wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 23

"Don't be scared. Or maybe?"


Budzę się w momencie, kiedy dojeżdżamy pod posiadłość Justina. Chłopak chce wziąć mnie na ręce i zanieść do środka, ale ja w porę odmawiam i wychodzę z auta o własnych siłach.
W domu panuje przyjemna cisza, która jest jak zbawienie po wrzaskach Shayli. Kiedy o tym myślę to przechodzą mnie nieprzyjemne ciarki. W głębi duszy modlę się, żeby to był ostatni raz kiedy widziałam byłą dziewczynę  Justina, ponieważ nie jestem pewna czy zniosłabym kolejną konfrontację z tą wariatką. To trochę śmieszne, bo w gruncie rzeczy ja też jestem niezrównoważona, więc dlaczego osądzam jedynie ją? No, może moje pokręcenie nie jest tak mocne jak u Shayli, ale równie głębokie. To wszystko jest tak cholernie pokręcone, że czasem zastanawiam się dlaczego wszyscy jeszcze nie oszaleliśmy. 
Mijam w ciszy przedpokój, zmierzając do kuchni, by tam wstawić wodę na herbatę. Nie jestem głodna. Mój żołądek w chwili obecnej to jeden wielki supeł, który jest mocno zaciśnięty. Obawa, że zwrócę wszystko co zjem jest zbyt duża, by zaryzykować. Otwieram szafkę, gdzie znajdują się kubki i sięgam po jeden z nich.
- Masz na coś ochotę? - pytam Justina, nawet się nie odwracając, ponieważ doskonale wiem, że jest gdzieś za mną. Czuję jego obecność.
- Tak, napiłbym się herbaty - odpowiada natychmiast, po czym pojawia się obok i opiera tyłem o blat.
- Okej - mruczę pod nosem i wyciągam jeszcze jeden kubek. 
- Jesteś głodna? Mogę zawołać Cartera i... - proponuje Justin, ale mu przerywam.
- Nie, dziękuję. - Kręcę głową, po czym wrzucam saszetki herbaty do kubków, a następnie opieram się o blat podobnie jak Justin i czekam, aż woda się zagotuje.
- Chcesz pogadać o tym co się stało? - pyta po kilku minutach nieprzyjemnej ciszy.
Wbijam wzrok w podłogę i czuję jak w moim gardle formuje się gula, która je nieprzyjemnie kaleczy. To wszystko spowodowane jest wspomnieniem sytuacji, jaka wydarzyła się w moim mieszkaniu. Nadal nie mogę uwierzyć, że moi przyjaciele potraktowali mnie w ten sposób... 
Wciągam powietrze przez nos i kręcę głową, w odpowiedzi na pytanie Justina. Nie czuję się na siłach, by poruszać ten temat. Nie teraz. 
Justin przysuwa się bliżej i ku mojemu zaskoczeniu mocno tuli mnie do siebie. Nic nie mówię, jedynie wtulam się w niego jeszcze mocniej, próbując chłonąć z tej chwili jak najwięcej. To właśnie jest to, czego potrzebowałam - jego silnych, ciepłych i przede wszystkim bezpiecznych ramion. Zamykam oczy, wdycham jego oszałamiający zapach, wsłuchując się jednocześnie w spokojne bicie jego serca. Prawdę mówiąc, nie potrzebujemy w tej chwili żadnych słów, żadnych wyznań. Sam ten gest wyraża więcej niż cokolwiek innego, ponieważ w tym właśnie momencie zalewa mnie fala miłości, jaką mogę poczuć w ramionach Justina. Jestem wdzięczna Bogu, że odnalazłam go w swoim życiu, że pozwolił mi poznać człowieka, który może i czasem mnie rani, ale potrafi wyciągnąć z najgłębszego dołka jednym uśmiechem, jednym gestem...
Z tej przyjemnej sytuacji wyrywa mnie znajomy odgłos, oznajmiający, że woda się zagotowała. Niechętnie wychodzę z objęć Justina, sięgam po czajnik i zalewam wodą nasze herbaty. Dowiaduję się, że mój chłopak (przyznajcie, pięknie to brzmi!) lubi czarną herbatę z miodem i cytryną. Kiedy mu ją szykuję, opowiada mi jak jego babcia zawsze mu ją przygotowywała kiedy wracał z meczu lub gdy siedzieli wszyscy w salonie, oglądając rodzinnie serial w telewizji. Justin wydaje się być cały w skowronkach, kiedy zdradza mi historie swojego życia, ale jednocześnie mogę stwierdzić, że tęskni za rodziną, ponieważ jego oczy lekko posmutniały na wspomnienie dziadków. 
- Jesteś z nimi zżyty, co? - pytam i wręczam Justinowi jego kubek, w czasie gdy on raczy mnie kolejną dawką opowieści, tym razem o słynnym meczu piłki nożnej pomiędzy nim, a jego dziadkiem.
- Pewnie, że tak. To oni i moja mama nauczyli mnie tego, co w życiu najważniejsze. Myślę, że Bóg dał mi ogromny skarb - wzdycha, ale na jego ustach pojawia się uśmiech, którego nie miałam jeszcze okazji oglądać. Hm, podoba mi się. 
- Mam nadzieje, że kiedyś ich poznam - odpowiadam nieśmiało, ponieważ te słowa nieświadomie opuszczają moje usta. 
Justin wbija we mnie wzrok i przez chwilę mi się przygląda w skupieniu, jakby właśnie układał w głowie jakiś plan, ale potem uśmiecha się szeroko i niespodziewanie cmoka mnie w usta.
- Ja też - mruczy wesoło i upija łyk herbaty.
- Tęsknisz za nimi? - Pytam rzecz jasna o dziadków Justina i na szczęście on to łapie.
- Jasne, szczególnie, że byli ze mną często w trasie - odpowiada, wzruszając ramionami.
- Za tym też tęsknisz? - Przechylam głowę w bok, przygryzając dolną wargę. 
- Za czym? Za trasą? - Justin marszczy brwi w tylko jemu znany sposób. Prawdę mówiąc, czasem jego brwi układają się w śmieszne kształty. 
- Aha. - Potrząsam głową z uśmiechem na twarzy. 
- Jak cholera - wzdycha. - Nawet nie masz pojęcia jakie to magiczne. Trasa wykańcza, ale kiedy wchodzę na scenę, widzę ten tłum i słyszę te piski coś we mnie się zmienia. To nie ja rządzę koncertem, to on rządzi mną i szczerze mówiąc dzięki temu każde show jest niezapomniane. Na scenie jestem jak pełen energii szaleniec, ale to jest w tym najlepsze. Kiedy widzę radość w oczach tych ludzi na arenach, kiedy mogę zaśpiewać dla One Less Lonely Girl, kiedy mogę wsłuchać się w śpiew fanów do As Long As You Love Me... To jest nie do opisania. Każdego dnia jestem wdzięczny Bogu za to, że dał mi możliwość przeżywania tego wszystkiego. - Na twarzy Justina jedyne co dostrzegam to przeogromna radość i duma z tego co robi. Przez to uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a serce przyjemnie ściska się w mojej klatce. 
Jestem w stanie zrozumieć to co czuje, ponieważ mam tak kiedy tańczę. Wtedy przechodzę w inny świat, ba, wymiar. Zapominam o bożym świecie i skupiam się na tym co tu i teraz. Tak bardzo za tym tęsknie, ale każdego dnia powtarzam sobie, że to niedługo się zmieni.. Robię wszystko w tym kierunku.
- Lubię patrzyć na takiego szczęśliwego Justina - mówię w końcu, upijając łyk herbaty. 
- Czy to przyjemne? - pyta zabawnie unosząc brew.
- Jak cholera - cytuję jego słowa, a potem zaczynam się śmiać. To nieprawdopodobne jak bardzo jeden człowiek może poprawić mi humor, nawet jeśli wcześniej miałam ochotę zapłakać się na śmierć.
Justin odkłada kubek na blat, po czym podchodzi do mnie i wpatrując się w moją twarz, zakłada mi kosmyk za ucho.
- Oprowadzić cię po domu? Zdaje się, że nie miałaś okazji poznać wszystkich zakamarków. - Justin zaskakuje mnie tą propozycją, ale w gruncie rzeczy dlaczego miałabym odmówić?
- Wizja zwiedzania tej posiadłości brzmi kusząco - odpowiadam z łobuzerskim uśmiechem i podaję dłoń Justinowi, który tylko na to czekał. 
Najpierw Justin oprowadza mnie po dziennej części domu, a następnie pokazuje mi wszystkie sypialnie i okazuje się, że jest o wiele więcej niż mi się wydawało. Później schodzimy do piwnicy, gdzie wystrój wiele nie różni się od tego na górze. Projektant odwalił kawał dobrej roboty.
- Tu znajdują się trzy z czterech moich ulubionych pomieszczeń - oznajmia luźnym, ale wesołym tonem Justin.
- A gdzie jest czwarte? - pytam zaciekawiona. 
- Spałaś w nim kilka razy. - Szczerzy się do mnie. - To moja sypialnia. 
- Och, no a jakżeby inaczej - śmieję się i posyłam mu oczko, na co on natychmiast reaguje.
Nagle doskakuje do mnie i dociska do ściany biodrami, wbijając swoje pulchne usta w moje. Z mojego gardła wydobywa się jęk przyjemności pomieszany z zaskoczeniem, ale nie mniej jednak to działa na Justina jeszcze bardziej. Przesuwa językiem po moich wargach, prosząc o pozwolenie, które natychmiast mu daję z ogromną przyjemnością. Kładę dłoń na jego ciepłym karku i wbijam w niego lekko paznokcie, wyrażając tym samym swoje pragnienie. Nie mam pojęcia jak Justin to robi, ale w ułamku sekundy tracę dla niego głowę. 
Chłopak kładzie dłoń na moim biodrze i zahacza kciukiem o gumkę dresów, które mam na sobie. Wplatam palce w jego miękkie włosy i pociągam za nie, gdy on gryzie moją wargę. Robi mi się gorąco i najchętniej pozbyłabym się ubrań tu i teraz. Prawdę mówiąc, sposób w jaki Justin obchodzi się z moim ciałem sprawia, że jestem skłonna oddać mu się nawet na tej chłodnej posadzce. Na szczęście w porę budzi się moja podświadomość i przywołuje mnie do porządku swoim karcącym spojrzeniem. Kulę się pod jej falą krytyki, którą zawarła w jednym geście. Gdy Justin przenosi usta na moją ciepłą szyję z trudem udaje mi się wydusić z siebie kilka słów.
- Jak tak dalej pójdzie to nie zobaczę tych pomieszczeń, a bardzo bym chciała - mamroczę, próbując nie stracić resztek zimnej krwi.
- Ja też bardzo chcę, ale ciebie - sapie przy moim uchu, składając za nim niechlujny pocałunek.
- Justin - piszczę. - Naprawdę nie mam zamiaru stracić dziewictwa na podłodze w piwnicy. To nie brzmi nawet seksownie. - Odpycham go od siebie i próbuję stłumić śmiech.
Kiedy podnoszę wzrok widzę szybko poruszającą się klatkę piersiową Justina i jego świdrujące spojrzenie. Przygryzam wargę, próbując również i siebie opanować. Mój chłopak wygląda jakby właśnie przebiegł maraton i stracił ulubiony samochód. Zabawny widok.
- Przestań być taka seksowna - rzuca rozdrażniony, przeczesując palcami swoje gęste włosy.
Nie mogę już wytrzymać i wybucham głośnym śmiechem, widząc jak bardzo jest wkurzony i rozpalony, a to wszystko z mojego powodu. Jasne, ja też jeszcze trochę drżę po tym uniesieniu, ale z tyłu głowy mam świadomość (która jednocześnie jest argumentem na poparcie mojego stanowiska), że wciąż jestem dziewicą i nie chcę tego stracić w takich warunkach. 
Po chwili się uspokajam i odgarniam włosy z twarzy, gryząc nieustannie swoją dolną wargę. Justin wciąż stoi niewzruszony, z powagą goszczącą w oczach. Przerwacam oczami, widząc jego postawę i z błąkającym się uśmiechem na ustach, mówię:
- Przepraszam. - Próbuję brzmieć szczerze, ale prawdę powiedziawszy to nadal chce mi się trochę śmiać. To nie moja wina, że tak reaguję na takie sytuacje, jak ta przed chwilą.
Chcę co dodać, ale zanim mam okazję, Justin doskakuje do mnie i ponownie przygwieżdża mnie do ściany za mną. 
- Nie mogę doczekać się dnia, w którym pozbawię cię twojej niewinności, słodka Faith. Chcę już poczuć ciebie całą i chcę, żebyś ty poczuła mnie. Dokładnie, intensywnie, ciało przy ciele. Każdego dnia wyobrażam sobie, jak pieprzę twoje słodkie ciało na każdym centymetrze tej posiadłości - sapie przy moim uchu, a ja o dziwo nie czuję skrępowania. Wręcz przeciwnie, w dole mojego brzucha zaczyna pojawiać się nowe, cholernie przyjemne uczucie. Chcę więcej.
- Wiem, że wcale nie jest ci przykro i tylko drażnisz się ze mną. Obiecuję, że kiedyś ci się odpłacę. Ale póki co, chcę robić z tobą wszystko to, czego nie miałaś okazji doświadczyć. Chcę pokazać ci, ile jest w tobie piękna. A świadomość, że ja będę pierwszym, który to zrobi doprowadza mnie na skraj wytrzymałości. - Dmucha w miejsce za moim uchem, w skutek czego z mojego gardła wydobywa się jęk, a dłonie oraz kolana zaczynają drżeć. Te wszystkie słowa, jego siła, którą czuję prawie namacalnie... 
- Skąd wiesz, że to ty będziesz pierwszym? - pytam drżącym głosem, zamykając oczy na moment.
- Skarbie - szepcze seksownym głosem. - Wszyscy doskonale wiemy, że pragniesz mnie tak samo mocno, jak ja ciebie. Twoje słodkie, niewinne ciało cię zdradza. - Tym razem pochyla głowę w dół, ku mojej szyi i to tam teraz rozbija swój ciepły oddech.
- C-co? - dukam, z trudem przełykając ślinę.
- Twoje ręce i kolana drżą do tego stopnia, że gdybym cię teraz puścił, upadłabyś. - Mogę sobie tylko wyobrazić jak bardzo jest dumny z tego, że to jego sprawka. - Mówienie sprawia ci kłopoty, a jedyny czysty dźwięk, który opuszcza twoje gardło to jęk. Zdajesz sobie sprawę, że zrobiłaś to już kilka razy? 
ŻE CO? Zarejestrowałam tylko pojedynczy jęk, który z siebie wydałam. On musi ściemniać.
- Doprowadzasz mnie do czystego szaleństwa w takich chwilach. Chcę cię już mieć w całości, ale poczekam. Poczekam, bo wiem, że dla ciebie to musi być wyjątkowa chwila. Szanuję to i wprost nie mogę się jej doczekać. Tylko proszę cię o jedno - muska wargami moje ucho. - Nie testuj więcej mojej cierpliwości. 
Po tych słowach przyciska swoje usta do moich i składa na nich cholernie mocny, namiętny pocałunek. Naprawdę muszę się chwycić jego silnych ramion, by się nie przewrócić. 
Nagle, bez żadnego uprzedzenia odsuwa się ode mnie i posyłając mi łobuzerski uśmieszek, oddala się w kierunku drzwi na końcu korytarza. Ledwo stoję pod ścianą, totalnie oszołomiona tym wszystkim co przed momentem mi powiedział. To nieprawdopodobne jak szybko przeszedł z troskliwego Justina, w seksownego jak diabli, napalonego Biebera. Zamykam oczy, odchylam głowę w tył i biorę kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.
Ma rację. Pragnę go. Może nie czuję tego w każdej chwili, ale kiedy wyobrażam sobie swój pierwszy w życiu seks, widzę jego twarz oraz ciało nad sobą. Nie wiem skąd to się bierze, ale mam wewnętrzne przeczucie, że seks z Justiem to coś niesamowitego. Nie boję się, że mnie skrzywdzi, nigdy by tego nie zrobił. A ponieważ wiem, że mnie kocha, oddanie mu mojej cnoty jest coraz bardziej realną przyszłością. Boję się jednak, że nie wystarczę mu, że będzie potrzebował czegoś, czego nie będę potrafiła mu dać, a to chyba by mnie zabiło. Mimo wszystko, coś w środku mnie mówi mi, że nie znam wszystkich swoich możliwości i to daje mi nadzieję. 
W końcu biorę się w garść i postanawiam pójść poszukać Justina, który zniknął za drzwiami kilka minut temu. Odgarniam włosy w tył, unoszę głowę w górę i pewnym krokiem ruszam na koniec korytarza. Nie mam zamiaru pokazać Justinowi, jak bardzo na mnie zadziałał. Chociaż całkiem możliwe, że on i tak mi nie uwierzy. Nie ważne. 
Chwytam klamkę i delikatnie ją naciskam, niepewnie wchodząc do środka. Pomieszczenie jest utrzymane w ciemnych kolorach, przez co muszę poczekać kilka sekund, aż mój wzrok się przystosuje. Wchodzę głębiej i okazuje się, że znajduję się w domowym studiu. Nie ma w nim tylu sprzętów co w tym, w którym Justin nagrywa zazwyczaj, ale jest równie pokaźnych rozmiarów. Po mojej prawej stronie znajduje się obszerna kanapa z czarnej, matowej skóry, a nad nią, na szarej ścianie wiszą ramy z platynowymi płytami Justina oraz kilka półek, na którym stoją jego nagrody (zapewne tylko jakaś ich część). 
Po drugiej stronie widzę konsolę średnich rozmiarów, a przed nią przeszkloną ścianę, dzięki czemu widać co jest w drugiej części studia. Tam znajdują się profesjonalny mikrofon, perkusja, kilka gitar oraz jeszcze jeden fortepian. Wcześniej widziałam taki w dziennej części domu Justina. 
Ogólnie pomieszczenie jest przytulne i mam wrażenie, że można się tu zrelaksować. Wciąż jednak nigdzie nie widzę Justina. Wtedy nagle pojawia się w drzwiach, których wcześniej nie zauważyłam.
- Myślałem, że już tam zostaniesz - rzuca z wyraźną nutką kpiny.
- A jednak - odpowiadam zgryźliwie. - Co tam jest? - Wskazuję palcem za pomieszczenie za Justinem.
- Pokój relaksacyjny - odpowiada. 
- Że co? - Unoszę brew. Wciśnie mi wszystko, ale nie to, że ma tu taki pokój. 
- Zapraszam. - Justin z uśmiechem na twarzy odsuwa się i gestem pokazuje mi, bym weszła do środka.
O żesz w mordę. Nie kłamał. 
Pomieszczenie jest niewielkie, ale ma w sobie cholernie dużo stylu. Ściany są brudno-błękitne, a przyćmione światło daje poczucie intymności. Pod dwiema ścianami stoi ciemna rogówka, a naprzeciwko niej znajduje się biokominek. Rany, tu jest cudownie.
- Po co ci to? - pytam, nie ukrywając zaskoczenia.
- Czasem potrzebuję się zrelaksować, kiedy nagrywam. Tutaj jakoś łatwiej jest mi się wyluzować niż na przykład w sypialni. Znajduję tu spokój - wyjaśnia, cały czas się na mnie patrząc w taki sposób, przez który mam dreszcze. Jestem pewna, że Justin myślał również o tym miejscu, kiedy mówił o pieprzeniu mnie na każdym centymetrze jego domu.
Szybko wyrzucam tę myśl z głowy, ale Justin chyba zorientował się o czym myślę, ponieważ na jego ustach błąka się dumny uśmieszek. A pieprz się, Bieber.
"Cóż za świetny dobór słów", prycha moja podświadomość. Och, wróciłaś. 
- Chodź, zostały nam jeszcze sala kinowa i pokój gier  - oznajmia i wyciąga do mnie rękę, którą po chwili chwytam.
- To tu są jeszcze dwa pokoje? - pytam zaskoczona, ponieważ widziałam tylko dwoje drzwi, z czego jedne prowadziły tutaj, do studia.
- Nie. To znaczy sala i pokój są połączone. To moje ulubione miejsce, tobie też się spodoba. - Szczerzy się i ciągnie mnie za sobą na korytarz.
Rzeczywiście, jestem nim zachwycona! Justin z zafascynowaniem opowiada mi o procesie tworzenia tego pokoju i pokazuje mi wszystkie gadżety, które można tu znaleźć. W duchu mam nadzieję, że niedługo obejrzymy tu wspólnie film. 
Gdy wracamy na górę jest już piękny wieczór. 
- Jesteś głodna? - pyta Justin, obejmując mnie ramieniem i całując we włosy.
- Hm, tak. Mam ochotę na sałatkę owocową. A ty? - Oblizuję wargi i podnoszę głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Wystarczą jakieś płatki - odpowiada spokojnie, po czym szybko cmoka mnie w usta. 
- Okej, zajmę się tym - mruczę i odsuwam się od chłopaka, zmierzając do kuchni.
Najpierw z koszyka wyjmuję owoce na swoją sałatkę i zabieram się za ich krojenie. Po kilku minutach moja kolacja była gotowa.
- Ciepłe czy zimne? - pytam głośniej, ponieważ Justin siedzi przy stole obok wyjścia na taras i robi coś na laptopie.
- Ale co? - odkrzykuje po upływie dziesięciu sekund.
- Mleko - rzucam z rozbawieniem, wyciągając z lodówki karton.
- Ciepłe. I chce Capitana Crunch'a* z jagodami! - woła zadowolony.
- Oczywiście, dzieciaku - mamroczę pod nosem i przygotowuję mu kolację zgodnie z poleceniami. 
Około dziesięciu minut później kładę Justinowi miskę z płatkami przed nosem. 
- Smacznego. - Uśmiecham się uprzejmie, po czym idę usiąść na kanapie, ponieważ nie chcę mu przeszkadzać w pracy.
Włączam telewizor, podciągam nogi pod siebie i zatapiam się w oglądaniu 'Z kamerą u Kardashianów', ponieważ nic lepszego nie idzie w telewizji.
- Dziwnie się ogląda swoich znajomych w telewizji. - Słyszę  nagle za sobą przyjemny głos Justina. - Nie lubię jeść sam - dodaje po chwili i sadowi się obok mnie.
- Dla mnie to nie jest dziwne, nie znam ich. - Wzruszam ramionami, wkładając do ust kawałek jabłka. - I przepraszam, myślałam, że pracujesz.
- Powiedziałbym ci, słodka Faithie - mruczy, posyłając mi TO spojrzenie, następnie zaczynając się śmiać.
- Dupek - mamroczę pod nosem i skupiam się ponownie na programie.

Godzinę później leżę na Justinie, który mnie obejmuje i wspólnie oglądamy 'Przyjaciół'. Moja głowa spoczywa na jego klatce piersiowe, dzięki czemu mam okazje słuchać bicia jego serca. To bardzo mnie uspokaja. Nadal nie mogę uwierzyć, jak ten człowiek potrafi zmienić mój najgorszy dzień w tak wspaniałe chwile. Zapomniałam przy nim o wszystkich moich troskach, o przyjaciołach, którzy mnie ranią...
- Mam ochotę popływać - odzywa się Justin, kiedy ja prawie zasypiam. 
- Teraz? - pytam lekko sennym głosem.
- Teraz - mówi ochoczo, głaszcząc mnie po plecach. - Wstawaj.
- Nie chce mi się przebierać w strój, Justin - jęczę niezadowolona, przylegając do niego jeszcze mocniej.
- A kto powiedział, że musisz się przebierać? - W jego głosie słyszę niegrzeczną nutkę.
Klepię go w bok i podnoszę głowę, kręcąc nią z niedowierzaniem.
- No, to chodź. Idziemy - oznajmia wesoło, po czym wykonuje kilka ruchów i oboje siedzimy na kanapie.
Kiedy nie ruszam się z miejsca, Justin wydaje z siebie westchnienie niezadowolenia, a następnie łapie mnie pod nogi i podnosi w górę.
- Justin! - piszczę, zaczynając się wyrywać.
- Zaraz spadniesz - mówi pouczająco chłopak i niesie mnie w kierunku ogrodu.
Po upływie kilku sekund stoję na zewnątrz, obserwując jak mój chłopak pozbywa się ubrań. Cholernie dobry widok.
- Rusz się i nie każ mi osobiście cię rozebrać. Nie jestem pewien, czy po dzisiejszych wydarzeniach zatrzymam się na bieliźnie. - Mruga do mnie znacząco.
To na mnie działa. Niechętnie zdejmuję z siebie bluzę, koszulkę, a później dresy i skarpetki. Teraz stoję naprzeciw Justina pół naga, znosząc cierpliwie jego łapczywe spojrzenie.
- Cholernie dobry widok - oznajmia po chwili.
- Co ty nie powiesz - prycham, przewracając oczami. Nie wierzę, że powiedział dokładnie to samo co ja przed momentem.
W końcu oboje lądujemy w basenie, gdzie spędzamy o dziwo przyjemnie czas. Nie ma żadnych dwuznacznych sytuacji, no może poza tą, podczas której dłonie Justina błądziły po moim ciele nieustanie przez kilka minut i pomimo moich oporów, nie przestawały tego robić. 
Po przyjemnie spędzonym czasie w basenie, w którym pływaliśmy, śmialiśmy się i całowaliśmy wracamy do domu, ponieważ zrobiło się już naprawdę późno.
- Możesz iść umyć się w mojej łazience, ja jeszcze muszę zadzwonić do Scootera i tak dalej, więc skorzystam z gościnnej łazienki - oznajmia Justin, podając mi puchaty ręcznik.
- Okej, dzięki. - Uśmiecham się do niego ciepło i  otulam się ręcznikiem. - To widzimy się później. - Mrugam niewinnie, po czym ruszam w stronę sypialni Justina, wcześniej zabierając ze sobą swoje ciuchy. Po drodze mijam czarny fortepian i uśmiecham się pod nosem, kiedy do mojej głowy wpada pewien pomysł.
Będąc na górze składam ubrania i chowam je do torby, a następnie wyciągam z niej swoją piżamę na dziś, czyli białą, obcisłą koszulkę na ramiączkach oraz czarne, dopasowane bokserki.
W łazience biorę szybki prysznic, zmywając z siebie zapach chloru. Dzięki temu, że spięłam włosy, gdy byliśmy w basenie nie muszę teraz myć głowy, z czego prawdę mówiąc jestem zadowolona. W ten sposób dziesięć minut później jestem czysta, pachnąca i odprężona. W pokoju nie ma jeszcze Justina, więc dochodzę do wniosku, że wciąż jest zajęty albo bierze prysznic. 
Korzystając z chwili samotności schodzę na dół, do fortepianu. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz poczułam w sobie dziwne uczucie, które kiedyś było mi dobrze znane i zdecydowałam odświeżyć sobie pamięć. Cieszę się, że Justin jest teraz zajęty swoimi sprawami, ponieważ mogę się wyluzować i nie przejmować się czyjąś obecnością. 
Siadam niepewnie przy instrumencie i ostrożnie zamykam klapę, by stłumić jak najwięcej dźwięku. 
Ciekawe, czy coś jeszcze pamiętam...
Kładę palce na klawiszach, przesuwając po nich początkowo, starając się na nowo oswoić z ich pierwotnym chłodem i gładką powierzchnią. Biorę głęboki oddech i zamykam oczy, naciskając na pierwszy dźwięk, który pojawia się w mojej głowie. Nie wierzę, że to robię po tylu latach. Walczę ze swoją blokadą, która pojawiała się we mnie po śmierci Todda i nie mam pojęcia jak udaje mi się grać kolejne dźwięki. W końcu zaczynam nucić pod nosem słowa piosenki, którą kiedyś w moim biurku znalazł Justin.
- I was a little girl alone in my little world who dreamed of a little home for me. I played pretend between the trees, and fed my houseguests bark and leaves, and laughed in my pretty bed of green.
W moich oczach pojawiają się łzy nie wiadomo skąd, ale udaje mi się je powstrzymać. Z moich ust wydobywają się kolejne słowa, a moje serce zaczyna przepełniać przyjemne uczucie. Uśmiecham się, mając wciąż zamknięte oczy. 
- Now I'm old and feeling grey. I don't know what's left to say about this life I'm willing to leave... - nucę głośniej niż przewidywałam, ale teraz mnie to nie obchodzi. Znajduję się w świecie innym, lepszym, o którym już dawno zapomniałam, choć nie bez powodu. 
- I had a dream... - kończę i kładę dłonie na kolanach, pomału otwierając oczy.
Nagle słyszę za sobą skromne brawa i o mało nie dostaję zawału. Jasna cholera...
- Nie mówiłaś, że grasz - rzuca Justin z uznaniem, siadając obok mnie na krzesełku.
- Nie było o czym mówić - odpowiadam, wzruszając ramionami starając się nie denerwować.
- A mnie wydaje się inaczej - mówi spokojnie, zakładając ręce na klatce. Nagiej klatce.
Milczę, nie wiedząc co powiedzieć. Czuję delikatne skrępowanie i mam ochotę już sobie gdzieś pójść. Nie mogę uwierzyć, że zagrałam. To się nie działo.
- Brak stanika panno Wihford. Bardzo ładnie, bardzo ładnie - odzywa się Justin, wyrywając mnie z zamyślenia. 
Natychmiast patrzę na niego, a potem w dół swojego ciała. Cudownie.
- A miałaś nie testować mojej cierpliwości - mówi to, nachylając się bliżej. - Muszę przyznać, że widok ciebie grającej na moim fortepianie jest cholernie seksowny, szczególnie że teraz wiem, że nie masz nic pod spodem. - Przesuwa palcem po moim ramieniu, a ja przewracam oczami.
- Śpisz dziś na kanapie - odpowiadam stanowczo i wstaję z krzesełka, z zamiarem pójścia do łóżka.
- Nie ma mowy. - Justin od razu mnie łapie i przerzuca sobie przez ramie. 
Takim oto sposobem kończy się pierwszy dzień mieszkania u Justina. Całkiem ciekawy, przyznacie.

Następnego ranka budzi mnie coś niezwykle przyjemnego. Czuję na swojej szyi miękkie, krótkie pocałunki, a następnie takowe pojawiają się na moich policzkach. Kiedy wciąż mam zamknięte oczy, Justin (zgaduję, że to on) podejmuje drastyczniejsze kroki. Ściąga ze mnie kołdrę, a następnie podnosi moją nogę, zaczynają składać na łydce niechlujne pocałunki. W końcu unoszę powieki, rozbawiona jego determinacją i od razu widzę ukochaną, rozpromienioną twarz.
- Nareszcie. Myślałem, że zakochałem się w Śpiącej Królewnie - wita mnie Justin. Czyli się nie myliłam.
- Dzień dobry - mruczę, przeciągając się leniwie. - Która godzina? 
- Po dziesiątej - odpowiada, kładąc się obok mnie. - Wstawaj, śniadanie czeka. 
Przewracam się na brzuch i chowam twarz w pachnącej Justinem, poduszce. 
- Jeszcze pięć minut - jęczę, mając nadzieje, że chłopak da mi spokój.
Nagle czuję umiarkowane uderzenie na pośladkach. Nie wierzę, że dał mi klapsa.
- Wstawaj śpiochu. Wszystko wystygnie, ruszaj się - ponagla mnie.
- Mówiłam już, jak bardzo cię nienawidzę? - rzucam kąśliwie, unosząc się na łokciach.
Przecieram twarz, wcześniej gromiąc wzrokiem Justina. Chłopak zaczyna się śmiać, po czym wyskakuje z łóżka, dzięki czemu mogę obserwować jego pracujące mięśnie pleców. Rany, cóż za wspaniały widok. Siadam na materacu, podciągając nogi, próbując się rozbudzić. Justin podchodzi do szafy i rzuca w moją stronę swoją bluzę na zamek.
- Załóż to - oznajmia. - Nie chcę, żeby ktokolwiek widział więcej niż powinien. Oczywiście poza mną. - Mruga do mnie, po czym uśmiecha się do mnie, ukazując szereg białych zębów.
- Dupek - powtarzam po raz setny odkąd tutaj jestem. 

Schodzę do kuchni po dziesięciu minutach, ponieważ musiałam doprowadzić się jako tako do porządku. Bluza Justina sięga mi prawie do kolan, ale muszę przyznać, że wygląda to uroczo. Poza tym otacza mnie zapach Justina, więc lepiej być nie może.
- Cześć Carter. - Macham kucharzowi, który właśnie nalewa Justinowi kawę.
- Dzień dobry! - odpowiada wesoło ze znaną tylko sobie energią. - Wyspana?
- Powiedzmy. - Uśmiecham się żartobliwie i siadam obok Justina. 
- Cudownie. To smacznego - rzuca uprzejmie, znikając następnie w głębi domu.
- Jakie plany na dziś? - pytam, sięgając po świeżutkiego tosta, smarując go następnie masłem.
- Żadnych konkretów. - Wzrusza ramionami mój towarzysz. - To znaczy dzisiaj jest mecz koszykówki i myślałem, że może wybralibyśmy się razem, co? 
- Brzmi fajnie - odpowiadam, ignorując ukłucie zdenerwowania. 
- Świetnie! - Cieszy się Justin, zaczynając omawiać plan na dzisiejszy dzień.

Kończymy śniadanie, kiedy w przedpokoju rozlegają się obce mi głosy.
- Mówiłam ci, żebyś zadzwoniła! Nie cierpię się wpraszać - odzywa się pierwszy kobiecy głos. 
- Och daj spokój, on też rzadko dzwoni! Poza tym wpadamy tu tylko na chwile, tak? Już przestań wymyślać. Jesteś starsza, a mam wrażenie, że to ja mam tu więcej spontaniczności - odpowiada jej druga dziewczyna.
Chcę zapytać Justina kim są te kobiety, ale one właśnie wchodzą do holu prowadzącego do kuchni. A niech mnie. Siostry Jenner.
- Nareszcie! - piszczy dziewczyna o pełnych ustach.
- Uspokoisz się ?! - warczy wyższa z nich, chyba Kendall. 
- Zamknij się już. - Przewraca oczami Kylie i lustruje mnie oraz Justina wzrokiem. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłyśmy. My tylko na chwilę, przyszłyśmy sprawdzić co u ciebie Justin, ale widzę, że masz już towarzystwo. 
- Jesteś czasem jak wrzód na tyłku, wiesz Kylie? - rzuca Kendall, uśmiechając się złowieszczo.
- Was też miło widzieć. - Justin przerywa tę wymianę zdań, po czym z uśmiechem na ustach wstaje z krzesła i podchodzi do dziewczyn.
Prawdę mówiąc czuję się skrępowana ich obecnością, a fakt, że mam na sobie jedynie bluzę Justina oraz bokserki niczego nie polepsza. 
- Nareszcie mam okazję cię poznać - rzuca wesoło Kylie podchodząc do mnie. - Jestem Kylie, miło mi. - Wyciąga do mnie idealnie wypielęgnowaną dłoń.
- Faith. I przepraszam za mój strój. - Ściskam jej rękę i lekko się czerwienię. 
- Nie ma sprawy, wyglądasz co najmniej uroczo - mówi dziewczyna, następnie opadając na kanapę za mną. 
- Dzięki - mamroczę, postanawiając posprzątać po śniadaniu. 
Jednak zanim udaje mi się to robić, przy moim boku pojawia się Kendall.
- Wybacz mi moją siostrę, czasem ciężko nad nią zapanować. - Przewraca znacząco oczami, uśmiechając się jednocześnie.
- Słyszałam to! - woła w odpowiedzi Kylie.
- I powinnaś! - okrzykuje Kendall. - Tak czy inaczej, miło mi cię w końcu poznać.
- Wzajemnie - ujmuję jej wyciągniętą dłoń i dostrzegam w jej oczach pewną iskierkę, która mnie intryguje. To dobra iskierka, podoba mi się.
- Napijecie się czegoś? - pyta tym razem Justin, zauważając, że część zapoznawczą mamy już za sobą.
- Wodę - rzuca Kylie, a później Kendall prosi o to samo.
Nie chcę im przeszkadzać, więc przepraszam ich na chwilę, mówiąc, że mam zamiar doprowadzić się do porządku. 
Wybiegam na górę, do sypialni Justina i prawie natychmiast wchodzę pod prysznic, myjąc dokładnie swoje ciało oraz włosy. Całość zajmuje mi około dwudziestu minut, co i tak jest sukcesem. Owinięta w puchaty ręcznik suszę swoje długie włosy, myśląc o ich delikatnym skróceniu. Hm, muszę omówić to z... ach tak, Angie aktualnie ma mnie gdzieś, więc muszę liczyć na własną intuicję. Ale a propo mojej przyjaciółki (?) muszę sprawdzić telefon, bo nie miałam go w ręce od wczoraj. Gdy tylko opuszczam łazienkę pędzę do swojej torebki i szukam komórki. Udaje mi się znaleźć ją w dosyć krótkim czasie, więc od razu sprawdzam czy ktoś do mnie pisał lub dzwonił. Jednak tylko mama wysłała mi smsa oraz Eddie dzwonił dwa razy. Muszę się z nim umówić na kawę, dawno się nie widzieliśmy. Prawdę mówiąc liczba moich przyjaciół w LA przechodzi ludzkie pojęcie, nie tego się spodziewałam, ale nie mogę narzekać, no nie? Fajnie jest mieć świadomość, że są w tym mieście jeszcze ludzie, którzy nie zamierzają mnie krzywdzić. 
Odkładam z cichym westchnieniem telefon na półkę, a następnie zmierzam do swojej ogromnej walizki z zamiarem znalezienia czegoś w co się mogę dzisiaj ubrać. Wyciągam właśnie granatowe spodnie z wysokim stanem, kiedy zaczyna dzwonić moja komórka. Będąc wciąż w ręczniku zabieram aparat z półki i odbieram, wcześniej nie rozpoznając numeru, który do mnie dzwoni.
- Słucham? - Odbieram z lekko podejrzliwym głosem.
- Faith Wihford? - pyta kobieta po drugiej stronie.
- Tak, zgadza się - odpowiadam, wciąż nie przestając być ostrożna.
- Witam, nazywam się Rosalie Demarchelier i dzwonię w sprawie sesji. Pani przyjaciółka, panna Richardson miała panią poinformować. - Głos kobiety jest bardzo profesjonalny, ale jednocześnie łagodny. Nie wiedzieć czemu wyobrażam sobie ją jako trzydziesto-, może czterdziestolatkę o rudych, falowanych włosach i jasnej cerze. 
- Ach,tak. Pamiętam, wspominała coś o tym. Akcja charytatywna? - Siadam na łóżku i z ciekawości gryzę wargę.
- Dokładnie - stwierdza z ciepłem w głosie. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że zdecydowała się pani wesprzeć tę akcję. 
- To sama przyjemność - odpowiadam spokojnie.
- Dzwonię do pani, aby umówić się na spotkanie, które poprzedzi sesję - oznajmia Rosalie, przybierając ponownie profesjonalny ton. - Mam nadzieje, że odpowiada pani dzisiejszy dzień. 
- Oczywiście. - Zaskakuje mnie fakt, że i ja jestem teraz bardziej oficjalna niż zazwyczaj. Dobrze wiedzieć, że z taką lekkością przechodzę do formalnej postawy. - O której jest to spotkanie?
- Cóż, ponieważ fotograf przyjedzie na plan około trzynastej, czy możemy się umówić na dwunastą? 
- Pewnie. Czego dotyczyć będzie spotkanie? - pytam grzecznie, zaczynając przekopywać w myślach to co mam w walizce i co będzie najbardziej odpowiednie na taką okazję.
- Omówimy cały zamysł na sesję oraz przeprowadzimy z panią krótki wywiad. Później będzie miała pani czas się przygotować przy pomocy makijażystek i fryzjerów - wyjaśnia kobieta ze spokojem i jednocześnie luzem w głosie.
- Super, pojawię się na czas. Proszę tylko o adres - dodaję z rozbawieniem.
- Ach tak! Gapa ze mnie. Wyślę pani adres SMS-em, będzie wygodniej. W takim razie cieszę się, że wszystko uzgodnione. Do zobaczenia i dziękuję! - woła, po czym nie czekając na moje pożegnanie, rozłącza się.
Chwilę wpatruję się w ekran telefonu i nie mogę powstrzymać małego uśmieszku, wkradającego się na moje usta. Mam ochotę piszczeć z radości, czuję ogromne podekscytowanie. Póki co nie obawiam się spotkania z Angie, ponieważ wiem, że na pierwszej sesji jestem sama, chociaż i tak prędzej czy później musi dojść do naszego spotkania. Nie zamierzam się z nią gniewać w nieskończoność. Owszem, może mnie zraniła, ale znam ją i wiem, że w końcu zrozumie swój błąd. Poza tym to jedna z najbliższych mi osób, umarłabym bez niej. 
Tak czy inaczej chwilowo porzucam moje mediatorskie myśli i zabieram się za szukanie odpowiedniego stroju na dzisiaj. W między czasie przypominam sobie, że muszę zadzwonić do Elysandry oraz Johnnsona, by umówić z nim spotkanie, na co mój żołądek nieprzyjemnie się skręca.
Odsuwam od siebie strach i skupiam się na tym, żeby w końcu się na coś zdecydować. Ostatecznie pozostaje przy granatowych spodniach, a do tego dobieram czarny crop top oraz dżinsową kurtkę z obciętym kołnierzem. Włosy zaczesuję do tyłu, nakładam stosowny makijaż, wybieram czerwoną torebkę, do której wrzucam dokumenty oraz inne potrzebne rzeczy i wychodzę z sypialni Justina, niosąc w ręku szpilki, które zamierzam później włożyć.
Gdy jestem na schodach czuję lekkie zawroty głowy, więc chwytam się mocniej barierki. Nie wiem skąd się wzięły, ale przypuszczam, że z podekscytowania. Biorę głęboki oddech i schodzę na dół, skąd dobiegają wesołe rozmowy. 
- A co z Camile? Będzie? - Rozpoznaję głos Kendall. 
- Tak, obiecała - odpowiada Justin, a ja czuję ukłucie rozczarowania, że prawdopodobnie znów będę musiała oglądać jej oblicze. A niech ją cholera weźmie. 
- Super, ostatnio prawie w ogóle się nie widziałyśmy - wzdycha starsza z sióstr. 
- Nadrobimy, nie narzekaj - rzuca Kylie, a ja mimowolnie się uśmiecham. Niezła jest.
Ponieważ nadal trochę kręci mi się w głowie ostrożnie wchodzę do pokoju, w którym przebywa cała trójka. Wzrok Justina natychmiastowo ląduje na moim ciele. 
- Wybierasz się gdzieś? - pyta, unosząc brew.
- Tak, mam spotkanie - odpowiadam szybko. - O której jest mecz? 
- Mecz? - piszczy Kylie. - Też się wybieracie? 
- O dwudziestej. - Ignoruje ją Justin, skupiając się na mnie. - Kiedy wrócisz?
- Przed szóstą? - mruczę, przygryzając wargę.
- Okej. - Wzrusza ramionami i kiwa głową, bym przyszła do nich. 
Kładę buty pod ścianą i podchodzę do kanapy, na której po chwili siadam. 
- Czyli widzimy się dzisiaj na meczu? - pyta Kendall z uśmiechem na ustach. Rany, jest przepiękna. - Świetnie się składa, będziemy miały więcej czasu, żeby pogadać.
- Już idziecie? - pytam zaskoczona, lekko smutniejąc.
- Tak, mamy trochę załatwień. Wpadłyśmy tylko sprawdzić co się u niego dzieje, bo ostatnio postanowił nie odbierać od nas telefonów - śmieje się Kendall, podnosząc się z sofy. Robię to samo, a za mną Justin. 
- Wybacz, ja też jestem zajęty - kontruje chłopak, wystawiając jej język. 
Miło widzieć, jak dobrze się dogadują. Szczerze mówiąc nie czuję z ich strony żadnego zagrożenia. Może to dlatego, że tak ciepło mnie przyjęły. Wydają się być miłymi osobami. 
Odprowadzamy je wspólnie z Justinem , a gdy dziewczyny wychodzą, Justin przyciska mnie do drewnianych drzwi.
- Miałaś zostać ze mną - mruczy, patrząc mi w oczy.
- Przestań, oboje mamy swoje sprawy, no nie? - Przewracam oczami, kręcąc głową.
- Znów nie będę cię miał przez cały dzień - jęczy jak małe dziecko, a ja zaczynam chichotać.
- Niedługo są twoje urodziny. Wyjedziemy razem gdziekolwiek chcesz je urządzić i spędzimy ze sobą dużo fajnego czasu, obiecuję. - Przykładam rękę do serca i robię słodką minę. - Może nawet przedłużymy wyjazd, co? - Przesuwam palcem po jego policzku.
- Brzmi świetnie - odpowiada z tym znajomym żarem w oczach. 
To oczywiste, że oboje siebie pragniemy. Czasem odnoszę wrażenie, że wszyscy dookoła również o tym wiedzą. 
- Oczywiście. - Mrugam do niego i uśmiecham się. - A tak swoją drogą, to wybrałeś już miejsce? 
- Tak, St.Martin. Fredo zajmuje się organizacją - wyjaśnia.
Notuję w głowie, że muszę zadzwonić również do Fredo i obgadać z nim parę spraw. 
- Jesteś podekscytowany, co? - pytam radośnie.
- Jasne, że tak. - Cmoka mnie w usta, a później odsuwa się. - Szczególnie, że to pierwsze urodziny, które spędzę ze swoją dziewczyną. Prawdziwą dziewczyną.
O święty Barnabo, trzymajcie mnie. Jego słowa powodują, że chmara motyli przelatuje przez mój brzuch, siejąc w nim przyjemne spustoszenie. Szczerzę się jak idiotka, do tego stopnia, że czuję jak bolą mnie policzki. Pod wpływem emocji rzucam Justinowi ręce na ramiona i przyciskam swoje wygłodniałe usta do jego ciepłych warg.
- Prawdziwą. Twoją - mamroczę między pocałunkami, rozkoszując się dotykiem jego dużych dłoni na moich biodrach. 
- Mhm, lubię to słyszeć - rzuca, gdy odsuwa się ode mnie. Tym razem na dobre. - Prosiłem cię, nie testuj mojej cierpliwości. 
- Wybacz. - Puszczam mu oczko i podchodzę do swoich butów, które następnie zakładam. - Jedziesz dziś do studia? 
- Nie. Pójdę z Patrickiem na siłownię i coś porobię. - Wzrusza ramionami, obserwując jak wiążę sznurówki. 
- No dobrze - mówię, wstając z krzesła. - Mogę pożyczyć samochód? 
- Jasne. Swoją drogą twój będzie gotowy już jutro. 
- Dzięki. Zdaje się, że kluczyki są gdzieś na górze - mówię bardziej do siebie, niż do Justina. 
Po tych słowach wybiegam po schodach, od razu kierując się do pokoju Justina, ponieważ najprawdopodobniej to tam znajdę to czego szukam. Nie mylę się. Klucze leżą na biurku obok jakichś papierów, na które nie zwracam uwagi. Upewniając się, że tym razem mam już wszystko wracam na dół, w między czasie pisząc do Fredo z prośbą o kontakt. Za nim też się stęskniłam.
Gdy jestem w holu słyszę podniesiony głos Justina.
- Co to ma do cholery znaczyć? - warczy. - Na jakiej podstawie ona to zrobiła? To ja powinienem to zrobić, zamiast jej!... To rusz się i nie czekaj na kolejne pisma, do jasnej cholery! Przebiegła suka... Tak, przyjadę. Będę do godziny. Dziękuję. - Kończy rozmowę i rzuca telefonem o kanapę, wplatając palce we włosy i pociągając za końcówki.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - pytam niepewnie wchodząc do pokoju.
Kiedy Justin podnosi wzrok widzę w jego oczach czystą furię. Taką, jaką miał mój ojciec za każdym razem kiedy wracał naćpany. Z przerażenia robię krok w tył.
- Justin? - Mój głos drży, ale zaciskam pięści, mówiąc sobie w duchu, żeby wziąć się w garść. Nie skrzywdziłby mnie. 
- Ta suka pozwała mnie do sądu - warczy niskim, ochrypłym głosem. Po chwili uderza w oparcie fotela. Podskakuję. 
- Shayla? - pytam z niedowierzaniem.
- Ja pierdole, nie wierzę. - Justin wpada w histeryczny śmiech. To znaczy jest to pierwsze stadium, ale już wiem do czego to zmierza. 
On jest wściekły do tego stopnia, że byłby w stanie zabić i prawdę mówiąc czuję dreszczyk strachu na plecach. To pierwszy raz kiedy widzę Justina w takim stanie, a świadomość, że może zachować się jak mój ojciec przeraża mnie. Jednak postanawiam wziąć się w garść i spróbować go uspokoić. Już z tej odległości widzę, jak się trzęsie. Nie będzie łatwo. 
Ściągam kurtkę z ramion, odkładam ją na blat w kuchni i podchodzę do Justina, ostrożnie stawiając każdy krok. Ręce mi drżą. 
- Justin? Możemy pogadać? 
- Daj mi spokój, idź już - rzuca pomiędzy parskaniem śmiechem a wyrywaniem sobie włosów.
- Usiądź, okej? - Ignoruję jego drażliwą postawę. - Proszę, pogadajmy. 
Czuję się jakbym rozmawiała z małym dzieckiem, którego boję się jak cholera.
- Prosiłem cię o coś, zostaw mnie - warczy tym razem przybierając agresywną twarz. 
Przełykam ślinę i stawiam kolejny krok, bliżej niego.
- Nie możesz zostać sam w takim stanie. Zaufaj mi - mówię bardzo spokojnie i łagodnie, chociaż w środku wrzeszczę ze strachu.
- Pierdolę twoje zaufanie! - ryczy. - Ty też mnie tak potraktujesz? Ty też będziesz szmatą taką jak ona?
Do moich oczu napływają łzy, a moje serce rozerwało się na kawałki, pomimo iż wiem, że on tak nie myśli. Wiem, że jest teraz inną osobą, jest w transie, umiem to rozpoznać. 
Jego słowa zabolały mnie jak diabli, ale nie wycofuję się. Nie mogę. Robię następny krok i następny, drżąc jak galareta. Widzę, że Justin nadal jest wściekły i niebezpieczny, ale nie tracę wiary w to, że jestem w stanie mu pomóc.
- Nie słyszałaś? Wyjdź stąd! - krzyczy, a ja stawiam kolejny krok. Jeszcze trochę i stanę przed nim. 
- Lepiej mnie posłuchaj! Słyszysz? - To koniec, stoję przed nim. - Wynoś się! - Gdy nie reaguję, Justin unosi rękę z zamiarem uderzenia mnie, jak mniemam. Prawię zachłystuję się powietrzem, ale nie uciekam. Łapię wiszącą rękę w nadgarstku i ze łzami w oczach opuszczam ją. W twarzy Justina coś się zmieniło, jednak nadal pozostaje w transie. Kładę ostrożnie dłonie na jego policzkach i z cieknącymi po twarzy łzami przyciskam swoje usta do jego ust, zamykając mocno powieki. Początkowo chłopak stawia opór, ale po chwili ulega i odpowiada na pocałunek. Pomału odsuwam się od niego, wciąż trzymając jego twarz i patrzę mu w oczy. 
- Już dobrze. Spokojnie, nie denerwuj się - szepczę tuż przy jego ustach. 
Jest już lepiej niż wcześniej. Justin patrzy na mnie pustym spojrzeniem, a ja delikatnie się uśmiecham pomimo łez wciąż spływających po mojej twarzy.
- Przestraszyłeś mnie - mówię cicho, a później łapię jego dłoń i lekko ją ściskam. - Będzie dobrze. Wyjdź na taras i chwilkę się zrelaksuj, dobrze?
Justin kiwa głową i oblizuje wargi, wciąż na mnie patrząc wzrokiem bez wyrazu. Puszczam jego ciepłą rękę, zabieram z blatu kurtkę oraz torebkę, po czym wychodzę z domu. Potrzebuję świeżego powietrza, natychmiast.
Wsiadam do samochodu czując w sobie otępienie. Ta sytuacja wybiła mnie z rynsztunku i sprawiła, że nadal trzęsę. Nie spodziewałam się tego po Justinie, ale z drugiej strony to nie był prawdziwy on. Czułam to w sercu i to pomogło mi przezwyciężyć strach.
Odpalam silnik i w mgnieniu oka wyjeżdżam spod domu, w którym przed chwilą przeżyłam coś niezwykłego. Próbuję poukładać sobie to wszystko w głowie, kiedy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Szperam w torebce jedną ręką, aż w końcu udaje mi się zlokalizować i wyjąć komórkę. Przeciągam palcem po ekranie, wstukuję kod i czytam smsa.

Od: Nieznane
Włochy? Dobry pomysł, ale tam też ich dopadnę. Twój czas mija, ptaszynko. Tik-tok, tik-tok... 

O kurwa.

~*~
*Rodzaj płatków śniadaniowych


Nie, nie zaginełam. Tak, wciąż żyję. Nie, nie zapomniałam o ff. Wolałabym umrzeć. 
Tak czy inaczej chciałam was przeprosić z całego serca. Wiem, że obiecywałam jedno, a zrobiłam drugie. Mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczycie. Ale wracam do was z naładowanymi bateriami i pomysłami na kolejne rozdziały, chociaż prawdę mówiąc małymi kroczkami zbliżamy się do końca :) 
Jeśli chodzi o rozdział, to podobał się? Zostawcie mi tutaj swoją opinię. Dziękuję Wam za wszystko, jesteście najlepsi. 
Do następnego, 
V.

25 komentarzy:

  1. Jest świetny! Piszesz tak lekko i to mi się podoba :) co do akcji w rozdziale.. Wow. Po pierwsze, napalony Justin, i wkurzony Justin XD nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było czekać :)
    Razem są zajebiści. Siebie nawzajem rozkręcają. Jestem ciekawa kiedy Faith przyzna się i porozmawia o wszystkim z Justinem. Pewnie szybko to nie nastąpi bo teraz on sam ma teraz problemy przez jego byłą. Powrót Camile? Czuję powiew zimnego wiatru. Teraz jeszcze problemy z jej biologicznym ojcem. Nie mam pojęcia do kogo zwróci się o pomoc. W końcu jej przyjaciele za razie ją zlewają. No i ta nowa ciemna strona Justina.. co zrobi jak uświadomi sobie jak zachowywał się wobec niej. To będzie dobre.
    Nie wiem jak to zrobisz znaczy, że zamieścisz wszystkie istotne szczegóły, ale wiem, że dasz rade. Chociaż ja osobiście mam nadzieje, że rozdziałów będzie jeszcze dużo i będą tak dobre jak do tej pory. Takie słodkie jednocześnie pełne akcji i pełne najróżniejszych uczuć.
    Życzę weny i czekam do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naczekalismy sie ale za to jest super rozdzial , weny :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto było czekać! Rewelacyjny rozdział ! Tyle się dzieje. Nawet nie wiem co mam pisać niż tylko że rozdział jest cudowny! Już nie mogę się doczekać nexta ! Uwielbiam to! < 33

    OdpowiedzUsuń
  5. Łał ..świetny :D końcówka była trochę przerażająca aż sama się spięłam :D
    Mam do ciebie prośbę ... mogłabyś mi napisać kiedy dodasz następne . Nie chodzi mi o dokładną datę tylko nie chciałabym codziennie sprawdzać po 6 razy czy już dodałaś następną część .... Mam nadzieję że naprawdę wolnymi krokami zbliżamy się do końca :) ... Nie wyobrażam sobie nie czytać twojego opowiadania ... :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki koniec!? Co to ms być, oby to były cholernie wolne kroki bo nie przeżyje, nie rób mi tego
    i w ogóle ta końcówka, matko aż się przestraszyłam, wow, kurde czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Może oni by tak nareszcie cos ten teges ze sobą :D rozdział super. Czekam na kolejny :) zastanow sie nad druga czescia bloga bo zaczelas wiele tematow ktore mozna fajnie rozwinac :D

    OdpowiedzUsuń
  8. wsapniały czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. omg nareszcie! zajebisty rozdział serio :)

    OdpowiedzUsuń
  10. bardzo mi się podoba, już nie mogę doczekać się nn! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietny... Kiedy nowy ? Odpisz plisss ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisalam wszystko na twitterze opowiadania :) rozdzial bedzie w okolicach przyszlego tygodnia

      Usuń
  12. aw świetne, czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  13. a możesz mi dać link do swojego twittera ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Link do twittera masz w pasku menu po prawej stronie, skarbie :)

      Usuń
  14. WRÓCIŁAŚ! Tęskniłam za nowymi rozdziałami, omfg.

    Długo czekaliśmy na pojawienie się tego rozdziału, ale było warto. Jak zwykle pełno emocji i akcji. Mimo wszystko nie przesadziłaś z tym co jest cholernie wielkim plusem. Kocham twój styl pisma, naprawdę. Nie dość, że piszesz tak cholernie długo rozdziału to każdy z nich jest warty siedzenia i czytania. Masz talent.

    Justin na początku rozdziału był cholernie słodki, a później napalony, lubię go takiego. Wystraszyłaś mnie jego zachowaniem w końcowej części. Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania i w sumie na miejscu Faith bym uciekała wtedy jak najdalej. Mam nadzieję, że Justin ją jakoś za to przeprosi czy coś, bo zachował się okropnie mimo, że targały nim negatywne emocje.
    Szkoda, że przyjaciele Faith w pewien sposób się od niej odcięli, zwłaszcza Angie. Rozumiem, że się martwi, ale powinna zrozumieć Faith, w końcu jest jej przyjaciółką. Ian to samo.
    Powrót Camile? Cholera, czuję kolejne kłopoty w związku Justina i Faith, choć mam nadzieję, że się mylę. Może teraz będzie inaczej? Justin przyznał, że kocha Faith, więc może to jakoś złagodzi tą sytuację.
    Jak zwykle ojciec Faith wyszedł nie wiadomo skąd i zaczął mieszać. W sumie to boję się co może zrobić. Mam nadzieję, że ona podzieli się w końcu z kimś tym wszystkim, a nie będzie sama z nim walczyć, bo nie da sobie rady.

    Zbliżamy się do końca? Nawet tak nie żartuj, ten blok nie może się skończyć, to moje ulubione ff :(

    Życzę weny oraz czekam na następy rozdział, oby pojawił się dużo szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  15. moment w piwnicy >>>>>>

    OdpowiedzUsuń
  16. wkurzyłam się trochę na Justina, ponieważ chyba chciał uderzyć Faith. genialny rozdział, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowny rozdział, warty był czekania :) napalony Justin najlepszy xD najlepsze ff! Nie mogę sie doczekać nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przeczytałam to dwa razy,i chyba zaczne znow od początku.Jesteś wspaniała!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. To jak doczekamy się dzisiaj opowiadania ? ;D

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiedy dodasz kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń