"FU"
Stoję na środku sali i nie mogę się ruszyć. Gdyby nie to, już dawno pobiegłabym za Justinem. Nie mogę uwierzyć, że stąd wyszedł. Zrobił ze mną to co zrobił, powiedział te koszmarne słowa i po prostu stąd wyszedł! Jednak moje przypuszczenia o tym, że jest dupkiem sprawdziły się. Ale ogarnia mnie smutek, kiedy dociera do mnie znaczenie jego słów. Dlaczego to jest koniec? Zrobiłam coś nie tak? Cały czas ciężko pracowałam, starałam się trzymać od niego z daleka, robiłam wszystko czego ode mnie oczekiwano i co mi z tego przyszło? Wyrzucenie z ekipy. Chce mi się płakać ze złości i głośno krzyczeć. Nagle, dzięki Bogu, wraca mi zdolność ruchu i podchodzę do torby, pakuję ją, zakładam na ramię i wychodzę prawie biegiem z sali, trzaskając za sobą drzwiami. W mgnieniu oka znajduję się na parkingu, otwieram samochód i wskakuję do środka. Jestem cała roztrzęsiona, a w oczach formują się łzy. Kurwa mać! Uderzam dłonią w kierownicę i zamykam oczy, głęboko oddychając. Jeszcze wczoraj mówił, że uwielbia ze mną tańczyć, a dziś mówi, że to koniec. Nawet nie wiedziałam kiedy tak nakręciłam się na ten teledysk, to było coś w rodzaju spełnienia marzeń. Zagryzam mocno wargę i wściekłość przejmuje władze nad moim ciałem oraz umysłem. Okej, skoro Justin tego chciał, jego sprawa. Ja na pewno się nie poddam, nie pokażę mu, że wygrał. Nie chcę go nigdy więcej widzieć, zranił mnie. A ja nie mam w zwyczaju utrzymywania kontaktu z ludźmi, którzy robią mi przykrość. Biorę kilka głębokich oddechów i unoszę w górę kąciki ust. Pieprz się Bieber!
Odpalam silnik i ruszam z parkingu, w stanie odrętwienia. Coś w podświadomości mówi mi, że wcale nie jestem tak silna, ale póki co ignoruję to. Poradzę sobie bez tej pracy, znajdę inną. Mogę pracować nawet w knajpie, wszystko mi jedno. Nagle w radiu zaczyna lecieć bardzo adekwatna do mojego nastroju piosenka, a ja chwytam za telefon i wchodzę na twittera.
Faith @faithwihford
I got two, ooh ooh letters for you. One of them is F and the other one is U. Cause what you gotta do, is go get yourself a clue!
Dodaję tweeta i uśmiecham się pod nosem. Może to dziecinne zachowanie, ale czuję się jakoś lepiej. Mam nadzieję, że Justin to zobaczy, bo te słowa skierowane są dokładnie do niego. Cholerny dupek. Po kilku minutach chce mi się z tego wszystkiego śmiać, nawet z samej siebie. To takie popieprzone, od początku to było skazane na porażkę, więc dlaczego nie zorientowałam się w porę? Wzdycham głośno i jak po chwili się okazuje, jestem pod apartamentowcem. Otwieram bramę garażową, wjeżdżam na podziemny parking, parkuję na swoim miejscu i wysiadam z wozu. Kilka minut później jestem w mieszkaniu i ściągam buty.
- Już jesteś? - Do przedpokoju wpada zaskoczona Angel.
- Jak widać. - Wzruszam ramionami i mijam ją, chcąc udać się do łazienki.
- Coś się stało? - Angel nie poddaje się tak łatwo i biegnie za mną.
- Hm, nic wielkiego. Justin wyrzucił mnie z ekipy i nie zatańczę w żadnym teledysku - mówię najspokojniej jak potrafię. Stawiam stopę na pierwszy stopniu, ale Angie zaczyna krzyczeć.
- Stój! - warczy. - Nie pójdziesz nigdzie, dopóki mi nie wyjaśnisz, jakim cudem nie jesteś w grupie.
Wzdycham głośno i odwracam się na pięcie, po czym podchodzę do kanapy, na którą opadam. Angel podchodzi do mnie i siada na fotelu, mierząc mnie wzrokiem.
- Mów - nakazuje.
- Chryste. Sama nie mam pojęcia dlaczego mnie wyrzucił. Tańczył ze mną, a potem powiedział, że to koniec i że nie zatańczę w żadnym teledysku. - Pomijam część o tym, jak Justin prawie mnie pocałował i patrzył na mnie z takim uwielbieniem... Nie chcę o tym mówić, chcę, żeby to była tylko moja tajemnica.
- Nie wierzę w to, że tak po prostu cię wywalił - kręci głową moja przyjaciółka. - Na pewno nic więcej się nie stało?
- Nie Angie, nic więcej - odpowiadam stanowczo. - Trzymałam się od niego z daleka, nie chciałam niczego komplikować. Ten teledysk był dla mnie pieprzoną szansą i okazją. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale jestem wściekła. A teraz przepraszam cie, ale chcę się umyć i położyć. Nie spałam dobrze ostatniej nocy - ostatnie zdanie wypowiadam łagodniej.
Angie mierzy mnie wzrokiem i widzę w jej oczach troskę.
- W porządku, dobrze - odpowiada wreszcie. - Nie jesteś głodna?
- Niekoniecznie - uśmiecham się blado i idę w kierunku swojego pokoju, gdzie zostawiam torbę i biorę piżamę.
W łazience postanawiam wziąć odprężającą kąpiel, której chyba potrzebowałam od dawna. Zalałam sobie olejków eterycznych do wody, które powodują, że cała się relaksuję. Mam ze sobą ulubioną książkę, a w telefonie puściłam sobie płytę Tinashe, której głos wręcz ubóstwiam. Rany, ale mi dobrze. Cała złość, żal i rozgoryczenie poszły w zapomnienie i jedyne co teraz czuję to rozkosz. Odkładam na bok książkę i biorę telefon do ręki, by zmienić piosenkę. Wtedy odzywa się mój twitter, mówiąc o tym, że mój ostatni tweet został podany dalej. Wchodzę w aplikację i widzę, że zaobserwowali mnie Kaili, Cassy, Za i Fredo. Wow, to miłe. Kaili podała też mój wpis dalej, przez co uśmiecham się jeszcze szerzej do ekraniku. Wchodzę na profil Kaili, zobaczyć co u niej i widzę, że dała rt również wpisowi od Justina. Och, pojawił się kilka minut temu.
Justin Bieber @justinbieber
"So please don't judge me
And I won't judge you
Cause it could get ugly
Before it gets beautiful"
Patrzę na to kilka chwil i zastanawiam się, czy to jakaś odpowiedź. Justin widział mój tweet? Interesujące. Zagryzam wargi i odkładam telefon. Nie mam ochoty dzisiejszego wieczoru dołować i wkurzać się jeszcze bardziej. Justin jest nieodkrytą kartą. Wciąż nie wiem co mu siedzi w głowie i wychodzi na to, że nigdy się nie dowiem. Przejeżdżam dłońmi po twarzy, zamykam oczy i odchylam głowę w tył, odcinając się zupełnie od świata.
Gdy wieczorem siedzę na łóżku w krótkich spodenkach od piżamy i bluzie Todda, patrzę przez jakiś czas na widok za oknem, który zapiera dech w piersiach. To miasto tętni życiem całą dobę i to w nim kocham. Światła budynków przepięknie oświetlają ulice, a rozgwieżdżone niebo dodaje szczypty magii. Chciałabym kiedyś móc podziwiać taki widok z kimś dla kogo będę najważniejsza, z kimś kto będzie miłością mojego życia, z kimś z kim będę mogła iść przez życie. Zastanawiam się, czy znajdę kogoś takiego w tym szalonym, niezbadanym mieście. Chyba jednak najpierw muszę zacząć od poszukiwań szczęścia, które da mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Bardzo mi tego brakuje, bo od kilku ostatnich lat nie czułam nic poza stresem, bólem, zagubieniem i przelotną radością. Ostatniego chłopaka miałam w wieku szesnastu lat, starszego od siebie i pomimo, że darzyłam go ogromnym uczuciem to, to co zaczęło się dziać później w moim życiu, stanęło nam na przeszkodzie. Nie winię go za to, że odszedł. Potrzebował dziewczyny, która będzie w stanie poświęcić mu większość czasu, a ja po śmierci Todda uległam rażącej zmianie i długo walczyłam, żeby wrócić do dobrego stanu. Ale do dzisiaj w moim sercu Chris, bo tak ma na imię, zajmuje pewną część. Nigdy nie zdołałam mu wszystkiego wyjaśnić, nie miałam okazji go nawet przeprosić, bo wyjechał z Dallas na studia, sama już nie wiem gdzie. Mam tylko nadzieję, że dobrze mu się wiedzie.
W końcu, po jakimś czasie kładę głowę na poduszce i zamykam oczy, marząc o śnie. Angel też poszła się położyć wcześniej, bo podobno miała dzisiaj męczący dzień. Czuję się okropnie, z faktem, że nie interesuję się teraz tym co dzieje się w jej życiu, ale postanawiam jutro wypytać ją o wszystko. Słaba ze mnie przyjaciółka.
Następnego dnia budzę się wypoczęta i z wysokim wskaźnikiem szczęścia na dzisiaj. Promienie słońca wpadają przez okno do mojego pokoju i uśmiecham się lekko, bo dziś znów czeka nas słoneczny dzień. Spoglądam na zegarek i widzę, że jest po dziewiątej. Przeciągam się leniwie, wzdycham głośno i wstaję w końcu z łóżka. Wyciągam z szafy bieliznę, dresy sięgające trochę za kolano, białą koszulkę i bluzę z kapturem. Na chwilę obecną nie mam w planach nigdzie wychodzić. Robi mi się przykro na myśl, że pewnie teraz zbierałabym się na próbę. Ciekawe czy w ogóle Justin powiedział Nickowi o tym, że mnie zwolnił. Myślę też o wynagrodzeniu, które powinnam dostać, mimo iż byłam tylko na dwóch próbach. Zresztą teraz wszystko mi jedno, sama nie wiem, czy chcę dostać pieniądze od tego człowieka. Zranił mnie.
Wchodzę do łazienki, myję twarz i zęby, szczotkuję włosy i ubieram się. Biorę czarną spinkę z szuflady i spinam nią włosy, zostawiając z przodu kilka luźnych kosmyków. Następnie schodzę na dół i jestem tam sama. Angel pewnie jeszcze śpi, albo poszła pobiegać. Przypominam sobie, że kiedyś chciała iść ze mną na siłownię, więc teraz skoro będę mieć więcej czasu, bardzo chętnie się z nią tam wybiorę.
Otwieram lodówkę i wyjmuję z niej jajka, masło oraz warzywa. Mam ochotę na jajecznicę i tosty, wprost szampańskie śniadanie. Wyciągam patelnię, wkrawam na nią spory kawałek masła, a gdy się roztapia, wlewam wcześniej wymieszane ze sobą żółtka i białka. Mieszam to przez chwilę, a następnie wyciągam dwie kromki chleba tostowego, smaruję je masłem i wrzucam do tostera. W między czasie pilnuję, by jajecznica za bardzo się nie ścięła i kiedy uznaję, że jest gotowa wyłączam kuchenkę. Tosty wyskakują, nakładam na nie pomidora, paprykę i ogórka, i chwilę później moje śniadanie jest gotowe. Nalewam sobie jeszcze do szklanki soku pomarańczowego i w w końcu siadam przy wyspie, by zacząć jeść.
Już prawie kończę, kiedy do domu wchodzi Angel. Tak jak sądziłam, poszła pobiegać.
- Mmm, ale ładnie pachnie! - woła z korytarza. - Dla mnie też coś masz?
- Przepraszam, nie wiedziałam, że nie jadłaś. Ale poczekaj chwilę, to zaraz ci zrobię.
- Daj spokój - śmieje się Angie. - Żartowałam. Nie poszłabym biegać na pusty żołądek.-Podchodzi do mnie i kradnie z kanapki kawałek papryki.
Uśmiecham się do niej lekko i biorę do ust ostatni kęs jajecznicy.
- Swoją drogą, mamy tu całkiem ładną okolicę do biegania - mówi Angie, upijając łyk z mojej szklanki. - Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Będę szukać jakiejś pracy - odpowiadam i zeskakuję z krzesła, niosąc talerze do zmywarki. - A ty?
- Mam popołudniu spotkanie w agencji - mówi Angie i opiera się o blat.
- Przepraszam, że nie interesowałam się tym ostatnio. - Patrzę na nią smutno. - Opowiedz mi, co się dzieje z twoją karierą. - Puszczam jej oczko i uśmiecham się pokrzepiająco.
- Nic się nie dzieje, Faithie. W końcu sama masz swoje problemy na głowie - odpowiada Angie i odwzajemnia uśmiech. - Więc... Za dwa dni mam pierwszą sesje! Rozumiesz! Jakiś magazyn modowy chce mnie do sportowej sesji! - piszczy Angel z radością, a ja widzę w jej oczach szczęście.
- Rany, Angie. Jestem z ciebie taka dumna. - Podchodzę do niej i przytulam ją z całych sił. W moich oczach zbierają się łzy, więc zaciskam mocno powieki, by się nie rozpłakać.
- To jest niesamowite - wzdycha, gdy odsuwam się od niej. - W ciągu kilku dni, moje życie nabrało takich kolorów i ogromnego tempa. To spełnienie marzeń.
Patrzę na nią i nie mogę powstrzymać już dłużej łez. Zaczynają spływać po moich policzkach, a ja nawet nie fatyguję się, by je zetrzeć.
- Faithie, co się dzieje? - Angie łapie mnie za rękę i przygląda mi się uważnie. - Wszystko w porządku?
- Tak. - Kiwam głową. - Po prostu jestem szczęśliwa, że tak dobrze ci idzie. Przynajmniej dla ciebie to miasto okazało się hojne. - Uśmiecham się krzywo i ściskam jej dłoń.
Angel przygląda mi się przez kilka chwil, jak gdyby upewniając się, czy nie kłamię. Ale ja jestem z nią szczera. Mnie w końcu też uda się znaleźć szczęście w tym mieście, ale widocznie jeszcze nie teraz. Wzdycham głęboko i czuję w sercu ucisk, gdy moja przyjaciółka ociera łzy z mojej twarzy.
- Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło - szepcze Angie i pociąga mnie do uścisku. Chowam twarz w zagłębieniu jej szyi i biorę kilka uspokajających oddechów. Już mi lepiej.
- Bardzo cię kocham - odpowiadam równie cicho i odsuwam się od niej. Zagryzam wargę i rękawem bluzy ocieram policzki.
- Już okej? - pyta Angie.
- Tak - odpowiadam. - Wezmę się za jakieś sprzątanie, a potem poszukam pracy - mówię bardziej do siebie.
- Poczekaj, wezmę prysznic, przebiorę się i ci pomogę.
- Okej. - Uśmiecham się i idę do pomieszczenia gospodarczego, by wyciągnąć potrzebne mi środki czystości.
Angie odwraca się i wchodzi do łazienki na dole, a ja idę do swojego pokoju, by od niego rozpocząć sprzątanie. Wcześniej jednak włączam płytę Maroon 5, którą ja i Angel uwielbiamy. Głośniki rozłożone w pokoju są dobrej jakości i dzięki nim, dźwięk wypełnia całe mieszkanie. Cudownie.
Kiedy jestem w pokoju, zaczynam od pościelenia łóżka, potem przechodzę do wytarcia kurzu z mebli, sprzątam szafę i układam kosmetyki na toaletce. Myję lustra i słyszę, że Angel wyszła z łazienki i wchodzi do swojego pokoju. Po chwili wraca ubrana w dresy i luźną koszulkę.
- Zajmę się kuchnią i dużym pokojem na dole - oznajmia.
- Okej, wezmę łazienki i mycie podłóg. Możesz odkurzyć - decyduję i podciągam rękawy bluzy.
- Jasne - śmieje się Angie i schodzi na dół.
Zabieram płyny i przechodzę do łazienki, nucąc pod nosem piosenkę, która właśnie leci z głośników. Zaczynam od umycia umywalki oraz blatu wokół niej, a później biorę się z wannę. Kiedy czyszczę szybę, którą należy rozłożyć, gdy bierzemy prysznic słyszę dzwonek do drzwi. Kto to może być?
- Faith, to do ciebie! - woła z dołu Angel, a ja niechętnie zostawiam sprzątanie i zbiegam na dół. W przedpokoju stoi młody chłopak z dwoma koszami róż i uśmiecha się szeroko.
- Przesyłka dla pani - oznajmia wesoło i wyciąga w moją stronę kartkę i długopis. - Proszę pokwitować odbiór.
- Od kogo one są? - pytam beznamiętnie, patrząc na białe i blado różowe kwiaty.
- Nie mogę tego powiedzieć. To tajemnica - chłopak wzrusza przepraszająco ramionami. Po chwili zauważam, że w jednym z koszy umieszczony jest liścik. Zaciskam wargi i podchodzę bliżej, by móc go wyciągnąć. Otwieram kopertę i czytam treść wiadomości.
"Faith!
Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. Powinienem ci wyjaśnić, dlaczego tak zadecydowałem. Nie mogę przestać o tym myśleć i zaufaj mi - nie chciałem Cię zwalniać. Będzie mi brakowało Ciebie na dzisiejszej próbie. Może miałabyś ochotę się spotkać i porozmawiać? Chciałbym Cię przeprosić na żywo. Odezwij się.
Justin"
Prycham i lustruję spojrzeniem dostawce kwiatów.
- Może je pan wziąć z powrotem. I niech pan przekaże nadawcy, żeby dał mi święty spokój.
Chłopak unosi brwi w szoku, a ja kręcę głową.
- Nie masz na sobie logo jakiejkolwiek firmy dostawczej, wiem, że jesteś od niego. Zabieraj kwiaty i znikaj stąd - mówię chłodno i wracam do swojej pracy, ignorując zaskoczone spojrzenia Angel i naszego gościa.
Wkurzyłam się. Okej, to było miłe z jego strony, ale do jasnej cholery. Nienawidzę jego pieprzonej bipolarności. Zwalnia mnie, a za chwile wysyła kwiaty i mówi, że ma wyrzuty sumienia. Mam je gdzieś. Mam jego całą osobę gdzieś. Nie potrzebuję tych kwiatów, niech da je swojej kopniętej dziewczynie, a ode mnie się odczepi. Jestem już nim zmęczona, wolałabym nigdy go nie poznać. Byłoby mi o wiele łatwiej. Siadam na krawędzi wanny i chowam twarz w dłoniach, starając się uporządkować rozbiegane myśli. Co ja mam jeszcze zrobić? Jak długo to będzie trwać? Dlaczego on się mną tak przejmuje? Mam tak wiele pytań, a zdaje się, że nigdy nie poznam na nie odpowiedzi. To powoduje u mnie smutek. Jestem na granicy rozbicia.
- Wszystko okej? - z rozmyślań wyrywa mnie głos Angel.
Mrugam kilkakrotnie i zaciskam wargi.
- Um, tak - mówię bez przekonania.
- Właśnie widzę - Angie siada na podłodze przede mną i łapie za łydki. - Te kwiaty były od Justina, prawda?
Kiwam głową. Nie mam siły jej odpowiedzieć, zresztą sam ruch głową jest wystarczający.
- Co było w tym liściku? - odzywa się ponownie Angie.
- Przeprosił mnie i spytał, czy nie miałabym ochoty się z nim spotkać - mruczę i wzruszam ramionami, patrząc na dłonie. - Odpowiedź jest prosta - nie.
- Ale dlaczego? Faith, jemu naprawdę musi być przykro skoro wysyła ci kwiaty i prosi o spotkanie.
- Angel, on mnie zranił swoim zachowaniem. Dlaczego wczoraj nie było mu przykro? To popieprzone - mówię z nutką złości.
- On cię chroni - rzuca Angel, a ja podnoszę na nią swój zaskoczony wzrok.
- Co? - prycham. - To niedorzeczne.
- Ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko taką udajesz? - pyta retorycznie, z wyraźnym rozdrażnieniem. - Chroni cię przed tą wariatką, Shaylą. Nie pamiętasz już, co powiedziała w knajpie? Boi się, że stanie ci się krzywda. To nie jest jego wina.
- Ale chce się ze mną spotkać. Teraz się nie boi, że Shayla się o tym dowie? - pytam, unosząc brew. Mam ją.
- Skoro o to prosi, musi mieć pewność, że Shayla wam nie zagraża - odpowiada spokojnie Angel. - Nie jest jeszcze na tyle bezmyślny, tak sądzę.
Gdy słucham mojej przyjaciółki dochodzi do mnie, że ma rację. Wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Może on faktycznie nie chciał mnie zwalniać. Przełykam ślinę i zagryzam wargę. Nie powinnam tak ostro reagować, chyba muszę go przeprosić.
- Co mam zrobić? - pytam Angel.
- Spotkaj się z nim i pozwól mu wszystko wyjaśnić - odpowiada Angel takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Chcę odpowiedzieć, ale odzywa się mój telefon. To Eddie. Unoszę rękę i odbieram.
- Halo.
- Cześć piękna! - wita się Eddie. - Znalazłem tego lakiernika, jest całkiem niedaleko was. Chcesz żebym podjechał i wziął twój samochód do niego?
- Rany, a mógłbyś? - pytam z nadzieją. Dzisiaj naprawdę nie mam ochoty na załatwianie takich spraw.
- Jasne, wszystko dla mojej przyjaciółki z południa - śmieje się, a ja nie mogę do niego nie dołączyć.
- Jesteś najlepszy, Eddie - mówię w końcu.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - odpowiada z udawaną dumą w głosie. - Dobra, skarbie. Dzwoniłem tylko po to, żeby ci o tym powiedzieć. Mam następny kurs. Odezwę się późnym popołudniem! Buziaki! - woła chłopak i nim mam możliwość odpowiedzieć, rozłącza się.
- Co tam? - pyta Angie, gdy odkładam komórkę na kolana.
- Eddie dzwonił powiedzieć, że znalazł lakiernika - odpowiadam spokojnie.
- Okej - kiwa głową. - Więc co zamierzasz?
- Dam mu samochód i niech tam jedzie, sam się zaoferował - wzruszam ramionami.
- Nie z tym głuptasie. - Kręci głową Angie. - Co z Justinem?
Biorę głeboki oddech i zbieram myśli.
- Spotkam się z nim - odpowiadam i wypuszczam z ust powietrze.
- Świetnie, misja zakończona sukcesem. - Cmoka Angel i wstaje z podłogi, całując mnie w głowę.
Uśmiecham się do siebie i wracam do sprzątania łazienki. Po dwudziestu minutach pomieszczenie wręcz lśni czystością, za co gratuluję samej sobie. Nagle moja komórka na nowo się odzywa, tym razem informując o aktywności na Twitterze. Wyjmuję ją z kieszeni, odblokowuję i widze wiadomość. Od Niego.
Justin Bieber @justinbieber
Faith, prosze. Pozwól mi to wyjaśnić. Nie odrzucaj mnie. Kwiaty już do mnie wróciły.
To krótka wiadomość, ale widzę, że jest mu przykro. Troche mi go szkoda, ale potem uświadamiam sobie, że przecież ja czułam się przez niego tak samo.
Faith @faithwihford
W porządku, możemy się spotkać. I przepraszam, że odesłałam kwiaty. Były przepiękne.
Dosłownie po minucie otrzymuję odpowiedź.
Justin Bieber @justinbieber
Naprawdę? Nie masz pojęcia jak się cieszę. W takim razie może być o 20 pod 'Yamato'? To dobra japońska knajpa.
A co do kwiatów, to w porządku. Nic się nie stało.
Rany, ależ on potulny. Chyba rzeczywiście strasznie zależy mu na tym spotkaniu. Oblizuję wargi i odpisuję.
Faith @faithwihford
Okej, będę punktualnie. Do zobaczenia, Justin.
Chowam telefon spowrotem do kieszeni i schodzę na dół, by zająć się dolną łazienką. Angie właśnie odkurza przedpokój, więc mam niewiele czasu. Postanawiam się sprężyć.
Po 4 kończymy sprzątanie. Mieszkanie lśni i pachnie, a my jesteśmy zadowolone z efektów. Angel pobiegła wziąć jeszcze raz prysznic i ubrać się na spotkanie, a ja idę się przebrać, by iść na zakupy. Ubieram jasne dżinsy i biały podkoszulek, włosy wiążę w kucyka i schodzę na doł. Angel właśnie kończy się malować i krzyczy, bym na nią poczekała. Gdy pojawia się w przedpokoju, uśmiecham się na jej widok. Ma na sobie dopasowane, imitujące skórę czarne spodnie, biały, sięgający do ud t-shirt i czarną torebkę. Wygląda ładnie i stylowo. Zakładam na stopy spotowe buty, a Angie czarne botki. Obie wychodzimy z mieszkania, żegnamy się i każda z nas idzie w swoją stronę. Gdy jestem na zewnątrz, zakładam okulary na nos i dumnie kroczę przed siebie. Lubię to miejsce.
W sklepie spędzam niecałe półgodziny i wracam obładowana siatkami. Następnym razem naprawdę wezmę samochód. Wypakowuję zakupy, chowam to co należy do lodówki i biorę sobie jabłko, by coś zjeść. Nie chcę szykować sobie obiadu, bo po pierwsze mogę później nic nie zjeść na kolacji z Justinem, a po drugie zaczynam się denerwować, a co za tym idzie, mój żołądek jest ściśnięty.
Kilka kolejnych godzin mija mi na krzątaniu się po domu i leżeniu przed telewizorem. O 18 wpada Eddie po klucze od samochodu i wtedy uznaję, że musze zacząć się zbierać. Okazuje się, że samochód dostanę dopiero jutro, więc muszę złapać taksówkę, by dostać się na miejsce.
Idę pod prysznic, gdzie myję włosy oraz ciało. Gdy wychodzę z kabiny, wycieram się, suszę włosy, balsamuję ciało i wreszcie idę się ubrać. Zakładam na siebie jasną bieliznę, ciemne dopasowane dżinsyałą i białą, oversizową koszulkę. Siadam przy toaletce, nakładam podkład na twarz, maluję rzęsy i przeciągam usta błyszczykiem. Bardziej lubię naturalny makijaż od tego mocniejszego. Ten drugi nadaje się na imprezy. Używam ulubionych perfum, zakładam okulary korekcyjne na nos i schodzę na doł. Wyciągam czarną torebkę z szafy, wrzucam do niej porftel, dokumenty i inne potrzebne rzeczy, zakładam jasnobrązowe botki z frędzelkami na kostce na stopy i wychodzę z mieszkania. Mimo, że jest po 19, na zewnątrz jest wyjątkowo ciepło. Nie jestem tym zaskoczona, bo w Teksasie jest to na porządku dziennym. Udaje mi się prawie od razu złapać taksówkę, z czego jestem ogromnie zadowolona. Podaję kierowcy nazwę restauracji, bo niestety nie mam pojęcia jaki ma adres. Dzięki Bogu, taksówkarz wie gdzie leży 'Yamato' i wiezie mnie w tamtym kierunku. Cała się trzęsę na myśl, że lada chwila spotkam sie z Justinem. Moja pewność siebie została w domu, a ja w tej chwili szaleńczo jej potrzebuje. Kierowca nagle zatrzymuje się i mówi, że jesteśmy. Jak to?! To już? O rany. Zerkam na zegarek i widzę, że jestem idealnie na czas. Wyjmuję z portfela banknot i podaję kierowcy, po czym wysiadam powoli z samochodu. Biorę głęboki oddech i zmierzam w kierunku wejścia do knajpy, licząc, że Justin gdzieś tam jest i szybko go odnajdę.
Kiedy zbliżam się do schodów, nagle słyszę za sobą jego głos.
- Faith - mówi krótko, a ja odwracam się jak na zawołanie.
- Justin - odpowiadam cicho, patrząc na niego. O cholera. Ma na sobie dopasowaną, długą bokserkę, która podkreśla jego mięśnie, czarne spodnie z luzem w kroku i obcisłymi łydkami, bladoczerwone trampki, czapkę, łańcuch i okulary przeciwsłoneczne. Wygląda... bardzo seksownie.
- Ciesze się, że przyszłaś. - Posyła mi błyszczący uśmiech i zbliża się, po czym kładzie dłoń na lędźwiach i lekko odwraca w kierunku wejścia. - Chodźmy, zgłodniałem.
Kiwam głową i wychodzę razem z nim po schodach. Obok nas, dyskretnie idzie jeden z jego ochroniarzy i rozgląda się dookoła, patrolując teren.
- Panie Bieber, paparazzi tu są - oznajmia, a ja o mało nie zamieram. Nie, tylko nie to. Teraz rozpęta się piekło. Wiedziałam, że to był zły pomysł.
- W porządku, dziękuję Mikey - Justin zwraca się do swojego ochroniarza i kiwa głową.
W porządku? On naprawdę uważa, że obecność paparazzich jest w porządku?
- Justin, nie sądzę, by paparazzi wiedzieli w jakim celu tutaj przyszliśmy. Znów posądzą cię o zdradzanie Shayli ze mną.
- Przestań się już nią przejmować - rzuca Justin, przepuszczając mnie w drzwiach.
- Przejmuję się bardziej tym, że moja opinia nie będzie zbyt dobra - mówię z rozdrażnieniem. Jak on może tak lekceważąco do tego podchodzić?
Justin bierze głęboki oddech i ściąga okulary.
- Wczoraj Shayla mnie zdradziła - mówi wreszcie.
- Och. - Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić. Jestem zaskoczona.
- Ona jeszcze nie wie, że ja wiem. Wyjechała do Miami na kontrakt i nie będzie jej jakiś czas. - A więc to dlatego nie bał się mnie zaprosić.
- Rozumiem. - Kiwam głową i siadam przy stoliku, do jakiego mnie zaprowadził.
Nagle zjawia się przy nas młoda kelnerka i podaje nam karty, gapiąc się przy tym na Justina.
- Nie męczy cię to? - pytam, gdy dziewczyna znika.
- Ale co? - Justin podnosi wzrok z karty.
- To, że ludzie się tak na ciebie cały czas gapią. Jakbyś był czymś nie z tej Ziemii.
- Na początku owszem, wkurzało mnie to, ale z biegiem czasu przyzwyczaiłem się. To część mojej pracy - odpowiada łagodnie i uśmiecha się.
- Oczywiście - odpowiadam i wybieram danie.
Po kilku minutach oboje jesteśmy zdecydowani i Justin gestem dłoni, przywołuje kelnerkę. Składamy zamówienia i oddajemy karty.
- Napijesz się? - pyta Justin, wskazując na karafkę z białym winem, który podała nam wcześniej młoda kelnerka.
- Chętnie - odpowiadam i obserwuję, jak chłopak chwyta kieliszek i nalewa do niego wina.
- Ty nie pijesz? - pytam, gdy podaje mi kieliszek i przez moment nasze palce się stykają. Ach, to przyjemne.
- Prowadzę - mówi spokojnie i nalewa sobie wody do szklanki.
- Rozumiem. - Uśmiecham się i czekam, aż Justin coś powie, a w między czasie rozkoszuję się smakiem wina.
- Nie chciałem cię zwalniać, Faith - odzywa się nagle. - Zrobiłem to, bo nie chciałem, żeby Shayla zrobiła ci coś złego. Naprawdę się przestraszyłem, kiedy usłyszałem, że to ona porysowała ci samochód. Wiedziałem, że jest porywcza, ale nie do tego stopnia. Przepraszam Faith.
- To nie twoja wina, Justin. Jest okej - uśmiecham się lekko i patrzę w jego oczy. Są przepiękne.
- Ale czuję się za nią odpowiedzialny - odpowiada.
- To w końcu twoja dziewczyna - mówię, chociaż teraz nie jestem tego taka pewna.
- Nigdy nią nie była. - W głosie Justina słyszę zdecydowanie.
- Jak to? - unoszę brew. - Nie rozumiem.
- To ona uważa, że jesteśmy w związku. Ja nie traktuję jako związeku, czegoś co opiera się na dobrym seksie i wiecznych kłótniach - wzrusza ramionami. - Już ci mówiłem. Jest dobrą laską, a ja lubię je mieć koło siebie. Poza tym, dzięki mnie trochę się wybiła.
- Więc łączy was tylko łóżko? - pytam z lekkim niedowierzaniem.
- Dokładnie.
- To dlaczego zabierasz ją wszędzie ze sobą? - pytam ponownie.
- To coś w rodzaju układu. Ona ze mną sypia, a w zamian za to zabieram ją ze sobą w różne miejsca. Na początku wydawało mi się, że może coś z tego będzie, ale potem... Potem pokazała pazurki i przestało mi się to podobać.
- Więc dlaczego złościsz się, że cię zdradziła?
- A kto powiedział, że się złoszczę? Wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie. Cierpliwie czekałem, aż to się wydarzy, a w tym czasie miałem ją dla siebie na wyłączność. Jej się to podobało, ale jak widać, czegoś jej zabrakło.
- To chore - mówię, krzywiąc się.
- Owszem, masz rację. Ale mnie też czegoś brakuje. - Justin cały czas na mnie patrzy, tak jakby starał się wyczytać cokolwiek z moich myśli
- Czego?
- Wiesz, takie przelotne związki są fajne przez jakiś czas. W ostanim okresie nie miałem czasu na angażowanie się, bo i nie było z kim. Chcę po prostu być szczęśliwy. - To tak jak ja, myślę sobie.
- A nie jesteś?
- Nie w ten sposób, w jaki bym chciał - wzrusza ramionami i poprawia się na krześle.
Kelnerka przynosi nasze jedzenie i stoi przez chwile przy nas. Justin patrzy na nią i unosi brwi, po czym odzywa się.
- Coś się stało?
- N-nie - jąka się dziewczyna i znika. Boże, to naprawde uciążliwe.
- Smacznego - mówię i biorę pałeczki do rąk.
- Smacznego - odpowiada Justin i zabiera się za jedzenie.
Kolacja mija nam w naprawde świetnej atmosferze. Co jakiś czas śmieję się razem z Justinem i mam okazję podziwać jego piękno. Jest naprawdę fantastycznym facetem, kiedy jest sie z nim sam na sam. Nie czuję napięcia, które towarzyszyło mi przed spotkaniem, ale możliwe, że jest to spowodowane tym, że wypiłam już dwa kieliszki wina i jestem w trakcie trzeciego.
- Jeśli chesz mnie upić, to idzie ci całkiem dobrze - mówię wesoło i opieram się wygodnie.
- Jesteś piękna, - mruczy Justin z rozbawieniem. - Nawet kiedy jesteś troche wstawiona.
- Nie jestem! - mówię stanowczo. - Ale jak tak dalej pójdzie, to wszystko możliwe. - dodaję i odsuwam od siebie kieliszek.
- Dobra decyzja - śmieje się Justin i woła kelnerkę, by przyniosła nam rachunek.
Dziewczyna zjawia się przy nas z małą książeczką i zostawia go na stole.
- Ile mam zapłacić? - pytam, sięgając po portfel.
- Nawet nie waż się wyciągać pieniędzy. To ja zaprosiłem cię na kolację i to ja będę płacić - mówi stanowczo i chłodno, więc postanawiam odpuścić. Nie mam ochoty się dziś kłócić.
Justin wyciąga z kieszeni pieniądze, kładzie wkłada je do książeczki i wstaje, by odsunąć mi krzesło. Wstaję od stołu, zabieram torebkę i zmierzam za nim w kierunku wyjścia. Czuję spokój. Nie spodziewałam się, że to będzie tak przyjemne spotkanie.
- Spieszy ci się do domu? - pyta Justin, gdy wychodzimy na zewnątrz.
- Nie bardzo - uśmiecham się lekko i potrząsam głową.
- Świetnie - oznajmia. - Pojedziesz ze mną? - pyta, gdy schodzimy po schodach.
- W porządku. Gdzie? - zerkam w jego stronę i poprawiam włosy.
- Do mnie - odpowiada z łobuzerskim uśmieszkiem i prowadzi mnie w kierunku swojego samochodu. A niech mnie.
Cześć skarby! Przepraszam, że tak późno dodaję rozdział, ale miałam lekkie obsunięcie w czasie. Z góry mówię, że rozdział nie jest taki, jaki chciałabym, żeby był. Zrozumiem, jeśli Wam też nie przypadnie do gustu. Mam nadzieje, że mi to wybaczycie.
Chciałam wam podziękiwać za tyle tysięcy wejść i za tak wiele komentarzy. Jesteście cudowni. Mam nadzieje, że komentarzy będzie jeszcze więcej, bo po ostatnim rozdziałem naprawdę się popisaliście. To ogromnie miłe, czytać to wszystko co piszecie. Mam nadzieje, że i tym razem też tak będzie. No, to by był ona tyle. Do następnego!
Love,
V.
o mój boże, to jest świetne
OdpowiedzUsuńświetnie. pogodzeni! Mam nadzieję, że wystąpią razem w teledysku:)
OdpowiedzUsuńkońcówka jest najlepsza
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, kocham to fanfiction i nie mogę doczekać się następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Cieszę się, że się 'pogodzili', bo jakby nie rozmawiali ze sobą długi czas, wściekłabym się haha :)
OdpowiedzUsuńZnając życie niedługo Shayla wkroczy do akcji i będzie się działo, zgadłam? ;)
Z niecierpliwością czekam na następny :) xx /@bizzlessmile
Skoro Justin chcę żeby Faith pojechała do niego, to na pewno coś zacznie między nimi się dziać, czekam na nn
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się rozdział jak zawsze świetny xx
OdpowiedzUsuńI świetnie ze się 'pogodzili' ? :D
czekam z niecierpliwością mną następny :)
@ola1203
Pojechali do Justina uhuhuuhu :D
OdpowiedzUsuńJejku cudowny <3 nie wiem co Ci sie w nim nie podoba.. czekam z niecierpliwością na nn :)
OdpowiedzUsuńJest super !
OdpowiedzUsuńCdmfdbdsfrgedhrg <3
OdpowiedzUsuńAch jaki romantyk z niego! Ciekawi mnie co bedzie dalej! Do następnego!
OdpowiedzUsuńdodaj szybko nn jdjxhjsnxjxj
OdpowiedzUsuńnajlepsze ff na świecie!!:)
OdpowiedzUsuńSwietne!
OdpowiedzUsuńlubię to wszystko fabułę sposób pisania i czekam na więcej
OdpowiedzUsuńkoocham to opowiadanie!! momentami faith mnie wkurwia, wydaje sie taka tępa, w ogóle nie łapie o co chodzi, ale samo opowiadanie jest super
OdpowiedzUsuń