niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 14, cz. 2

"Party on, baby!"


Z całych sił staram się nie pokazać, że te słowa mocno mnie dotykają. Justin prowadzi mnie do swojego samochodu, przy którym stoi Hugo z kamienną twarzą. 
- Justin, mój samochód jest tam - przypominam mu, przystając na chwilę, ale chłopak mnie ignoruje.
- Wsiądź do tego - warczy wściekle i odsuwa się, bym mogła wejść pierwsza do środka.
- Ale...
- Po prostu to zrób, proszę. - Widzę w jego oczach, że jest wkurzony i zastanawiam się czy to dlatego, że jego fanki oszalały, czy przez to, że tu jestem, bo tak naprawdę to ten fakt wszystko wywołał. Patrzę na niego ze strachem i zdezorientowaniem, ale robię to co mi każe. 
Wsuwam się na tylne siedzenie czarnego SUV-a, a Justin zamyka za mną drzwi, po czym odwraca się i idzie do czekających na niego fanek. Piski przybierają na sile, z każdym jego krokiem w ich stronę, a do moich oczu napływają łzy. Cały czas odtwarzam w głowie ich słowa i wyraz ich twarzy, gdy je wymawiały. Dawno nie czułam się tak źle. Siedzę jak sparaliżowana i obserwuję jak Justin rozmawia przez chwilę z dziewczynami, kręci głową i gestykuluje dłońmi, co może oznaczać, że jest poirytowany. Serce mnie ściska, kiedy widzę jak jego wielbicielki chłoną każde jego słowo. Widać po nich, że bardzo go kochają. Wydają się być dobrymi ludźmi, dlaczego więc jest w nich aż tyle nienawiści? Czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję? Nawet nie dały mi szansy, od razu postawiły na mnie kreskę. To boli, a łzy, które do tej pory udawało mi się powstrzymywać, spływają po moich policzkach. Nie chcę im odbierać Justina, nigdy tego nie zrobię, a mimo to ich zaborczość tego nie chce zrozumieć. Przełykam głośno ślinę i spuszczam wzrok na splecione dłonie, leżące na kolanach. Chciałabym już stąd pojechać.
Nagle słyszę, że drzwi po mojej lewej się otwierają i do auta wpada Justin. Szybko ocieram łzy wierzchem dłoni i biorę głęboki oddech, mając nadzieję, że nie wyglądam aż tak źle.
- Faith, daj mi kluczyki od samochodu- prosi i poprawia się na fotelu.
Podnoszę głowę i marszczę brwi, zaskoczona jego słowami.
- Po co?
- Gil odstawi twój wóz pod apartamentowiec - wyjaśnia, wyciągając do mnie rękę, a wzrok wlepiając w telefon. 
- Och, w porządku - mówię cicho i szukam kluczy w torebce, po czym wręczam je Justinowi. On wyskakuje z samochodu, ale wraca po dosłownie kilkunastu sekundach.
- Możemy jechać, Hugo - zwraca się do ochroniarza, który siedzi za kierownicą.
- Gdzie szef sobie życzy? 
- Do tej indyjskiej knajpy, w której byłem ostatnio z chłopakami. Jestem głodny, Faith pewnie też - mówi, cały czas patrząc w ekran telefonu.
- Oczywiście, panie Bieber - rzuca Hugo i rusza z podjazdu. Gdy mijamy bramę, przy której stoją fanki Justina, na nowo zaczynają krzyczeć i szaleć, tym razem oszczędzając sobie obelg na mój temat.
Wzdycham ciężko i wlepiam wzrok w widok za oknem. Przez to wszystko straciłam apetyt i naprawdę chciałabym już wrócić do domu, ale z czystej grzeczności się nie odzywam. W mojej głowie krąży tysiąc myśli i nie mam nawet siły, żeby je jakoś uporządkować. Po prostu jest mi strasznie przykro, że te dziewczyny tak mnie nie cierpią. Chciałabym z nimi zbudować dobrą, pozytywną relację. Przecież wszystkie miałybyśmy z tego jakieś korzyści, prawda? 
- Faith? - odzywa się nagle Justin. 
Obracam niechętnie głowę i patrzę na niego zbolałym wzrokiem, nie mając siły na ukrywanie swoich uczuć. Mam już tego dość. 
- Chodź tu - wzdycha chłopak i pociąga mnie na swoje kolana. Od razu oplatam go w pasie i chowam twarz w zagłębieniu szyi, nie chcąc by oglądał mnie w takim stanie. - Mała, nie płacz. Wiem, że to było dla ciebie bolesne spotkanie, one nie powinny się tak zachować.
- A mimo wszystko do nich poszedłeś - wyrzucam z siebie drżącym głosem.
- Tak, bo to moje fanki. To się nigdy nie zmieni. Ale poszedłem tam, by powiedzieć im, że takie zachowanie rani też mnie i żeby zachowały takie słowa dla siebie. Nie pozwolę na to, by ktokolwiek przy mnie dopuszczał się takiego zachowania. Wszystko będzie dobrze, musisz być twarda - mruczy mi do ucha i gładzi mnie po plecach. - Jesteś wyjątkowa, nie zapominaj o tym. Dobrze? 
Nie odpowiadam na te słowa werbalnie. Po prostu ściskam go jeszcze mocniej i wdycham jego niesamowity zapach. Z dnia na dzień zbliżam się do tego człowieka jeszcze bardziej i coraz bardziej wydaje mi się, że to co jest między nami może mieć ciąg dalszy. Jednak moje demony i obawy mogą to równie szybko unicestwić. To z tym muszę walczyć, a przecież po to tu przyjechałam - by odmienić swoje życie. 
- Pójdziemy na obiad i tam porozmawiamy, a teraz przestań o tym myśleć, proszę. Popatrz na mnie. - Justin wsuwa palec pod moją brodę i podciąga ją wyżej, tak by mógł widzieć moją twarz. - Nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? 
Kiwam powoli głową, wpatrując się w jego piękną twarz. W jego spojrzeniu widzę determinację i szczerość, co cieszy mnie w duchu. Może jest dla nas szansa, nie poddamy się zbyt szybko. 
Justin nachyla się do mnie i składa na moich ustach czuły, przepełniony żarem pocałunek, który skutecznie kończy tę rozmowę. Na razie.

W restauracji dostajemy przytulny stolik w rogu, z dala od natrętnych spojrzeń gapiów. Justin zamówił tradycyjnego kurczaka tandoori, a ja wołowinę vindaloo. Gdy czekamy na dania, popijamy wodę i rozmawiamy ze sobą na luźne tematy, ale w pewnej chwili przerywa to telefon.
- Tak, Vik? - odbiera Justin. - Tak, pamiętam... O której?... Nie, zadzwoń do nich, że najwcześniej za dwie godziny... Co mnie to obchodzi, ja im daje pieniądze, czy oni mi? No właśnie, więc jakoś ich przekonaj... - rzuca z oburzeniem i przeczesuje palcami włosy. - A, zadzwoń do Scootera i upewnij się, że ta sprawa jest zamknięta. Nie chcę mieć przez to problemy... Skontaktuj się też z ekipą z Nowego Jorku i powiedz im, że mogę się tam zjawić w przyszłym tygodniu... Na ile będzie trzeba... Tak, jasne. To tyle, cześć - kończy rozmowę i odkłada komórkę na stolik.
- Coś się stało? - pytam, zaciekawiona rozmową. 
- Nie, po prostu ludzie są strasznie wybredni - śmieje się Justin, trochę zbyt nerwowo jak dla mnie.
- A po co masz jechać do Nowego Jorku?
- Mam udziały w kilku firmach, które mają tam swoje siedziby. Co jakiś czas się spotykam się z ich przedstawicielami i rozmawiamy o akcjach firmy - wyjaśnia, wyglądając na rozluźnionego.
- Czyli jesteś także inwestorem? - pytam z rozbawieniem, patrząc na niego przenikliwie.
- Można to tak nazwać. Inwestuję tylko w biznesy, które rozumiem. - Wzrusza ramionami, po czym sięga po szklankę z wodą.
- A jakie rozumiesz? - Naprawdę mnie tym zainteresował. Nigdy nie przypuszczałam, że zajmuje się czymś więcej oprócz muzyki.
- Nowe technologie. Łapie o co chodzi w internetowych rozrywkach, bo sam jestem dzieciakiem wychowanym w ich dobie . To przynosi niezłe zyski, a fajnie jest się od czasu do czasu zająć czymś więcej niż tylko śpiewaniem - mówi z uśmiechem, spoglądając na mnie łagodnie.
- Wow, jestem pod wrażeniem - mruczę z uznaniem.
- Miło mi to słyszeć, panno Wihford - odpowiada i w tej chwili nadchodzi kelnerka z naszymi daniami. Trochę zbyt długo zajmuje jej podanie talerza Justinowi, ale on wydaje się tego nie widzieć. Za to ja dostrzegam, że dziewczyna cała drży i rumieni się, kiedy na niego patrzy. To musi być uciążliwe, chociaż po nim tego nie widać. 
- Smacznego - mówię grzecznie, po czym zabieram się za jedzenie. Rany, ta wołowina jest pyszna.
Przez chwilę jemy w ciszy, ale Justin w końcu postanawia się to przerwać.
- O której zamierzacie wyjść na drinka? - Och, czyli wracamy do rozmowy z rana. Coś mi się zdaje, że to nie będzie przyjemna pogadanka.
- Nie wiem, pewnie około ósmej. Muszę się jeszcze dogadać z Eddiem.
- I kto z wami idzie? - Wyczuwam niezadowolenie w jego głosie. Zaczyna się.
- Już ci mówiłam. Ja, Eddie, Angie, Chan i Ian. - Obserwuję jak Justin spina się na dźwięk imienia mojego przyjaciela, ale mam to gdzieś. Nie będzie mi robił problemów o to, że gdzieś z nim wychodzę.
- Przyjacielski wypad? - pyta chłopak, przechylając głowę i starając się uśmiechnąć jak najmniej fałszywie.
- Tak, dokładnie tak. Przestań się złościć - syczę z rozdrażnieniem, wkładając mięso do ust.
- A czy ja się złoszczę? - Jego ton zaczyna mi poważnie działać na nerwy.
Odkładam widelec i patrzę na niego przenikliwie. 
- Nie ufasz mi, tak? - rzucam z bólem w głosie. 
- Tobie ufam, jemu nie. - Kręci głową, poważniejąc w ułamku sekundy.
- To już tak zawsze ma wyglądać, że ile razy będę chciała z nim gdzieś wyjść, ty będziesz strzelać fochy i robić mi problemy? Jakbyś się czuł, gdybym to ja się tak zachowywała?
- Moi przyjaciele nie chcą mi się dobrać do majtek - kontruje, zaciskając szczękę.
- Przestań. Po prostu przestań - mówię cicho i kapituluję. Nie mam siły na tę konfrontację, nie dzisiaj. Ale Justin w końcu musi zrozumieć, że ja i Ian to tylko przyjaźń, do cholery. Nie mam zamiary znosić takiego zachowania do końca życia. Oboje są tak samo zaborczy.
- Przepraszam, Faith, ale po prostu tak jest. Nie czuję się komfortowo, gdy wiem, że idziesz z nim na imprezę, bo nie wiem co się może tam wydarzyć. Postaw się na moim miejscu. Zareagowałabyś tak samo, gdybyś zastała mnie w dwuznacznej sytuacji z dziewczyną, a potem kiedy oświadczyłbym ci, że idę z nią do klubu. - Macha lekceważąco ręką i patrzy na mnie z przekonaniem.
W gruncie rzeczy to ma rację, pewnie zachowałabym się podobnie. Jednak irytuje mnie fakt, że oboje do siebie tak sceptycznie podchodzą. Nie dali sobie nawet szansy.
- W porządku, idź i baw się dobrze, ale obiecaj mi jedno - prosi Justin.
- Tak? - Unoszę brew.
- Bądź ostrożna i nie szalej za bardzo. Wiesz, że teraz jesteś na świeczniku. No, i nie upij się.
- Rany, gorzej niż mój ojciec - drwię.
- Czy pani ze mnie drwi, panno Wihford? - Justin posyła mi ciemne spojrzenie i enigmatyczny uśmiech.
- Nie, po prostu mówię jak jest. - Przechylam głowę i pokazuje mu czubek języka.
- Jesteś niemożliwie irytująca - rzuca z rozbawieniem, patrząc mi w oczy.
- Taką musicie mnie kochać - śmieję się i wkładam do ust kolejny kawałek mięsa.
- Więc jak? Obiecujesz? - Wrócił Kontroler Bieber.
- Chryste, tak. Obiecuję. - Przewracam oczami i kręcę głową, nie mogąc uwierzyć w siłę jego apodyktyczności. 
- Doskonale. - Chłopak uśmiecha się szeroko i wraca do jedzenia.
Po obiedzie Justin odwiózł mnie pod dom, a sam musiał pędzić na spotkanie. Powiedział, że odezwie się wieczorem, ale raczej nie dołączy do nas, bo ma dużo pracy. Zresztą, może to i lepiej, bo chcę ten wieczór spędzić z przyjaciółmi.
Wpadam do mieszkania, gdzie wita mnie muzyka i głośna rozmowa Angel z Ianem.
- Co tam? - pytam wesoło, gdy wchodzę do salonu i opadam na kanapę, lokując się między nimi. 
- Wszystko gra - odpowiada Ian. - Właśnie wspominaliśmy sobie nasze wakacyjne imprezy.
- Taaak, to było coś - wzdycham rozmarzona i uśmiecham się.
- Słyszałam, że wieczorem gdzieś wychodzimy - rzuca Angie, posyłając mi złowieszczy uśmieszek.
- Eddie chciał wyjść się zabawić, więc pomyślałam, że czemu nie - wyjaśniam.
- O której? - pyta Ian.
- Właśnie muszę do niego zadzwonić, dajcie mi chwilkę.
- To ja napiszę do Channy! - krzyczy za mną Angel, kiedy wychodzę do swojego pokoju, by mieć trochę ciszy.
Po krótkiej rozmowie z Eddiem umawiamy się o dwudziestej w tym samym klubie, do którego wybraliśmy się parę tygodni temu i spotkaliśmy Justina. Cieszę się, bo to świetne miejsce z dobrą muzyką i pysznymi drinkami. 
Schodzę na dół i informuję współlokatorów o wszystkim, a Angie oznajmia, że Channy również do nas dołączy.
- Mamy dwie godziny na wyszykowanie się! - Klaszcze w dłonie moja przyjaciółka i wstaje z kanapy, biegnąc do łazienki na piętrze.
Patrzę na Iana błagalnym wzrokiem, licząc, że pozwoli mi pierwszej skorzystać z dolnej łazienki. 
- No idź już, mnie to zajmie mniej czasu - macha ręką w stronę drzwi i kręci z rozbawieniem głową.
Puszczam się biegiem do łazienki, nie chcąc tracić czasu. Zawszę czuję podekscytowanie, kiedy wychodzę na jakąś imprezę, chcę wtedy wyglądać jak najlepiej. Szybko się rozbieram, wchodzę do kabiny i ustawiam wodę, by była w idealnej temperaturze. Myję dokładnie ciało, depiluję wszystkie najważniejsze miejsca, a w głowie układam strój na dzisiejszy wieczór. W myślach przekopuję swoją szafę i już prawie mam zacząć płakać ze złości, aż nagle doznaję olśnienia. Cudownie. 
Wychodzę spod prysznica, owijam się ręcznikiem i zabieram za nakładanie maseczki, piłowanie paznokci itp. Po spędzeniu około czterdziestu minut w łazience, w końcu ku uciesze Iana ją opuszczam, ubrana w puchaty szlafrok. Idę do pokoju, po drodze zahaczając o pokój Angie.
- I jak tam ci idzie? - pytam, zerkając na przebierającą w szafie przyjaciółkę.
- Nie mam cholernego pojęcia, co na siebie włożyć! - piszczy nerwowo.
- Wierze w ciebie, skarbie - mruczę i posyłam jej buziaka.
- Szkoda, że ja nie - mamrocze pod nosem i wyrzuca na łóżko kolejny ciuch. 
Zaczynam się śmiać i postanawiam zostawić ją w spokoju, by nie rozpraszać jej jeszcze bardziej. Wchodzę do sypialni, zapalam światło i podchodzę do komody, gdzie trzymam bieliznę i wybieram czarną, koronkową i moją ulubioną. Jest ślicznie zdobiona i czuję się dzięki temu ogromnie seksownie. Następnie wyjmuję z szafy obcisłą, dopasowaną i podkreślającą moje kształty czarną sukienkę, sięgającą mniej więcej do połowy ud i ją zadałam. Jest gładka, bez żadnych dodatków czy zdobień i dlatego mi się podoba. Siadam przy toaletce, wyciągam kosmetyczkę i zabieram się za robienie makijażu. Nakładam podkład, a później robię sobie smoky eyes, ponieważ uznaję, że taki make-up będzie pasował najbardziej do stroju. Usta przeciągam szminką nude i jestem już gotowa. Na malowaniu się spędziłam pół godziny, więc powinnam się zbierać do wyjścia, zresztą jak wszyscy domownicy. Zakładam na siebie jeszcze wcześniej długie kimono z czarnego szyfonu, które ma na plecach numer "13". Uwielbiam je, bo jest wyjątkowe i cholernie modne. Schodzę na dół, gdzie krząta się już Ian ubrany w biały t-shirt, jasne poprzecierane jeansy, a do tego czarną kurtkę z poliestru ze ściągaczami u dołu i na rękawach i srebrnym zamkiem. Włosy ma w lekkim nieładzie i wygląda bardzo seksownie. No, i pachnie na kilometr doskonałymi perfumami. Chcę skomentować, jego wygląd, ale za mną pojawia się Angel ubrana cała na czarno w skórzane spodnie z wysokim stanem i luźną bluzkę z krótkim rękawem. Usta ma pomalowane na czerwono i to jedyny kolorowy punkt w jej dzisiejszym outficie.
- O kurwa - mamrocze Ian, wpatrując się w nas obie. - Coś mi się zdaje, że będę dzisiaj waszym ochroniarzem, a nie kompanem do zabawy.
- Ty też świetnie wyglądasz - cmoka Angie, zbiegając po schodach. - Chodźcie, bo się spóźnimy! 
Posłusznie wchodzimy do przedpokoju i tam zakładam na nogi wysokie, czarne rzymianki na szpilce. Staję przed lustrem i poprawiam pofalowane włosy. Wyglądam świetnie.
- Czas na imprezę! - woła wesoło przyjaciółka, porywa torebkę i wychodzi z mieszkania. Kocham ją, mówiłam to już?

Kiedy pojawiamy się przed klubem, muzyka już głośno gra, a przy wejściu stoi tłum ludzi. Nie czekamy długo, na pojawienie się Eddiego i Chan. Oboje wyglądają doskonale i uśmiechają się szeroko. Eddie przystaje na chwilę, gdy widzi Iana.
- O słodki Jezu, wysłuchałeś moich modlitw dziś rano! Kim jest ten bóg seksu?! - ekscytuje się, gdy do nas podchodzi.
- To Ian, mój przyjaciel. I muszę cię zamarwić, jest hetero - śmieję się i cmokam go w policzek na przywitanie.
- Boże, co tacy faceci jak on widzą w cipkach? To smutne - wzdycha chłopak i wita się zresztą towarzystwa.
- Jest mi tam wygodnie - odpowiada rozbawiony Ian, ściskając dłoń Eddiego.
- Co ty wiesz o wygodzie - śmieje się, po czym dodaje. - Nie bój się mnie, ja tylko na początku jestem taki, potem mi przejdzie. - Mruga do niego.
- Jasna sprawa - mówi Ian i uśmiecha się szeroko. Uf, przynajmniej oni nie mają do siebie uprzedzeń.
- Chodźcie do środka, amigos. Nie mamy całego życia! - woła Chan, po czym łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę wejścia. 
Gdy ochroniarz widzi Eddiego, kiwa do niego głową, puszcza oczko i wpuszcza nas do środka. 
- Jakim cudem udało ci się go tak omotać? - pyta Channy, przekrzykując muzykę.
- Och, kochanie. To była intensywna noc! - krzyczy Eddie i śmieje się głośno.
- Dobra, nie chcę wiedzieć więcej. - Chan unosi rękę w górę i udaje zniesmaczenie. 
Zapowiada się przednia impreza. Znajdujemy zarezerwowaną dla nas wcześniej przez Eddiego lożę i siadamy w niej, a następnie składamy zamówienia co do drinków. Mam ochotę się upić dzisiejszego wieczoru. Justin nie dzwonił i raczej wątpię, by to zrobił jeszcze dzisiaj. Ale nie jest mi przykro, rozumiem go, a poza tym ja tez chcę się bawić. Kiedy rozmawiam z przyjaciółmi, zauważam że pare razy ludzie patrzyli na mnie, jakby wiedzieli kim jestem. Czyżby mnie rozpoznali tak szybko? Niemożliwe.
Eddie wraca z drinkami i tak rozpoczyna się nasz wspólny, szalony wypad.
Przez następne dwie godziny pijemy i tańczymy na zmianę, doskonale się przy tym bawiąc. Głównie tańczę z moimi znajomymi, ale kilka razy udało mi się potańczyć z jakimiś obcymi chłopakami. Nie próbowali niczego głupiego, więc byłam bezpieczna. Nawet gdyby próbowali, to i tak w pobliżu zawsze kręcił się Eddie lub Ian. 
Chce mi się pić, więc idę do baru po nowego drinka. Barman obsłuża mnie w szybkim tempie, więc niedługo potem wracam do stolika. Obok niego tańczy Ian, wygłupiając się. Gdy mnie zauważa uśmiecha się szeroko, a ja postanawiam wskoczyć mu na plecy. Od razu łapie mnie za nogi i pochyla się, a ja zaczynam się głośno śmiać. Kręci się tak przez chwilę, a ja piszczę wesoło, po czym stawia mnie na ziemi i zarzuca mi rękę na ramiona. Stoimy tak przez chwilę rozmawiając ze sobą i resztą stolika, a ja sączę drinka przez słomkę. Powoli czuję w sobie działanie alkoholu, ale nie bardzo się tym przejmuję. Wszyscy są już wstawieni. 

Pół godziny później siedzę wykończona na kanapie i obserwuję jak Channy, Eddie i Ian szaleją na parkiecie. Chryste, oni chyba nigdy nie tracą energii. Angie grzebie coś w telefonie, mamrocząc przy tym pod nosem, a ja zaczynam się z niej śmiać. Trochę się już nastukała, ale dalej ogarnia sytuację. Nagle mina jej rzednie i gapi się w ekranik.
- Co? - pytam, chichocząc.
- Patrz - mruczy i pokazuje mi stronę plotkarską, na której widnieją moje zdjęcia z Ianem. Na jednym z nich śmieję się i jestem na jego plecach, na drugim Ian obejmuje mnie, a na kolejnym patrzymy na siebie z uśmiechem. Nagłówek mówi "Nowa dziewczyna Biebsa ma kochanka!", a ja wybucham głośnym śmiechem, gdy go czytam. To bzdury. Zdjęcia nie wskazują na to, jakobyśmy byli parą kochanków. Raczej wyglądamy na nich na dwójkę przyjaciół, którzy trochę za dużo wypili i się wygłupiają. Ale zaraz potem uświadamiam sobie, że ktoś musiał mnie tu obserwować  i wysłać te przeklęte zdjęcia do brukowców, a to mnie cholernie irytuje. 
- I co teraz? - pyta Angie, patrząc na mnie wielkimi oczami.
- Nic, bawimy się dalej. Tylko muszę być ostrożniejsza - odpowiadam i wzruszam ramionami. - Zdjęcia nie pokazują niczego. 
- No tak - zgadza się i chowa telefon do torebki. - Chodź na parkiet! - Wstaje gwałtownie i łapie mnie za rękę.
- Nie, muszę chwilę odpocząć - przekrzykuję muzykę i uśmiecham się przepraszająco. Angel kiwa głową i biegnie do przyjaciół. 
Czuję w głowie lekki szum i chyba powinnam przystopować z piciem, przynajmniej na chwilę. Podnoszę się z miejsca z zamiarem udania się do baru i zamówienia wody, ale wtedy zaczyna dzwonić mój telefon. Zerkam na ekran i okazuje się, że to Justin. Przewracam oczami i w pośpiechu wychodzę przed klub.
- Halo? - odbieram trochę bełkocząc.
- Miałaś być ostrożna - warczy Justin po drugiej stronie.
- Co? O czym ty mówisz? - pytam, mając nadzieję, że uda mi się zakamuflować moje upojenie.
- Twoje zdjęcia z Ianem już krążą po sieci, oznajmiając wszystkim, że mnie zdradzasz!  - krzyczy do słuchawki, nawet nie próbując się powstrzymać.
- Och - wzdycham. - O to chodzi. Przecież nic złego na nich nie robię - chichoczę i wzruszam ramionami, opierając się o ścianę budynku. 
- Jesteś wstawiona - oznajmia wściekle. - I jesteś tam z nim - mówi z odrazą w głosie.
- Jestem. No i co? - pytam wkurzona. Kim on jest, żeby być na mnie o to zły? 
- Obiecywałaś mi coś do jasnej cholery! - krzyczy, a ja gotuję się jeszcze bardziej ze złości. 
- Przestań na mnie krzyczeć - warczę, po czym przecieram dłonią wilgotną od potu twarz. - To są moi przyjaciele, on jest moim przyjacielem. Mam prawo się bawić z kim chce, a ty masz tu gówno do powiedzenia. Potrafisz jedynie krzyczeć, rzucać się i wytyczać mi jakieś arbitralne granice. Wiesz, nie jestem twoją własnością. Wodzisz mnie odkąd cię poznałam i to mnie wykańcza. Mam już tego dość. Pieprz się, Bieber - rzucam do słuchawki i rozłączam się. Czuję w klatce piersiowej silny ból, ale ignoruję go. Chcę się bawić i mam zamiar się dzisiaj upić. 
Gdy podnoszę wzrok, widzę jak ludzie czekający przed klubem gapią się na mnie w zdziwieniu. Och, niech spadają. Posyłam im piorunujące spojrzenie i wracam do środka. Od razu zmierzam do baru, zamówić tym razem kolejkę tequili dla całego stolika. Po kilku minutach wracam do loży z tacą pełnych po brzegi kieliszków i siadam na kanapie. 
- Co jest? - pyta Channy, patrząc na mnie badawczo.
- Nic, chcę się po prostu upić - mruczę, po czym łapię kieliszek i przechylam go, wlewając sobie alkohol do gardła. Fuj, okropne, ale za to mocne. 
Przyjaciele powtarzają mój ruch i takim oto sposobem po kilkudziesięciu minutach wszyscy jesteśmy już pijani. Jedynie Eddie trzyma się lepiej od nas, ponieważ w połowie kolejki wyszedł porozmawiać z jakimś facetem, nawet przystojny. 
- Muszę siku - informuję Angie, która rozmawia z Chan. Dziewczyna kiwa głową i wraca do rozmowy, a dokładnie bełkotu. Gdy wstaję, zaczyna mi się mocno kręcić w głowie, więc muszę się czegoś podtrzymać, by nie upaść. Kątem oka widzę, jak Ian wyrywa jakąś panienkę, na kilometr widać, że jest pusta jak cegłówka. Widać to po tym jak się do niego ślini, mimo, że mój przyjaciel jest kompletnie nawalony. 
Idę pomału w stronę toalet, a kiedy jestem już kilka metrów od drzwi staje przede mną wysoki, postawny mężczyzna. Ma na oko dwadzieścia parę lat i ma ciemne, zmierzwione włosy.
- Pomóc ci? Ledwo stoisz na nogach, ślicznotko - mówi głośno, na tyle bym mogła go usłyszeć.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama - odpowiadam i potrząsam głową, starając się zachować równowagę.
- Na pewno? Chętnie ci pomogę, no chodź. Potem możemy się zabawić - mruczy mi do ucha, czym poważnie mnie zaskakuje. 
- Co? Zwariowałeś - warczę oburzona i staram się od niego odsunąć, ale facet skutecznie blokuje mi drogę.
- Będziesz zadowolona, ślicznotko. Nie bój się, chodź ze mną. Mam niedaleko mieszkanie - naciska, wbijając we mnie gorące spojrzenie, od którego robi mi się niedobrze.
- Gówno mnie interesuje, gdzie masz mieszkanie. Przepuść mnie, bo chcę siku - prawie krzyczę i popycham chłopaka, ale on ani drgnie.
- Zadziorna jesteś, czuję, że się polubimy - rzuca i nachyla się, by złapać mnie za ramiona.
- Powiedziałam już, żebyś się odsunął. Nie lubię się powtarzać - syczę, zakładając włosy za uszy i czuję, jak w głowie kręci mi się jeszcze bardziej. Chryste, ale tu duszno.
- Za dużo gadasz - śmieje się. - Jesteś tu sama? - pyta i przejeżdża knykciami po moim policzku. Weź tą rękę do cholery!
- Co cię to...
- Ta pani, jest tu ze mną - słyszę boleśnie znajomy głos, a potem czuję ciągnięcie i wpadam na twardą klatkę piersiową.
- O Boże - szepczę i biorę głęboki oddech. Zaraz się porzygam.
Oczy faceta przede mną o mało co nie wyskakują z orbit, kiedy uświadamia sobie, że przed nim stoi sam Justin Bieber wkurwiony, że czuć aż na kilometr. 
- J-ja... - zaczyna się jąkać.
- Po prostu stąd spierdalaj - warczy Justin i obejmuje mnie, po czym odwraca się ze mną i zmierza do jakichś drzwi. Ledwo rejestruję co się dzieje, ponieważ mój obraz staje się niewyraźny z każdym kolejnym krokiem. Potrzebuje świeżego powietrza, natychmiast.
Jakby na moje życzenie, wypadamy nagle na zewnątrz, ale to nie jest główne wejście. Znajdujemy się na tyłach budynku, gdzie czeka na nas znajomy SUV.
- Wszystko w porządku? - pyta Justin, gdy zaczynam głęboko i szybko oddychać. Zaczynam rozumieć co się dzieje i jestem przerażona, bo wiem, że będą z tego kłopoty.
- Faith? - odzywa się po raz kolejny, a ja pochylam się w przód nie dlatego, że ledwo trzymam pion, a dlatego, że jest mi słabo. Potrząsam głową i wtedy kończy się moja impreza.

Następnego dnia budzi mnie jakiś irytujący dźwięk. Niech to co dzwoni zamknie się w tej chwili! Głowa mi pęka! Przez chwilę w pokoju panuje cisza, a potem znów ta sama melodia. Chwila, to mój telefon! Otwieram gwałtownie oczy i natychmiast tego żałuję, bo spotykam się z zbyt jasnym światłem. Gdy w końcu przyzwyczajam wzrok, rozglądam się po znajomym pomieszczeniu. Znam je, to sypialnia Justina. Zastanawiam się co ja tu robię, ale potem zaczynam sobie przypominać i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Narobiłam sobie wstydu, brawo Faith. Telefon zaczyna na nowo dzwonić, a ja staram się go zlokalizować. Wtedy do pokoju wchodzi Justin, owinięty ręcznikiem w biodrach, wilgotnymi włosami i kropelkami wody spływającymi po jego torsie. Gdy dostrzega, że już nie śpię najpierw patrzy na mnie spokojnie, a potem posyła karcące spojrzenie. Jest wściekły, to widać. Siadam na łóżku i uświadamiam sobie, że jestem jedynie w bieliźnie. O kurwa. Biorę głęboki wdech, a potem telefon znów dzwoni.
- Odbierz go do cholery, bo zaraz szlag mnie trafi. - Cofam, on nie jest wściekły. On jest wkurwiony. Wręcza mi komórkę, która leżała na biurku, a ja automatycznie obieram.
- Słucham? - pytam zachrypłym głosem, więc muszę odchrząknąć.
- Cześć, Faith. - Po drugiej stronie słyszę znajomy głos.
- Tata? - Nie ukrywam zaskoczenia, że Brian do mnie zadzwonił. Rzadko to robi.
- Dzwonię do ciebie z prośbą - mówi niepewnie. 
- Co się stało? 
- Czy mama i Gracie mogą do ciebie przyjechać na jakiś czas? - Słyszę, że jest zmartwiony.
- Tak, oczywiście że tak. Bardzo się cieszę, ale o co chodzi? Dlaczego jesteś taki zdenerwowany.
- Odezwał się - mówi Brian udręczonym głosem.
- Kto? - Czuję jak żołądek mi się zaciska.
- Twój biologiczny ojciec.



Przepraszam, że tyle czekaliście. Dziękuję za wsparcie, kocham Was.
Do następnego,
V.

24 komentarze:

  1. O JEZU, NAJLEPSZY ROZDZIAL

    OdpowiedzUsuń
  2. ta akcja w klubie była po prostu świetna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Omfg, to się porobiło!
    Cieszę się, że Justin zareagował tak jak zareagował na słowa fanek, może da im to coś wreszcie do myślenia? To co mówiły na temat Faith było okropne. No ale cóż, w rzeczywistości niestety jest tak samo.
    Co do tego co zrobiła Faith to nie dziwię się, dlaczego Justin jest taki wkurwiony, sama bym taka była na jego miejscu. Faith zachowała się nieodpowiedzialnie. Powinna się liczyć z tym, że jest pod obserwacją i uważać na to co robi, bo potem wychodzi z tego takie coś. Gdyby Justin nie pojawiłby się wtedy w klubie jestem pewna, że nie skończyłoby się to dobrze. Ma cholerne szczęście, że tam po nią pojechał.
    Nie daje mi spokoju sprawa z jej biologicznym ojcem. Jego pojawienie się nie wróży nic dobrego, prawda? Teraz muszę czekać na kolejne rozdziały by się tego dowiedzieć.
    No cóż, do następnego. Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały rozdział, cieszę się że justin pojawił się w klubie i zabrał ją później do siebie, już nie moge doczekać się nn!

    OdpowiedzUsuń
  5. skoro mama faith i jej siostra przyjadą do los angeles, to justin je pozna jdjxbsnjchs

    OdpowiedzUsuń
  6. to takie cudowne wszystko <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To opowiadanie robi się coraz ciekawsze. Nareszcie dowiadujemy się więcej o historii Faith, z czego się ogromnie cieszę :)
    Uwielbiam to kiedy Justin martwi się o Faith, jest wtedy strasznie słodki aw :)
    Z niecierpliwością czekam na następny. xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  8. po prostu ekstra *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko ten rozdział xdddvkbjkkni

    OdpowiedzUsuń
  10. Omg, co ty narobiłaś !?
    Teraz mi jest szkoda Justina. On tak sie stara o Faith, martwi się o nią. A ona idzie do clubu i sie upija. Ale ciesze sie że przyjechal do niej i ja z tamtad zabrał, bo inaczej nie wiem co by sie stało. Mam nadzieję ze Ian nie będzie sie dobierał do Faith bo inaczej mu bardzo współczuję jakby Justin sie o tym dowiedział.
    Nie wiedziałam jeszcze że Faithe wychowywał nie biologiczny tata. To sie porobiło. Strasznie jestem ciekawa co będzie dalej. Czekam nn ��
    A rozdział GENIALNY ��

    OdpowiedzUsuń
  11. Idealny, już czekam na kolejny rozdział... uzależniłam się. Mam nadzieję że wszystko między Justinem a Faith Będzie w porządku trzymam za nich kciuki!!!! Weny!! ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  12. "Sweet Jesus", Eddy leci na Iana! :D
    Ahh...mega akcja...szybko nowy rozdział! Ciągle coś się dzieje, chcę wiedzieć cooo daleeej! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem niesamowita! Boże, zawsze coś się dzieje, to jest najlepsze... nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  14. świetne, świetne, świetne

    OdpowiedzUsuń
  15. faith zachowała się okropnie na tej imprezie, dobrze że Justin po nią przyjechał. Cały czas zastanawiam się co chce jej ojciec, wydaję mi się że pieniądze / @hadidofgomez

    OdpowiedzUsuń
  16. przegladam twojego aska i widze ze bedziesz pisac one shota, nie moge sie doczekac

    OdpowiedzUsuń
  17. najlepsze!!!! masz wielki talent,napisz książke <3

    OdpowiedzUsuń
  18. niesamowity :*

    OdpowiedzUsuń
  19. przepiękny wygląd bloga

    OdpowiedzUsuń
  20. rozdział fajny, chociaż bardzo przewidywalny :( btw stary wygląd byl lepszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co masz na myśli, mówiąc przewidywalny? :) och, rozumiem, ale przyszedł czas na zmiany :) co Ci się nie podoba w tym? :)

      Usuń
  21. kocham bardzo, ten wygląd jest zdecydowanie lepszy

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiam, a nowa odsłona tysiąc razy lepsza>>>
    @luvdrewz

    OdpowiedzUsuń
  23. ten rozdział >>>

    OdpowiedzUsuń