sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 10

"Zasługujesz na takie miejsca"



Zatrzymujemy sie przed drzwiami do sali. Justin patrzy na mnie badawczo i milczy przez chwile, trzymając mnie za ramiona.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobiła? - odzywa się w końcu.
Kręcę głową i opuszczam ją lekko w dół.
- Jest okej. Tylko ma mnie nakrzyczała - odpowiadam cicho i staram sie zachować spokój. W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że Justin przed momentem zerwał z Shaylą i nazwał mnie swoją przyszłością.
- Przepraszam za nią - wzdycha, pocierając moje ramiona.
- Już ci kiedyś mówiłam, to nie twoja wina. - Wzruszam ramionami.
Justin przenosi dłoń z mojej ręki na policzek i przejeżdża kciukiem pod moim zmęczonym i opuchniętym oku.
- Na pewno dobrze sie czujesz? Powiesz mi co wczoraj się stało?
Podnoszę wzrok i zatrzymuję się na oczach Justina. Mogłabym w nich utonąć, są piękne. Czuję jak niebezpiecznie drży mi warga, chociaż wcale tego nie chcę. Wypuszczam powietrze z ust i staram sie uspokoić.
- Nic takiego, po prostu się przestraszyłam. Nie spodziewałam się, że bierzesz... Poza tym nie chciałam wam przeszkadzać. - Wow, nie spodziewałam się że kłamstwo przyjdzie mi tak łatwo. Wiem, że nie powinnam, ale jestem z niego zadowolona.
- Wow, Faith chwila. Ja nie biorę. Twist parę razy próbował mnie namówić, ale to nie dla mnie. Nie chciałbym wpaść w to ćpuńskie gówno, to obrzydliwe. - Krzywi się, gdy wypowiada te słowa. A ja czuje mocne szarpnięcie w żołądku. - Gdybyś nam przeszkadzała z pewnością byś to odczuła. Poza tym wydaje mi sie, że chłopcy byli zadowoleni z twojej obecności. - Uśmiecha się lekko i patrzy na mnie łagodnie.
Kiwam głową i odsuwam się od niego nieznacznie. Potrzebuje stąd wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza, bo to wszystko mnie przytłacza.
- Pójdę już - wzdycham i odgarniam włosy z twarzy.
- Nie chcesz wejść na próbę? W gruncie rzeczy mogłabyś do nas wrócić... - Justin dodaje niepewnie.
- Nie, dziękuję. Mam kiepski dzień - odpowiadam, zakładając torebkę na ramię. - Poza tym, nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym wróciła. Podjąłeś już decyzję i...
- To była decyzja podjęta dlatego, że chciałem cię chronić przed Shaylą - oznajmia sucho.
- Myślę, że gdybym wróciła, to pogorszyłoby jeszcze bardziej sprawę. Doceniam to Justin, ale ja naprawdę nie mam siły na więcej kłopotów. - Kręcę głową i patrzę na niego łagodnie. Nie chcę, żeby mnie źle zrozumiał.
- Oczywiście, masz rację - odpowiada i odsuwa się ode mnie, mierząc mnie wzrokiem.
- No, to będę już lecieć. Trzymaj się, Justin. - Uśmiecham się blado i odwracam w kierunku wyjścia. Gdy tylko znajduję się na zewnątrz przystaję i biorę głęboki wdech, kierując twarz w stronę zachmurzonego nieba. Zerwał się jakiś czas temu nieprzyjemny wiatr, który wywołuje na moim ciele gęsią skórę. To otrzeźwia mnie na tyle, bym zmusiła się do zrobienia kroku w przód, a potem kolejnego i kolejnego. Z odległości otwieram samochód, a kiedy przy nim jestem szybko do niego wsiadam. Rzucam torebkę na siedzenie obok i chowam twarz w dłoniach. Boże, w ciągu kilku dni wydarzyło się więcej, niż w całym moim życiu. Dziwne, że do tej pory nie oszalałam, chyba powinnam to jakoś uczcić. 
Odpalam wóz i ruszam z parkingu marząc o tym, by znaleźć się jak najszybciej w domu. Potrzebuję odizolowania się od ludzi i znalezienia jakiejś dobrze płatnej pracy, gdziekolwiek. Muszę zacząć pracować jak najszybciej, bo wiem, że dzięki temu będę mogła się skupić na czymś pożytecznym. 
Ulice są dziwnie mało ruchliwe tego dnia, ale nie rozpaczam z tego powodu. Naprawdę jestem szczęśliwa, że oszczędzę sobie stania w korkach i znoszenia wyzwisk kierowców, którzy w ogóle nie przebierają w słowach. To przykre, że ludzie w dzisiejszych czasach tak wszędzie pędzą. Nie mają czasu zatrzymać się i dostrzec jak życie potrafi być piękne, nie mają okazji zobaczyć i docenić małych rzeczy, które na co dzień ich spotykają. Nie potrafią cieszyć się chwilą, przestają się dla nich liczyć ludzkie wartości, a na ich miejsce wchodzą pieniądze i wieczny stres. Gdy obserwuję tych ludzi, zaczynam się martwić, że i mnie to spotka, a bardzo bym tego nie chciała. Tylko pytanie, czy my mamy na to jakikolwiek wpływ? Mam nadzieję, że tak.
Podróż upływa mi w miłym towarzystwie kojącego głosu Sii i dźwięku rozbijających się o szybę kropli deszczu. Po raz pierwszy odkąd jestem w LA widzę deszcz. Niby zwykłe zjawisko, ale zawsze myślałam, że w tym mieście słońce nigdy nie zachodzi. A to miłe zaskoczenie wbrew pozorom. 
Gdy parkuję samochód dostrzegam, że Angel jeszcze nie ma. Przypominam sobie też, że miałam się do niej odezwać. Znając życie mnie ochrzani, kiedy zadzwonię. No trudno, jakoś to przełknę. Na parkingu jest chłodno i ponuro, więc szybko z niego wychodzę i wbiegam po schodach pod windę. Wciskam guzik i cierpliwie czekam, aż się zjawi. Gdy słyszę charakterystyczne piknięcie uśmiecham się pod nosem i wsiadam do środka, gdzie zastaję dwójkę starszych ludzi, który trzymają się za ręce. Rozczula mnie ten widok, bo to naprawdę niesamowite, że miłość potrafi być tak silna w ich wieku. Chciałabym, żeby mój mąż kochał mnie tak samo jak ten pan swoją żonę. Nie wiedząc czemu do mojej głowy wpada Justin, gdy myślę o takiej miłości. Potrząsam głową i zagryzam wargę, zdając sobie sprawę, że to przecież niedorzeczne. W życiu ja i Justin nie będziemy ze sobą, co to w ogóle za myśl. Ktoś taki jak on może mieć w każdej chwili trzy razy lepszą i ładniejszą kobietę ode mnie. Po prostu ciężko mi uwierzyć, że ja i on... Stop, przeginam. Winda zatrzymuje się na moim piętrze, więc wysiadam z niej szybko, posyłając jeszcze jeden uśmiech w stronę tych uroczych państwo. 
Gdy wchodzę do mieszkania, rzucam klucze na szafkę, ściągam buty i idę do kuchni, zrobić sobie zieloną herbatę. Nastawiam wodę, wrzucam fusy do ulubionego kubka i opieram się o blat. Przecieram twarz dłońmi i wydaje z siebie jęk zrezygnowania. Jestem już zmęczona i  potrzebuje spokoju, którego w ostatnich dniach miałam naprawdę niewiele. Gdy czajnik zaczyna piszczeć, wyłączam palnik i zalewam fusy wrzątkiem. Po pół minuty je wyciągam i odkładam do specjalnego garnuszka. Taką zieloną herbatę lubię najbardziej i podobno taka ma najwięcej właściwości. Zostawiam kubek na blacie, by herbata wystygła i idę się przebrać. Zrzucam z siebie ubrania i zmywam makijaż, po czym podchodzę do szafy i wyciągam z niej białą bokserkę oraz szare onesie. Wiążę włosy w kucyka i wracam na dół do mojej herbaty. Po drodze zabieram laptopa z biurka, ponieważ chcę poszukać jakichś ofert pracy. Gdy jestem już w kuchni kładę sprzęt na wyspie, chwytam kubek i siadam wygodnie na wysokim krześle. Piszę jeszcze szybkiego smsa do Angel, że wszystko u mnie w porządku i że czekam na nią w domu. Potem biorę łyk ciepłej herbaty i wystukuję na klawiaturze hasło "Oferty Pracy". Otwieram pierwszą stronę i zaczynam przeglądać propozycje - niania, kelnerka, pomoc kuchenna, menadżer sklepu, ekspedientka, asystentka w jakiejś dużej firmie i wiele wiele innych. Koniec końców wybieram 4 oferty pracy w korporacjach jako asystentka kierownika lub prezesa. Czuję się w tym pewnie, ponieważ odkąd nauczyłam się pisać, czytać oraz liczyć pomagałam tacie w biurze i naprawdę to lubiłam! Dlatego uznaję, że warto byłoby spróbować swoich sił w tego typu dziedzinie pracy. Muszę napisać CV, więc szukam wzoru w internecie i zabieram się za wypełnianie go. Kiedy piszę o swoim wykształceniu, słyszę jak ktoś dzwoni do drzwi. Zsuwam się niechętnie z krzesła i idę otworzyć. Lekko rozchylam usta, gdy widzę przed sobą Channy.
- No mamacita, chyba mamy o czym pogadać - mówi, wpadając do mieszkania. 
- Mnie też jest miło, że cię widzę, Channy - odpowiadam sarkazmem i zamykam za nią drzwi. 
- Wyjeżdżam z tego miasta na dosłownie kilka dni, a ty zdążyłaś przez ten czas spotkać się publicznie z Bieberem, zostać zwolniona z pracy i pokłócić się z jego rąbniętą panną. Co jest z tobą nie tak? - Chan patrzy na mnie wyczekująco i opiera dłonie na biodrach. 
- Nie tak? Zdaje mi się, że wszystko gra. - Marszczę i unoszę brwi, posyłając jej zdziwione spojrzenie.
- Och, nie zgrywaj głupiej! - Wyrzuca ręce w powietrze. - Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?! - wykrzykuje, a ja lekko się dystansuję.
- Posłuchaj kochanie. Miałam na głowie - uwaga cytuję - rąbniętą pannę Justina, brak pracy i masę innych problemów, więc wybacz, że nie wpadłam na to, żeby najpierw pobiec do Ciebie i wszystko ci streścić! - odpowiadam ostro. - Poza tym, jak widać już wszystko wiesz.
- Rozmawiałam z Angel i tak się składa, że powiedziała mi o wszystkim - mruczy chłodno. 
- Nadal nie rozumiem o co się na mnie wściekasz - rzucam i wymijam ją, zmierzając do kuchni. 
- Faith - wzdycha Channy, ruszając za mną. - Przepraszam. Po prostu się o ciebie zmartwiłam, nie sądziłam, że sprawy zajdą tak daleko. Myślałam, że się przyjaźnimy.
- Owszem, Chan. Przyjaźnimy się, ale to, że nie powiedziałam ci o tym, co się wydarzyło nie oznacza, że możesz na mnie tak naskakiwać. Uwierz mi, że ja sama nie ogarniam jeszcze tego wszystkiego - mówię spokojnie i siadam na krześle. - Napijesz się czegoś? 
- Przyniosłam wino - oznajmia i wyciąga z dużej torebki butelkę. - Chciałabym, żebyś mówiła mi o takich sprawach. 
Krzywię się, gdy widzę wino. Mam już go dość, bo od paru dni wciąż mam z nim kontakt. Muszę sobie zrobić przerwę. 
- Daj, naleję ci - mruczę i odbieram od niej butelkę. - Chciałam ci powiedzieć, naprawdę. Ale to wszystko działo się tak szybko... 
- Już dobrze, rozumiem. Mam nadzieje, że teraz poświęcisz mi troche swojego czasu i opowiesz wszystko ze szczegółami - mówi łagodnie i siada przy stole. 
- Proszę. - Wręczam jej kieliszek. - Tak, da się załatwić. - Uśmiecham się lekko.
- Ty nie pijesz? - pyta zaskoczona Chan. Czy ja naprawdę wyglądam na taką, która pije każdego dnia?
- Nie, dziś stawiam na herbatę - odpowiadam i siadam obok niej.
- Okej, więc zamieniam się w słuch.
Wzdycham i zaczynam opowiadać Channy wszystko po kolei. Co jakiś czas przerywam, dając jej czas na komentowanie i emocjonowanie się. Gdy w końcu kończymy, Chan pije już drugi kieliszek, a ja kończę herbatę.
- Więc nazwał cię swoją przyszłością? Przy tej wariatce? - dziewczyna jest tym najmocniej zaszokowana.
- Tak mi się wydaje, chociaż wydaje mi się, że powiedział to pod wpływem emocji. Nie wierzę w to, że naprawdę tak myśli. 
- A jeśli tak, to co z tym zrobisz? - pyta.
- Nie wiem, Chan. Nie zastanawiałam się nad tym. Zresztą, co tu robić? Przecież to jego słowa, nie moje. - Wzruszam ramionami i dopijam herbatę.
- Cholera, nie mogę przestać odnosić wrażenia, że ten facet na ciebie leci - mruczy Chan, uśmiechając się tajemniczo.
- Daj spokój - śmieję się i potrząsam głową.
- No co? Jest gorący i piekielnie przystojny! Poza tym, z tego co mówisz, wydaje się być spoko gościem. Nie mów, że nie chciałabyś być jego. - Chan patrzy na mnie znacząco i uśmiecha się dumnie, popijając wino.
- Sądze, że każda laska na tej ziemi chciałaby być Justina - odpowiadam.
- Czyli ty też! Ha, przyznałaś się! - wykrzykuje.
- Przestań - śmieję się. - To ciężki temat. 
- Jasne - Chan mruży oczy i unosi kąciki ust w górę. 
Kręcę głową i wstaję, by zrobić sobie jeszcze jedną herbatę. Gdy nastawiam wodę, ktoś dzwoni do drzwi. 
- Kogo niesie tym razem? - mruczę pod nosem i idę otworzyć.
- Cześć, mamacita! - woła Eddie na wejściu. Wchodzi do środka i ściska mnie na powitanie.
- Hej. Coś się stało? - pytam, gdy już mnie puszcza.
- A czy musi się coś stać, żebym wpadł odwiedzić swoją przyjaciółkę z południa? - mówi głośno i obdarza mnie wspaniałym uśmiechem.
- Eee... No nie - odpowiadam i zamykam drzwi.  
- Faithie? Kto to? - woła z pokoju Chan. 
- Masz gościa? - pyta Eddie, lustrując mnie spojrzeniem.
- Tak jakby. Chodź, poznacie się. - łapię go za ramię i prowadzę do jadalni. 
- O cholera - mamrocze pod nosem Channy, gdy dostrzega Eddiego. Nie dziwi mnie jej reakcja.
- Chan, to Eddie. Jest gejem - mówię szybko, gdy zauważam jak pożera wzrokiem chłopaka. - Poznaliśmy się pare dni temu całkowicie przypadkowo - tłumaczę. - Eddie, to Chan. Moja przyjaciółka z dawnych lat. 
Oboje patrzą na siebie przyjaźnie i wymieniają uściski dłoni. 
- No, skoro mamy formalną część za sobą, to możemy się rozluźnić. Napijesz się czegoś? - pytam, patrząc na Eddiego. 
- Masz coś mocniejszego? Mam ochotę na dobrego drinka. - Uśmiecha się Eddie. 
- Jasne, coś zorganizuję - oznajmiam i idę do kuchni.
Czuję ulgę, gdy słyszę jak Channy i Eddie zaczynają ze sobą rozmawiać, jakby znali się od lat. To przyjemne mieć świadomość, że twoi przyjaciele się lubią. Cieszę się, że mam tutaj ludzi, którzy mnie wspierają i doskonale działają na moją psychikę. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby była tu Angie. Ciekawe o której wróci. 
Jakby na moje zawołanie drzwi nagle się otwierają i po chwili widzę w przedsionku moją współlokatorkę. 
- O cholera, widzę, że mamy imprezę - śmieje się, gdy zauważa Chan i Eddiego. 
- Chcesz coś do picia? - pytam od razu, póki jestem w kuchni.
- Nie, dzięki. - Patrzy na mnie łagodnie i odkłada torebkę na blat. - Wszystko w porządku? - pyta ciszej, podchodząc do mnie.
- Tak, jest okej. - Kiwam głową i posyłam jej lekki uśmiech. - Zaskoczyli mnie, ale nie narzekam - mówię rozbawiona.
- A co z Justinem? - patrzy na mnie wyczekująco, zakładając włosy za ucho.
- Teoretycznie okej. Długa historia. Pogadamy o tym później, okej? 
- Jasne - odpowiada i idzie razem ze mną do stołu, gdzie siedzą nasi goście. 
Dzięki obecności moich przyjaciół udaje mi się na kilka godzin zapomnieć o dręczących problemach. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Channy i Eddie złapali ze sobą świetny kontakt i zapowiada się, że i oni zostaną przyjaciółmi. Od dawna nie czułam takiej radości i spokoju, które poczułam przy nich. Około 17 Chan i Eddie postanowili wracać do siebie. 
- Będziemy w kontakcie, chica! - piszczy Channy i całuje mnie na pożegnanie.
- Pewnie - śmieję się. 
- My też, mamacita - oznajmia Eddie i żegna się ze mną w ten sam sposób co Chan.
- Moglibyście sobie darować te hiszpańskie słówka - jęczę i marszczę brwi.
Cała trójka przyjaciół wybucha śmiechem, a ja staram się ich ignorować. Dranie. W końcu goście wychodzą i zostaję z Angie sam na sam. 
- Jesteś zmęczona - mówi przyjaciółka, przytulając się do mnie.
- Jestem - przytakuję i wracam z nią do salonu. Upadamy na kanapę, cały czas się do siebie tulą. Kocham tę dziewczynę.
- To co z tym Bieberem? Mam już go atakować? - pyta Angel.
- Nie kochanie, nie musisz - odpowiadam cicho. - Nazwał mnie dzisiaj swoją przyszłością... - szepczę.
- Słucham? - wykrzykuje, siadając szybko. - Naprawdę? 
- Tak, ale wydaje mi się, że to stało się pod wpływem emocji. No wiesz, była przy tym Shayla.
- O słodki Jezu - wzdycha moja przyjaciółka. - On naprawdę się na ciebie nakręcił - stwierdza po chwili.
- Może masz rację, ale męczy mnie już nasza relacja. Raz mówi, że mnie pragnie, za chwile przestaje się odzywać, a potem robi mi takie niespodzianki. 
- A co z dragami? - pyta niepewnie, wiedząc, że to dla mnie drażliwy temat.
- Nic, twierdzi, że nie bierze. - wzruszam ramionami i odwracam wzrok.
- Zaufaj mu Faithie, co? Nie sądzę, żeby cię okłamywał. 
- Ale to nie zmienia faktu, że to do niego Twist przyniósł kokę. To dziwne. 
- Przestań się wreszcie doszukiwać we wszystkim drugiego dna, na Boga! - beszta mnie moja przyjaciółka. 
- To nie jest takie proste - tłumaczę się.
- Owszem, jest. Zauważyłam, że bronisz się przed dosłownie każdym sprzyjającym uczuciem. To tak jakbyś nie chciała tych dobrych emocji, a jedynie tolerowała te, które cię ranią. 
Patrzę na moją przyjaciółkę i czuję jak do oczu napływają łzy. O nie, nie chcę płakać. Mimo, że trafiła w mój czuły punkt. 
- Bo to właśnie do nich się przyzwyczaiłam - odpowiadam drżącym głosem i wstaję z kanapy. 
- Faith - odzywa się łagodnie. - Musisz to zmienić. Zacznij wpuszczać do siebie coś lepszego niż tylko ból. To w niczym nie pomaga.
- Ależ owszem, pomaga. 
- Dlaczego nie chcesz przyjąć tego, że Justin może cię pragnąć? To coś złego? 
- Nie, ale nie chcę tego przyjąć. Nie chcę się w nic angażować, bo gdybym straciła jeszcze jedną osobę, na której mi zależy nie sądzę, żebym to wytrzymała. - Nie mogę już powstrzymać łez. Pozwalam im spływać po policzkach.
- Zależy ci na nim? - pyta Angel. 
- Nie wiem.- Wzruszam ramionami i idę do pokoju. - Zamierzam się położyć - mówię, dając do zrozumienia przyjaciółce, by mi nie przeszkadzała. 

Justin's POV
Odkąd zerwałem z Shaylą, mam w sobie jakieś dziwne uczucie wolności. Nie to, że się przy niej dusiłem, ale od pewnego czasu po prostu mnie wkurwiała. Jest świetną laską, jeszcze lepszą w łóżku, ale kiedy mnie zdradziła cały czar prysł. Poza tym, dzięki temu że się z nią rozstałem teraz mogłem zupełnie legalnie zbliżyć się do Faith. Marzyłem o tym odkąd zobaczyłem ją w barze. Już wtedy chciałem ją poznać, poczuć bliskość jej ciała, ale wiedziałem, że nie mogę. Jeśli chodzi o kontrolowanie siebie, byłem w tym naprawdę dobry, dopóki nie zbliżyłem się do ciała Faith. Kiedy zobaczyłem ją na castingu myślałem, że zacznę krzyczeć z radości. To był moment w moim życiu, który mogę wpisać na listę tych najbardziej udanych.
- Co tam się działo? - pyta Nick, gdy wracam na salę.
- Powiedzmy, że była mała konfrontacja między Shaylą a Faith - odpowiadam spokojnie, odkręcając butelkę wody.
- Sorry stary, ale twoja panna jest nieźle pokręcona - stwierdza Nick, wycierając twarz.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - śmieję się. - Już nie jest moją panną.
- Co? - pyta zaskoczony.
- Wiesz, fajnie się ją pieprzyło dopóki wiedziałem, że robię to tylko ja. 
- Zdradziła cię? 
- Bingo - odpowiadam, śmiejąc się gorzko.
- Czemu mnie to nie dziwi - dodaje Nick, kręcąc głową. - Wasz związek i tak był popieprzony.
- Powtórzę, bracie. Powiedz mi coś, czego nie wiem - oboje wybuchamy śmiechem i przybijamy piątki.
- Zamierzacie się śmiać całą próbę, czy wrócicie do pracy? - pyta Ely, patrząc na nas surowo.
- Przepraszamy, mamo - odpowiadam tłumiąc śmiech. 
- A myślałem, że ja tu dowodzę - prycha Nick i wraca ze mną do tancerzy.

Po skończonym treningu jadę do domu samochodem, który prowadzi Hugo.
- Mam dla was zadanie - oznajmiam, przeglądając maila.
- Słucham, panie Bieber? 
- Spakujecie wszystkie rzeczy panny Dornan i wyślecie je kurierem do jej apartamentu - oznajmiam sucho.
- Coś się stało, szefie? - pyta Hugo.
- Nic o czym powinieneś wiedzieć, Hugo. Zajmij się tym, o co cię proszę.
- Oczywiście, szefie - oznajmia mój ochroniarz, a ja wracam do sprawdzania poczty. 
Gdy jesteśmy już na miejscu, wysiadam z samochodu i wpadam do domu.
- Yo, Justin! - wita mnie na wejściu Za.
- Cześć Za, jak tam? - pytam, ściągając buty i koszulkę. 
- Wszystko gra - stwierdza. - Słyszałem, że odesłałeś Shaylę z kwitkiem - dodaje z rozbawieniem.
- Już wiesz? - pytam zaskoczony.
- Stary, w dobie internetu takie newsy to kwestia kilku sekund. Myślałem, że o tym wiesz.
- Bo wiem - odpowiadam. - Pochwaliła się tym? 
- Zadzwoniła do Amber, krzycząc i płacząc. Generalnie Amber miała to gdzieś, ale jej posłuchała. Stąd wiem - wzrusza ramionami mój kumpel
- Amber tu była? 
- Yeah, wpadła zostawić jakieś papiery od Scootera. 
- Jasne. - Kiwam głową i kieruję się do łazienki.
Gdy stoję pod prysznicem uświadamiam sobie, że zaraz o tym co wydarzyło się z Shaylą będzie huczeć cały świat. Ah, wesołe jest życie gwiazdy. Muszę przygotować się na konfrontacje z paparazzi. Obawiam się, że Faith też może się oberwać. Cholera wie, co Shayla naopowiada tym szujom, bo akurat jestem pewien, że to zrobi. Musze pogadać o tym z Faith i ją również przygotować na możliwe kłopoty.
Wychodzę z łazienki po piętnastu minutach i zmierzam do pokoju. Tam zakładam świeże bokserki, jasne jeansy, długą, czarną bokserkę, a na to naciągnięty sweter w tym samym kolorze. Z półki ściągam czarnego snapa, którego zakładam na głowę daszkiem do tyłu. Używam perfum i wracam do kuchni.
- Jestem głodny - oznajmiam i otwieram lodówkę, gdzie czeka na mnie talerz z obiadem. 
- Carter się dziś popisał - mówi Za, opierając się o blat i wystukując coś na telefonie. - Powinieneś płacić mu więcej. 
- Jasne, uczyńmy z mojego kucharza milionera - śmieję się i wkładam talerz do mikrofalówki. Po chwili danie jest gotowe, więc siadam przy wyspie i zaczynam jeść. Rzeczywiście, jest świetne.
- Wybierasz się gdzieś? - pyta Za, podnosząc na mnie wzrok. 
- Ta, jadę pogadać z Faith - uśmiecham się, gdy wypowiadam jej imię.
- Woah, nie sądziłem, że tak się na nią nakręcisz, bro. - Za kiwa z uznaniem głową. 
- Widziałeś ją. Jest inna niż wszystkie - odpowiadam, wzruszając ramionami.
- Inna? - pyta zaskoczony.
- Delikatniejsza. Niewinniejsza. Kurwa, Za. Ta laska robi ze mną coś dziwnego - mówię głośno.
- Właśnie widzę - potwierdza. - Ale wydaje się być tego warta. - Uśmiecha się ciepło. - Przynajmniej nie jest taką suką, jak twoja blondi.
- Kiedy ostatni raz sprawdzałem mówiłeś, że z niezła z niej dupa - odgryzam się.
- Nie kłamałem. Ale jest suką, to się nie zmienia. 
- Łapię. - Biorę ostatni kęs mięsa i odsuwam od siebie talerz. - Podwieźć cię gdzieś? - proponuję, chowając telefon do kieszeni. 
- A gdzie jedziesz? 
- Do Beverly Hills. 
- Nie po drodze. - Krzywi się Za.
- To weź któryś z moich samochodów - mówię i kieruję się w stronę garażu, gdzie stoją moje auta. Dzisiaj decyduję się na czarnego SUV'a. 
- Towarzyszyć panu, panie Bieber? - W garażu pojawia się nagle Mikey. 
- Nie, poradzę sobie. Hugo przekazał wam, co macie zrobić? - pytam, wsiadając do wozu.
- Tak, proszę pana. 
- Świetnie. Możliwe, że będę miał później do was jeszcze jedną prośbę - mówię i zamykam drzwi. Gdy brama garażowa się rozsuwa, wyjeżdżam na ulicę. Panel w samochodzie od razu łączy się z moim iphonem, więc mogę wybrać playlistę, z którą chcę dzisiaj podróżować. Stawiam na starą klasykę - Elton John, Michael Jackson i tym podobne. Nucę pod nosem, kiedy jadę w kierunku mieszkania Faith. Mam nadzieje, że póki co pozostaję niezauważony, bo gdyby paparazzi dowiedzieli się, gdzie mieszka Faith zrobiłoby się piekło. 
W końcu docieram pod apartamentowiec, parkuję samochód w najmniej widocznym miejscu i szybko zmierzam do wejścia. Na szczęście w recepcji nie ma nikogo poza starszą panią recepcjonistką, która całkiem możliwe, że mnie nie pozna. Wsiadam do windy i czekam, aż zawiezie mnie na piętro Faith. Stukam nerwowo palcami o ścianę, gdy jestem coraz wyżej. 
Okej, jestem na miejscu. Czy ja się denerwuje? Rany, to trochę dziwne. Biorę głęboki oddech i pukam do drzwi, szykując się mentalnie na zobaczenie tej niesamowicie niewinnej twarzy. Gdy słyszę przekręcanie zamka, mój żołądek podskakuje. Do jasnej cholery, uspokój się! 
- Eee, Justin? Coś się stało? - pyta Angel, wychylając głowę zza drzwi. To nie jej się spodziewałem.
- Wpuścisz mnie? - robię krok do przodu w nadziei, że mnie posłucha.
- Tak... Tak, jasne. - Kiwa głową i otwiera szerzej drzwi. - Obawiam się, że Faith nie może teraz z tobą porozmawiać - oznajmia, gdy znajduję się w przedpokoju.
- Dlaczego? - Wydawało mi się, że niczym jej nie uraziłem.
- Miała ciężki dzień i poszła się położyć - wyjaśnia Angel, przestępując z nogi na nogę. Denerwuje się.
- Mogę do niej zaglądnąć? - pytam, ale nieszczególnie obchodzi mnie jej odpowiedź.
- Um, nie jestem pewna, czy Faith...
- Sam to sprawdzę. - Posyłam jej łobuzerski uśmiech i idę dalej, gdy uświadamiam sobie, że nie wiem gdzie jest jej pokój. No dobra, trochę improwizacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Otwieram pierwsze z brzegu drzwi i trafiam na łazienkę. Pudło. Idę dalej i ku mojej uciesze zostały tu tylko dwoje drzwi. Pukam do jednych z nich i odpowiada mi cisza. Uchylam je niepewnie i okazuje się, że w pokoju jest pusto. Dobra, więc Faith jest za ostatnimi drzwiami. Pukam i czekam na odpowiedź. 
- Ona śpi, daj jej spokój - słyszę za sobą surowy głos Angel. 
- Nic jej nie zrobię, wyluzuj - rzucam w odpowiedzi i lekko uchylam drzwi. Gdy widzę śpiącą na łóżku Faith, serce zaczyna mi szybciej bić. Przysięgam, że dawno nie widziałem tak pięknego widoku. Włosy ma rozrzucone dookoła siebie, twarz wtuloną w poduszkę i naglę myślę o tym, jak bardzo chciałbym zająć miejsce tej poduszki. Zamykam za sobą drzwi, zostawiając za nimi wkurzoną Angel, ale mam to gdzieś. Siadam cicho w fotelu i postanawiam poczekać, aż Faith sama się obudzi i przy okazji rozkoszować się tym pięknym widokiem.
Po chwili Faith zaczyna się wiercić i coś mamrotać pod nosem. Wzdycha ciężko i mając wciąż zamknięte oczy, mówi.
- Angel, prosiłam cię o coś. - Zaspany głos Faith to miód na moje uszy.
- Nie chciałem cię obudzić - odpowiadam cicho i staram się powstrzymać śmiech, gdy widzę reakcję Faith. Urocza dziewczyna.

Faith's POV
- Co ty tu do cholery robisz?! - krzyczę, gdy zauważam Justina siedzącego beztrosko w moim pokoju.
- Przyszedłem po ciebie - odpowiada z uśmiechem na twarzy.
- I musisz tu przychodzić? - pytam. - Nie mogłeś zadzwonić?
- Nie mam twojego numeru - odpowiada prosto, przyglądając mi się z uporem.
- To nie zmienia faktu, że możesz sobie ot tak przychodzić do mojego mieszkania! - wykrzykuję, walcząc z ziewnięciem.
- Uspokój sie - rzuca. - Nie robiłem ci nic złego. 
- Jasne - odpowiadam chłodno i przecieram twarz dłońmi.
- Chciałbym cię gdzieś zabrać. Pójdziesz ze mną, czy będziesz na mnie dalej krzyczeć? - pyta Justin, pochylając się do przodu.
- Po co? - W moim głosie słychać rozdrażnienie. 
- Chcę porozmawiać - oznajmia spokojnie.
- Nie możemy tego zrobić tutaj, skoro już postanowiłeś mnie odwiedzić?
- Nie. Chcę ci coś pokazać. Więc jak będzie? - Justin patrzy na mnie w taki sposób, że miękną mi kolana. 
- Dobra. Ale na czas kiedy będę się przebierać, możesz stąd wyjść - rzucam i pokazuje mu skinieniem głowy drzwi.
- Jesteś pewna, że mam to zrobić? - Głos Justina jest teraz niski i cholernie seksowny. Boże, jaki on ma tupet.
- Tak, wyjdź stąd albo zaraz nigdzie z tobą nie pójdę - odpowiadam surowo i czekam, aż zrobi to o co go proszę.
Justin zaczyna się śmiać, ale w końcu opuszcza mój pokój. Zeskakuję z łóżka i pędze do szafy. Kompletnie nie mam pojęcia w co się ubrać. W końcu po kilku minutach zastanawiania się, wyciągam gruby sweter, który jest na mnie jak sukienka, szare zakolanówki i pasującą do zestawu torebkę. Szybko się przebieram, po czym nakładam delikatny makijaż. Układam włosy, które dzięki Bogu dziś chcą ze mną współpracować, wybieram dodatki, używam ulubionych perfum i pakuję potrzebne rzeczy do torebki. Po przeszło dwudziestu minutach schodzę na dół i zastaję Justina wraz z Angel, pogrążonych w rozmowie. 
- Możemy już iść - oznajmiam, gdy zbliżam się do nich.
Justin przenosi na mnie wzrok i mogę przysiąc, że widzę w jego oczach coś na kształt zachwytu. Rumienię się lekko i odwracam, by iść do przedpokoju i ubrać buty. 
- Bądź ostrożna - prosi mnie Angel, kiedy staje obok mnie.
- Będę o nią dbał - odpowiada znienacka Justin i posyła mojej przyjaciółce lekki uśmiech.
- Mam nadzieje. Bo jeśli spadnie jej choćby jeden włos z głowy, osobiście urwę ci jaja - grozi Angie.
- Angel! - krzyczę i posyłam jej karcące spojrzenie.
- Tak tylko mówię. - Angie wzrusza ramionami i zagryza wargę.
Gromię ją wzrokiem i wychodzę z mieszkania, nie czekając aż zrobi to Justin. Zatrzymuję się przed windą i wciskam guzik przywołujący. Nagle czuję oplatającą mnie w pasie rękę Justina, który przyciska mnie do siebie. Zbliża głowę do mojego ucha, dzięki czemu czuję jego oddech na szyi.
- Pięknie wyglądasz - mruczy i słyszę, jak się uśmiecha. 
Robię się czerwona na twarzy i nie jestem w stanie na niego spojrzeć.
- Dziękuję - dukam i dzięki Bogu najeżdża winda. Wsiadamy do niej oboje z Justinem i gdy tylko drzwi się zamykają, między nami gęstnieje atmosfera. Czuję na sobie jego wzrok, a sposób w jaki wbija palce w moje biodro przyprawia mnie o zawroty głowy. Potrzebuję świeżego powietrza i to natychmiast. Winda dociera na parter i od pierwsza z niej wychodzę, biorąc głęboki oddech. 
- Chodź - rzuca Justin i wyprzedza mnie. Idę posłusznie za nim i widzę, jak przy wyjściu opuszcza głowę. Wiem, że to po to, by nikt go nie rozpoznał, ale uznaję to za mało skuteczne, gdy na zewnątrz dwie dziewczyny doskakują do niego i proszą o zdjęcie. By niczego nie podejrzewały, wymijam całą trójkę i spokojnym krokiem zmierzam w kierunku parkingu. Dostrzegam na nim samochód Justina, więc postanawiam tam na niego zaczekać. Po kilku minutach Justin do mnie dołącza. 
- Przepraszam - wyrzuca z siebie. 
- Nic się nie dzieje, to twoje fanki. - Uśmiecham się lekko w odpowiedzi.
- Chodźmy, póki jeszcze nie zjechali się tu paparazzi - poleca Justin i otwiera samochód. 
Wsuwam się na miejsce pasażera, zapinam pasy i po chwili ruszamy z miejsca. Justin prowadzi spokojnie i w skupieniu. Nie mam pojęcia gdzie jedziemy, bo nie poznaję okolicy, gdy wyjeżdżamy z obszaru Beverly Hills. 
- Daleko jedziemy? - pytam, gdy mija piętnasta minuta podróży.
- Nie, już jesteśmy prawie na miejscu - odpowiada spokojnie Justin i skręca w jakąś ulicę, która prowadzi na jakieś wzgórze. Uśmiecham się pod nosem i zaczynam być coraz bardziej ciekawa tego miejsca. 
W końcu Justin zatrzymuje się na wyrównanym kawałku ziemi i wyskakuje z samochodu. Otwiera dla mnie drzwi i pomaga wysiąść. Gdy stoję przed samochodem, Justin łapie moją dłoń i splata nasze palce, po czym ciągnie w kierunku małego punktu widokowego.
- Idealnie zdążyliśmy - oznajmia uśmiechnięty i przystaje, by mnie odwrócić. Zamieram, gdy widzę przed sobą całe Los Angeles, kąpiące się w zachodzie słońca. To chyba najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek był dany mi zobaczyć. 
- Tu jest przepięknie - szepczę i podchodzę bliżej barierki. 
- Zasługujesz na takie miejsca jak te. - mruczy Justin, zostając za mną. 
Czuję zbierające się w oczach łzy, bo jego słowa mnie rozczuliły. On potrafi być romantyczny. Cieszę się, że nie widzi teraz mojej twarzy.
- Więc o czym chciałeś pogadać? - pytam, gdy upewniam się, że mój głos jest normalny.
- Pewnie niedługo rozejdzie się informacja o moim rozstaniu z Shaylą. Całkiem możliwe, że Shayla będzie chciała urządzić nam piekło, więc musisz być teraz dwa razy bardziej ostrożna. Paparazzi mogą zacząć cię nachodzić, wymyślać kolejne plotki na nasz temat. Po prostu musisz być na to przygotowana. 
- Niby w jaki sposób? Nigdy nie miałam styczności z czymś takim - mówię, odwracając się w jego stronę.
- Wiem, dlatego chcę zapewnić ci bezpieczeństwo. Jeśli to nabierze tempa, mogę przydzielić ci jednego z moich ochroniarzy - odpowiada Justin, zbliżając się do mnie.
- To, czyli co? 
- Sprawa z Shaylą i my. - Głos Justina jest nad wyraz spokojny, kiedy o tym mówi.
- My? - pytam cicho, zupełnie oszołomiona.
- Faith, ja nie kłamałem, kiedy mówiłem, że uważam cię za moją przyszłość. Naprawdę tak myślę. 
- J-jak to? 
- Po prostu. Wiem, że to co się między nami dzieje, jest szybkie i chaotyczne. Możesz mi nie zaufać od razu, ale pozwól mi pokazać to co potrafię. Nie pozwolę cię skrzywdzić. 
Justin patrzy mi prosto w oczy, przekazując niemą wiadomość. W jego spojrzeniu widzę tyle siły, tyle magnetyzmu. Z trudem utrzymuję się na nogach. Nagle tę sytuacje przerywa telefon. Justin klnie pod nosem i wyciąga komórkę z kieszeni. 
- Bieber... Co? Jak to? Nie jesteście w stanie tego sami załatwić? Do jasnej cholery, nie po to wam płacę, żebyście przerywali mi zajęcie, każdą pierdołą! Mam gdzieś twoje przeprosiny, Mikey... Postarajcie się to jakoś ogarnąć, będę tam za chwilę - warczy i się rozłącza. - Kurwa mać.
- Co się stało? - pytam, odzyskując jasne myślenie.
- Muszę wracać do domu - oznajmia wściekle.
- Och, w porządku. Złapię sobie taksówkę - dodaję z uśmiechem i ruszam w kierunku jego samochodu, opuszczając głowę.
- Nie - rzuca twardo i łapie mnie za nadgarstek, pociągając do siebie tak, że wpadam na jego klatkę piersiową. - Pojedź ze mną. To nie zajmie wiele czasu. Jeszcze nie skończyłem rozmowy - szepcze kilka milimetrów od moich ust, a ja tylko kiwam głową. Nie wierzę w to, jak ten facet na mnie działa. Justin uśmiecha się i całuje mnie w czoło. - Chodźmy.

Justin całą drogę do swojego domu milczy, co jakiś czas jednak patrzy na mnie łagodnie, tak jakby upewniał się, czy wszystko gra. Ja odpowiadam mu jedynie lekkimi uśmiechami. 
Kiedy zbliżamy się pod jego posiadłość, już z daleka widzę grupkę ludzi przed nią. Zastanawiam się o co chodzi. Nagle uświadamiam sobie, że to ochroniarze Justina oraz Lil Za stoją na podwórku i wyglądają na podenerwowanych.
- Jasna cholera - warczy pod nosem Justin.
- Co tu się dzieje? - pytam, gdy Justin zatrzymuje się na podjeździe. Nie odpowiada, tylko wysiada szybko z samochodu i zmierza w kierunku mężczyzn. Wzdycham cicho i robię to samo co on, powoli zmierzając w tamtym kierunku. Słyszę z daleka głos dziewczyny, która wydaje się być pijana i zapłakana. Nagle jeden z ochroniarzy się odsuwa i widzę kompletnie zalaną Shaylę. Gdy zaś ona mnie zauważa, zamiera na moment i patrzy na mnie wściekle.
- Spierdalaj stąd, mała dziwko - syczy i spluwa w moim kierunku. Powinnam zostać w samochodzie.



Cześć skarby! Wpadam z nowym rozdziałem, który niekoniecznie jest taki jaki chciałabym, żeby był, ale prosiliście mnie, żebym dodała go dzisiaj więc no :) Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach i do zobaczenia! Dziękuję wam za wszystko! So much love!
V.

21 komentarzy:

  1. świetny, jeju dziękuję że dodałaś

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowne! najlepsze ff na świecie

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały czas trzyma w napięciu, świetny !

    OdpowiedzUsuń
  4. mega rozdział, czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. "- Pięknie wyglądasz - mruczy i słyszę, jak się uśmiecha." - zmieniłabym na "czuję, jak się uśmiecha." :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam zakończenia Twoich rozdziałów, zawsze trzymają w napięciu! Sam rozdział świetny, nie dajesz się nudzić, ale nie brakuje też zwyczajnych dialogów pomiędzy bohaterami, codziennych sytuacji co jest ważne :) Na początku popełniałaś też więcej błędów stylistycznych, ale ostatnie rozdziały są naprawdę dobre również pod tym względem. Był tu jeden kilku-zdaniowy fragment, do którego można by się przyczepić, ale myślę, że nie ma sensu tego robić. Po prostu zwróć na to uwagę przy następnych rozdziałach i będzie naprawdę super :)
    Jeszcze raz - uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję z całego serca, za ten komentarz! bardzo doceniam, że postanowiłaś powiedzieć mi co sądzisz z tej technicznej strony ;)
      postaram się poprawić na raz następny :) dziękuję! much love xo

      Usuń
  7. chciałabym zabić Shayle

    OdpowiedzUsuń
  8. aw, justin jest słodki

    OdpowiedzUsuń
  9. nienawidzę Shayli, a rozdział mi się strasznie podoba / @RightThereGomez

    OdpowiedzUsuń
  10. wspanaiłe too ... <3

    OdpowiedzUsuń
  11. super, super, super

    OdpowiedzUsuń
  12. czekam na nexta, dodaj jak najszybciej :***

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest cudowny. Co prawda nie jestem tu od samego początku bo wczoraj zaczelam czytać to ff i oficjalnie zapisuje go do zakładek żeby go nie zgubić. Piszesz genialnie a przede wszystkim dluuuuugir rozdziały. I to mi sie w tym podoba. Nic dodać nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
  14. od niedawna zaczęłam czytać to genialne fanfiction i od razu mogę powiedzieć, że jest jednym z najlepszych! masz dobry styl pisania, taki lekki. czekam z niecierpliwością na następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam i czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  16. Oh Gooood, czemu to się musiało skończyć..?! Siedzę kilka godzin, specjalnie czytając powoli, bo po pierwszym rozdziale wyczułam, że to cholernie dobre ff i bum, doszłam do ostatniego..:(
    Będę wpadała na pewno, akcja zaczyna się rozkręcać a ja chcę znać dalszą część!!! Rapido, por favor!!!

    OdpowiedzUsuń