niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 24

"Photoshoot"



Ledwo udaje mi się nie spowodować wypadku na drodze, po przeczytaniu smsa od ojca. Zjeżdżam na pobocze w mgnieniu oka, z całych sił próbując nie stracić nad sobą panowania. Nie mogę zacząć płakać, bo po pierwsze nie chcę wyglądać jak postrach na rozmowie, a po drugie wiem, że to i tak nic nie da. Czas wziąć się w garść, Wihford. 
Biorę kilka głębokich oddechów, uspokajając jednocześnie drżenie rąk. Wdech, wydech. Dasz radę, tylko się nie rozbecz. Muszę w końcu podjąć jakieś kroki, bo dzięki wiadomości od ojca szybko uświadomiłam sobie, że on nie będzie już dłużej czekać. Pomyślał, że wyjazd mamy do Włoch był ucieczką, ale ona o niczym nie ma pojęcia i dla niej to zwykła podróż w rodzinne strony. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że musiał ich cały czas obserwować, skoro wie takie rzeczy, a to niepokoi mnie jeszcze bardziej. Zamykam oczy i opieram głowę o zagłówek, licząc na to, że w jednej chwili wszystko w moim życiu się uporządkuje i będę miała święty spokój. Wiem jednak, że to nie nastąpi. Nie zrzuce z siebie tego ciężaru, nie będę spokojna i nie zapomnę o tym, dopóki tego nie rozwiążę. 
Czuję, że to igranie z ogniem, ale nie mam innego wyjścia. Nikomu o tym nie powiem, bo nie chcę mieć jeszcze więcej problemów. Owszem, jest mi z tym straszliwie ciężko w pojedynkę, ale nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji. Muszę zebrać w sobie wszystkie siły i stawić czoło tym problemom, ponieważ wiem, że gdy to minie, w końcu zaznam wewnętrznego spokoju. No, prawie. 
Zerkam raz jeszcze na ekran telefonu, który jest teraz zablokowany i nie zastanawiając się długo, postanawiam zadzwonić już teraz do Johnsona. Zapisałam jego numer, na wypadek gdybym zgubiła wizytówkę. 
Z tłuczącym się w piersi sercem wybieram numer z listy i przykładam komórkę do ucha, wsłuchując się w monotoniczny dźwięk sygnału. Zwlekałam z tą chwilą jak najdłużej mogłam, ale dzisiaj nastał kres oczekiwania. Nie ucieknę od prawdy i dlatego, poszukam pomocy u tego mężczyzny, którego praktycznie nie znam. Coś mi mówi, że on nie należy do ludzi bezpiecznych, ale kogo to teraz interesuje. Bardziej niż wszystkiego boje się mojego ojca oraz moich ataków, lecz to nie o nie teraz chodzi. Jeśli mam być szczera wolałabym przeżyć tysiąc wewnętrznych klęsk, niż ponownie spotykać tego sukinsyna. Szkoda, że życie nie jest takie proste.
Kiedy tracę nadzieje, że Johnson odbierze, w słuchawce odzywa się jego głos.
- Słucham, Johnson. - W tych dwóch słowach zmieścił tyle władzy i siły, że czuję dreszcz w dole pleców. 
- Ee... Dzień dobry - odpowiadam, brzmiąc bardziej żałośnie niż przypuszczałam. Rany, Faith, zepnij tyłek. - Z tej strony Faith Wihford, pamięta mnie pan?
Po drugiej stronie zapada chwilowa cisza, a później słyszę jak mężczyzna nabiera powietrza. 
- Nie sposób o pani zapomnieć. Szczególnie, że jest pani córką dobrze mi znanego człowieka - odpowiada ochrypłym głosem. Nie sądzę, żeby mi się to podobało. - Zgaduję, że dzwoni pani w sprawie spotkania.
- Owszem - stwierdzam, prostując się. - Więc kiedy możemy się spotkać? 
- Powiedzmy, że jutro o dziewiętnastej. - To brzmi bardziej jak rozkaz niż propozycja, ale ignoruję to. Chcę się z nim widzieć jak najprędzej.
- W porządku. W jakim miejscu? - Przygryzam wargę, modląc się w duchu, żeby wszystko poszło dobrze.
- Myślę, że jedna z moich restauracji powinna być odpowiednia. Wyślę pani adres jutro, dobrze? 
- Tak, oczywiście - zgadzam się, przełykając ślinę.
Prawdę mówiąc wolałabym bardziej neutralny teren na to spotkanie, ale lepsze to niż jego biuro. Z restauracji zawsze mogę wyjść kiedy będzie coś nie tak, prawda? 
- W takim razie do zobaczenia jutro - mówi Johnson i nie czekając aż się pożegnam, rozłącza się.
Wydaję z siebie jęk frustracji, rzucając telefon na siedzenie obok i zamykam oczy, bo mam wrażenie, że coś we mnie pęka. Boję się, nie mogę temu zaprzeczyć i prawdę mówiąc nie wiem jak długo jeszcze to zniosę. 
Koniec końców zbieram się w sobie i wracam na drogę, ponieważ zostało mi mało czasu, by pojawić się w na miejscu, gdzie ma się odbić sesja. Głęboko oddycham, próbując opanować drżenie rąk. Jest mi ciężko, ale pocieszam się, że za chwilę przestane o tym myśleć i skupię się na czymś fajnym.
Reszta podróży mija mi we względnym spokoju, nie licząc kilku ścisków żołądku na myśl o dzisiejszych wydarzeniach. Gdy dojeżdżam do celu, na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, co daje mi nadziei, że ten dzień nie jest do końca pochrzaniony. 
Okazuje się, że sesja odbędzie się w domku na plaży, który niczym nie różni się od innych domów nad oceanem. Dzielnica jest bardzo cicha i czysta, a to świadczy o tym, że nie należy ona do najtańszych, ale szczerze mówiąc nie bardzo mnie to dziwi. To oczywiste, że magazyn się postarał, chociaż nie jestem żadną znaczącą personą w świecie show biznesu.
Wysiadam z wozu, zamykam go i ruszam wydeptaną ścieżką w kierunku białego domku. Nie obawiam się, że nikogo tam nie zastanę, bo dookoła jest mnóstwo samochodów, a na przestronnym tarasie krząta się kilka osób. Wybiegam po schodkach i pukam do drzwi, czekając cierpliwie aż ktoś mi otworzy. Chwilę później przede mną pojawia się szczupła, rudowłosa kobieta, która obdarza mnie szerokim uśmiechem.
- Punktualna! Taka punktualna! - woła radośnie. - Wchodź kochana! Wszyscy są już gotowi!
Pozytywne nastawienie tej kobiety jest tak zaraźliwe, że zaczynam cicho chichotać w reakcji na jej słowa. 
- Jestem Rosalie, to my rozmawiałyśmy wcześniej. Miło mi cię poznać. - Całuje mnie na powitanie w oba policzki. - Wszystko jest zaplanowane. Chodź, chodź! 
- Idę - śmieję się. - Nie odbierz tego źle, ale kiedy rozmawiałyśmy wydawałaś się być taka... sztywniejsza? 
- Ah, tak. To bardzo możliwe. - Macha ręką. - Tak już mam, kiedy dzwonię w sprawie sesji. Zawsze staram się brzmieć jak profesjonalistka, ale prawdę mówiąc od początku czułam, że mogę z tobą normalnie porozmawiać, bez żadnych udawanych uprzejmości.
- To miło z twojej strony - odpowiadam ze śmiechem i podążam za nią do przestronnego pokoju gościnnego, gdzie czekają już ludzie z ekipy.
- Doszło do pewnych zmian, ale nie martw się. Wszystko pod kontrolą - oznajmia Rosalie.
- Ach tak? - Unoszę brew, patrząc ukradkiem na nowe twarze.
- Fotograf jest już na miejscu, więc możecie zacząć wcześniej. Chyba rozstawia teraz sprzęt. Niestety nie mogę tu zostać, bo wzywają mnie obowiązki, ale dziewczyny od make-up'u wyjaśnią ci zamysł sesji, a Caitlyn przyjdzie z tobą pogadać, i tak dalej. - Uśmiecha się przelotnie i łapie mnie za rękę, ciągnąć w stronę toaletki.
- Okej, nic się nie dzieje - odpowiadam, chociaż nie jestem pewna czy ona w ogóle mnie jeszcze słucha.
- A więc poznaj, to są nasze wspaniałe makijażystki. - Wskazuje na blondynkę z prostą grzywką oraz krótkowłosą brunetkę o ogromnych oczach. - Allie i Suzanne. 
- Cześć. - Uśmiecham się do dziewczyn uprzejmie i siadam na krześle przed toaletką wypełnioną po brzegi kosmetykami, ponieważ Rosalie mnie na nie wepchnęła. Szalona kobieta. 
- Powierzam cię w ich magiczne dłonie, wpadnę tu później - oznajmia kobieta. - Ach, zaraz zawołam Caitlyn, przyjdzie przeprowadzić z tobą wywiad.
- Wywiad? - Boże, na śmierć zapomniałam. Wiedziałam, że będzie jakaś rozmowa, ale za nic nie pamiętałam o wywiadzie.
- Tak, pojawi się na łamach ELLE, skarbie - oznajmia, a potem cmoka do mnie i zabierając torebkę z kanapy, wychodzi. 
Kręcę lekko głową jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
- Ona zawsze taka jest? - pytam makijażystek, kiedy odwracam się do nich.
- Zazwyczaj - odpowiada blondynka, zaczynając zmywać mój poprzedni makijaż. - Ale dzięki temu nie jest tu nudno - dodaje z uśmiechem.
- Taaak, Rosalie to jedna wielka chodząca radość - śmieje się brunetka. To chyba Suzanne, bo na jej szyi wisi łańcuszkiem z zawieszką w kształcie litery 'S'. 
Kiwam głową, po czym zamykam oczy i pozwalam kobietom robić to co do nich należy. Całkiem miłe uczucie, kiedy tak się tobą zajmują, poważnie. 
- Wiesz już jaka jest koncepcja sesji? - pyta Allie. 
Kręcę głową. 
- Ma być seksownie, ale jednocześnie naturalnie. Wiesz o co chodzi. Kilka razy będziemy zmieniać make-up oraz fryzury - wyjaśnia. - Zapowiada się świetnie!
- I tak będzie. - Słyszę za sobą męski, przyjemny głos. Kto to?
- Oh, Aris już jest! - piszczy Suzanne. - Oto twój dzisiejszy fotograf!
Otwieram oczy i w odbiciu spotykam spojrzenie faceta w średnim wieku, prawdę mówiąc dałabym mu około trzydziestu lat. Stoi za mną w zwykłych, ciemnych jeansach, szarym swetrze, czapce z daszkiem oraz z ogromnym uśmiechem na twarzy. 
- Cieszę się, że będziemy razem współpracować. Już podobają mi się twoje rysy twarzy, czuję, że wyjdzie świetnie - mówi Aris, po czym obejmuje mnie i cmoka w policzek na przywitanie.
To wspaniałe, jak bardzo pozytywni i mili są ci ludzie. Bałam się sztywniaków, a okazuje się, że mam do czynienia ze świetnymi osobami. To pozwala mi na moment zapomnieć o złych wydarzeniach. 
- Dziękuję. Ja również się cieszę. - Uśmiecham się ciepło, zakładając włosy za ucho.
- Wyjaśnię ci jak będzie wyglądać nasza sesja. - Przechodzi obok mnie i siada na krześle obok. - Pierwsze zdjęcia zrobimy na plaży, w pobliżu skał, które są nieopodal. Jest piękna pogoda, więc i światło będzie doskonałe. Stylistki przygotują stroje, które włożysz. Ogólnie jest to główna sesja dla Elle. Ale postanowiłem też wziąć coś dla siebie, a mianowicie tworzę swój własny projekt, w którym chciałbym, żebyś wzięła udział. Wszystkie zdjęcia trafią do sieci tego samego dnia, kiedy zostanie wydany nowy numer ELLE, więc to będzie podwójna niespodzianka. Zgadzasz się na to? - pyta, poprawiając czapkę.
Chwilę milczę, ale to nie dlatego, że mi się nie podoba. Wręcz przeciwnie, zaniemówiłam, bo jestem zaskoczona, że Aris zechciał mojego udziału w jego twórczości. To co się dzieje, ma zawrotne tempo, ale nie mogę narzekać. 
- Oczywiście, czemu nie. - Wzruszam ramionami, udając spokój i opanowanie. Wewnątrz piszczę z podekscytowania.
- Cudownie. - Uśmiecha się, po czym wstaje z krzesła. - Obiecuję, że ci się spodoba. A tym czasem lecę pouzgadniać ostatnie drobiazgi z ekipą. Czekamy na ciebie. 
Po tych słowach Aris opuszcza pokój i tym sposobem znów zostaję tylko z makijażystkami. To bardzo miłe dziewczyny, które znają się na rzeczy, dzięki czemu przy okazji mam okazję nauczyć się czegoś na temat mojej cery. 
Właśnie rozmawiamy na temat nawilżenia twarzy, kiedy do pokoju przychodzi sympatycznie wyglądająca kobieta ubrana w szarą, dzianinową sukienkę, skórzaną kamizelkę oraz trampki. Kruczoczarne, krótkie włosy ma asymetrycznie ścięte, z grzywką opadającą na czoło. Wygląda świetnie, a jej błękitne oczy badają moją twarz, gdy siada obok.
- Cześć, jestem Caitlyn - przedstawia się i wyciąga swoją wypielęgnowaną dłoń w moim kierunku, którą po chwili ściskam.
- Miło mi, Faith. - Uśmiecham się przyjaźnie, gdy widzę w jej oczach pewnego rodzaju iskrę.
- Przeprowadzę z tobą wywiad do ELLE, dobrze? - Poprawia się na siedzisku, po czym wyjmuje zgrabny dyktafon oraz notes z długopisem.
- A czy mam inny wybór? - pytam retorycznie, śmiejąc się cicho. 
- Okej, więc zaczynamy. Będziemy musiały powtórzyć powitanie, okej? Tak, żeby było nagrane i spójne z resztą nagrania. - Patrzy na mnie i tym jednym spojrzeniem mogę stwierdzić, że nie jest to dziewczyna, która daje sobie w kaszę dmuchać. To profesjonalistka, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
- Jasne. - Kiwam głową, czekając aż zaczniemy. 
- Miło mi cię poznać, Faith - mówi Caitlyn, uśmiechając się przelotnie.
- Wzajemnie, cześć - odpowiadam uprzejmie.
- Co skłoniło cię do wzięcia udziału w sesji? - Od razu przechodzi do rzeczy, co mnie nie ukrywam cieszy.
- Prawdę mówiąc, nie wiem. To znaczy, któregoś dnia moja przyjaciółka - na to wspomnienie ściska mnie w żołądku - przyszła do mnie i powiedziała, że taka sesja niedługo się odbędzie i czy mam ochotę wziąć w niej udział. Byłam zaskoczona, bo niby dlaczego miałabym to zrobić, ale kiedy Angel wspomniała, że to akcja charytatywna, od razu się zgodziłam. Chętnie wspieram takie działania. - Jestem dumna ze swojej odpowiedzi. To mój pierwszy wywiad i póki co zapowiada się, że wyjdzie całkiem przyjemnie.
- To wynika z dobrego wychowania, czy potrzeby serca? 
- Raczej potrzeby serca, chociaż nie mogę odmówić moim rodzicom, tego, że wychowali mnie na dobrego człowieka. Myślę, że bez tego, nie siedziałabym tutaj. 
- Trafna uwaga - odpowiada Caitlyn z uśmiechem. - Wspomniałaś już wcześniej o swojej przyjaciółce, Angel Richardson. Razem z nią przeniosłyście się do Los Angeles całkiem niedawno, a obie osiągnęłyście już całkiem spore sukcesy. Spodziewałyście się tego? 
- Oczywiście, że nie. Jasne, miałyśmy obie marzenia, ale nie sądziłyśmy, że wszystko tak szybko się potoczy. Jeśli chodzi o mnie, nie przypuszczałam, że w ciągu kilku dni po przeprowadzce tutaj będę miała okazję współpracować z tak niesamowitymi ludźmi - mówię spokojnie, zamykając oczy na polecenie Suzanne. 
- Kogo masz na myśli, mówiąc "niesamowici ludzie"?
- Myślałam, że to już fakt powszechnie znany - śmieję się. - Chodzi o tancerzy z grupy Justina Biebera. - Uśmiecham się, ale w środku czuję uścisk. Nie chcę rozmawiać na temat Justina i mam nadzieje, że Caitlyn na tym nie zależy. 
- Jak wyglądała wasza współpraca? No wiesz, z tancerzami i Justinem? - Muszę wziąć głęboki oddech i przemyśleć to co chcę powiedzieć. Oby nie za wiele.
- Wszyscy to świetni ludzie oraz wielcy profesjonaliści. Na sali nie ma miejsca na niedociągnięcia i lenistwo, ale to nie oznacza, że atmosfera jest tam ciągle napięta. Wręcz przeciwnie, wszyscy doskonale się bawiliśmy i najlepsze było to, że każdy z nas miał poczucie wolności, mógł powiedzieć co mu nie pasuje i co by zmienił. - Oblizuję wargi, za co dostaję naganę do Allie, ponieważ niedawno nałożyła na moje usta jakiś balsam.
- Czy wasza współpraca trwa nadal? Wydawało mi się, że pracujesz teraz w jakiejś korporacji - zauważa Caitlyn.
- Niestety nie. To znaczy mam nadal kontakt z częścią grupy i czasem się spotykamy, ale to wszystko. I tak, masz rację, pracuję aktualnie w firmie. Muszę jakoś zarabiać na rachunki. - Puszczam do niej oczko, mając nadzieje, że nie będzie ciągnęła mnie za język zbyt mocno.
- Co się stało, że nie przedłużyliście pracy razem? - Caitlyn wyraźnie chce dowiedzieć się jak najwięcej, robiąc to w bardzo elegancki, dyplomatyczny sposób.
- Wynikło kilka sytuacji, które nas do tego zmusiły. - Wzruszam ramionami, dając jej do zrozumienia, że nie ma co drążyć tematu.
- A więc mówisz, że dużo łączy cię z tańcem. Kiedy zaczęła się twoja przygoda? - Bogu dzięki dziewczyna załapała moją aluzję.
- Prawdę mówiąc odkąd zaczęłam chodzić. Przez wiele lat trenowałam balet, ale to była kompletnie nie moja bajka. Na szczęście pewnego dnia zobaczyłam grupę tancerzy, która przedstawiała zupełnie różny styl od tego, który reprezentowałam. Zdecydowałam się zaryzykować i dołączyć do nich. Tam poznałam mojego obecnego przyjaciela, który od początku mnie wspierał. Okazało się, że jest to dokładnie to miejsce, w którym powinnam była znaleźć się dawno temu. Odnalazłam swoją prawdziwą pasję, jednak nie porzuciłam baletu. - Czuję ciepło, gdy przypominam sobie tamte chwile, które napełniały mnie radością. Och, jak za tym tęsknię.
- Balet i tańce nowoczesne? Ciekawa mieszanka - śmieje się dziennikarka.
- No nie? - chichoczę. - Oprócz tego, często ćwiczyłam tańce latynoskie. To dopiero szalony mix. 
- A one skąd się wzięły w twoim życiu? 
- Mam włoskie i meksykańskie korzenie, więc to trochę zobowiązuje - śmieję się. - Moja babcia jako pierwsza pokazała mi salsę i byłam tym tak zafascynowana, że postanowiła mnie jej nauczyć. To jej zawdzięczam większość moich osiągnięć w tańcu, ponieważ to ona mnie nim zaraziła. 
- Pojawiłaś się całkiem niedawno w świecie show-biznesu, a już narobiło się wokół ciebie sporo szumu. Jak sobie z tym radzisz? - Caitlyn wyraźnie nawiązuje do moich spotkań z Justinem i wydarzeń sprzed kilku dni. Mogłam się tego spodziewać. 
- Dopiero się tego uczę - odpowiadam, zerkając na nią. - Nie jest łatwo radzić sobie z paparazzi, którzy z dnia na dzień oblegają miejsce twojej pracy czy dom. To uciążliwe. 
Caitlyn przygląda mi się przez chwilę w milczeniu, a później zapisuje coś w swoim notatniku i przechodzi do następnego pytania.
- Skąd czerpiesz inspirację dla swoich stylizacji? Obserwując twoje outfity można stwierdzić, że nie podążasz, za jednym kierunkiem.  Jesteś fanką mody?
- Oczywiście! Uwielbiam się bawić modą, to coś wspaniałego. Dzięki moim stylizacjom, mogę wyrazić swój charakter, humor, nie muszę przestrzegać jakichś głupich norm. To jest najwspanialsze. - Kiwam głową, jak gdyby w potwierdzeniu ma moje własne słowa.
- Masz swoich ulubionych projektantów? 
- Chyba jak każda kobieta - stwierdzam z rozbawieniem. 
- Kto do nich należy? - pyta Caitlyn, podczas gdy makijażystki oraz fryzjerka, która dołączyła do nas jakiś czas temu, kończą powoli swoją pracę. 
- Louis Vuitton,Givenchy, Marchesa...- wymieniam, bawiąc się palcami.
- Marchesa? 
- Tak, bo uważam, że ubrania Marchesy łapią kobiece piękno i elegancję.
- To prawda - zgadza się Caitlyn, kiwając głową. - Co najbardziej cię interesuje/obchodzi, jeśli chodzi o modę?
- Tak długo jak czuję się ładnie i pewnie, w tym co robię i w co jestem ubrana, to jest dla mnie najważniejsze. Myślę, że miałam szczęście, ponieważ to jest dokładnie to, czego nauczyła mnie moja mama i z taką właśnie myślą dorastałam. 
- Czujesz presję, by ubierać najfajniejsze ciuchy, odkąd znajdujesz się w świetle reflektorów? 
- Jeśli mam być szczera, to czuję się szczęściarą, bo nie muszę być ładna dla nikogo innego, prócz mnie. Nie wybieram outfitów lub sukienek, po to, by dobrze wyglądać dla kogoś innego. To ma być przyjemność dla mnie, to ja wyrażam siebie poprzez ubiór. Tego uczono mnie od najmłodszych lat i pomimo kilku przeszkód na mojej drodze, wciąż pamiętam, że najważniejsze to kochać siebie. Chociaż nie zawsze mi to wychodzi - przyznaję z lekkim uśmiechem.
- Jesteś podekscytowana sesją dla ELLE? - Caitlyn przechyla głowę, zadając mi to pytanie. 
- Oczywiście, że tak! Szczególnie, że to pierwsze tego rodzaju wydarzenie w moim życiu. Trochę się denerwuję - odpowiadam szeptem, wywołując tym uśmiech wszystkich kobiet, które są obecnie w pokoju. 
- Cóż, zatem życzę ci powodzenia i mam nadzieje, że kiedyś znów się spotkamy. - Caitlyn wstaje z krzesła, zabierając ze sobą swoje rzeczy. 
- Nie dziękuję - rzucam. - Tak, też mam taką nadzieje. Wspaniale było cię poznać, dziękuję. - Uśmiecham się szczerze i czuję ciepło na sercu, kiedy dziewczyna mnie przytula.
- To ja dziękuję, jesteś bardzo miła - stwierdza, po czym odwraca się na pięcie i opuszcza salon.
- Poważnie to twój pierwszy wywiad? - pyta zaskoczona Suzanne. - Brzmiałaś jakbyś udzieliła ich tysiące! 
- Dzięki. - Mrugam do niej, ciesząc się swoim wyśmienitym humorem, który doskonale pozwala zapomnieć o wcześniejszych wydarzeniach.
Po kilkunastu poprawkach makijażu oraz fryzury jestem gotowa do przejścia do garderoby, w której znajdę stylistów oraz moje dzisiejsze outfity. Gdy przyglądam się sobie w lustrze, na moich ustach gości szeroki uśmiech. Dziewczyny wykonały kawał dobrej roboty. Makijaż nie jest mocny, ale podkreśla moje pełne wargi oraz ciemne oczy, a róż na policzkach wyostrza rysy mojej twarzy. Włosy również wyglądają bardzo naturalnie, tak jakby wysmagał je wiatr. Efekt jest cudowny, więc kiedy pojawiam się w kolejnym pomieszczeniu ludzie znajdujący się w nim kiwają głowami z aprobatą. Lekko się rumienię i już, już mam się zapytać co mam dalej robić, gdy podchodzi do mnie kolejna kobieta doskonale ubrana.
- Cześć, jestem Britney. Nie ma czasu na dalsze pogaduszki, więc chodź malutka i przebierzemy cię jakieś fajne ciuszki, na które zgodził się Aris i magazyn. - Postawa Britney lekko mnie onieśmiela, ale w pozytywny sposób.
Grzecznie za nią podążam do stojącego wieszaka z mnóstwem ubrań i dodatków. Obok Britney pojawia się jeszcze jeden czarnoskóry chłopak oraz blada, wątła dziewczyna o ciemnobrązowych włosach i oboje zaczynają pokazywać ubrania Britney, a ona coś mruczy do nich pod nosem. W końcu na osobny stojak wieszają pięć ciekawych outfitów. Pierwszy z nich to pomarańczowy biustonosz bez ramiączek oraz spodnie w biało-niebieskie paski. Do tego dobierają łańcuch na szyję, kilka bransoletek oraz kolorowe szpilki, czym poważnie mnie zaskakują. Szpilki i plaża? To raczej niezbyt dobre połączenie, ale nie śmiem nawet ingerować w ich decyzję, ponieważ wszyscy wyglądają na ogromnych profesjonalistów i jednocześnie mocne charaktery. Nie warto rozpoczynać sprzeczki, więc nie mając innego wyjścia stoję cicho z boku, obserwując ich kolejne wybory.
Drugim outfitem jest krwistoczerwona sukienka bez ramion, sięgająca mniej więcej do połowy ud. Jest prześliczna. Dodatkami zostają pomarańczowe szpilki, łańcuch, bransoletki i duże kolczyki w kształcie gwiazd. Podoba mi się.
Kolejny strój to również sukienka bez ramion, tym razem w odcieniu pudrowego różu. Jest dopasowana w talii i biuście, a od pasa w dół materiał jest zwiewny i luźny. Urocza. Dobrane zostają do niej bordowe szpilki oraz nie zmiennie te same bransoletki.
Przedostatni wybór pada na sukienkę, przypominającą mi kolczugę rycerską. Mimo wszystko jest piękna i bardzo seksowna, ze względy na głęboki dekolt oraz szeroki pas, podkreślający talię. Coś mi mówi, że to mój ulubiony strój.
To się zmienia, kiedy pokazują mi ostatnią z sukienek na dziś. Jest biała z przepięknymi wzorami na całej powierzchni, do złudzenia przypominające te od Versace. Jestem zachwycona i o mało co nie rzucam się na nią z podekscytowania. Boże, dajcie mi ją!
- Widzę, że jesteś zadowolona z wyborów. My też - mówi pospiesznie Britney. - Teraz daj mi minutkę, muszę zawołać Arisa i zapytać go, co wkładasz najpierw.
Kobieta opuszcza pokój, więc mam czas na dokładne przyjrzenie się ubraniom. Są przepiękne i oczywiście piekielnie drogie, ponieważ są od najlepszych projektantów. To nie powinno dziwić, w końcu ELLE to magazyn modowy, jeden z najlepszych, a więc jego głównym priorytetem są ubrania. Spoglądam jeszcze raz na białą sukienkę i uświadamiam sobie, że jest naprawdę krótka. 
Wtedy do mojej głowy wpada obraz Justina, kiedy zdjęcia pojawiają się w magazynie i nie jestem pewna jakiej reakcji mogę się spodziewać. Dzisiejszy dzień dał mi świadectwo tego, jak może się zachować, gdy coś nie idzie po jego myśli i to mimo wszystko mocno mnie niepokoi. Zagryzam lekko wargę, starając się odpędzić złe myśli, ale i tak lekko ściska mnie w żołądku. Z całych sił tłumaczę sobie, że się ucieszy, gdy zobaczy efekty pracy mojej oraz Arisa i że będzie zadowolony z tego, że wsparłam tak szczytny cel. Przecież Justin sam jest doskonale znany z udzielania się charytatywnie, więc to tylko powinno mi pomóc. Z drugiej strony obawiam się, że się wścieknie i uzna, że nie powinnam była brać w ogóle w tym udziału, albo przynajmniej godzić się na takie zdjęcia. Ale halo, przecież ja jeszcze nie wiem jak te zdjęcia będą wyglądać! Wihford, uspokój się! 
Poza tym, robię to dla dzieci, a nie dla Justina. Powinien być dumny, że jego dziewczyna nie jest obojętna na krzywdę innych. Z nim sobie jakoś poradzę, a dzięki tym zdjęciom mogę pomóc w jakiś sposób tym dzieciakom! Tak, doskonale, Faith! Idziesz w dobrym kierunku. 
Gdy kończę gratulować sobie samej, do pokoju wraca Britney, oświadczając, że pierwszym outfitem, który założę będzie czerwona sukienka. Uśmiecham się pod nosem, sięgam po ubranie i z zapomnianą pewnością siebie wchodzę za parawan. Zaczynamy!

Po prawie półtora godzinnym robieniu zdjęć, zmienianiu outfitów, poprawianiu makijażu oraz włosów, Aris oznajmia, że sesja dla ELLE jest zakończona i że szefostwo powinno być zadowolone. 
- Brałaś już wcześniej udział w jakichś sesjach, prawda?- pyta fotograf, podchodząc do mnie i obejmując w talii, gdy wracamy do domku na plaży.
- Nigdy wcześniej nie byłam na sesji - mówię z rozbawieniem. - To moja pierwsza. Dlaczego pytasz?
- Poważnie? - Aris unosi brew. - Pracowałaś jak profesjonalistka! A w dodatku masz fantastyczne rysy twarzy, mógłbym robić ci zdjęcia cały dzień! 
- Chwała Bogu, że jednak tego nie zrobisz, bo prawdę mówiąc jestem trochę zmęczona - śmieję się i mrugam do chłopaka, wiedząc, że zrozumie mój żart. Na sesji świetnie się dogadywaliśmy. 
- Na szczęście obiecałaś mi jeszcze zdjęcia dla mnie, złotko - odpowiada z chytrym uśmieszkiem na ustach. 
- Tak, pamiętam. - Pokazuję mu język, za co dostaję lekkie klepnięcie w ramię.
- Lepiej leć się przygotowywać i nie każ mi długo czekać! - Aris popycha mnie do przodu, dając mi do zrozumienia, że mam się pospieszyć. 
Kręcę głową z rozbawieniem, po czym wybiegam po schodach prowadzących na taras, a potem zmierzam do pokoju, gdzie czekają już na mnie Allie i Suzanne wraz z fryzjerką, której imienia nie poznałam.
Wszystkie dziewczyny przystępują do pracy, nie marnując czasu. Makijażystki przerabiają mój make-up w ten sposób, że teraz to moje oczy są podkreślone cieniami w odcieniach brązu, a usta są zupełnie naturalne. Fryzjerka mierzwi moje włosy, pozostawiając je w schludnym nieładzie i mówi, że niedługo to się zmieni (cokolwiek ma na myśli). Gdy jestem już gotowa, przechodzę ponownie do pomieszczenia, gdzie znajduję stylistów. Tym razem mają przygotowane dwa stroje, a jeden z nich natychmiast wciskają mi do rąk i wyrzucają mnie za parawan. Po kilku minutach wychodzę ubrana w fioletowe, dopasowane body oraz dżinsowe, poszarpane u dołu szorty z wysokim stanem. Okazuje się, że asystentka Arisa czeka tuż obok mojej przebieralni i nim zdołam cokolwiek powiedzieć, łapie mnie za dłoń i prowadzi do kolejnego pomieszczenia, gdzie ustawione jest białe tło, kilka lamp i oczywiście stanowisko fotografa.
- Cudownie! Fantastycznie! - woła Aris na mój widok, wywołując tym mój śmiech. 
- Podziękowania należą się tamtym dziewczynom. - Wskazuję za siebie, zakładając włosy za ucho.
- Tak, tak. Oczywiście - rzuca fotograf, a później staje za obiektywem i cierpliwie czeka, aż stanę na białym tle. - To będzie tylko kilka ujęć, jestem tego pewien.
- Mam nadzieję - odpowiadam i zaczynam pozować, gdy dostrzegam zniecierpliwiony wzrok Arisa.
Jak się okazuje po kilkunastu minutach, mężczyzna miał zupełną rację z kilkoma ujęciami. Zrobiliśmy parę zdjęć i Aris stwierdził, że ma to czego potrzebuje i kazał mi przebrać się w następny outfit i zmienić fryzurę. Dwadzieścia minut później wracam ubrana w przepiękny, bardzo seksowny czarny strój i męską pasiastą marynarkę oraz z włosami, które wyglądają na mokre. Makijaż pozostał ten sam na życzenie Arisa.
- Mój Boże - wzdycha chłopak, po czym przystępuje do robienia kolejnych zdjęć. 
Około pół godziny przed szesnastą opuszczam domek na plaży z ogromnym poczuciem szczęścia i własnej wartości. Nie wiedzieć czemu tego dnia coś się we mnie zmieniło. Kiedy udzielałam wywiadu, a później stałam przed obiektywem zrozumiałam coś, czego nie mogłam pojąć wcześniej. Należy pokochać siebie. Pomimo pokręconej i chorej przeszłości, muszę zaufać sobie samej i nauczyć się, że siła jest czymś pięknym. Nie chcę już słabej, przerażonej Faithie. Chcę silnej, zdeterminowanej i przede wszystkim szczęśliwej Faith, która zna własne ciało oraz umysł i nikt tego nie będzie mógł zmienić. Oczywiście jeszcze minie trochę czasu zanim uporam się ze starymi demonami oraz nocnymi atakami, ale czuję w sercu, że z pomocą najbliższych i przede wszystkim z własną siłą poradzę sobie z tym wszystkim. Dam radę.
Wsiadając do samochodu uświadamiam sobie, że cały dzień nie kontaktowałam się z Justinem. Trochę mnie to martwi, ale z drugiej strony wiem, że on potrzebuje czasu i jeśli będzie czuł, że chce pogadać, napisze lub zadzwoni do mnie. Jeżeli nie, to skonfrontujemy się w domu i jakoś rozwiążemy tę sytuację. Na pewno nie zostawię go teraz samego. Wiem, że i jego życie nieźle się teraz pokręciło i czuję się trochę za to odpowiedzialna, ale nie poddam się tak łatwo. Kocham go i pomimo tego, że przeraził mnie dziś na śmierć, nadal mu ufam i to prędko się nie zmieni. Dopóki jest ze mną szczery i ma otwarte serce, jestem w stanie znieść wszystko. 
"Może i ty też powinnaś być z nim szczera i w końcu powiedzieć mu o twoim ćpuńskim życiu, co złotko?" syczy moja podświadomość, a ja natychmiast gromię ją wzrokiem.
O nie, o tym nie powiem mu nigdy. A przynajmniej na pewno nie teraz.

Parkuję pod studiem tanecznym kilka minut po czwartej i od razu dostrzegam samochody Elysandry oraz CJ. Uśmiecham się pod nosem, zabieram torbę z siedzenia obok i wysiadam z wozu, a następnie idę do wejścia budynku. Na drzwiach dostrzegam kartkę z ogłoszeniem, że lokal jest do wynajęcia, co poważnie mnie zaskakuję. Wchodzę do środka, podążam na salę, gdzie spotykam moje ukochane tancerki.
- Cześć! - wołam i witam się z każdą po kolei. - Czemu chcą wynająć studio? - pytam, wiążąc włosy w kucyk.
- Właściciel przenosi się do Nowego Jorku i nie chce zostawić tego miejsca bezużytecznego - wzdycha Kaili, siedząc na podłodze.
- A ty skąd to niby wiesz? - pyta Ely, mierząc koleżankę wzrokiem.
- Rozmawiałam z recepcjonistką, w czasie gdy ty trajkotałaś z kimś przez telefon - kontruje dziewczyna, pokazując Ely język.
Przyglądam się dziewczynom, które pogrążają się w śmiesznej, wręcz uroczej kłótni i uśmiecham się pod nosem nie dlatego, że mnie to bawi, a dlatego, że w mojej głowie narodził się fantastyczny pomysł. Wynajmę to studio.

Wracam do domu Justina na kilka minut przed osiemnastą, tak jak obiecałam. Nie jestem pewna, czy chłopak jest w domu i czy w ogóle go opuszczał, ale nie chciałam się spóźnić ze względu na dzisiejszy poranek. Parkuję samochód na wolnym miejscu, a później wysiadam z niego zabierając swoje rzeczy i kierując się do drzwi.
W środku panuje zupełna cisza. Słychać jedynie dźwięk pracy lodówki gdzieś w oddali i odgłos kroków, które robię, posuwając się w przód. Zgryzam lekko wargę, starając się uspokoić drżenie rąk. Cholera, czy ja się boję? 
Potrząsam mocno głową i odstawiam pod ścianę swoją torbę, ponieważ mam zamiar iść sprawdzić czy na pewno dom jest pusty.
Jednak kiedy pojawiam się w kuchni już wiem, że nie jestem sama. Justin siedzi na tarasie pochylony w przód z pochyloną głową. Ma na sobie tylko czarne spodnie i nic więcej. Już z tej odległości widzę, że jest spięty i sfrustrowany, oh mój biedny Justin... Oblizuję wargi, biorę głęboki oddech, po czym ruszam w jego stronę. Kiedy otwieram drzwi tarasowe Justin natychmiast reaguje, odwracając głowę w moją stronę. 
- Wróciłaś... - szepcze po kilku sekundach ciszy. Jego oczy są udręczone, że moje serce krwawi, gdy to dostrzegam.
- Dlaczego miałabym tego nie zrobić? - pytam zaskoczona, zbliżając się do niego.
- Myślałem... Myślałem, że odeszłaś - wyrzuca z siebie, odwracając wzrok. - Po tym co dzisiaj zrobiłem...
- Justin - mówię stanowczo. - Niczego nie zrobiłeś, a ja nigdzie się nie wybieram. Nie zostawię cię, rozumiesz? - Dotykam jego  nagiego ramienia, a on lekko się wzdryga. 
Przełykam ślinę, próbując walczyć ze łzami napływającymi do moich oczu. To nie jest pora na płacz, okej Wihford? Uspokój się. 
- Justin, proszę cię... - szepczę, na co on nagle zrywa się z leżaka i obraca w moją stronę. 
Nie dotyka mnie, a jedynie patrzy badawczo w moje oczy, a następnie na moją twarz i reszte ciała. Zapominam o oddechu, czując na sobie jego palący wzrok i kompletnie nie wiem co zrobić. Stoję jak wryta, próbując przewidzieć jego kolejny ruch, ale tego co się dzieje następnie kompletnie się nie spodziewam.
Chłopak przyciąga mnie do siebie i zamyka nas w mocnym uścisku. Tuli się do mnie tak, jakby od tego zależało jego życie. Chowa głowę w zagłębieniu między szyją a ramieniem i głęboko oddycha, zapewnie wdychając mój zapach. Gładzę go uspokajająco po plecach, zamykając oczy i przyciskając policzek do jego ramienia.
- Przepraszam. - Słyszę w końcu.
Powoli odsuwam się od Justina, by móc wziąć w dłonie jego twarz. Patrzę mu w oczy i drżącym głosem odpowiadam:
- Nic się nie stało, uspokój się. Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram - mruczę kilka milimetrów od jego warg. - Nie byłeś sobą, ale teraz jest już wszystko dobrze. No już. 
Uśmiecham się delikatnie, przesuwając kciukiem po jego gładkim policzku. Ogolił się. 
- Kocham cię - mamrocze, a potem przyciska swoje usta do moich, łacząc je w zachłannym pocałunku. 
To wystarczy, by wszystkie moje wątpliwości i rozterki poszły w zapomnienie. Tym jednym pocałunkiem Justin daje mi wszystko, czego potrzebuje - miłość, spokój i zaufanie. Wplatam palce w jego przydługawe włosy, co wywołuje u niego cichy pomruk. Odrywam się od jego chciwych warg, uśmiechając się lekko.
- Już dobrze. - Uśmiecham się pokrzepiająco, klepiąc go po ramieniu. - Co dziś robiłeś? - pytam zachęcająco, łapiąc dłoń chłopaka i ciągnąc go do środka domu.
- Tęskniłem za tobą - odpowiada szczerze, ponieważ słyszę to w jego głosie. 
- To słodkie. - Marszczę nos, odwracając się do niego. - A jadłeś coś? 
- Carter wcisnął mi na siłę chińszczyznę - mówi, lekko się krzywiąc.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś? - pytam, rozumiejąc, że stres nie pozwalał mu jeść.
- Bałem się. - Wzrusza ramionami, nie puszczając mojej dłoni.
- Ale czego? - Unoszę brew.
- Że powiesz mi, że to koniec. Że ode mnie odejdziesz. Wolałem przeciągać tę chwilę w nieskończoność.
- Głupku - wzdycham i przyciągam go do siebie, by móc go pocałować. 
Odsuwam się po chwili od niego i wciąż trzymając jego dużą dłoń odwracam się, ruszając w kierunku piwnicy.
- Co robisz? - pyta skonsternowany Justin.
- Zabieram cię do sali kinowej łamane na pokój gier - odpowiadam radośnie, schodząc ostrożnie po schodach.
- Po co? 
- Mamy jeszcze trochę czasu do meczu, więc oglądniemy kilka odcinków "Przyjaciół". Ty potrzebujesz wyluzowania się, a ja chwili relaksu - wyjaśniam, otwierając drzwi do wybranego pokoju.
- Mówiłem już, że cię kocham? - Głos Justina jest teraz o niebo weselszy niż wczesniej, dzięki czemu uspokajam się.
- Coś wspominałeś - śmieję się. - Ja ciebie też - dodaję, a później rozsiadam się na niebiańsko wygodnym fotelu, zaraz obok Justina. 

Po godzinie spędzonej z "Przyjaciółmi" oboje idziemy przygotować się na mecz. Bierzemy szybki prysznic, każdy w osobnej łazience, a później spotykamy się w sypialni Justina, oboje owinięci jedynie w ręczniki. Wyczuwam tę napiętą atmosferę między nami, gdy spoglądamy na siebie ukradkiem i staramy się utrzymać ręce przy sobie. Doskonale czuję, jak moje ciało pragnie dotyku Justina, ale wiem też do czego może to doprowadzić, a chcę aby to była wyjątkowa chwila. Zdaję sobie sprawę, że takiej chwili nigdy nie odnajdę, ale na pewno nie mam zamiaru przeżyć swojego pierwszego razu w pośpiechu. Dlatego głęboko oddycham i skupiam się na wyborze ubrań na dzisiejszy wieczór, co również robi Justin ponieważ zniknął gdzieś w garderobie.
Koniec końców decyduję się na luźne jeansy z dużymi dziurami na kolanach, które pozwijam oraz oversizowy jasny sweter z łatami na łokciach. Do tego dobieram brązowe botki na obcasie, biżuterię oraz czarną, workowatą torebkę. Ubieram się w łazience, gdzie również maluję się, używam perfum i układam starannie włosy, co sprawia mi trochę kłopotu, ponieważ nie chcą one ze mną współpracować po całym dzisiejszym dniu. 
Do sypialni wracam po jakimś czasie, prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak długo mi to wszystko zajęło. Nie bardzo się tym przejmuję, widząc, że Justin też niedawno skończył, ponieważ właśnie opuszcza garderobę. Wygląda doskonale. Ma na sobie ciemne spodnie tradycyjnie spuszczone z tyłka, czarną, długą koszulkę i koszulę w kratę założoną na to. Oprócz tego ubrał jasne trapery i kapelusz w podobnym odcieniu. Użył również perfum i pachnie tak doskonale, że czuję go na drugim końcu pokoju. 
- Gotowa? - pyta z uśmiechem, lustrując mnie spojrzeniem.
Kiwam głową w odpowiedzi i podchodzę do niego, po drodze zabierając torebkę z łóżka.
Schodzimy na dół trzymając się za ręce, choć oboje milczymy. W holu pojawia się Mikey i Justin prosi go, aby przygotował samochód, ponieważ jedziemy na mecz koszykówki. Zerkam na chłopaka z lekkim uśmiechem, a on zauważając to przyciąga mnie do siebie i całuje w skroń. 
Docieramy na miejsce na kilka minut przed rozpoczęciem meczu. Hala jest wypełniona po brzegi fanami koszykówki, przez co panuje tu straszny zgiełk, ale prawdę mówiąc wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. To sprawia, że atmosfera jest jeszcze lepsza, a co za tym idzie mój nastrój ulega poprawie. Oczywiście Justin wynajął całą lożę i domyślam się, że będzie tu więcej znajomych niż przypuszczam. 
- Mogę cię o coś zapytać? - Zaczyna Justin, gdy zajmujemy miejsca obok siebie. 
- Jasne. - Kiwam głową, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Co się stało tego dnia, kiedy przyszłaś do szpitala? No wiesz, kiedy byłaś taka roztrzęsiona. Oczywiście pomijając zachowanie Shayli. - Justin patrzy na mnie badawczo, głaszcząc moją dłoń.
Niechętnie wracam do tamtego dnia, kiedy najbliższe mi osoby postanowiły mnie dobić. Oblizuję wargę i rozglądając się nerwowo dookoła, myślę co powiedzieć. "Prawdę, Faith. Skończ w końcu kłamać" zauważa moja podświadomość i tym razem przyznaję jej rację. 
- Pokłóciłam się z Ianem i Angel - mówię w końcu, nieco smutnym głosem. 
- O co? - pyta od razu chłopak. 
- O bzdury. Prawdę mówiąc to pokłóciłam się z Angel, Ian tylko postanowił mnie odciąć na jakiś czas. Nie wiem, to wszystko jest pokręcone. Oboje mnie zranili, ale to do Angel mam największy żal. To przykre... - wzdycham żałośnie, unosząc niepewnie wzrok. 
Wtedy zauważam lekką panikę w oczach Justina.
- Justin? O co chodzi? - Marszczę brwi. 
- Niech to szlag - warczy, potrząsając głową. 

Spanikował, kiedy powiedziałam mu o przyjaciołach... Kiedy wspomniałam o Angel... Wtedy doznaję olśnienia. Ona tu będzie z Za. Niech to szlag. 
Próbuję opanować nerwy, kiedy zauważam burzę tak doskonale znanych mi loków zbliżających się w moją stronę. Przełykam ślinę, czując bolesny skurcz żołądka. 
- Nie wiedziałem - mówi cicho Justin, przepraszającym tonem.
Potrząsam głową i delikatnie się uśmiecham.
- Nic się nie stało, to nie twoja wina. W końcu musiałyśmy się spotkać - stwierdzam i mrugam uspokajająco do niego. 
Za oraz Angel pojawiają się obok nas i natychmiast tworzy się tak gęsta atmosfera, że można by było zwiesić siekierę.
Powitanie jest tak niezręczne, że nie wiem co mam ze sobą zrobić, ale na całe szczęście po chwili pojawiają się siostry Jenner, Ryan i cała reszta znajomych Justina. 
Mecz się rozpoczyna, a ja wciąż siedzę jak na szpilkach i co jakiś czas wysilam się na uśmiech. Nie cierpię takich sytuacji i najchętniej coś bym z tym zrobiła, ale ponieważ ja nie jestem niczemu winna, cierpliwie czekam aż Angel wykona ten pierwszy ruch. Skupiam się w końcu na grze zawodników, popijając co jakiś czas chłodną wodę. Kiedy Clippersi wrzucają kolejny raz piłkę do kosza przede mną staje Justin, uśmiechnięty od ucha do ucha i decyduje się usiąść na moich kolanach.
- Zdajesz sobie sprawę, że ważysz trochę więcej niż dwa kilo, no nie? - jęczę głośno, kiedy chłopak szuka sobie najwygodniejszej pozycji.
- Rozchmurz się - prosi, obejmując mnie i całując mnie w czoło. - Wszyscy się dobrze bawią, tylko ty siedzisz tu sama. Chodź do nas.
- Lubię to miejsce - mówię prawdę, podpierając głowę na dłoni. 
- Dobry Jezu! - krzyczy szeptem Justin. - Świat nie kręci się tylko wokół waszej kłótni. Jest tu mnóstwo innych ludzi. Kylie i Kendall chcą z tobą pogadać. Przestań zachowywać się jak dziecko, okej? 
Te słowa dogłębnie do mnie trafiają. Justin ma rację. Mam prawo do dobrej zabawy, nie chcę wyjść na aspołeczną laskę i zamierzam spędzić fantastyczny czas ze znajomymi, pokazując Angel, że nie zamierzam się dołować. 
Gdy Justin zauważa zmianę w moich oczach i na mojej twarzy wstaje z moich kolan, podaje mi dłoń i oboje wracamy do jego znajomych. Kendall od razu mnie dopada i zaczyna potajemnie wypytywać, czy mam już pomysł na prezent dla Justina. Uśmiecham się łobuzersko i pokrótce mówię jej, co mam w planach.

W przerwie meczu wracam na swoje miejsce, ale tylko po to, by znaleźć telefon i sprawdzić czy ktoś do mnie dzwonił. Odwracając się, prawię podskakuję, ponieważ przede mną stoi Angel. 
- Możemy pogadać? - pyta od razu. 
Gapię się na nią przez chwilę, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. W końcu otrząsam się i kiwam głową, więc dziewczyna rozgląda się dookoła i upewniając się, że jesteśmy same, siada na krzesełku.
- Nie chciałam tego powiedzieć - zaczyna. - Byłam strasznie zmartwiona, Faith. Z dnia na dzień zaczęło się tyle dziać, że nie byłam w stanie nadążyć. Raz kłócisz się z Justinem, za chwile z nim jesteś, a potem jego była próbuje się zabić w jego posiadłości. Zrozum, bałam się o ciebie. A kiedy oświadczyłaś mi, że się wyprowadzasz moje serce pękło na pół i jednocześnie poczułam złość na wszystkich dookoła i zaczęłam to wszystko mówić. Ten dzień bez ciebie był istnym koszmarem, przysięgam. 
Wstyd mi przyznać, ale dzisiaj w ogóle nie myślałam o Angel, dopóki jej tu nie zobaczyłam. Byłam tak zaaferowana tym wszystkim, że nie miałam czasu na rozdrapywanie tej rany.
- Szlag mnie trafia, kiedy nie możemy ze sobą gadać. Faith, błagam, powiedz coś. - W końcu milknie, patrząc na mnie niepewnie.
- Nie bardzo dopuszczałaś mnie do zdania - stwierdzam ze śmiechem. 
Patrzę na przyjaciółkę i analizuję jej słowa. Wiem, że nigdy nie chciała mnie skrzywdzić i staram się ją zrozumieć. Pewnie zachowałabym się podobnie w jej sytuacji.
Nie myśląc więc długo pochylam się i przyciągam ją do siebie, tuląc z całych sił jej smukłe ciało.
- Tęskniłam - mruczę, na co ona ściska mnie mocniej. - Ale ty będziesz tęsknić mocniej kiedy umrę z powodu braku tlenu - śmieję się cicho.
Angel natychmiast się odsuwa i również głośno śmieje. 
- Przepraszam. Też tęskniłam. - Uśmiech w jej oczach przypomina mi dlaczego tak bardzo ją kocham. To ona zawsze pozytywnie mnie nakręcała. Nasze kłótnie nigdy nie będą trwać dłużej niż jeden dzień. 
Nagle mój telefon zaczyna wibrować, więc skupiam na nim moją uwagę. Moje źrenice powiększają się, kiedy widzę to co jest na ekranie.
- Co się stało? - pyta natychmiast Angie.
Na ekranie widzę zdjęcie przedstawiające samochód Briana stojący w płomieniach. Podpis do fotografii odbiera mi powietrze.
"Następnym razem ktoś będzie w środku. Czas ucieka, złotko."



Hej misiaki! 
Chciałam Was serdecznie zachęcić do komentowania, jak również do odwiedzenia nowego fanfiction autorki "Bieber's Touch" pod tytułem "Dear Chloe"! Na pewno nie pożałujecie, dziewczyna ma fantastyczny pomysł i ogromny talent. Wpadajcie!
Dziękuję Wam za każde wejście tutaj, jesteście najlepsi. So much love!
V.

16 komentarzy:

  1. Rewelacyjny! *. * ale fajnie że Faith i Angie się pogodziły! :) Kurde ,niech ten ojciec Faith się odczepi ! Oby nie zrobił czegoś głupiego...
    Nie mogę się doczekać nexta! Jesteś cudowna ,życzę weny ! <33

    OdpowiedzUsuń
  2. oby rozdziały były częściej, bo nie mam czego czytać! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział! fajnie że angie i faith się już pogodziły

    OdpowiedzUsuń
  4. No i jest kolejny rozdział. Jak dobrze, że się wszyscy pogodzili. Nie wiem nadal co ona zrobi z jej ojcem. Jestem ciekawa kiedy powie Justinowi prawdę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! ciekawe jak to dalej sie potoczy z ojcem Faith. Już nie mogę się doczekać nexta :) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle rozdział świetny ale mam niedosyt XD czekam na następny z niecierpliwością! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny cholernie długi rozdział, jak ty to robisz? Cholera. Ostatnio dość długo czekamy na rozdziały, ale zostajemy za to wynagrodzeni pod względem zawartości ich. Uwielbiam twój styl pisma, naprawdę. Każdy rozdział jest cholernie dobracowany i napisany cholernie realistycznie. Kocham sposób w jaki wczuwasz sie w charaktery bohaterów, nie każdy tak umie. Brawo!

    Co do rozdziału to ciekawa jestem jak Justin zareaguje na sesje Faith. Cieszę się, że wyjaśniło się z tym jego napadem i mam nadzieję, że znów się nic nie spieprzy. Też się cieszę, że Faith pogodziła się z Angie, bo myślę, że jest ona jej bardzo potrzebna. Zwłaszcza teraz, gdy jej ojciec dał o sobie znać. Faith powinna jej o wszystkim powiedzieć, zwłaszcza teraz, kiedy zauważyła, że jest coś nie tak. Jestem ciekawa co w zamian za pomoc będzie chciał Johnson. To nie będzie nic przyjemnego, prawda?
    Cholera, jak zwykle cholernie dużo się tu dzieje.

    Czekam na następny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział !! Mam nadzieje, ze w najbliższym czasie pojawi sie Nowy ❤️😳😁

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham to ff, mam nadzieję że następny rozdział będzie trochę szybciej :(

    OdpowiedzUsuń
  10. o mój boże ta końcówka! nie mogę doczekać się następnego

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham to i czekam na następny! *-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy kolejny rozdzialik?

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział kochana! Już nie mogę się doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy kolejny rozdział? Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam twojego bloga! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń