sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 14, cz.1

"Studio session"


Ciepło mi. Za ciepło. Niechętnie otwieram oczy i mrugam kilkakrotnie, by przyzwyczaić się do jasnego światła w pokoju, spowodowanego promieniami słońca wpadającymi przez dwa ogromne okna. Gdy już trochę się budzę, uświadamiam sobie, że leżę przytulona do Justina, a on mocno obejmuje mnie ramieniem. Unoszę wzrok, by móc chwilę popatrzyć na jego śpiącą twarz. Wygląda teraz tak niewinnie i spokojnie, mogłabym patrzeć na niego wiekami. Zerkam na zegarek, który stoi na szafce znajdującej się obok łóżka ze strony Justina i okazuje się, że jest po dziesiątej. Długo spaliśmy. To znaczy ja spałam, ponieważ jak tak patrzę na pana Biebera nie zapowiada się, żeby miał lada chwila wstać. Ktoś tu jest śpiochem. Uśmiecham się na tę myśl i bardzo ostrożnie wyplątuję się z jego objęć, wcześniej całując go szybko w ramię. Mruczy coś pod nosem, ale się nie budzi. Wychodzę z łóżka, lekko się przeciągam i opuszczam jego sypialnie, nie chcąc mu przeszkadzać. Najpierw zaliczam szybką wizytę w łazience, gdzie myję zęby tym razem chyba szczoteczką Justina, myję buzię, rozczesuję włosy i wiąże małą kitkę z przedniej części włosów. Uśmiecham się sama do siebie, gdy patrzę w lustro i mam wrażenie, jakby w ciągu tej nocy poziom endorfin w moim ciele podniósł się o tysiąc procent. Zastanawiam się co jest tego powodem. Podświadomość cicho mi mówi, że to mężczyzna, który śpi za ścianą, ale ja blokuję tę myśl. To za szybko. 
Schodzę na dół i w kuchni nalewam sobie szklanki soku, oczywiście po kilku minutach poszukiwań i szklanki i soku. Nie, nie było go w lodówce. Z tym samym głupkowatym uśmiechem na twarzy wychodzę do ogrodu, gdzie przysiadam w patio i rozkoszuję się cudownym porankiem w Los Angeles. Kocham to miasto. 
Kończę sok i mój wzrok pada na płaszcz, torebkę oraz buty, które znajdują się w altanie. Wczoraj zupełnie wyleciało mi z głowy, żeby je stamtąd zabrać. "Ciekawe dlaczego?" syczy z ironią moja podświadomość, budząc się tego dnia na dobre. Och, jak przyjemnie było, kiedy jeszcze nie dawała o sobie znać. Wstaję i idę pozbierać swoje rzeczy, a później wracam do domu. Płaszcz zawieszam na krześle, obok niego stawiam szpilki. Torebkę zabieram do kuchni, ale tylko po to by za chwilę wyjąć z niej telefon i również położyć ją na krześle. Ku mojemu zaskoczeniu mam jeszcze kilkanaście procent baterii w komórce, co raczej nie zdarza się często. Szczególnie, że przez noc mój iPhone nie miał chwili wytchnienia przez te wszystkie powiadomienia. A właśnie, chcę to sprawdzić. Ze ściśniętym brzuchem odblokowuje go i wchodzę na twittera, a tam czeka na mnie to samo co wczoraj. "Nie powinnaś być zaskoczona, złotko" uśmiecha się sztucznie moja podświadomość, mrużąc oczy. Ignoruję ją i przeglądam te wszystkie obraźliwe tweety wymierzone w moją stronę. Oddychaj, Faith. Oddychaj. W ciągu kilku godzin liczba moich followersów wzrosła o kilkaset osób, co nie urywam strasznie mnie zdziwiło. Dlaczego ludzie, którzy mnie nienawidzą chcą mnie obserwować? To przecież chore i niedorzeczne. Jednak pośród gąszczu tych obelg i bluzg udaje mi się odnaleźć kilka, a nawet kilkanaście pozytywnych komentarzy. I to od JEGO fanów! Czuje jak fala ciepła zalewa moje serce, czytając te miłe słowa. Jednakże to tylko kropla w oceanie nienawiści. Cóż, będę musiała sobie jakoś z tym poradzić. Niewykluczone, ze zapytam Justina o jakieś rady, on chyba lepiej się w tym orientuje niż ja. Na instagramie otrzymuję podobną ilość złych i dobrych słów, które raz przyjmuje lepiej, a raz gorzej. W końcu wychodzę ze wszystkich aplikacji nie mając ochoty bardziej psuć sobie tego poranka, który przecież zaczęłam leżąc w objęciach Justina. Zauważam, że mam kilka wiadomości w skrzynce, więc je odczytuję.

Od: Angie
O której i czy w ogóle masz zamiar wrócić do domu? Nie wiem czy czekać.

Od: Eddie
Mamacita! Co u Ciebie? Strasznie się stęskniłem. Może wyskoczymy jutro na drinka? Chętnie posłucham rewelacji z życia wybranki pana B. Buziaki!

Czytając tę wiadomość kręcę głową z niedowierzaniem i uśmiecham się szeroko, ponieważ Eddie jest zawsze taki pogodny. Kocham dzień w którym go spotkałam.

Od: Mama
Faith, odezwij się. Wiem, że dzisiaj pewnie gdzieś wyszłaś, a ja bardzo chciałabym wiedzieć coś więcej na temat Twojej relacji z tym chłopakiem. Kocham Cię.

Rany, mamo. Okej, muszę do niej zadzwonić, ale jeszcze nie jestem gotowa na jej przesłuchania. Zapowiada się dłuuuuga rozmowa. 
Wysyłam wszystkim krótkie i konkretne wiadomości. Do Angie, że jak już chyba zauważyła nie wróciłam do domu i że mam nadzieje, że nie czekała na mnie. Do Eddiego, że chętnie gdzieś dzisiaj z nim wyskoczę i proponuję, żebyśmy zabrali ze sobą Chan, Angie i Iana. Dodaję, że Ian to mój przyjaciel z Dallas i że z pewnością się polubią. "O to nie musisz się martwić" rzuca moja podświadomość, machając lekceważąco ręką. Przewracam oczami i odpisuję mamie, że skontaktuję się z nią w najbliższym czasie. 
W końcu odkładam telefon na dobre i zaczynam rozglądać się po tym dużym, przestronnym pomieszczeniu. Rumienię się, gdy patrzę na blat, a dokładnie na miejsce gdzie wczoraj Justin mnie posadził podczas naszego gorączkowego pocałunku. Wtedy do mojej głowy wpada myśl, że powinnam się mu jakoś odwdzięczyć za to, że mnie tu przenocował i w ogóle za cały wczorajszy dzień. Był cudowny. Podchodzę do lodówki i sprawdzam jej zawartość. Oczywiście jest wypełniona po brzegi najprzeróżniejszym jedzeniem. Głównie widzę zdrową żywność, ale piwo oraz jakieś desery też w niej są. Po krótkim namyśle decyduję się na najprostsze i najbezpieczniejsze śniadanie, czyli jajecznice, tosty oraz bekon. Wyjmuję potrzebne składniki i układam je na blacie, po czym przekopuję większość szafek w poszukiwaniu patelni grillowej i zwykłej. W końcu mi się udaje i stawiam je na wcześniej rozpalonej kuchence. Kroję boczek w cienkie plastry i układam je na patelni z powierzchnią do grillowania, a później przechodzę do rozbijania jajek, które ostatecznie mieszam w szklanej misce i przelewam na drugą patelnie. Gdy tak krzątam się po kuchni, czegoś mi brakuje. Muzyka! Nie lubię gotować w ciszy. Szybko lokalizuję stację dokującą iPada i podbiegam do niej, wchodząc w bibliotekę w poszukiwaniu odpowiedniego utworu na dzisiejsze poranne pichcenie. Jest tam wszystko - od Eltona Johna po Rae Sremmurd. Ależ eklektyczny gust muzyczny, chociaż w zasadzie nie powinno mnie dziwić, ponieważ Justin jest w końcu artystą i powinien znać tak zróżnicowane gatunki. Oczywiście trafiam też na kilka kawałków, które i ja kojarzę. Hmm, Beyonce. Chyba kiedyś obiło mi się o uszy, że Justin jest w niej zadurzony. Chichoczę na tę myśl i zastanawiam się nad tym, który z jej utworów wybrać. Po trudnej decyzji pomiędzy 'Say My Name' a 'Love On Top', wybieram tę drugą opcję i wciskam przycisk "odtwórz". Gdy muzyka zaczyna rozbrzmiewać z głośników tanecznym krokiem wracam do kuchni i zabieram się za kończenie śniadania. Obracam boczek na drugą stronę, a jajecznicę mieszam, by za bardzo się nie ścięła, a w między czasie wkładam wcześniej znaleziony chleb tostowy do tostera, nucąc przy tym razem z Beyonce. Nie przejmuję się tym, że muzyka głośno gra i że mogę obudzić Justina. Mógłby już wstać, no naprawdę bez przesady. Gdy wyjmuję z lodówki warzywa, ser i wędline, które chce położyć na desce zastanawiam się gdzie jest Carter i czy pracuje u Justina w weekendy. Ale jeśli nie, to kto mu gotuje? Dziewczyny, z którymi sypia? Nie podoba mi się ta myśl i natychmiast ją od siebie odsuwam, nie chcąc sobie zbytnio psuć humoru. No cóż, chyba powinnam o to zapytać Justina, przecież to nic złego. 
Tosty wyskakują z tostera, więc wyjmuję je i wkładam następne, by mogły się zarumienić i stać chrupiące. Boczek jest już prawie gotowy, a jajecznica wymaga jeszcze kilku minut na małym ogniu. Łapię się na tym, że nie wiem co Justin ma w zwyczaju pić rano. Kawa? Herbata? Sok? Trudno, będę musiała strzelać, albo pozostawię jemu tę decyzję. Wydaje mi się, że ta druga opcja jest o wiele lepsza. Tak czy inaczej, piosenka nabiera tempa i Beyonce zaczyna śpiewać jeszcze weselej i głośniej. Kręcę biodrami, kiedy układam warzywa na talerzu i zastanawiam się, czy nie powinnam iść obudzić Justina. Wszystko jest gotowe, a zimna jajecznica jest okropna. Gdy chcę wyciągnąć dla nas dwa talerze, czuję jak silne, męskie ramiona oplatają mnie w pasie i przyciągają do siebie. Uśmiecham się pod nosem, bo wiem, że to Justin. Przechyla głowe i składa ciepły, miękki pocałunek na mojej szyi, wywołując u mnie dreszcze. O rany, mogłabym mieć takie poranki do końca życia.
- Pamiętam jak na VMA w 2011 roku śpiewała tę piosenkę i pokazała całemu światu swój ciążowy brzuszek. Byłem wtedy zdruzgotany - mruczy przy moim uchu, cały czas mnie obejmując.
Zaczynam chichotać i kręcić głową z niedowierzaniem. Ależ z niego duże dziecko. 
- Nadal się w niej kochasz? Nawet jeśli ma córkę i męża? - pytam, sięgając po patelnię z jajecznicą i nieświadomie ocierając się przy tym o Justina.
Wyczuwam jego uśmiech przy mojej szyi, którą wciąż pieści swoim oddechem. Muszę dokładać naprawdę wielu starań, by się teraz na niego nie rzucić. 
- Tak, już zawsze będzie w moim sercu jako pierwsza kobieta, w której się zakochałem - śmieje się i przesuwa dłoń na moje biodro. 
Biorę głęboki oddech i odwracam się do niego, by zatrzymać jego pieszczoty w zarodku. 
- Muszę dokończyć przygotowywanie śniadania, a ty skutecznie mi to uniemożliwiasz. - Posyłam mu karcące spojrzenie, w którym mimo wszystko czai się rozbawienie. Nie umyka to uwadze Justina, przez którego twarz również przemyka cień uśmiechu.
- Potrafisz człowiekowi zniszczyć plany - mówi z niezadowoleniem i się ode mnie odsuwa. 
- Grzeszne plany - dodaję i uśmiecham się drwiąco, wyciągając w końcu dla nas te nieszczęsne talerze. 
- Nie mów, że ci się to nie podobało. Swoją drogą, to dzień dobry. - Justin wydaje się być tego poranka w dobrym nastroju. Hm, dobrze wiedzieć. 
- Dzień dobry - odpowiadam słodko i posyłam mu wesołe spojrzenie. Justin potrząsa głową i podchodzi do stacji dokującej, klikając coś pare razy, aż nagle z głośników zaczyna wydobywać się cudowny, lekko ochrypnięty głos Etty James. Uśmiecham się i wracam do pracy. Podoba mi się ta piosenka.
Kręcę się po kuchni jeszcze kilka chwil, dopinając ostatnie szczegóły i w końcu stawiam nasze śniadanie na blacie wyspy, przy której stoją cztery krzesła barowe. 
- Nie wiedziałam co lubisz na śniadanie, więc trochę zaryzykowałam. Mam nadzieję, że będzie ci smakować - mówię spokojnie, zalewając kubek z herbatą wrzątkiem. - Nie wiem też, co chcesz do picia. 
- Wystarczy sok pomarańczowy - odpowiada, zbliżając się do wyspy i siadając na stołku. - A o śniadanie się nie martw, wszystko co wyszło spod twoich rąk z pewnością będzie pyszne. - Puszcza mi oczko, po czym spogląda na jedzenie przed nim. - Szczerze mówiąc to obudził mnie zapach bekonu.
- Cieszę się, bo już myślałam, że będę musiała iść cie budzić - rzucam i siadam na krześle obok niego, stawiając szklankę soku przed chłopakiem. 
- Hmm, taka pobudka chyba byłaby lepsza. - Uśmiecha się łobuzersko, po czym nachyla się, łapie mój podbródek i składa na moich ustach delikatny pocałunek.
- A to za co? - pytam, gdy odsuwa się ode mnie.
- Na dzień dobry - odpowiada, po czym łapie za widelec i zabiera się za jedzenie. - Smacznego.
- Smacznego. - Również chwytam sztućce i zaczynam jeść jajecznicę. 
Przez chwile jemy w ciszy, to znaczy w tle wciąż śpiewa Etta, ale my nie rozmawiamy. W końcu postanawiam to zmienić.
- Carter pracuje u ciebie w weekendy? - zaczynam lekko ochrypniętym głosem.
- Dlaczego pytasz? - Justin unosi brwi, dając mi do zrozumienia, że zainteresowałam go.
- Ponieważ nie spotkałam go, kiedy tu przyszłam - odpowiadam, wzruszając ramionami.
Zerkam na chłopaka obok mnie i widzę, że jest rozbawiony. Co w tym takiego śmiesznego? Powiedziałam coś nie tak?
- W weekendy zazwyczaj śpię do późna i wyrabiam się bardziej na lunch niż śniadanie. Ale jeśli już wstaję wcześniej sam potrafię sobie coś przygotować - mówi, sięgając po tosta i smaruje go masłem. - Carter zaczyna prace od południa w weekendy, chociaż często ma je wolne.
- Dlaczego?
- Bo zazwyczaj jem na mieście w te dni, poza tym on też musi trochę poużywać życia - śmieje się i bierze kęs tosta. 
- A dzisiaj ma wolne? - Zaczyna mi się wydawać, że zadaję za dużo pytań.
- Tak, dzisiaj tak - wyjaśnia, przyglądając mi się z uwagą.
- Dlaczego? - Faith, przestań go tak wypytywać, warczę na siebie w myślach.
- Ciekawska jesteś. - Czerwienię się, gdy to mówi. Wyszłam na idiotkę. - Dzisiaj mam dużo spraw na głowie i nie będzie mnie w domu do wieczora.
- Och, rozumiem. - Kiwam głową i upijam łyk swojej herbaty, która zdążyła już ostygnąć. 
- Jakie masz plany na dzisiaj? - pyta tym razem Justin, przejmując inicjatywę.
- Eee... Chyba wychodzę z Eddiem i resztą dzisiaj na drinka wieczorem. - odpowiadam, obserwując jak Justin spina się lekko. 
- Gdzie chcecie iść? - Chłopak nawet nie próbuje brzmieć bezinteresownie, widzę i słyszę, że robi to tylko po to, by mieć kontrolę i trochę uspokoić swoje nerwy.
- Tego nie wiem. Pewnie Eddie nas gdzieś wyciągnie, on zna tu więcej miejsc niż ja, czy Angel. 
- No dobrze. A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na mnie? - Justin wydaje się być szczerze zaciekawiony moją odpowiedzią.
- Przed chwilą powiedziałeś, że masz dużo na głowie - mówię cicho, marszcząc brwi. Nie rozumiem go ani trochę.
Patrzy na mnie przez chwilę, milcząc i zaciskając szczękę. 
- Tak, masz rację - wyrzuca w końcu z siebie i wraca do jedzenia, oddalając się ode mnie mentalnie w kilka sekund. Przyglądam mu się z konsternacją, ale nie mówię ani słowa. Skoro nie chce rozmawiać, to nie będę naciskać. Widocznie ma powód, a ja chyba nawet wiem jaki.
Po skończonym posiłku, który odbyliśmy w większości w ciszy, postanowiłam po nas posprzątać, żeby zająć czymś myśli. Justin specjalnie nie oponował, więc przynajmniej tu obyło się bez większych spięć. 
Właśnie wkładam ostatni talerz do zmywarki, gdy słyszę jak chłopak włącza telewizor i wciąga głośno powietrze. 
- Patrz, skarbie, jesteśmy w telewizji - informuje mnie bardzo spokojnie. Cała się spinam, gdy słyszę jego słowa. Mechanicznie obracam się w stronę plazmy, która wisi na ścianie i w którą z uśmiechem wpatruje się Justin. Mrugam kilkakrotnie i słucham, jak w programie śniadaniowym dziennikarze mówią o wczorajszym wieczorze, który spędziłam w całości z Justinem.
- Wydaje się, że nowa wybranka Justina Biebera to prawdziwa szczęściara! Para spędziła ze sobą cały wczorajszy wieczór w bardzo romantycznym stylu. Najpierw pan Bieber zabrał dziewczynę na wystawną kolację do jednej z najlepszych i najbardziej romantycznych restauracji w LA, a później oboje pojechali do jego posiadłości w Calabassas. Jak myślicie, działa się tam magia? Bo my głęboko w to wierzymy, szczególnie, że gdy nasza para opuszczała wczoral Il Cielo, trzymali się za ręce, a na twarzy Justina gościł szeroki uśmiech. Sprawdźcie sami! 
Teraz na ekranie pojawia się filmik od paparazzi, na którym ja i Justin opuszczamy restaurację. Rzeczywiście, on uśmiecha się szeroko, ale ja jestem przestraszona i opuszczam głowę, widać po mnie, że chcę jak najszybciej znaleźć się w samochodzie. Nie wyglądam na szczęśliwą mimo, że wtedy byłam w stanie skakać z radości. To chyba niedobrze. Zagryzam wargę i opuszczam głowę, czując wstyd. Ale dlaczego? Mimo, że media nie wspomniały ani słowem o mojej minie, wiem, że ludzie i tak będą to komentować. Wzdycham głęboko, odwracam się i wracam do kuchni, dokończyć sprzątanie.
- Hej, co się dzieje? - pyta Justin, pojawiając się przy mnie.
- Nic, wszystko okej - odpowiadam, starając się brzmieć szczerze i normalnie.
- Zawsze jesteś przybita, gdy jest okej? - Chłopak wyciąga z moich rąk kubek i odkłada go na blat, przyciągając mnie do siebie. - Co się stało?
Opieram dłonie o nagą klatkę piersiową Justina i ostrożnie podnoszę na niego wzrok, zastanawiając się co mogę mu odpowiedzieć. Przecież uzna mnie za wariatkę, bo zasmuca mnie taka pierdoła. 
- Wiesz, nie do końca dobrze radzę sobie z tymi komentarzami wymierzonymi w moją stronę - wzdycham. - Staram się je ignorować, ale niektóre naprawdę na mnie wpływają. Poza tym, jestem w szoku, bo po raz pierwszy zobaczyłam siebie w telewizji. Popatrz jaki ty jesteś szczęśliwy na tym filmie, ja wyglądam na przerażoną i skrępowaną. Ludzie, twoi fani na pewno to zaraz skomentują. Nie chcę, żeby postrzegali mnie za kogoś kto cię wykorzystuje i jest wiecznie niezadowolony. - Wow, to sukces, że wyrzuciłam z siebie aż tyle słów na raz. 
Justin patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem i milczy przez chwilę, przetrawiając moje słowa. W końcu bierze głęboki oddech i uśmiecha się łagodnie.
- Wiem, że to dla ciebie nowość, ten cały świat. Chcę cię chronić przed złem na ile będę potrafił, ale wiem też, że nie zdołam być przy tobie w każdej gorszej chwili. Nie przejmuj się mediami i opinią innych ludzi, oni zawsze zdają coś, by kogoś poniżyć. Nie możesz pokazywać, że cię to rusza, w przeciwnym razie oni będą mieli z tego ogromną satysfakcję. - Chłopak podnosi dłoń i zakłada mi kosmyk włosów za ucho, gładząc mnie przy tym po policzku. - Jesteś dobrym człowiekiem, piękną, mądrą i wesołą dziewczyną. Poczekaj moment, a zaraz będziesz mieć rzeszę fanów, choćby twojej urody. 
- Nie potrzebuję fanów, Justin. Potrzebuję jedynie akceptacji - szepczę i opuszczam wzrok na jego klatkę piersiową. Podziwiam krzyż, który jest wytatuowany na jej środku, koronę która jest po mojej prawej stronie i datę po lewej. Przejeżdżam po niej nieświadomie palcem, zastanawiając się co oznacza. Zresztą chciałabym kiedyś poznać historię każdego z jego tatuaży. Są piękne i bardzo się cieszę, że zdobią jego umięśnione ciało, zamiast je oszpecać. 
- Masz moją akceptację, kochanie - mruczy Justin, po czym ujmuje mój podbródek, unosi go i całuje mnie czule w usta. - Jeśli chodzi o moje beliebers, to daj im trochę czasu, dobrze? Nie dziwię im się w gruncie rzeczy, że tak sceptcznie do ciebie podchodzą. Spójrzmy prawdzie w oczy skarbie, co miesiąc miałem inną partnerkę.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzą - mówię cicho, ponownie opuszczając wzrok i ignorując wzmiankę o jego comiesięcznych zmianach kobiet.
- W taki sposób się o mnie troszczą i starają się mnie chronić - wyjaśnia, a ja parskam śmiechem.
- Justin, to jest okrutne. Można troszczyć się o swojego idola w zupełnie inny, mniej krzywdzący sposób. Nie zrobiłam im nic złego - tłumaczę, dając ponieść się emocjom. 
- Zabrałaś im mnie - odpowiada spokojnie, jakby to były słowa które wypowiada codziennie.
- Słucham? - pytam, nie wierząc własnym uszom. - Nikogo nikomu nie zabrałam. 
- Wiem kochanie. - Uśmiecha sie blado Justin. - To nie w tym rzecz. One po prostu sądzą, że mają mnie na własność i że mogą ułożyć mi życie, najlepiej to z jedną z nich. To słodkie, ale jednocześnie frustrujące. Zawsze będą częścią mojego życia, ale ja też mam prawo do szczęścia. A coś mi mówi, że to szczęście odnajdę przy tobie. One to w końcu zrozumieją, zaufaj mi.
Wsłuchuję się w każde słowo, jakie wypowiada Justin. To niesamowite, że w tak młodym wieku jest tak rozsądny, opanowany i mądry. Wdaje się, że ma więcej niż dwadzieścia jeden lat. Kiedy wypowiedział zdanie o szczęściu, miałam ochotę się rozpłakać. Nie do wiary, to się nie może dziać. Uśmiecham się nieśmiało i ze łzami w oczach, zarzucam mu ręce na szyję i przyciągam do pocałunku. Justin wydaje z siebie pomruk rozbawienia i zaskoczenia, ale obejmuje mnie mocno w talii, lekko odchylając od siebie. Wkładam w ten pocałunek tyle wdzięczności ile tylko potrafię.
- Przepraszam - rzucam, gdy odrywam się od niego. Chłopak patrzy na mnie z czułością, po czym przytula mnie mocno, chowając w swoich ramionach.
- Na mnie spada fala nienawiści codziennie i jakoś sobie z nią radzę. To wchodzi w nawyk, w końcu przestaniesz o tym myśleć - mówi mi we włosy, wdychając mój zapach. Zamykam oczy i uśmiecham się lekko, rozkoszując się bliskością jego ciała.
- Ekhem. - Naszą intymną chwilę, przerywa czyjeś chrząknięcie. Chcę odskoczyć od Justina, ale on obejmuje mnie jeszcze mocniej i nie pozwala mi nigdzie odejść. Urocze. Odwracam się powoli i widzę przed sobą mężczyznę, który był na castingu tanecznym. Jak on miał na imię. Scott? 
- Co jest, Scooter? - pyta Justin. Cholera, byłam blisko. Wiedziałam, że coś na "S". 
- Od wczoraj nie można się do ciebie dodzwonić, Justin - ruga go, podchodząc do nas. - Mamy tyle spraw do załatwienia, a ty po prostu się odcinasz. Poza tym, mógłbyś mnie wcześniej uprzedzić, że spotykasz się z Faith. Nie jestem przygotowany na telefony od gazet od rana. - O, jak miło, że pamięta moje imię. Teraz jest mi wstyd, że nie pamiętałam jego.
- Sory stary, miałem ważniejsze rzeczy na głowie - odpowiada Justin, gładząc mnie po ramieniu.
- Tak, rozumiem. Ale czy możemy teraz pogadać? Na osobności? - Scooter zerka na mnie, chyba nawet przepraszająco, ale nie jestem tego do końca pewna. 
- Faith? - zwraca się do mnie Justin.
- Nie pytaj mnie o zgodę, przecież to twoja praca - odpowiadam trochę urażona. - Pójdę się przebrać i tak dalej. - Macham lekceważąco ręką i uśmiecham się ciepło do Justina, jak i Scootera. 
Wyplątuję się z objęć chłopaka i ruszam w stronę schodów. Mijam menadżera i słyszę od niego ciche "Dzięki!". Wzruszam ramionami i znikam za rogiem. 
Gdy jestem w sypialni, w której miałam wczoraj początkowo spać ściągam z siebie ciuchy Justina i zakładam z powrotem różową sukienkę. Rozpuszczam włosy, które zdążyły się już trochę pokręcić, zbieram swoje rzeczy i wychodzę z pokoju, kierując się do sypialni Justina, by zostawić tam jego koszulkę i spodenki, które wczoraj mi podarował. 
Składam je na jego biurku i rozglądam się raz jeszcze po pomieszczeniu. Jest tu naprawdę ładnie, a świadomość, że jestem drugą kobietą, która tu jest napawa mnie ogromną dumą. Więc może ja i Justin to coś poważniejszego? "Kochanie, ze starych nawyków nie tak łatwo wyjść" przypomina mi moja podświadomość, patrząc na mnie z lekkim politowaniem. Och, potrafi wszystko popsuć, naprawdę. Ale z drugiej strony ma rację, sama coś o tym wiem. Wzdycham ciężko, po czym kładę się na moment na łóżku i od razu otula mnie zapach Justina. Jest mocny, wyrazisty i w pewnej mierze słodki. Z całą pewnością to wyjątkowa mieszanka, którą mogłabym się upajać bez pamięci. Leżę tak przez kilka, a może kilkanaście minut wdychając ten zniewalający aromat, po czym postanawiam zejść na dół, by zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. Nie chcę przeszkadzać Justinowi, z resztą sam stwierdził, że ma dziś dużo pracy. Spoglądam na bukiecik, który wczoraj mi wręczył i przypominam sobie, że przecież ja też mam dla niego prezent. Gdy pojawiam się w kuchni, Scooter właśnie wychodzi.
- No, to pamiętaj, że dwie godziny masz być w studiu i błagam cię, nie spóźnij się - mówi ostrzegawczym tonem, przystając na moment.
- Będę, spokojnie. To jedna z niewielu rzeczy, których nie chcę zawalać - odpowiada Justin i przenosi wzrok na mnie, gdy podchodzę do swojego płaszcza, butów oraz torebki.
- Świetnie, bo tych rzeczy jest coraz mniej - warczy Scooter i wychodzi z domu. Ktoś tu komuś zdziałał na nerwy.
- Będę się zbierać - oznajmiam cicho, zakładając na stopy szpilki.
- Pojedź ze mną do studia - odpowiada Justin, nieźle mnie tym zaskakując.
- Co? - pytam, nie do końca rozumiejąc jego słowa.
- To co słyszałaś. Pojedź tam ze mną, chcę ci pokazać jak to wygląda. Chociaż nie jestem pewien, czy będę się mógł skupić, kiedy tam będziesz.
- To mnie tam nie zapraszaj. - Uśmiecham się grzecznie i wzruszam ramionami, sięgając do torebki.
- Jeden raz nie zaszkodzi, a chcę żebyś usłyszała moją nową muzykę. Proszę. - Justin patrzy na mnie w taki sposób, że miękną mi kolana. Boże, jak on to robi?
- W porządku. - Poddaję się. - Ale najpierw muszę wrócić do domu, przebrać się i ogólnie zorientować się, jak tam sprawy się mają. 
- Dobrze, w takim razie sama przyjedziesz do studia. Wyślę ci adres smsem. - Widzę w oczach Justina, że on naprawdę cieszy się, że tam przyjadę. Wygląda teraz jak mały chłopiec, który za moment dostanie wymarzonego lizaka. Chichoczę i wyciągam z torebki mój prezent dla niego.
- A co to? - pyta z ciekawością, przyglądając się czarnemu pudełeczku z napisem 'Cartier'.
- Mój prezent dla ciebie. Szczęśliwych walentynek, panie Bieber - mówię zmysłowo i wręczam mu pudełeczko, patrząc na niego spod rzęs.
Justin zerka na mnie, a na jego perfekcyjnie wykrojonych, pulchnych wargach widnieje tajemniczy uśmiech. Odbiera ode mnie prezent i otwiera pokrywkę. Jego oczom ukazuje się złota bransoletka Cartiera, zatytułowana 'Love'. Uznałam, że to odpowiedni podarunek na taką okazję, a do tego taka biżuteria jest uniwersalna i może ją nosić osoba każdej płci. 
Chłopak od razu zakłada na nadgarstek swój prezent, a po chwili wbija we mnie wzrok i pyta:
- A gdzie jest twoja? 
- Nie mam. - Wzruszam ramionami, bo niby po co miałabym ją mieć. Tak, wiem. Te bransoletki zazwyczaj kupują pary, ale od każdej reguły jest wyjątek, no nie? 
- Powinnaś mieć, takie jest założenie tej bransoletki - mówi rzeczowo, oglądając swój nadgarstek.
- Cóż, może kiedyś też sobie taką sprawię. Na razie skupiłam się na tobie - odpowiadam i uśmiecham się słodko.
- Chodź tu. - Wyciąga do mnie rękę i przyciąga do siebie, od razu przyciskając swoje usta do moich. Nigdy mi się to nie znudzi. - Dziękuję - mruczy między pocałunkami, zjeżdżając dłonią w dół moich pleców.
- Nie ma za co - odpowiadam dysząc cicho.  Justin całuje mnie raz jeszcze, po czym niechętnie się od niego odsuwam. - Muszę już iść, jeśli chcesz, żebym wpadła do studia za dwie godziny.
- Dobrze, mała - przytakuje cicho, oblizując ordynarnie usta. Rany boskie, Bieber. - Gil już na ciebie czeka. 
- Dziękuję - rzucam i zakładam na ramiona płaszczyk.

Gdy wchodzę do mieszkania, jest w nim stanowczo za cicho. Ściągam w przedpokoju szpilki i wieszam płaszcz na wieszaku, po czym zmierzam do kuchni. Tam czeka na mnie kartka od Angie.

"Poszłam na zakupy, a potem na lunch z Xavierem. Ian prawdopodobnie nadal śpi, spił się wczoraj okrutnie. Daj znać, jak będziesz już w domu.
Całusy, 
Angel"

Uśmiecham się sama do siebie. A to się dziewczyna zadurzyła. Aż miło patrzeć. Mam nadzieję, że nie popełni błędu i nie potraktuje Lil Za jak wcześniejszych facetów. Wtedy byłabym skłonna skopać jej ten zgrabny tyłek.
Zgniatam karteczkę i idę ją wyrzucić do kosza pod zlewem. Kiedy podnoszę wzrok, podskakuję przestaszona, ponieważ przede mną stoi zaspany i skacowany Ian.
- Cześć, mała - wita się, patrząc na mnie spod przymkniętych powiek.
- Jezu, walisz jak gorzelnia - mówię z odrazą i podaję mu butelkę wody. - Gdzieś ty wczoraj był?
- Też chciałbym wiedzieć. Chyba cudem tutaj wróciłem - mruczy ochryple Ian, odbierając ode mnie napój z wdzięcznością wymalowaną na twarzy.
Zaciskam usta w cienką linijkę i kręcę z niedowierzaniem głową. Pierwszy dzień w nowym mieście, a on już się upija do nieprzytomności. Boże, dopomóż mi przez ten miesiąc, bo coś mi mówi, że to stanie się moją codziennością. Oczywiście nie chcę do tego dopuścić, ale czasem to siła wyższa. 
- Jak tam wczorajszy wieczór? Nie wróciłaś na noc - rzuca Ian, nie ukrywając swojego niezadowolenia moim dzisiejszym powrotem.
- Gdyby nie to, że stoję tu we wczorajszym ubraniu, nie miałbyś pojęcia, że mnie nie było - odpowiadam z rozdrażnieniem, bo wiem, że tu chodzi o spięcie jego z Justinem. 
- Ta, masz rację. - Kiwa ponuro głową i przeciera oczy. - Wrócę do siebie, chyba jeszcze nie wytrzeźwiałem do końca. 
- Też tak myślę - zgadzam się i patrzę na niego karcąco.
- Nie patrz na mnie, jak moja matka - mamrocze mój przyjaciel, unosząc ręce w górę. 
- Zachowujesz się jak rozwydrzony nastolatek, więc mam prawo tak na ciebie patrzeć. A teraz wracaj do pokoju i doprowadź się do porządku do wieczora, wychodzimy na drinka.
- My? 
- Tak, my. Ja, ty, Angel, Chan i Eddie - wyjaśniam.
- A Bieber? - pyta, udając życzliwość.
- Nie będzie go, ma jakieś sprawy na głowie.
- Pewnie pukanie innych panienek - prycha Ian.
- Nie przeginaj - warczę na niego i wychodzę z kuchni. - Przypominam ci, że to ty rozmawiałeś ze mną nawalony i z jakąś panienką, która bardzo prawdopodobne, iż wtedy obciągała ci fiuta. Przyganiał kocioł, garnkowi - syczę wściekle, po czym wbiegam po schodach od razu wpadając do łazienki. Wchodzę szybko pod prysznic i zaczynam się myć, chcąc się rozluźnić i zapomnieć o rozmowie, która miała miejsce kilka minut temu. Muszę poważnie porozmawiać z Ianem, bo nie zamierzam wysłuchiwać takich uwag na temat Justina. Zastanawiam się, czy z nim też będę musiała odbyć taką pogawędkę.
Po prysznicu, wycieram się, suszę włosy i balsamuję ciało, czyli tradycyjny rytuał po kąpieli. Później wpadam do pokoju, gdzie zakładam na siebie ciałowe body, ciemne spodnie z zamkami oraz czarny, narzutkowy sweter, a następnie zabieram się za prostowanie włosów i nałożenie makijażu. W między czasie słyszę, że dostałam smsa, zapewne od Justina z adresem studia. Wcale się nie myliłam, kiedy odczytuję wiadomość. Chłopak dodaje jeszcze, że nie może się doczekać mojej wizyty i że jest podekscytowany. Mały chłopiec, pan Justin Bieber.
Patrzę na zegarek i okazuje się, że mam pół godziny na dojazd do studia, więc powinnam się już zbierać. Zakładam jeszcze pasującą do stroju biżuterię, poprawiam włosy i schodzę na dół. Ian wrócił do swojego pokoju, więc obędzie się bez wyjaśnień, gdzie idę. Zakładam buty, łapię torebkę i wychodzę z mieszkania.

Do studia docieram na czas. Korki na ulicach dały mi się we znaki, ale nie powstrzymały mnie przed punktualnością. Wychodzę z samochodu i niepewnie zmierzam do wejścia na tyłach, którym kazał mi wejść Justin. Dziwnie się czuję, ponieważ mam wrażenie jakbym wkraczała na czyjś teren. W gruncie rzeczy, tak właśnie jest. Idę ciemnym korytarzem, oświetlonym jedynie małymi lampkami w suficie i udekorowanym wyróżnieniami różnych artystów, w tym także Justina. Na jego końcu słyszę czyjeś głosy, śmiechy i muzykę grającą w tle. Udaje mi się wykryć śmiech Justina, który jest dla mnie pięknym dźwiękiem. Podchodzę do drzwi i niepewnie je otwieram. 
- Hej - witam się nieśmiało, przygryzając wargę. Oczy wszystkich w pomieszczeniu skierowane są na mnie.
- Cześć. Cieszę się, że przyszłaś - mówi Justin i wychodzi mi na powitanie. Nie bardzo wiem jak się zachować, przy tych ludziach, ale Justin wydaje się być pewien swoich czynów. Przyciąga mnie do siebie i całuje gorąco na powitanie. On chyba wstydu nie ma. Gdy się ode mnie odsuwa, cała się czerwienię i chowam w jego ramionach. Chłopak otula mnie bezpiecznie i rusza na środek. 
- Poznaj, to jest Cody. - Wskazuje na przystojnego blondyna, który uśmiecha się do mnie życzliwie i wyciąga dłoń, którą po chwili ściskam. 
- Cześć, Faith - rzuca wesoło Cody. 
- Pracujemy nad wspólnym projektem, ale dziś wpadł tylko w odwiedziny - wyjaśnia Justin. Nie dziwi mnie to, że współpracują, ponieważ wiem, że Cody również jest piosenkarzem i to całkiem dobrze znanym.
- To jest mój producent, z którym pracuję od lat. - Przedstawia ciemnoskórego mężczyznę. - A to moja asystentka, Viktoria. 
- Miło mi cię poznać, Faith - mówi wesoło Viktoria, ściskając mnie na powitanie. Chyba ją polubię.
- Scootera i Ryana już znasz - mruczy Justin, gładząc mnie po plecach. 
- Tak, zdaje się, że tak - śmieję się nerwowo i z całych sił próbuję nie czuć skrępowania. 
- Usiądź sobie tutaj, częstuj czym chcesz i czuj się jak u siebie - rzuca mój towarzysz i cmoka mnie w czoło. - Ja wracam nagrywać wokale. 
- Pewnie - odpowiadam w miarę spokojnym tonem i opadam na czarną, miękką kanapę. 
Odprowadzam Justina do drzwi, po czym zaczynam podziwiać pomieszczenie. Nie jest ogromne, ale w sam raz. Jest tu ogromna konsola, przy której siedzi producent i cały czas coś na niej pstryka, stół pełen słodyczy, soków i wody, dwie kanapy oraz kilka platynowych płyt, wiszących na ścianie. Gdy tak sobie podziwiam pokój, nagle obok mnie siada Ryan i uśmiecha się ciepło. Po chwili wszyscy słyszymy wokal Justina, wydobywający się z głośników wokół nas. Rany, on tak dobrze śpiewa... Uśmiecham się, słuchając jego głosu i wpatruję się w szybę, za którą stoi. 
- To będzie dobry kawałek - odzywa się po chwili Ryan, kołysząc się w rytm beatu, który słychać w pokoju.
- Tak, też mi się tak wydaje - odpowiadam i tak zaczynam rozmowę z najlepszym przyjacielem Justina.

Po pół godzinie spędzonej na słuchaniu wyczynów Justina oraz na gawędzeniu z Ryanem oraz pozostałymi członkami ekipy, Justin w końcu opuścił tamto pomieszczenie na dłużej.
- No i jak tam? - pyta, podchodząc do mnie. 
- Jestem zachwycona - oznajmiam szczerze, uśmiechając się od ucha do ucha. 
- Naprawdę? - W głosie Justina słyszę radość.
- Aha. - Kiwam wesoło głową i wstaję, by się do niego przytulić. - To takie niesamowite - mruczę, przyciskając policzek do jego klatki.
- To dlatego, że tu jesteś - odpowiada cicho i całuje mnie we włosy. - Chodź, zrobimy sobie zdjęcie. 
Ciągnie mnie w stronę konsoli, gdzie siada i wyciąga telefon.
- Ryan, strzel nam fotkę - prosi przyjaciela.
- To takie typowe, Justin - rzuca z rozbawieniem. - Ale jasne, już się robi.
Justin wręcza chłopakowi komórkę, po czym sprawdza jaką pozę przyjęłam. Po prostu przysiadłam na bezpiecznym miejscu, podciągnęłam nogi i oparłam dłoń o konsolę. 
- Raz, dwa, trzy - liczy Ryan, po czym robi nam kilka zdjęć. Na wszystkich się lekko uśmiecham. 
Ryan oddaje przyjacielowi telefon, a ten zaczyna wybierać najlepsze zdjęcie. Decyduje się na jedno, całkiem ładne i zaczyna je przerabiać, w końcu czyniąc je czarno białe. Podoba mi się. Chłopak przesyła je na instagrama i dodaje opis: "Studio session with my best homies! #now #makenewmusic #newprojects" 
Cały ten czas milczę, ale się uśmiecham. Wiem, że w ten sposób Justin stara się zakomunikować coś swoim fanom. 
Justin wstaje, szybko cmoka mnie w usta, po czym sięga po butelkę wody i wraca do pomieszczenia, gdzie nagrywa. 


Dwie godziny później wszyscy zbieramy się ze studia. Justin nagrał dzisiaj dobre wokale, a poza tym i tak musiał lecieć na kolejne spotkanie za godzinę. Kiedy zbliżamy się do wyjścia, słyszę na zewnątrz jakieś krzyki i piski. Marszczę brwi, ale nikt inny nie wydaje się być tym przejęty. Może ja też nie powinnam. Justin ściska mnie mocno za dłoń i jako pierwszy, oczywiście nie licząc jego ochroniarza, wychodzi z budynku i wtedy rozlega się prawdziwy hałas. Kilkanaście fanek, które stoją w pobliżu piszczy i krzyczy imię Justina, podskakując i kręcąc się. Patrzę na Justina, który uśmiecha się do nich szeroko i macha. Fanki proszą, by do nich podszedł, ale nie jestem pewna, czy on na pewno to zrobi. Kieruje się najpierw do samochodu, co rozwściecza dziewczyny. Opuszczam głowę i podążam za Justinem, nie wiedząc co robić. Wtedy rozlegają się krzyki, tym razem skierowane w moją stronę.
- To wszystko jej wina! Przez tę szmatę nas olewa! Jak możesz Justin?!
- Ty dziwko! Odczep się od niego! 
Justin cały się spina, a ja chyba zaraz się przewrócę. Czuję w sercu ogromny ból.



DRUGA CZĘŚĆ JUTRO!

Ps. Wiem, że stosunkowo rodział jest nijaki, ale w jutrzejszej części będzie działo się więcej. Dziękuję za wytrwałość, wsparcie i cierpliwość. Kocham Was.

18 komentarzy:

  1. strasznie mi szkoda faith, te fanki są jakieś chore

    OdpowiedzUsuń
  2. już sie nie moge doczekać drugiej części Justin pewnie będzie cholernie zazdrosny o Ian'aXD

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi się podoba! justin i faith są razem słodcy, nie mogę sie doczekać 2 części :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czytam to cały czas, ta scena w kuchni gdy Faith gotowała, a Justin podszedł do niej i objął ją od tyłu była cudowna, fajnie też jakby jeszcze za niedługo była jakaś duża drama, bo ja je uwielbiam :D /@hadidofgomez

    OdpowiedzUsuń
  5. Faith i Justin są razem strasznie słodcy. Scena w kuchni była idealna, uwielbiam ich razem. Szkoda mi Faith ze względu na fanki Justina, no ale niestety to co ona przeżywa jest równe temu co przeżywa naprawdę każda dziewczyna pojawiająca się w pobliżu Justina. Beliebers naprawdę potrafią być okropne. Jestem ciekawa jak Justin zareaguje na to co krzyczały. Podejrzewam, że nie przejdzie obok tego obojętnie, a przynajmniej mam taką nadzieję.
    Zostało mi czekać na drugą część by dowiedzieć się co dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. lubiłam iana na początku, ale teraz on mnie bardzo denerwuje, nawet nie wiem czemu lol

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Faith, tak mi jej szkoda :(
    Ale jestem dumna z Justina że ja wspiera tak w trudnych chwilach. Razem na prawdę są zgraną parą. Boję się drugiej części bo nir wiem czego mam sie spodziewać. Mam nadzieję że nic im sie nie stanie i sie nie pokłócą. Bo moje serce tego nie przeżyje. Rozdział jest na prawdę długi za co bardzo Cię kocham. A to dopiero 1 część. Mam nadzieję że ta 2 część pojawi sie jeszcze dzisiaj bo inaczej umrę z ciekawości. Rozdział bardzo dobry. Piszesz tak dobrze, super sie czyta i te emocje ��
    A poza tym dobierasz zdjecia do opisów, nie wiem jak ty to robisz ale to jest genialne. Ty to powinnas zdecydowanie wydać jakąś książkę. Masz wrodzony talent do pisania opowiadać i ff. Czekam na następną część i prosze Cię niech między Justinem a Faith jeszcze więcej zaiskrzy a fani niech ją zaakceptuja. Wtedy będziemy wszyscy szczęśliwi :D
    Pozdrawiam i buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  8. beliebers powinny być trochę milsze, ale super że justin chcę ją chronić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie jest wprost niesamowite. *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zwykle świetny ♡ Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. najlepszy rozdział zdecydowanie

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam Faith i Justina! Tylko strasznie jej współczuję, że musi tyle przejść, że beliebers jej nie akceptują... ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni, albo może być coraz gorzej :/
    Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  13. mam nadzieje że beliebers ją zaakceptują

    OdpowiedzUsuń
  14. Jest świetny !! Nie moge sie doczekać nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  15. biedna faith, jeju :(

    OdpowiedzUsuń
  16. OMG ! Nie mogę uwierzyć, to jest arcydzieło ! <3 #BIGLOVE

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie "nijaki", właśnie super! Taka jakby ''zapowiedź'' czegoś, co będzie w drugiej części, czego cholernie nie mogę się doczekać! Mam wrażenie, że tym rozdziałem wsadziłaś kijek w mrowisko a następny będzie tego efektem;) Nieeee mogeeee sieeee doczekaaaaać!!!! <3

    OdpowiedzUsuń