"Childhood"
- Jest już lepiej? - pyta cicho, głaszcząc mnie po ramieniu.
Kiwam głową. Nie chcę psuć ciszy, której jest czasem jest jak na lekarstwo. Przyciskam głowę do jego klatki i słucham jak spokojnie bije mu serce, to przyjemny dźwięk. Todd zawsze jest taki spokojny, nawet w bardzo trudnych sytuacjach. Czasami wydaje mi się, że jest starszy niż naprawdę. Todd bardzo lubi chodzić do dziadka i słuchać jego opowieści, to może od niego nauczył się tego opanowania. Zazdroszczę mu go.
Nagle z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk tłuczonego szkła i podniesiony głos tatusia. Wrócił.
- Błagam, tylko nie to - mamrocze Todd, a wtedy mamusia zaczyna krzyczeć tak samo głośno jak tata. Cała się spinam, bo wiem do czego to znów doprowadzi. Mój brat podnosi się i wstaje, zostawiając mnie samą na łóżku. Nie, proszę, nie zostawiaj mnie tu samej.
- Todd... - jęczę, patrząc na niego błagalnie.
- Muszę zejść na dół do mamy i taty, zaraz wrócę. Nie bój się, damy sobie radę. - Uśmiecha się do mnie pokrzepiająco, ale ja mu nie wierze. Oni wszyscy myślą, że jestem tylko małym dzieckiem i niczego nie rozumiem. Bzdura, widzę i pojmuję wszystko co się dzieje. Tatuś czasami wraca do domu i jest bardzo zły, a wtedy krzyczy i zdarza się, że uderzy mamusię. Kiedy to się dzieje, zazwyczaj zostaję w pokoju, ale wtedy udało mi się zobaczyć, jak on wymierza mamie cios w policzek. Todd zawsze próbuje bronić mamusię, ale on jest jeszcze mały, za mały, by powstrzymać tatę.
Oni jeszcze nie wiedzą, ale wydaje mi się, że to dlatego mam ataki. Tatuś bardzo nie lubi, gdy przez nie przechodzę, więc kiedy czuję, że takowy nadchodzi, gdzieś się chowam i czekam aż przejdzie lub znajdzie mnie Todd. On zawsze znajdzie sposób, by mi pomóc. Bardzo go kocham i wiem, że on mnie też. Tatuś też mnie kocha, tylko czasami się złości. Ale kiedy ma dobry humor zabiera mnie, Todda i mamusię na wycieczki, albo na lody, albo do kina. Wtedy jest fajnie. Tatuś jest bardzo mądry i obeznany w wielu sprawach. Widzę, że Todd lubi być z tatą, kiedy ten jest radosny. Często razem reperują stary samochód tatusia, albo sklejają samoloty wojskowe. Todd mówi, że chce w przyszłości wstąpić do wojska, ale ani mamie, ani tacie ten pomysł się nie podoba. Mimo to, robi wszystko by rodzice byli z niego dumni i zadowoleni. Ze mnie tatuś i mamusia też są dumni, widzę to na ich twarzach, kiedy oglądają jak tańczę. Nie lubię tego i wiem, że mi to nie wychodzi, ale mamusia jest wtedy taka szczęśliwa...
Nagle słyszę głośny pisk mamusi, przerywający ryk taty. Co tam się dzieje? Gdzie jest Todd? Muszę tam iść! Schodzę z łóżka i kładę stópki na zimnych panelach, ale to ingoruję. Biegnę do drzwi, otwieram je i zbiegam na dół po schodach, uważając by przy tym nie zrobić sobie krzywdy. Zatrzymuję się na ostatnim stopniu i patrzę przerażona na scenkę rozgrywającą się przede mną. Tatuś stoi nad mamą, która kuli się przy ścianie i chowa twarz. Todda nigdzie nie ma i czuję ulgę, bo może jemu nic się nie stało. Tatuś nigdy nas nie uderzył. Krzyczał, ale nigdy nie bił. Zawsze to mamusi się dostawało. Myślę, że ona nas broniła, to taki rodzaj ochrony. Tata dalej krzyczy na mamę i bardzo brzydko o niej mówi, a ona tylko prosi, by się uspokoił i poszedł położyć. Już tutaj czuję ten wstrętny zapach, który czasem czuć od taty. To nie są papierosy, do ich zapachu już się przyzwyczaiłam. On znowu podnosi rękę i uderza mamę, a ja wydaję głosny pisk przerażenia.
- Nie! Tatusiu, proszę nie! - krzyczę i podbiegam do niego, łapiąc za nogawkę jego spodni.
- Faith, wracaj do pokoju - prosi słabym głosem mama, a tata znów ją uderza. I znowu. I znowu.
- Tatusiu, nie! - krzyczę coraz głośniej i zaczynam płakać, ciągnąc tym razem za jego koszulę.
Tata przenosi wzrok na mnie i nie widzę w nim ani trochę miłości. Widzę tylko furię. Nie, niech on taki nie będzie. Szarpię jeszcze raz za jego koszule, a on wtedy popycha mnie tak mocno, że przerwacam się i uderzam główką o kant skochów. Ała, boli. Patrzy na mnie przez chwilę, zanim podbiega do mnie Todd i pomaga mi wstać. Tatuś spluwa, mamrocze coś pod nosem i wychodzi z domu, trzaskając za sobą drzwiami.
- Nic ci nie jest, Faithie? - pyta Todd, obejmując mnie ciasno.
- Nie - szepczę i odsuwam się do niego, by podejść do mamy siedzącej na podłodze. Jest smutna i z jej twarzy cieknie krew. Nie wygląda dobrze, ale wciąż jest dla mnie piękna. Todd gdzieś wychodzi, ale zaraz wraca z wodą utlenioną, gazą i plastrami. On jest taki dobry i opiekuńczy, to najlepszy brat i syn na świecie. Siada przy mamusi i zaczyna oczyszczać jej wargę oraz brwi.
- Todd, skarbie. Nie rób tego, sama sobie poradzę - mówi łagodnie mamusia, uśmiechając się blado.
- Nie, ja to zrobię. Już umiem tak, jak trzeba - odpowiada mój braciszek, a ja obserwuję ich z boku. Chciałabym też pomóc mamusi, ale chyba jestem jeszcze za mała, by wiedzieć jak. Dlatego cieszę się, że Todd jest taki dojrzały i odpowiedzialny, chociaż jest ode mnie starszy o cztery lata. Wiem, bo kiedyś mi to powiedział. To moja ulubiona liczba, lubię ją pokazywać na paluszkach.
W domu panuje cisza, przerywana jedynie cichymi jękami mamusi, gdy Todd oczyszcza jej ranę. Jest ciemno, ale czuję się bezpiecznie, bo wiem, że tatusia nie ma i nic nam nie zrobi. Jednak gdy siedzę, czuję jak zabiera mnie ciemność, a to znak, że zbliża się atak. O nie, nie teraz. Głęboko oddycham i przypominam sobie słowa Todda: "Kiedy czujesz, że to już, pomyśl o czymś przyjemnym. Pomyśl, że ty i ja jesteśmy nad morzem z babcią i dziadkiem, że bawimy się w wodzie i budujemy zamki z piasku. No dalej, zrób to, będzie ci lepiej."
Zaczynam to wspominać, chcąc, by atak odszedł. Jestem przerażona i otępiała, ale cały czas myślę o tamtych wakacjach z dziadkami. Po chwili czuję, że jest troche lepiej. Todd wstaje od mamusi i wychodzi do kuchni, zostawiając nas same w przedpokoju. Podchodzę do niej niepewnie i wyciągam prawą rączkę, dotykając jej policzka. Lekko się krzywi, ale w jej spojrzeniu widzę łagodność i miłość, a na ustach błądzi jej delikatny uśmiech. Oddycha bardzo spokojnie, tak jakby nic się nie stało. A przecież jest zupełnie inaczej.
- Faith, daj mamie odpocząć. Chodź - słyszę za sobą głos Todda, ale nie ruszam się z miejsca. Nie zostawię mamusi, chcę tutaj być. Bardzo ją kocham, nie mogę jej stracić, a poza tym nadal czuję, że nie jest jeszcze ze mną wszystko okej. Przytulam się do niej i od razu jest lepiej. Kiedy czuję zapach i ciepło mamy oraz gdy słysze, jak bije jej serce w momencie czuję się bezpieczniej. Mamusia oplata mnie ramionami i przyciąga do siebie Todda, który również ją przytula.
- To już nie potrwa długo, obiecuję - mówi cicho. Słyszałam to już chyba z tysiąc razy. - Wasz tatuś jest dobrym człowiekiem, tylko trochę zagubionym. Wszystko będzie dobrze - zapewnia nas, a ja na nowo zaczynam płakać. Czy to naprawdę się kiedyś skończy?
***
Biorę z pokoju mojego ulubionego misia i idę do tatusia, żeby zapytać, czy nie wyszedłby ze mną na zewnątrz chociaż na chwilkę. Schodzę ostrożnie na dół i dreptam do gabinetu taty, po czym staję na paluszkach, by złapać klamkę. Ciągnę za nią i wchodzę do środka, a tam od razu zderzam się z tym okropnym zapachem.
- Tatusiu? - pytam cichutko, bo nigdzie go nie widzę.
- Czego chcesz? Miałaś się bawić na górze - warczy tata, gdy odchodzi od okna. Ma dziwne oczy.
- Ale teraz się nudzę i bardzo chciałabym wyjść do ogrodu, ale nie mogę być tam sama - mówię i patrzę na niego niepewnie.
- Nie mam czasu sie tobą zajmować. Zawracasz mi głowe jakimiś pierdołami, a tatuś ma dużo pracy. Wyjdź stąd i wróć do pokoju - rząda i posyła mi bardzo srogie spojrzenie. O nie, znów jest taki jak wtedy, kiedy bije mamusię.
- Proszę, tatusiu, słonko tak ładnie... - zaczynam, ale natychmiast mi przerywa.
- Nie testuj już bardziej mojej cierpliwości! - ryczy. - Wyjdź stąd, już!
Patrzę na niego przerażona i przez chwilę stoję w bez ruchu, czując jak znów ciemność chce mnie zabrać. Nie, nie teraz. Już prawie zaczynam się poddawać, ale rejestruję, że tata do mnie podchodzi z uniesioną ręką, a wtedy natychmiast odzyskuję resztki świadomości i wybiegam w przerażeniu z pokoju. Nie patrzę przed siebie, boję się, że on jest za mną. Mijam drzwi tarasowe, kuchnię i wbiegam do przedpokoju, gdzie zahaczam misiem o stolik. Stojący na nim szklany flakon z kwiatkami spada z hukiem na podłogę, a ja się przewracam i kaleczę sobie rączki na szkle. Moja biała koszulka podciąga się do góry, narażając na skaleczenie brzuszek. Chcę wstać, ale wtedy do pomieszczenia wpada tatuś i już wiem, że jest bardzo zły. Zaczyna na mnie krzyczeć i wcale nie pomaga wstać. Dookoła jest pełno szkła i boję się, że któryś kawałek wbije mi się do skóry, ale tatuś ma to gdzieś. Próbuję powiedzieć, by mi pomógł, ale wtedy dzieje się najgorsze. Wymierza cios w moją buzię. Po raz pierwszy robi to mnie. Zaczynam płakać i prosić, by przestał, ale to pogorsza sprawę. Bije mnie mocno i z coraz większą wściekłością na twarzy. Podnoszę się i spadam na ziemię, czując jak szkło rozcina koszulkę, a potem moją skórę. Boli, bardzo boli. Tatuś nie przestaje, nawet gdy zauważa moją krew. Boję sie, tak bardzo się go boje. On mnie nie kocha, gdyby było inaczej, nigdy by mnie nie skrzywdził. Odłamki szkła wbijają się w moje plecy i rączki, ale to nic. To zaraz się skończy, musi. Zaciągam się płaczem raz jeszcze i obracam na brzuszek, chcąc uciec do pokoju. Wtedy czuję ogromny ból, ponieważ ostry i duży kawałek szkła wbija się głęboko w dolną część brzuszka i rozcina go. Zaczynam krzyczeć z bólu, ale tata nadal jest w transie. Wtedy ogarnia mnie ciemność i jestem jej za to wdzięczna. Przynajmniej teraz nie będę świadoma, to dobrze.
***
- Obudziła się! - woła mój braciszek i podbiega do mnie. - Tęskniłem za tobą, Faithie.
- Pić - chrypię i przytulam misia.
Mama od razu sięga po butelkę wody i nalewa jej do mojego kubeczka, który musiała wziąć z domu. Przystawia mi go do ust, a ja biorę kilka małych łyczków.
- Jak się czujesz, kochanie? - pyta mamusia, siadając przy łóżku i łapiąc mnie za rękę.
- Boli mnie tutaj - pokazuję na dół brzuszka.
- Wiem skarbie, ale to minie. Najważniejsze, że jesteś bezpieczna - uśmiecha się mama.
- Wrócimy do domku? - pytam drżącym głosem, bo bardzo nie chcę tam znów mieszkać. Nie, kiedy jest tam tatuś.
- Nie kochanie, już nigdy tam nie wrócimy. - Potrząsa głową mama. - Mógł bić mnie, ale nie moje dzieci. Tak mi przykro kochanie, tak mi przykro - mówi i zaczyna płakać. I tym razem jej wierzę.
***
Kilka lat później...
- Todd, musisz to robić? Musisz tam jechać? Proszę, zastanów się jeszcze- jęczę, kiedy widzę, jak mój brat ubiera na siebie mundur wojskowy.
- Tak, Faithie. Wiesz, że od dawna tego chciałem. Pragnę służyć naszej ojczyźnie i walczyć o bezpieczeństwo naszego narodu. To sprawia, że jestem szczęśliwy - wyjaśnia, zakładając koszulę.
Podchodzę do niego i zaczynam ją zapinać. Do oczu napływają mi łzy. Todd idzie dzisiaj zgłosić się do jednostki i wylatuje do Iraku, na wojnę. Mama jest przerażona i jednocześnie dumna, że ma takiego syna, ale ja jestem aktualnie wściekła i rozgoryczona. Nie chcę, żeby tam jechał. Boję się o niego, mam wrażenie, jakby wyjeżdżała połowa mnie. On jest moim bratem, moim całym życiem, zawsze mogłam na niego liczyć. A teraz po prostu jedzie gdzieś, gdzie jego życie jest zagrożone. Cieszę się, że spełnia swoje marzenia, ale dlaczego to niesie za sobą takie ryzyko? Boże, błagam, niech nic mu się nie stanie.
- Gotowe - szepczę, zapinając ostatni guzik i odsuwając się od niego.
- Faithie - wzdycha Todd. - Chodź tu - prosi i pociąga mnie do siebie tak, że wpadam w jego ramiona. Natychmiast wybucham płaczem, chyba setny raz w tym tygodniu.
- Tak bardzo się o ciebie boję - szlocham, mocząc jego koszulę.
- Wiem mała, wiem. Ale pamiętaj, że jeśli będzie dane mi tam zginąć, umrę szczęśliwy i spełniony.
- Nie mów tak! - krzyczę i uderzam go w klatkę, a on przytula mnie jeszcze mocniej.
- Wrócę tu jak najszybciej. Będę pisać do ciebie codziennie listy i dzwonić, kiedy będę mógł. Kocham cię, pamiętaj. Zawsze i na zawsze - mówi Todd i ujmuje moją zapłakaną twarz w dłonie, po czym całuje mnie w czoło. - Wszystko będzie dobrze, musisz być silna.
- A co jeśli ataki wrócą? - pytam cicho, mając nadzieje, że to go powstrzyma. Co prawda ataki minęły już prawie na dobre, ale gdy Todd odjedzie, znów mogę poczuć strach.
- Nie, nie wrócą. Zbyt długo pracowałaś, żeby znów cie to dopadło. - Potrząsa głową mój brat.
- Kocham cię, Todd - szepczę i znów zalewam się łzami.
- Ja ciebie też, ale przestań już płakać. Nie lubię, kiedy to robisz.
3 lata później...
Właśnie czytam list, który przysłał mi na początku miesiąca Todd. Zbliża się święto dziękczynienia i może uda mu się wrócić do kraju. Bardzo się cieszę, ponieważ nie widziałam go już ponad rok. Tęsknię za nim każdego dnia coraz mocniej od 3 lat. Już trochę się przyzwyczaiłam do braku jego obecności w domu, chociaż czasem jest mi bez niego ciężko. Od jakiegoś czasu zmagam się z problemami i czasami sobie z tym nie radzę. Mama i tata Brian pomagają mi jak mogą, ale gdyby był tu Todd, wiem, że byłoby mi łatwiej. Piszę mu w listach jak się czuję, a on zawsze potrafi mi tak odpowiedzieć, że zaczynam czuć się lepiej. Tak bardzo go kocham.
Odkładam list i schodzę na dół, by zrobić sobie herbatę. Wtedy rozlega się dzwonek do drzwi. Mama idzie otworzyć, a ja wchodzę do kuchni i nastawiam wodę.
- Pani Mandy Wihford, matka Todda Wihforda? - odzywa się niski, męski głos.
Zaciekawiona wchodzę do przedpokoju i widzę przed sobą mężczyznę w średnim wieku, ubranego w wojskowy uniform.
- Tak, to ja. W czym mogę panu pomóc? - pyta mama, bardzo zaniepokojonym głosem. Stoję w przedpokoju i nie mogę się ruszyć, gapię się na tego mężczyznę i czekam na to co powie dalej.
- Mogę wejść? - pyta, a mama się odsuwa w bok.
-O co chodzi? - Z gabinetu wychodzi tata, podciągając rękawy i ściskając dłoń wojskowego.
- Nazywam się William Stone. Jestem przełożonym pańskiego syna - mówi mężczyzna, a na jego twarzy pojawia się ból
- Nie - szepczę i zaczynam kręcić głową. Nie!
- Co pana tu sprowadza? - pyta mama coraz bardziej nerwowo.
- Bardzo mi przykro. Państwa syn zginął dwa dni temu na służbie.
Te słowa są dla mnie jak kula w sercu. Mój brat nie żyje. Nie żyje. Nie żyje. Nie żyje.
Teraz, gdy nie ma jego, nie ma mnie. Straciłam swoje życie. Straciłam swojego braciszka.
Oto mój pierwszy one shot. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i że rzuciłam trochę światła na przeszłość Faith. Dziękuję za ponad 16 tysięcy wyświetleń. Bardzo was kocham. Dziękuję!