"Niespodzianka!"
Wpatruję się w jego twarz i kilkakrotnie mrugam, starając się przetworzyć to co właśnie powiedział. Jestem jego? Dajcie mi chwile. Czy tego chce? Czy to jest to, czego potrzebuje? Część mnie, na te pytania ma tylko jedną odpowiedź - tak. Ale druga część, powiązana z rozumem i zdrowym rozsądkiem każe mi się poważnie zastanowić, póki jest jeszcze na to czas. Czy ufam Justinowi? Nie wiem. Bardzo tego chcę, ale wiem, że ten świat, gdzie sława i pieniądze tworzą własne reguły oraz wartości nie przynosi wielu profitów. Przynajmniej w tym okresie, kiedy jesteś nowicjuszem i stoisz na świeczniku przez kilka dobrych tygodni. Obawiam się, że moja poraniona i wciąż regenerująca się psychika może nie udźwignąć ciężaru, jaki niesie za sobą związanie się z kimś takim jak Justin Bieber. Moje wątpliwości cichną, gdy zauważam wyczekujący i pełen nadziei wzrok Justina, gorączkowo błądzący po mojej twarzy. Och, już dobrze. Chcę dać mu szansę, pozwolić zbudować zaufanie i sprawić, by to co jest między mogło się rozwinąć.
- Twoja - szepczę w odpowiedzi, podnosząc rękę i dotykając jego ciepłego policzka. Mój dotyk wywołuje u niego uśmiech tak piękny i czysty, że moje serce zaczyna przyjemnie kołatać.
Justin po chwili odchodzi ode mnie, tylko po to by podnieść z ziemi mój sweter.
- Chyba się nie pobrudził - mówi, oglądając go dokładnie.
- Jest w porządku. - Uśmiecham się i odbieram od Justina ubranie. Emocje już nieco opadły, więc zrobiło mi się chłodno. Zakładam sweter i wzdycham cicho, zupełnie nie wiedząc co dalej robić. Splatam ze sobą dłonie, gdy Justin ku mojej uciesze postanawia się odezwać.
- Jesteś głodna? Moglibyśmy pojechać na jakąś kolacje.
- Nie jestem pewna czy mam dziś ochotę na kolejne spotkanie z paparazzi - odpowiadam szczerze.
- No tak - wzdycha. - Przykro mi, że to wydarzyło się tak niespodziewanie, ale...
- Więc można to przewidzieć i zaplanować? - przerywam mu, unosząc w rozbawieniu brew.
Justin patrzy na mnie przez chwilę, po czym zaczyna się śmiać i potrząsać głową.
- Nie, niestety nie. Chodziło mi o to, że nie sądziłem, że dopadną cię tak wcześnie - wyjaśnia, uśmiechając się przepraszająco.
- Dałam sobie radę. - Wzruszam ramionami i kładę dłonie na masce samochodu, przechylając głowę w bok.
- Wiesz, że musisz się przygotować na częstsze spotkanie z nimi, prawda?
Kiwam głową i unoszę lekko kąciki ust. To nie będzie łatwa sprawa, ale taka jest kolej rzeczy jeśli decyduję się na spotykanie z Justinem. Ryzyko utraty nerwów i sił jest spore, ale świadomość, że będę mogła zbliżać się z dnia na dzień do tego pięknego mężczyzny coraz bardziej skutecznie zmniejsza moje obawy.
- Dzielna dziewczynka - mruczy Justin i całuje mnie słodko w czoło. Zamykam oczy pod wpływem dotyku jego miękkich ust, rozkoszując się tym niewielkim gestem. - W takim razie chodź, pojedziemy do mnie, skoro nie chcesz kolacji.
- Nie to, że nie chcę. Po prostu wolę spędzić ten czas z tobą w miłej atmosferze, zamiast przejmować się fleszami aparatów - mówię cicho i opuszczam głowę.
Justin wsuwa swój palec wskazujący pod moją brodę i podnosi ją w górę, bym mogła na niego spojrzeć.
- Masz rację, chcę tego samego. - Przez jego twarz przebiega łobuzerki uśmiech, który odmładza go jeszcze bardziej. Rany, chyba lubię beztroskiego Justina.
Wpatruję się w jego młodą, piękną twarz i uśmiecham się delikatnie, nie czując skrępowania. Po prostu jest mi dobrze, sama nie wiem dlaczego. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność.
- Będziesz się tak na mnie gapić, czy zejdziesz z maski i pojedziesz ze mną? - pyta Justin i wyciąga do mnie dłoń, nie ukrywając rozbawienia.
- Eee, tak. Jasne, już - mamroczę w odpowiedzi i zeskakuję na ziemię. Z ulgą stwierdzam, że moje nogi odzyskały siłę. - Wiesz, nie chcę się narzucać. Ostatnio co rusz lądujemy u ciebie w domu. Możemy pojechać gdzieś indziej - mówię, wzruszając ramionami i zakładając torebkę na ramię.
- Sama przed chwilą stwierdziłaś, że paparazzi mogą nas dopaść - śmieje się Justin. - Poza tym wcale się nie narzucasz, zaufaj mi. Zdaje się, że chłopcy robią jakąś imprezę, więc trochę się zabawimy.
- W twoim domu? Bez ciebie? - pytam zaskoczona, oblizując wargi. Przecież to niegrzeczne.
- Jestem dobrym przyjacielem. - Uśmiecha się i otwiera przede mną drzwi od samochodu.
- Och - mruczę i kiwam głową. To dla mnie coś nowego i niezrozumiałego. Przecież to jego dom i zawsze wydawało mi się, że robienie imprez przypada tylko właścicielowi, a jeśli już jego przyjaciel chce ją zorganizować na jego terenie, to przynajmniej powinien być obecny na wydarzeniu. To dziwne, że Justin nie boi się o swój dobytek, przecież pod jego nieobecność może stać się wiele złego.
- Wsiadasz? - pyta, patrząc na mnie wyczekująco. Chyba jest troche zniecierpliwiony.
- A co z moim samochodem? - Nie zmierzam zostawić go tutaj na całą noc.
- Kiedy przyjedziemy do mnie, poproszę Hugo, by się tym zajął. Zamknij go teraz i chodź - prosi, zachęcając mnie ruchem ręki.
- No dobrze - kapituluję i robię to o co mnie prosi. Wsuwam się na siedzenie pasażera i przyjemnie zapadam się w fotelu. Po chwili Justin również wsiada do środka i nie zwlekając ani chwili odpala wóz, cofa i rusza w dół wzgórza. Radio wypełnia ciszę między nami, a każdy z nas wpatruje się w drogę przed sobą. Myślę o tym co się stało przed chwilą. Justin i ja pocałowaliśmy się. Ale to nie był zwykły pocałunek, czułam w nim to wszystko co przeżyliśmy przez ostatnie kilka dni. Oboje pragnęliśmy siebie nawzajem, ale każde z nas podchodziło do tego zupełnie inaczej. Wiem, że to co dzieje się między nami, dzieje się stanowczo za szybko, ale nie potrafię już dłużej z tym walczyć. Chcę być przy nim, chcę byśmy się do siebie zbliżyli, po prostu go potrzebuję. Mam nadzieję, że on czuje to samo, chociaż powinnam mieć pewne obawy. Co jeśli ze mną będzie tak jak z Shaylą i jej poprzedniczkami? Co jeśli po dwóch tygodniach lub maksymalnie miesiącu mu się znudzę? Co jeśli pozna gdzieś inną, piękniejszą i seksowniejszą dziewczynę, której nie będzie potrafił się oprzeć? Wybaczcie, ale takich nawyków nie da się zmienić ot tak. To śmieszne, gdyby Justin nagle zmienił się w innego człowieka, tylko i wyłącznie dzięki mnie. Zdaję sobie sprawę, że będzie ciężko, ale coś w środku mnie podpowiada, że warto będzie walczyć. Kto by pomyślał, że wszystko zacznie się od jakiegoś głupiego castingu. To mi o czymś przypomina, więc sięgam do torebki i wyjmuję z niej komórkę.
- Co robisz? - pyta nagle Justin, przyglądając mi się kątem oka.
- Piszę do Angie, żeby wysłała moje CV do wybranych firm - wyjaśniam, wystukując wiadomość na ekranie.
- To ty masz już jakieś CV? Przecież masz dopiero dziewiętnaście lat. - Albo mi się zdaje, albo w głosie Justina słyszę lekką kpinę. A to dupek.
- Skończyłam w Dallas najlepsze liceum z wyróżnieniem, w czasie wakacji zasuwałam w firmie rodziców i łapałam dorywcze prace, głównie jako asystentka. Więc tak, mam już jakieś CV - podkreślam przedostanie słowo i wyginam usta w krzywy uśmiech.
- Woah, nie tak ostro. - Justin dotyka klatki piersiowej, sugerując mi, że byłam niemiła.
Wzruszam ramionami w odpowiedzi i wracam do pisania wiadomości.
- Wiesz, że nie musisz tego robić - mówi spokojnie Justin, kładąc dłoń na moim kolanie. Skarbie, weź tą rękę. - Możesz wrócić do nas, teraz już jest bezpiecznie.
- Nie, Justin. Dziękuję, ale nie wrócę. - Mój głos jest stanowczy i mam nadzieję, że Justin nie będzie ze mną dyskutować na ten temat.
- Dlaczego? - Dobra, jednak będzie.
- Podjęłam już decyzję. Widocznie tak miało być. Jesteście już zgrani, masz inną tancerkę na moje miejsce, wszystko jest ustalone. Nie ma sensu, żebym wracała i przeciągała pracę nad teledyskiem. Wspieram cię w tym co się dzieje, ale nie każ mi wracać do teledysku, tylko dlatego, że skończyłeś z Shaylą - odpowiadam i liczę, że tym razem zrozumiał.
Justin bierze głęboki wdech i kiwa w końcu głową, wbijając wzrok w drogę przed sobą.
- Zaproś Angel do mnie - mówi cicho, włączając kierunkowskaz.
- Dobrze - zgadzam się i wystukuję kolejną wiadomość do mojej przyjaciółki. Odpowiedź przychodzi po kilkunastu sekundach. Angie wydaje się być równie zaskoczona co podekscytowana. Odpisuje mi, że będzie za godzinę i żebym była z nią w kontakcie.
W końcu Justin zatrzymuje się pod swoim domem, gdzie stoi masa innych samochodów. Oczywiście miejsce Justina jest wolne, w końcu to jego posesja. Gasi silnik i odpina pasy, więc ja robię to samo. Zanim jednak zdąży wysiąść z auta, podnoszę się i całuję go w policzek.
- Nie złość się na mnie. Tak będzie lepiej, zaufaj mi - mruczę i kładę dłoń na jego policzku, uśmiechając się zachęcająco.
- Ja po prostu... Zresztą nie ważne - odpowiada i nachyla się by mnie pocałować. Jego usta są takie miękkie i idealnie pasują do moich. A niech mnie. - Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. - Wzrusza ramionami i w końcu wysiada z wozu. Robię to samo, zamykam drzwi i podchodzę do Justina, który łapie mnie za rękę i pociąga w stronę wejścia.
Wchodzimy do środka, gdzie panuje okropny zgiełk. Jest tu masa ludzi trzymających w dłoniach czerwone kubki, a w powietrzu unosi się dziwny zapach. Skądś go kojarzę. Justin ciągnie mnie za rękę przez tłum, torując nam drogę. Wita się praktycznie z każdym, kogo mijamy, a ja odpowiadam jedynie lekkim uśmiechem na ich pytające spojrzenia. Czuję się tu nieswojo, wolałabym wrócić do domu i zaszyć się pod kołdrą z książką i herbatą. Wiem jednak, że Justinowi zależy na mojej obecności, więc robię to głównie dla niego, chociaż nie ukrywam, obawiam się, że ta impreza okaże się dla mnie totalną porażką. W końcu docieramy do dużego pokoju, gdzie przy wyjściu na taras i barku stoją Za, Fredo, Twist, Ryan oraz kilku innych znajomych Justina. Obok nich widzę obróconą do mnie tyłem drobną, krótkowłosą blondynkę i jakiegoś mężczyznę, obejmującego ją. Wszyscy rozmawiają ze sobą i wydają się być szczęśliwi. Nagle wszyscy skupiają wzrok na nas, a blondynka odwraca się zaskoczona i gdy dostrzega Justina uśmiecha się szeroko, po czym podchodzi do niego.
- Ah, Biebs! Myślałam, że zniknąłeś na dobre.
O jasny gwint. To Miley Cyrus!
- Wybacz Miley, musiałem załatwić bardzo ważną sprawę - odpowiada Justin i przytula dziewczynę do siebie.
- Jeśli ta sprawa polegała na pakowaniu twojego penisa w cipkę tej latynoskiej dziewczyny, to mam gdzieś twoje przeprosiny - mówi blondynka, mierząc mnie wzrokiem. Okej, słynie z niewyparzonego języka, ale naprawdę mogłaby trochę przystopować.
- Mogłabyś być milsza - droczy się Justin i przyciąga mnie do siebie. - I nie, nie trafiłaś. Zamierzam skończyć z takimi przygodami.
- Uważaj, bo ci uwierzę - śmieje się Miley. - Ale warto próbować. - Puszcza mu oczko i bierze łyk swojego drinka.
Nie odzywam się ani słowem i jedyne na co mam ochotę to powrót do domu. Mogłam się spodziewać, że ludzie będą na mnie patrzeć jak na kolejną seks zabawkę Justina. Chłopak chyba zauważa moje zakłopotanie, ponieważ zaczyna masować palcami moje biodro i całuje mnie w skroń.
- Nie zrażaj się do niej, to naprawdę fajna dziewczyna. Tylko na początku wydaje się być arogancka - szepcze mi do ucha, a ja kiwam głową. Nie wiem co powiedzieć, w końcu to jego przyjaciółka. - Poznajcie się - mówi po chwili. - Miley, to Faith. Faith, to Miley.
Odkładam na bok moje mieszane uczucia i wyciągam rękę do dziewczyny, która po chwili ją ściska.
- Miło mi cię poznać - bąkam i wysilam się na uśmiech.
- Powinnam odpowiedzieć, że mi też, ale daj mi czas. Jeśli okażesz się w porządku, stwierdzę że poznanie było miłe - rzuca Miley, patrząc na mnie uważnie. - Na razie ci nie ufam, laleczko.
- Miley - upomina ją mężczyzna stojący u jej boku.
- Ach, tak. Poznajcie Patricka. - Miley uśmiecha się, gdy wypowiada jego imię. Chyba jest zakochana, miło to widzieć.
- Nie chodziło mi o to - wtrąca Patrick. - Ale cześć, miło was poznać.
- Witaj wśród swoich - dodaje Justin i ściska się z nim po męsku, klepiąc go w plecy.
Gdy całą powitalną część mamy już za sobą, cała nasza czwórka wraca do przyjaciół Justina. Fredo i Za od razu rzucają się na mnie, tuląc do siebie i całując w policzki. Uwielbiam tych gości. Ryan cierpliwie czeka, aż chłopcy odsuną się ode mnie i również się ze mną ciepło wita, chociaż zamieniliśmy ze sobą kilka zdań. Twist natomiast kiwa do mnie głową i lustruje spojrzeniem, co staram się zignorować. Uśmiecham się do niego, mając nadzieję, że nie zauważa tej sztuczności. Nie lubię tego typa.
- Więc Faith, skąd jesteś? - pyta Miley, opierając się o bar.
- Z Dallas - odpowiadam, odbierając od Justina swój drink.
- Teksas, ha? Skąd ta latynoska uroda? - Wow, to prawdziwe przesłuchanie.
- Włoskie korzenie od strony mamy, meksykańskie od taty. - Wzruszam ramionami i biorę łyk drinka, patrząc jej w oczy. Nie pokażę jej, że ma nade mną przewagę.
- Nieźle - śmieje się. - Skąd wzięłaś się w Los Angeles?
- Przyjechałam spełniać marzenia. - Mrugam do niej i uśmiecham się lekko.
- To tak jak my wszyscy - odpowiada gorzko. Okej, nie lubi mnie. - Może konkretniej?
- Miley, przestań - upomina ją Justin, kładąc dłoń na moim biodrze.
- Nie, w porządku. - Unoszę dłoń informując, że nic się nie dzieje. - Przyjechałam tutaj, bo chciałam zacząć żyć na własny rachunek i znaleźć własne miejsce na świecie. - Mój ton jest obojętny, tak samo jak i jej.
- Na własny rachunek? Nie wybrałaś sobie najtańszego miasta- prycha. - Czym zajmują się twoi rodzice? - Ona chyba naprawdę nie ma zamiaru przestać.
- Prowadzą jedną z najbardziej wpływowych firm w tamtej części Teksasu - odpowiadam szczerze, chociaż mogę się spodziewać, z jaką reakcją to się spotka.
- Och, czyli kasiasta dziewczynka przyjechała do LA, wmawiając sobie, że chce żyć na własny rachunek, jednocześnie całe życie pływając w forsie? Coś mi mówi, że nawet tutaj twoja rodzinka cię utrzymuje, laleczko. Poza tym musiałaś dobrze zacząć, skoro Bieber właśnie wymienił swoją Blond Sukę na ciebie. - Jej słowa działają na mnie jak kubeł zimnej wody. Chce Wrednej Faith, to ją dostanie.
- Miley! - warczy Justin. - Wydaje mi się, że powinnaś ugryźć się w ten cholerny język, zanim osobiście ci go wyrwę. - Och, on też się wkurzył. Miło wiedzieć, że ktoś mnie tu rozumie.
Robię krok w stronę Miley i patrzę na nią ostro.
- Posłuchaj, laleczko - podkreślam ostatnie słowo dosyć znacząco. - Znasz mnie od jakichś pięciu minut, robisz ze mną przesłuchanie i wydaje ci się, że ponieważ jesteś Miley Cyrus, wolno ci oceniać ludzi i mieszać ich z błotem. Może wcześniej pozwalano ci na to, ale na pewno ja nie będę tolerować czegoś takiego. Gówno wiesz o mnie i o mojej rodzinie, zajmij się własnym, napakowanym forsą tyłkiem, a ode mnie się odczep. I jeśli nadal masz uważać mnie za seks-zabawkę Justina, to bardzo mi przykro, ale wszyscy się rozczarujecie - warczę i wkładam w te słowa tyle jadu ile tylko potrafię. Rzucam jej i całej reszcie piorunujące spojrzenie i wychodzę na taras, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. W przeciwnym razie, byłabym w stanie kogoś zagryźć. Miley niemiłosiernie mnie wkurzyła swoim zachowaniem. Jeśli jest taka sama w stosunku do każdego, to aż dziwne że ma tylu przyjaciół. Tak czy inaczej, ja tego tolerować nie będę.
- Ej, Teksas - słyszę za sobą głos Miley. Czego ona jeszcze chce?
- Jeśli masz zamiar znowu mi nawrzucać, to zbierz całą swoją silną wolę i wróć do środka - mówię, patrząc się przed siebie.
- Nie złość się - prosi, po czym staje obok mnie. - Nie chciałam, żeby to tak wyszło, ale umówmy się - nie cierpiałam większości z lasek Biebsa, bo to tępe sztuki, które marzą jedynie o jego pieniądzach i kutasie.
- Jasne - rzucam chłodno, biorąc sporego łyka drinka.
- Zdałaś mój test, hej - mówi, próbując rozluźnić atmosferę. A mam to gdzieś.
- Pieprzyć twoje testy - warczę i odwracam się, chcąc wrócić do środka.
- Woah, Teksas! Chwila - łapie mnie za ramię i teraz stoję z nią twarzą w twarz. - Widzę już, że nie jesteś taka jak one. Lubię cię, bo pokazałaś pazurki i to jest inne. Nikt jeszcze nie wygarnął mi tak dobitnie - śmieje się. - Przepraszam, zacznijmy od nowa.
Patrzę na nią i jej słowa wydają się być szczere. Cały ten czas patrzyła mi w oczy, więc raczej mówiła prawdę. Zabolały mnie jej słowa, ale skoro zauważyła swój błąd i chce go naprawić, czemu jej na to nie pozwolić?
- Okej, w porządku - zgadzam się w końcu i kiwam głową, posyłając jej lekki uśmiech.
- Świetnie. - Klaszcze w dłonie. - Więc jestem Miley, miło mi cię poznać. - Wyciąga dłoń w moją stronę, którą zaraz ściskam.
- Faith, mnie też jest miło - śmieję się. Więc ta impreza może być jeszcze fajna.
- Chodź, wracajmy do środka. Zdaje się, że ktoś tam na ciebie czeka. - Miley puszcza mi oczko, łapie za rękę i ciągnie w stronę wejścia. Gdy pojawiamy się z powrotem w pokoju, Justin mierzy nas wzrokiem, ale kiedy zauważa nasze splecione dłonie wyraźnie się rozluźnia.
- Wszystko okej? - pyta, gdy do niego podchodzę.
- Tak - odpowiadam i uśmiecham się słodko. Justin zaczyna się śmiać i potrząsa głową, przyciągając mnie do siebie. Uświadomiłam sobie, że bardzo lubię czuć dotyk jego ciała obok mnie. Kiedy tak rozkoszuję się tą chwilą i rozmawiam z chłopcami, czuję wibrację w kieszeni. Wyciągam telefon i widzę, że dzwoni Angie.
- Okej, mamacita. Jestem przed tą obrzydliwie wypasioną chatą, co dalej? - pyta bez powitania.
- Po prostu wejdź - śmieję się. - Idź do końca korytarza, jesteśmy przy wyjściu na taras.
- Jasne, jeśli się nie zgubię - rzuca i rozłącza się.
Niedługo potem widzę rozglądającą się po domu Angie, która z pewnością mnie szuka.
- O cholera - słyszę za sobą westchnienie Alfredo. Odwracam się i widzę, że on oraz Za i Twist wlepili wzrok w Angie, śliniąc się na jej widok.
- Rezerwuję ją stary - rzuca Twist, klepiąc w klatkę piersiową Za.
- Zapomnij, to cudo jest moje - odpowiada Lil Za.
- To cudo póki co należy do mnie - warczę na nich. - Skrzywdźcie ją, a osobiście się przekonacie co to znaczy zadrzeć z dziewczyną z Teksasu. - Rzucam każdemu z nich zabójcze spojrzenie, upewniając się czy aby na pewno zrozumieli moje słowa.
Gdy chłopcy potulnie kiwnęli głową, uśmiechnęłam się dumnie i zawołałam do Angie, sprowadzając ją do nas. Nie dziwię się, że wszyscy na nią patrzą, ponieważ wygląda naprawdę dobrze. Ma na sobie dopasowaną czarną sukienkę sięgającą do połowy ud, dżinsową kurtkę i trampki za kostkę. Jej kręcone włosy są doskonale ułożone, a pełne usta pięknie się błyszczą w tym świetle. Gdy do nas podchodzi uśmiecha się szeroko i bez zbędnych słów, wita z każdym.
- Czego się napijesz? - pyta Ryan, jedyny niezaślepiony urokiem Angie. On jest dla mnie tajemnicą, ale lubię go, ponieważ ma w sobie spokój, o który w dzisiejszych czasach bywa ciężko.
- Obojętnie, zdaję się na ciebie - uśmiecha się do niego i zakłada włosy za ucho, a ponieważ ma ich tak dużo, zaraz zza niego wypadają.
W domu jest tak dużo ludzi, że zastanawiam się skąd oni wszyscy się znają. Dziewczyny w większości są skąpo ubrane, uwydatniając pupę i piersi, a faceci ociekają 'swagiem' do tego stopnia, że aż razi po oczach. Ale wszyscy zdają się doskonale bawić. Koło nas znajduje się obszerna czarna rogówka, na której zdążyli się usadowić Miley i Patrick oraz Alfredo. Kanapa wygląda kusząco, ale w momencie gdy chcę na niej usiąść z głośników leci stara ulubiona piosenka Angie, czyli 'Birthday Cake' Rihanny i Chrisa Browna. Słysze jak moja przyjaciółka głośno piszczy, a po chwili czuję jak ciągnie mnie za rękę w stronę parkietu. Zdążam tylko odłożyć drinka na stolik i posłać rozbawione spojrzenie znajomym.
Na parkiecie panuje tłok, ale Angie skutecznie robi nam miejsce, dzięki czemu możemy zacząć tańczyć. Zerkam na przyjaciółkę, a ona patrzy na mnie znacząco dzięki czemu uśmiecham się jeszcze szerzej. To wszystko dlatego, że teraz będzie działo się coś bardzo ciekawego. Kiedy ten kawałek wyszedł, Angie cały czas go śpiewała i błagała mnie, żebym jej do tego zatańczyła. Zgodziłam się pod warunkiem, że ona też nauczy się choreografii. Bóg mi świadkiem, że nigdy nie widziałam kogoś tak szczęśliwego podczas nauki tańca. Od tego czasu ilekroć na imprezach leci ta piosenka, robimy z Angie dokładnie to samo co zamierzamy zrobić teraz.
Patrzymy na siebie i zaczynamy się poruszać, mając na twarzy wymalowane uśmiechy. Nie przeszkadza nam brak wolnego miejsca, po prostu dobrze się bawimy. Nasze ruchy są seksowne, niewymuszone i zgrane. Trochę się wygłupiamy, ale głównie jesteśmy skupione na tańcu. Klaszczemy w dłonie, ruszamy tyłkiem, robimy głupie miny i śmiejemy się głośno. Nawet nie zauważamy kiedy, piosenka się kończy, a wzrok większości ludzi jest wlepiony w nas. Gdy to załapujemy zaczynamy się śmiać jeszcze bardziej i schodzimy z parkietu, by czegoś się napić.
- Woah, Teksas! Ty i twoja koleżanka nieźle wywijacie - woła Miley swoim charakterystycznym głosem.
Chcę odpowiedzieć, ale skupiam się na tym jak Za biegnie do Angie z drinkiem. A to się chłopak nakręcił. Kręcę głową z rozbawieniem i wracam do stolika po swoją szklankę.
- Chyba jestem zazdrosny, gdy wszyscy się na ciebie gapią. - Uśmiecham się, gdy słyszę słowa Justina wypowiadane wprost do mojego ucha. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz, gdy czuję jego oddech na sobie. Odwracam się powoli i oblizuję wargi.
- Więc zamkniesz mnie w pokoju, by na mnie nie patrzyli? - pytam równie cicho, zarzucając ręce na jego ramiona.
- To nie taki zły pomysł - mruczy w moje usta, przyciskając mnie do siebie. - Chodź, chcę zdjęcie - dodaje po chwili, przesuwając dłoń po moich plecach.
- Co? - pytam skonsternowana, ale nie oponuję gdy ciągnie mnie za sobą w stronę gdzie stoi Twist. Spinam po drodze włosy i pociągam łyk drinka, który tak swoją drogą jest pyszny.
Justin zakłada okulary oraz czapkę i staje obok Twista, przyciągając mnie do siebie.
- Po co to zdjęcie? - pytam, opuszczając swoją rękę w dół ciała.
- Chce je wrzucić na instagrama - odpowiada krótko.
- Na trzy - woła Fredo, który ma nam zrobić fotkę. - Raz, dwa, trzy!
Lekko się odchylam i robię zabawną minę, wystawiając język i mrużąc jedno oko. Twist zaś położył dłoń na ramieniu Justina, również pokazał język, a drugą dłonią pokazał jakiś znak. Justin odbiera telefon od przyjaciela i przerabia zdjęcie, robiąc je czarno białe z jakimś chropowatym efektem.
- Wiesz, że rozpęta się burza, kiedy je dodasz - szepczę, patrząc na niego z niepokojem.
- O czym ty mówisz? - pyta, odrywając się na moment od zajęcia.
- Twoi fani... No wiesz, mogą się wściec... A poza tym tabloidy zaczną szaleć - wzdycham, unikając jego wzroku. Dlaczego czuję się tak niekomfortowo mówiąc o tym?
- Posłuchaj skarbie - Justin łapie mój podbródek i przekręca głowę tak, bym mogła na niego patrzeć. - Wolę przygotowywać moich fanów na to, że jesteś w moim życiu krok po kroku. Dobrze wiesz, że nie będziemy się ukrywać w nieskończoność. Nie bój się, jestem tutaj i nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? - pyta powoli, pochylając się w dół, byśmy byli na jednym poziomie.
Patrzę w jego oczy i gryzę wargę, ale Justin pociąga skórę na moim podbródku tak, że uwalniam ją z uścisku zębów.
- Rozumiesz? - pyta jeszcze wolniej, przybliżając swoją twarz.
- Tak - odpowiadam cicho i kiwam głową, będąc jak zahipnotyzowana. Co do cholery on ze mną robi? To takie... niecodzienne.
- Świetnie. - Uśmiecha się łobuzersko i prostuje, wracając do przerabiania zdjęcia. Gdy już upewnia się, że wszystko jest takie jakie sobie wymarzył, przesyła zdjęcie dalej i w końcu je dodaje razem z opisem "Great night w/ amazing and lovley people! #bless". Uśmiecham się, gdy to czytam, a potem przenoszę wzrok na Justina, patrząc na niego łagodnie. Z każdą chwilą cieszę się, że tu jestem, że mam wokół siebie tak wspaniałych ludzi, którzy potrafią wywołać uśmiech na mojej twarzy.
- Lubię, gdy się uśmiechasz - mruczy, po czym obraca się i wraca do naszej grupy.
Ku mojemu zaskoczeniu widzę jak Angie siedzi obok Za i szczerzy się do niego jak idiotka, a on spija każe słowo z jej ust. Rany, chyba przypadli sobie do gustu. Kręcę w rozbawieniu głową i podążam za Justinem, który również siada na kanapie, ciągnąc mnie na swoje kolana.
Reszta imprezy upływa nam w świetnej atmosferze. Śmiejemy się, wygłupiamy, tańczymy i pijemy. Po trzecim drinku jestem już tak rozluźniona, że postanawiamy z Miley i Angie zrobić zawody w twerkowaniu. To jest tak komiczne, że o mało co nie turlamy się ze śmiechu. Justin i reszta chłopców, też mają niezły ubaw. Złapałam się na tym, że często patrzę jak Justin się śmieje. Bóg mi świadkiem, że to jeden z najpiękniejszych widoków i dźwięków, jakie dane było mi sprawdzić. Ogromnie się cieszę, że tym razem tak dobrze bawię się w jego i reszty towarzystwie. To coś, czego potrzebowałam od dłuższego czasu.
W końcu około drugiej nad ranem postanawiam wrócić z Angie do domu.
- Wiesz, że możecie tu zostać? - pyta Justin, odprowadzając mnie do drzwi. Angel zajął się Za i wpakował ją już do samochodu, którym odwiezie nas Gil.
- Dziękuję Justin, ale to za dużo. Poza tym, obie musimy jutro w miarę wcześnie wstać - mówię, zakładając sweter na siebie.
- W porządku - wzdycha i otwiera dla mnie drzwi, po czym idzie za mną. Zatrzymuje się na schodku przed wejściem i patrzy na mnie w milczeniu.
- Co? -Marszczę brwi, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Zobaczymy się jutro? - pyta z nadzieją, łapiąc moje spojrzenie.
- Jeśli nadarzy się taka okazja - wzdycham, udając znużenie.
- Och. - Justin mruży oczy i układa usta w cienką linijkę. - W takim razie postaram się, by się nadarzyła jak najszybciej.
- W porządku - odpowiadam oficjalnym tonem, starając się nie wybuchnąć śmiechem. - To do zobaczenia, Justin. - Po tych słowach odwracam się na pięcie i robię krok w stronę czekającego na mnie samochodu. Justin jednak w porę łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do siebie, przez co wpadam na jego klatkę piersiowa, a jego usta od razu lądują na moich. Uśmiecham się przez pocałunek i kładę dłonie na jego biodrach, ściskając koszulę którą ma na sobie.
- Zostań. Proszę - wymawia między jednym pocałunkiem, a drugim. Jego głos to wręcz błaganie.
Pozwalam sobie na jeszcze chwilę rozkoszowania się smakiem jego ust, po czym odrywam się od niego i kręcę głową.
- Nie, Justin. Wracam do siebie - mówię stanowczo, ale łagodnie. - Oboje mamy w sobie trochę za dużo alkoholu. Zaufaj mi, jutro będziesz mi wdzięczny, że nie zostałam. - Mrugam do niego i kradnę mu jeszcze jeden, słodki pocałunek.
- Idź już, póki jeszcze nad sobą panuję - mruczy do moich ust, a potem robi krok w tył. - Odezwę się. Dobranoc, Faith.
- Dobranoc, Justin - odpowiadam i patrzę na niego po raz ostatni, po czym w końcu wsiadam do samochodu.
- Jesteście tak słodcy, że zaraz się zerzygam - wita mnie Angel na wejściu.
- Nie wspominając o tobie i Za - warczę w odpowiedzi.
- On jest... bardzo fajny - odpowiada, uśmiechając się sama do siebie.
- Obiecaj mi jedno - mówię po chwili, zwracając się w jej kierunku.
- Hm?
- Nie potraktuj go, jak wszystkich innych facetów do tej pory, dobrze? - Proszę ją o to, ponieważ Lil Za jest dobrym człowiekiem i zasługuje na dobre traktowanie. Ufam mu i wiem, że nigdy nie skrzywdził by innej osoby. Jeśli Angel ma plany wobec niego, niech lepiej zmieni swoje podejście do mężczyzn.
- Dobrze - odpowiada i uśmiecha się lekko, ściskają moją dłoń. Widzę w jej oczach, że mówi prawdę, więc rozluźniam się i przymykam oczy, ponieważ jestem wykończona.
Po ponad półgodzinnej drodze powrotnej, w końcu znajdujemy się w naszym mieszkaniu. Zrzucamy buty i idziemy każda do swojego pokoju, marząc o łóżku. Gdy jestem u siebie, ściągam ubrania oraz bieliznę, wrzucam brudne ciuchy do kosza na pranie i zakładam na siebie piżamę składającą się z krótkiego topu i spodenek. Zmywam makijaż, po czym wskakuję pod kołdrę, dokładnie się nią owijając. Przed pójściem spać wchodzę na twittera i instarama. Gdy przeglądam tę drugą aplikację, natrafiam na to zdjęcie, które dodał Justin. Pod nim znajduje się masa komentarzy, które raz są miłe, raz nie i często pytają kim jestem. Nie chcę sobie psuć humoru na noc, więc odkładam telefon na szafkę nocną i zamykam oczy. Tej nocy śnię o pełnych namiętności pocałunkach, szerokim uśmiechu i brązowych oczach.
Następnego dnia wstaję z łóżka przed jedenastą. Nie mam kaca, ani bólu głowy więc dzień od początku zapowiada się doskonale. Zakładam czarny, krótki szlafrok na siebie i idę najpierw do łazienki, by umyć zęby oraz buzie. Po porannej toalecie schodzę do kuchni, gdzie urzęduje już Angel, przygotowując śniadanie.
- Dzień dobry - wita mnie, a ja pochodzę do niej i cmokam ją w policzek.
- Cześć. Jesteś aniołem - mruczę i nalewam sobie kawy do kubka, którą przed chwilą zaparzyła Angie.
- Nie bez powodu mam tak na imię - śmieje się i zanosi do jadalni talerz z warzywami oraz koszyk, gdzie ułożyła chleb. Reszta dodatków jest już na stole. - Chodź - woła.
- Jak tak dalej pójdzie, to nie zmieszczę się w ulubione dżinsy- mówię, gdy sięgam po dżem i kromkę chleba.
- Właśnie, miałyśmy zacząć chodzić na siłownie - przypomina Angie, wiążąc włosy w kucyka.
- Możemy to zrobić od przyszłego tygodnia? Ten zapowiada się troche szalenie. - Mam zamiar szukać tej cholernej pracy do skutku.
- A własnie, zapomniałam ci o czymś powiedzieć - mrucz Angel, patrząc na boki.
- Co się stało? - unoszę brew i opieram się na krześle, biorąc łyk kawy.
- Ian dziś do nas przyjeżdża.
Prawie krztuszę się kawą, gdy to słyszę. Co do cholery?!
- Jak to? Dlaczego nic o tym nie wiem? - pytam, czując rozdrażnienie.
- Przyjeżdża do LA, bo ma tu jakiś konkurs czy coś w tym rodzaju - tłumaczy Angie. - Nic ci nie mówił, bo nie chciał zawracać ci tym głowy. Widział ile się wokół ciebie dzieje.
- Bzdury - warczę, odsuwając od siebie talerz. - Co to ma w ogóle znaczyć? Do jasnej cholery, powinien pogadać o tym też ze mną! A ty? Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś? - pytam ostro, bo jestem naprawdę wkurzona.
- Bo nie to nie było pewne, aż do wczoraj. Faith, nie chcieliśmy cię tym zajmować...
- Pieprzenie - syczę i wstaję od stołu. - Dobrze wiedzieć, że mam przyjaciół, którzy o wszystkim ze mną rozmawiają.
- O co ci chodzi, co? Nie cieszysz się, że Ian przyjeżdża? - pyta zaskoczona Angie, wciąż siedząc.
- Cieszę się, ale kurwa mać! Każdego pieprzonego dnia coś w moim życiu się przekręca o sto osiemdziesiąt stopni, mam wrażenie, że zaraz tu eksploduję, a ostatnim razem, kiedy gadałam z Ianem on wydawał się mieć mnie gdzieś. Więc jeśli przyjechał tutaj tylko po to, bo ma jakąś pierdoloną bitwę, to równie dobrze w ogóle nie pokazywać mi się na oczy. On i jego pieprzony świat tańca - mruczę pod nosem.
- Hej, nie mówi tak, bo do niedawna ty też do niego należałaś - upomina mnie oschle Angel.
- Ale ja przynajmniej potrafiłam przełożyć przyjaciół i rodzinę ponad potrzebę bycia na szczycie. Było mi zajebiście ciężko, bo po raz pierwszy zaczęto o mnie pisać w gazetach i to w jeszcze mało przychylny sposób, a kiedy do niego zadzwoniłam, odebrał zupełnie nawalony i do tego w towarzystwie jakiejś panienki. Od tej pory nie raczył mnie nawet przeprosić. Więc wybacz mi, że tak reaguję na ten jego sekretny przyjazd. Rzeczywiście, masz racje. Chyba wywieszę nad drzwiami transparent powitalny! - krzyczę i idę do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
Mam ochote coś rozwalić. Okej, może zareagowałam przesadnie, ale na miłość boską! Nie rozmawia ze mną przed długi czas, aż nagle oznajmia, że przyjedzie, bo ma bitwę i potrzebuje gdzieś się przespać. To mnie rani, bo nie potrafił zadzwonić do mnie i o tym pogadać. Z dnia na dzień czuję, że nasza przyjaźń się sypie coraz bardziej.
Siadam przy biurku i otwieram laptopa, chcąc sprawdzić maila. W między czasie, gdy skrzynka się ładuje wchodzę na twittera oraz portale informacyjne. Mogłabym zostać wróżką, ponieważ przepowiedziałam wczoraj rozpętanie się burzy po dodaniu zdjęcia ze mną na instagrama Justina. Otóż tabloid wręcz huczą na mój temat, wypisując coraz to nowsze historię dodając, że beliebers dostają szału, ponieważ jestem obok Justina. Ciesze się, że do tej pory nie odkryto mojego twittera, ale wiem, że prędzej czy później ten dzień nadejdzie i nie ukrywam, że się tego boję.
W końcu moja skrzynka odebrała wszystkie wiadomości, więc mogę je sprawdzić. W większości to spam, ale ostatnia wiadomość przykuwa moją uwagę, ponieważ została wysłana z jednej z firm, do których wysłałam CV. Wchodzę w nią szybko i czytam jej treść, po czym zaczynam piszczeć ze szczęścia. Chcą się ze mną spotkać, a do tego dzisiaj o 14! Wstaję od biurka i odprawiam krótki taniec radości, po czym zbieram się w sobie i postanawiam, iść wziąć prysznic. Przynajmniej mam jedną dobrą informację tego dnia. Biegnę do łazienki, gdzie szybko się rozbieram i wchodzę do kabiny, odkręcając wodę. Spędzam około piętnaście minut na myciu ciała, włosów oraz depilacji nóg, pach i okolic bikini. Rany, ależ będę wymuskana. Wychodzę w końcu na środek łazienki, owijam się ręcznikiem i biorę się za suszenie włosów. Gdy są już wystarczająco suche, włączam prostownice i czekam aż się nagrzeje, by móc je wyprostować. Ostatecznie tylko lekko podkręcam je na końcach i to by było na tyle z mojej dzisiejszej stylizacji włosów. Później wcieram pachnący balsam w ciało, myję zęby i wchodzę z powrotem do swojego pokoju. Tam wyciągam z szafy czarne luźniejsze spodnie, elegancką koszulkę bez ramion w tym samym kolorze oraz czystą bieliznę. Gdy jestem już ubrana, zerkam na zegarek, który wskazuje na za piętnaście pierwsza. Cholera, mam coraz mniej czasu. Siadam przy toaletce i wyjmuję kosmetyki, które zamierzam użyć. Potrzebuję dziesięć minut na wykonanie odpowiedniego makijażu, z czego jestem ogromnie zadowolona. Zakładam na nadgarstek sporą bransoletę, wyciągam z szafy torebkę, wrzucam do niej potrzebne dokumenty i kosmetyki, używam ulubionych perfum i schodzę na dół, gdzie krząta się ubrana w sportowy strój Angel.
- Wychodzisz gdzieś? - pyta ostrożnie.
- Tak, na rozmowę - odpowiadam sucho, szukając kluczyków do samochodu.
- Żartujesz! - piszczy i klaszcze w dłonie z radości. - Nawet nie wiesz jak się cieszę!
- Jasne. - Kiwam ponuro głową i idę do przedpokoju, by wyjąć czarne szpilki.
Angel podąża za mną i w końcu staje przede mną.
- Posłuchaj, Faithie. Nie chcę i nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Rozumiem twoje rozdrażnienie, ale ja naprawdę nie chciałam, żebyś tak to odebrała. Nikt przed tobą tego nie ukrywał, sama widzisz ile ostatnio się u ciebie działo. Nawet nie miałam dobrej okazji do poinformowania cię o tym. I proszę, nie złość się na Iana. On też ma prawo spełniać marzenia, a my jesteśmy jego przyjaciółkami i taka nasza rola, żeby mu pomagać. Jeśli będzie zachowywał się jak dupek, osobiście upewnię się, że tego pożałuje. Tylko proszę, nie złość się teraz na niego. - Angie patrzy na mnie w ten sposób, którego zawsze używa, gdy bardzo jej na czymś zależy.
Jej słowa do mnie trafiają i jedyne co robię, to przyciągam ją do siebie tuląc się mocno.
- Przepraszam, że tak ostro zareagowałam - szepczę i całuję ją w policzek.
- Jest okej, rozumiem. - Przysięgam, że ta kobieta jest święta.
- Kocham cię - mówię, patrząc jej w oczy.
- Ja ciebie też - odpowiada. - Powodzenia mamacita, zadzwoń jak już będziesz po. Trzymam kciuki!
- Nie dziękuję. - Uśmiecham się i wychodzę z mieszkania.
Kilka minut później jadę jedną z głównych dróg Los Angeles do firmy, która zechciała się ze mną spotkać. Oczywiście sama nie wiem jak tam trafić, ale od czego ma się GPS, no nie?
Jak się okazuje, podróż zajmuje mi ponad półgodziny, a budynek który należy do tej firmy mieści się w centrum biznesowej części LA. Jest ogromny i cały przeszklony, przez co sprawia wrażenie nowoczesnego. Ba, na pewno tak jest. Nazwa korporacji to chyba czyjeś nazwisko, które wydaje mi się dziwnie znajome. Tak czy inaczej wjeżdżam na parking, pobieram kartę parkingową i szukam miejsca. Gdy już je znajduje, nagle rozlega się dzwonek mojego telefonu. Od razu włącza się zestaw głośnomówiący, ale z niego rezygnuję, ponieważ będę zaraz wysiadać.
- Halo? - odbieram, nie patrząc na rozmówcę.
- Cześć. - Po drugiej stronie słyszę głos Justina.
- Och - wzdycham cicho. - Cześć.
- Jak tam? Wyspałaś się? - Okej, czyli zaczynamy od banalnych pytań. Niech będzie.
- Tak, a ty? - pytam i patrzę w stronę wejścia, gdzie stoi jakiś dziwny tłum.
- Też, dziękuję - słyszę w jego głosie, że się uśmiecha. - Gdzie jesteś?
- Właśnie zamierzałam iść na rozmowę kwalifikacyjną, ale ktoś mi przeszkodził - stwierdzam, dając mu do zrozumienia, że chodzi o niego. Justin zaczyna się cicho śmiać.
- Przepraszam - mruczy. - Co to za firma?
- Eee, Fitzgerald Enterprises Holding - czytam z nagłówka, który widnieje nad wejściem.
- Zdaje się, że jakaś dobra firma korporacyjna - mówi z uznaniem. - Powodzenia.
- Nie dziękuję - odpowiadam z uśmiechem i wysiadam z samochodu.
- Zobaczymy się później? Chyba się stęskniłem. - Przybiera teraz słodki ton głosu, przez co szczerzę się sama do siebie.
- Dam ci znać wieczorem, bo... - urywam, ponieważ zbliżając się do wejścia zauważyłam kto tworzy tamten tłum. - O cholera - szepczę.
- Co się stało? - pyta zaniepokojony, co wcale mi nie pomaga.
- Paparazzi tu są - odpowiadam drżącym głosem, zwalniając.
- Ja pierdole - klnie Justin. - Okej, Faith. Teraz się skup, dobrze?
- Dobrze - przytakuję, bo to jedyne co mi pozostało.
- Ignoruj ich wszelkie pytania i idź przed siebie pewnym krokiem. Możesz opuścić głowę, zasłonić się włosami lub cokolwiek. I za żadne skarby świata nie przyjmuj do siebie tego, co mówią, okej? - pyta, wydając się być tym zajściem poważnie poruszony.
- Okej - wzdycham. Dobra, Wihford. Teraz wystarczy, że się skupisz i zrobisz to, o co prosił cię Justin.
Robię krok w przód, a później kolejny i kolejny. Dobra, pewny siebie chód mam już z głowy.
- Zbliżasz się do nich? - pyta spokojnie Justin.
- Tak - odpowiadam krótko, biorąc głęboki oddech.
- Dobrze. Za moment się rozłączę, a ty po prostu przejdziesz obok nich. Daj sobie radę jeszcze ten jeden raz, później załatwię ci jakiegoś ochroniarza.
- Nie chcę, żadnych ochroniarzy, Justin - mówię stanowczo, ale natychmiast żałuję, że wypowiadam jego imię tak głośno, ponieważ paparazzi od razu zaczynają robić mi zdjęcia i krzyczeć przeróżne pytania.
- Cholera, Faith - warczy Justin. - Bądź trochę bardziej ostrożna. Porozmawiamy o tym później, zadzwonię - oznajmia i zaraz potem się rozłącza.
Nie mam czasu, na to by być zaskoczoną, czy urażoną, bo paparazzi od razu otaczają mnie z każdej strony. Nie tracę pewnego siebie kroku, ale to staje się coraz trudniejsze, ponieważ ci mężczyźni ani myślą się przesunąć. Mój problem zauważa odźwierny i dzięki Bogu, przybywa mi na ratunek.
- Czy Justin porzucił Shaylę dla ciebie?
- Czy to prawda, że panna Dornan przyszła pod wpływem pod dom Justina i cię zwyzywała?
- Ponoć spotykasz się z Justinem tylko dla jego pieniędzy i sławy? Skomentujesz to jakoś?
Wszystkie te pytania przyprawiają mnie o zawrót głowy. Chcę znaleźć się już w środku i mieć to za sobą. W końcu udaje nam się przedrzeć za drzwi, pozostawiając wstrętnych paparazzi na zewnątrz.
- Wszystko w porządku? Nic pani nie zrobili? - pyta odźwierny, który mi pomógł.
- Nie, tylko troche wystraszyli - odpowiadam i lekko się do niego uśmiecham.
- Dlaczego panią zaatakowali? Niech mi pani wybaczy, ale zupełnie pani nie rozpoznaję. - Mężczyzna wydaje się być szczerze zawstydzony.
- Nic się nie dzieje, to dobrze. Nie jestem nikim znanym. - Mrugam do niego, po czym udaję się do recepcji.
Tam dostaję plakietkę z nazwą "GOŚĆ" i pozwolenie na przejście dalej. Uprzejma pani za biurkiem powiedziała mi, że muszę wyjechać windą na czternaste piętro i tam poczekać na wezwanie.
Robię tak jak mnie poinstruowała i kilka minut później jestem na wskazanym piętrze. Siedzę w poczekalni, rozglądając się dookoła. Wnętrze jest bardzo nowoczesne i chłodne. Nie ma tu niczego nadzwyczajnego, wszystko jest utrzymane w jasnej tonacji i tym samym stylu. Po kilku minutach czekania zostaję zaproszona przez drobną blondynkę do sali konferencyjnej, gdzie mam poczekać na kogoś kto zajmie się rozmową ze mną.
Wchodzę do ogromnego, przeszklonego pomieszczenia. Czuję się w nim taka malutka. Siadam przy stole, przy którym z pewnością codziennie zbierają się jacyś ważni ludzie i omawiają równie ważne sprawy biznesowe. Jest tu tak cicho i sterylnie czysto, że zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno nie trafiłam do jakiegoś odizolowanego od świata miejsca. To śmieszne, ponieważ za oknami widzę ogromną ilość wieżowców, a jeśli podeszłabym do szyby widziałabym małe cienie ludzi. Poprawiam się na krześle i cierpliwie czekam, aż ktoś tu wejdzie. Rany, zaczynam się nudzić. Upewniam się, że mam ze sobą wszystkie dokumenty i biorę głęboki, uspokajający oddech. Nagle słyszę, jak ktoś otwiera drzwi.
- Dobrze, Anno. Umów mnie na siedemnastą i zadzwoń do Richa, aby przygotował mi zestawienia z ostatnich trzech miesięcy - tajemniczy Ktoś wydaje polecenie, a mnie przeszywa dreszcz. Znam ten głos.
Odwracam szybko głowę i zamieram.
- Dzień dob... Faith? - duka zaskoczony mężczyzna stojący przede mną. Czyli nie ja jedna jestem w szoku. - Co ty tu robisz?
O cholera. Wiedziałam, że skądś znam to pieprzone nazwisko.
- Chris? - Patrzę na niego w oszołomieniu, nie mogąc się ruszyć. - O mój Boże - szepczę sama do siebie, próbując nie zapomnieć o oddychaniu.
Oboje patrzymy na siebie, nie mogąc się ruszyć. Przede mną stoi właśnie mój były chłopak, który lata temu wyjechał z Dallas, by móc się rozwijać i jest jeszcze seksowniejszy niż wtedy. Chris pieprzony Fitzgerald, nie mogę w to uwierzyć.
- Prędzej spodziewałbym się, że spotkam diabła w raju, niż ciebie w mojej firmie - odzywa się w końcu Chris, przerywając tę dziwną ciszę między nami.
- Twojej firmie? - pytam zaskoczona, strarając się uspokoić.
- Właściwie to mojego ojca, ale rok temu uczynił mnie prezesem - odpowiada spokojnie. - Wybacz mi moje zaskoczenie, ale naprawdę nie przypuszczałem, że tą niesamowitą Wihford okażesz się ty.
- Niesamowitą?
- Nie każda dziewiętnastolatka może pochwalić się takim CV, Faith - mówi z uznaniem i posyła mi pokrzepiający uśmiech. Jak do cholery udało mu się tak szybko opanować?
- Dziękuję. - Kiwam głową i zagryzam wargę.
- Cholera, przepraszam, ale muszę to powiedzieć - rzuca troche spięty.
- Co? - Czy moje dzisiejsze odpowiedzi będą tylko pytaniami? Weź się w garść Wihford!
- Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedy, gdy opuszczałem Dallas. - Chris mówi to w taki sposób, że przez moje ciało przechodzą dreszcze.
- Przestań. - Rumienię się i patrzę na wszystko, oprócz Chrisa.
- Daj spokój, to tylko zwykły komplement - śmieje się, opierając się wygodnie na krześle.
Ten dźwięk przywołuje tak wiele przyjemnych wspomnień. Nasz związek był naprawdę udany, bardzo się kochaliśmy, ale później życie poukładało się trochę inaczej niż oboje tego chcieliśmy. Ale jak widać, koniec końców znaleźliśmy własne szczęście.
- Jasne, ale dawno nie słyszałam go z twoich ust. Ile to już lat? Trzy, cztery? - pytam, starając się z całych sił brzmieć luźno.
- Coś koło tego - zgadza się. - Jak sobie radzisz? - Wiem, że tym pytaniem nawiązuje do mojej przeszłości, ale nie mam ochoty o tym gadać.
- Jak widać dosyć dobrze, skoro siedzę u ciebie w firmie i staram się o pracę. - Uśmiecham się. Okej, jest coraz lepiej.
- Którą w zasadzie masz już w kieszeni - oznajmia bez ogródek, uśmiechając się do mnie równie sympatycznie.
- Słucham? - Marszczę brwi. - Chris, nie chcę zdobywać posady, ponieważ ty i ja...
- Nie, nie, nie! - przerywa mi, śmiejąc się. - Po prostu potrzebuję asystentki na już, bo poprzednia odeszła bez zapowiedzi, a ja ledwo sam to ogarniam. Nasza znajomość nie ma tu nic do rzeczy - wyjaśnia, a mnie spada kamień z serca.
- Dobrze, rozumiem.
- Więc od kiedy mogłabyś zacząć?
- Od jutra - oznajmiam radośnie, ponieważ cieszę się na tę pracę.
- Wspaniale. W takim razie zaczynamy pracę od dziewiątej. Będziesz pracować mniej więcej do siedemnastej, ale czasem będę prosił, żebyś została dłużej jeśli będzie tego wymagać sytuacja.
- W porządku. Obowiązuje mnie jakiś dresscode?
- Twojego stanowiska akurat nie. Ale zawsze musisz wyglądać elegancko oraz szykownie. Żadnych zwiewnych sukienek z dekoltem, prześwitujących bluzek itp. - mówi władczo. Wiele się nie zmienił.
- Rozumiem. W takim razie będę tu jutro o dziewiątej. - Ale się cieszę! - Och, a gdzie jest moje biurko?
- Zaraz obok mojego gabinetu. Pokażę ci je już jutro, ponieważ teraz muszę lecieć na spotkanie.
- Oczywiście, panie prezesie. - Puszczam mu oczko i wstaję, robiąc to samo co on.
- Poproś też jutro Jessicę, naszą recepcjonistkę, aby wyrobiła ci kartę pracownika - oznajmia i otwiera dla mnie drzwi. Ach, ci dżentelmeni. Fajnie jest ich jeszcze spotykać.
- Dobrze. Więc do jutra - mówię i wchodzę do windy, która jakby na mnie czekała.
- Do zobaczenia. - Chris posyła mi ten uśmiech, przez który dziewczynom miękną nogi. Mimo, że nie widziałam go pare lat, nadal działa na mnie podobnie jak w Dallas.
Niestety okazuje się, że paparazzi nadal czekają przed budynkiem. Odźwierny patrzy na mnie ze współczuciem, gdy zauważa moją minę. No cóż, to w końcu ma stać się częścią mojego życia, więc muszę sama stawić czoło tym bezdusznym hienom. Wychodzę na zewnątrz, od razu zderzając się z wodospadem pytań i błyskiem fleszów. Zakładam okulary na nos i idę szybko w stronę samochodu. Nie mam pojęcia jak udaje mi się do niego dotrzeć i wsiąść, ale gdy wyjeżdżam z parkingu prawie płaczę ze szczęścia. Boże, podziwiam Justina i inne gwiazdy, że sobie z tym radzą. To prawdziwy koszmar.
Postanawiam zdzwonić do niego i powiedzieć mu co i jak, ale gdy wybieram numer włącza się jego poczta. Widocznie pracuje. Wysyłam mu smsa, żeby wpadł do mnie wieczorem i wtedy porozmawiamy. Daruję sobie telefon do Angie, bo jadę do domu i spodziewam się, ją tam zastać.
W mieszkaniu jestem po przeszło godzinie, ponieważ na drogach były okropne korki. Tak jak myślałam, Angel nigdzie nie wyszła.
- Jestem! - wołam z korytarza.
- I jak tam? - odkrzykuje przyjaciółka, po chwili przybiegając do mnie.
- Nie zgadniesz kto jest moim szefem - mówię, zmierzając do kuchni skąd dobiegają wspaniałe zapachy.
- O rany, kolejna szalona informacja.
- Chris Fitzgerald - oznajmiam krótko.
- Słucham? - piszczy Angel.
- Poczekaj, pójdę się przebrać i wszystko ci opowiem - mówię i biegnę do pokoju, gdzie przebieram się w dres i za dużą koszulkę na ramiączkach. Wiążę włosy w kucyk, schodzę na dół i obserwuję jak Angie nakłada nam obiad. Dzisiaj mamy makaron z sosem, pycha.
- Więc zamieniam się w słuch - rzuca moja przyjaciółka i niesie talerze do stołu.
Cała historia zajmuje około dwudziestu minut, reszta to wspominanie z Angel czasów liceum w Dallas. Podobnie jak ja jest zaskoczona tym co się wydarzyło, ale chyba się cieszy. Zawsze lubiła Chrisa, w zasadzie nie miała powodu by tego nie robić.
Po siedemnastej leżymy na kanapie i skaczemy po kanałach, odpoczywając po obiedzie i deserze, który składał się z czekolady i lodów. Jest mi tak słodko, że zaraz zwariuję.
- Och, właśnie - zaczyna Angel. - Ian powinien być u nas po dziewiętnastej, sam dotrze tu z lotniska. Przyjmiesz go sama, okej?
- A ty gdzie będziesz? - pytam, skupiając na nią swoją uwagę.
- Mam kolację biznesową z fotografami itd. Wiesz, ciemna strona modelingu - śmieje się.
- Och, rozumiem. No dobrze - zgadzam się, bo przecież nie mam innego wyjścia.
Angel sięga po laptopa i zaczyna w nim grzebać, pewnie szukając jakichś nowych przecen w sklepach.
- Dzisiaj też spotkałaś paparazzi? - pyta po chwili, z niepokojem wymalowanym na twarzy.
- Eee, tak - odpowiadam, gryząc wargę. - Są już zdjęcia, co?
- Tak, patrz. Wyszłaś całkiem dobrze - śmieje się Angie, chcąc mnie rozluźnić. Jestem jej bardzo wdzięczna.
Na ekranie widnieje kilka moich zdjęć, gdy wchodziłam do biura oraz gdy wsiadałam do samochodu. Trzeba przyznać, że wyglądam na bardzo skupioną i obojętną wobec nich. Czyli Justin powinien być ze mnie zadowolony. A własnie, chyba jeszcze mi nie odpisał.
W mieszkaniu zostaję sama przed dziewiętnastą, ale nie na długo. Gdy sprzątam w kuchni, rozlega się dzwonek do drzwi. Biegnę je otworzyć i mimo, że wiem kto to jest, czuję podekscytowanie. Odsunęłam od siebie negatywne uczucia i postawiłam na radość i dobrą zabawę dzisiejszego wieczora.
- Niespodzianka! - woła Ian, rozkładając ramiona, w które po chwili wpadam. - Tęskniłem za tobą - mruczy, gdy wchodzi ze mną do środka i zamyka drzwi. Cały ten czas jestem do niego przytulona.
- Ja też - odpowiadam, gdy w końcu się od niego odlepiam.
- To super, bo w takim razie będziesz mała serce dać mi coś do jedzenia. Samolotowy catering jest do dupy. - Krzywi się chłopak, idąc za mną do kuchni.
- Masz szczęście, że Angel ugotowała dziś troche więcej - odpowiadam z rozbawieniem i zabieram si za odgrzewanie makaronu z sosem.
- Wow, ale się urządziłyście! - gwiżdże z uznaniem, rozglądając się po mieszkaniu. - Gdzie będę spał?
- Tutaj - pokazuję na kanapę. - Jest wygodna, zaufaj mi. - Pokazuję mu język, a on patrzy na mnie łobuzersko, po czym zaczyna mnie gonić, w skutek czego piszczę głośno i uciekam przed nim. Mój mały Ian, nigdy nie wyrośnie z takich zabaw. Biegamy po dolnej części mieszkania, a później dookoła wyspy. Nie przestaję piszczeć, a Ian cały czas się ze mnie śmieje. W końcu łapie mnie i przyciska do blatu, kładąc dłonie po obu stronach mojego ciała.
- Mam cię. - Oboje głośno dyszymy i śmiejemy się na zmianę. Ian pochyla się w przód, ale to naturalny odruch, bo jest zmęczony biegiem. Nagle słyszę trzaśnięcie drzwiami. Pewnie Angie czegoś zapomniała, albo urwała się z tej kolacji, więc nawet nie staram się odepchnąć od siebie Iana. Jednak, gdy zamiast Angel w kuchni zauważam wściekłego Justina, cała krew odpływa z mojej twarzy.
Cześć! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przeprasza, że tylu z Was musiało czekać tak długo. Mam nadzieję, że rozdział troche załagodzi waszą złość. Bardzo Wam dziękuję za przekroczenie 11 tysięcy wyświetleń! Jesteście cudowni!
Jeśli rozdział Wam się spodobał lub też nie, zostawcie jakiś komentarz. One dają mi tyle szczęścia.
Raz jeszcze za wszystko dziękuję!
Love, V.
PS. Co myślicie o jakimś małym one shocie?
jak mogłaś tak skończyć? boże nienawidzę cię za to xd
OdpowiedzUsuńWoah! Dużo się dzieje! Faktycznie, hej, Faith chyba nie zna słowa ''rutyna'' albo ''nuda''. Ale masaaakra, Ian z nią sobie bryka haha a tu BANG! Justin. No no...czekamy na dalszy ciąg:)
OdpowiedzUsuńBtw, fajnie, że foty wplatasz do tego, super efekt jest:)
Luuuv:*
Ian, nareszcie jezu uwielbiam go
OdpowiedzUsuńnienawidzę cię za to że przerwałaś w takim momencie:* nie mogę doczekać się nn
OdpowiedzUsuńMówiłam już, jak cholernie uwielbiam to ff? Jak ty to robisz, że nigdy nie jest tutaj nudno, ale też nie ma przesady co do akcji? Masz cholerny talent, podziwiam cię! Omfg, jeden rozdział, a tyle się działo. Uwielbiam długość rozdziałów, bo są cholernie długie i warto na nie czekać. Nie opisują jednej sytuacji, a parę i to jak! Twój styl pisma jest idealny. Opisujesz wszystko tak realistycznie i lekko, że chętnie się to czyta. Nie są to takie zwykłe bajki pisane od tak, żeby było. Widać, że wkładasz w to cholernie dużo pracy. Podziwiam cię :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to Faith i Justin są słodcy, shippuję ich :D
W pewnych momentach mam wrażenie, jakby on ją trochę denerwował i go troszkę odpychała, ale co się dziwić? Tak naprawdę dopiero się poznali. Mam wrażenie, że pojawienie się Chrisa i Iana nie jest przypadkowe. Zwłaszcza Chrisa. Czuję, że ta postać trochę namiesza. Jestem ciekawa reakcji Justina na to wszystko, a zwłaszcza na ostatnią opisaną sytuację Iana i Faith. Będzie wojna, prawda?
Uwielbiam postacie przyjaciół Justina i Faith, są tak cholernie dobrze opisane, że nie da się ich nie lubić! Miley na początku mnie wkurzyła z tymi swoimi docinkami, ale potem zmieniłam o niej zdanie. Jedyną osobą, której nie ufam z nich wszystkich jest Twist..
No cóż, zostało mi czekać do następnego rozdziału. Życzę weny :)
@flawlessjusten
Matko, matko , matko .. mam zawał ! Genialny <3
OdpowiedzUsuńmasz talent!!! uwielbiam twoje fanfiction
OdpowiedzUsuńWhat !?!? �� To nie możliwe że Justin musial przyjechać w takim momencie. Jestem ciekawa czy uwierzy jej i da jej szanse. Noo szlak by trafił. Musiałaś skończyć w takim momencie!? Za tą nieobecność wybaczam ci tym długim rozdziałem. Kocham to ff jest na prawdę genialny. Nawet nie wiesz co ja czułam gdy to czytalam i nadal czuje...takie motylki i podekscytowanie. Uwierz mi ze żadne ff nie wywiera we mnie tyle emocji. Podoba mi sie jeszcze to ze do każdego opisu stroju jest zdjecie i opisana sytuacja. Noo teraz nie zasne dzieki tb. Bede sie zastanawiać co bedzie dalej. Aa i jeszcze Mailey. Jej sie na pewno nie spodziewałam. I ten Chris? Serio ? Pewnie namiesza im w związku :/
OdpowiedzUsuńNo ale cóż. Rozdzial genialny jak kazdy inny ale ten? Mistrzostwo Świata. Kocham Cię i czekam nn.
ASFASDFXGTASFDGTFWADFFSWADFEGWFV !!!
OdpowiedzUsuńMATKO!
NO JAK MOGŁAŚ XD
TAKA AKCJA!
NIE NO JA NIE WYTRZYMAM DO NIEDZIELI
@ola1203
Jejku, świetny rozdział! Ciekawe jak Justin zareaguje na to wszystko :) Jestem jak najbardziej za one shotem ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny :) xx /@bizzlessmile
justin pewnie będzie mega zły na to że zobaczył Iana z Faith. Na początku nie lubiłam Miley, ale teraz uważam że jest cudowna. Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńtaak, zrób one shota
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie, serio
OdpowiedzUsuń@luvdrewz
najlepszy, czytam go już po raz 6373849
OdpowiedzUsuńJak zwykle, jestem zachwycona! :) Świetna treść, jak i również sposób pisania. Idzie Ci co raz to lepiej. Naprawdę nie można się nudzić, nie ma tu zbyt wielu powtórzeń, używasz ciekawych fraz, itp. Czytając to opowiadanie czuję się jakbym czytała dobrą książkę :)
OdpowiedzUsuńTak jak już wspominałam, uwielbiam zakończenia, zawsze trzymają w napięciu! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Jedyne do czego można się przyczepić (nie jest to duży błąd, praktycznie żaden, aczkolwiek jestem osobą, która uwielbia zwracać uwagę na detale) to spotkanie Faith i Chrisa. Gdy Faith "opisywała" ich relację wspomniała, że "bardzo się kochali i tworzyli szczęśliwy związek". Natomiast potem jedno z nich powiedziało coś w stylu, że z pięć lat się nie widzieli. Faith ma 19 lat, więc musiała mieć jakieś 14 lat, kiedy widzieli się po raz ostatni. Zakładając, iż ich związek nie trwał miesiąc, a dłuższy okres czasu, musieli tworzyć szczęśliwy i kochający się związek w wieku 13-14 lat. Właściwie to trochę zabawne :D I absolutnie się nie czepiam, po prostu o tym wspominam, bo przykuło to moją uwagę, ale to nie jest krytyka, tylko zabawny defekt :)
Pozdrawiam i czekam na kolejną część!
bardzo doceniam to, że "czepiasz" się tych detali. Dzięki temu rozwijam się i dopatruję błędów. Dobrze mieć kogoś takiego ;)
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, faktycznie masz rację, już poprawiłam ten błąd w tym rozdziale jak i w tamtym, gdzie opisywała ich relację. Teraz ma to większy sens, tak myślę :) Tak to jest, jak się na ostatnią chwile zmienia koncepcje całego rozdziału :)
No, raz jeszcze bardzo Ci dziękuję!
ależ nie ma za co, haha :) powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału, już się nie mogę doczekać!
Usuńps. jak najbardziej jestem za one shotem!
O jej, uwielbiam to
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤
Jejku, wczoraj wpadłam na to przez przypadek i postanowiłam cofnąć się do pierwszego rozdziału, zakochałam się i uzależniłam od tego, czytam całe już 3 raz i chce już kolejne!!!! Czekam, uwielbiam to.... powodzenia w tworzeniu♡♥
OdpowiedzUsuń