na chwile, tak? Już przestań wymyślać. Jesteś starsza, a mam wrażenie, że to ja mam tu więcej spontaniczności - odpowiada jej druga dziewczyna.
Chcę zapytać Justina kim są te kobiety, ale one właśnie wchodzą do holu prowadzącego do kuchni. A niech mnie. Siostry Jenner.
- Nareszcie! - piszczy dziewczyna o pełnych ustach.
- Uspokoisz się ?! - warczy wyższa z nich, chyba Kendall. 
- Zamknij się już. - Przewraca oczami Kylie i lustruje mnie oraz Justina wzrokiem. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłyśmy. My tylko na chwilę, przyszłyśmy sprawdzić co u ciebie Justin, ale widzę, że masz już towarzystwo. 
- Jesteś czasem jak wrzód na tyłku, wiesz Kylie? - rzuca Kendall, uśmiechając się złowieszczo.
- Was też miło widzieć. - Justin przerywa tę wymianę zdań, po czym z uśmiechem na ustach wstaje z krzesła i podchodzi do dziewczyn.
Prawdę mówiąc czuję się skrępowana ich obecnością, a fakt, że mam na sobie jedynie bluzę Justina oraz bokserki niczego nie polepsza. 
- Nareszcie mam okazję cię poznać - rzuca wesoło Kylie podchodząc do mnie. - Jestem Kylie, miło mi. - Wyciąga do mnie idealnie wypielęgnowaną dłoń.
- Faith. I przepraszam za mój strój. - Ściskam jej rękę i lekko się czerwienię. 
- Nie ma sprawy, wyglądasz co najmniej uroczo - mówi dziewczyna, następnie opadając na kanapę za mną. 
- Dzięki - mamroczę, postanawiając posprzątać po śniadaniu. 
Jednak zanim udaje mi się to robić, przy moim boku pojawia się Kendall.
- Wybacz mi moją siostrę, czasem ciężko nad nią zapanować. - Przewraca znacząco oczami, uśmiechając się jednocześnie.
- Słyszałam to! - woła w odpowiedzi Kylie.
- I powinnaś! - okrzykuje Kendall. - Tak czy inaczej, miło mi cię w końcu poznać.
- Wzajemnie - ujmuję jej wyciągniętą dłoń i dostrzegam w jej oczach pewną iskierkę, która mnie intryguje. To dobra iskierka, podoba mi się.
- Napijecie się czegoś? - pyta tym razem Justin, zauważając, że część zapoznawczą mamy już za sobą.
- Wodę - rzuca Kylie, a później Kendall prosi o to samo.
Nie chcę im przeszkadzać, więc przepraszam ich na chwilę, mówiąc, że mam zamiar doprowadzić się do porządku. 
Wybiegam na górę, do sypialni Justina i prawie natychmiast wchodzę pod prysznic, myjąc dokładnie swoje ciało oraz włosy. Całość zajmuje mi około dwudziestu minut, co i tak jest sukcesem. Owinięta w puchaty ręcznik suszę swoje długie włosy, myśląc o ich delikatnym skróceniu. Hm, muszę omówić to z... ach tak, Angie aktualnie ma mnie gdzieś, więc muszę liczyć na własną intuicję. Ale a propo mojej przyjaciółki (?) muszę sprawdzić telefon, bo nie miałam go w ręce od wczoraj. Gdy tylko opuszczam łazienkę pędzę do swojej torebki i szukam komórki. Udaje mi się znaleźć ją w dosyć krótkim czasie, więc od razu sprawdzam czy ktoś do mnie pisał lub dzwonił. Jednak tylko mama wysłała mi smsa oraz Eddie dzwonił dwa razy. Muszę się z nim umówić na kawę, dawno się nie widzieliśmy. Prawdę mówiąc liczba moich przyjaciół w LA przechodzi ludzkie pojęcie, nie tego się spodziewałam, ale nie mogę narzekać, no nie? Fajnie jest mieć świadomość, że są w tym mieście jeszcze ludzie, którzy nie zamierzają mnie krzywdzić. 
Odkładam z cichym westchnieniem telefon na półkę, a następnie zmierzam do swojej ogromnej walizki z zamiarem znalezienia czegoś w co się mogę dzisiaj ubrać. Wyciągam właśnie granatowe spodnie z wysokim stanem, kiedy zaczyna dzwonić moja komórka. Będąc wciąż w ręczniku zabieram aparat z półki i odbieram, wcześniej nie rozpoznając numeru, który do mnie dzwoni.
- Słucham? - Odbieram z lekko podejrzliwym głosem.
- Faith Wihford? - pyta kobieta po drugiej stronie.
- Tak, zgadza się - odpowiadam, wciąż nie przestając być ostrożna.
- Witam, nazywam się Rosalie Demarchelier i dzwonię w sprawie sesji. Pani przyjaciółka, panna Richardson miała panią poinformować. - Głos kobiety jest bardzo profesjonalny, ale jednocześnie łagodny. Nie wiedzieć czemu wyobrażam sobie ją jako trzydziesto-, może czterdziestolatkę o rudych, falowanych włosach i jasnej cerze. 
- Ach,tak. Pamiętam, wspominała coś o tym. Akcja charytatywna? - Siadam na łóżku i z ciekawości gryzę wargę.
- Dokładnie - stwierdza z ciepłem w głosie. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że zdecydowała się pani wesprzeć tę akcję. 
- To sama przyjemność - odpowiadam spokojnie.
- Dzwonię do pani, aby umówić się na spotkanie, które poprzedzi sesję - oznajmia Rosalie, przybierając ponownie profesjonalny ton. - Mam nadzieje, że odpowiada pani dzisiejszy dzień. 
- Oczywiście. - Zaskakuje mnie fakt, że i ja jestem teraz bardziej oficjalna niż zazwyczaj. Dobrze wiedzieć, że z taką lekkością przechodzę do formalnej postawy. - O której jest to spotkanie?
- Cóż, ponieważ fotograf przyjedzie na plan około trzynastej, czy możemy się umówić na dwunastą? 
- Pewnie. Czego dotyczyć będzie spotkanie? - pytam grzecznie, zaczynając przekopywać w myślach to co mam w walizce i co będzie najbardziej odpowiednie na taką okazję.
- Omówimy cały zamysł na sesję oraz przeprowadzimy z panią krótki wywiad. Później będzie miała pani czas się przygotować przy pomocy makijażystek i fryzjerów - wyjaśnia kobieta ze spokojem i jednocześnie luzem w głosie.
- Super, pojawię się na czas. Proszę tylko o adres - dodaję z rozbawieniem.
- Ach tak! Gapa ze mnie. Wyślę pani adres SMS-em, będzie wygodniej. W takim razie cieszę się, że wszystko uzgodnione. Do zobaczenia i dziękuję! - woła, po czym nie czekając na moje pożegnanie, rozłącza się.
Chwilę wpatruję się w ekran telefonu i nie mogę powstrzymać małego uśmieszku, wkradającego się na moje usta. Mam ochotę piszczeć z radości, czuję ogromne podekscytowanie. Póki co nie obawiam się spotkania z Angie, ponieważ wiem, że na pierwszej sesji jestem sama, chociaż i tak prędzej czy później musi dojść do naszego spotkania. Nie zamierzam się z nią gniewać w nieskończoność. Owszem, może mnie zraniła, ale znam ją i wiem, że w końcu zrozumie swój błąd. Poza tym to jedna z najbliższych mi osób, umarłabym bez niej. 
Tak czy inaczej chwilowo porzucam moje mediatorskie myśli i zabieram się za szukanie odpowiedniego stroju na dzisiaj. W między czasie przypominam sobie, że muszę zadzwonić do Elysandry oraz Johnnsona, by umówić z nim spotkanie, na co mój żołądek nieprzyjemnie się skręca.
Odsuwam od siebie strach i skupiam się na tym, żeby w końcu się na coś zdecydować. Ostatecznie pozostaje przy granatowych spodniach, a do tego dobieram czarny crop top oraz dżinsową kurtkę z obciętym kołnierzem. Włosy zaczesuję do tyłu, nakładam stosowny makijaż, wybieram czerwoną torebkę, do której wrzucam dokumenty oraz inne potrzebne rzeczy i wychodzę z sypialni Justina, niosąc w ręku szpilki, które zamierzam później włożyć.
Gdy jestem na schodach czuję lekkie zawroty głowy, więc chwytam się mocniej barierki. Nie wiem skąd się wzięły, ale przypuszczam, że z podekscytowania. Biorę głęboki oddech i schodzę na dół, skąd dobiegają wesołe rozmowy. 
- A co z Camile? Będzie? - Rozpoznaję głos Kendall. 
- Tak, obiecała - odpowiada Justin, a ja czuję ukłucie rozczarowania, że prawdopodobnie znów będę musiała oglądać jej oblicze. A niech ją cholera weźmie. 
- Super, ostatnio prawie w ogóle się nie widziałyśmy - wzdycha starsza z sióstr. 
- Nadrobimy, nie narzekaj - rzuca Kylie, a ja mimowolnie się uśmiecham. Niezła jest.
Ponieważ nadal trochę kręci mi się w głowie ostrożnie wchodzę do pokoju, w którym przebywa cała trójka. Wzrok Justina natychmiastowo ląduje na moim ciele. 
- Wybierasz się gdzieś? - pyta, unosząc brew.
- Tak, mam spotkanie - odpowiadam szybko. - O której jest mecz? 
- Mecz? - piszczy Kylie. - Też się wybieracie? 
- O dwudziestej. - Ignoruje ją Justin, skupiając się na mnie. - Kiedy wrócisz?
- Przed szóstą? - mruczę, przygryzając wargę.
- Okej. - Wzrusza ramionami i kiwa głową, bym przyszła do nich. 
Kładę buty pod ścianą i podchodzę do kanapy, na której po chwili siadam. 
- Czyli widzimy się dzisiaj na meczu? - pyta Kendall z uśmiechem na ustach. Rany, jest przepiękna. - Świetnie się składa, będziemy miały więcej czasu, żeby pogadać.
- Już idziecie? - pytam zaskoczona, lekko smutniejąc.
- Tak, mamy trochę załatwień. Wpadłyśmy tylko sprawdzić co się u niego dzieje, bo ostatnio postanowił nie odbierać od nas telefonów - śmieje się Kendall, podnosząc się z sofy. Robię to samo, a za mną Justin. 
- Wybacz, ja też jestem zajęty - kontruje chłopak, wystawiając jej język. 
Miło widzieć, jak dobrze się dogadują. Szczerze mówiąc nie czuję z ich strony żadnego zagrożenia. Może to dlatego, że tak ciepło mnie przyjęły. Wydają się być miłymi osobami. 
Odprowadzamy je wspólnie z Justinem , a gdy dziewczyny wychodzą, Justin przyciska mnie do drewnianych drzwi.
- Miałaś zostać ze mną - mruczy, patrząc mi w oczy.
- Przestań, oboje mamy swoje sprawy, no nie? - Przewracam oczami, kręcąc głową.
- Znów nie będę cię miał przez cały dzień - jęczy jak małe dziecko, a ja zaczynam chichotać.
- Niedługo są twoje urodziny. Wyjedziemy razem gdziekolwiek chcesz je urządzić i spędzimy ze sobą dużo fajnego czasu, obiecuję. - Przykładam rękę do serca i robię słodką minę. - Może nawet przedłużymy wyjazd, co? - Przesuwam palcem po jego policzku.
- Brzmi świetnie - odpowiada z tym znajomym żarem w oczach. 
To oczywiste, że oboje siebie pragniemy. Czasem odnoszę wrażenie, że wszyscy dookoła również o tym wiedzą. 
- Oczywiście. - Mrugam do niego i uśmiecham się. - A tak swoją drogą, to wybrałeś już miejsce? 
- Tak, St.Martin. Fredo zajmuje się organizacją - wyjaśnia.
Notuję w głowie, że muszę zadzwonić również do Fredo i obgadać z nim parę spraw. 
- Jesteś podekscytowany, co? - pytam radośnie.
- Jasne, że tak. - Cmoka mnie w usta, a później odsuwa się. - Szczególnie, że to pierwsze urodziny, które spędzę ze swoją dziewczyną. Prawdziwą dziewczyną.
O święty Barnabo, trzymajcie mnie. Jego słowa powodują, że chmara motyli przelatuje przez mój brzuch, siejąc w nim przyjemne spustoszenie. Szczerzę się jak idiotka, do tego stopnia, że czuję jak bolą mnie policzki. Pod wpływem emocji rzucam Justinowi ręce na ramiona i przyciskam swoje wygłodniałe usta do jego ciepłych warg.
- Prawdziwą. Twoją - mamroczę między pocałunkami, rozkoszując się dotykiem jego dużych dłoni na moich biodrach. 
- Mhm, lubię to słyszeć - rzuca, gdy odsuwa się ode mnie. Tym razem na dobre. - Prosiłem cię, nie testuj mojej cierpliwości. 
- Wybacz. - Puszczam mu oczko i podchodzę do swoich butów, które następnie zakładam. - Jedziesz dziś do studia? 
- Nie. Pójdę z Patrickiem na siłownię i coś porobię. - Wzrusza ramionami, obserwując jak wiążę sznurówki. 
- No dobrze - mówię, wstając z krzesła. - Mogę pożyczyć samochód? 
- Jasne. Swoją drogą twój będzie gotowy już jutro. 
- Dzięki. Zdaje się, że kluczyki są gdzieś na górze - mówię bardziej do siebie, niż do Justina. 
Po tych słowach wybiegam po schodach, od razu kierując się do pokoju Justina, ponieważ najprawdopodobniej to tam znajdę to czego szukam. Nie mylę się. Klucze leżą na biurku obok jakichś papierów, na które nie zwracam uwagi. Upewniając się, że tym razem mam już wszystko wracam na dół, w między czasie pisząc do Fredo z prośbą o kontakt. Za nim też się stęskniłam.
Gdy jestem w holu słyszę podniesiony głos Justina.
- Co to ma do cholery znaczyć? - warczy. - Na jakiej podstawie ona to zrobiła? To ja powinienem to zrobić, zamiast jej!... To rusz się i nie czekaj na kolejne pisma, do jasnej cholery! Przebiegła suka... Tak, przyjadę. Będę do godziny. Dziękuję. - Kończy rozmowę i rzuca telefonem o kanapę, wplatając palce we włosy i pociągając za końcówki.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - pytam niepewnie wchodząc do pokoju.
Kiedy Justin podnosi wzrok widzę w jego oczach czystą furię. Taką, jaką miał mój ojciec za każdym razem kiedy wracał naćpany. Z przerażenia robię krok w tył.
- Justin? - Mój głos drży, ale zaciskam pięści, mówiąc sobie w duchu, żeby wziąć się w garść. Nie skrzywdziłby mnie. 
- Ta suka pozwała mnie do sądu - warczy niskim, ochrypłym głosem. Po chwili uderza w oparcie fotela. Podskakuję. 
- Shayla? - pytam z niedowierzaniem.
- Ja pierdole, nie wierzę. - Justin wpada w histeryczny śmiech. To znaczy jest to pierwsze stadium, ale już wiem do czego to zmierza. 
On jest wściekły do tego stopnia, że byłby w stanie zabić i prawdę mówiąc czuję dreszczyk strachu na plecach. To pierwszy raz kiedy widzę Justina w takim stanie, a świadomość, że może zachować się jak mój ojciec przeraża mnie. Jednak postanawiam wziąć się w garść i spróbować go uspokoić. Już z tej odległości widzę, jak się trzęsie. Nie będzie łatwo. 
Ściągam kurtkę z ramion, odkładam ją na blat w kuchni i podchodzę do Justina, ostrożnie stawiając każdy krok. Ręce mi drżą. 
- Justin? Możemy pogadać? 
- Daj mi spokój, idź już - rzuca pomiędzy parskaniem śmiechem a wyrywaniem sobie włosów.
- Usiądź, okej? - Ignoruję jego drażliwą postawę. - Proszę, pogadajmy. 
Czuję się jakbym rozmawiała z małym dzieckiem, którego boję się jak cholera.
- Prosiłem cię o coś, zostaw mnie - warczy tym razem przybierając agresywną twarz. 
Przełykam ślinę i stawiam kolejny krok, bliżej niego.
- Nie możesz zostać sam w takim stanie. Zaufaj mi - mówię bardzo spokojnie i łagodnie, chociaż w środku wrzeszczę ze strachu.
- Pierdolę twoje zaufanie! - ryczy. - Ty też mnie tak potraktujesz? Ty też będziesz szmatą taką jak ona?
Do moich oczu napływają łzy, a moje serce rozerwało się na kawałki, pomimo iż wiem, że on tak nie myśli. Wiem, że jest teraz inną osobą, jest w transie, umiem to rozpoznać. 
Jego słowa zabolały mnie jak diabli, ale nie wycofuję się. Nie mogę. Robię następny krok i następny, drżąc jak galareta. Widzę, że Justin nadal jest wściekły i niebezpieczny, ale nie tracę wiary w to, że jestem w stanie mu pomóc.
- Nie słyszałaś? Wyjdź stąd! - krzyczy, a ja stawiam kolejny krok. Jeszcze trochę i stanę przed nim. 
- Lepiej mnie posłuchaj! Słyszysz? - To koniec, stoję przed nim. - Wynoś się! - Gdy nie reaguję, Justin unosi rękę z zamiarem uderzenia mnie, jak mniemam. Prawię zachłystuję się powietrzem, ale nie uciekam. Łapię wiszącą rękę w nadgarstku i ze łzami w oczach opuszczam ją. W twarzy Justina coś się zmieniło, jednak nadal pozostaje w transie. Kładę ostrożnie dłonie na jego policzkach i z cieknącymi po twarzy łzami przyciskam swoje usta do jego ust, zamykając mocno powieki. Początkowo chłopak stawia opór, ale po chwili ulega i odpowiada na pocałunek. Pomału odsuwam się od niego, wciąż trzymając jego twarz i patrzę mu w oczy. 
- Już dobrze. Spokojnie, nie denerwuj się - szepczę tuż przy jego ustach. 
Jest już lepiej niż wcześniej. Justin patrzy na mnie pustym spojrzeniem, a ja delikatnie się uśmiecham pomimo łez wciąż spływających po mojej twarzy.
- Przestraszyłeś mnie - mówię cicho, a później łapię jego dłoń i lekko ją ściskam. - Będzie dobrze. Wyjdź na taras i chwilkę się zrelaksuj, dobrze?
Justin kiwa głową i oblizuje wargi, wciąż na mnie patrząc wzrokiem bez wyrazu. Puszczam jego ciepłą rękę, zabieram z blatu kurtkę oraz torebkę, po czym wychodzę z domu. Potrzebuję świeżego powietrza, natychmiast.
Wsiadam do samochodu czując w sobie otępienie. Ta sytuacja wybiła mnie z rynsztunku i sprawiła, że nadal trzęsę. Nie spodziewałam się tego po Justinie, ale z drugiej strony to nie był prawdziwy on. Czułam to w sercu i to pomogło mi przezwyciężyć strach.
Odpalam silnik i w mgnieniu oka wyjeżdżam spod domu, w którym przed chwilą przeżyłam coś niezwykłego. Próbuję poukładać sobie to wszystko w głowie, kiedy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Szperam w torebce jedną ręką, aż w końcu udaje mi się zlokalizować i wyjąć komórkę. Przeciągam palcem po ekranie, wstukuję kod i czytam smsa.

Od: Nieznane
Włochy? Dobry pomysł, ale tam też ich dopadnę. Twój czas mija, ptaszynko. Tik-tok, tik-tok... 

O kurwa.

~*~
*Rodzaj płatków śniadaniowych


Nie, nie zaginełam. Tak, wciąż żyję. Nie, nie zapomniałam o ff. Wolałabym umrzeć. 
Tak czy inaczej chciałam was przeprosić z całego serca. Wiem, że obiecywałam jedno, a zrobiłam drugie. Mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczycie. Ale wracam do was z naładowanymi bateriami i pomysłami na kolejne rozdziały, chociaż prawdę mówiąc małymi kroczkami zbliżamy się do końca :) 
Jeśli chodzi o rozdział, to podobał się? Zostawcie mi tutaj swoją opinię. Dziękuję Wam za wszystko, jesteście najlepsi. 
Do następnego, 
V.