"Event"
- Naprawdę? – pyta Justin, kiedy ja walczę z kolejnymi łzami
napływającymi do oczu. Wciąż tulę się do jego klatki, wsłuchując się
jednocześnie w szybkie bicie jego serca. Jest zdenerwowany.
- A wyglądam, jakbym żartowała? – odpowiadam pytaniem, gdy ostrożnie odsuwam twarz od jego ciała i wbijam
wzrok w jego piękne oczy.
Przysięgam, że widzę w nich wszystko to, czego potrzebowałam
od kilku dni – szczerość, tęsknotę, uwielbienie, a przede wszystkim miłość.
Serce mi się ściska, kiedy dostrzegam samotną łzę błąkającą się w jego oku.
Uśmiecham się delikatnie, unoszę dłoń i dotykam jego ciepłego policzka, czując
pod palcami kujące włoski. Gdy dostrzegam, że Justin w dalszym ciągu jest
spięty i naprawdę zdenerwowany, potrząsam głową, chichocząc.
- Naprawdę cię kocham. Gdyby tak nie było, nie stałabym
tutaj i nie rozmawiałabym z tobą. Już dobrze, ja nie odejdę – mówię spokojnie,
gładząc jego policzek.
Chłopak wsłuchuje się w moje słowa ze skupieniem, a później
zamyka oczy i wtula policzek w moją dłoń, wciągając powietrze przez nos. Kiedy
unosi powieki jego oczy ślicznie błyszczą i chyba są wesołe, co powoduje ciepło
rozlewające się w moim sercu.
- Cieszę się, naprawdę się cieszę – mruczy i łapie moją
dłoń, po czym składa na niej czuły pocałunek. – Chociaż przyjemnie mi się tu
stoi, to lepiej by było, gdybyśmy wrócili do środka zanim widzowie się
zniecierpliwią, a paparazzi nas znajdą.
- W porządku, masz rację. – Kiwam zgodnie głową, po czym odsuwam
się od niego i zwracam w kierunku wejścia. Dopiero teraz dostrzegam, że
niedaleko nas kręci się kilka osób. Świetnie, czyli jutro wszystko będzie
dokładnie opisane w gazetach. Wzdycham z rezygnacją i robię krok na przód, ale
wtedy czuję dłoń Justina na moim nadgarstku, która ciągnie mnie w tył. Obracam
się gwałtownie, a jego usta natychmiast lądują na moich, łącząc je w
przepełnionym emocjami pocałunku. Czuję jak Justin lekko się uśmiecha, gdy ja
wydaję z siebie niekontrolowany jęk.
- Tęskniłem za tym – rzuca odrywając się ode mnie, a później
splata nasze palce ze sobą i wracamy do środka. Oczywiście po drodze do knajpy,
a potem mojego stolika musimy zmierzyć się z licznymi ciekawskimi spojrzeniami
kierowanymi w naszą stronę. Justin wydaje się być tym kompletnie niewzruszony,
natomiast ja czuję lekkie ukłucie w brzuchu. Nie wszystkie spojrzenia były
życzliwe.
Kiedy siadam przy stoliku, oczy dziewczyn wręcz wypalają
dziurę w mojej twarzy.
- No co? – pytam w końcu, nie będąc w stanie znieść już
dłużej ich natarczywości.
- Jeśli sądzisz, że będziesz milczeć przez resztę wieczoru
na temat tego co się przed chwilą stało to grubo się mylisz, moja droga –
stwierdza Miley, pochylając się w moją stronę.
Rzucam okiem na Angel oraz Chan i żałośnie stwierdzam, że
one również podzielają zdanie Miley. Prawdę mówiąc nie chcę o tym gadać przy
całej restauracji, bo obawiam się, że ktoś usłyszy więcej niż powinien.
- No więc? – Miley naciska, posyłając mi groźne spojrzenie.
- Możemy o tym pogadać później? Nie jestem pewna, czy chcę o
tym mówić przy wszystkich. – Rozglądam się dyskretnie, dając jej do zrozumienia
o co chodzi.
- Boże, serio? Dam sobie rękę uciąć, że na zewnątrz nie
byliście sami. – Blondynka przewraca oczami, a Angel zaczyna chichotać, przez
co zgarnia ode mnie kopniaka w kostkę.
- Ała! – wykrzykuje, po czym zaczyna masować kostkę. – Nie
masz na sobie sandałów!
Wykrzywiam usta w fałszywy uśmiech, za co Angie odwdzięcza
mi się wystawieniem języka.
- Wy dwie jesteście nienormalne – komentuje Miley, a to
powoduje tym razem śmiech Channy.
- Uczę się od najlepszych – odpowiadam szczerząc się głupio.
Miley patrzy na mnie przez chwilę nieodgadnionym spojrzenie, ale zaraz potem
wybucha śmiechem.
- Nie ważne. Powiedz nam cokolwiek – błaga blondynka. –
Siedziałyśmy tu jak na szpilkach przez cały ten czas.
- O Boże – wzdycham z kapitulacją. Nie mam siły dłużej tego
znosić. – Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Jakieś konkrety? – pyta Chan, wsuwając między swoje pełne
usta czarną słomkę.
- Powiedział, że mnie kocha – oznajmiam szybko, jakby te
słowa parzyły mnie język. Nie wiem dlaczego tak jest, przecież powinnam
piszczeć ze szczęścia, ale domyślam się, że to przez ten tłum wokół nas.
Pisk jednak rozlega się po pomieszczeniu, ale nie należy on
do mnie, a do moich przyjaciółek.
- I to podobno ja jestem nienormalna. – Kręcę głową z niedowierzaniem,
po czym upijam spory łyk swojego drinka.
- Naprawdę tak powiedział?! – pyta Channy, prawie skacząc na
stołku.
- Dla mnie to nie temat do żartów – odpowiadam spokojnie, z
całych sił starając się ignorować karcące spojrzenia kierowane w nasz stolik. –
A teraz błagam was, uspokójcie się zanim ludzie nas tu zlinczują.
Na moje szczęście dziewczyny słuchają mojej rady i milkną,
ale jedynie na kilka minut. Później zaczynają plotkować i wymyślać tysiące
zabawnych scenariuszy, które mogły wymyślić tylko one. Po jakimś czasie na
scenę wraca Justin i zaczyna grać swoje najbardziej znane kawałki. Wszyscy
klienci restauracji dzięki Bogu skupiają się na nim i bawią się w rytm jego
piosenek, przez co nasz stolik na jakiś czas uwalnia się od spojrzeń pełnych dezaprobaty.
Koncert trwa około półgodziny, a później na scenę wychodzi
prawdopodobnie menadżer knajpy i oznajmia, że na dzisiaj to tyle. Justin uprzejmie
dziękuję widowni oraz żegna się z nimi, znikając następnie za kulisami.
Odprowadzam go do końca wzrokiem, a później wracam do rozmowy z dziewczynami,
które właśnie dyskutują zawzięcie na jakiś temat.
Miley opowiada o ubiegłorocznej Coachelli i mówi, że w tym
roku musimy iść wspólnie, gdy czuję na swoich ramionach czyjeś dłonie. Od razu
orientuję się, że to Justin, więc obracam się do niego i obdarzam go lekkim
uśmiechem.
- Cześć, dziewczyny – wita się z moimi towarzyszkami, po
czym całuje Angie oraz Chan w policzek. Omija Miley, co mnie dziwi, ale ona
wydaje się być kompletnie niewzruszona tym ignorowaniem. Wręcz przeciwnie,
odsuwa krzesło dla Justina i posyła mu wesołe spojrzenie.
- No i jak tam, Bieber? – pyta swoim pełnym entuzjazmu
głosem blondynka, kiedy chłopak siada pomiędzy nią a mną.
- Wszystko gra. – Mruga do niej, po czym przesuwa krzesło w
moją stronę i przerzuca rękę przez oparcie mojego. – Dawno nie występowałem.
Zapomniałem jakie to fajne.
- Kiedy planujesz zacząć trasę? – Odzywa się tym razem
Angel.
- Zależy. To znaczy w gruncie rzeczy nagrałem już płytę, ale
coś mi się zdaje, że będę musiał nagrać ją jeszcze raz – odpowiada spokojnie,
muskając palcami moje ramię.
- Co? Dlaczego? – Miley jest poważnie zaskoczona słowami
Justina, co również mogę powiedzieć o sobie. Po co chce to robić? Wiem, że nie
powinnam kwestionować jego muzycznych wyborów, bo to w końcu on jest tu
artystą, ale to dziwny zabieg z jego strony.
- Wczoraj, kiedy nie spałem przez pół nocy uświadomiłem
sobie, że to co jest na mojej płycie nie odpowiada temu, co teraz jest w mojej
głowie. Jestem w zupełnie innym miejscu, otworzyłem oczy na pewne sprawy i
wiem, że niektóre piosenki nie opowiadają o tym, co jest teraz dla mnie ważne.
Dlatego chcę to przesunąć – wyjaśnia z opanowaniem.
- Och – wyrzuca z siebie blondynka, chyba rozumiejąc w czym
rzecz.
Dziwi mnie to, że nic nie mówię. Po tym co się wydarzyło
przed restauracją chyba jestem w pewnego rodzaju otępieniu, tym razem bardzo
przyjemnym.
- Jak tam? – Słyszę nagle Justina, który zadaje mi to
zwykłe, codzienne pytanie.
- W porządku – odpowiadam spokojnie, obracając głowę w jego
stronę. – A tam?
- Śpij dziś u mnie – rzuca stanowczo, patrząc mi intensywnie
w oczy.
- Nie mogę. – Krzywię się lekko, a Justin marszczy brwi.
- Dlaczego?
- Rano mam trening z Ianem – wyjaśniam łagodnie patrząc na
jego twarz.
- Co? Jaki trening? – Po jego tonie wnioskuję, że nie jest
najszczęśliwszy. Zresztą to nic nowego, jeśli chodzi o mnie i o Iana.
- Pamiętasz? Ma za kilka tygodni konkurs. Pierwszy etap
przeszedł, a do drugiego potrzebuje mojej pomocy. To dla niego duża szansa,
może wygrać stypendium na Broadwayu.
Justin milczy kilka sekund, analizując moje słowa. Domyślam
się, że kiedy usłyszał, że jest szansa na wyjazd Iana na drugi koniec
kontynentu to poczuł ulgę. To okrutne i bolesne, że dwójka najważniejszych
facetów w moim życiu żywią do siebie taką niechęć. Ciekawe, czy to kiedykolwiek
ulegnie zmianie.
- A później? – pyta z nadzieją, odkładając temat mojego
przyjaciela na bok.
- Przyjadę – stwierdzam bez zastanowienia, a uśmiech jaki
pojawia się na jego twarzy jest bezcenny.
- Weź strój kąpielowy i kilka rzeczy na przebranie.
Wieczorem pójdziemy na kolację.
- Dobrze. – Kiwam głową, a później Justin pociąga mnie do
czułego pocałunku.
Mam gdzieś innych, skupiam się na tym mężczyźnie każdą
cząsteczką siebie.
Dwie godziny później opuszczamy restaurację, jednak każdy z
nas osobno. Justin musiał zostać dłużej załatwić coś z kierownictwem knajpy,
więc razem z dziewczynami wyszłyśmy wcześniej. Oczywiście przed wejściem
musiamy się zmierzyć z kilkoma paparazzimi, którzy pragną zrobić nam jak
najwięcej zdjęć. Pożegnawszy się z Miley oraz Chan, wraz z Angel udajemy się do
swoich samochodów.
Gdy docieramy do domu każda z nas bierze prysznic, a później
kładzie się spać, rozmawiając jeszcze przez kilka minut.
Następnego dnia wstaję po ósmej i idę się przyszykować na
trening. Zakładam na siebie szare dresy oraz krótką, białą koszulkę, a później
schodzę na dół, gdzie spotykam Iana gotowego do wyjścia.
- Kawy? – pyta, zerkając na mnie dziwnym spojrzeniem.
- Chętnie – odpowiadam spokojnie, wiążąc włosy.
- Jak było wczoraj? – Jego ton wskazuje na to, że coś wie,
ale nie koniecznie chce się tym ze mną podzielić.
- Fajnie. – Wzruszam ramionami, po czym odbieram od niego
kubek z ciepłym napojem. – O co ci chodzi? – pytam, unosząc brew w górę. Wiem,
że coś mu nie pasuje.
Ian milczy przez chwilę, a później wzdycha z rezygnacją,
wyciąga komórkę, coś na niej klika, a później pokazuje mi ekran. Widzę na nim
tekst, który opowiada o wczorajszych wydarzeniach z restauracji oraz zdjęcie,
które uwiecznia mnie i Justina w pocałunku. Uśmiecham się lekko, po czym oddaję
telefon przyjacielowi.
- Zwariowałaś, Faith? Co ty wyprawiasz? – pyta z zarzutem w
głosie, a ja marszczę brwi.
- Słucham?
- Jeszcze kilka dni temu byłaś w tak tragicznym stanie, że
nie wiedzieliśmy co strzeli ci do głowy. Ledwie funkcjonowałaś, walczyłaś o
każdy dzień z samą sobą, przez tego dupka, a teraz wystarczy, że powie ci kilka
słodkich słówek i biegniesz do niego z wyrzuconym językiem? Co ty robisz?
Słowa przyjaciela na moment zamykają mi usta. Może ma rację,
ale ja wiem, że podjęłam właściwą decyzję.
- Owszem, tak było. Ale dzięki temu, że teraz między mną a
nim jest wszystko w porządku, nie przechodzę tej gehenny dalej. Spójrz na to
jaka jestem dzisiaj, a jaka byłam wczoraj. Dostrzegasz różnicę? Może to co
zrobił Justin złamało mi serce, ale wczorajsze wydarzenia dały mi nadzieję, na
lepszą przyszłość. Chcę z nim być, kocham go i choć z całych sił próbowałam się
tego wyprzeć, nie chcę już walczyć. Będę z nim, czy ci się to podoba, czy też
nie. To moje życie i ja ponoszę konsekwencję – mówię twardo, urywając kawałek
bajgla.
- Okej. – Ian mruży oczy. – Nie będę się w nic wtrącać, ale
nie przybiegaj później z płaczem i nie każ mi na to wszystko patrzeć od nowa.
- Nie przybiegłam do ciebie i nie kazałam ci na nic patrzeć.
Drzwi są otwarte, mogłeś się stąd wynieść kiedy tylko chciałeś – kontruję
ostro, schodząc ze stołka. – Więc przestań się tak zachowywać, nie jesteś moją
matką. Czekam w samochodzie.
Po tych słowach idę do przedpokoju, zakładam buty oraz biorę
ze sobą torbę, a potem wychodzę z mieszkania. Jestem trochę zła na Iana za to
co powiedział, ale z drugiej strony nie mogę go za nic winić. Jest moim
przyjacielem i dam sobie rękę uciąć, że gdyby on był w podobnej sytuacji,
zachowałabym się tak samo jak on teraz. Jednak to nie zmienia faktu, że
zarzucił mi coś, czego nigdy bym nie zrobiła.
Na treningu nie poruszamy już więcej porannego tematu i
skupiamy się w całości na choreografiach. Idzie nam coraz lepiej, a to wywołuje
radość u nas obojga. Cieszę się, że jest takie miejsce na świecie, w którym ja
i Ian odnajdujemy się doskonale. Bardzo tęskniłam za parkietem i zastanawiam
się co mogłabym zrobić, żeby bywać na nim częściej. Kiedy odpoczywam pod
lustrem i popijam wodę do mojej głowy wpada pewien pomysł, który choć nieco
odległy, wydaje się być możliwy do wykonania. Kiedyś mi się uda. Kiedyś to
zrobię.
Po treningu biorę prysznic w ośrodku i tam też przygotowuję
się do końca. Dresy i krótką koszulkę zamieniam na wygodne dżinsy z dziurami nakolanach oraz beżowy sweter, a na stopy zakładam sandałki. Kiedy jestem gotowa,
wciągam torbę z ubraniami na ramię i wychodzę z łazienki.
- Dłużej się chyba nie dało – jęczy Ian, kiedy mnie zauważa.
- Przestań narzekać. Gdybyś spędził ze mną kilka minut w
samochodzie, a ja nie byłabym umyta przeklinałbyś chwilę, w której kazałeś mi
się spieszyć. – Mrugam do niego i oboje udajemy się do samochodu.
Jedziemy w stronę mieszkania, rozmawiamy na luźne tematy i
śmiejemy się wesoło. Nagle w głośnikach rozbrzmiewa piosenka Britney Spears.
- O Boże – jęczy Ian, ponieważ wie co to zwiastuje.
Ja szczerzę się głupkowato, pokręcam głośność i zaczynam
śpiewać wraz z Britney. To moja idolka z dzieciństwa, moim pierwszym koncertem
było właśnie jej show. Dzisiejszy repertuar to ‘Hit Me Baby One More Time”, co
muszę przyznać jest chyba moją ulubioną piosenką. Doskonale się bawię,
jednocześnie prowadząc samochód, co chyba wywołuje niepokój mojego przyjaciela.
- Tylko nas nie zabij, błagam – słyszę obok i wybucham
głośnym śmiechem. Nie czułam się tak dobrze od kilku dni, a słoneczny dzień w
Los Angeles, jaki dzisiaj mamy sprawia, że jest mi jeszcze lepiej.
Piosenka się kończy, ku uciesze Iana i okazuje się, że
podjeżdżamy pod apartamentowiec.
- Widzimy się w poniedziałek – rzucam, kiedy zatrzymuję się
pod wejściem.
- Co? – Krzywi się Ian. – Gdzie ty będziesz?
- Zgadnij – mrugam do niego, uśmiechając się chytrze. – No,
wysiadaj zanim wlepią mi mandat.
- Uważaj na siebie – mamrocze pod nosem i spełnia moje
polecenie z naburmuszoną miną.
- Też cię kocham – rzucam i ruszam w kierunku posiadłości
Justina.
Godzinę później jestem na miejscu. Wysiadam z auta, zabieram
torbę z tylnego siedzenia, po czym idę do drzwi. Pukam, ale nikt mi nie
otwiera, więc pozwalam sobie samej wejść. Gdzieś w tle gra muzyka, a dookoła
roznosi się słodki zapach. Robię kilka kroków, po czym nagle czuję ramiona
owijające się wokół mojej talii. Wydaję z siebie głośny pisk połączony z
radosnym śmiechem.
- Tęskniłem – Justin mruczy mi do ucha, tuląc mnie do
siebie.
- Już jestem. – Puszczam torbę, po czym odwracam się do
niego i nim mam okazję powiedzieć coś więcej, nasze usta się łączą w namiętnym
pocałunku.
Mruczę przeciągle i kładę dłoń na jego klatce, wbijając w
nią lekko paznokcie. Po chwili odsuwam się od niego niechętnie, oblizując
wargi.
- Jakie plany na dziś? – pytam, patrząc w jego oczy.
- Dzisiaj chcę się nacieszyć tobą w stu procentach –
odpowiada kuszącym głosem. – Najpierw relaks nad basenem, a później kino i
kolacja.
- Hm, brzmi świetnie – stwierdzam z uśmiechem. – Brzmi jak
standardowa randka.
- To źle? – pyta Justin, wciąż trzymając mnie w ramionach.
- Nie, broń Boże. Myślałam po prostu, że wszystko co robisz
jest… niestandardowe. Wiesz, jak na gwiazdę światowego formatu przystało. –
Wzruszam ramionami, nie wiedząc dlaczego w ogóle zaczęłam ten temat.
- Nie zapominaj, że po godzinach jestem też zwykłym
dwudziestojednolatkiem. Zaufaj mi, że gwiazdy najbardziej lubią robić zwyczajne
rzeczy, kiedy zrobią już te wszystkie niezwyczajne – wyjaśnia ze śmiechem.
- Och, okej. Łapię – odpowiadam i cmokam go szybko w usta. –
To ja pójdę się przebrać.
- Czekam w ogrodzie – rzuca Justin, po czym pozwala mi pójść
na górę.
Od razu kieruję się do jego sypialni, gdzie zostawiam torbę
i przebieram się w strój. Jest zwykły i czarny, ale ma bardzo ładny krój, który
podkreśla wszystkie moje krągłości. Wyciągam okulary z torebki, a później
upewniając się, że wyglądam w porządku zbiegam na dół.
Kiedy w kuchni nie zastaję nikogo domyślam się, że jestem tu
tylko ja i Justin, i prawdę mówiąc bardzo mi się to podoba. Będziemy mieli
więcej prywatności, chociaż kiedy popatrzeć na rozmiar jego domu moglibyśmy po
prostu wyjść piętro wyżej i bylibyśmy zupełnie sami. No ale mniejsza o to.
Wychodzę na taras i przez chwilę rozglądam się za Justinem,
aż w końcu dostrzegam go w basenie. Obserwuję go kilka chwil, a później
postanawiam do niego dołączyć. Staję na brzegu i patrzę jak nurkuje, a gdy się
wnurza jego oczy lustrują moje ciało.
- Słodki Jezu – mamrocze pod nosem, po czym potrząsa głową i
oblizuje wargi. – Jestem szczęściarzem – dodaje.
- Tak? – pytam, unosząc z rozbawieniem wzrok.
- Dołączysz do mnie? – Pyta Justin, szczerząc się do mnie
wesoło.
- Może później. Chciałabym się najpierw poopalać –
stwierdzam po chwili zastanowienia.
- Okej, to pomóż mi wyjść. – Justin wyciąga rękę w moją
stronę, uśmiechając się łagodnie.
- Jasne. – Chwytam jego dużą dłoń i zanim w ogóle zaczynam
ciągnąć za rękę, ląduję w basenie.
- Justin! – krzyczę, gdy się wynurzam. Jak mogłam się dać na
to nabrać? Przecież to było do przewidzenia.
- Co jest? – rzuca ze śmiechem. Jest z siebie bardzo
zadowolony.
- To było nie fair! – złoszczę się i chlapię go wodą w
uniesieniu.
- Nie zrobiłaś tego… - mruczy Justin, ocierając twarz.
- Owszem, zrobiłam. Należało ci się. – Wyławiam okulary z
basenu i kładę je na trawie. Gdy tylko się obracam, zostaję pociągnięta w dół.
Justin trzyma mnie w talii i mogę sobie wyobrazić jak się
uśmiecha. Ugh, drań.
- Wychodzę! – oznajmiam stanowczo. – I nie próbuj mnie
zatrzymać.
Zaczynam płynąć do brzegu, ale zanim łapię się barierki
Justin podpływa do mnie i po raz setny tego dnia mnie całuje.
- Jesteś seksowna, kiedy się złościsz – stwierdza, wychodząc
za mną.
- Nie testuj granic mojej seksowności – kontruję, wyciskając
włosy z wody.
- Pozwolę sobie nie posłuchać –odpowiada, chichocząc i
cmokając mnie w skroń.
- Zresztą jak zawsze – dokańczam za niego. Podnoszę wzrok i
dostrzegam sposób w jaki na mnie patrzy. Po całej złości nie ma już śladu.
Kładziemy się na miękkich leżakach, oboje zaczynając
rozkoszować się tym słonecznym dniem. Justin zamknął oczy i chyba przysnął na
chwilę, co uważam za bardzo słodkie. Patrzę na niego przez chwilę, a później
sięgam po swój telefon i wchodzę na instagram. Robię sobie selfie, po czym
dodaję je z opisem: „Sunny day in LA ;) #chillinwithb”. Nie obawiam się już
złych komentarzy, chyba do nich przywykłam. Zrozumiałam, że to część życia z
Justinem i muszę to jakoś przełknąć.
Odkładam telefon na stoliczek w zacienionym miejscu, a
następnie kładę się na leżaku i również zaczynam czerpać ze słońca.
Myślę o ostatnich kilku dniach i o tym co się wydarzyło w
moim życiu. Popełniłam ogromny błąd, biorąc tamtego dnia, ale czuję, że to
prędko się nie powtórzy. Wróć. To się w ogóle nie powtórzy, szczególnie, że mam
teraz przy sobie Justina. On mnie kocha, może ciężko mi jeszcze w to uwierzyć,
ale tak właśnie jest. A dzięki jego miłości oraz obecności wiem, że dam sobie
rady ze wszystkim.
- Kochanie? - Słyszę obok głos
Justina i mimowolnie się uśmiecham, słysząc to określenie.
- Tak? - Ściągam okulary, obracając głowę w jego stronę.
- Mogę tak do ciebie mówić? - pyta, uśmiechając się nerwowo. O słodki Jezu, jak teraz taki uroczy.
- Oczywiście - odpowiadam spokojnie, po czym wstaję z leżaka, podchodzę do niego i siadam na nim okrakiem. Następnie pochylam się, obejmuję go w pasie i przyciskam policzek do jego ciepłej klatki.
Po chwili czuję palce Justina muskające moją skórę i rozkoszuję się tym doznaniem, chłonąc z niego jak najwięcej. Chcę zapamiętać takie chwile jak najlepiej, by później móc je często wspominać i przywoływać uśmiech na twarz. Unoszę głowę i składam szybki pocałunek na jego brodzie.
Na jego ustach pojawia się łobuzerki uśmiech, a później ponosi rękę i zakłada mi kosmyk za ucho.
- Wiesz co? - zaczyna, oblizując swoje idealne wargi.
- Co?
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię nie kochać. Byłem strasznym kretynem.
- Tak? - Ściągam okulary, obracając głowę w jego stronę.
- Mogę tak do ciebie mówić? - pyta, uśmiechając się nerwowo. O słodki Jezu, jak teraz taki uroczy.
- Oczywiście - odpowiadam spokojnie, po czym wstaję z leżaka, podchodzę do niego i siadam na nim okrakiem. Następnie pochylam się, obejmuję go w pasie i przyciskam policzek do jego ciepłej klatki.
Po chwili czuję palce Justina muskające moją skórę i rozkoszuję się tym doznaniem, chłonąc z niego jak najwięcej. Chcę zapamiętać takie chwile jak najlepiej, by później móc je często wspominać i przywoływać uśmiech na twarz. Unoszę głowę i składam szybki pocałunek na jego brodzie.
Na jego ustach pojawia się łobuzerki uśmiech, a później ponosi rękę i zakłada mi kosmyk za ucho.
- Wiesz co? - zaczyna, oblizując swoje idealne wargi.
- Co?
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię nie kochać. Byłem strasznym kretynem.
Po pełnym lenistwa popołudniu Justin
i ja zbieramy się do kina. Podoba mi się ten pomysł, oboje potrzebujemy takiej odskoczni. Normalnej odskoczni. Biorę
szybki prysznic w między czasie myśląc o stroju na ten wieczór. W końcu
wybieram wzorzyste spodnie z wysokim stanem i szerokimi nogawkami sięgającymido połowy łydek oraz krótki, czarny top. Układam włosy, nakładam makijaż,
zakładam czarne szpilki na stopy, łapię skórzaną kurtkę i schodzę na dół.
Szukam Justina i po kilku minutach znajduję go na tarasie, rozmawiającego przez
telefon. Gdy tylko mnie dostrzega, kończy pospiesznie rozmowę i zbliża się do
mnie.
- Pięknie wyglądasz – mruczy i całuje
mnie w usta.
- Ty też całkiem niczego sobie. –
Mrugam i zaczynam chichotać.
Wciągam powietrze przez nos i czuję
jego cudowne perfumy. Rany, pachnie i wygląda jak miliard dolarów. Jak on to
robi?
- Chodź. Idziemy. – Justin łapie moją
dłoń i pociąga w stronę wyjścia.
Przed domem czeka na nas samochód,
prowadzony przez Hugo.
- Dobry wieczór, Hugo – witam się,
gdy oboje siadamy na tylnym siedzeniu.
- Dobry wieczór, panno Wihford –
odpowiada uprzejmie.
Cała podróż do kina upływa nam na
zwykłej rozmowie, takiej jaką prowadzą normalni ludzie. Prawda jest taka, że my
niczym się od nich nie różnimy, więc dlaczego mielibyśmy inaczej rozmawiać?
Cieszę się, że ja i Justin staramy się budować ten związek.
Na miejsce docieramy praktycznie nie
zauważeni przez nikogo, więc możemy spokojnie zająć miejsce na sali kinowej.
Oczywiście Justin wcześniej kupił chyba z tonę żelek oraz dużą colę. Czasem
zastanawiam się jakim cudem on za kilka dni skończy dwadzieścia dwa lata.
Swoją drogą muszę skontaktować się z
przyjaciółmi Justina i omówić plan na jego urodziny, bo muszą taki mieć,
prawda? Chcę, żeby zapamiętał ten dzień lepiej niż pozostałe.
Film okazuje się być komedią, na
której oboje z Justinem zalewaliśmy się łzami spowodowanymi śmiechem. Gdy
opuszczamy salę ludzie już zwracają na nas uwagę, ale my postanawiamy to
zignorować. Idziemy obok siebie sprawiając wrażenie skupionych na własnych
myślach, ale po kilku metrach nachylam się do Justina i mruczę mu do ucha:
- Zawsze będę musiała tak wszystkich ignorować?
Justin owija dłoń wokół mojej talii i
spokojnie kroczy w stronę parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód.
- Zazwyczaj – koryguje i na tym ucina
ten temat.
Wchodzimy do podziemi, idąc za Hugo,
który prowadzi nas do auta. Naglę zauważam stojącą przy filarze młodą
dziewczynę w okularach.
- Cześć Justin – odzywa się, gdy się
zbliżamy.
- Cześć Sarah – odpowiada mój
towarzysz, przystając na moment.
- To wy się znacie? – pytam zaskoczona.
- Tak jakby. To Stalker Sarah.
Dziewczyna ma prawdopodobnie zdjęcie z każdym celebrytą na tym kontynencie –
śmieje się Justin.
- Och, niezła jesteś – komentuję
przyjaźnie, posyłając jej uśmiech.
- Dzięki. Mogę z wami zdjęcie? – pyta
bez owijania w bawełnę.
- Jasne – odpowiada Justin, a ja
przez chwilę stoję w szoku. Ona naprawdę chce ze mną zdjęcie? Wow.
Nieskromnie przyznam, że to miło
łechta moją próżność i jest mi z tym dobrze. Pochylam się w przód, układam usta
w lekki dziubek i patrzę w przednią kamerę.
- Super, dziękuję – mówi dziewczyna,
gdy opuszcza dłoń.
- Nie ma sprawy – rzuca Justin.
- Wy dwoje, wróciliście do siebie? –
pyta po raz kolejny Sarah.
Oboje przez moment milczymy, zerkając
na siebie znacząco. W końcu Justin łapie moją dłoń i kiwa głową.
- Tak, właśnie tak – oznajmia z dumą
w głosie, a potem żegna dziewczynę i oddalamy się do samochodu.
W środku siedzimy obok siebie, ja
wspieram głowę na jego ramieniu, a on całą drogę trzyma moją dłoń i przesuwa kciukiem
po knykciach.
Jak się okazuje kolację jemy w
restauracji Mastro. Pierwszy raz w niej jestem, ale mam pewność, że wyjdę stąd
zadowolona. Zdążyłam zanotować, że Justin nigdy nie je w złych restauracjach.
Zresztą kto robi inaczej?
Gdy tylko wchodzimy do środka
natychmiast dostajemy stolik na uboczu, z dala od gapiów. Ja zamawiam stek z
masłem czosnkowym i warzywami grillowanymi, natomiast Justin jakiś makaron.
Większość wieczoru upływa nam w doskonałej atmosferze. Dużo się śmiejemy i
dowiadujemy na swój temat. Ja na przykład dowiedziałam się, że jego ulubionym
daniem jest spaghetti, a gdy się urodził miał mieć na imię Jessie. Kiedy mi o
tym powiedział od razu skojarzyło mi się to z moim crushem z dzieciństwa, jakim
był Jessie McCartney i tak rozpoczął się
temat mojego życia w Dallas oraz moich ulubionych rzeczy.
Gdy kończymy posiłki Justin zaczyna
się denerwować, a ja nie mam zielonego pojęcia z jakiego powodu.
- Co się dzieje? – pytam wreszcie,
kiedy widzę, że zaczyna go to wyraźnie męczyć.
- Wiesz, nie mówiłem ci o tym
wcześniej, bo nie byłem pewien twojej odpowiedzi.
- A teraz jesteś? – Unoszę brew i
biorę łyk chłodnej wody.
- Nie.
- Nigdy nie będziesz. Wyrzuć to z
siebie, Bieber – śmieję się, w nadziei, że trochę go to rozluźni.
- Mam zaproszenie na jutro na
premierę nowego filmu Willa Smitha – oznajmia. – To mój dobry znajomy i
chciałbym tam być.
- Okej, rozumiem. Oczywiście, idź tam
i baw się dobrze. Zaczekam na ciebie w domu – mówię zupełnie szczerze. Nie mam
żadnego problemu z tym, że ma jutro wyjście.
- Nie, nie zrozumiałaś mnie. –
Potrząsa głową. – Chcę, żebyś poszła tam ze mną.
Prawie krztuszę się wodą, gdy to
słyszę. Mam mu towarzyszyć na wystąpieniu publicznym? O cholera. Już teraz
serce łomocze mi głośno, a co dopiero jutro.
- Jesteś pewien? – pytam po chwili w
zupełnym oszołomieniu.
- Więcej niż pewien. Chcę cię tam,
chcę żebyś mi towarzyszyła. Jesteś moją dziewczyną i chcę wreszcie, żeby to
było oficjalne. Niech cały świat się dowie, że oddałem swoje serce Faith
Wihford. – Wyjaśnia, a mnie schnie w gardle pomimo tego, że cały czas piłam
wodę.
O mój boże. Nie sądziłam, że to
wszystko będzie się działo w takim zawrotnym tempie. Biorę głęboki oddech i
patrzę na jego cudowną twarz, na której kształtuje się niepewność.
- Tak – wyrzucam z siebie niekontrolowanie.
Tutaj zadziałała moja podświadomość.
- Tak? – pyta Justin, by się upewnić.
Słusznie.
Milczę przez chwilę, zastanawiając
się nad tym co powinnam odpowiedzieć, ale nic innego nie przychodzi mi do
głowy.
- Tak – powtarzam i uśmiecham się delikatnie.
Widzę jak w oczach Justina pojawia
się ulga i radość.
- Dziękuję – mówi wesoło, szczerząc
się do mnie.
- Mam tylko jeden problem.
- Jaki? – Widzę, że znów się spina,
zupełnie nie potrzebnie.
- Nie mam się w co ubrać. Nie zabrałam
żadnej eleganckiej sukienki. – Krzywię się.
Justin po chwili milczenia wybucha
głośnym śmiechem, przykuwając tym samym wzrok kilku klientów.
- Nie martw się, kochanie. Coś
wymyślimy – stwierdza i przystawia do ust szklankę z drinkiem.
Cała się trzęsę i chyba już po raz setny
tego popołudnia, sprawdzam w lustrze czy wyglądam wystarczająco dobrze, by móc towarzyszyć
Justinowi. Czerwona sukienka, którą mam na sobie sięga mi do połowy ud i opina
moje ciało, przez co jest słodka, ale jednocześnie seksowna. Makijażystka oraz
fryzjerka, które wynajął Justin wykonały kawał dobrej roboty. To bardzo miłe
dziewczyny i mam nadzieję je jeszcze kiedyś spotkać. Zakładam na nadgarstek
pasującą do kolczyków bransoletkę, zerkam raz jeszcze w lustro i wygładzam
sukienkę. Jestem tak zestresowana, że najchętniej wróciłabym do pokoju i
przebrała się w zwykłe dresy. To pierwszy raz, kiedy będę towarzyszyć Justinowi
na publicznym wydarzeniu i bardzo się tym przejmuję. Nie chcę źle wypaść, ani
narobić mu wstydu. W dodatku będę już oficjalnie jego dziewczyną. A niech mnie.
Biorę głęboki oddech, po czym robię pierwszy krok na dół.
- Już myślałem, że się ciebie nie... O cholera - rzuca Justin, gdy pojawiam się w salonie, przez co na moich policzkach pojawia się rumieniec.
- Już myślałem, że się ciebie nie... O cholera - rzuca Justin, gdy pojawiam się w salonie, przez co na moich policzkach pojawia się rumieniec.
- Miło cię widzieć – odzywam się,
kiedy orientuję się, że Justin przez najbliższych kilka sekund nie zamierza nic
powiedzieć, tylko gapić się na mnie.
Wygląda doskonale. Ma na sobie
idealnie skrojony, połyskujący garnitur, a na co dzień zmierzwione włosy dziś
są nienagannie ułożone.
- Wyglądasz oszałamiająco – wyrzuca w
końcu Justin, przyciągając mnie do siebie i przesuwając nosem po mojej szyi. –
Mmm, i w dodatku doskonale pachniesz. Jestem w niebie?
- Nie sądzę – chichoczę. – Ale ja
również muszę przyznać, że podoba mi się to co widzę. Lubię wersję Justina w garniturze.
- Nie widziałaś jeszcze nagiej wersji
Justina. – Mruga do mnie znacząco, a ja wybucham śmiechem.
- Z pewnością jest równie
onieśmielająca – stwierdzam.
- Będziesz zachwycona – śmieje się
Justin.
- Nie wątpię. Szczególnie, że
będziesz pierwszą wersją jakiegokolwiek nagiego faceta, którą dane mi będzie
oglądać – odpowiadam z rozbawieniem, orientując się po chwili, że właśnie
powiedziałam mu swój mały sekret. Zagryzam wargę i chcę się odsunąć, ale Justin
mi to uniemożliwia.
- Zaraz… Dobrze zrozumiałem? Jesteś
dziewicą? – pyta, nie ukrywając zaskoczenia.
- Eee… Właściwie to… Tak – mówię speszona,
opuszczając wzrok.
- Taki anioł w tak piekielnie
seksownym ciele jest nienaruszony? Jak to możliwe?
- Po prostu – wzruszam ramionami i
powoli zaczynam się niecierpliwić.
- A niech mnie diabli – rzuca z
łobuzerkim błyskiem w oku. – Moje szczęście zwiększa się z każdą chwilą.
Nie rozumiem o co mu chodzi, ale
okej. Nie chcę drążyć tego tematu, bo naprawdę ani to czas, ani miejsce na taką
dyskusję.
- Chodź, spóźnimy się. – Wyplątuję się
z jego objęć i ruszam do drzwi.
- Sądziłem, że się stresujesz.
- Bo tak jest. Ale niegrzecznie jest
się spóźniać. Chodź.
Później rzeczy dzieją się w szalonym
tempie. Przyjeżdżamy na premierę eleganckim samochodem. Dookoła jest mnóstwo
ludzi – od fanów, przez reporterów po same gwiazdy kina. Justin pomaga mi
wysiąść, za co jestem mu wdzięczna, bo z każdą chwilą mam wrażenie, że nogi
odmawiają mi posłuszeństwa.
- Najpierw idziemy na ściankę. Tam
popozujemy przez chwilę, nie ma się czego bać. Uśmiechaj się i sprawiaj
wrażenie rozluźnionej – tłumaczy Justin, kładąc dłoń na moim biodrze.
- To chyba niemożliwe – mówię nerwowo
zagryzając wargę.
- Dasz radę. – Mruga do mnie. – Później udzielę kilku wywiadów, a na koniec
pójdziemy do moich fanów. Po tym wszystkim idziemy na salę, oglądamy film i
wracamy do domu. Będzie fajnie, zobaczysz!
- Z pewnością – mamroczę i podążam za
nim.
Po chwili wchodzimy na ściankę, a
wtedy rozlegają się krzyki fotoreporterów i wszędzie widzę błyski fleszów.
Chryste, to jakaś dżungla. Justin silnie mnie obejmuje, wiedząc, jak się czuję.
W końcu po kilku minutach się rozluźniam i nawet się uśmiecham.
Później przechodzimy do dziennikarzy,
którzy prawie biją się o rozmowę z Justinem. On natomiast odpowiada na kilka
pytań związanych z jego planami na przyszłość i tym podobne, a ja czekam na
niego z boku, oglądając to co dzieje się dookoła.
Następnie idziemy do jego fanów,
którzy czekają z boku ścianki. Piszczą, krzyczą i wciąż powtarzają imię swojego
idola. Justin robi sobie kilka zdjęć, rozdaje autografy i wymienia kilka słów z
tymi ludźmi. Cały czas stoję na uboczy, przyglądając się jego niesamowitej
relacji z fanami. To coś, czego nie da się opisać zwykłymi słowami. To piękny
widok.
- Faith? – krzyczy jakaś dziewczyna. –
Mogę z tobą zdjęcie? – prosi.
O matko. Byłam gotowa na kolejną falę
nienawiści, a ona prosi mnie o zdjęcie. Co tu się dzieje?
- Jasne, skarbie – odpowiadam uprzejmie,
po czym idę w jej kierunku. Dziewczyna bardzo się cieszy, a gdy podchodzę do
niej i pozuję do zdjęcia o mało co nie mdleje.
- Jesteś cudowna! Tak bardzo jestem
wdzięczna, że jesteś z Justinem. Jesteś dla niego dobra, wiem to – wyrzuca z
siebie na jednym wdechu.
- Och – dukam. – Staram się. Nigdy go
nie skrzywdzę, nie chcę tego.
- Świetnie!
- Faith, chodź. – Justin łapie moją
dłoń i machając do fanów, oddalamy się w stronę Sali kinowej.
- Chyba jedna z nich mnie polubiła –
mówię z nieukrywaną radością w głosie.
- Nie ona jedna, zaufaj mi –
odpowiada przyjaźnie Justin, a później wchodzimy na salę i zajmujemy swoje
miejsca.
Dookoła mnie znajdują się największe
gwiazdy Hollywood, przez co przez cały seans czuję pewnego rodzaju
onieśmielenie, ale w mojej głowie pojawia się myśl, że muszę się do tego
przyzwyczaić.
Justin miał rację. Było lepiej niż
się spodziewałam. Poznałam kilkunastu znanych ludzi, którzy okazali się
cudowni. Dane mi było również poznać Willa Smitha i jego rodzinę, którzy
przyjęli mnie bardzo ciepło. Lubię ich. Z Justinem poszliśmy na moment na
after-party, ale ponieważ było już późno, a ja muszę jutro iść do pracy,
zdecydowaliśmy się wracać.
Podjeżdżamy pod posiadłość Justina i
coś nagle ulega zmianie. Hugo otrzymuje jakiś telefon i natychmiast zatrzymuje
samochód.
- Co się dzieje? – pyta zaniepokojony
Justin.
- Panie Bieber, było włamanie do
pańskiego domu – oznajmia rzeczowo ochroniarz.
- Coś zginęło? – Prostuje się i
mierzy pracownika wzrokiem.
- Nie do końca. Proszę tu zostać,
zajmę się tym. Zaraz po państwa wrócę.
- Nie, idę z tobą. – Decyduje Justin.
– Faith, zostań w samochodzie. Przyjdę po ciebie, kiedy będzie bezpiecznie.
- Nie – protestuję. – Nie idź, to
niebezpieczne.
- Zaufaj mi – mówi i patrzy na mnie
łagodnie, a później cmoka mnie w policzek i wychodzi z Hugo, zostawiają mnie
samą.
Przez kilka minut udaje mi się
wytrzymać spokojnie siedząc w aucie, ale później to jest niemożliwe. Martwię
się o Justina, to przezwycięża wszystkie racjonalne środki bezpieczeństwa.
Wyskakuję z samochodu i prawie
biegiem ruszam do domu mojego chłopaka, który Bóg jeden wie w której części
domu jest.
Drzwi są otwarte na oścież, więc
wchodzę do środka i rozglądam się po przedpokoju, który póki co nie wygląda na
spustoszony. Ale wystarczy, że przejdę pod schody i zamieram w bezruchu.
Wszędzie są porozrzucane moje ubrania, porozbijane szkła i inne rzeczy.
Przełykam ślinę i zmuszam się do ruchu, by iść szukać Justina. Jestem aktualnie
przerażona.
Wbiegam ostrożnie na górę, po czym
idę w kierunku głosów dochodzących z jednych z gościnnych sypialni. Mój świat
zatrzymuje się w chwili, kiedy na podłodze widzę leżącą w kałuży krwi Shaylę, a na lustrze krwawy
napis: „ TO TY POWINNAŚ BYĆ MARTWA.”
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Proszę, komentujcie! To daje mi wiele motywacji! Bardzo Wam dziękuję i bardzo Was kocham!
Do następnego!
V.
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Proszę, komentujcie! To daje mi wiele motywacji! Bardzo Wam dziękuję i bardzo Was kocham!
Do następnego!
V.