"Let me love you, please."
Słowa Justina szokują wszystkich, nawet naćpanego do bólu Twista. Patrzy na niego pytająco, jakby zupełnie nie rozumiał tego, co się dzieje. Justin jest tak wściekły, że zaczyna się trząść, przez co odruchowo go przytulam, chociaż nie mam teraz na to ochoty. Boję się, że zrobi coś głupiego.
Wokół nas panuje cisza, przerywana jedynie szumem fal. Nie wiem ile czasu upływa, ale kiedy Za oraz Tyga przejmują Twista i odprowadzają go do pokoju, mówiąc, że na niego pora, czuję ulgę. Przynajmniej ta szumowina stąd zniknie. Jednak zanim Twist nas opuszcza posyła Justinowi mordercze spojrzenie, jakby narastał w nim gniew. Jest bezczelny, myśląc, że ma prawo do jakiejkolwiek złości.
Odsuwam się powoli od Justina, wkładając dłonie do tylnych kieszeni szortów. Każdy zachowuje milczenie jeszcze przez parę chwil, aż w końcu Kendall i Kylie podchodzą do mnie i pytają:
- Jak ona się czuje? - W oczach obu dziewczyn widzę troskę i przerażenie.
- Będzie dobrze, dajcie jej trochę czasu - odpowiadam spokojnie, licząc w duchu, że to choć trochę opanuje ich nerwy. - Chyba muszę tam wracać.
Ściskam je obie i odchodzę, ale wcześniej spotykam się wzrokiem z Justinem. On podobnie jak reszta również jest przestraszony i zatroskany, przez co moje zranione uczucia schodzą na dalszy plan. Pragnę podejść bliżej i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, żeby się nie martwił i uśmiechnął. Prawda jest taka, że mogę się na niego złościć ile wlezie, ale nic nie zmieni faktu, że moje serce należy do niego i to jego kocham całym sercem. Nie potrafię patrzyć jak cierpi, jak się boi. Jednak nie zamierzam również tak łatwo odpuścić. Zbyt mocno skrzywdziło mnie jego zachowanie, by pozwolić sobie na zapomnienie. Dlatego nie zastanawiając się dłużej co robić, bez słowa odwracam się na pięcie i wracam do domku, gdzie czekają na mnie Angel i Camile.
- I jak? - pytam, uważnie obserwując obie dziewczyny.
- Chyba lepiej. Śpi - mówi Angie, podnosząc się z podłogi i podchodząc do mnie. - Powinnyśmy ją już stąd wyjąć. - Wskazuje na wannę, a ja kiwam głową, przyznając jej rację.
- Czekaj, może najpierw ją wytrzyjmy - proponuję, a później układam dwa duże ręczniki na miękkim dywanie w łazience.
Następnie wspólnymi siłami wyciągamy nieprzytomną Camile z zimnej wody i ostrożnie kładziemy ją na ręcznikach, po czym dokładnie osuszamy jej ciało. Wygląda tak bezbronnie, spokojne i pięknie, kiedy śpi, nie mając pojęcia co się dzieje. Zastanawiam się, czy gdyby się obudziła od razu wbiłaby swoje ząbki we mnie. Odsuwam te myśli na bok i razem z Angel ubieramy Camile w miękki szlafrok, który wisiał na drzwiach, a potem podnosimy ją i wychodzimy z łazienki, kierując się w stronę łóżka.
Kiedy dziewczyna leży już spokojnie, przez chwilę jeszcze pilnujemy jej z Angel i upewniamy się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.
- Co tam się działo? - pyta nagle moja przyjaciółka. - Czemu wybiegłaś z łazienki jak poparzona?
- Bo dotarło do mnie, że to Twist dał to świństwo Camile. Tylko on mógł to zrobić i wcale się nie pomyliłam - odpowiadam, siadając na skraju łóżka.
- Chwila. - Angel unosi rękę i zamyka na chwilę oczy. - To znaczy, że on przez ten cały czas miał przy sobie dragi? A co jeśli nie tylko Camile...
- Przestań, to niemożliwe - przerywam, rzucając dziewczynie ostre spojrzenie. - Nikt nie byłby tak głupi.
- Camile jakoś była - rzuca, unosząc znacząco brew.
- Angel - syczę. - Nie wierzę w to, że wzięła to ot tak, bo chciała. Coś musiało się stać. Zawsze tak jest - dodaję już spokojniej, wbijając wzrok w dłonie złożone na udach.
Wtedy przypominam sobie jaki ja miałam początek. Dlaczego zaczęłam przyjmować narkotyki, dlaczego nie chciałam przestać, a potem dlaczego nie mogłam. To wciąż mnie prześladuje, przychodzi do mnie i nie chce odejść, a fakt, że dzieje się tu tak wiele niedobrych rzeczy nie pomaga mi zapomnieć. Tak bardzo boję się, że nocne ataki znów wrócą... Chciałabym być ponad to, co tu się dzieje, nie przejmować się i cieszyć przepiękną okolicą, ale przychodzi mi to coraz trudniej. Obawiam się też, że ludzie zaczną zadawać pytania, na które nie będę potrafiła udzielić właściwej odpowiedzi. Gdybym była nimi również zastanawiałabym się skąd wiedziałam co robić, gdy zobaczyłam Camile w drgawkach.
Chowam twarz w dłoniach i biorę głęboki oddech, walcząc ze łzami, które nie wiadomo kiedy pojawiły się w moich oczach.
- Hej, co się dzieje? - Słyszę nagle głos Angie, która zaraz potem przysiada obok mnie i otula ramieniem.
Powoli unoszę głowę i patrzę na nią smutno. Zastanawiam się co odpowiedzieć, ale dochodzę do wniosku, że prawda będzie najlepsza.
- Angel - zaczynam cicho. - Co jeśli ludzie zaczną pytać o to, skąd wiedziałyśmy co robić, kiedy zobaczyłyśmy Camile? - pytam, opuszczając wzrok na złączone dłonie.
- To im coś odpowiemy. - Macha lekceważąco ręką i ciaśniej mnie obejmuje.
- Angel. - Odsuwam się od niej szybko. - Oni nie uwierzą w jakąś tam wymówkę - szepczę gryząc wargę.
- W takim razie co planujesz zrobić? - pyta, unosząc brew i robiąc znaczącą minę, mówiącą ' No, dalej Faith, czekam na ten przejaw geniuszu!'.
- Nie wiem, przecież nie powiem im wszystkiego. - Wzruszam ramionami i obracam głowę, patrząc na pogrążoną w głębokim śnie Camile. Wiem, że muszę przynajmniej porozmawiać z Justinem o swoim ojcu. Mimo wszystko zasługuje na wyjaśnienia, a ja nie chcę ukrywać przed nim wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu. Może taka szczerość pozwoli nam się lepiej dogadać i porozumieć, chociaż wiem, że teraz to nie najlepszy moment na tę rozmowę.
Wstaję powoli z łóżka, ponieważ potrzebuję trochę czasu dla siebie. Muszę oczyścić głowę z trudnych i skomplikowanych myśli, więc biorę Angel za rękę i ciągnę w stronę drzwi. Nie muszę nic mówić, by wiedziała o co chodzi. Poza tym jestem pewna, że ona również potrzebuje chwili spokoju.
Gdy wychodzimy z domku wzrok wszystkich zgromadzonych pada po raz kolejny na mnie i moją przyjaciółkę. Za dużo tego, chcę się stąd ulotnić jak najszybciej. Stawiam krok w przód, a wtedy przede mną pojawia się Justin. Angel poszła do Xaviera i reszty, chyba po to by nam dać chwilę na rozmowę.
- Jak ona się czuje? - pyta Justin ze strachem w oczach.
Patrzę na niego przez chwilę i znów zbiera mi się na płacz. Nie, nie tym razem. Nie możesz go obwiniać o to, że się martwi o swoją przyjaciółkę, Faith. Tak nie wolno. Dlatego ignoruję ból, który przeszywa moje ciało i odpowiadam spokojnie:
- Już z nią lepiej. Śpi. - Mój głos stwarza pozory opanowanego, ale delikatne drżenie zdradza mnie. Zamykam oczy i oddycham głęboko. To nie czas na histerie, do cholery.
- Długo będzie tak spała? - Słyszę, więc podnoszę wzrok na mężczyznę przede mną, którego każda cząsteczka ciała przecież tak bardzo kocha...
- Nie wiem, może nawet do jutra. Zależy od ilości, jaką wzięła - odpowiadam i uświadamiam sobie, że z każdą chwilą pragnę coraz mocniej momentu w jego ramionach.
Justin bierze głęboki oddech i przeczesuje włosy długimi palcami, które jeszcze niedawno pieściły moje ciało. To sprawia, że czuję dreszcze na plecach, a moje dłonie zaczynają drżeć.
Znacie to uczucie, kiedy po bitwie opada kurz i wszystko zaczyna do was docierać bardziej i mocniej, bo adrenalina przestała działać i znieczulać? To właśnie ten moment, do którego dotarłam ja i moje pochrzanione uczucia. Zaczynam być coraz bardziej niespokojna i naprawdę chciałabym zaszyć się w domku, gdzie z całego serca liczę, że znajdę chwilę spokoju.
Widzę i rozumiem przez jaką gehennę Justin przechodzi. Nie mam prawa mieć do niego o to żalu, przecież tak zachowałby się każdy dobry przyjaciel. Cholera, nawet ja zapomniałam o tym, że nieznosimy się z Camile.
- Mogę do niej pójść? - W głosie Justina słyszę ocean nadziei. Gdy widzę udrękę na jego twarzy nie mam serca być dla niego bezwzględna. Przecież taka nie jestem.
- Pewnie. Tylko proszę, uważaj, żeby jej nie obudzić - dodaję i posyłam mu smutny uśmiech, bo jedynie na taki mnie stać.
Patrzymy na siebie przez chwilę, a gdy żadne z nas nie mówi ani słowa postanawiam, że to moment, w którym powinnam sobie pójść i pozwolić mu być z Camile, w końcu on tego właśnie pragnie. Uśmiecham się do niego raz jeszcze, po czym wymijam go sprężystym krokiem. Czuję jak opuszczają mnie siły, a stawy zaczynają paskudnie boleć. Co jest grane?
- Faith? - Słyszę nagle za sobą, więc przystaję i powoli się odwracam.
- Tak? - Mój głos jest cichy i delikatny.
- Dziękuję - mówi, a w jego spojrzeniu widzę szczerość.
Patrzę na niego w milczeniu jeszcze przez chwilę, po czym dukam:
- Nie ma za co. - I odwracam się na pięcie, powoli kierując się w stronę naszego wspólnego domku.
Gdy wchodzę do apartamentu głowa pęka mi od nadmiaru myśli i gorąca, jakie tu panuje. Zamykam za sobą cicho drzwi, po czym wypuszczam lekkie zasłony, blokując nieco dostęp światła do środka . Pragnę spokoju i wiem, że Justin tu nie wróci do wieczora, więc mam dla siebie kilka godzin. Od razu wchodzę do łazienki i napełniam wodą wannę, powoli pozbywając się szortów i stroju. Moje mięśnie oraz stawy palą, ale staram się to ignorować. Potrzebuję teraz kąpieli i relaksu, by nie zwariować. Wiem, że muszę być twarda i opanowana, bo w obecnej sytuacji, dwie potrzebujące pomocy dziewczyny to stanowczo za dużo. " On i tak wybrałby ją", mówi moja podświadomość, sprawiając, że prawie kulę się z bólu. Resztkami sił posyłam ją w diabły, po czym zanurzam się w letniej, czystej wodzie. Moczę ciało i włosy, starając się wyrzucić z głowy wszystkie złe myśli i zablokować demony, które tak bardzo, oh, tak bardzo pragną wydostać się na powierzchnię.
Po długiej, odprężającej kąpieli, która ani trochę mi nie pomogła opuszczam łazienkę w cienkim, satynowym szlafroku, a wilgotne, długie i ciemne włosy opadają kaskadami na moje plecy. Na zewnątrz wciąż słońce hojnie obdarowuje świat promieniami, a oprócz tego słyszę głosy znajomych, którzy postanowili spędzić z Justinem te kilka dni na wyspie. Pewnie wszyscy są przejęci tym, co się stało z Camile, ale mnie to nie obchodzi. Teraz muszę skupić się na sobie.
Wyjmuję butelkę wody z barku i upijam kilka łyków, następnie odstawiając ją na stolik obok łóżka. Przez chwilę krzątam się bez celu po pomieszczeniu, aż w końcu czuję, że muszę się położyć. Zbliża się pora obiadowa, ale nie czuję apetytu, bo chyba jestem zbyt zmęczona i potrzebuję małej drzemki. Ale gdy kładę się na miękkim materacu czuję się jeszcze gorzej. Ogarnia mnie pustka, a w uszach nieprzyjemnie piszczy. Układam się na boku i zamykam oczy, próbując ograniczyć ilość bodźców dostarczanych do mojego ciała. Głęboko oddycham i skupiam się na pracy mojego serca, które bije stosunkowo równomierne, jedynie czasem wyrywając się do przodu, gdy pomyślę o Justinie. Prawda jest taka, że już nawet nie wiem co czuję. Niepokój miesza się z opanowaniem, złość ze zrozumieniem, a miłość z nienawiścią. Najbardziej nienawidzę teraz siebie i swoich uczuć. Pomimo tego, jak wielką przykrość sprawił mi Justin, to doskonale wiem, że gdyby teraz złapał mnie, mocno przyciągnął, byłabym jego od razu. Nie stawiałabym oporu, po prostu schowałabym się w jego silnych ramionach i nic nie mówiła, ponieważ to właśnie tego najbardziej potrzebuję. To właśnie tego w sobie nie lubię. Tej ufności, zdolności łatwego zapominania i wybaczania. Doskonale wiem, że nawet gdybym się starała to w sobie zwalczyć to i tak ostatecznie bym poległa. To strasznie frustrujące, a dodatkowo obawiam się, że z czasem Justin może zacząć to wykorzystywać.
Już wiem, że z relaksu nici, więc podnoszę się i siadam wygodnie na łóżku. Wszystko mnie drażni, a ja nie potrafię określić przyczyny, przez co denerwuję się coraz bardziej. Potrzebuję z kimś porozmawiać, kto nie jest moim znajomym i kto jest starszy i bardziej doświadczony. Sięgam więc po telefon i odruchowo wybiegam numer nonny. To doskonały wybór, jednak tak długo się do niej nie odzywałam, że jest mi wstyd. Przykładam komórkę do ucha i czekam, aż babcia odbierze, jednocześnie gryząc nerwowo wargę.
- A niech mnie! - Nagle po drugiej stronie odzywa się głos osoby, którą kocham całym sercem. - Faith, aniołku, co u ciebie? - Aksamitny głos mojej ukochanej nonny działa jak miód na moje serce. To właśnie tego potrzebowałam.
- Stęskniłam się za tobą - odpowiadam z delikatnym uśmiechem na ustach, poprawiając się ostrożnie na łóżku, ponieważ wciąż boli mnie ciało.
- Ja za tobą też - wzdycha, jak to ma w swoim zwyczaju i słyszę jak nalewa sobie herbaty. Skąd wiem, że to herbata? Zawsze ją pije, szczególnie gdy rozmawia przez telefon. - W telewizji mówią, że jesteście na jakiś wyspach, to prawda?
Słysząc w jej głosie czysta ciekawość chichoczę cicho i oblizuję wargi.
- Tak, to prawda. Bardzo tu ładnie - dodaję pośpiesznie.
- Faithie, zapłacisz ogromny rachunek! - krzyczy z przerażeniem babcia, a ja wybucham głośnym i niekontrolowanym śmiechem.
Moje serce przepełnia miłość do tej kobiety. Jestem wdzięczna Bogu za to, że obdarzył mnie tak wspaniałą rodziną, która nie ważne co zawsze była, jest i będzie mnie wspierać.
- Nie będziemy się tym teraz martwić, babciu - mówię rozbawiona i wzdycham, marząc o tym, że jestem teraz u niej w domu, siedzę w moim ulubionym fotelu i spędzam z nią czas na oglądaniu seriali i śpiewaniu starych piosenek.
- Oh, no dobrze - odpowiada w końcu. - Czy coś się stało? Nie powinnaś bawić się ze znajomymi nad oceanem? - pyta z troską w głosie, przez co moje serce ściska się mocno.
- Nie, po prostu potrzebowałam rozmowy z tobą, nonna. - Liczę na to, że to w zupełności wystarczy, by uspokoić babcię, ale chyba nie brzmię zbyt przekonująco, ponieważ słyszę jak cmoka z niezadowoleniem po drugiej stronie.
- Faithie, kochanie - odzywa się po chwili milczenia z nutką rozczarowania w głosie. - Nie okłamuj mnie. Powiedz prawdę, a postaram ci się pomóc jak najlepiej. Chodzi o Justina?
Słowa nonny sprawiają, że chce mi się płakać, sama nie wiem czemu. Czy to złość, czy bezradność? Wstaję powoli i przenoszę się na sofę pod baldachimem, skąd mam doskonały widok na ocean.
- O Justina, o jego przyjaciółkę, o moją sesję... O wszystko nonna, o wszystko. - Mój głos jest niewiele głośniejszy od szeptu.
- Och, widziałam ją! Mama mi pokazała, jest piękna. Gratuluję, kochanie. Ale my teraz nie o tym - przypomina babcia, pokazując tym samym jak bardzo skupiona i zaangażowana jest.
- Dziękuję, cieszę się, że się spodobała. - Uśmiecham się wesoło, bo mimo wszystko ta cholerna sesja była dla mnie bardzo ważna i to miłe, kiedy ktoś cię doceni.
- Racja. Więc wracając do sprawy. Justin wściekł się, gdy zobaczył zdjęcia, a ja nie mam pojęcia dlaczego tak zareagował. Był bardzo niemiły i jego słowa mnie dotknęły - wyjaśniam. - Najzabawniejsze jest to, że jego przyjaciółka również wzięła udział w sesji i wtedy, kiedy zobaczył jej efekty był radosny i szczęśliwy. Poza tym, ta dziewczyna przystawia się do niego na każdym kroku, a on albo tego nie zauważa, albo udaje, że nie widzi. To doprowadza mnie do szewskiej pasji, babciu. I kompletnie nie wiem co mam robić - kończę i jestem tak zmęczona, jakbym przebiegła maraton, a to tylko zwykła rozmowa.
- Dlaczego nie porozmawiasz z nimi tak szczerze, jak ze mną? - pyta babcia bardzo spokojnie.
- Bo to niemożliwe. Camile wzięła za dużo narkotyków i aktualnie śpi. - Prawie szepczę i słyszę jak nonna zachłystuje się powietrzem.
- Faith, chcesz mi powiedzieć, że znajdujesz się w towarzystwie, które ma narkotyki? - Babcia jest wkurzona i zmartwiona jednocześnie.
- Nie! - prawię krzyczę, otwierając szeroko oczy. - Jestem ostrożna, babciu. Kolega Justina miał,nie wiem jakim cudem, amfetaminę i podał ją Camile - wyjaśniam pospiesznie, czując jak serce bije mocno w mojej piersi ze zdenerwowania.
Babcia milczy przez długą chwilę, a ja mam wrażenie, że jeszcze chwila i dostanę zawału.
- Jak ona się teraz czuje? - odzywa się w końcu, a ja wypuszczam z ust nieświadomie wstrzymywane powietrze. Martwi się, bo przechodziła ze mną przez podobne, paskudne sytuacje.
- Uspokoiła się i śpi - mówię, bawiąc się wystającą ze szlafroka nitką. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się denerwuję tą rozmową.
- Dobrze. Pomodlę się, żeby wróciła do zdrowia - wzdycha, biorąc łyk herbaty. - Wróćmy jeszcze do tematu Justina, Faith.
- Tak? - Przenoszę wzrok na plażę, na której spędza czas kilka osób, ale nie potrafię ich rozpoznać. Zresztą nie na tym chcę się skupić.
- Nie pomyślałaś o tym, że Justin mógł się wściec, ponieważ nie codziennie dowiaduje się, że kobieta, z którą się związał i która nie jest sławna, postanowiła wziąć udział w sesji zdjęciowej, która jest dosyć... odważna?
- Babciu, to była sesja charytatywna... - mruczę, czując coś na kształt wstydu. Teraz, kiedy nonna o tym mówi, mam wrażenie, że zrobiłam coś bardzo niestosownego.
- Nie ważne jaka ta sesja była, chodzi o sam fakt, Faith. Postaw się w jego sytuacji. Jak ty byś zareagowała? On się tego nie spodziewał, myślę, że to było dla niego trudne. I pewnie nadal jest, skoro ze sobą nie rozmawiacie. - To co mówi nonna jest rzeczowe i sensowne, zupełnie tak jak jej głos. Ona jest potwornie mądrą i spokojną kobietą. Życzyłabym sobie być kimś takim jak ona.
Ponieważ milczę nonna kontynuuje swoją wypowiedź.
- Uważam, że powinniście czym prędzej ze sobą pomówić. Od tego macie języki, żeby rozmawiać. Im dłużej będziecie tego unikać, tym gorzej dla waszego związku. Faithie, jesteś rozsądną dziewczyną. Wiesz co robić - dodaje po chwili babcia, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie zamierza dłużej kontynuować tego wątku.
- Dziękuję, potrzebowałam tej rozmowy - odpowiadam po chwili, analizując każde słowo babci.
Ma zupełną rację. Powinniśmy porozmawiać z Justinem. Unikanie siebie do niczego nas nie zaprowadzi. Tęsknię za nim, pomimo tego, że jesteśmy na tej samej wyspie, w tym samym kompleksie. Jest tu, a tak naprawdę go nie ma.
Co się z nami dzieje? Dlaczego przestaję czuć, że jest mój? Dlaczego zaczynam zapominać, jakie to piękne uczucie kochać i być kochaną? Tysiące takich myśli pojawia się w mojej głowie, więc by uniknąć katastrofy pytam szybko babcię, jak się czuje i ku mojej uciesze natychmiast zaczyna opowiadać o swoim samopoczuciu.
Rozmowę kończę kilkanaście minut później, mówiąc babci, że bardzo ją kocham i niedługo ją odwiedzę. Nonna już nie wracała do rozmowy na temat Justina, a ja nawet tego nie chciałam. Spoglądam teraz na ekran telefonu i widzę, że mam kilka smsów, ale nie zamierzam na nie teraz odpowiadać. Czuję się zmęczona psychicznie i fizycznie, więc wracam na łóżko i kładę się powoli na części Justina, ponieważ jest przesiąknięta jego zapachem. Zamykam mocno powieki, próbując stłumić ból, który opanował całe moje ciało. Nie wiem ile tak leżę, ale w pewnej chwili słyszę ciche otwieranie drzwi. Justin?
- Faith, przyjedziesz na obiad? - słyszę zamiast głosu Justina głos Miley i czuję ukłucie rozczarowania.
Pomału się odwracam i uśmiecham blado do dziewczyny, która przygląda mi się uważnie.
- Nie, nie jestem głodna. Przyjdę do was później - mówię spokojnie, mrużąc lekko oczy.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej. - Miley podchodzi bliżej z troską wymalowaną na twarzy.
- Tak, potrzebuję się zdrzemnąć. Zmęczyłam się - dodaję, śmiejąc się delikatnie. - Nic mi nie jest, serio.
Miley patrzy na mnie przez chwilę przenikliwym spojrzeniem w zupełnym milczeniu.
- No dobrze - odzywa się w końcu. - Ale przyjdę tu znów za jakiś czas - grozi, ale uśmiecha się przyjacielsko i niedługo potem zostawia mnie samą, za co jestem jej wdzięczna.
Przytulam mocniej poduszkę, na której spał Justin i jakimś cudem udaje mi się zasnąć.
Gdy się budzę jest już zupełnie ciemno, przez co czuję się trochę zdezorientowana. Odwracam się, licząc, że zobaczę Justina obok, ale moje nadzieje ulatniają się w chwili, gdy jedyne co widzę to puste miejsce. Podnoszę się ospale i wtedy do moich uszu dobiegają śmiechy z zewnątrz, co świadczy o tym, że nie jest to środek nocy. A może jest? Wszystko jedno.
Wstaję i decyduję, że dołączę do towarzystwa. Nie chcę się izolować, bo nie po to tu przyjechałam. Poza tym, chcę przecież w końcu złapać Justina. Gdy o tym myślę, zaczynam się żałośnie śmiać, ponieważ to takie smutne, że łatwiej mi z nim porozmawiać, gdy jesteśmy w wielkim, tętniącym życiem Los Angeles, niż tutaj, na wyspie, gdzie znajduje się tylko kilka domków.
Ze smutkiem w oczach otwieram szafę i wyjmuję z niej boyfriendy z dużymi dziurami, białą koszulkę i niebieski, miękki sweter. Wieczorem temperatura tutaj spada, więc mój strój nie jest przesadzony. Gdy zamiast szlafroka mam już na sobie ubrania, które wybrałam, przeczesuję palcami włosy i pozostawiam je rozpuszczone. Są teraz mocno pofalowane i urocze. Poprawiam złotą bransoletkę na nadgarstku, używam perfum i wychodzę z domku na zewnątrz.
Moim oczom ukazuje się pokaźnych rozmiarów ognisko, które płonie kilkanaście metrów dalej oraz ludzie, którzy siedzą wokół niego. Jednak nie wszyscy tam są, ponieważ kilka osób siedzi nad basenem, a kilka pląta się w pobliżu domku Camile. Odruchowo szukam spojrzeniem Justina, ale nigdzie go nie widać. Wzruszam ramionami i postawiam coś zjeść, bo czuję jak burczy mi w brzuchu. Podchodzę do stołu wyłożonymi świeżymi owocami i nabieram kilka na talerz, a następnie nalewam sobie mrożonej herbaty do szklanki. Dostrzegam, że przy ognisku siedzi Angel, Za, Alfredo, Miley, Kylie i kilku innych znajomych, więc idę do nich.
- Cześć - mówię przyjacielsko, spoglądając na nich.
- Hej, jak tam? - Uśmiecha się Fredo, po czym klepie miejsce obok siebie, które zaraz potem zajmuję.
- Wyspałaś się? - pyta ciepło Miley, opierając się wygodnie na dużym siedzisku.
- Aha. - Kiwam głową, przeżuwając kawałek jabłka. - A co z Camile? - zadaję pytanie szczerze i z serca. Bądź co bądź martwię się o nią.
- Obudziła się na chwilę, ale zaraz potem znów odleciała - tłumaczy Angel, wyciągając długie nogi na kolana Xaviera, który natychmiast zaczyna je delikatnie gładzić.
- A Justin? - Staram się brzmieć nonszalancko, ale prawda jest taka, że naprawdę interesuje mnie, gdzie on jest.
- Praktycznie cały czas siedzi przy Camile - odpowiada Kylie, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach spowodowanym sytuacją swojej przyjaciółki.
Jednak gdy słyszę, że Justin jest przy Camile mój żołądek skręca się nieprzyjemnie. Wiem, nie mogę go osądzać i robić mu awantur, w końcu jego przyjaciółka naćpała się jakiegoś syfu i przeżyła atak, ale cholera, dlaczego przy tym wszystkim musi ignorować mnie? Ja też go potrzebuję.
Zaciskam usta w cienką linię i wzdycham cicho, odstawiając pusty talerz na bok. Podciągam nogi pod siebie i wsłuchuję się w rozmowę, prowadzoną przez przyjaciół wokół mnie. Jednak co jakiś czas odruchowo patrzę w kierunku domku Camile, licząc, że zobaczę gdzieś człowieka, który posiada moje serce.
Godzinę później towarzystwo trochę się przerzedza, ponieważ część znajomych idzie pograć w bilard w środku, a część pozostaje na zewnątrz. Między innymi ja i Angel zostajemy przy palenisku, które dzięki temu, że Xavier dołożył drewna, jeszcze nie wygasło.
- Przez to wszystko nie miałyśmy okazji porozmawiać o tym, co stało się zeszłej nocy - zagaja moja przyjaciółka, gdy wracam ze szklankami świeżej mrożonej herbaty.
- Wiem, ale prawdę mówiąc w obecnej sytuacji nie mam ochoty o tym mówić - odpowiadam, siadając obok niej.
Angel przygląda mi się przez chwile, kiwając głową. - W porządku. Mam tylko nadzieję, że tego nie żałujesz.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczam natychmiast. - To był jeden z piękniejszych momentów mojego życia.
Przyjaciółka uśmiecha się porozumiewawczo i otula mnie ramionami.
- O to właśnie chodziło - mruczy i całuje mnie mocno w policzek, wywołując u mnie chichot. - Rozmawialiście w ogóle od tamtej pory? - pyta, puszczając mnie.
- Nie. - Kręcę przecząco głową, przystawiając szklankę do ust. - Nie było okazji.
- No to spraw, żeby była - zachęca mnie Angie. - Wiesz gdzie go znaleźć, nie musisz daleko szukać. - Ruchem głowy wskazuje domek Camile, a ja wiem, że ma rację, więc by nie tracić czasu wstaję i ruszam w kierunku, gdzie znajdę Justina.
Idę tam pomału, nie spiesząc się, ponieważ trochę się denerwuję. Chwila, tak nie powinno być. Ganię samą siebie za to i mówię sobie w głowie słowa, które dodają mi odwagi i otuchy. Czuję się silniejsza, gdy otwieram drzwi do apartamentu Camile, ale cała moja siła leci na łeb, na szyję, gdy widzę Justina siedzącego obok łóżka i ściskającego dłoń dziewczyny. Wpatruję się w niego, kiedy podnosi ich splecione palce do ust i ostrożnie całuje knykcie. Mam wrażenie, że grunt osuwa się spod moich stóp, mimo, że Camile jest nieprzytomna i nie ma pojęcia co robi Justin. Jednak jestem pewna, że gdyby była świadoma tego co się dzieje, byłaby w siódmym niebie. Wiem, że to jedynie przejaw jego troski i zmartwienia, ale i tak piekielnie to boli. Próbuję coś z siebie wykrztusić, kiedy Justin mnie dostrzega i pomału rozplątuje ich palce, po czym podnosi się i zmierza w moim kierunku.
- Coś się stało? - pyta, gdy stoi naprzeciwko mnie. Opiera się o framugę, a sposób w jaki się porusza mówi o tym, że to teren wzbroniony. Wygląda tak, jakby bronił dostępu do Camile.
- Ja... eee... chciałam pogadać - mamroczę, wpatrując się w niego, nerwowo gryząc wnętrze policzka.
- Nie teraz - odpowiada natychmiast, mierząc mnie wzrokiem. - Muszę być przy niej. - Ruchem głowy wskazuje za siebie, a ja siłą rzeczy spoglądam na pogrążoną w śnie Camile.
- Rozumiem, ale naprawdę potrzebuję tej rozmowy. My potrzebujemy. - Patrzę mu w oczy, zbierając wszystkie siły jakie w sobie trzymam, byle tylko z nim porozmawiać.
- Faith, jestem zajęty. Naprawdę mam ważniejsze sprawy na głowie, niż ta cholerna sesja. Jeśli o tym chcesz mówić, to oszczędź sobie trudu. Nie mam zamiaru o tym teraz rozmawiać - odpowiada z chłodem w głosie, który wywołuje gęsią skórkę na moim ciele.
Gapię się na niego oniemiała, aż w końcu czuję, że zaczyna dopadać mnie złość. Złość na tego faceta przede mną, który postanowił zachowywać się jak dupek.
- Chwila. - Unoszę rękę, wykrzywiając twarz. - Rozumiem, że twoja przyjaciółka potrzebuje wsparcia, ale na Boga, ona teraz śpi i będzie tak spała do jutra. Naprawdę nie możesz ze mną pogadać jak człowiek z człowiekiem? Kilka minut, nie proszę o więcej.
- Muszę przy niej być - mówi bez emocji. - Czego tu nie rozumiesz? Sama byś się tak zachowała, gdyby chodziło o Angel.
- Ale nie chodzi - warczę. - Kiedy ostatni raz sprawdzałam, byłam twoją dziewczyną i myślę, że z tego tytułu przysługuje mi choć chwila uwagi i rozmowy, nie uważasz? - Czuję jak gniew na nowo się we mnie formuje i nie jestem pewna czy będę go w stanie opanować.
- Już? Skończyłaś? - pyta retorycznie, posyłając mi piorunujące spojrzenie. - Jeśli tak, to chcę wrócić do Camile. Porozmawiamy potem, okej? - W końcu słyszę w jego głosie kroplę ciepła.
Jednak to zupełnie nie pomaga. Jego słowa tak mnie dotykają, że zaczynam drżeć ze złości.
- Wracaj sobie, do kogo chcesz - syczę. - Ja wracam do domu, nie pozwolę się tak traktować - oznajmiam, po czym dodaję. - Proszę, masz czego chciałeś. Nie będę ci już przeszkadzać.
Moje słowa ociekają jadem i furią. Patrzę na Justina morderczym wzrokiem, ponieważ czuję jak gniew rozsadza moje ciało. Wiem, że nie powinnam tak ostro reagować, ale miarka się przebrała. Nie mam siły już dłużej tego znosić, a przede wszystkim nie zamierzam. Posyłam Justinowi ostatnie, beznamiętne spojrzenie i odwracam się od niego, ruszając do naszego wspólnego domku. Jestem tak wściekła i tak zraniona, że w moich oczach pojawiają się łzy, a ciało drży całkiem mocno.
Gdy wpadam do apartamentu, wyjmuję własną walizkę i zaczynam w amoku wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy, mając w nosie, że będą w efekcie końcowym pomięte. Ubrania lądują w walizce jedne za drugimi, a ja chodzę po pokoju w chaotycznym tempie. Złość buzuje w moich żyłach do tego stopnia, że czuję jak robi mi się gorąco. Niedbałym ruchem odrzucam włosy z twarzy i wtedy uświadamiam sobie, że zaczęłam płakać. Ale są to nie łzy smutku i rozpaczy, a łzy bezsilności, gniewu i zdeterminowania do działania. Nie staram się ich powstrzymać, pozwalam im płynąć, bo wiem, że w ten sposób się oczyszczę.
Wpadam do łazienki, skąd zabieram swoje rzeczy, a po drodze łapię kosmetyczkę z toaletki. Wszystko prawie wylatuje mi z rąk, gdy widzę Justina stojącego przy drzwiach i analizującego obecną sytuację. Szybko jednak się otrząsam i wracam do pakowania się, ignorując go tak samo, jak on ignorował mnie cały Boży dzień.
- Odchodzisz ode mnie? - pyta nagle Justin, a w jego głosie słyszę strach i niedowierzanie.
Na ułamek sekundy przenoszę na niego wściekłe spojrzenie, chcąc mu tym powiedzieć, że dobrze zna odpowiedź. Serce mi pęka, ale gniew jaki mnie opanował jest silniejszy od uczucia straty, więc zamiast się poddać, wracam do pakowania. Wrzucam ostatnie kosmetyki do środka i zamykam walizkę. Kiedy szarpię się z zamkiem, bo przez drżenie rąk ciężko mi ją zapiąć, czuję jak duże i ciepłe dłonie Justina łapią moje ramiona i próbują odsunąć mnie od walizki. To działa na mnie jak płachta na byka.
- Zostaw mnie! - krzyczę, wyrywając się z silnego uścisku Justina. - Daj mi spokój!
Kiedy udaje mi się wrócić do walizki Justin bez chwili zawahania łapie mnie w pasie i odciąga spokojnie na bok, w czasie kiedy ja histerycznie płaczę, krzyczę i próbuję się wyrwać. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale za nic w świecie nie potrafię tego pokonać.
- Uspokój się - rzuca sucho Justin, gdy wierzgam i staram się uciec. - Co się z tobą dzieje?
Patrzę na niego zastanawiając się nad odpowiedzią. Mierzę go wściekłym spojrzeniem, cała drżąc, gdy nadal mnie trzyma, tym razem na przeciw siebie.
- Mam już dość - warczę po chwili. - Chcę wrócić do domu, Justin.
- Dlaczego? - Justin marszczy brwi pytając. Z wyrazu jego twarzy łatwo wyczytać, że jest zdezorientowany.
- Oh, doskonale znasz odpowiedź - mruczę, odwracając wzrok.
- Chodzi o Camile? - pyta nagle. - Faith, na Boga, dobrze wiesz, jak to wyglądało. Ona mogła umrzeć - wzdycha, opuszczając ramiona, a w jego oczach formuje się zmęczenie i strach.
- Ale ona żyje! - wybucham nagle, odpychając go od siebie. - To my tu umieramy, Justin! Nie widzisz tego? Ty i ja, to co mamy umiera w zawrotnym tempie! - krzyczę, a mój głos łamie się i jest bardziej ochrypły niż się spodziewałam. - Tracisz mnie, Justin, nie dostrzegasz tego? Z każdą chwilą coraz bardziej, centymetr po centymetrze!
- Mam dosyć wiecznego odsuwania się w bok, gdy czuję się źle. Mam dość wiecznego poświęcania się i zaciskania zębów, gdy ta dziewczyna jest obok ciebie. Gdybyś tylko wiedział co czuję... - szepczę, kręcąc głową. - Gdybym to ja pozwalała jakiemuś facetowi tak się do mnie zbliżać, jestem pewna, że oszalałbyś z zazdrości. Chociaż teraz mam do tego wątpliwości, bo jestem dla ciebie jak powietrze. Wczoraj spędziliśmy cudowną noc, poranek był równie wspaniały, a teraz zachowujemy się jak dwoje obcych sobie ludzi. Nie poznaję cię Justin, nie takiego ciebie dane mi było spotkać. Rozumiem, że jesteś zmartwiony i chcesz dla Camile jak najlepiej, ale do cholery. Ja również mam prawo do kilku chwil rozmowy z moim chłopakiem. - Patrzę boleśnie na Justina, który słucha mnie w milczeniu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Poświęciłam całe swoje życie dla ciebie. Nie masz pojęcia o tylu rzeczach, bo było i jest mi tak cholernie wstyd mówić o swoim nieperfekcyjnym życiu, w czasie gdy ty pokazywałeś mi kolejne wady i zalety bycia wpływowym, znanym człowiekiem. Miałam wrażenie, że moje problemy przy twoim życiu to pestka, ale myliłam się. Zapomniałam, że jestem tak samo ważna jak cała reszta świata i mam prawo do zwierzeń.
Byłam pewna, że znajdę odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego, dusznego worka, z którego się już nigdy nie wydostanę. Ale im więcej mówię, tym bardziej czuję, że zmierzam donikąd. Zaczynam opadać z sił, więc siadam na skraju łóżka i podnoszę zmęczone spojrzenie na Justina. Moje serce jest przepełnione bólem i tak bardzo jak nienawidzę pożegnać, tak bardzo chcę już stąd pojechać. Nie wiem czy to dobry wybór, ale to jedyne co przychodzi mi do głowy. Przynajmniej w wielkim LA będę w stanie się schować.
- Proszę, odpuść mi. Nie każ mi dłużej tego znosić, nie mam na to siły - mówię półszeptem, patrząc na niego błagalnie, by pozwolił mi odejść. - Proszę.
Justin patrzy na mnie w milczeniu, a jego klatka piersiowa unosi się i opada nieco szybciej niż powinna. Jego piękne oczy są duże i smutne, a usta zaciśnięte w cienką linię, jakby właśnie prowadził w swojej głowie poważną bitwę. Wzdycham cicho i kiedy widzę, że Justin nadal stoi w miejscu, nic nie mówiąc, postanawiam wstać i dokończyć zapinanie walizki. Trzęsę się już mniej niż przed momentem, więc wszystko powinno pójść sprawniej. Odwracam się od Justina i schylam, by zamknąć walizkę i zdjąć ją z łóżka. Jest ciężka, ale nie na tyle, bym nie mogła jej podnieść. Gdy stawiam ją na ziemi, prawie podskakuję, bo okazuje się, że Justin stoi kilkanaście centymetrów ode mnie i gdy tylko wypuszczam walizkę z rąk, on kładzie dłonie na moich policzkach i całuje mnie mocno w sam środek ust. Jego usta są miękkie i pełne, takie jak zapamiętałam. Początkowo jestem w szoku, więc nie odpowiadam od razu na pocałunek. Jednak kiedy otrząsam się i uświadamiam sobie co się dzieje, kładę ostrożnie dłonie na umięśnionych ramionach Justina i oddaję się temu pocałunkowi w całości. To właśnie tego potrzebowałam. Jednego pocałunku, jednego dotyku, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Oboje wlewamy w tę chwilę wszystkie nasze zranione uczucia, przez co pocałunek staje się swego rodzaju świętością.
Trzymam przyciśnięte usta do ust Justina, gdy nagle wyczuwam posmak łez na wargach. Ostrożnie się odsuwam i widzę zaczerwienione oczy oraz mokre policzki mężczyzny, który dotyka właśnie mojej twarzy.
- Justin? - Marszczę czoło, sięgam do jego pięknej twarzy i ocieram z niej łzy.
Mogę się złościć i krzyczeć, czuć się zapomniana, ale moje serce nadal go kocha każdą swoją komórką i nie potrafię patrzyć na jego udrękę.
- Nie zostawiaj mnie, proszę - szepcze, a jego głos drży i nie jest w ogóle podobny do głosu chłopaka, z którym kłóciłam się kilkanaście minut temu. - Nie rób mi tego, przepraszam.
Patrzy mi w oczy intensywnie, a jego ból jest tak samo namacalny jak mój.
- Przepraszam - powtarza, przyciągając mnie bliżej, by móc przytulić się do mnie.
Dopiero teraz dociera do mnie w jak równie beznadziejnej sytuacji się znalazł. Jego przyjaciółka przedawkowała amfetaminę, kumpel, którego traktował jak brata zdradził, a dziewczyna, z którą się związał zrobiła mu niespodziankę, na którą nie zareagował zbyt dobrze. Teraz rozumiem, że on też czuł się zagubiony i zmęczony. Ściska mi się serce na samą myśl i obejmuję go mocniej, gładząc kojącym ruchem jego miękkie włosy.
- Shh, już dobrze. Nie odejdę - mówię cicho, całując go w bark. Justin Bieber, silny i zdeterminowany facet rozpadł się przede mną na kawałeczki i płacze.
Tkwimy w silnym uścisku dopóki nie czuję, że Justin się uspokaja. Dopiero wtedy odsuwam się delikatnie od niego i posyłam mu pokrzepiający uśmiech, gdy patrzy na mnie zmęczonym spojrzeniem.
- Potrzebujesz chwili relaksu - zaczynam ostrożnie. - Weź prysznic, a później porozmawiamy, dobrze? - pytam, mówiąc tak ostrożnie, jak mówi się do dziecka, gdy się je uspokaja.
Justin ospale kiwa głową i puszcza mnie, ale zanim odchodzi całuje mnie raz jeszcze. Kiedy znika za drzwiami wypuszczam głośno powietrze, czując jak moje spięte ciało się rozluźnia. Zerkam na walizkę, którą muszę na nowo rozpakować. Aby nie tracić czasu robię to w kilka sekund później.
Gdy po kilkunastu minutach Justin wraca z łazienki, od razu kieruje się do szafy, przy której zakłada bokserki oraz szare spodenki. Siedzę po turecku na łóżku i obserwuję go w milczeniu. Nadal jest smutny, ale chyba bardziej obecny niż wcześniej. Zagryzam wargę i czekam, aż Justin odwiesi ręcznik na miejsce i w końcu do mnie wróci.
Po chwili siada ostrożnie obok mnie i uśmiecha się delikatnie.
- Chciałem ci podziękować jeszcze raz. - Sam zaczyna rozmowę, co nie ukrywam jest dla mnie dużym ułatwieniem.
- Już mówiłam, to nic takiego. - Wzruszam lekko ramionami i posyłam mu spokojny uśmiech.
- Uratowałyście ją razem z Angel - wzdycha Justin, łapiąc moją smukłą dłoń. - To znaczy dla mnie ogromnie dużo.
Uśmiecham się i delikatnie ściskam dłoń Justina, bo nie mam pojęcia co odpowiedzieć. Jednak on wykorzystuje moje milczenie, by zadać mi pytanie, którego bałam się najbardziej.
- Skąd wiedzałaś, co robić? - W jego głosie słychać ciekawość, a oczy skupiają się na mnie.
A ja czuję jak rośnie mi ciśniene i dłonie zaczynają drżeć. Cholera, nie przemyślałam nawet odpowiedzi na takie pytanie, a przecież się tego spodziewałam. Biorę głęboki oddech i przez chwilę myślę o tym, żeby powiedzieć mu całą prawdę o mnie, ale szybko wybijam sobie ten pomysł z głowy i postanawiam powiedzieć mu prawdę o ojcu.
- Pewnie pamiętasz, że ojciec bił mnie i moją rodzinę. Oprócz tego był ćpunem - mówię z obrzydzeniem. - Będąc małym dzieckiem nieraz widziałam, jak mama musiała ratować ojca, bo coś przedawkował. Chyba stąd wiedziałam - odpowiadam najspokojniej jak potrafię, z całych sił starając się, by głos mi nie drżał. Widzę, że Justin kiwa głową, patrząc na mnie dużymi oczami. Postanawiam iść za ciosem i powiedzieć mu o tym, co działo się ostatnio.
- Musisz o czymś wiedzieć. Pamiętasz kiedy musiałam wyjechać do Dallas? Spotkałam się z nim, z moim ojcem. Chciał, bym zrobiła coś co miało uratować jego żałosne interesy. Groził mi, że jeśli tego nie zrobię, to krzywda stanie się mojej rodzinie - mówię, przełykając głośno ślinę. Te wspomnienia sprawiają, że czuję niepokój.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Pomógłbym ci. - Patrzy na mnie rozczarowanym spojrzeniem, a mnie robi się koszmarnie głupio.
- Bałam się. Miałeś tyle własnych problemów... Nie chciałam ci dodawać moich - odpowiadam cicho, opuszczając wzrok.
- Nie na tym polega związek, kochanie - mówi Justin, podnosząc moją dłoń do ust i całując ją lekko. - Nie ufasz mi?
- Ufam - rzucam natychmiast, choć prawda jest taka, że to zaufanie jest teraz zdrowo nadszarpnięte. - Po prostu chciałam sobie sama z tym poradzić. Ale prawdę mówiąc, nie mam już siły na walkę w pojedynkę. - Wzruszam ramionami.
- Jak to się skończyło? - pyta po chwili, skupiając swoje spojrzenie na mnie.
- Wpakowałam go za kratki dwa dni temu - odpowiadam szybko, jak gdyby te słowa paliły mnie w język.
Justin wytrzeszcza oczy i patrzy na mnie zszokowany.
- I po tym wszystkim miałaś wystarczająco dużo siły, by tu przylecieć i zorganizować niespodziankę? Jak? - pyta z niedowierzaniem, ściskając moją dłoń.
- Z miłości, to proste. - Wzruszam ramionami i patrzę mu w oczy, pragnąc by zagłębił się w moją duszę i zrozumiał wszystko, co we mnie drzemie.
- Musiało być ci tak cholernie ciężko - wzdycha Justin. - A ty byłaś taka silna, nie dałaś po sobie poznać zupełnie niczego. - Kręci głową z niedowierzaniem, po czym przysuwa się bliżej i otula mnie silnymi ramionami.
Bez słowa wdrapuję się na jego kolana i chowam twarz w zagłębieniu między szyją a barkiem.
- Kocham cię, moja słodka Faithie. Jesteś najsilniejszą dziewczyną, jaką znam - mówi przy moim uchu bardzo kojącym głosem. - Przepraszam, byłem strasznym dupkiem. Ale po prostu byłem przerażony - dodaje po chwili ciszy.
- Rozumiem. Proszę cię tylko o jedno - szepczę, rysując na jego skórze szlaczki.
- Tak?
- Nigdy więcej nie mów mi tak okropnych rzeczy. - Po tych słowach wstaję z jego kolan, schodzę z łóżka i zdejmuję z siebie ubrania. Zmęczyła mnie ta rozmowa i potrzebuję snu. Podchodzę do szafy, skąd wyjmuję koszulkę Justina i zakładam ją na siebie. Czuję na sobie jego uważne spojrzenie , a kiedy wracam do łóżka natychmiast do mnie doskakuje, owijając mnie silnie ramieniem.
- Kocham cię - szepczę, dotykając ostrożnie jego twarzy. - Ale nie krzywdź mnie już tak. Nie poradzę sobie.
Wciskam twarz w jego tors i zaciągam się jego zapachem, który jest tak piękny, że jak dla mnie mogliby go sprzedawać w najlepszych perfumeriach.
Justin całuje mnie we włosy, a ja wsłuchuję się w ciche bicie naszych serc, które idealnie ze sobą współgrają. Cieszę się, że mam go przy sobie i z całych sił modlę się, aby złe chwile minęły na dobre. Chcę się cieszyć tym miejscem, spędzać świetnie czas z Justinem i resztą, ale przede wszystkim chcę, by on zrozumiał i zapamiętał, by więcej mnie nie krzywdzić. Zamykam powoli oczy, czując jak pochłania mnie sen.
Budzi mnie silne szarpnięcie. W pierwszej chwili myślę, że to ja mam jakiś atak, ale kiedy otwieram szerzej oczy dostrzegam, że to Justin wije się i rzuca po łóżku. Łapię go natychmiast za ramiona i próbuję uspokoić.
- Justin - mówię głośno. - Justin, obudź się. - Potrząsam nim, licząc, że to pomoże.
- Ona odeszła, zostawiła mnie - mamrocze przez sen z cierpieniem wymalowanym na twarzy.
Potrząsam nim silniej, błagając Boga w myślach, by mi pomógł i oszczędził bólu Justinowi.
- Jestem tu, jestem - powtarzam spokojnie, gładząc jego skrzywioną twarz. - Jestem obok, kochanie.
W pewnej chwili Justin gwałtownie otwiera oczy i jego wzrok od razu pada na mnie. Jęczy cicho, gdy podnosi się na łokciach, jak się okazuje, by mnie pocałować. Czuję, że jest bardzo spięty, przez co zaczynam delikatnie masować jego bicepsy.
- Potrzebuję cię, Faith - chrypie przy moich ustach, przesuwając się tak, że teraz leżę na plecach. - Proszę - jęczy.
Początkowo nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale kiedy czuję jego twardą męskość na udzie doznaję olśnienia. Jest tak zdesperowany, że każda sekunda czekania jest dla niego męką. Przez chwilę zastanawiam się co robić, ale kiedy Justin zaciska swoje powieki, wyglądając jakby bardzo cierpiał, podnoszę się i jednym ruchem pozbywam się koszulki oprócz której nic na sobie nie miałam.
Justin warczy nisko, jakby z ulgi i natychmiast przechodzi do obsypywania pocałunkami mojego ciała. Jęczę, gdy czuję jego usta w najwrażliwszych miejscach i odchylam głowę, gdy składa pocałunek na złączeniu moich ud. Rozchylam nieco szerzej nogi, co działa na Justina tak bardzo, że bez uprzedzenia podnosi się, nakłada prezerwatywę i wchodzi we mnie mocno i brutalnie, przez co wbijam paznokcie w jego plecy i tłumię krzyk, wciskając twarz w jego szyję. Boli, gdy się porusza, bo nie byłam wystarczająco wilgotna, by mógł swobodnie we mnie wejść. Zaciskam powieki i pozwalam mu się pieprzyć, bo wiem, że on potrzebuje tego bardziej niż ja. Pozwalam mu zapomnieć o tym co go dręczy, jestem jego ukojeniem. To sprawia, że się rozluźniam i uświadamiam, że ból zniknął. Justin porusza się w szaleńczym tempie, które nawet by mi się podobało, gdyby nie to, że dzień wcześniej straciłam dziewictwo i nie wszystko się we mnie zdegenerowało na tyle, by tak szaleć. Jednak nie mówię mu, by przestał. Wręcz przeciwnie, oplatam go nogami w pasie i zachęcam cichym pojękiwaniem, by dał upust swojemu cierpieniu. Kocham go i zrobię wszystko, by żadne problemy już nigdy więcej nas nie podzieliły.
Cześć kochani! Przychodzę do Was z rozdziałem, który jest, mam wrażenie, nieco monotonny i nudnawy, ale zaufajcie mi. Będziecie wdzięczni za taki spokój, ponieważ to co dla Was szykuje będzie kosztować nas dużo skrajnych emocji i nerwów.
Tak, czy inaczej dawajcie mi znać, co sądzicie w komentarzach, o które bardzo Was proszę, bo dają mi kopa do pracy, a poza tym uwielbiam znać Wasze opinie i przemyślenia.
W razie pytań znajdziecie mnie na asku i twitterze jak zwykle!
No, to do zobaczenia i kochani! Życzę Wam wspaniałych, rodzinnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je w fantastycznej atmosferze!
Buziaki,
V.