niedziela, 29 stycznia 2017

Rodział 29

"Maybe it's not too late..."




... a najgorsze było to, że wcale nie śniłem o Faith.




Budzę się kilka minut po szóstej rano. Czuję się wyspana i wypoczęta, prawdopodobnie dlatego, że spałam w ciągu dnia kilka dobrych godzin. Przewracam się ospale na brzuch i dostrzegam, że Justina nie ma obok mnie. Mój żołądek natychmiast się skręca, bo pierwsze co przychodzi mi na myśl to to, że poszedł do Camile. Ale zanim mam okazję wpaść w panikę, słyszę lejącą się wodę w łazience. Oddycham z nieukrywaną ulgą i siadam ostrożnie na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Muszę przestać zakładać najgorsze i zacząć skupiać się na dobrych rzeczach. Wczorajszy wieczór był pełen skrajnych emocji, ale ostatecznie wydaje mi się, że udało nam się dojść do porozumienia i to jest w tej chwili najważniejsze. 
Wstaję powoli z łóżka i sięgam po leżącą na podłodze koszulkę Justina, która chwilę później wsuwam na siebie. Do głowy wpada mi wspomnienie sprzed kilku godzin, kiedy to pozwoliłam Justinowi zatracić się we mnie. Wyglądał wtedy tak, jakby lada moment jego świat miał się skończyć i to sprawiło, że omal nie pękło mi serce. Nie myślę o tym, że czułam ból, kiedy on próbował pozbierać się do kupy. Fakt, że to właśnie ja byłam tą, która mu pomogła rekompensuje wszystko. Kocham tego człowieka i Bóg mi świadkiem, że zrobiłabym dla niego każdą rzecz. 
Postanawiam iść do łazienki i sprawdzić, w jakim stanie jest Justin, ponieważ coś mi mówi, że w nie najlepszym, mimo tego co stało się nocą. Po drodzę związuję włosy w luźny kok, a gdy otwieram drzwi zastaję Justina stojącego przed umywalkami, kończącego wycierać ciało po prysznicu. Spoglądam na niego z delikatnym uśmiechem, po czym zamykam za sobą i podchodzę do niego swobodnym krokiem. Gdy stoję kilka centymetrów od niego, wsuwam ostrożnie dłonie na jego tors i przyciskam swoje ciało do jego wilgotnych pleców, opierając głowę na silnym ramieniu. Stoimy tak przez chwilę, dzięki czemu oboje mamy możliwość spojrzenia na siebie w dużym lustrze. Ciepło Justina działa na mnie kojąco, a sposób w jakie nasze ciała się dotykają sprawia, że ta chwila jest jeszcze bardziej intymna niż nocny seks. 
- Nie możesz spać? - pytam cicho, całując ramie Justina.
Chłopak spogląda na mnie i dostrzegam w jego oczach smutek. Nie wiem czym jest spowodowany, ale ściska mi się serce na sam widok. Tak bardzo chciałabym wziąć z jego barków cały ból oraz każdy problem i utopić je w oceanie, który słychać nawet tutaj.
- Mógłbym cię spytać o to samo - odpowiada, uśmiechając się blado.
Podnosi rękę i zasłania nią moją, drobną w porównaniu do jego dłoń, która spoczywa na jego sercu. Rozszerzam lekko palce, tak by mógł swobodnie spleść nasze palce, a potem przytulam go mocno.
- Wyspałam się w ciągu dnia, więc teraz obudziłam się wcześniej - wyjaśniam ciepłym głosem i raz jeszcze cmokam go w ramię. 
Odsuwam się nieco i przechodzę tak, że stoję teraz przed Justinem, nadal jednak trzymając jego dłoń. 
- Wszystko w porządku? - Patrzę mu w oczy, próbując wyczytać z nich jak najwięcej, ale to nie takie proste. 
Kiwa głową, a na jego usta wpełza łobuzerski uśmiech, gdy tak stoi i lustruje mnie spojrzeniem. To zaskakujące w jak szybkim czasie potrafi przejść z melancholii w stan pożądania. Rozplątuje nasze palce i przenosi dłoń na mój policzek, po czym pociąga mnie do pocałunku tak namiętnego i pełnego uczuć, że przechodzą mnie dreszcze. Zarzucam mu ręce na ramiona i wsuwam palce w jego wilgotne włosy. Mruczę rozkosznie przez pocałunek, czując jak jego dłoń sunie w górę i w dół mojego ciała. Sposób w jaki mnie dotyka, sprawia, że czuję się cholernie potrzebna i to chyba najwspanialsze uczucie na świecie.
Justin odrywa swoje usta od moich, wciąż trzymając dłoń na moim ciepłym policzku. Uśmiecha się delikatnie, patrząc na moją twarz i gładząc kciukiem jej skórę. 
- Tak, wszystko jest tak, jak należy - odpowiada ochrypłym głosem. - Masz ochotę na spacer?
- Teraz? - Unoszę brew, zakładając kosmyk włosów za ucho. 
- Tak, właśnie teraz. Tylko się ubiorę. - Przechyla głowę w bok, uśmiechając się tak rozkosznie, że wszystko się we mnie ściska.
- Hm, jasne - mówię, kiwając głową, a potem kradnę mu jeszcze jeden pocałunek.
Pół godziny później idziemy spacerkiem wzdłóż wybrzeża, a nasze stopy co jakiś czas przykrywa chłodna woda oceanu. 
- Ta sesja była naprawdę dobra - zaczyna nagle Justin, a mnie aż robi się ciepło. - Nie chciałem tak zareagować - dodaje po chwili.
Patrzę na niego wielkimi oczyma, nie mając pojęcia co powiedzieć. Zaskoczył mnie.
- Po prostu byłem w szoku, kiedy zobaczyłem cię na tych zdjęciach. Są piękne i seksowne. Nie chcę, żebyś myślała, że nie jestem dumny, bo jestem i to bardzo. Rzecz w tym, że nie jestem przyzwyczajony do oglądania ciebie w czymś takim. Kiedy cię poznałem nie byłaś osobą publiczną, nie byłaś kimś, dla kogo sesje zdjęciowe to coś zupełne normalnego. Nie oglądałem cię na okładkach, w telewizji czy na bilbordach. Byłaś kimś, do kogo miałem wyłączny dostęp i tylko ja mogłem patrzyć na ciebie w różnych sytuacjach - tłumaczy spokojnym głosem, przesuwając równomiernie kciukiem po moich knykciach.
- Nie przyszło ci do głowy, że odkąd się z tobą spotykam, to nie tylko ty o mnie wiesz? Że ludzie zaczynają się mną interesować? - pytam równie spokojnie, ściskając delikatnie jego dłoń.
- Przyszło, tylko chyba nie rozumiałem tego tak dobrze aż do wczoraj. Wiesz, byłaś i jesteś tylko moja. Nie byłem przygotowany na taką niespodziankę. Ale teraz już wiem, że zrobiłaś to nie dlatego, żeby mnie zdenerwować, a dlatego, że masz dobre serce. - Justin przysiada na piasku i pociąga mnie za sobą. Siedzę naprzeciw niego i obserwuję uważnie każdy jego najmniejszy ruch.
- Nigdy nie zrobiłabym niczego przeciwko tobie - mówię cicho. - Myślałam, że się ucieszysz, że twoja dziewczyna wspiera ważne cele. 
- Cieszę się, mała, naprawdę - odpowiada, posyłając mi szczery uśmiech. - Wszystkie dziewczyny, z którymi dotychczas się umawiałem były w mniejszym lub w większym stopniu znane. Byłem przyzwyczajony do widywania ich na co drugim zdjęciu. Prawdę mówiąc, to fajnie było mieć świadomość, że Faith Wihford jest kompletnie anonimowa i całkowicie moja - dodaje żartobliwie.
- Do czasu. - Marszczę nos i przechylam delikatnie głowę.
- Co? - Justin posyła mi skonsternowane spojrzenie, unosząc lekko zmarszczone brwi. 
- Do czasu byłam anonimowa, głuptasie - śmieję się wesoło. - Nadal jestem twoja i tego nie zamierzam zmieniać.
- Nawet nie próbuj. - Kładzie dłoń na moim policzku i przyciąga mnie do pocałunku.
Jego usta są tak bardzo smaczne, że mam ochotę nigdy nie przestawać ich dotykać. Przysuwam się bliżej mojego chłopaka, sadowiąc się między jego nogami, przez co bardziej czuję ciepło bijące z jego ciała. 
- Przepraszam za wczoraj - wzdycha, gdy odsuwa się ode mnie niechętnie. - Zachowałem się jak dupek i schrzaniłem ci ważną chwilę. 
- Już dobrze. - Gładzę uspokajająco jego plecy, wpatrując się w jego błyszczące oczy. - Najważniejsze, że porozmawialiśmy. 
- Tak, masz rację. - Cmoka mnie raz jeszcze, po czym odsuwa kosmyk włosów z mojej twarzy.
To tak mały gest, a mam wrażenie, że wręcz kipi miłością i uczuciem. Sposób w jaki jego palce dotykają mojej skóry, w jaki jego oczy patrzą na mnie sprawia, że chmara kolorowych motyli przelatuje przez mój brzuch. Pomimo kryzysów i kłótni oboje jesteśmy sobie tak cholernie mocno oddani i poprzez takie momenty dajemy świadectwo naszego uczucia.
- Pomyślałem, że byłoby fajnie pozwiedzać okolicę - mówi nagle Justin z przepięknym uśmiechem na twarzy. - Dość mam bezczynnego siedzenia nad basenem. Co o tym myślisz?
- Świetny pomysł - odpowiadam ochoczo. - Chętnie zobaczę miasteczko. Mówiłeś już reszcie? 
- Nie, bo wpadłem na ten pomysł dziś rano, pod prysznicem. Ale zapytam ich na śniadaniu. 
- Mówiąc o jedzeniu, to trochę zgłodniałam. - Krzywię się lekko, wypychając dolną wargę w przód. 
Justin chichocze i kręci głową, całując mnie w czoło. 
- Musisz jeszcze chwilę poczekać, jest wcześnie. Śniadanie serwują od ósmej - wyjaśnia, patrząc na mnie z rozbawieniem, gdy wysyłam mu przerażone spojrzenie.
- Chyba sobie żartujesz - odpowiadam, krzywiąc się jeszcze bardziej.
- Chodź - wzdycha i podnosi się sprawnie z piasku, wyciągając do mnie rękę. - Wracajmy do domku. Tam zjesz trochę owoców, a ja poodpowiadam na parę maili. Zdaje się, że prawnik wysłał mi kilka wiadomości. 
Ujmuję jego dłoń, by pomóc sobie wstać.
- Chodzi o Shaylę? - pytam ostrożnie, otrzepując spodenki z piasku. 
- Tak. Prawnik pewnie chce się spotkać i omówić kilka spraw zanim zacznie się proces - wyjaśnia nieco podirytowany. 
- Więc nie udało się wam załatwić tego ugodą? 
- Nawet nie chciała o tym słyszeć - mówi spokojnie, jednak sposób w jaki przeczesuje palcami włosy zdradza jego zdenerowanie. - Gdybym tylko wiedział, jak bardzo jest pochrzaniona, w życiu bym się z nią nie spotykał.
- Przestań - ucinam ostrzej, niż zamierzałam. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo ja jestem pochrzaniona, zostawiłby mnie w ułamku sekudny. Ba, nawet by na mnie nie spojrzał. Dlatego tak reaguję na jego słowa. Dlatego tak bardzo mnie one dotknęły. 
- O co ci chodzi? - Justin wydaje się być zaskoczony moim zachowaniem, czemu się zupełnie nie dziwię. To było gwałtowne.
- O nic - odpowiadam szybko, łapiąc dolną wargę między zęby. Muszę powiedzieć coś, przez co nie skupi się na moim dziwnym zachowaniu.
 - Jest niewdzięczna. Załatwiłeś jej prywatną klinikę i jak sądzę także ją opłacasz. Nie rozumiem dlaczego się tak zachowuje. Przecież jej pomogłeś. To smutne - dodaję ciszej, wzdychając beznadziejnie.
- Zawsze taka była. Po trupach do celu - mówi, patrząc na mnie uważnie. - Nie obchodzi mnie jaki jest jej problem. Odstawia niezły cyrk i wcale mi się to nie podoba. Skoro chce grać w ten sposób, to w porządku. Nie wygra, choćby nie wiem co. 
Ton Justina jest ostry i zdecydowany. W ciągu jednej chwili cały się spiął i mentalnie oddalił. Nie chcę wracać do napiętej atmosfery, więc postanawiam uciąć tę rozmowę w tym miejscu i skupić się na czymś innym.
 - Rozumiem. Jak praca nad albumem? - pytam i nie jest to wymuszone, ponieważ jestem szczerze zainteresowana jak mu idzie.
Na moje szczęście Justin od razu podłapuje temat i rozpromienia się.
- Wciąż trwa. - Posyła mi spokojny uśmiech, ściskając lekko dłoń. - Szczerze mówiąc, to nadal mam wrażenie, że to nie jest to, co chcę stworzyć i pokazać światu.
- Jak to wygląda? Mam na myśli pracę nad płytą i tak dalej. - Zagajam, bo chcę poznać jego rytm pracy, to jak ona wygląda. Chcę poznać jego, ponieważ mimo tego, że jesteśmy ze sobą już trochę czasu to nadal niewiele o sobie wiemy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Zanudzę cię - śmieje się, ale w jego oczach dostrzegam uznanie i pewnego rodzaju satysfakcje z zadanego pytania.
- To niemożliwe. Z tobą nigdy się nie nudzę, panie Bieber - odpowiadam subtelnie, spoglądając na niego z ciekawością.
Justin przystaje i w jednej chwili przyciąga do siebie, owijając rękę wokół mojej talii. 
- Och, doprawdy? - Unosi brew, uśmiechając się frywolnie.
Kiwam powoli głową, śmiejąc się wesoło i wyginając plecy w lekki łuk, by móc swobodnie patrzeć na Justina. Zarzucam mu ręce na ramiona i robię małe kroki w tył, w czasie gdy on skrada mi soczyste całusy i jednocześnie idzie w kierunku naszego domku. Kiedy w końcu tam docieramy Justin całuje mnie raz jeszcze i odsuwa się ode mnie, po czym wyciąga laptop z futerału i włącza go. Ja natomiast kieruję się do dużego kosza z owocami i po krótkiej chwili namysłu sięgam po mango. Odszukuję w prowizorycznej kuchni nóż oraz deskę i biorę się za obieranie owoca, co zajmuje mi kilka minut, ponieważ jest całkiem spore. Wrzucam pokrojone mango do miseczki i decyduję się dodać jeszcze banana i pomarańczę, by zaspokoić głód na trochę dłużej. 
- I co tam? Co pisze prawnik? - pytam, siadając na łóżku obok Justina z miską w dłoni i nabijając na mały widelec kawałek pomarańczy. 
- Że sprawa odbędzie się za kilkanaście dni i że musimy się spotkać, by pomówić o szczegółach - odpowiada zniechęcony i obraca głowę w moją stronę.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wygrasz - mówię, by dodać mu otuchy, po czym przysuwam się bliżej i opieram głowę o  jego silne ramię.
- Wiem o tym - rzuca rozbawiony i całuje mnie w czubek głowy, w czasie gdy ja pakuję do ust kolejny kawałek pomarańczy. - Poczekaj, coś ci pokażę.
Cała kipię z ciekawości, kiedy Justin wystukuje coś na klawiaturze i otwiera coraz to nowsze pliki. W między czasie karmię go kilkoma kawałkami owoców, ponieważ mnie o to prosi. Przeżuwając mango w skupieniu przeszukuje foldery, aż w końcu uśmiecha się szeroko i pyta: 
- Gotowa? - W jego głosie słychać podekscytowanie i radość, co również udziela się mnie, pomimo tego, że sprawia, że jestem skonsternowana. 
- Co to? - Ściągam brwi i poprawiam się na łóżku, wbijając wzrok w ekran. 
- Mam nadzieję, że ci się spodoba - odpowiada ignorując moje pytanie, pewnie dlatego, żeby wzbudzić we mnie jeszcze większą ciekawość. 
Przerzucam na Justina swój niepewny, ale równie podekscytowany wzrok i w tym samym momencie z głośników laptopa zaczyna płynąć muzyka. Bit jest bardzo interesujący i nieoczywisty, przez co natychmiast wpada mi w ucho. Uśmiecham się szeroko, czekając na to co będzie dalej. Ale z każdą kolejną sekudną mój uśmiech blednie, a oczy robią się coraz większe. Słowa, które Justin tak pięknie śpiewa sprawiają, że opada mi szczęka: /And then we got closer/ Separated from my ex/ So we got closer/ Ohhhh, in every visit/ Feelings got stronger/ Now this is out our hands/ Our love is here to stay.
Im dłużej wsłuchuję się w ten utwór, tym bardziej upewniam się w przekonaniu, że jest on o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy między mną a Justinem. Nie wiem jak mam się z tym czuć, ale ta piosenka jest niesamowita i temu nie mogę zaprzeczyć. Nie patrzę na Justina, skupiam się całkowicie na słuchaniu i analizowaniu słów. Mam wrażenie, że trwa to całą wieczność, ale wcale mi to nie przeszkadza, ponieważ im dalej, tym bardziej rozumiem co Justin chciał przekazać tą piosenką. Przymykam oczy i wtedy słyszę słowa, które sprawiają, że czuję pod powiekami łzy: /Put your faith in me/ I'll be all you need, I swear/ I'm gonna be right here. 
Sposób, w jaki głos Justina pracuje w tym wersie, powoduje dreszcze na całym moim ciele i szeroki uśmiech na twarzy. W końcu piosenka dobiega końca, a ja pozostaję w milczeniu, gapiąc się na ekran. Czuję jak serce szybko bije z podekscytowania i dumy, które czuję, gdy myślę o dziele Justina.
- Co sądzisz? - pyta w końcu, pełnym napięcia tonem. Chyba spodziewał się innej reakcji.
Spoglądam na niego jeszcze chwilę, a potem odkładam miskę na stoliczek obok łóżka i bardzo spokojnie go przytulam. Gdy po kilku sekundach się odsuwam, dotykam jego ciepłego policzka i delikatnie gładzę go kciukiem.
- Jest niesamowita - odpowiadam aksamitnym głosem. - Jestem dumna.
- Podoba ci się? - Patrzy mi w oczy, a jego spojrzenie jest niepewne. 
- Tak. - Kiwam głową. Chcę go jeszcze o coś zapytać, ale wyprzedza mnie.
- Jest o nas - wyjaśnia. - Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko.
- Tak myślałam. - Uśmiecham się lekko, po czym oblizuję wargi. - Justin, ten kawałek jest naprawdę świetny. Jasne, czuję się troche dziwnie, wiedząc, że to o nas, ale sposób w jaki to wszystko przedstawiłeś jest piękny. Pewnie zajmie mi jakiś czas przyzwyczajenie się do tego, ale nie martwię się tym. To twoja praca i zawszę będę ją w pełni szanować. No chyba, że będziesz kogoś w tym obrażał, wtedy to inna sprawa.
- Napisałem ją w ciągu jednej nocy i odrazu wiedziałem jak będzie brzmieć - rzuca ze śmiechem, a mnie na ten dźwięk rośnie serce. - Miałem to wszystko w głowie i kilka dni potem powstała. Nie wiem dlaczego ci jej wcześniej nie pokazałem.
- Nic się nie dzieje - odpowiadam, ponieważ ostatnie zdanie brzmiało jak przeprosiny. - Bardzo ci dziękuję, że pozwoliłeś mi jej posłuchać. Będzie na płycie? - pytam zaintrygowana, przeżuwając kawałek mango.
- Zdecydowanie. - Szczerzy się, kiwając głową.
Podzielam jego radość i nachylam się, by go pocałować, ale wtedy słyszę ciche stukanie do okna. Oboje odwracamy się w tamtą stronę i dostrzegamy stojącą przed drzwiami, ubraną w za dużą, czarną koszulkę Camile. Justin natychmiast zrywa się z łóżka i pędzi do wejścia, a ja wstaję zaraz po nim.
- Co ty tu robisz, Cam? - pyta Justin zaraz po tym, jak dziewczyna wchodzi do naszego domku.
- Powinnaś odpoczywać - dodaję, stając kilka metrów od niej i przyglądając się jej uważnie. Wygląda źle. Ma podkrążone oczy i widać, że jest potwornie zmęczona. Wydaje się, jakby ledwo trzymała się na nogach, przez co marszczę brwi i postanawiam nalać jej szklankę wody.
- Widziałam was wcześniej, na plaży - mówi słabym, ochrypniętym głosem, ignorując nasze słowa. - Chciałam pogadać.
- Siądź, wyglądasz, jakbyś miała się przewrócić - rzuca Justin, łapiąc blondynkę za ramiona i prowadzi ją na leżankę pod oknem. 
Gdy siada, podaję jej szklankę, którą po kilku chwilach wahania przyjmuje. Widać w jej oczach zdziwienie. Sama jestem zaskoczona swoim zachowaniem w stosunku do niej, ale dochodzę do wniosku, że chyba nie potrafię być obojętna na czyjeś cierpienie. Bez względu na moje nastawienie do pewnych osób. 
- Myślałam, że kiedy się obudzę to znów cię zobaczę obok łóżka - zaczyna Camile, przenosząc swoją uwagę na Justina.
Zaciskam mocno szczękę, by nie powiedzieć czegoś niemiłego. Muszę sobie powtarzać, że jest zmęczona i że wczoraj otarła się o śmierć, by jej nie zaatakować za to jak patrzy na MOJEGO chłopaka i za to co do niego mówi. 
- Przecież była z tobą Kendall - odpowiada Justin, patrząc na mnie co jakiś czas, by upewnić się, że wszystko gra. Uśmiecham się delikatnie, by się niepotrzebnie nie denerwował.
- Tak, to prawda - wdycha, opuszczając wzrok na szklankę, którą trzyma w obu dłoniach. - Wiesz, niewiele pamiętam z wczoraj - dodaje, gryząc nerwowo dolną wargę. 
- Nie powinnaś być zdziwona. Naćpałaś się - mówi Justin, a jego mina nie jest najprzyjemniejsza. Pokazuje Camile, że wcale nie podoba mu się to co stało się wczoraj. Zresztą, kto normalny byłby zadowolony z tego faktu. 
- Przepraszam - jęczy cicho Camile zbolałym głosem. Ma opuszczoną głowę i skulone ramiona, przez co przypomina mi małe dziecko, które dostaje burę od rodziców za złe zachowanie. 
- Nie przepraszaj mnie. Przeproś siebie, bo to sobie zrobiłaś największą krzywdę - stwierdza Justin i przeczesuje palcami włosy, co świadczy jedynie o tym, że jest zdenerwowany. - Rany, Camile, co ci strzeliło do głowy? Zdajesz sobie sprawę z tego, że mogłaś się zabić? - warczy, zaczynając chodzić po pokoju i pocierać czoło długimi palcami. 
- Ja... - zaczyna Camile, ale urywa, ponieważ zawodzi ją głos. Bierze głęboki oddech, po czym zaczyna na nowo: - Nie chciałam aż tak...
- Nie powinnaś w ogóle chcieć! - ryczy Justin, przez co razem z Camile podskakujemy. Zauważam, że Justin potrafi przejść w ciągu jednej chwili z opanowania w furię i to powoduje, że przechodzą mnie bolesne ciarki.
- Nie masz pojęcia, przez co tu przechodziliśmy! - Jest tak wściekły, że jego twarz zmieniła kolor w purpurę. - Nie jest ci wstyd? Bo mnie by było po czymś takim. Tak cholernie się wszyscy o ciebie martwiliśmy. To wszystko przez twoją cholerną głupote i egoizm! Jesteś tak cudownie nieodpowiedzialna! - Każde jego słowo jest przesiąknięte złością. Dostrzegam w oczach Camile formujące się łzy, gdy patrzy przerażona na swojego przyjaciela.
- Justin, dość - wtrącam, nie czekając ani chwili dłużej. Nie zniosę ani chwili dłużej widoku wściekłego Justina i rozstrzęsionej Camile.
- Nie. Jeszcze nie skończyłem! - syczy, patrząc na mnie. - Zasłużyła sobie na to.
- Powiedziałam dość - powtarzam, tym razem bardziej stanowczo. - Camile potrzebuje teraz odpoczynku. Myślę, że to nie pora na takie rozmowy, chociaż z twojej strony nie można tego nazwać rozmową. Poza tym, zakładam, że jest na tyle mądra, że wie o tym, jak bardzo schrzaniła sprawę. Odpuść jej, jest jej wystarczająco ciężko. - Nie wiem skąd u mnie takie zachowanie, ale poczułam, że muszę ją obronić, bo w przeciwnym razie Justin straci panowanie nad sobą.
Teraz oboje wpatrują się we mnie z konsternacją wypisaną na twarzy. Czuję się trochę niekomfortowo, ale przynajmniej Justin przestał krzyczeć na Camile, więc osiągnęłam zamierzony cel. Poprawiam włosy i kiedy nadal nic nie mówią, wzdycham głośno, następnie odwracając się na pięcie. Nie mam nic do dodania, więc postanawiam zostawić ich samych.
- Faith ma rację, przepraszam - słyszę za sobą przyciszony głos Justina, gdy otwieram szafę i szukam ubrania na dziś. - Po prostu tak cholernie mnie przestraszyłaś. 
- Dziękuję, że mi pomogłeś - mówi Camile, równie cicho. 
- Nie mi dziękuj. To nie ja uratowałem ci życie - odpowiada Justin, a ja zamieram na te słowa.
- Więc kto? 
- Faith i Angel - mówi szybko, jakby wypowiedzenie naszych imion było bolesne.
Słyszę jak Camile zachłystuje się powietrzem, a ja się czuję jakby właśnie mi to powierze odebrano. Wiedziałam, że dziewczyna się w końcu o tym dowie, ale prawdę mówiąc, to nie chciałam być tego świadkiem. Nie wiem jak się zachowa, a nie chcę jej udawanej wdzięczności. Wolę w ogóle jej nie dostać. 
- Słucham? - odzywa się Cam, po kilkunastu sekundach ciszy. 
Powoli się odwracam, trzymając szarą sukienkę w dłoniach, a właściwie ją gniotąc. Widzę, że Camile pobladła jeszcze bardziej, a Justin wydaje się być zakłopotany.
- To nic takiego, nieważne. - Postanawiam się odezwać jako pierwsza i jak najszybciej skończyć tę nieprzyjemną sytuację. 
Uśmiecham się krzywo i czym prędzej zmierzam do łazienki, gdzie zamierzam się zaszyć dopóki Camile nie wyjdzie. Dość już mam jej obecności. Poza tym, sądzę, że chciałaby też pogadać z Justinem sam na sam.
- Faith, poczekaj - mówi Camile, gdy dotykam klamki do drzwi łazienki. 
Odwracam się niechętnie i zauważam, że dziewczyna wstała i zrobiła kilka kroków w moim kierunku.
- Tak? - chrypię, będąc ciekawą co powie.
Widzę, że zbiera się w sobie, że nie wie jak zacząć i że jej to trochę nie na rękę. Już wiem, że chce mi podziękować. 
- Dziękuję. - Bingo. Głos ma słaby, cichy i nie patrzy na mnie, kiedy wypowiada to jedno słowo.
Uśmiecham się lekko, wiedząc jaki to dla niej wysiłek. Szkoda mi jej.
- Nie ma za co - odpowiadam uprzejmie i zanim zdążę coś dodać, dziewczyna wraca szybko do Justina i ponownie siada na leżance, ciagnąc go za sobą.
Zaciskam wargi i wchodzę do łazienki, chcąc zapomnieć o tym wszystkim. Kiedy po kilku minutach jestem zmuszona wyjść, by zabrać kilka kosmetyków, których zapomniałam z toaletki, moim oczom ukazuje się widok Camile zamkniętej w objęciach Justina, który jednocześnie całuje ją w czoło. Zamykam oczy, bo nie chcę tego widzieć. Wiem, że on ją teraz wspiera, ale do jasnej cholery, nie jestem w stanie patrzeć na coś takiego. Z prędkością światła wracam do łazienki i wpadam pod prysznic. Chce mi się krzyczeć przez tą huśtawkę nastrojów, jakiej doświadczyłam w przeciągu tych kilku dni. Już wiem, że zebranie nas wszystkich w jedym miejscu, pomimo dobrych chęci, nie było najlepszym pomysłem.
Piętnaście minut później pracuję przed ogromnym lustrem nad makijażem, który składa się jedynie z nawilżającego podkładu, mascary i pomadki. Ciemne włosy spadają kaskadami na plecy i układają się w śliczne, delikatne fale. Tutejszy klimat różnie wpływa na moje włosy, które raz są wręcz idealne do układania, a raz nie dam rady zrobić z nimi kompletnie nic. Dlatego dzisiaj jestem wdzięczna za to, że ze mną współpracowały.
Kiedy makijaż jest już gotowy, wsuwam na siebie szarą, dopasowaną sukienkę i opuszczam pomieszczenie. Okazuje się, że Justin jest już sam i zdążył się przebrać na śniadanie. Siedzi na łóżku i pisze coś na laptopie, prawdopodobnie odpowiedzi na mejle. 
- Camile już poszła? - pytam, starając się brzmieć na opanowaną i spokojną. Właściwie, czuję się już lepiej niż kilkanaście minut temu, więc nie jest mi trudno o taką postawę.
- Tak, przed chwilą. Chyba czuje się lepiej - odpowiada, ponoszcząc wzrok znad laptopa i wlepiając go we mnie. - Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję. - Uśmiecham się i sięgam po perfumy, leżące na komodzie. - Cieszę się, że jest z nią lepiej. Wybiera się z nami na wycieczkę? - Unoszę brew, zerkając na Justina.
- Tak. Pytałem czy jest na siłach, ale odpowiedziała, że nie chce być sama i że będzie uważać - wyjaśnia, wracając do wystukiwania czegoś na klawiaturze.
- Rozumiem. To fajnie, wszyscy oderwiemy myśli od ostatnich wydarzeń - mówię, po czym sięgam po komórkę. 
Justin nic już nie odpowiada, poza kiwnięciem głową. Wzdycham cicho, zastanawiając się jak to będzie, ale pocieszam się, że nie będziemy tam tylko we trójkę. Mam nadzieję, że cała nasza ekipa z nami pojedzie.
Sięgam po telefon i ponieważ nie zapowiada się, że Justin skończy w ciągu najbliższych minut, postanawiam sprawdzić co się dzieje na świecie. Wchodzę na Instagram, później sprawdzam twittera i dowiaduję się, że trzy czwarte świata nadal ekscytuje się sesją dla dzieciaków oraz że magazyny w jakich się ukazała świetnie się sprzedają. Robi mi się ciepło na sercu, gdy czytam, że konto fundacji rośnie z godziny na godzine coraz bardzej. Właśnie o to mi chodziło, to było dla mnie priorytetem, by te dzieciaki, które tak bardzo potrzebują pomocy, dostały jak najwięcej. Zasługują na to. 
Kiedy aktualizuję pocztę, okazuje się, że dostałam masę maili z gratulacjami i propozycjami współpracy. Jest ich tyle, że postanawiam przeglądnąć je po powrocie do domu, bo coś czuję, że zajmie mi to kilka godzin. Chcę odłożyć telefon, ale wtedy dostaję wiadomość od mamy.

Od: Mama

Cześć, kochanie. Wiem, że jesteś na wyjeździe i nie chcę zawracać ci głowy, ale nasz prawnik od kilku dni prosi nas o kontakt z tobą. Chodzi o sprawę twojego ojca. Wiemy, że to dzięki tobie go zamknęli, ale chcę porozmawiać o tym z tobą twarzą w twarz. Kiedy wracasz do Los Angeles? Kocham Cię, Faithie.

Oczy o mało nie wychodzą mi z orbit. Skąd oni wiedzą? Czy to oznacza, że cała reszta Dallas też o tym wie? Mam nadzieję, że tak nie jest. Czuję uścisk w żołądku, czytając raz po raz wiadomość od mamy. Wiedziałam, że w końcu ta chwila nadejdzie, że będę musiała pogadać z mamą i Brianem, ale przez ten cały pobyt tutaj, myślałam, że nie nadejdzie to zbyt szybko. Byłam w błędzie.
 

Biorę głęboki oddech i masuję deliktnie czoło, zastanawiając się nad odpowiedzią. 
- Kiedy wracamy do LA? - pytam cicho Justina, który właśnie zamyka laptopa.
- Muszę pojawić się pojutrze na spotkaniu z adwokatem, więc myślę, że jutro wieczorem będziemy wracać - wyjaśnia spokojnie, wyciągając okulary przeciwsłoneczne z szuflady. - Dlaczego pytasz?
- Mama chce wiedzieć. Chyba będę musiała polecieć na jakiś czas do Dallas - odpowiadam, wbijając wzrok w dłonie ułożone na udach. Już teraz wiem, że będzie mnie to kosztować cholernie dużo zdrowia. 
- Chodzi o twojego tatę? - Justin nagle pojawia się przede mną i kuca, dzięki czemu teraz bez problemu widzi moją zmartwioną twarz. - Mogę polecieć tam z tobą, jeśli potrzebujesz.
Gdy wypowiada te słowa momentalnie unoszę głowę i wpatruję się w niego zaskoczona.
- Naprawdę? Zrobiłbyś to? - dukam, czując jak moje serce rośnie, przepełnione nadzieją.
- Oczywiście - odpowiada bez zastanowienia. - Jeśli tylko to sprawi, że będzie ci łatwiej się z tym uporać. - Sięga po moje dłonie i całuje je delikatnie, najpierw lewą, a później prawą.
- A co z twoimi sprawami? Nie powinieneś być w LA? - Mój rozum i rozsądek starają się przedrzeć do moich słów, ale prawdę mówiąc byłabym najszczęśliwsza, gdyby Justin poleciał ze mną do domu. 
- Powinienem być wszędzie tam, gdzie jesteś ty - odpowiada, a ja cała się rozpływam na te słowa. 
- Kocham cię. - Tylko to udaje mi się wykrztusić, gdy patrzę na niego i zastanawiam się, jakim cudem ten człowiek należy do mnie.

Po przepysznym i obfitym śniadaniu, które usafysfakcjonowało mnie bardziej niż zwykle, odpoczywam leżąc na miękkim leżaku, łapiąc przy tym promyki słońca, które nie jest dzisiaj tak ostre jak zazwyczaj. Wyleguję się tutaj od dobrych kilkudziesięciu minut, ponieważ uznałam, że będzie to najlepsze miejsce do czekania na transport do centrum wyspy. Ku mojej i Justina radości, większość zgromadzonych tutaj od razu zgodziło się na wyjazd i zaraz po śniadaniu wszyscy poszli się przygotowywać. 

Jednak teraz, relaksując się przed wycieczką, nie jestem sama. W pobliżu kręcą się Fredo i Za, gdzieś dalej Tyga oraz Kylie rozmawiają i głośno się śmieją, a obok mnie leży Miley, ubrana w białą, luźną sukienkę, sięgającą do połowy ud.
- Nie za długo cieszyłyśmy się brakiem obecności Camile wśród nas, co? - zaczyna dziewczyna, wyrywając mnie z błogiego relaksu.
- Zdaje się, że nawet kiedy była nieprzytomna to i tak jej temat był bardzo żywy - odpowiadam, przeczesując włosy palcami.
- Skubana - wzdycha Miley, zakładając ręce za głowę i krzywiąc się delikatnie. - Między wami wszystko w porządku? - pyta nagle, ściągając okulary z nosa i wpatrując się we mnie przymrużonymi oczami. 
- Tak, jest dobrze. - Uśmiecham się delikatnie, poprawiając się na plecionym leżaku. - Mam nadzieje, że skoro Camile wróciła do życia, to zejdzie trochę z tonu i przestanie wpadać w ten dziwny stan, z którego nie potrafię go wyrwać. Wiesz, o czym mówię, prawda? - Gryzę lekko wargę, licząc na to, że dziewczyna zrozumie to, co mam na myśli, ponieważ średnio wiem, jak lepiej to wytłumaczyć.
- Chyba tak. - Mruga do mnie i wesoło się uśmiecha. - Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej.
- Ja też - mruczę, bawiąc się bransoletką na nadgarstku. - A co z tobą i Patrickiem? - pytam, ponieważ od jakiegoś czasu chodzi mi to po głowie.
- Nie dał rady przyjechać, bo miał kilka zobowiązań w LA. Ale nie rozpaczam z tego powodu, tutaj znalazłam trochę spokoju i czasu dla siebie. Chyba tego potrzebowałam - wyjaśnia, wystawiając twarz w stronę słońca.
- Układa się wam? - pytam, idąc w jej ślady.
- Aż za dobrze - wzdycha trochę smutno. - Wiesz, to fajny związek i czuję się z nim komfortowo, ale mam wrażenie, że czegoś w nim brakuje. Sama nie wiem czego.
- Przestań, to szukanie problemu na siłę - mówię. - Skoro jest dobrze, to nie należy dopatrywać się złego. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Bo jesteś, prawda? 
- Jestem, Faithie. Jestem - odpowiada ze śmiechem na ustach.
Już nic więcej nie mówię, bo i po co. Wracam do korzystania ze słońca, kiedy nagle z któregoś z domków dochodzi głośny i przede wszystkim radosny pisk. Zanim zdążę zakodować co się dzieje, widzę biegnącą w naszym kierunku Angel, cholernie rozradowaną.
- Co się dzieje? - pytam natychmiast, wstając szybko z leżaka i wychodząc w jej kierunku.
Dziewczyna wpada na mnie, zarzucając swoje ręce dookoła mojej szyi i zaczynając na nowo piszczeć, tym razem ciszej. 
- Angel, co jest? - ponawiam pytanie, licząc że tym razem doczekam się odpowiedzi.
- Nie uwierzysz! - mówi w końcu, odsuwając się ode mnie na długość ramienia. - Właśnie dzwonili do mnie z agencji. Za kilka dni jadę do Londynu! Dostałam masę propozycji i koniecznie muszę tam pojechać! 
Tym razem to ja wpadam w jej ramiona i mocno ją ściskam, podskakując jednocześnie z radości. 
- Rany, Richardson! - wołam w końcu. - Nawet nie masz pojęcia, jak cholernie jestem z ciebie dumna! Dajesz, dziewczyno! 
Obie z Angel zatracamy się w tańcu radości i ekscytowaniu się nawzajem, nie interesując się tym, że pozostali patrzą na nas jak na wariatki. Zawszę wspierałam i będę wspierać tę dziewczynę, do samego końca. Nigdy nie sądziłam, że nasze życie w Los Angeles przyniesie nam tyle radości. Ale prawdę mówiąc, to dochodzę do wniosku, że przecież na to zasługujemy. Każda z nas przeszła w życiu wiele trudnych sytuacji i każda z nas ciężko pracowała na to, by być w tym miejscu, w którym obie się znalazłyśmy. 
Ściskam przyjaciółkę raz jeszcze, po czym pozwalam jej pozbierać gratulacje od Miley, Za, no i całej reszty. Patrzę na nią, kiedy jest zajęta rozmowami i mimowolnie się uśmiecham. Jest piękna. Jej wzorzysta, krótka sukienka delikatnie faluje na wietrze, podkreślając jej idealną figurę, a dzięki promieniom słonecznym jej skóra wydaje się być jeszcze bardziej złocista. 
- Z czego się cieszymy? - Słyszę nagle za sobą doskonale mi znany, piękny głos Justina. Chwilę później jego duże dłonie wsuwają się na mój brzuch, a ciepłe ciało dociska się do mojego. Bardzo to przyjemne.
- Angel dostała sporo propozycji projektów w Anglii - wyjaśniam spokojnie, ciągle się uśmiechając. 
- To świetnie - odpowiada Justin ze szczerą radością w głosie. 
Kiwam głową i powoli odwracam się w ramionach chłopaka, by móc na niego spojrzeć. Gdy stoję do niego twarzą, jego dłonie osuwają się w dół moich pleców, zatrzymując się tuż nad pośladkami. Przez jego twarz przebiega niegrzeczny uśmieszek, a ja łapię go za biceps i delikatnie go ściskam, próbując mu przekazać, że to nieodpowiednie miejsce na to, co dzieje się w jego głowie.
- Ładnie wyglądasz - mówię w końcu, lustrując go spojrzeniem. Ma na sobie czarny t-shirt bez rękawów, luźne spodenki w tym samym kolorze z motywem lilii wodnych na materiale oraz czarne trampki typu slip-on. 
- Dziękuję - mruczy w odpowiedzi i przyciska swoje miękkie usta do moich.
Uśmiecham się delikatnie poprzez pocałunek i zarzucam mu ramiona na szyję, przechylając się lekko w jego kierunku i starając się chłonąć każdą sekundę jak najlepiej. Zapach Justina dociera do każdej komórki w moim ciele, przez co przechodzą mnie przyjemne dreszcze. W końcu odsuwamy się od siebie, Justin oplata mnie ręką w pasie i dociska do swojego boku.
- Transport już czeka, możemy iść - woła, uśmiechając się wesoło.
- Czekajcie, muszę pójść po Cam i Kendall - oznajmia Kylie, podciągając lekko spodenki i posyłając nam ciepły uśmiech. 
- Nie trzeba. Jesteśmy. - Zza naszych pleców wyłaniają się dwie dziewczyny. Jedna, ubrana we wzorzysty komplet, a druga w dżinsowe szorty i pasiasty top.
- Urocze warkoczyki - rzuca Angel, uśmiechając się do Kendall.
- Dzięki, Camile siedziała nad nimi od śniadania - wyjaśnia dziewczyna, przewracając oczami i chichocząc cicho.
- Nawet nie wiesz jakie to pracochłonne - wzdycha Camile i kręci głową, przy okazji zerkając na mnie i Justina niezbyt radosnym spojrzeniem. Rany, dziewczyno, dałabyś sobie już spokój.
- To co, idziemy? - pyta zniecierpliwiona Miley, unosząc swoją wypielęgnowaną brew ku górze. 
- Tak, zdaje się, że są wszyscy. Chodźmy - poleca Justin i puszcza moje biodro, tylko po to, by móc złapać mnie za rękę.

Centrum wyspy okazuje się morzem atrakcji. Dzień nie jest bardzo upalny, więc możemy sobie pozwolić na dużo wiecej zwiedzania. Odwiedziliśmy do tej pory lokalny rynek, na którym życie tętni chyba bardziej niż w Los Angeles oraz zobaczyliśmy tutejsze zabytki, do których należą urocze kościółki i niepozornie wyglądające domy. Przewodnik, którego wynajął Justin barwnie opowiada nam o historii tej wyspy, o jej zasłużonych mieszkańcach i o tradycjach, jakie tu panują. Kiedy zatrzymaliśmy się na bazarku, który był tak kolorowy dzięki tutejszym owocom, że aż kręciło się w głowie, razem z dziewczynami uciekłyśmy na trochę facetom, by móc kupić coś do jedzenia, jakieś pamiątki oraz ręcznie robioną biżuterię. Następnie udaliśmy się do miejscowej wytwórni perfum i olejków, w której mogłabym zamieszkać. Paleta zapachów, jakie tam znalazłam przechodziła moje najśmielsze oczekiwania i naprawdę bawiłam się tam jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Na końcu odwiedziliśmy fermę motyli, w której spędziliśmy niewiele czasu, ze względu na to, że każdy narzekał na głód. 

Właśnie siedzimy przy stole w restauracji, która jest położona w naprawdę wspaniałym miejscu. Dookoła nas widać tylko palmy i drzewa, nic poza tym, przez co można się tu poczuć bardzo komfortowo. Myślę, że nieprzypadkiem wybraliśmy to miejsce, ponieważ jest tu niewiele osób, dzięki czemu Justin i reszta naszych znanych przyjaciół mogą w spokoju cieszyć się wspaniałymi okolicznościami, w jakich się znajdujemy. Każde z nas dostało pyszne danie i aktualnie skupiamy się na ich konsumcji, ale nie rezygnujemy z rozmów. Przy stole jest głośno, gwarno i wesoło. Mam wrażenie, że takie wspólnie spędzone chwile zbliżają nas wszystkich do siebie jeszcze bardziej. Nawet Camile mnie nie drażni, bo i nie zrobiła nic, co mogłoby wywołać moją irytację. Grzecznie trzyma się z boku, ale nie izoluje się. Może to znaczy, że w końcu zrozumiała jak wyglądają relacje między nami i że nie powinna pozwalać sobie na więcej, niż zwykłe, przyjacielskie stosunki? Z całych sił pragnę, żeby tak właśnie było, bo jestem już po prostu zmęczona tą ciągłą niepewnością i strachem, jakie czuję, gdy ona jest w pobliżu Justina. 
- Smakowało ci? - pyta mój chłopak, gdy kończę posiłek.
- Tak, bardzo. To było pyszne. - Uśmiecham się, robiąc przy tym rozmarzoną minę. - A tobie?
- Też. Najadłem się - odpowiada, sięgając po kieliszek z orzeźwiającym winem, które i ja teraz sączę. 
Przyglądam się mu, rozsiadając się wygodnie w fotelu i podciągając nogę na siedzenie. Jest piękny i przyrzekam, że w moich oczach, cała ta cudowna okolica się przy nim chowa. Uśmiecham się delikatnie, po czym nachylam się i całuję go, rozkoszując się smakiem jego ust.
- Dziękuję - mruczę, odsuwając się kilka centymetrów od jego twarzy.
- Za co? - pyta, przerzucając rękę na moje oparcie i patrząc na mnie uważnie.
Uwielbiam to, że ilekroć o czymś rozmawiamy, Justin skupia na mnie całą swoją uwagę, tak jakby nie chciał, by coś mu umknęło.
- Za to, że pozwoliłeś mi spędzić tutaj tak wspaniały czas. Nigdy nie sądziłam, że odwiedzę takie piękne miejsce i to z ludźmi, którzy dają mi masę radości. Właśnie za to ci dziękuję - odpowiadam swobodnie, łapiąc jego ciepłą dłoń i splatając nasze palce.
- Moja mała, słodka Faithie - zaczyna, ale nie kończy. Podnosi nasze splecione dłonie do ust i delikatnie całuje moje knykcie, cały czas patrząc mi w oczy.
Uśmiecham się wesoło i delikatnie marszczę nos, czując zbierającą się we mnie euforię.
- Kocham cię - szepcze Justin zaraz koło mojego ucha, przez co przechodzą mnie dreszcze.
Ten facet ma w sobie wiele sprzeczności i wiele niedoskonałych cech, ale to jest niczym, w porównaniu do tego, jak ogromne serce chowa się w jego piersi oraz do tego, z jaką łatwością wzbudza w każdym człowieku radość. Jest nieperfekcyjnie perfekcyjny i właśnie za to go kocham.

Wracamy do naszego kompleksu kiedy już zaczyna delikatnie zmierzchać. Siedzę obok Justina, opierając się o jego ramię, podczas gdy on jest pogrążony w rozmowie z chłopakami na temat ostatnich rozgrywek NBA. Przeglądam Twittera, na którym znajduję i podaję dalej kilka interesujących tweetów, a później wchodzę na Instagrama, gdzie po kilku sekundach dostrzegam zdjęcie uwieczniające mnie, które znajduje się na profilu Justina, z opisem: "She's way more beautiful than nature here. And everywhere else." 

Od razu go szturcham, będąc lekko oszołomiona.
- Co tam? - pyta, odwracając głowę do mnie.
- Kiedy? - odpowiadam pytaniem, a mój głos jest piskliwy, ale szczęśliwy.
- Na fermie motyli - wyjaśnia, szczerząc się do mnie i sięgając po moją szczękę, by móc lekko unieść moją głowę w górę. - Byłaś tak pochłonięta oglądaniem i wąchaniem tych kwiatków, że nawet nie zauważyłaś. A wyglądałaś tak pięknie, że nie mogłem się powstrzymać. 
- Jesteś niemożliwy. - Odwzajemniam jego uśmiech i kręcę lekko głową, po czym czym układam usta w delikatny dziubek, dając Justinowi do zrozumienia, że czekam na buziaka.

Chłopak zaczyna się śmiać, ale szybko spełnia moją cichą prośbę i przyciska swoje usta do moich, wydając przy tym zabawny dźwięk.
Gdy wraca do rozmów z kolegami, ja postanawiam również dodać zdjęcie na Instagrama, z tym, że to będzie pierwszy raz, kiedy dodam fotkę z Justinem. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, zawsze to on wrzucał nasze wspólne zdjęcia na swój profil. Czuję delikatną adrenalinę, gdy przerabiam odpowiednio zdjęcie, jakie zrobił nam Justin podczas zwiedzania. Bardzo mi się podoba, ponieważ widać na nim jak bardzo kocham tego człowieka i jak bardzo jestem mu oddana. Chwilę zastanawiam się nad opisem, aż w końcu wrzucam zdjęcie z podpisem: "So grateful for this boy. Love you, baby." 
Uśmiecham się sama do siebie, odkładam telefon na bok i przymykam oczy, przytulając się mocno do umięśnionej ręki Justina.

Ostatni wieczór na wyspie postanowiliśmy uczcić kolacją oraz wieczorem karaoke. Ponieważ ustaliłyśmy z damską częścią towarzystwa, że ubieramy z tej okazji dłuższe sukienki, zdecydowałam się założyć czarną i dopasowaną, na cienkich ramiączkach oraz z ozdobnym puszkiem dookoła linii dekoltu. Wyglądam elegancko, a jednocześnie uroczo i niezobowiązująco. Kończę nakładać makijaż, kiedy z łazienki wychodzi Justin, na którego widok zapominam o oddechu i mogłabym przysiąc, że pociekła mi ślinka na jego widok. Ma na sobie białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i odpiętymi dwoma górnymi guzikami, czarne spodnie, eleganckie buty, a jego palec zdobi srebrny sygnet z czarnym kamieniem. O święty Barnabo, ratunku. Kiedy przeczesuje palcami i tak już zmierzwione włosy, a jego zapach dociera do moich nozdrzy, wiem już, że przepadłam na dobre. 

- Wyglądasz cholernie seksownie - dukam, odkładając pędzel na bok i wstając ostrożnie od toaletki, nie będąc do końca pewną, czy moje nogi mnie nie zawiodą. 
Justin chyba dostrzega moje nieporadne starania o utrzymanie równowagi i natychmiast oplata swoją silną rękę wokół mojego pasa. Sposób w jaki materiał koszuli opina się na jego umięśnionym bicepsie przyprawia mnie o zawroty głowy. Czuję, jak w moim ciele zbiera się pożądanie i nie jestem pewna, czy to odpowiedni moment na takie coś.
- Dziękuję - mruczy tuż przy moich ustach. - Ty też wyglądasz fantastycznie.
Kładę dłonie na jego karku i nie zastanawiając się długo wpijam się w jego miękkie usta, pragnąc pochłonąć go całą sobą. Justin od razu podejmuje temat i mocno dociska moje drobne ciało do swojego, jednocześnie przedzierając się językiem do wnętrza moich ust. Smakujemy siebie nawzajem, wydając przy tym gorące, nieco pierwotne dźwięki. Moje dłonie badają każdy centymetr ciała Justina, ponieważ mam wrażenie, że jeśli nie będę go dotykać to przestanę żyć. 
- Nie idźmy na kolację, zostańmy tu - dyszę między pocałunkami, czując buzujące w żyłach pragnienie.
 - Z przyjemnością - sapie w odpowiedzi Justin, przenosząc jedną dłoń na moją pupę i mocno ją ściskając. 
Jęczę cichutko wprost do jego ust, wbijając lekko paznokcie w jego ciepły kark. Kiedy sięgam do paska, by móc go rozpiąć, ktoś puka do naszych drzwi przerywając nam tym samym zabawę.
- Cholera - warczy pod nosem Justin, odsuwając się ode mnie bardzo niechętnie i zmierzając w kierunku skąd dobiegało pukanie.
Kiedy tylko odzyskuję trzeźwe myślenie od razu wracam do toaletki i poprawiam to, co zdążyło w ciągu kilku minut ulec zniszczeniu.
- No co tam, gołąbeczki? Wybieracie się na kolację? Wszyscy na was czekają - oznajmia na wejściu Miley, która wygląda zjawiskowo w luźnej sukience z tłoczonymi wzorami. 
- Tak, zaraz będziemy - odpowiada spokojnie Justin w czasie, gdy ja przeciągam usta beżową szminką. 
Poprawiam ostatni raz włosy i wstaję w końcu, dołączając do czekającej przy drzwiach dwójki. Kiedy pojawiam się obok Justina, on natychmiast obejmuje mnie w pasie i przyciąga bliżej siebie. 
- Jeszcze z tobą nie skończyłem - szepcze mi do ucha, gdy podążamy za Miley w stronę głównego budynku. - Módl się, żeby ta impreza nie trwała zbyt długo. W przeciwnym razie nie wiem, czy zdążę cię zaciągnąć choćby do łazienki. 
Na te słowa w całym moim ciele wybucha wulkan, zwany pożądaniem. Czuję ten słodki ból w dole brzucha, kiedy stawiam każdy kolejny krok. Justin jest chyba zadowolony z tego, co się ze mną dzieje, co wnioskuję po jego wyrazie twarzy. Mam ochotę go pogryźć, ale jedyne co robię to ściskam mocniej pięści i przyklejam na usta najbardziej zrelaksowany uśmiech, na jaki mnie w obecnej chwili stać.


Po bardzo intensywnej nocy i jeszcze intensywniejszym poranku jestem obolała, ale i cholernie szczęśliwa. Justin dotrzymał swojej obietnicy w stu procentach, co bardzo mnie ucieszyło. Oboje wykorzystaliśmy na maksa ostatni wieczór na wyspie, którą żegnam z bolącym sercem. 
Ponieważ lot do LA nawet prywatnym samolotem trwa prawie dziewięć godzin, wyjechaliśmy na lotnisko zaraz po śniadaniu. Odprawa poszła całkiem sprawnie, dzięki czemu wylecieliśmy przed dziesiątą rano. 
Powoli zbliżamy się do celu i nie ukrywam, że jestem potwornie zmęczona. Tyle godzin w samolocie potrafi dać w kość. Dzięki Bogu na pokładzie są również łóżka, z czego po trzech godzinach siedzenia w jednym miejscu i rozmowach z chęcią skorzystałam. Jedyną osobą, która przespała cały lot i obudziła się kilkanaście minut temu jest Camile. Wciąż odczuwa skutki sytuacji sprzed trzech dni, czemu zupełnie się nie dziwię. Musi to odchorować i tyle. 
- Uwaga. Zbliżamy się do lądowania. Prosimy o zajęcie miejsc oraz zapięcie pasów. - Nagle z głośników rozbrzmiewa głos pilota. Ogromnie się cieszę, że już prawie jesteśmy na miejscu. Marzę o kąpieli i ciepłym łóżku. Zakładam na siebie koszulę, którą jakiś czas temu zdjęłam i siadam na miejscu obok Justina, który zakłada natomiast buty. Są czerwone i to jedyny wyróżniający się element w jego dzisiejszym stroju
- Nareszcie - wzdycha Angel, która też wygląda na zmęczoną. Zajmuje miejsce naprzeciw mnie i opiera głowę o ramię Xaviera, który trzyma ją za rękę i delikatnie ją gładzi. Uśmiecham się na ten widok, po czym wlepiam wzrok w widok za oknem. Skąpane w późnym zachodzie słońca Los Angeles to piękny obraz, jaki stworzyła natura. 
Na pokładzie jest już ciszej i każdy wyczekuje momentu, kiedy postawi stopy na stałym lądzie. Ku mojej radości po około piętnastu minutach wychodzę na plac, gdzie przed momentem wylądował nasz samolot. Nabieram powietrza w płuca i przeciągam się leniwie.
- Jeszcze trochę, mała. Za niedługo będziemy w domu - mówi Justin, całując mnie w skroń i łapiąc za dłoń.
Uśmiecham się lekko i próbuję nie ziewnąć, ale średnio mi się to udaje, co wywołuje uroczy chichot Justina. Łapię go drugą ręką za biceps i przytulam się do niego, idąc w kierunku miejsca, gdzie mamy odebrać bagaże. Jednak gdy zbliżamy się coraz bardziej, dostrzegam przy wejściu do budynku policję oraz obsługę lotnika. Marszczę brwi, nie mając zielonego pojęcia co jest grane. Czy tak wygląda procedura, gdy do LA przylatuje jakaś gwiazda? To z powodów bezpieczeństwa? Zerkam na Justina i dostrzegam, że on też jest skonsternowany i wygląda jakby sam nie wiedział, co tu się odbywa.
W końcu docieramy do wejścia, gdzie panuje jeszcze większe zamieszanie niż mi się wydawało, ale to może wszystko przez ten gwar, jaki słychać w tle. Policjanci mają poważne, grobowe miny, przez co czuję jak podskakuje mi żołądek. Odwracam się i widzę, że również nasi znajomi są zaskoczeni obecnością policji, co nie wróży nic dobrego. Coś musiało się stać.
- Mogę w czymś pomóc? - zaczyna nagle Justin, marszcząc czoło, robiąc przy tym poważną minę.
- Pan Justin Bieber, tak? - pyta jeden z policjantów. Rosły, czarnoskóry mężczyzna. 
- Tak, a o co chodzi? - Czuję jak Justin napina mięśnie, przez co i ja cała się spinam. Przełykam głośno ślinę, nie wiedząc już na kogo mam patrzeć. 
- Jest pan zatrzymany pod zarzutem posiadania i podawania innym znacznych ilości narkotyków. 



Czeeeeeeść misiaki! Przybywam z nowym rozdziałem! Zaczyna się dziać, co? Dajcie znać, jak podobał Wam się nowy rozdział! Czekam na Was na twitterze, asku oraz w komentarzach!
Dziękuję Wam za wsparcie i cierpliwość, za każde słowo i motywację. Bez Was nie byłoby mnie, tego bloga i tej historii, która zbliża się do końca. Jesteście wspaniali i nie wiem, czym sobie na Was zasłużyłam. Dziękuję. 
Love, V. XOXO

PS. Ten rozdział dedykuję mojej Olci, która jest zawsze przy mnie i motywuje mnie do życia. Dziękuję, bejbi, you're the best. 

PS2. Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, to proszę, zostaw po sobie tutaj jakiś ślad. To naprawdę dla mnie ogromnie dużo znaczy. Dziekuję! Buzi x