sobota, 24 grudnia 2016

Rozdział 28

"Let me love you, please."


Słowa Justina szokują wszystkich, nawet naćpanego do bólu Twista. Patrzy na niego pytająco, jakby zupełnie nie rozumiał tego, co się dzieje. Justin jest tak wściekły, że zaczyna się trząść, przez co odruchowo go przytulam, chociaż nie mam teraz na to ochoty. Boję się, że zrobi coś głupiego. 
Wokół nas panuje cisza, przerywana jedynie szumem fal. Nie wiem ile czasu upływa, ale kiedy Za oraz Tyga przejmują Twista i odprowadzają go do pokoju, mówiąc, że na niego pora, czuję ulgę. Przynajmniej ta szumowina stąd zniknie. Jednak zanim Twist nas opuszcza posyła Justinowi mordercze spojrzenie, jakby narastał w nim gniew. Jest bezczelny, myśląc, że ma prawo do jakiejkolwiek złości.
Odsuwam się powoli od Justina, wkładając dłonie do tylnych kieszeni szortów. Każdy zachowuje milczenie jeszcze przez parę chwil, aż w końcu Kendall i Kylie podchodzą do mnie i pytają:
- Jak ona się czuje? - W oczach obu dziewczyn widzę troskę i przerażenie.
- Będzie dobrze, dajcie jej trochę czasu - odpowiadam spokojnie, licząc w duchu, że to choć trochę opanuje ich nerwy. - Chyba muszę tam wracać.
Ściskam je obie i odchodzę, ale wcześniej spotykam się wzrokiem z Justinem. On podobnie jak reszta również jest przestraszony i zatroskany, przez co moje zranione uczucia schodzą na dalszy plan. Pragnę podejść bliżej i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, żeby się nie martwił i uśmiechnął. Prawda jest taka, że mogę się na niego złościć ile wlezie, ale nic nie zmieni faktu, że moje serce należy do niego i to jego kocham całym sercem. Nie potrafię patrzyć jak cierpi, jak się boi. Jednak nie zamierzam również tak łatwo odpuścić. Zbyt mocno skrzywdziło mnie jego zachowanie, by pozwolić sobie na zapomnienie. Dlatego nie zastanawiając się dłużej co robić,  bez słowa odwracam się na pięcie i wracam do domku, gdzie czekają na mnie Angel i Camile. 
- I jak? - pytam, uważnie obserwując obie dziewczyny.
- Chyba lepiej. Śpi - mówi Angie, podnosząc się z podłogi i podchodząc do mnie. - Powinnyśmy ją już stąd wyjąć. - Wskazuje na wannę, a ja kiwam głową, przyznając jej rację. 
- Czekaj, może najpierw ją wytrzyjmy - proponuję, a później układam dwa duże ręczniki na miękkim dywanie w łazience.
Następnie wspólnymi siłami wyciągamy nieprzytomną Camile z zimnej wody i ostrożnie kładziemy ją na ręcznikach, po czym dokładnie osuszamy jej ciało. Wygląda tak bezbronnie, spokojne i pięknie, kiedy śpi, nie mając pojęcia co się dzieje. Zastanawiam się, czy gdyby się obudziła od razu wbiłaby swoje ząbki we mnie. Odsuwam te myśli na bok i razem z Angel ubieramy Camile w miękki szlafrok, który wisiał na drzwiach, a potem podnosimy ją i wychodzimy z łazienki, kierując się w stronę łóżka. 
Kiedy dziewczyna leży już spokojnie, przez chwilę jeszcze pilnujemy jej z Angel i upewniamy się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.
- Co tam się działo? - pyta nagle moja przyjaciółka. - Czemu wybiegłaś z łazienki jak poparzona?
- Bo dotarło do mnie, że to Twist dał to świństwo Camile. Tylko on mógł to zrobić i wcale się nie pomyliłam - odpowiadam, siadając na skraju łóżka.
- Chwila. - Angel unosi rękę i zamyka na chwilę oczy. - To znaczy, że on przez ten cały czas miał przy sobie dragi? A co jeśli nie tylko Camile...
- Przestań, to niemożliwe - przerywam, rzucając dziewczynie ostre spojrzenie. - Nikt nie byłby tak głupi.
- Camile jakoś była - rzuca, unosząc znacząco brew.
- Angel - syczę. - Nie wierzę w to, że wzięła to ot tak, bo chciała. Coś musiało się stać. Zawsze tak jest - dodaję już spokojniej, wbijając wzrok w dłonie złożone na udach. 
Wtedy przypominam sobie jaki ja miałam początek. Dlaczego zaczęłam przyjmować narkotyki, dlaczego nie chciałam przestać, a potem dlaczego nie mogłam. To wciąż mnie prześladuje, przychodzi do mnie i nie chce odejść, a fakt, że dzieje się tu tak wiele niedobrych rzeczy nie pomaga mi zapomnieć. Tak bardzo boję się, że nocne ataki znów wrócą... Chciałabym być ponad to, co tu się dzieje, nie przejmować się i cieszyć przepiękną okolicą, ale przychodzi mi to coraz trudniej. Obawiam się też, że ludzie zaczną zadawać pytania, na które nie będę potrafiła udzielić właściwej odpowiedzi. Gdybym była nimi również zastanawiałabym się skąd wiedziałam co robić, gdy zobaczyłam Camile w drgawkach. 
Chowam twarz w dłoniach i biorę głęboki oddech, walcząc ze łzami, które nie wiadomo kiedy pojawiły się w moich oczach.
- Hej, co się dzieje? - Słyszę nagle głos Angie, która zaraz potem przysiada obok mnie i otula ramieniem.
Powoli unoszę głowę i patrzę na nią smutno. Zastanawiam się co odpowiedzieć, ale dochodzę do wniosku, że prawda będzie najlepsza.
- Angel - zaczynam cicho. - Co jeśli ludzie zaczną pytać o to, skąd wiedziałyśmy co robić, kiedy zobaczyłyśmy Camile? - pytam, opuszczając wzrok na złączone dłonie.
- To im coś odpowiemy. - Macha lekceważąco ręką i ciaśniej mnie obejmuje.
- Angel. - Odsuwam się od niej szybko. - Oni nie uwierzą w jakąś tam wymówkę - szepczę gryząc wargę. 
- W takim razie co planujesz zrobić? - pyta, unosząc brew i robiąc znaczącą minę, mówiącą ' No, dalej Faith, czekam na ten przejaw geniuszu!'.
- Nie wiem, przecież nie powiem im  wszystkiego. - Wzruszam ramionami i obracam głowę, patrząc na pogrążoną w głębokim śnie Camile. Wiem, że muszę przynajmniej porozmawiać z Justinem o swoim ojcu. Mimo wszystko zasługuje na wyjaśnienia, a ja nie chcę ukrywać przed nim wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu. Może taka szczerość pozwoli nam się lepiej dogadać i porozumieć, chociaż wiem, że teraz to nie najlepszy moment na tę rozmowę.
Wstaję powoli z łóżka, ponieważ potrzebuję trochę czasu dla siebie. Muszę oczyścić głowę z trudnych i skomplikowanych myśli, więc biorę Angel za rękę i ciągnę w stronę drzwi. Nie muszę nic mówić, by wiedziała o co chodzi. Poza tym jestem pewna, że ona również potrzebuje chwili spokoju. 
Gdy wychodzimy z domku wzrok wszystkich zgromadzonych pada po raz kolejny na mnie i moją przyjaciółkę. Za dużo tego, chcę się stąd ulotnić jak najszybciej. Stawiam krok w przód, a wtedy przede mną pojawia się Justin. Angel poszła do Xaviera i reszty, chyba po to by nam dać chwilę na rozmowę.
- Jak ona się czuje? - pyta Justin ze strachem w oczach.
Patrzę na niego przez chwilę i znów zbiera mi się na płacz. Nie, nie tym razem. Nie możesz go obwiniać o to, że się martwi o swoją przyjaciółkę, Faith. Tak nie wolno. Dlatego ignoruję ból, który przeszywa moje ciało i odpowiadam spokojnie:
- Już z nią lepiej. Śpi. - Mój głos stwarza pozory opanowanego, ale delikatne drżenie zdradza mnie. Zamykam oczy i oddycham głęboko. To nie czas na histerie, do cholery.
- Długo będzie tak spała? - Słyszę, więc podnoszę wzrok na mężczyznę przede mną, którego każda cząsteczka ciała przecież tak bardzo kocha...
- Nie wiem, może nawet do jutra. Zależy od ilości, jaką wzięła - odpowiadam i uświadamiam sobie, że z każdą chwilą pragnę coraz mocniej momentu w jego ramionach. 
Justin bierze głęboki oddech i przeczesuje włosy długimi palcami, które jeszcze niedawno pieściły moje ciało. To sprawia, że czuję dreszcze na plecach, a moje dłonie zaczynają drżeć. 
Znacie to uczucie, kiedy po bitwie opada kurz i wszystko zaczyna do was docierać bardziej i mocniej, bo adrenalina przestała działać i znieczulać? To właśnie ten moment, do którego dotarłam ja i moje pochrzanione uczucia. Zaczynam być coraz bardziej niespokojna i naprawdę chciałabym zaszyć się w domku, gdzie z całego serca liczę, że znajdę chwilę spokoju.
Widzę i rozumiem przez jaką gehennę Justin przechodzi. Nie mam prawa mieć do niego o to żalu, przecież tak zachowałby się każdy dobry przyjaciel. Cholera, nawet ja zapomniałam o tym, że nieznosimy się z Camile. 
- Mogę do niej pójść? - W głosie Justina słyszę ocean nadziei. Gdy widzę udrękę na jego twarzy nie mam serca być dla niego bezwzględna. Przecież taka nie jestem.
- Pewnie. Tylko proszę, uważaj, żeby jej nie obudzić - dodaję i posyłam mu smutny uśmiech, bo jedynie na taki mnie stać.
Patrzymy na siebie przez chwilę, a gdy żadne z nas nie mówi ani słowa postanawiam, że to moment, w którym powinnam sobie pójść i pozwolić mu być z Camile, w końcu on tego właśnie pragnie. Uśmiecham się do niego raz jeszcze, po czym wymijam go sprężystym krokiem. Czuję jak opuszczają mnie siły, a stawy zaczynają paskudnie boleć. Co jest grane?
- Faith? - Słyszę nagle za sobą, więc przystaję i powoli się odwracam.
- Tak? - Mój głos jest cichy i delikatny.
- Dziękuję - mówi, a w jego spojrzeniu widzę szczerość. 
Patrzę na niego w milczeniu jeszcze przez chwilę, po czym dukam:
- Nie ma za co. - I odwracam się na pięcie, powoli kierując się w stronę naszego wspólnego domku.
Gdy wchodzę do apartamentu głowa pęka mi od nadmiaru myśli i gorąca, jakie tu panuje. Zamykam za sobą cicho drzwi, po czym wypuszczam lekkie zasłony, blokując nieco dostęp światła do środka . Pragnę spokoju i wiem, że Justin tu nie wróci do wieczora, więc mam dla siebie kilka godzin.  Od razu wchodzę do łazienki i napełniam wodą wannę, powoli pozbywając się szortów i stroju. Moje mięśnie oraz stawy palą, ale staram się to ignorować. Potrzebuję teraz kąpieli i relaksu, by nie zwariować. Wiem, że muszę być twarda i opanowana, bo w obecnej sytuacji, dwie potrzebujące pomocy dziewczyny to stanowczo za dużo. " On i tak wybrałby ją", mówi moja podświadomość, sprawiając, że prawie kulę się z bólu. Resztkami sił posyłam ją w diabły, po czym zanurzam się w letniej, czystej wodzie. Moczę ciało i włosy, starając się wyrzucić z głowy wszystkie złe myśli i zablokować demony, które tak bardzo, oh, tak bardzo pragną wydostać się na powierzchnię.
Po długiej, odprężającej kąpieli, która ani trochę mi nie pomogła opuszczam łazienkę w cienkim, satynowym szlafroku, a wilgotne, długie i ciemne włosy opadają kaskadami na moje plecy. Na zewnątrz wciąż słońce hojnie obdarowuje świat promieniami, a oprócz tego słyszę głosy znajomych, którzy postanowili spędzić z Justinem te kilka dni na wyspie. Pewnie wszyscy są przejęci tym, co się stało z Camile, ale mnie to nie obchodzi. Teraz muszę skupić się na sobie. 
Wyjmuję butelkę wody z barku i upijam kilka łyków, następnie odstawiając ją na stolik obok łóżka. Przez chwilę krzątam się bez celu po pomieszczeniu, aż w końcu czuję, że muszę się położyć. Zbliża się pora obiadowa, ale nie czuję apetytu, bo chyba jestem zbyt zmęczona i potrzebuję małej drzemki. Ale gdy kładę się na miękkim materacu czuję się jeszcze gorzej. Ogarnia mnie pustka, a w uszach nieprzyjemnie piszczy. Układam się na boku i zamykam oczy, próbując ograniczyć ilość bodźców dostarczanych do mojego ciała. Głęboko oddycham i skupiam się na pracy mojego serca, które bije stosunkowo równomierne, jedynie czasem wyrywając się do przodu, gdy pomyślę o Justinie. Prawda jest taka, że już nawet nie wiem co czuję. Niepokój miesza się z opanowaniem, złość ze zrozumieniem, a miłość z nienawiścią. Najbardziej nienawidzę teraz siebie i swoich uczuć. Pomimo tego, jak wielką przykrość sprawił mi Justin, to doskonale wiem, że gdyby teraz złapał mnie, mocno przyciągnął, byłabym jego od razu. Nie stawiałabym oporu, po prostu schowałabym się w jego silnych ramionach i nic nie mówiła, ponieważ to właśnie tego najbardziej potrzebuję. To właśnie tego w sobie nie lubię. Tej ufności, zdolności łatwego zapominania i wybaczania. Doskonale wiem, że nawet gdybym się starała to w sobie zwalczyć to i tak ostatecznie bym poległa. To strasznie frustrujące, a dodatkowo obawiam się, że z czasem Justin może zacząć to wykorzystywać.
Już wiem, że z relaksu nici, więc podnoszę się i siadam wygodnie na łóżku. Wszystko mnie drażni, a ja nie potrafię określić przyczyny, przez co denerwuję się coraz bardziej. Potrzebuję z kimś porozmawiać, kto nie jest moim znajomym i kto jest starszy i bardziej doświadczony. Sięgam więc po telefon i odruchowo wybiegam numer nonny. To doskonały wybór, jednak tak długo się do niej nie odzywałam, że jest mi wstyd. Przykładam komórkę do ucha i czekam, aż babcia odbierze, jednocześnie gryząc nerwowo wargę.
- A niech mnie! - Nagle po drugiej stronie odzywa się głos osoby, którą kocham całym sercem. - Faith, aniołku, co u ciebie? - Aksamitny głos mojej ukochanej nonny działa jak miód na moje serce. To właśnie tego potrzebowałam.
- Stęskniłam się za tobą - odpowiadam z delikatnym uśmiechem na ustach, poprawiając się ostrożnie na łóżku, ponieważ wciąż boli mnie ciało.
- Ja za tobą też - wzdycha, jak to ma w swoim zwyczaju i słyszę jak nalewa sobie herbaty. Skąd wiem, że to herbata? Zawsze ją pije, szczególnie gdy rozmawia przez telefon. - W telewizji mówią, że jesteście na jakiś wyspach, to prawda?
Słysząc w jej głosie czysta ciekawość chichoczę cicho i oblizuję wargi.
- Tak, to prawda. Bardzo tu ładnie - dodaję pośpiesznie.
- Faithie, zapłacisz ogromny rachunek! - krzyczy z przerażeniem babcia, a ja wybucham głośnym i niekontrolowanym śmiechem.
Moje serce przepełnia miłość do tej kobiety. Jestem wdzięczna Bogu za to, że obdarzył mnie tak wspaniałą rodziną, która nie ważne co zawsze była, jest i będzie mnie wspierać.
- Nie będziemy się tym teraz martwić, babciu - mówię rozbawiona i wzdycham, marząc o tym, że jestem teraz u niej w domu, siedzę w moim ulubionym fotelu i spędzam z nią czas na oglądaniu seriali i śpiewaniu starych piosenek. 
- Oh, no dobrze - odpowiada w końcu. - Czy coś się stało? Nie powinnaś bawić się ze znajomymi nad oceanem? - pyta z troską w głosie, przez co moje serce ściska się mocno.
- Nie, po prostu potrzebowałam rozmowy z tobą, nonna. - Liczę na to, że to w zupełności wystarczy, by uspokoić babcię, ale chyba nie brzmię zbyt przekonująco, ponieważ słyszę jak cmoka z niezadowoleniem po drugiej stronie.
- Faithie, kochanie - odzywa się po chwili milczenia z nutką rozczarowania w głosie. - Nie okłamuj mnie. Powiedz prawdę, a postaram ci się pomóc jak najlepiej. Chodzi o Justina?
Słowa nonny sprawiają, że chce mi się płakać, sama nie wiem czemu. Czy to złość, czy bezradność? Wstaję powoli i przenoszę się na sofę pod baldachimem, skąd mam doskonały widok na ocean. 
- O Justina, o jego przyjaciółkę, o moją sesję... O wszystko nonna, o wszystko. - Mój głos jest niewiele głośniejszy od szeptu.
- Och, widziałam ją! Mama mi pokazała, jest piękna. Gratuluję, kochanie. Ale my teraz nie o tym - przypomina babcia, pokazując tym samym jak bardzo skupiona i zaangażowana jest.
- Dziękuję, cieszę się, że się spodobała. - Uśmiecham się wesoło, bo mimo wszystko ta cholerna sesja była dla mnie bardzo ważna i to miłe, kiedy ktoś cię doceni. 
- Racja. Więc wracając do sprawy. Justin wściekł się, gdy zobaczył zdjęcia, a ja nie mam pojęcia dlaczego tak zareagował. Był bardzo niemiły i jego słowa mnie dotknęły - wyjaśniam. - Najzabawniejsze jest to, że jego przyjaciółka również wzięła udział w sesji i wtedy, kiedy zobaczył jej efekty był radosny i szczęśliwy. Poza tym, ta dziewczyna przystawia się do niego na każdym kroku, a on albo tego nie zauważa, albo udaje, że nie widzi. To doprowadza mnie do szewskiej pasji, babciu. I kompletnie nie wiem co mam robić - kończę i jestem tak zmęczona, jakbym przebiegła maraton, a to tylko zwykła rozmowa.
- Dlaczego nie porozmawiasz z nimi tak szczerze, jak ze mną? - pyta babcia bardzo spokojnie.
- Bo to niemożliwe. Camile wzięła za dużo narkotyków i aktualnie śpi. - Prawie szepczę i słyszę jak nonna zachłystuje się powietrzem.
- Faith, chcesz mi powiedzieć, że znajdujesz się w towarzystwie, które ma narkotyki? - Babcia jest wkurzona i zmartwiona jednocześnie. 
- Nie! - prawię krzyczę, otwierając szeroko oczy. - Jestem ostrożna, babciu. Kolega Justina miał,nie wiem jakim cudem, amfetaminę i podał ją Camile - wyjaśniam pospiesznie, czując jak serce bije mocno w mojej piersi ze zdenerwowania. 
Babcia milczy przez długą chwilę, a ja mam wrażenie, że jeszcze chwila i dostanę zawału. 
- Jak ona się teraz czuje? - odzywa się w końcu, a ja wypuszczam z ust nieświadomie wstrzymywane powietrze. Martwi się, bo przechodziła ze mną przez podobne, paskudne sytuacje.
- Uspokoiła się i śpi - mówię, bawiąc się wystającą ze szlafroka nitką. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się denerwuję tą rozmową.
- Dobrze. Pomodlę się, żeby wróciła do zdrowia - wzdycha, biorąc łyk herbaty. - Wróćmy jeszcze do tematu Justina, Faith.
- Tak? - Przenoszę wzrok na plażę, na której spędza czas kilka osób, ale nie potrafię ich rozpoznać. Zresztą nie na tym chcę się skupić. 
- Nie pomyślałaś o tym, że Justin mógł się wściec, ponieważ nie codziennie dowiaduje się, że kobieta, z którą się związał i która nie jest sławna, postanowiła wziąć udział w sesji zdjęciowej, która jest dosyć... odważna?
- Babciu, to była sesja charytatywna... - mruczę, czując coś na kształt wstydu. Teraz, kiedy nonna o tym mówi, mam wrażenie, że zrobiłam coś bardzo niestosownego.
- Nie ważne jaka ta sesja była, chodzi o sam fakt, Faith. Postaw się w jego sytuacji. Jak ty byś zareagowała? On się tego nie spodziewał, myślę, że to było dla niego trudne. I pewnie nadal jest, skoro ze sobą nie rozmawiacie. - To co mówi nonna jest rzeczowe i sensowne, zupełnie tak jak jej głos. Ona jest potwornie mądrą i spokojną kobietą. Życzyłabym sobie być kimś takim jak ona. 
Ponieważ milczę nonna kontynuuje swoją wypowiedź.
- Uważam, że powinniście czym prędzej ze sobą pomówić. Od tego macie języki, żeby rozmawiać. Im dłużej będziecie tego unikać, tym gorzej dla waszego związku. Faithie, jesteś rozsądną dziewczyną. Wiesz co robić - dodaje po chwili babcia, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie zamierza dłużej kontynuować tego wątku.
- Dziękuję, potrzebowałam tej rozmowy - odpowiadam po chwili, analizując każde słowo babci.
Ma zupełną rację. Powinniśmy porozmawiać z Justinem. Unikanie siebie do niczego nas nie zaprowadzi. Tęsknię za nim, pomimo tego, że jesteśmy na tej samej wyspie, w tym samym kompleksie. Jest tu, a tak naprawdę go nie ma.
Co się z nami dzieje? Dlaczego przestaję czuć, że jest mój? Dlaczego zaczynam zapominać, jakie to piękne uczucie kochać i być kochaną? Tysiące takich myśli pojawia się w mojej głowie, więc by uniknąć katastrofy pytam szybko babcię, jak się czuje i ku mojej uciesze natychmiast zaczyna opowiadać o swoim samopoczuciu.
Rozmowę kończę kilkanaście minut później, mówiąc babci, że bardzo ją kocham i niedługo ją odwiedzę. Nonna już nie wracała do rozmowy na temat Justina, a ja nawet tego nie chciałam. Spoglądam teraz na ekran telefonu i widzę, że mam kilka smsów, ale nie zamierzam na nie teraz odpowiadać. Czuję się zmęczona psychicznie i fizycznie, więc wracam na łóżko i kładę się powoli na części Justina, ponieważ jest przesiąknięta jego zapachem. Zamykam mocno powieki, próbując stłumić ból, który opanował całe moje ciało. Nie wiem ile tak leżę, ale w pewnej chwili słyszę ciche otwieranie drzwi. Justin?
- Faith, przyjedziesz na obiad? - słyszę zamiast głosu Justina głos Miley i czuję ukłucie rozczarowania.
Pomału się odwracam i uśmiecham blado do dziewczyny, która przygląda mi się uważnie.
- Nie, nie jestem głodna. Przyjdę do was później - mówię spokojnie, mrużąc lekko oczy.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej. - Miley podchodzi bliżej z troską wymalowaną na twarzy.
- Tak, potrzebuję się zdrzemnąć. Zmęczyłam się - dodaję, śmiejąc się delikatnie. - Nic mi nie jest, serio. 
Miley patrzy na mnie przez chwilę przenikliwym spojrzeniem w zupełnym milczeniu.
- No dobrze - odzywa się w końcu. - Ale przyjdę tu znów za jakiś czas - grozi, ale uśmiecha się przyjacielsko i niedługo potem zostawia mnie samą, za co jestem jej wdzięczna.
Przytulam mocniej poduszkę, na której spał Justin i jakimś cudem udaje mi się zasnąć.
Gdy się budzę jest już zupełnie ciemno, przez co czuję się trochę zdezorientowana. Odwracam się, licząc, że zobaczę Justina obok, ale moje nadzieje ulatniają się w chwili, gdy jedyne co widzę to puste miejsce. Podnoszę się ospale i wtedy do moich uszu dobiegają śmiechy z zewnątrz, co świadczy o tym, że nie jest to środek nocy. A może jest? Wszystko jedno.
Wstaję i decyduję, że dołączę do towarzystwa. Nie chcę się izolować, bo nie po to tu przyjechałam. Poza tym, chcę przecież w końcu złapać Justina. Gdy o tym myślę, zaczynam się żałośnie śmiać, ponieważ to takie smutne, że łatwiej mi z nim porozmawiać, gdy jesteśmy w wielkim, tętniącym życiem Los Angeles, niż tutaj, na wyspie, gdzie znajduje się tylko kilka domków. 
Ze smutkiem w oczach otwieram szafę i wyjmuję z niej boyfriendy z dużymi dziurami, białą koszulkę i niebieski, miękki sweter. Wieczorem temperatura tutaj spada, więc mój strój nie jest przesadzony. Gdy zamiast szlafroka mam już na sobie ubrania, które wybrałam, przeczesuję palcami włosy i pozostawiam je rozpuszczone. Są teraz mocno pofalowane i urocze. Poprawiam złotą bransoletkę na nadgarstku, używam perfum i wychodzę z domku na zewnątrz.
Moim oczom ukazuje się pokaźnych rozmiarów ognisko, które płonie kilkanaście metrów dalej oraz ludzie, którzy siedzą wokół niego. Jednak nie wszyscy tam są, ponieważ kilka osób siedzi nad basenem, a kilka pląta się w pobliżu domku Camile. Odruchowo szukam spojrzeniem Justina, ale nigdzie go nie widać. Wzruszam ramionami i postawiam coś zjeść, bo czuję jak burczy mi w brzuchu. Podchodzę do stołu wyłożonymi świeżymi owocami i nabieram kilka na talerz, a następnie nalewam sobie mrożonej herbaty do szklanki. Dostrzegam, że przy ognisku siedzi Angel, Za, Alfredo, Miley, Kylie i kilku innych znajomych, więc idę do nich.
- Cześć - mówię przyjacielsko, spoglądając na nich.
- Hej, jak tam? - Uśmiecha się Fredo, po czym klepie miejsce obok siebie, które zaraz potem zajmuję.
- Wyspałaś się? - pyta ciepło Miley, opierając się wygodnie na dużym siedzisku. 
- Aha. - Kiwam głową, przeżuwając kawałek jabłka. - A co z Camile? - zadaję pytanie szczerze i z serca. Bądź co bądź martwię się o nią.
- Obudziła się na chwilę, ale zaraz potem znów odleciała - tłumaczy Angel, wyciągając długie nogi na kolana Xaviera, który natychmiast zaczyna je delikatnie gładzić.
- A Justin? - Staram się brzmieć nonszalancko, ale prawda jest taka, że naprawdę interesuje mnie, gdzie on jest.
- Praktycznie cały czas siedzi przy Camile - odpowiada Kylie, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach spowodowanym sytuacją swojej przyjaciółki.
Jednak gdy słyszę, że Justin jest przy Camile mój żołądek skręca się nieprzyjemnie. Wiem, nie mogę go osądzać i robić mu awantur, w końcu jego przyjaciółka naćpała się jakiegoś syfu i przeżyła atak, ale cholera, dlaczego przy tym wszystkim musi ignorować mnie? Ja też go potrzebuję. 
Zaciskam usta w cienką linię i wzdycham cicho, odstawiając pusty talerz na bok. Podciągam nogi pod siebie i wsłuchuję się w rozmowę, prowadzoną przez przyjaciół wokół mnie. Jednak co jakiś czas odruchowo patrzę w kierunku domku Camile, licząc, że zobaczę gdzieś człowieka, który posiada moje serce.
Godzinę później towarzystwo trochę się przerzedza, ponieważ część znajomych idzie pograć w bilard w środku, a część pozostaje na zewnątrz. Między innymi ja i Angel zostajemy przy palenisku, które dzięki temu, że Xavier dołożył drewna, jeszcze nie wygasło.
- Przez to wszystko nie miałyśmy okazji porozmawiać o tym, co stało się zeszłej nocy - zagaja moja przyjaciółka, gdy wracam ze szklankami świeżej mrożonej herbaty.
- Wiem, ale prawdę mówiąc w obecnej sytuacji nie mam ochoty o tym mówić - odpowiadam, siadając obok niej. 
Angel przygląda mi się przez chwile, kiwając głową. - W porządku. Mam tylko nadzieję, że tego nie żałujesz.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczam natychmiast. - To był jeden z piękniejszych momentów mojego życia.
Przyjaciółka uśmiecha się porozumiewawczo i otula mnie ramionami.
- O to właśnie chodziło - mruczy i całuje mnie mocno w policzek, wywołując u mnie chichot. - Rozmawialiście w ogóle od tamtej pory? - pyta, puszczając mnie.
- Nie. - Kręcę przecząco głową, przystawiając szklankę do ust. - Nie było okazji.
- No to spraw, żeby była - zachęca mnie Angie. - Wiesz gdzie go znaleźć, nie musisz daleko szukać. - Ruchem głowy wskazuje domek Camile, a ja wiem, że ma rację, więc by nie tracić czasu wstaję i ruszam w kierunku, gdzie znajdę Justina. 
Idę tam pomału, nie spiesząc się, ponieważ trochę się denerwuję. Chwila, tak nie powinno być. Ganię samą siebie za to i mówię sobie w głowie słowa, które dodają mi odwagi i otuchy. Czuję się silniejsza, gdy otwieram drzwi do apartamentu Camile, ale cała moja siła leci na łeb, na szyję, gdy widzę Justina siedzącego obok łóżka i ściskającego dłoń dziewczyny. Wpatruję się w niego, kiedy podnosi ich splecione palce do ust i ostrożnie całuje knykcie. Mam wrażenie, że grunt osuwa się spod moich stóp, mimo, że Camile jest nieprzytomna i nie ma pojęcia co robi Justin. Jednak jestem pewna, że gdyby była świadoma tego co się dzieje, byłaby w siódmym niebie. Wiem, że to jedynie przejaw jego troski i zmartwienia, ale i tak piekielnie to boli. Próbuję coś z siebie wykrztusić, kiedy Justin mnie dostrzega i pomału rozplątuje ich palce, po czym podnosi się i zmierza w moim kierunku. 
- Coś się stało? - pyta, gdy stoi naprzeciwko mnie. Opiera się o framugę, a sposób w jaki się porusza mówi o tym, że to teren wzbroniony. Wygląda tak, jakby bronił dostępu do Camile.
- Ja... eee... chciałam pogadać - mamroczę, wpatrując się w niego, nerwowo gryząc wnętrze policzka.
- Nie teraz - odpowiada natychmiast, mierząc mnie wzrokiem. - Muszę być przy niej. - Ruchem głowy wskazuje za siebie, a ja siłą rzeczy spoglądam na pogrążoną w śnie Camile.
- Rozumiem, ale naprawdę potrzebuję tej rozmowy. My potrzebujemy. - Patrzę mu w oczy, zbierając wszystkie siły jakie w sobie trzymam, byle tylko z nim porozmawiać. 
- Faith, jestem zajęty. Naprawdę mam ważniejsze sprawy na głowie, niż ta cholerna sesja. Jeśli o tym chcesz mówić, to oszczędź sobie trudu. Nie mam zamiaru o tym teraz rozmawiać - odpowiada z chłodem w głosie, który wywołuje gęsią skórkę na moim ciele.
Gapię się na niego oniemiała, aż w końcu czuję, że zaczyna dopadać mnie złość. Złość na tego faceta przede mną, który postanowił zachowywać się jak dupek.
- Chwila. - Unoszę rękę, wykrzywiając twarz. - Rozumiem, że twoja przyjaciółka potrzebuje wsparcia, ale na Boga, ona teraz śpi i będzie tak spała do jutra. Naprawdę nie możesz ze mną pogadać jak człowiek z człowiekiem? Kilka minut, nie proszę o więcej. 
- Muszę przy niej być - mówi bez emocji. - Czego tu nie rozumiesz? Sama byś się tak zachowała, gdyby chodziło o Angel.
- Ale nie chodzi - warczę. - Kiedy ostatni raz sprawdzałam, byłam twoją dziewczyną i myślę, że z tego tytułu przysługuje mi choć chwila uwagi i rozmowy, nie uważasz? - Czuję jak gniew na nowo się we mnie formuje i nie jestem pewna czy będę go w stanie opanować. 
- Już? Skończyłaś? - pyta retorycznie, posyłając mi piorunujące spojrzenie. - Jeśli tak, to chcę wrócić do Camile. Porozmawiamy potem, okej? - W końcu słyszę w jego głosie kroplę ciepła.
Jednak to zupełnie nie pomaga. Jego słowa tak mnie dotykają, że zaczynam drżeć ze złości.
- Wracaj sobie, do kogo chcesz - syczę. - Ja wracam do domu, nie pozwolę się tak traktować - oznajmiam, po czym dodaję. - Proszę, masz czego chciałeś. Nie będę ci już przeszkadzać. 
Moje słowa ociekają jadem i furią. Patrzę na Justina morderczym wzrokiem, ponieważ czuję jak gniew rozsadza moje ciało. Wiem, że nie powinnam tak ostro reagować, ale miarka się przebrała. Nie mam siły już dłużej tego znosić, a przede wszystkim nie zamierzam. Posyłam Justinowi ostatnie, beznamiętne spojrzenie i odwracam się od niego, ruszając do naszego wspólnego domku. Jestem tak wściekła i tak zraniona, że w moich oczach pojawiają się łzy, a ciało drży całkiem mocno.
Gdy wpadam do apartamentu, wyjmuję własną walizkę i zaczynam w amoku wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy, mając w nosie, że będą w efekcie końcowym pomięte. Ubrania lądują w walizce jedne za drugimi, a ja chodzę po pokoju w chaotycznym tempie. Złość buzuje w moich żyłach do tego stopnia, że czuję jak robi mi się gorąco. Niedbałym ruchem odrzucam włosy z twarzy i wtedy uświadamiam sobie, że zaczęłam płakać. Ale są to nie łzy smutku i rozpaczy, a łzy bezsilności, gniewu i zdeterminowania do działania. Nie staram się ich powstrzymać, pozwalam im płynąć, bo wiem, że w ten sposób się oczyszczę.
Wpadam do łazienki, skąd zabieram swoje rzeczy, a po drodze łapię kosmetyczkę z toaletki. Wszystko prawie wylatuje mi z rąk, gdy widzę Justina stojącego przy drzwiach i analizującego obecną sytuację. Szybko jednak się otrząsam i wracam do pakowania się, ignorując go tak samo, jak on ignorował mnie cały Boży dzień.
- Odchodzisz ode mnie? - pyta nagle Justin, a w jego głosie słyszę strach i niedowierzanie.
Na ułamek sekundy przenoszę na niego wściekłe spojrzenie, chcąc mu tym powiedzieć, że dobrze zna odpowiedź. Serce mi pęka, ale gniew jaki mnie opanował jest silniejszy od uczucia straty, więc zamiast się poddać, wracam do pakowania. Wrzucam ostatnie kosmetyki do środka i zamykam walizkę. Kiedy szarpię się z zamkiem, bo przez drżenie rąk ciężko mi ją zapiąć, czuję jak duże i ciepłe dłonie Justina łapią moje ramiona i próbują odsunąć mnie od walizki. To działa na mnie jak płachta na byka.
- Zostaw mnie! - krzyczę, wyrywając się z silnego uścisku Justina. - Daj mi spokój!
Kiedy udaje mi się wrócić do walizki Justin bez chwili zawahania łapie mnie w pasie i odciąga spokojnie na bok, w czasie kiedy ja histerycznie płaczę, krzyczę i próbuję się wyrwać. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale za nic w świecie nie potrafię tego pokonać.
- Uspokój się - rzuca sucho Justin, gdy wierzgam i staram się uciec. - Co się z tobą dzieje?
Patrzę na niego zastanawiając się nad odpowiedzią. Mierzę go wściekłym spojrzeniem, cała drżąc, gdy nadal mnie trzyma, tym razem na przeciw siebie. 
- Mam już dość - warczę po chwili. - Chcę wrócić do domu, Justin.
- Dlaczego? - Justin marszczy brwi pytając. Z wyrazu jego twarzy łatwo wyczytać, że jest zdezorientowany.
- Oh, doskonale znasz odpowiedź - mruczę, odwracając wzrok. 
- Chodzi o Camile? - pyta nagle. - Faith, na Boga, dobrze wiesz, jak to wyglądało. Ona mogła umrzeć - wzdycha, opuszczając ramiona, a w jego oczach formuje się zmęczenie i strach.
- Ale ona żyje! - wybucham nagle, odpychając go od siebie. - To my tu umieramy, Justin! Nie widzisz tego? Ty i ja, to co mamy umiera w zawrotnym tempie! - krzyczę, a mój głos łamie się i jest bardziej ochrypły niż się spodziewałam. - Tracisz mnie, Justin, nie dostrzegasz tego? Z każdą chwilą coraz bardziej, centymetr po centymetrze! 
- Mam dosyć wiecznego odsuwania się w bok, gdy czuję się źle. Mam dość wiecznego poświęcania się i zaciskania zębów, gdy ta dziewczyna jest obok ciebie. Gdybyś tylko wiedział co czuję... - szepczę, kręcąc głową. - Gdybym to ja pozwalała jakiemuś facetowi tak się do mnie zbliżać, jestem pewna, że oszalałbyś z zazdrości. Chociaż teraz mam do tego wątpliwości, bo jestem dla ciebie jak powietrze. Wczoraj spędziliśmy cudowną noc, poranek był równie wspaniały, a teraz zachowujemy się jak dwoje obcych sobie ludzi. Nie poznaję cię Justin, nie takiego ciebie dane mi było spotkać. Rozumiem, że jesteś zmartwiony i chcesz dla Camile jak najlepiej, ale do cholery. Ja również mam prawo do kilku chwil rozmowy z moim chłopakiem. - Patrzę boleśnie na Justina, który słucha mnie w milczeniu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Poświęciłam całe swoje życie dla ciebie. Nie masz pojęcia o tylu rzeczach, bo było i jest mi tak cholernie wstyd mówić o swoim nieperfekcyjnym życiu, w czasie gdy ty pokazywałeś mi kolejne wady i zalety bycia wpływowym, znanym człowiekiem. Miałam wrażenie, że moje problemy przy twoim życiu to pestka, ale myliłam się. Zapomniałam, że jestem tak samo ważna jak cała reszta świata i mam prawo do zwierzeń.
Byłam pewna, że znajdę odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego, dusznego worka, z którego się już nigdy nie wydostanę. Ale im więcej mówię, tym bardziej czuję, że zmierzam donikąd. Zaczynam opadać z sił, więc siadam na skraju łóżka i podnoszę zmęczone spojrzenie na Justina. Moje serce jest przepełnione bólem i tak bardzo jak nienawidzę pożegnać, tak bardzo chcę już stąd pojechać. Nie wiem czy to dobry wybór, ale to jedyne co przychodzi mi do głowy. Przynajmniej w wielkim LA będę w stanie się schować.
- Proszę, odpuść mi. Nie każ mi dłużej tego znosić, nie mam na to siły - mówię półszeptem, patrząc na niego błagalnie, by pozwolił mi odejść.  - Proszę. 
Justin patrzy na mnie w milczeniu, a jego klatka piersiowa unosi się i opada nieco szybciej niż powinna. Jego piękne oczy są duże i smutne, a usta zaciśnięte w cienką linię, jakby właśnie prowadził w swojej głowie poważną bitwę. Wzdycham cicho i kiedy widzę, że Justin nadal stoi w miejscu, nic nie mówiąc, postanawiam wstać i dokończyć zapinanie walizki. Trzęsę się już mniej niż przed momentem, więc wszystko powinno pójść sprawniej. Odwracam się od Justina i schylam, by zamknąć walizkę i zdjąć ją z łóżka. Jest ciężka, ale nie na tyle, bym nie mogła jej podnieść. Gdy stawiam ją na ziemi, prawie podskakuję, bo okazuje się, że Justin stoi kilkanaście centymetrów ode mnie i gdy tylko wypuszczam walizkę z rąk, on kładzie dłonie na moich policzkach i całuje mnie mocno w sam środek ust. Jego usta są miękkie i pełne, takie jak zapamiętałam. Początkowo jestem w szoku, więc nie odpowiadam od razu na pocałunek. Jednak kiedy otrząsam się i uświadamiam sobie co się dzieje, kładę ostrożnie dłonie na umięśnionych ramionach Justina i oddaję się temu pocałunkowi w całości. To właśnie tego potrzebowałam. Jednego pocałunku, jednego dotyku, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Oboje wlewamy w tę chwilę wszystkie nasze zranione uczucia, przez co pocałunek staje się swego rodzaju świętością. 
Trzymam przyciśnięte usta do ust Justina, gdy nagle wyczuwam posmak łez na wargach. Ostrożnie się odsuwam i widzę zaczerwienione oczy oraz mokre policzki mężczyzny, który dotyka właśnie mojej twarzy.
- Justin? - Marszczę czoło, sięgam do jego pięknej twarzy i ocieram z niej łzy.
Mogę się złościć i krzyczeć, czuć się zapomniana, ale moje serce nadal go kocha każdą swoją komórką i nie potrafię patrzyć na jego udrękę. 
- Nie zostawiaj mnie, proszę - szepcze, a jego głos drży i nie jest w ogóle podobny do głosu chłopaka, z którym kłóciłam się kilkanaście minut temu. - Nie rób mi tego, przepraszam.
Patrzy mi w oczy intensywnie, a jego ból jest tak samo namacalny jak mój.
- Przepraszam - powtarza, przyciągając mnie bliżej, by móc przytulić się do mnie.
Dopiero teraz dociera do mnie w jak równie beznadziejnej sytuacji się znalazł. Jego przyjaciółka przedawkowała amfetaminę, kumpel, którego traktował jak brata zdradził, a dziewczyna, z którą się związał zrobiła mu niespodziankę, na którą nie zareagował zbyt dobrze. Teraz rozumiem, że on też czuł się zagubiony i zmęczony. Ściska mi się serce na samą myśl i obejmuję go mocniej, gładząc kojącym ruchem jego miękkie włosy.
- Shh, już dobrze. Nie odejdę - mówię cicho, całując go w bark. Justin Bieber, silny i zdeterminowany facet rozpadł się przede mną na kawałeczki i płacze. 
Tkwimy w silnym uścisku dopóki nie czuję, że Justin się uspokaja. Dopiero wtedy odsuwam się delikatnie od niego i posyłam mu pokrzepiający uśmiech, gdy patrzy na mnie zmęczonym spojrzeniem.
- Potrzebujesz chwili relaksu - zaczynam ostrożnie. - Weź prysznic, a później porozmawiamy, dobrze? - pytam, mówiąc tak ostrożnie, jak mówi się do dziecka, gdy się je uspokaja. 
Justin ospale kiwa głową i puszcza mnie, ale zanim odchodzi całuje mnie raz jeszcze. Kiedy znika za drzwiami wypuszczam głośno powietrze, czując jak moje spięte ciało się rozluźnia. Zerkam na walizkę, którą muszę na nowo rozpakować. Aby nie tracić czasu robię to w kilka sekund później.
Gdy po kilkunastu minutach Justin wraca z łazienki, od razu kieruje się do szafy, przy której zakłada bokserki oraz szare spodenki. Siedzę po turecku na łóżku i obserwuję go w milczeniu. Nadal jest smutny, ale chyba bardziej obecny niż wcześniej. Zagryzam wargę i czekam, aż Justin odwiesi ręcznik na miejsce i w końcu do mnie wróci. 
Po chwili siada ostrożnie obok mnie i uśmiecha się delikatnie.
- Chciałem ci podziękować jeszcze raz. - Sam zaczyna rozmowę, co nie ukrywam jest dla mnie dużym ułatwieniem.
- Już mówiłam, to nic takiego. - Wzruszam lekko ramionami i posyłam mu spokojny uśmiech. 
- Uratowałyście ją razem z Angel - wzdycha Justin, łapiąc moją smukłą dłoń. - To znaczy dla mnie ogromnie dużo.
Uśmiecham się i delikatnie ściskam dłoń Justina, bo nie mam pojęcia co odpowiedzieć. Jednak on wykorzystuje moje milczenie, by zadać mi pytanie, którego bałam się najbardziej.
- Skąd wiedzałaś, co robić? - W jego głosie słychać ciekawość, a oczy skupiają się na mnie.
A ja czuję jak rośnie mi ciśniene i dłonie zaczynają drżeć. Cholera, nie przemyślałam nawet odpowiedzi na takie pytanie, a przecież się tego spodziewałam. Biorę głęboki oddech i przez chwilę myślę o tym, żeby powiedzieć mu całą prawdę o mnie, ale szybko wybijam sobie ten pomysł z głowy i postanawiam powiedzieć mu prawdę o ojcu.
- Pewnie pamiętasz, że ojciec bił mnie i moją rodzinę. Oprócz tego był ćpunem - mówię z obrzydzeniem. - Będąc małym dzieckiem nieraz widziałam, jak mama musiała ratować ojca, bo coś przedawkował. Chyba stąd wiedziałam - odpowiadam najspokojniej jak potrafię, z całych sił starając się, by głos mi nie drżał. Widzę, że Justin kiwa głową, patrząc na mnie dużymi oczami. Postanawiam iść za ciosem i powiedzieć mu o tym, co działo się ostatnio.
- Musisz o czymś wiedzieć. Pamiętasz kiedy musiałam wyjechać do Dallas? Spotkałam się z nim, z moim ojcem. Chciał, bym zrobiła coś co miało uratować jego żałosne interesy. Groził mi, że jeśli tego nie zrobię, to krzywda stanie się mojej rodzinie - mówię, przełykając głośno ślinę. Te wspomnienia sprawiają, że czuję niepokój.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Pomógłbym ci. - Patrzy na mnie rozczarowanym spojrzeniem, a mnie robi się koszmarnie głupio.
- Bałam się. Miałeś tyle własnych problemów... Nie chciałam ci dodawać moich - odpowiadam cicho, opuszczając wzrok.
- Nie na tym polega związek, kochanie - mówi Justin, podnosząc moją dłoń do ust i całując ją lekko. - Nie ufasz mi?
- Ufam - rzucam natychmiast, choć prawda jest taka, że to zaufanie jest teraz zdrowo nadszarpnięte. - Po prostu chciałam sobie sama z tym poradzić. Ale prawdę mówiąc, nie mam już siły na walkę w pojedynkę. - Wzruszam ramionami.
- Jak to się skończyło? - pyta po chwili, skupiając swoje spojrzenie na mnie. 
- Wpakowałam go za kratki dwa dni temu - odpowiadam szybko, jak gdyby te słowa paliły mnie w język.
Justin wytrzeszcza oczy i patrzy na mnie zszokowany. 
- I po tym wszystkim miałaś wystarczająco dużo siły, by tu przylecieć i zorganizować niespodziankę? Jak? - pyta z niedowierzaniem, ściskając moją dłoń. 
- Z miłości, to proste. - Wzruszam ramionami i patrzę mu w oczy, pragnąc by zagłębił się w moją duszę i zrozumiał wszystko, co we mnie drzemie.
- Musiało być ci tak cholernie ciężko - wzdycha Justin. - A ty byłaś taka silna, nie dałaś po sobie poznać zupełnie niczego. - Kręci głową z niedowierzaniem, po czym przysuwa się bliżej i otula mnie silnymi ramionami.
Bez słowa wdrapuję się na jego kolana i chowam twarz w zagłębieniu między szyją a barkiem.
- Kocham cię, moja słodka Faithie. Jesteś najsilniejszą dziewczyną, jaką znam - mówi przy moim uchu bardzo kojącym głosem. - Przepraszam, byłem strasznym dupkiem. Ale po prostu byłem przerażony - dodaje po chwili ciszy.
- Rozumiem. Proszę cię tylko o jedno - szepczę, rysując na jego skórze szlaczki.
- Tak?
- Nigdy więcej nie mów mi tak okropnych rzeczy. - Po tych słowach wstaję z jego kolan, schodzę z łóżka i zdejmuję z siebie ubrania. Zmęczyła mnie ta rozmowa i potrzebuję snu. Podchodzę do szafy, skąd wyjmuję koszulkę Justina i zakładam ją na siebie. Czuję na sobie jego uważne spojrzenie , a kiedy wracam do łóżka natychmiast do mnie doskakuje, owijając mnie silnie ramieniem.
- Kocham cię - szepczę, dotykając ostrożnie jego twarzy. - Ale nie krzywdź mnie już tak. Nie poradzę sobie.
Wciskam twarz w jego tors i zaciągam się jego zapachem, który jest tak piękny, że jak dla mnie mogliby go sprzedawać w najlepszych perfumeriach. 
Justin całuje mnie we włosy, a ja wsłuchuję się w ciche bicie naszych serc, które idealnie ze sobą współgrają. Cieszę się, że mam go przy sobie i z całych sił modlę się, aby złe chwile minęły na dobre. Chcę się cieszyć tym miejscem, spędzać świetnie czas z Justinem i resztą, ale przede wszystkim chcę, by on zrozumiał i zapamiętał, by więcej mnie nie krzywdzić. Zamykam powoli oczy, czując jak pochłania mnie sen.

Budzi mnie silne szarpnięcie. W pierwszej chwili myślę, że to ja mam jakiś atak, ale kiedy otwieram szerzej oczy dostrzegam, że to Justin wije się i rzuca po łóżku. Łapię go natychmiast za ramiona i próbuję uspokoić.
- Justin - mówię głośno. - Justin, obudź się. - Potrząsam nim, licząc, że to pomoże.
- Ona odeszła, zostawiła mnie - mamrocze przez sen z cierpieniem wymalowanym na twarzy. 
Potrząsam nim silniej, błagając Boga w myślach, by mi pomógł i oszczędził bólu Justinowi. 
- Jestem tu, jestem - powtarzam spokojnie, gładząc jego skrzywioną twarz. - Jestem obok, kochanie.
W pewnej chwili Justin gwałtownie otwiera oczy i jego wzrok od razu pada na mnie. Jęczy cicho, gdy podnosi się na łokciach, jak się okazuje, by mnie pocałować. Czuję, że jest bardzo spięty, przez co zaczynam delikatnie masować jego bicepsy. 
- Potrzebuję cię, Faith - chrypie przy moich ustach, przesuwając się tak, że teraz leżę na plecach. - Proszę - jęczy.
Początkowo nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale kiedy czuję jego twardą męskość na udzie doznaję olśnienia. Jest tak zdesperowany, że każda sekunda czekania jest dla niego męką. Przez chwilę zastanawiam się co robić, ale kiedy Justin zaciska swoje powieki, wyglądając jakby bardzo cierpiał, podnoszę się i jednym ruchem pozbywam się koszulki oprócz której nic na sobie nie miałam. 
Justin warczy nisko, jakby z ulgi i natychmiast przechodzi do obsypywania pocałunkami mojego ciała. Jęczę, gdy czuję jego usta w najwrażliwszych miejscach i odchylam głowę, gdy składa pocałunek na złączeniu moich ud. Rozchylam nieco szerzej nogi, co działa na Justina tak bardzo, że bez uprzedzenia podnosi się, nakłada prezerwatywę i wchodzi we mnie mocno i brutalnie, przez co wbijam paznokcie w jego plecy i tłumię krzyk, wciskając twarz w jego szyję. Boli, gdy się porusza, bo nie byłam wystarczająco wilgotna, by mógł swobodnie we mnie wejść. Zaciskam powieki i pozwalam mu się pieprzyć, bo wiem, że on potrzebuje tego bardziej niż ja. Pozwalam mu zapomnieć o tym co go dręczy, jestem jego ukojeniem. To sprawia, że się rozluźniam i uświadamiam, że ból zniknął. Justin porusza się w szaleńczym tempie, które nawet by mi się podobało, gdyby nie to, że dzień wcześniej straciłam dziewictwo i nie wszystko się we mnie zdegenerowało na tyle, by tak szaleć. Jednak nie mówię mu, by przestał. Wręcz przeciwnie, oplatam go nogami w pasie i zachęcam cichym pojękiwaniem, by dał upust swojemu cierpieniu. Kocham go i zrobię wszystko, by żadne problemy już nigdy więcej nas nie podzieliły.




Cześć kochani! Przychodzę do Was z rozdziałem, który jest, mam wrażenie, nieco monotonny i nudnawy, ale zaufajcie mi. Będziecie wdzięczni za taki spokój, ponieważ to co dla Was szykuje będzie kosztować nas dużo skrajnych emocji i nerwów. 
Tak, czy inaczej dawajcie mi znać, co sądzicie w komentarzach, o które bardzo Was proszę, bo dają mi kopa do pracy, a poza tym uwielbiam znać Wasze opinie i przemyślenia.
W razie pytań znajdziecie mnie na asku i twitterze jak zwykle! 
No, to do zobaczenia i kochani! Życzę Wam wspaniałych, rodzinnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je w fantastycznej atmosferze! 
Buziaki, 
V.

wtorek, 20 grudnia 2016

Rozdział 27

"Cold water"



- ... A ten, zrobiłem lecąc w samolocie. Szaleństwo, no nie? - pyta Justin, wskazując na krzyż zdobiący jego klatkę piersiową.
Leżę na brzuchu zupełnie naga, przyglądając się z uwielbieniem Justinowi, a moje ciało od pasa w dół przykrywa jedynie białe prześcieradło, przesiąknięte zapachem oceanu, kwiatów i seksu. Jest piękny poranek w St. Martin, a obok mnie jeszcze piękniejszy mężczyzna. Szczerzę się, kiedy bez słowa spogląda w moje oczy dłużej niż to konieczne. Przygryzam wargę i kiwam głową, po czym wyciągam się i skradam mu pocałunek. Gdy zamierzam się odsunąć i wrócić do leniwego wylegiwania się w ogromnym łóżku, Justin owija swoje ramię wokół mnie i wciąga na siebie, a ja delikatnie się krzywię.
- Auć - syczę pod nosem, starając się zignorować pieczenie, które odczuwam po poprzedniej nocy.
Justin przez chwilę przygląda mi się pytająco, lecz po chwili jakby doznaje oświecenia i zaczyna chichotać.
Natychmiastowo piorunuję go wzrokiem.
- Bardzo się cieszę, że tak cię to bawi. - Wystawiam mu język, udając urażoną. W rzeczywistości ten ból przypomina mi jedynie o tym, jak wspaniale skończył się wczorajszy wieczór i powoduje, że chmara motyli przelatuje przez mój brzuch.
Justin z całych sił próbuje stłumić śmiech, ale ani trochę mu to nie wychodzi, dzięki czemu kilka sekund później cały pokój wypełnia jego głęboki, szczery śmiech.
- Jesteś urocza, kiedy się złościsz - rzuca wesoło, odgarniając z mojej twarzy kosmyki włosów.
- Czyżby? - Unoszę brew, rzucając mu urażone spojrzenie, po czym unoszę się lekko z zamiarem wstania.
W tym właśnie momencie Justin zsuwa swoją dłoń na moje pośladki, skutecznie mnie unieruchamiając. Jego usta przywierają do moich, natomiast wolną dłonią dotyka mojego policzka, delikatnie muskając moją skórę. Uśmiecham się delikatnie i przyciskam swoje i tak już ciepłe ciało do gorącego torsu Justina. Jego palce wbijają się w mój pośladek, a ja mruczę w odpowiedzi i przygryzam jego pulchną, dolną wargę. Czuję jak pożądanie, któremu dałam upust poprzedniej nocy na nowo we mnie wzrasta, budzi każdą drzemiącą jeszcze komórkę mojego ciała i skutecznie powoduje, że wilgotnieję raz jeszcze tam na dole.
Nasze ruchy stają się bardziej chaotyczne, a oddechy coraz to głośniejsze.
- Dobry Boże, maleńka - dyszy Justin, odrywając swe usta ode mnie na moment. Chłopak spogląda w moje oczy i oznajmia mi bez słów, że znów mnie pragnie. Uśmiecham się łobuzersko, gdy wyczuwam pod sobą twardniejącą męskość Justina i zaczynam delikatnie się wiercić, ocierając się o nią.
- Jeśli zaraz nie przestaniesz, przysięgam, że znów cię przelecę - sapie ciężko, odchylając głowę w tył, w czasie gdy ja wyraźnie daję mu do zrozumienia czego chcę. Jego grzeszne słowa tylko podsycają moje podniecenie. Tak bardzo go pragnę.
Przybliżam usta do jego szyi, składając na niej delikatny pocałunek, po czym szepczę:
- Proszę, zrób to.
Nie muszę długo czekać na jego reakcję. Z gardła Justina wydobywa się niski jęk, po czym jednym spojrzeniem mówi mi, co mam zrobić. Zagryzam wargę i bardzo powoli osuwam się w dół jego męskości, odrzucając głowę w tył.
- O Boże - jęczę cicho, czując go tak... głęboko. Wszystko we mnie się rozciąga boleśnie powoli. Wciąż czuję delikatny dyskomfort, ale dzisiaj jest jeszcze lepiej niż poprzedniej nocy. Czuję w końcu prawdziwą przyjemność. Justin pociąga mnie do siebie i przyciska swoje usta do moich, zaczynając poruszać biodrami w górę i w dół, jednocześnie całując mnie mocno. Oboje zaczynamy łapać ten sam rytm, oddechy mieszają się ze sobą, a pokój wypełniają odgłosy wydawane przez nas. Wszystko we mnie zaczyna wirować, każda komórka wypełnia się pożądaniem, przyjemnością i miłością do człowieka, z którym właśnie się kocham. Odrywam swoje wargi od jego zachłannych ust i spoglądam mu prosto w oczy. Nie wiem skąd u mnie tyle śmiałości i odwagi. Chcę mu tylko pokazać jak bardzo jest mi z nim dobrze.
Chyba udaje mu się to zrozumieć od razu, ponieważ przez jego twarz przebiega cień uśmiechu. Och, tak bardzo oddałam się temu człowiekowi. Dostrzegam to w jego oczach coś na kształt dumy. Dumy wynikającej z faktu, iż należę do niego, że to on jest tym, któremu zaufałam wystarczająco mocno, by pozwolić mu sobą zawładnąć. To sprawia, że docieram na krawędź. Odrzucam głowę w tył, głośno dyszę i jęczę, a gdy Justin zaciska dłoń na moim tyłku i wydaje z siebie warknięcie wszystko wokół mnie zaczyna wirować i rozpadać się na drobne kawałeczki. Jak gdyby zza mgły bardziej słyszę niż widzę, jak Justin podobnie do mnie osiąga spełnienie.
Opadam bez sił na jego ciało, sapiąc i drżąc jeszcze po niedawnym orgazmie. Mój Boże, to było cudowne. Czuję delikatny dotyk palców na plecach, pokrytych cienką warstewką potu. Temperatura na St. Martin jest wysoka, a dodatkowa aktywność fizyczna sprawia, że ciało jest jeszcze bardziej lepkie i mokre. 
- To było przyjemne - mruczy cicho mój mężczyzna, całując mnie w czubek głowy.
- Mhmmm, bardzo - odpowiadam zrelaksowanym głosem i uśmiecham się. Przymykam oczy i biorę głęboki oddech, delektując się uczuciem błogości. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego poranka.

Siedzę przy toaletce i przesuwam szczotką ostatni raz po włosach, które okropnie się puszą przez panującą tu wilgoć, gdy Justin opuszcza łazienkę.
- Jak się czujesz? - pyta, podchodząc do mnie i kradnąc mi szybkiego buziaka. Wciąż jest mokry po prysznicu.
- Dobrze, dziękuję. - Uśmiecham się i śledzę go wzrokiem, gdy podchodzi do szafy i zrzuca z siebie ręcznik. 
Zagryzam lekko wargę, widząc jego nagie ciało i próbuję stłumić westchnięcie. To miłe uczucie wiedzieć, że oboje czujemy się swobodnie w swoim towarzystwie. Zamykam oczy, by powstrzymać samą siebie przed gapieniem się na nagi tyłek Justina, ale chyba nie udaje mi się zostać niezauważoną, ponieważ słyszę jego cichy śmiech. Okej, po prostu to zignoruj Faith. 
Zapinam złoty naszyjnik z krzyżykiem, wyciągam okulary z ochronnego woreczka i podnoszę się z wygodnego krzesełka, wygładzając dłonią biały, pleciony materiał sukienki.
- Pięknie wyglądasz - rzuca Justin, gdy odwracam się do niego. 
Szybko lustruję go wzrokiem i uśmiechając się z uznaniem.
 - I na wzajem. Jak zwykle stylowo, panie Bieber - chichoczę i wskazuję na jego kapelusz.
- Staram się - oznajmia radośnie i puszcza mi oczko, po czym łapie moją dłoń i ciągnie w stronę drzwi tarasowych.
Kiedy stawiam większy krok czuję nieprzyjemne pieczenie między udami. To pamiątka wczorajszej nocy. Jest to cholernie niekomfortowe, ale z całych sił staram się o tym nie myśleć. Jednak z każdym krokiem mam wrażenie, że chodzę trochę jak pingwin, co kompletnie mnie nie pociesza.
- Wszystko w porządku? - pyta Justin, zerkając na mnie, kiedy spacerkiem idziemy w stronę głównego tarasu, gdzie zjemy śniadanie.
- Tak, jest okej. - Uśmiecham się pokrzepiająco i w duchu daję sobie porządnego kopniaka, by wziąć się w garść i nie rozczulać się nad sobą. To minie, przecież musi.
Gdy pojawiamy się na tarasie zastajemy tam już większość naszych znajomych. Miley leżakuje, popijając słodkiego drinka i rozkoszując się słońcem, siostry Jenner wraz z Tygą, Fredo i Ryanem siedzą przy okrągłym drewnianym stole i rozmawiają, zajadając się tutejszymi smakołykami. Angel oraz Za stoją przy basenie dyskutując o czymś, ale nie wygląda to na kłótnię. Po prostu ze sobą rozmawiają. Są jeszcze inni znajomi Justina, których do końca nie znam, chociaż pewnie niedługo to się zmieni. 
- Cześć - witam wszystkich z uśmiechem na twarzy, jednocześnie tuląc od tyłu Kylie i Kendall. - Jak tam?
- Świetnie! To miejsce to istny raj! - piszczy Kylie, pocierając moją rękę. 
- Zdaje się, że każdy kto tu jest nie ma prawa czuć się źle - dorzuca Fredo, puszczając mi oczko.
Zaczynam się śmiać i potrząsam głową, słysząc jego słowa. W pewnym stopniu ma rację, tutaj grzechem jest złe samopoczucie. 
Po krótkiej pogawędce decyduję się w końcu coś zjeść. Łapię talerz i zmierzam do stołów, na których porozkładane jest jedzenie pod najróżniejszymi postaciami. Wszystko jest takie kolorowe i tak pięknie pachnie, że sama nie wiem na co mam ochotę. Koniec końców decyduję się na naleśniki, dżem i osobny talerz pełen świeżych owoców. Prawdziwa uczta dla podniebienia. 
Siadam przy stole, zaraz obok Justina, który uśmiecha się łobuzersko.
- Co tam dla mnie masz? - pyta, skanując moje dwa talerze.
- Nic - odpowiadam. - To jest dla mnie! - Piorunuję go spojrzeniem, chociaż nie potrafię ukryć rozbawienia.
- Czyżby? - Unosi brew, wyciągając rękę w kierunku owoców.
- Hej! - Robię gniewną minę i uderzam go w wyciągniętą dłoń. - Moje! 
Chłopak spogląda na mnie przez chwilę, a w jego oczach tańczą rozbawione iskierki. 
- Jesteś słodka - mówi w końcu i całuje mnie w głowę. - Ale zapamiętam, że nie warto z tobą walczyć o jedzenie. To przegrana bitwa - dorzuca, po czym wstaje ciężko i zmierza w kierunku jedzenia. 
Uff, udało mi się obronić, co moje. Nagle przy moim boku pojawia się Angie.
- Cześć, chica. - Całuje mnie w policzek. - Ładnie wyglądasz - stwierdza, lustrując mnie wzrokiem. - Tak... niewinnie.
Cała się czerwienię na jej słowa i prawie krztuszę kawałkiem arbuza, który właśnie przeżuwałam.
- Co? - pyta, unosząc idealną brew w górę. - Wszystko dob... - urywa nagle, robiąc wielkie oczy. - Faith! - piszczy tak głośno, że spojrzenia prawie wszystkich tu obecnych lądują na nas.
Niesamowite jak bardzo jesteśmy z Angel jednym organizmem. Wystarczyło, że zachowałam się inaczej, a ona już zrozumiała.
- Ciszej! - besztam ją. 
- Faith, cholera! Nie mogę w to uwierzyć! - krzyczy szeptem. - Kiedy? To znaczy, wiem, że wczoraj, ale cholera! Musisz mi wszystko opowiedzieć! 
Przewracam oczami i potrząsam głową. Kto by pomyślał, że moja przyjaciółka będzie tak szczęśliwa z powodu utraty mojego dziewictwa. Ta dziewczyna jest szalona, ale za to ją kocham.
- Później, proszę. - Patrzę na nią błagalnie i uśmiecham się delikatnie. Oczywiście, że chcę się z nią podzielić tym, co wydarzyło się zeszłej nocy, ale to nie miejsce i czas na takie rozmowy.
- Jasne. - Kiwa głową, po czym posyła mi szczery, radosny uśmiech i sięga po szklankę z wodą i miętą. - Dzwoniła do ciebie mama? - pyta nagle.
- Nie, jeszcze nie. Ale założę się, że niedługo to zrobi. Pewnie ludzie w Dallas już wszystko wiedzą - wzdycham, poprawiając okulary na nosie. Żołądek mi się ściska na myśl o tym, co zdarzyło się kilka dni temu.
- Radzisz sobie z tym jakoś? - W jej głosie słyszę troskę.
- Chyba nie mam wyjścia. To nie pierwszy raz, kiedy w moim życiu dzieje się dużo za dużo - dodaję z fałszywym rozbawieniem. To potrafi być męczące.
Angel patrzy na mnie w milczeniu, bo wie, że nie musi nic mówić, bym poczuła jej wsparcie. Znamy się zbyt długo, by mieć jakiekolwiek wątpliwości co do naszych uczuć. 
Gdy kończę śniadanie, do naszego stołu dosiadają się Kylie, Kendall, Za, Tyga, Fredo oraz Miley. Justin zaraz po mojej rozmowie z Angel wrócił z talerzami pełnymi jedzenia i właśnie jest w trakcjie konsumpcji. Ryan plącze się gdzieś na plaży, rozmawiając przez telefon, a Twist wrócił na moment do pokoju. Wszyscy prowadzimy luźną pogawędkę, gdy ze swojego domku wybiega Camile, cała rozradowana. Trzyma laptopa w rękach i zmierza w naszym kierunku, krzycząc:
- Już są! ELLE i Allure opublikowały zdjęcia! - W jej głosie słychać czystą radość, a mnie odpływa cała krew z twarzy. 
Oprócz mnie i Angel nikt nie wie o tym, że w ogóle wzięłam udział w sesji. Patrzę nerwowo na przyjaciółkę, która wydaje się być równie zszokowana co szczęśliwa. Ale kiedy zauważa moje zdenerwowanie łapie mnie za dłoń i ściska ją pokrzepiająco, mówiąc bezgłośnie: " Będzie dobrze, wyluzuj". 
Okej, jestem superhiperuber podekscytowana z powodu publikacji, ale nie mam pojęcia jak na to wszystko zareaguje Justin. Pamiętam jakie miałam wątpliwości zaraz po sesji. Z całych sił próbuję sobie wmówić, że będzie dumny i opanowany, chociaż nie jestem do tego przekonana w stu procentach. 
Biorę łyk wody i wzdycham ciężko. Zerkam na Justina, który wydaje się być szczerze zainteresowany wydarzeniem. Camile stawia swój sporych rozmiarów laptop na stole przed nami, oczywiście z jej zdjęciami na ekranie. Staje za Justinem i kompletnie nie robiąc sobie nic z mojej obecności obejmuje go od tyłu, a ja zaczynam wrzeć wewnątrz. Co ona sobie wyobraża?
- Co sądzisz? - pyta słodko Justina, który uśmiecha się szeroko oglądając zdjęcia, na których doskonale pozuje. 
- Są świetne, Cam! Gratulacje! - oznajmia wesoło i obraca się tak, by pocałować ją w policzek.
Wszyscy wpatrujemy się w ekran, w tym i ja. Niestety muszę przyznać Justinowi rację. Zdjęcia są rewelacyjne, Camile naprawdę zrobiła kawał dobrej roboty. Doceniają to również siostry Jenner, które komentują ochoczo każde z sześciu zdjęć. Na każdym z nich wygląda przepięknie, z resztą ona cała jest piękna. Choćbym nie wiem jak jej nie lubiła, nie mogę jej odmówić urody. Ma w sobie coś nieoczywistego, co sprawia, że jest pociągająca. 
Jedynymi osobami w towarzystwie, które nie podzielają tego optymizmu jestem ja, Angel i Miley. Ta ostatnia patrzy na mnie porozumiewawczo i robi śmieszne, przedrzeźniające miny, przez co omal nie wybucham śmiechem. 
- Jest tego więcej? - Do moich uszu dobiega zaciekawiony głos mojego chłopaka. 
Natychmiast poważnieję i obserwuję go uważnie. Wydaje się być szczerze zainteresowany i wygląda na zrelaksowanego, co nieco mnie uspokaja. Może jednak nie będzie tak źle, kiedy zobaczy moje zdjęcia. "Pamiętasz jak się zachował tamtego dnia? Byłabym ostrożniejsza, złotko", komentuje moja podświadomość. Zamykam oczy i każę jej się pieprzyć, ponieważ naprawdę nie chcę w tej chwili wpadać w panikę. Poza tym sama jestem ciekawa, kto jeszcze wziął udział w sesji. 
Jak się okazuje, Kylie, Kendall oraz Miley również zgodziły się zapozować do charytatywnych zdjęć. Każda z nich miała nieco inny charakter sesji, ale wszystkie przedstawiały piękno, delikatność i seksowność. Każde ze zdjęć to istne dzieło sztuki. Sesja Miley jest utrzymana w bieli, a dziewczyna musiała świetnie się bawić, o czym świadczą fotki. Idealnie oddają rozbrajający charakter Miley, jej pogodę ducha i wrodzoną zadziorność oraz piękno.
Zdjęcia Kendall są bardzo profesjonalne i typowe dla modelki, którą jest. Są dynamiczne, artystyczne i typowo modowe. Ale widać na nich też szczęśliwą i uśmiechniętą młodą dziewczynę, a to właśnie o to chodziło. 
Natomiast sesja Kylie odbiera mi mowę. Zdjęcia, na których pozuje pokazują nam taką Kylie, którą szansę mieli poznać tylko jej znajomi. Jest na nich delikatna, dziewczęca i taka radosna... Wcale nie przypomina tej kobiety, którą jest w mediach - silnej, poważnej i nieco niedostępnej. 
- Wow, dziewczyny - mruczy Fredo, wachlując się ręką. - Co jedna to lepsza! 
Zerkam na siostry Jenner i nie mogę się powstrzymać, by ich nie uściskać. Dziewczyny chichoczą wesoło i odwzajemniają uścisk, dziękując grzecznie za gratulacje. 
Kiedy tak Camile i Justin przewiają kolejne zdjęcia takich osób jak Taylor Swift, Demi Lovato, Jennifer Aniston, Chloe Mortez czy Emma Watson, ja siedzę jak na szpilach, czekając aż wreszcie moje zdjęcia pojawią się na ekranie. Prawde powiedziawszy już przestałam się tak cieszyć na myśl o tych zdjęciach. 
Kim ja tak naprawdę jestem, by brać udział w takim przedsięwzięciu? Nie jestem ani aktorką, ani piosenkarką ani nawet celebrytką, żeby wzbudzać jakiekolwiek zainteresowanie. Co mnie podkusiło? Ach tak, szczytny cel. To było naprawdę fajne przez chwilę poczuć się kimś ważnym, być w centrum uwagi. Ale tak naprawdę nawet nie umywam się do takich osobistości, jakimi są Camile, Miley, Kendall i Kylie. One na swoim koncie mają setki sesji, wywiadów i ludzie pragną wiedzieć co dzieje się u nich na każdym kroku. Nawet Angel, która rozpoczęła karierę modelki całkiem niedawno jest bardziej doświadczona i pożądana ode mnie. Nie użalam się nad sobą, nie w tym rzecz. Chodzi o to, że po prostu przestałam się czuć komfortowo z całym tym wydarzeniem. 
Nagle na ekranie laptopa pojawia się twarz Angel i wszystkim opada szczęka. To, jak piękne, zmysłowe i artystyczne są jej zdjęcia nie jest w stanie opisać żadne słowo. Angel jest na nich ponętna, egzotyczna, ale i delikatna i spokojna. Duma rozpiera mi serce, gdy to widzę. Nie sądziłam, że moja przyjaciółka tak pozamiata. W odruchu radości ściskam ją mocno i całuję jej twarz, powtarzając jej jak bardzo jestem szczęśliwa i jak bardzo jej gratuluje.
- Moja dziewczynka - chichoczę i zanurzam twarz w burzy jej loków, gdy tulę ją raz jeszcze.
- Pokłóciłbym się - odzywa się nagle Za, patrząc na mnie wesoło, ale i znacząco.
Natychmiast odskakuję od Angie, by pozwolić mu porozmawiać z dziewczyną, co odrazu wykorzystuje, przyciskając swoje usta do jej. Uśmiecham się na ten widok, a na sercu czuję ciepło. Tak bardzo się cieszę, że oboje są ze sobą szczęśliwi.
Uznaję, że jeszcze trochę minie zanim pojawią się moje zdjęcia, więc postanawiam pozbierać talerze po śniadaniu i nalać sobie świeżej wody do dużej szklanki. Po cichu liczę na to, że w końcu się znudzą i odstawią oglądanie zdjęć na potem, albo najlepiej na nigdy. "Głupia, przecież cały świat prędzej czy później je zobaczy, oni również" syczy uszczypliwie moja podświadomość, która nie posłuchała mnie za pierwszym razem i nadal decyduje się skutecznie mnie dobijać. Gromię ją wzrokiem, ale to kompletnie nic nie daje. 
Biorę głęboki oddech, starając się opanować nerwy i wracam do stolika, przy którym toczą się ożywione dyskusje, ale kończą się one tak szybko, jak tylko udaje mi się postawić szklankę na równej powierzchni drewnianego stołu. Wszystkie oczy wlepione są po raz kolejny w ekran laptopa, a cisza jaka nagle zapadła aż drażni moje uszy. Zerkam na Angel, która uśmiecha się diabelsko, a jednocześnie dumnie i to mówi mi wszystko. Tam, w tym cholernym laptopie, cholernej Camile są moje cholerne zdjęcia. Zamykam oczy i modlę się, aby jakimś cudem udało mi się cofnąć do dnia, w którym zgodziłam się wziąć udział w sesji. Skoro tak bardzo chciałam pomóc dzieciom to mogłam po prostu wpłacić pieniądze dla fundacji. Tak bardzo boję się reakcji tych wszystkich osób, że zapominam by oddychać, ale kiedy zaczyna mi się kręcić w głowie nabieram głębokiego wdechu. Nie wiem jaka demoniczna siła każe mi to zrobić, ale kiedy patrzę na Justina wszystkie moje nadzieje dotyczące jego radości w jednej sekundzie się ulatniają, a żołądek zmienia się w supeł, który wręcz boli. Szlag, szlag, szlag. 
- Rany, Teksas! - wykrzykuje Miley, przerywając tę dręczącą mnie ciszę. - To jest cholernie gorące! - Podnosi się z ławki i podbiega do mnie, by zamknąć mnie w niedźwiedzim uścisku. - Jesteś ostatnią osobą, której bym się spodziewała na tej sesji! 
- Faith, a niech mnie, to jest... Brakuje mi słów! - mówi entuzjastycznie Fredo, puszczając mi oczko. - Gratulacje - dodaje. - Gratulacje dla was wszystkich, dziewczęta! 
Skupiam całe swoje siły, by przywołać na usta uśmiech i naprawdę cieszyć się z reakcji moich znajomych. Dobrych reakcji. Ale nie jest to łatwe, ponieważ Justin nadal wpatruje się w moje zdjęcia, a w jego oczach formuje się czysta furia, przez co robi mi się słabo. Ale zaraz potem czuję złość. Dlaczego on aż tak to źle odbiera? Dlaczego nie mógł tak jak Za, czy Tyga podjeść do mnie, powiedzieć jak bardzo podobają mu się zdjęcia i po prostu mnie pocałować? Dlaczego nie mógł ucieszyć się tak, jak ucieszył się na sesję Camile? To tylko cholerne zdjęcia, których nawet ja nie widziałam w ostatecznej wersji, a podczas robienia których ciężko pracowałam. 
- To naprawdę twoja pierwsza sesja? - pyta Kylie, przeglądając na telefonie raz jeszcze moje fotki. - Wyglądasz, jakbyś to miała we krwi. Mam na myśli pozowanie - dodaje z uśmiechem.
- Tak, naprawdę - mówię po raz kolejny, ponieważ ani siostry Jenner ani Miley nie mogą w to uwierzyć. - Mogę zerknąć? Nie widziałam ich jeszcze. - Pytam, wskazując na telefon.
- Jasne. - Kylie podaje mi ochoczo telefon, a ja zabieram się za przeglądanie.
Nagle Camile wstaje od stołu, zatrzaskuje klapę laptopa i ze złością wymalowaną na twarzy wraca do swojego pokoju.
- A jej co się stało? - pyta Alfredo, unosząc brew w zaskoczeniu.
- Zazdrość - kwituje krótko Miley, uśmiechając się szyderczo. Och, jak dobrze mieć w niej sprzymierzeńca.
W pewnej chwili pojawia się wśród nas Twist, jak zwykle nie szczędząc ordynarnych zachowań i słów.
- Woah, Faith, niezła z ciebie petarda! - woła, zbliżając się do nas. - Bieber, jest tak samo gorąca sam na sam? - pyta, a mnie robi się niedobrze. Nie znoszę tego typa.
- Zamknij się - warczy Justin i energicznie wstaje, po czym odchodzi wściekłym krokiem w stronę oceanu, zostawiając Twista w konsternacji.
- Oho, następny - rzuca Fredo, nie ukrywając rozbawienia.
Ale mi wcale nie jest do śmiechu. Żołądek mi się skręca, gdy widzę jak bardzo zły jest Justin. Nadal buzuje we mnie złość, że się tak zachował, ale z drugiej strony sama nie wiem jak zachowałabym się na jego miejscu. W końcu zdjęcia są naprawdę ładne, ale równie seksowne i zmysłowe.
- Daj mu chwilę, chyba musi ochłonąć. - Słyszę za sobą spokojny głos Za. Gdy się odwracam dostrzegam u jego boku Angel.
- Nie masz pojęcia jak bardzo jestem z ciebie dumna, Faithie - odzywa się, po czym wyplątuje się z objęć Xaviera i przytula mnie. - Zdjęcia są rewelacyjne, kawał dobrej roboty.
- Dziękuję - mówię cicho, uśmiechając się do niej szczerze. - Też jestem z ciebie dumna.
Angel zaczyna się wesoło śmiać, po czym całuje mnie w policzek, mówi, że mnie kocha i wraca do Za, który czeka na nią kilka kroków dalej. 
Wszyscy wydają się być tacy szczęśliwi, z wyjątkiem Justina, który właśnie spaceruje wzdłuż brzegu i rozmawia przez telefon. Wygląda na jeszcze bardziej wściekłego niż wcześniej. 
Okej, Faith. Czas chwycić tego byka za rogi i zmierzyć się z jego paskudnym humorem. Nie będę czekać w nieskończoność, aż mu przejdzie. Poza tym ja też mam, kurczę, prawo do cieszenia się publikacją! 
Zbieram się w sobie i ruszam w kierunku, gdzie obecnie znajduje się Justin, czyli do miejsca oddalonego ode mnie o jakieś dwieście metrów. Siedzi na skraju wygodnego leżaka i dłubie w piasku. 
- Cześć - odzywam się lekko ochrypłym głosem, bawiąc się palcami. Mimo mojego zdeterminowania jestem poddenerwowana tym, jak ta rozmowa przebiegnie. - Możemy pogadać?
Justin podnosi wzrok niechętnie i bardzo powoli. Widzę jak zaciska szczękę, gdy słyszy mój głos. Cholera, nie jest dobrze. Ale nie zamierzam dać za wygraną. Siadam ostrożnie obok niego, licząc w duchu, że w końcu się odezwie. Gdy po kilku minutach nadal milczy, ponawiam próbę.
- Justin, porozmawiajmy. Proszę, nie zachowuj się dziecinnie - wzdycham, kładąc dłoń na jego plecach, ale to nie był najlepszy pomysł, ponieważ Justin odskakuje ode mnie jak poparzony.
Zaciskam mocno powieki, starając się opanować szalejące wewnątrz mnie emocje. Justin zupełnie mnie ignorując podchodzi bliżej brzegu, tak, że jego stopy pokrywa woda. Wydaje się być bardzo oddalony. Ode mnie, od znajomych, od rzeczywistości. To wprawia mnie w smutny nastrój, ale natychmiast się otrząsam i wstaję z zamiarem porozmawiania z nim raz jeszcze. 
- Justin - mówię szeptem, jakbym obawiała się, że mój własny głos mnie zawiedzie.
- Możesz się do jasnej cholery ode mnie odczepić? - warczy w końcu, wbijając we mnie lodowato zimne spojrzenie.
Marszczę brwi zaskoczona. Okej Bieber, nie będzie miłej Faith.
- O co Ci chodzi, co? O te cholerne zdjęcia? - rzucam, starając się przynajmniej brzmieć na niestrudzoną.
- Tak! - syczy. - Właśnie o te cholerne zdjęcia mi chodzi! Co ty sobie wyobrażałaś, zgadzając się na tę sesję? - Jest tak paskudnie wściekły, że robię krok w tył, kiedy on wyrzuca z siebie słowa.
- Rany Boskie, Justin! A co jest w nich złego? To akcja charytatywna - dodaję, ale sama nie wiem czemu. Moje słowa brzmią jak usprawiedliwienie, a wcale nie to miałam w planach.
- Skoro chciałaś być taką filantropką mogłaś przelać pieniądze na konto jakiejś fundacji,  coś wylicytować, zamiast udawać znaną i lubianą i zgadzać się na udział w sesji! - krzyczy, a gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno byłabym martwa. 
Patrzę na niego i nie wierzę w to, co on wygaduje.
- Co ci się w nich nie podoba? - pytam bardzo spokojnie, próbując podejść go od tej strony.
- Ty! - warczy, posyłając mi spojrzenie pełne gniewu.
Jego słowa to cios prosto w serce. Chcę coś powiedzieć, ale moje gardło mnie zawodzi. Zamykam więc usta wpatrując się w niego i zastanawiając się co się z nim dzieje. Justin nawet nie zwraca uwagi na moją reakcję i kontynuuje:
- To w jaki sposób pozujesz... - ścisza głos, zamykając oczy. - Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłaś - dodaje po chwili, kręcąc głową. - Poza tym to nie jedyna sesja na jaką się zgodziłaś, co? Widziałem tę dodatkową. Pięknie, Faith. Gratuluje - mówi, a jego słowa ociekają sarkazmem i zniesmaczeniem.
Wpatruję się w niego i czuję jak w moich oczach zbierają się łzy. O nie Faith, nie tym razem. Pokaż mu, że ty też masz coś do powiedzenia w tej sprawie. Biorę głęboki oddech i zanim on zdąży na nowo zacząć obrzucać mnie bolesnymi słowami, przejmuję pałeczkę.
- Co się z tobą dzieje, co? Co w ciebie wstąpiło? Nie poznaję cię, Justin - mówię opanowanym tonem, zaciskając pięści. - Dla mnie te zdjęcia są po prostu piękne. Takie, jakie miały być. Ciężko pracowałam na obu sesjach, by efekt był zadowalający. Zrobiłam to z dobrego serca, nie po to, by zyskać popularność. Nie sądzisz, że to dostałam w pakiecie, kiedy zaczęłam się z tobą spotykać? Wcale o to nie prosiłam, nie zależy mi na tym. W tamtej chwili, gdy się zgadzałam, zależało mi jedynie na szczęściu innych.
- Szkoda, że nie zależało ci na moim- prycha Justin, obracając się do mnie bokiem.
- A ty? Czy tobie choć przez moment przeszło przez myśl, że to i mnie uszczęśliwiło? To, że mogłam się przyczynić do czegoś dobrego? Nie masz pojęcia, jak to jest być nieznanym partnerem kogoś cholernie sławnego i bogatego. Każdego dnia dostaję setki, o ile nie tysiące wiadomości, jaką to jestem hieną, której zależy jedynie na popularności i twoich pieniądzach. - Z moich ust wylewa się potok słów, który mnie oczyszcza. Nie zamierzam teraz przestać, więc by nie stracić wątku, zaczynam na nowo.
- A ja nie jestem taka. Nie interesuje mnie ile masz na koncie i jak masz na nazwisko, czy jeździsz najdroższymi samochodami i jacy projektanci chcą cię ubrać.  Mam to wszystko gdzieś. - Biorę głęboki oddech, patrząc na twarz Justina, która nie mówi mi kompletnie nic. - Dlatego biorąc udział w tej sesji,  chciałam pokazać innym, że to losy innych ludzi mnie poruszają, że jestem zwykłym człowiekiem, dziewczyną, która wcale nie jest zła. I tak, zdawałam sobie sprawę z tego, że to spotka się z różnym odbiorem, że ludzie mnie znienawidzą jeszcze bardziej lub pokochają nieco mocniej. - Mówiąc to wszystko poczułam jak gniew zaczyna we mnie narastać z każdą chwilą coraz bardziej. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, ale nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie, w końcu czuję w sobie siłę, której od tak dawna mi brakowało.
- Wiesz? Myślałam, że się ucieszysz, że wesprzesz mnie, że będziesz choć w jednej setnej dumny, z tego, że podjęłam się tego zadania. Ale nie, jedyne z czego potrafiłeś się cieszyć, to sesja Camile. Tak jest zawsze. Czegokolwiek nie zrobi, zawsze spotyka się to z twoją aprobatą. Prawda jest taka, że pozwalasz jej na wszystko, nawet na to, czego nie powinna robić. Nie zazdroszczę jej niczego, nie w tym rzecz. Po prostu boli mnie, że wszyscy dookoła wspierają mnie bardziej niż mój własny chłopak, bo zamiast tego on woli zachowywać się tak cholernie zaborczo. To takie cholernie niesprawiedliwe. Ty zawsze wybierzesz ją- dodaję cicho, powtarzając słowa Miley. Ona naprawdę miała rację. Żałuję, że nie uwierzyłam w to od razu. 
- Prawdę mówiąc to straciłam ochotę na tę rozmowę - zaczynam, robiąc jeszcze jeden krok w tył. Justin nadal wpatruje się we mnie z kamienną twarzą. - Jesteś wolny, rób co chcesz. Wściekaj się dalej, albo idź sprawdź co się dzieje u Camile, bo zdaje się, że podobnie jak ty źle przyjęła mój udział w projekcie. Zresztą jak wszystko co robię. Ja na pewno nie pozwolę ci zrujnować tego dnia, który naprawdę chciałam mile z tobą spędzić, szczególnie p wczorajszej nocy. Poza tym to w końcu twoje urodziny - dodaję, po czym zdecydowanym krokiem odchodzę w stronę domków. Justin nie powiedział ani słowa. Może dlatego, że po prostu nie dałam mu dojść do głosu swoją wypowiedzią. Ale nie żałuję jej ani trochę. To mnie oczyściło, w końcu powiedziałam mu prawdę o własnych uczuciach, zamiast je skrywać i udawać, że wszystko jest w porządku. No, i się nie popłakałam, co sprawia, że uśmiecham się dumnie. Szkoda tylko, że po tak wspaniałej nocy nie udało nam się utrzymać równie spaniałego nastroju.
Postanawiam wrócić do naszego apartamentu, by przebrać się w strój kąpielowy i zażyć trochę słońca, które swoją drogą jest tutaj bardzo mocne i już zdążyłam się troszkę opalić. W środku panuje przyjemny chłód, najprawdopodobniej dzięki sprytnie ukrytej klimatyzacji, za co jestem bardzo wdzięczna. Podchodzę do szafy, skąd wyciągam czarno-białe bikini oraz szorty. Kiedy schylam się w dół, by sięgnąć po klapki czuję jak zaczyna kręcić mi się delikatnie w głowie oraz ból w plecach. Przytrzymuję się wysuniętej szuflady i bardzo pomału się prostuję, próbując zrozumieć, co się dzieje. Kiedy wszystko wraca do normy, myślę, że to pewnie przez temperaturę i całe te nerwy. Zabieram rzeczy, a po drodze butelkę z wodą i wchodzę do łazienki, by się przebrać. Gdy wychodzę zastaję siedzące na łóżku Miley oraz Angel, które wpatrują się we mnie badawczym spojrzeniem. Obie mają na sobie stroje kąpielowe, Miley czerwone, a Angel białe
- Nawrzucałaś mu, co? - Pierwsza odzywa się Miley, uśmiechając się przyjaźnie.
- Właściwie to tak - odpowiadam, biorąc część włosów i spinając je z tyłu w małego koczka.
- Co mu powiedziałaś? - pyta Angie, poprawiając się na łóżku i wyglądając na szczerze zaciekawioną. - Po waszej rozmowie od razu wskoczył do oceanu.
- Tak? - Patrzę na nią obojętnie, ponieważ wcale mnie to nie zaskoczyło. Złość nadal nie opuściła mojego ciała. - Powiedziałam mu to, co leżało mi na sercu - wyjaśniam, wciągając spodenki na biodra. 
- To znaczy? - Z tonu Miley wnioskuję, że nie ma co dalej odpowiadać zdawkowo.
- Wyrzuciłam z siebie wszystko. To, jak zabolała mnie jego reakcja, to jak wpatrzony jest w Camile. Wszystko, po prostu wszystko.
- Chwila, co? - piszczy Angel. - Co mu powiedziałaś o Camile? 
Patrzę na dziewczyny i widzę w ich oczach nutkę przerażenia. Chyba myślą, że mi odbiło.
- Że to zawsze ona będzie na pierwszym miejscu - odzywam się po krótkiej chwili milczenia.
- Nareszcie! - Miley wyrzuca ręce w powietrze i przewraca oczami. - Może teraz zrozumie, bo kiedy ja próbowałam mu przemówić do rozsądku totalnie nic nie pomagało. 
- Miałaś rację. Wiem, że się powtarzam, ale taka jest prawda - mówię, siadając na miękkiej pufie. - W końcu miałam odwagę mu powiedzieć co o tym wszystkim sądzę. Nie zamierzam poddać się tej kłótni, nie chcę spędzić tego dnia w złym nastroju. Jeśli Justin woli to zamiast dobrej zabawy, to w porządku. To jego sprawa. - Wzruszam ramionami, aż w końcu wstaję i zaczynam wrzucać do torby książkę, iPada, krem z filtrem i telefon.
- Brzmisz trochę okrutnie, wiesz? - odzywa się Angie z delikatnym niepokojem w głosie. - To w końcu twój chłopak. Wczoraj przecież...
- Wiem o tym, nie zapomniałam - ucinam, odwracając się do niej. - Ale nie chcę zapomnieć o sobie, okej? Też mam prawo do życia.
- Moja dziewczynka - wtrąca Miley i wesoło się uśmiecha. - Nie przejmuj się, przejdzie mu. Ten typ tak ma. - Mruga do mnie, po czym wstaje i dodaje - A teraz drogie panie, zapraszam was na drinka. Musimy uczcić te sesje! 
- Racja. - Uśmiecha się Angel i dołącza do nas, gdy opuszczamy domek i zmierzamy w stronę ogromnego basenu, w pobliżu którego są już wszyscy znajomi. Nawet Justin postanowił odłożyć humory na bok i wrócił do towarzystwa, ale nie zamienia ze mną ani słowa.

Dwie godziny później leżymy z Kylie, Angel oraz Miley na miękkich leżakach, sącząc jednego z wielu kolorowych drinków. Słońce przyjemnie pieści nasze odsłonięte ciała, a lekki wiaterek sprawia, że temperatura jest do zniesienia. Nawet Camile siedzi z nami przez cały czas, zachowując się radośniej i energiczniej niż zazwyczaj, co nie zmienia faktu, że nadal nie może na mnie spojrzeć. Jakie to żałosne. Część ludzi skryła się w cieniu przy stołach, inni pływają w basenie, a pozostali spacerują wzdłuż wybrzeża. Ja natomiast czytam książkę, którą przywiozłam tu ze sobą. Trochę po to, by nie myśleć o tym, co się wcześniej wydarzyło i trochę po to, by po prostu się zrelaksować. 
Przez ten czas Justin i ja często wymieniamy się spojrzeniami. Czasem zupełnie przypadkowo, czasem bardziej celowo. Pomimo tego paskudnego spięcia między nami widzę, że żadne z nas nie może na dłuższą metę izolować się od drugiego. Jednak tę sytuację sprytnie wykorzystuje Camile, która prawie nie odstępuje Justina na krok. Bezceremonialnie siada mu na kolanach, obejmuje czy zaczepia, a ku mojemu rozczarowaniu Justinowi wcale to nie przeszkadza. Właśnie o tym mówiłam. On nie zauważa tego, że ta dziewczyna go kocha. Pozwala jej na wszystko, tak jakby to ona była jego dziewczyną, nie ja. To bardzo rani moje uczucia, ale dopóki on sam tego nie zauważy ja nic nie wskóram. Jedynie go zezłoszczę.
Zamykam na moment oczy, chcąc wyrzucić z głowy te myśli. Wtedy dzwoni mój telefon, więc odkładam książkę na bok, przepraszam na moment moje towarzyszki i odchodzę, by odebrać. Okazuje się, że dzwoni Chris.
- Cześć Faith - wita się. - Wiem, że masz urlop i jesteś gdzieś daleko, ale chciałem ci tylko podziękować - mówi spokojnie, a ja wyczuwam, że się uśmiecha.
- Podziękować? Za co? - pytam skonsternowana. - Chyba nie rozumiem.
- Słyszałem o tym, co się stało w Dallas - wyjaśnia pośpiesznie, sprawiając, że moje serce zaczyna szybciej bić.
- Co? - Marszczę brwi. - Jak to? Czy to znaczy, że wszyscy...
- Nie! - przerywa mi Chris, chyba nie chcąc, bym źle go zrozumiała. - Nikt nie wie o co tak naprawdę chodziło.
- To skąd...
- Wspólnik ojca zadzwonił. Twój tata chwalił się do czego cię zmusił. Mogę sobie tylko wyobrazić, do czego ten drań się posunął, by..
- Daj spokój - wcinam się w słowo Chrisowi czując lekkie ściskanie w żołądku. - Nie chcę o tym teraz mówić.
- Jasne, rozumiem - odpowiada ciepło. - Tak czy inaczej, chciałem ci podziękować, że nie zrobiłaś tego, o co prosił cię Ricardo.
- Nie potrafiłabym się zniżyć do jego poziomu - wyjaśniam cicho, bawiąc się stopami piaskiem.
- Wiem, zawsze ceniłem cię za lojalność - mówi, a w jego głosie słychać nutkę sentymentu. - Daj znać kiedy wracasz. Chciałbym się z tobą spotkać i porozmawiać na żywo - dodaje ze śmiechem.
- Przecież zobaczymy się w pracy - stwierdzam, marszcząc brwi, bo nie rozumiem o co mu chodzi.
Przez chwilę milczy, po czym bierze głęboki oddech.
- Po prostu daj znać. Muszę kończyć, Faith. Do zobaczenia. - Po tych słowach kończy połączenie, zostawiając mnie zaintrygowaną i trochę niepewną. 
Co on przez to miał na myśli? Zupełnie nic nie rozumiem. Odsuwając pytania na bok, wracam do miejsca, w którym było mi tak dobrze, czyli leżak. Zauważam, że Camile gdzieś zniknęła, przez co Justin nie jest już przez nią okupowany. Siedzi teraz nad basenem, w którym zanurzył nogi i popija drinka, a jego wzrok jest utkwiony we mnie. Śledzi uważnie każdy mój ruch, kiedy wracam na leżak i siadam na nim, ściągając klapki ze stóp. Tym razem postanawiam zostać nieugiętą. Próbowałam z nim rozmawiać, ale to nie wyszło, więc teraz czekam na jego krok. Związuję włosy w luźnego koczka i wracam do czytania książki. Angel leży po mojej prawej stronie i rozmawia z Kylie na temat jej nowego pomysłu na kosmetyki z jej linii. Ponieważ nie mogę już skupić się na książce odkładam ją do torby i siadam na leżaku Angel, by móc się przyłączyć do rozmowy.
- Więc uznałam, że paletka musi być wyjątkowa i zmieniałam koncepcję chyba z dziesięć razy - wzdycha Kylie, poprawiając od niechcenia górę od stroju.
- A myślałaś nad czymś nowymi kolorami pomadek? - pyta Angie z zaciekawieniem.
- Tak, rozmawiałam z ekipą na temat nowych formuł, gloss i metal. - Oczy Kylie aż się świecą, gdy tłumaczy wszystko po kolei, jak wygląda proces tworzenia.
Nagle z jednego z domków wybiega roztrzęsiona Kendall, skupiając na sobie naszą uwagę.
- Camile! - krzyczy przez łzy. - Pomóżcie jej!
Natychmiast zrywam się na równe nogi, podobnie jak inni i biegnę w stronę domku. Gdy do niego wpadam, wokół Camile klęczy Fredo, Twist oraz Kaili, którzy próbują ratować blondynkę. 
- Jest cała rozgrzana, ma drgawki i traci przytomność! - woła Fredo, na czyjeś pytanie co się dzieje.
Słysząc te słowa w mojej głowie włącza się filtr. Zaczynam przetwarzać te słowa i w końcu doznaję olśnienia. Odnajduję wzrokiem Angel i już wiem, że i ona zrozumiała.
Natychmiast ruszam w stronę Camile i przepycham się, by do niej dotrzeć. Wygląda źle. 
- Faith, odsuń się - warczy Justin, który pojawił się przy dziewczynie.
- Zostaw. - Podnoszę rękę. - Wiem co robię.
Sięgam do twarzy Camile i otwieram szerzej, jej na wpół zamknięte powieki. Moim oczom ukazują się mocno rozszerzone źrenice, a jej obłąkany wyraz twarzy boleśnie przypomina mi momenty, o których wolałabym nie pamiętać. Dziewczyna zaczyna drżeć coraz mocniej, więc zdaję sobie sprawę, że mam coraz mniej czasu. Zaczynam zdejmować z niej spodenki i związuję jej miękkie włosy.
- Angel! - krzyczę. - Co z wodą?! 
- Przynieście ją tu! - odkrzykuje z łazienki, dokąd poszła by wypełnić wodę zimną wodą.
- Słyszeliście? Pomóżcie mi! - warczę, patrząc na chłopaków w pomieszczeniu, jednocześnie biorąc Camile pod pachy. 
Moją uwagę przyciąga Twist, ale nie mam czasu się teraz nim zajmować. Justin i Ryan ostatecznie pomagają mi zanieść Camile do łazienki.
- Do wanny - rzucam pośpiesznie. - Teraz - dodaję stanowczo, gdy spotykam się ze skonsternowanymi minami chłopaków. 
Kiedy w końcu zaczyna do nich docierać co mówię, wkładają ostrożnie dziewczynę do wody w zupełnym milczeniu.
- A teraz stąd wyjdźcie - proszę już spokojniej, przykucając przy wannie, w której bezwładnie leży Camile.
- Co? Nigdzie się nie ruszam - odpowiada Justin z takim przejęciem w głosie, że aż przechodzi mnie dreszcz.
- Posłuchaj jej - mówi łagodnie Angel. - Zaufaj jej.
Nie zwracam na nich uwagi, ponieważ teraz cała skupiam się na osobie, której nie znoszę, a która potrzebuje mojej pomocy. Teraz odsuwam daleko od siebie wszystkie zadry, ponieważ w obecnej sytuacji mam gdzieś, czy się lubimy czy nie. Aktualnie muszę zrobić wszystko, by organizm Camile zwalczył ten syf, który ma w sobie.
- Jeśli chcesz jej pomóc będzie lepiej jak wyjdziesz. Ty i Ryan - słyszę za sobą głos Angel, który jest ciepły i pełen opanowania.
Nie wiem ile czasu mija, ale w końcu z łazience zostaję tylko Ja oraz Angel i Camile. Ostrożnie zdejmuję jej koszulkę, po czym ściągam wszystkie łańcuszki. Dzięki wodzie drgawki stają się coraz słabsze, a temperatura ciała się obniża, co cieszy moje serce. 
- Strój też muszę - mówię bardziej do siebie niż do Angel, kiedy odwiązuję górę bikini Camile.
- Nie - mamrocze blondynka, gdy resztkami świadomości widzi co robię. Zaczyna się szarpać i odsuwać moją rękę.
- Cam, proszę cię - wzdycham, łapiąc ją za ramiona. - Nic, czego wcześniej nie widziałam.
- Nie - powtarza, tym bardziej trochę bardziej zdecydowanie, ale kosztuje ją tyle sił, że przestaje się szamotać w wodzie, przy okazji wylewając ją na mnie.
- Potrzebujesz czegoś? - pyta Angel.
- Wody mineralnej. Martwię się, że mogła się odwodnić - wyjaśniam i zerkam na zatroskaną minę mojej przyjaciółki.
- Jasne, zaraz wracam. - Kiwa głową i chwilę później opuszcza pomieszczenie.
Camile mamrocze coś kompletnie nie zrozumiałego, a ja patrzę na nią ze smutkiem w oczach, ponieważ widzę w niej siebie sprzed kilku lat. Wyglądałam dokładnie tak samo, a pewnie nawet gorzej, gdy zaćpałam za dużo. Kiedyś to Angel i Ian mnie ratowali, a teraz to ja, ex-ćpunka ratuję kogoś, kto popełnił ten sam błąd co ja lata temu. Przyglądam się tej drobnej blondyce przede mną i czuję żal, ponieważ nie rozumiem dlaczego tak pewna siebie i piękna kobieta podjęła tak głupią i niedojrzałą decyzję. Z perspektywy czasu patrzę na to wszystko zupełnie innym okiem. Wiem, że to co robiłam kiedyś było największym głupstwem i błędem mojego życia, że zafundowałam sobie ból, cierpienie i potwony pewnien okres życia. 
Z tych rozmyślań wyrywa mnie otwieranie drzwi. To Angel. Podaje mi wodę, którą odkręcam i proszę Camile, by wypiła choć kilka łyków. Jakimś cudem to się udaje, oczywiście nie bez wcześniejszego szamotania.
- Dopiero teraz wiem, jaką mieliście ze mną ciężką robotę - wzdycham cicho, gdy Camile w końcu zasypia pomimo zimnej wody.
- Daj spokój, Faith. To przeszłość - odpowiada Angie, siadając obok mnie i tuląc mnie do siebie. 
Siedzimy tak przez dłuższą chwilę, obserwując uważnie Camile. W końcu panującą ciszę przerywa pytanie mojej przyjaciółki.
- Jak myślisz? Dużo tego wzięła?
Przygryzam wnętrze policzka i wzruszam ramionami, zastanawiając się przez chwilę.
- Nie sądzę. Długo była półprzytomna, drgawki dość szybko ustały. Co nie zmienia faktu, że było to cholernie niebezpieczne.
- Ciekawe skąd miała to świństwo - mruczy Angel, opierając głowę o ścianę, mając wciąż wlepiony wzrok w blondynkę. 
Wtedy przypomina mi się, że Twist był jakiś dziwny, gdy zaczynałam ratować Camile. Od zawsze coś nie grało mi z tym facetem. Do głowy wpada mi wspomnienie, kiedy przyniósł do Justina woreczek z amfą czy innym syfem. I właśnie w tym momencie cała układanka zaczyna układać się w jedną, spójną całość. Zrywam się na równe nogi i rzucam do Angel, żeby została tu z Camile, a później wybiegam z łazienki. Domek jest pusty, więc wychodzę na zewnątrz, a moja osoba przyciąga spojrzenia wszystkich. Ignoruję to, bo gdy zauważam Twista stojącego jak gdyby nigdy nic przy leżakach, rzucam się w jego kierunku.
- Sukinsynu! - warczę, gdy tylko go dopadam. - Co jej dałeś? Co to za świństwo?! - Przestaję nad sobą panować i zaczynam okładać go na oślep. 
Po chwili ktoś łapie mnie od tyłu w pasie i odciąga od broniącego się Twista.
- Co ty wyprawiasz? - pyta wściekle Justin, ponieważ jak się okazuje to on mnie trzyma, bym raz jeszcze nie rzuciła się na Twista.
- Zapytaj się lepiej swojego kumpla, jakim chujem trzeba być, żeby podawać czystej dziewczynie taką ilość takiego syfu! - odpowiadam, próbując się wyrwać Justinowi, ale jego uścisk jest silny i nie do ruszenia. - Co to było? - pytam raz jeszcze, tym razem nie szarpiąc się aż tak.
Twist patrzy na mnie, a ja widzę, że on też jest zdrowo naćpany, tyle, że jest bardziej doświadczony i nie jest to tak oczywiste, jak w przypadku Camile. 
- Twist? - odzywa się nagle Justin, a jego głosie słyszę mieszankę furii i niepokoju.
- Amfę - odpowiada w końcu, kiedy cisza która wcześniej zapanowała staje się nie do zniesienia.
- Ty chory sukinsynu! - woła Kendall z zamiarem rzucenia się na czarnoskórego chłopaka, ale powstrzymuje ją przed tym Ryan. - Jak mogłeś jej to dać?!
- Sama chciała. - Wzrusza ramionami i jest na tyle bezczelny, by się uśmiechnąć.
Czuję jak we mnie zaczyna gotować się krew i gdybym tylko mogła, wyrwałabym mu jaja i nakarmiła go nimi. Mimo, że ja i Camile nie jesteśmy i nigdy nie będziemy przyjaciółkami, nie mogę nic poradzić na to, że jestem więcej niż wściekła na Twista i że bardzo jej współczuję.
Zapada głucha cisza, ponieważ nikt ze zgromadzonych nie może chyba uwierzyć, w to co się dzieje. Nagle uścisk Justina staje się ciaśniejszy, a pięść zaciska się na moim brzuchu, co bardzo boli, ponieważ złapał moją skórę. Odwracam głowę, by powiedzieć mu, żeby przestał, ale wtedy zauważam gromy ciskające z jego oczu w stronę Twista. Zaciska mocno szczękę, aż w końcu przerywa milczenie, mówiąc tak groźnie, że czuję ciarki na całym ciele.
- Wynoś się stąd, Twist. Won.




Hej ho! Czołem misiaczki! Mam dla was kilka ogłoszeń:

- CHOLERNIE ZA WAMI TĘSKNIŁAM
- tak, wróciłam, teraz już definitywnie. Chcę poprowadzić tę historię do końca!
 - tam, gdzie wstawiłam link do zdjęć Faith, jeszcze jedne znajdziecie pod słowem "sesja", zaraz po pierwszym linku :)

Nowy rozdział nie pojawił się od ponad roku i prawdę mówiąc, nigdy nie sądziłam, że do tego dopuszczę. Ale dopiero teraz czuję się na siłach, by pisać. Tak, wiem, mówiłam to mnóstwo razy, ale teraz na prawdę czuję, że to co mówię jest prawdą. 
Tak czy inaczej baaaaaaardzo za Wami tęskniłam. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba i czekam na odzew, bo Wy nigdy nie zawodzicie! W razie pytań wiecie gdzie mnie szukać! Ask oraz Twitter nadal są aktualne. A mówiąc o tym, to jeżeli ktoś z Was zmienił user na TT to proszę, dajcie znać! 
No, to buziaki i do następnego!
xoxo,
V.