niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 18

"Grand Piano"




Do biura przychodzę na kilka minut przed dziewiątą. Wciąż jestem trochę rozjuszona wcześniejszym spotkaniem z Camile, ale muszę to od siebie odsunąć. Teraz mam na głowie ważniejsze sprawy niż jakaś dziewczyna panosząca się po domu Justina. Później się tym zajmę. Muszę się skupić na szukaniu informacji na temat człowieka, którego potrzebuje mój ojciec i jak najszybciej załatwić to, co muszę. Wciąż jednak zastanawiam się nad jakimś innym, lepszym wyjściem. Nie wiem czy jestem w stanie poświęcić dobro firmy Chrisa aż tak. Chociaż z drugiej strony, moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. Czuję się jakby przejechał mnie czołg, a to przecież dopiero początek.
- Jak tam pobyt w Dallas? - wita mnie Jessica, gdy przychodzę odebrać kartę.
- Nie najgorzej - kłamię i uśmiecham się przelotnie. - A co tu się działo?
- Nic specjalnego, ta sama monotonia od kilku lat - wzdycha Jess, przewracając oczami i wręczając mi kartę. 
- Dzięki. Lecę, zanim szef się wkurzy. - Mrugam do niej i jak najszybciej odchodzę od recepcji, chcąc uniknąć jej dalszego wypytywania. Nie mam dziś na to siły.
W tej części biura, w której pracuję kręci się już kilka osób, w tym Caren, która obdarza mnie promiennym uśmiechem, ale nie podchodzi bliżej. Dziękuję jej za to w myślach, a gdy podchodzę do swojego biurka i zauważam stos papierów czekających na mnie czuję ogromną radość. To pozwoli mi oderwać myśli od tego wszystkiego co się u mnie dzieje i skupić się na pracy. Jednak zanim mam siadam na krześle, słyszę za sobą ciche chrząknięcie. Odwracam się i moim oczom ukazuje się Chris, który uśmiecha się do mnie przyjacielsko. Nieświadomie lustruję go wzrokiem i natychmiast tego żałuję, ponieważ czuję jak cała się rumienię, kiedy uświadamiam sobie, jak doskonale wygląda w szarym garniturze. 
- Mogę cię na chwilę do siebie prosić? - pyta i przechyla lekko głowę w bok.
- Oczywiście. - Kiwam lekko głową i podążam za nim, kiedy rusza w stronę swojego gabinetu.
W pomieszczeniu jest bardzo czysto, ale jednocześnie przyjemnie. Dookoła roznosi się przyjemny zapach, a widok za oknem zapiera mi dech w piersiach za każdym razem ilekroć tu wchodzę. Chris siada za biurkiem i pokazuje wzrokiem, bym ja również siadła po drugiej stronie.
- Jak udał się wyjazd? - W jego głosie słyszę ciepło, jak za starych dobrych czasów. Teraz to nie jest Chris Prezes, ale Chris Przyjaciel, za którym tęskniłam.
- Dałam radę - odpowiadam dyplomatycznie, chociaż mam wrażenie, jakby Chris nie do końca tego oczekiwał. 
- Na pewno? 
- Tak, Chris. Na pewno. Dziękuję za troskę. To nie było coś, z czym mogłabym sobie nie poradzić. - Kolejne kłamstwo.
- Posłuchaj, Faith - zaczyna, po czym przenosi ręce na blat i pochyla się w moją stronę z troską wymalowaną na twarzy. - Może czasami zachowuję się tutaj jak sztywniak, ale tego wymaga sytuacja...
- Spokojnie, ja to rozumiem - wtrącam i uśmiecham się krzywo.
- Cieszę się, ale daj mi skończyć. - Mruga i oblizuje wargi, skupiając na mnie całą swoją uwagę. Nie jestem pewna, czy mi się to podoba. - Widzę, że od jakiegoś czasu jesteś na świeczniku i po prostu się o ciebie martwię. Nie wiem jak sobie z tym radzisz i czy w ogóle to robisz, ale pamiętam jak źle było, kiedy mieszkałem jeszcze w Dallas. - Gdy to słyszę, czuję bolesne szarpnięcie w żołądku, ale wciąż milczę. - Cieszę się, że znalazłaś sobie kogoś i mam nadzieje, że jesteś z nim szczęśliwa. To jednak nie zmienia faktu, że nadal jesteś dla mnie ważna, pomimo, że rozstaliśmy się te kilka lat temu tak naprawdę z mojego powodu. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, nie ważne co by się działo. Chciałbym odbudować naszą przyjaźń i jednocześnie się jakoś o ciebie zatroszczyć. Nie zrozum mnie źle, ale nie wyglądasz od paru dni najlepiej. 
Z każdym kolejnym jego słowem nie wierzę własnym uszom. Dlaczego tak nagle mi o tym wszystkim mówi i dlaczego do cholery mam wrażenie, że to nie tylko chęć odbudowania znajomości?  Nie żebym tego nie chciała, bo bardzo lubię i cenię Chrisa, ale to wszystko wydaje mi się dziwne. 
- Dziękuję  Chris, ale ja naprawdę sobie radzę. - Wysilam się na szczery uśmiech, jednocześnie wciąż czując zmieszanie. 
- W to nie wątpię. Po prostu chciałem ci przypomnieć, że możesz na mnie liczyć. Nigdy mnie nie skrzywdziłaś, nie zrobiłaś niczego przeciwko mnie, a to dla mnie wiele znaczy. Cieszę się, że nasze drogi znów się spotkały.
Jego słowa przypomniały mi co chciałam zrobić. Zamykam na moment oczy i biorę głęboki oddech. Co tu się dzieje, do jasnej cholery?
- Dziękuję - mamroczę i podnoszę głowę. - Wiesz, powinnam wracać do pracy. Mam sporo do nadrobienia, a nie chcę siedzieć po nocach.
- Oczywiście. - Uśmiecha się mój towarzysz, po czym wstaje i zbliża się do mnie. Natychmiast podnoszę się z krzesła. - Faith, na pewno wszystko gra?
- Tak - mówię twardo i kiwam głową, robiąc niewielki krok w tył. - Jestem ci wdzięczna, poważnie. Ja też się cieszę, że razem pracujemy - dodaję, a następnie odwracam się do drzwi. Chwilę później siedzę przy swoim biurku, zastanawiając się co to w ogóle miało być. Czy moje życie nie może być przez chwilę tak bardzo nudne, że życie leniwców było by przy moim jedną wielką, niekończącą się imprezą? Wzdycham bezradnie i sięgam po pierwszy plik dokumentów, które na mnie czekają. Zapowiada się wspaniały dzień.

Cały czas kiedy wypełniam, przesyłam i streszczam papiery w mojej głowie huczą słowa Chrisa: "Nigdy mnie nie skrzywdziłaś, nie zrobiłaś niczego przeciwko mnie...". Czy jestem w stanie teraz to zrobić? Nie, oczywiście, że nie. Musi być jakieś inne wyjście, jednak najpierw muszę zdobyć parę informacji.
- Cześć - rzucam przyjacielsko, kiedy podchodzę do biurka Carmen.
- Co tam ślicznotko? - pyta z rozbawieniem blondynka, odrywając się na moment od pracy.
- Wszystko okej. Potrzebuję listy wszystkich kontrahentów, wspólników i tak dalej, którzy są związani z firmą. - Zagryzam wargę, modląc się w duchu, by mi się udało. 
- Po co? - Carmen marszczy brwi, ale dzięki Bogu nie obrzuca mnie nieufnym spojrzeniem.
- Potrzebuję jej do wypełnienia dokumentów. Wiesz jak jest. - Macham lekceważąco ręką i przewracam oczami, sprawiając wrażenie znudzonej. 
- Okej, daj mi chwile. - Słysząc te słowa, kamień spada m z serca. Udało się.
Kilkanaście sekund później Caren wręcza mi trzy kartki z nazwiskami wszystkich współudziałowców firmy. Uśmiecham się przelotnie, wiedząc, że w domu czeka mnie długi wieczór. Dziękuję dziewczynie i wracam do swojej pracy, pogrążając się w wykonywaniu poleceń Chrisa. 

Gdy jestem kończę pierwszą połowę stosiku papierów, odzywa się mój telefon.
- Yo, Teksas! - Słyszę po drugiej stronie charakterystyczne głos Miley. A niech mnie.
- Cześć - odpowiadam wesoło, odpychając na bok dokumenty. 
- Co tam u ciebie słychać? Miałyśmy gdzieś razem wyskoczyć, pamiętasz? Chyba się stęskniłam - wzdycha.
- Miley, widziałyśmy się tylko raz - rzucam, chichocząc cicho.
- No właśnie, to stanowczo za mało! - wykrzykuje. - Masz dziś czas? Poplotkujemy sobie. Ach, i nawet nie próbuj mnie zbywać - grozi, co wywołuje u mnie kolejną falę śmiechu.
- Za pół godziny mam przerwę na lunch.
- Świetnie! Przyjadę po ciebie i pójdziemy coś zjeść. 
- Okej, niech będzie - zgadzam się. - To do zobaczenia za chwilę. Znasz adres? 
- Pracujesz u Fitzgeralda, tak? - Dziwię się skąd to wie. No, ale musiała skądś zdobyć mój numer, więc sprawdzenie mojego miejsca pracy to była pestka.
- Tak - odpowiadam, sięgając po kubek z zimną już zieloną herbatą, którą stoi na biurku.
- Wygoogluję sobie. See ya, Teksas! - woła i się rozłącza, zanim ja zdążę cokolwiek powiedzieć. Szalona z niej dziewczyna. 
Z uśmiechem na ustach wracam do pracy, ale wtedy przez głowę przebiega mi myśl o Justinie i o tym co robi. Na pewno jest z Camile, to nie ulega wątpliwości. Czuję lekkie ukłucie w sercu, ale siłą rzeczy muszę je zignorować. To tylko przyjaciółka.

Czterdzieści pięć minut później siedzę z Miley w jednej z uroczych i przyjemnych kawiarenek w Los Angeles i obie czekamy na zamówienie.
- No to jak tam Teksas, mów! Jak przeżyłaś przyjazd blond suki? - pyta nieco zbyt obcesowo Miley, upijając łyk mrożonej kawy. 
- Mówisz o Camile? - Unoszę brew, ignorując wymierzane w nas ciekawskie spojrzenia odkąd tylko się tu pojawiłyśmy.
- Tak, dokładnie. - Kiwa głową i lekko się krzywi. Nie ukrywam, jestem zaskoczona wrogim nastawieniem Miley do Camile, ale potem przypominam sobie jak potraktowała mnie na początku. Jej dezaprobata wcale nie musi mieć wyjaśnienia.
- Nazywasz ją tak, bo po prostu ci nie pasuje, czy dlatego, że ją znasz i taki wniosek wyciągnęłaś? - pytam ostrożnie, chcąc się upewnić jak wygląda sytuacja.
- Znam ją i uwierz mi, w pełni zasługuje na miano suki. Nie cierpię jej, a ona mnie. Szczerze mówiąc to mam tę dziewczynę totalnie gdzieś, ale dobrze ci radzę. Uważaj na nią. - Miley patrzy na mnie w taki sposób, że przechodzą mnie ciarki. Czyli jednak jej postawa jest uzasadniona. 
- Dlaczego jej nie lubisz? - pytam, ponieważ moja ciekawość bierze nade mną górę.
- Bo jest suką, to proste - prycha. - Nie lubię osób, które mają zbyt wysokie mniemanie o sobie. Naprawdę nie wiem jak Justin z nią wytrzymuje.
- To jego przyjaciółka - mamroczę pod nosem, bo uświadamiam sobie jak te słowa śmiesznie brzmią. Powtarzam je sobie od wczoraj, chcąc zakłócić w sobie to dziwne uczucie.
Miley bierze głęboki oddech i przez chwilę przygląda mi się uważnie, a w jej oczach dostrzegam coś na kształt żalu i niepewności.
- Musisz coś wiedzieć, skarbie - zaczyna spokojnie i ciepło. Mój żołądek fika koziołka. - On zawsze wybierze ją. To znaczy, jasne, możecie być razem i nawet on może cię kochać, ale kiedy ktoś postawi go przed wyborem ona czy ty, on wybierze ją. Ta suka owinęła go sobie wokół palca, a on tego nie widzi. Tyle razy próbowałam mu wybić ją z głowy, ale zawsze kończyło się to kłótnią. Nie chcę cię straszyć, ani nic z tych rzeczy, bo może się coś zmienić, ale chciałam, żebyś była na to gotowa...
Nie słucham jej już. Wygłasza swój monolog, ale ja zatrzymałam się na zdaniu: "On zawsze wybierze ją." Zrobiło mi się sucho w ustach, a w głowie zaczęło mi nieprzyjemnie szumieć. Nie, ona nie może mieć racji. To jakaś bzdura, nie możliwe, żeby Justin był aż tak głupi, prawda? Mocno zagryzam zęby, starając się uspokoić nerwy. 
- ... Dlatego się martwię. Lubię cię, Teksas i wydaje mi się, że ty i Biebs to coś poważniejszego. Teraz, kiedy w LA jest Camile może mu trochę odbijać. Daj mi wtedy znać, osobiście skopię mu dupę, jasne? Nie pozwolę temu babsku coś spieprzyć między wami. - Miley mówi to z takim przekonaniem i obietnicą, że mam ochotę ją przytulić i przy okazji wybuchnąć głośnym płaczem. 
Nie dopuszczam do siebie złych myśli, ale coś mi mówi, że w nocy będzie ciekawie. Wypuszczam powietrze z płuc, po czym uśmiecham się blado do mojej towarzyszki.
- Dziękuję - mówię jedynie i dzięki Bogu kelnerka przynosi nasze zamównienia, więc skupiamy się na jedzeniu i plotkowaniu na tematy, które podsuwa Miley. 

Reszta dnia upływa mi na nadrabianiu zaległości, robieniu kawy Chrisowi i przekładaniu lub umawianiu jego spotkań. Dzięki temu, że miałam tyle zajęć nie myślałam o Justinie i jego przyjaciółce, której z każdą minutą ufam coraz mniej. Słowa Miley kręcą się gdzieś na tyłach mojej głowy, ale nie pozwalam im na siebie wpłynąć. Muszę walczyć i będę walczyć o tego mężczyznę. Kocham go, to nie ulega wątpliwości.
Kiedy jestem w drodze powrotnej do domu dzwonię do mamy, by spytać się czy nie trzeba zrobić jakichś zakupów. Jak się okazuje mama właśnie wyszła je zrobić, ale wcześniej umówiła się na kawę z koleżanką, natomiast jeśli chodzi o moich przyjaciół to Angie jest gdzieś na mieście, a Ian na sali tanecznej. Swoją drogą powinnam z nim ustalić jakieś terminy naszych treningów, żeby z niczym nie kolidowały. Nie mam zielonego pojęcia jak uda mi się zrobić wszystko to co zaplanowałam, ale mam nadzieję, że podołam. 
Stoję na światłach w gigantycznym korku, więc żeby się czymś zająć postanawiam sprawdzić twittera oraz instagrama. Gdy wchodzę w pierwszą aplikację okazuje się, że Miley oznaczyła mnie w swoim tweecie.

Miley Ray Cyrus @MileyCyrus
Świetne popołudnie z @faithwihford! Dobrze było cię zobaczyć, dziewczyno i troche poplotkować! Love that guuuuurl!

Uśmiecham się szeroko, gdy czytam jej wpis i natychmiast odpisuję.

Faith @faithwihford
@MileyCyrus dzięki za to spotkanie. Musimy robić to częściej! Luv ya 2!

Później wchodzę w interakcje, które wprost wariują. Udaje mi się dostrzec kilkadziesiąt obraźliwych tweetów oraz kilka, które są miłe. Jedna z dziewczyn wysłała mi nawet podziękowania, co szczerze mówiąc poważnie mnie zaskakuje i powoduje jednocześnie mały uśmiech. Szybko jej odpisuje i odkładam na chwile komórkę, ponieważ samochody ruszają do przodu. 
Po kilku minutach znów jestem zmuszona się zatrzymać, więc postanawiam sprawdzić teraz instagrama i natychmiast tego żałuję. Gdy aplikacja się otwiera pierwszym zdjęciem jakie widzę, jest zdjęcie Justina, Camile i jeszcze jakiegoś faceta z meczu koszykówki. Rozpoznaję po koszulkach, jakie mają na sobie. Coś w środku mnie głośno krzyczy, ale tłumię jak najszybciej. To tylko przyjaciółka, powtarzam sobie chyba po raz tysięczny tego dnia. Powoli zaczynają drażnić mnie te słowa.
Troche mi przykro, że dowiaduję się o takich rzeczach z internetu, a na dodatek Justin cały dzień się do mnie nie odzywał. Do tego czasu zdążyłabym odbyć z nim dwie rozmowy i wymienić kilkanaście smsów. Dzisiaj jednak nic z tych rzeczy nie miała miejsca i to mnie martwi, a zarazem nieco krzywdzi. W takim razie ja wykonam pierwszy krok, nie poddam się bez walki.

Do: Justin
Halo, zapomniałeś już o mnie? Tęsknię za tobą.

Na odpowiedź muszę czekać kilka minut.

Od: Justin
Nigdy w życiu, słodka Faith. Mam dziś troche zakręcony dzień,  przepraszam. Też za tobą tęsknie. Co tam?

Och, odnoszę wrażenie, jakby nie mógł teraz pisać albo jakby średnio mu na tym zależało. Nigdy wcześniej nie dostawałam od niego błahych odpowiedzi. Najwyraźniej dzisiaj jest ten pierwszy raz.

Do: Justin
Nic specjalnego, właśnie wracam do domu. Jestem zmęczona. A co u Ciebie?

Skoro ma ochotę pobawić się w suche odpowiedzi to proszę bardzo. Mnie dwa razy nie trzeba powtarzać.

Od: Justin
Wszystko okej. Jak było na lunchu z Miley? Była miła? 

Do: Justin
Było bardzo przyjemnie, poplotkowałyśmy trochę. A jak było na meczu z Camile? Dobrze się bawiliście? :)

Okej, jestem wkurzona. Nie podobają mi się jego odpowiedzi, a do tego mam wrażenie, jakby chciał mnie z całych sił zbyć. Nie tym razem, skarbie.

Od: Justin
Czy ty jesteś zazdrosna? ;)

Wybucham tak głośnym śmiechem, że ludzie, którzy siedzą w samochodach obok odwracają głowy i patrzą na mnie jak na ostatnią wariatkę. Na jakiej podstawie Justin stwierdza, że jestem zazdrosna? Ja jestem na niego zła, zazdrość nie ma tu nic do rzeczy. Chcę z powrotem mojego Justina, który nie był takim palantem jakim jest teraz.

Do: Justin
Nie, nie jestem ;) Po prostu pytam jak się bawiliście. Nie wiem, gdzie ty tu widzisz zazdrość :)

Od: Justin
Wiesz, że nie byłem tam tylko z Camile? Tak czy inaczej było fajnie, tylko szkoda, że bez ciebie.

Och, z całą pewnością panna Co To Ja Nie Jestem się o ciebie zatroszczyła. Mam ochotę w coś uderzyć, ale potem lekko się uśmiecham, czytając raz jeszcze końcówkę smsa. Ciekawe, czy to tak na serio.

Do: Justin
Może będę następnym razem, o ile w ogóle mi o tym powiesz. Tęskniłam za tobą cały cholerny dzień, Justin. Dlaczego taki jesteś? 

Od: Justin
Przepraszam, nie chciałem, żebyś się źle czuła. Po prostu strasznie się cieszę z przyjazdu Camile i staram się z nią spędzić jak najwięcej czasu, bo potem znów możemy się nie widzieć kilka miesięcy. Może wpadnę wieczorem do ciebie? 

Do: Justin
W sumie to czemu nie. Mam straszną ochotę na sushi. Przywieziesz sushi? Prooooooszę.

Od: Justin
Hahaha, tak przywiozę :D Tęskniłem, naprawdę. 

Czytam wiadomość i lekko się uśmiecham. Może kiedy do mnie przyjedzie wszystkie wątpliwości miną i będzie już tylko lepiej? Na to liczę. Odkładam telefon i ruszam, ponieważ korek nagle się zmniejszył. 
Wracam do domu kompletnie wykończona i nieco rozdrażniona. Chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam z tego, że dom jest pusty. Kiedy tu jechałam myślałam dosłownie o wszystkim i to trochę popsuło mi i tak kiepski humor. Po głowie wciąż krążą mi myśli związane z Johnsonem i tym co muszę zrobić oraz słowa, którymi uraczyła mnie dziś Miley. Nie chcę w je wierzyć, to jakaś bzdura. Justin naprawdę byłby w stanie tak się zachować? Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić. By jakoś przerwać ciszę panującą w domu włączam telewizor i zmierzam do pokoju, gdzie przebieram się w luźniejsze ciuchy. Chcę związać włosy, ale nigdzie nie mogę znaleźć gumki, więc jestem zmuszona iść do łazienki jakiejś poszukać. Gdy jestem w korytarzu moją uwagę przykuwają słowa prezenterki, dobiegające z dołu. Kiedy słyszę imię Justina, a potem Camile powoli schodzę po schodach, bojąc się tego co zobaczę. Niepewnie unoszę wzrok na telewizor i natychmiast tego żałuję. A więc Miley miała rację?
Na ekranie migają zdjęcia tej dwójki, relaksujących się w basenie i doskonale się bawiących. Każde kolejne zdjęcie wydaje się być coraz bardziej intymne, a oni przestają wyglądać jak przyjaciele. Robi mi się słabo, więc łapię się ściany i zaczynam głęboko oddychać. Nie, powiedzcie mi, że to jakiś cholerny, mało zabawny żart. Do oczu napływają mi łzy, a kiedy w telewizji pokazują filmik przedstawiający zabawy w basenie Justina i Camile, moje policzki stają się mokre. Osuwam się na podłogę, chowam twarz w dłoniach i zaczynam głośno płakać, wyrzucając z siebie cały ból i rozgoryczenie, jakie towarzyszą mi odkąd ta dziewczyna się tu zjawiła. Nie cierpię tego uczucia bezsilności i mam ochotę w coś uderzyć. "Nie, skarbie. Dobrze wiesz, że masz ochotę na coś zupełnie innego" mruczy moja podświadomość, momentalnie mnie otrzeźwiając. Nie, nie ma mowy! Nie zaćpam! Chociaż z drugiej strony mała dawka jeszcze nikomu nie zaszkodziła... Nie! 
Zrywam się z podłogi i biegnę do łazienki, a tam wpadam pod prysznic, puszczając na siebie lodowatą wodę. Nie mogę uwierzyć, że ja naprawdę o tym pomyślałam. Czuję się jakbym zdradziła samą siebie, a przy okazji i Todda. Moja ćpuńska przygoda zaczęła się po śmierci brata. Na początku była to tylko trawka, ale potem któryś z moich kumpli ćpunów pokazał mi amfetaminę, kokainę i inne ciężkie dragi. Na początku zachowywałam pozory, dobrze się uczyłam, chodziłam na treningi, starałam się nie wracać pod wpływem narkotyków do domu. Potem wymknęło mi się to spod kontroli, a kiedy mama znalazła mnie totalnie naćpaną w mojej łazience wszystko się dla mnie skończyło. Nie chciałam być w ośrodku, nie liczyło się dla mnie nic. Miałam wrażenie, że dragi przynoszą mi ukojenie, którego wtedy tak bardzo potrzebowałam. Pod wpływem jakoś lepiej radziłam sobie ze stratą ukochanej mi osoby. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nikt z mojej rodziny nie osądził mnie, nie przylepił mi łatki zdemoralizowanej ćpunki. Oni to zrozumieli, wiedzieli dlaczego tak postąpiłam i nie odeszli ode mnie. Tyle, że ja wtedy tego nie widziałam. Siedząc na odwyku wpadałam w jeszcze większą depresję i na dodatek musiałam sama z tym walczyć, nie wolno mi było podawać silnych leków. Nie mam zielonego pojęcia jak udało mi się z tego wszystkiego wyjść, ale czuję, że to dzięki Toddowi, on musiał nade mną czuwać.
Dlatego teraz, kiedy ta nieproszona myśl pojawiła się w mojej głowie czuję się okropnie źle. Siedzę pod zimnym strumieniem wody i staram się skupić na czymś innym. Nie mogę teraz myśleć o Justinie, o tej suce i przede wszystkim o narkotykach. Co by było, gdyby kiedyś Gracie zobaczyła mnie naćpaną i sama coś takiego zrobiła? Przecież umarłabym tysiąc razy i nigdy nie wybaczyłabym sobie, że pozwoliłam jej oglądać takie gówno, jakim wtedy byłam. To trochę pomaga mi się otrząsnąć i zbieram się w sobie, by wyjść z kabiny. Oplatam się ręcznikiem, po czym ubieram się w to samo co przed chwilą z siebie zdjęłam w biegu, a następnie rozczesuję włosy i zaczynam je suszyć. Kilka minut później wychodzę z łazienki czując się nieco lepiej, a na dodatek wpadam na pewien pomysł. To trochę zabawne, ale pokażę Justinowi i tej okropnej blondynce, że nie jestem ślepa na ich zachowanie.
Wchodzę do pokoju i odszukuję swój telefon. Później wchodzę na instagrama, by dodać zdjęcie, które najpierw sobie robię. Wyglądam na nim bardzo naturalnie i można się w tym nawet doszukać trochę seksu, ale nie jest tego wiele. Przesyłam selfie dalej, dobieram najlepszy filtr i dodaję je z dosyć kontrowersyjnym opisem, "I thought he only liked the Latina category. Smh... #nomakeup #hatewhengirlssaythat". A niech mają.
Dopiero później myślę nad konsekwencjami mojego czynu, ale szczerze mówiąc teraz mało mnie to obchodzi. Niech wybuchnie wojna, mam to gdzieś. Skoro oni mogą się zachowywać w taki sposób, to dlaczego ja mam siedzieć cicho? Może to mało dojrzały gest, ale zawsze coś.
Odkładam telefon na bok i wciągam na kolana laptopa. Wcześniej sięgam po torebkę, w której mam listę od Caren. Dokładnie ją studiuję, aż w końcu znajduję nazwisko, o którym wspominał mój ojciec. Johnson's Company to firma transportująca różne towary między stanami lub kontynentami. Mają dobrą renomę i pozytywne opinie klientów. Nie wiem dlaczego współpracują z Fitzgeraldem, ale najwyraźniej im obu przynosi to niezły zysk, a ja to rozumiem. Na liście widnieje jeszcze nazwisko Briana jako cichego udziałowca firmy co trochę mnie zaskakuje. Musiał całkiem niedawno nim zostać, ponieważ kiedy jeszcze sprawdzałam jego papiery w Dallas nic o tym nie wspominał. 
Tak czy inaczej rozważam spotkanie się z panem Johnsonem i porozmawianie z nim na temat mojego ojca. Skoro się znają, może on wyjaśni mi dlaczego ojciec sam nie może sobie z nim tego wszystkiego załatwić. Zaczynam przekopywać internet w nadziei, że znajdę jakieś przydatne informację i zupełnie zapominam o tym co dzieje się dookoła mnie. Wbrew temu wszystkiemu, to dla mnie zbawienne.

Około dziewiętnastej z zamyślenia i pracy wyrywa mnie dzwonek do drzwi. W domu nadal nie ma nikogo oprócz mnie, ale jakoś się tym nie martwię. Wiem gdzie wszyscy są, więc jestem spokojna. Schodzę na dół i zmierzam do przedpokoju, by otworzyć drzwi. Przede mną stoi Justin ubrany w czarną bluzę oraz czarne dresy, a na głowie ma snapbacka, również czarnego. Opiera się o futrynę, trzymając w jednej dłoni torbę z Sushi House, a w drugiej malutki bukiecik kwiatów.
- Mogę? - pyta, gdy stoję przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w niego. Wygląda wyśmienicie i do tego te kwiaty!
- Eee, tak, proszę. - Odsuwam się na bok, żeby mógł wejść do środka, po czym zamykam za nim drzwi.
- Jesteś sama? - Jego ochrypły głos roznosi się po całym domu, gdy wchodzi głębiej.
- Tak, mama jest u koleżanki, a może już na zakupach, Angie gdzieś na mieście, a Ian na sali - wyjaśniam, zbliżając się do niego. 
Justin kładzie torbę na blacie kuchennym, po czym odwraca się i przez moment spogląda na mnie łagodnie, następnie wręczając mi bukiecik.
- Chciałem cię jeszcze raz przeprosić - wzdycha, a ja wciskam nos między kwiatki. Ślicznie pachną.
- W porządku - mruczę i idę poszukać jakiegoś flakonu, do którego później wstawiam bukiecik. 
Zanim mam okazję zrobić cokolwiek innego Justin podchodzi do mnie i przyciska mnie do blatu.
- Och, i tak, masz rację. Lubię latynoskie klimaty, nawet bardzo - mruczy mi do ucha, a ja otwieram szeroko oczy. Widział zdjęcie. - Jednak jesteś zazdrosna.
- Nie, jestem wściekła - odpowiadam cicho, a potem nasze usta łączą się w gorącym, namiętnym pocałunku, który zapiera mi dech w piersiach. Justin przyciska mnie biodrami do szafki za mną, a ja kładę dłoń na jego ciepłym karku, lekko go głaszcząc i drapiąc. Z mojego gardła wydobywa się cichy jęk, gdy chłopak podnosi mnie i sadza na blacie, a później przenosi dłoń na mój policzek. W głowie zaczyna mi szumieć, a krew zaczyna szybko płynąć w żyłach, rozpalając mnie do granic możliwości. Po mojej złości nie ma już śladu. Jak on to robi?
W końcu cmoka mnie ostatni raz i odsuwa się, oblizując swoje wargi.
- Pysznie - mruczy, po czym odwraca się i wyciąga z torby dwa zestawy sushi. Zeskakuję na podłogę i przytulam się do jego pleców, zerkając na jedzenie.
- Co tam masz? - pytam, choć doskonale wiem co. Justin podnosi ramię, przesuwa mnie do przodu i teraz ja obejmuję go w pasie, a on kładzie rękę na moich ramionach. 
- To co chciałaś. Nie wiedziałem na jaki zestaw masz ochotę, więc wziąłem wszystkiego po trochę - wyjaśnia, cmokając mnie w skroń. Uśmiecham się delikatnie na ten gest i ściskam go nieco mocniej.
- Dziękuję, mój ty wybawco - mruczę z rozbawieniem, po czym odsuwam się od niego i sięgam po jedno z pudełek. - Chcesz coś do picia? 
- A co masz? 
- Eee, chwila. - Podchodzę do lodówki i ją otwieram, sprawdzając jej zawartość. - Woda, sok i piwo - oznajmiam, sięgając po sok dla siebie.
- Piwo będzie w sam raz - odpowiada, po czym zabiera oba opakowania z jedzeniem i zmierza do salonu. - Obejrzymy coś? 
- Jasne - zgadzam się z ochotą i wręczam mu puszkę z napojem, a następnie siadam po drugiej stronie kanapy, otwieram pudełko z sushi, wyciągam przed siebie nogi i obserwuję, jak Justin przeszukuje półkę pod telewizorem, w której są płyty z filmami. Bawi mnie fakt, że od razu wiedział, gdzie szukać. 
W końcu decyduje się na komedię z Ryanem Goslingiem i wkłada płytę do nośnika DVD, a następnie sadowi się po przeciwnej stronie kanapy, również wyciągając nogi. Spoglądam na niego z lekkim uśmiechem, ale nie odzywam się ani słowem. Kto by pomyślał, że będę spędzać tak leniwy wieczór z Justinem Bieberem, bożyszczem nastolatek i do tego będzie tak przyjemnie.

Pierwsza część filmu upływa nam na tym, że jemy swoje zestawy, komentujemy film i głośno się śmiejemy. Dochodzę do wniosku, że nigdy nie znudzi mi się dźwięk śmiechu Justina. To tak piękna melodia, że przechodzą mnie dreszcze za każdym razem, kiedy ją słyszę. Aktualnie Mój Śmieszek skończył już jeść i dopija piwo, przy okazji głaszcząc mnie po nagiej nodze, robiąc na niej palcami różne wzory. Przyglądam mu się w skupieniu, zauważając, że wygląda teraz tak, jak zwykły dwudziestojednoletni mężczyzna, który spędza wieczór ze swoją dziewczyną. Nie żadna gwiazda światowego formatu, tylko normalny facet, jakich są miliony w tym mieście. To zadziwiające, że nigdy nie patrzyłam na niego przez pryzmat zarozumiałego celebryty. Fakt, czasami mnie irytował, ale nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jest ode mnie lepszy, ponieważ jest sławny. To jedna z wielu rzeczy, jakie w nim kocham. Nie bronię się przed tym już ani chwili dłużej, ale zastanawiam się czy powinnam mu o tym powiedzieć. Boję się jego reakcji, boję się, że mnie odrzuci. To by mnie chyba zabiło. Nie wiem, nie jestem pewna czy jestem wystarczająco silna, by pogodzić się ze stratą kolejnej osoby. Muszę wybrać odpowiedni moment, żeby mu wszystko powiedzieć. Nie chciałabym, żeby się przestraszył.
Do mojej głowy wpada dosyć nieprzyjemna myśl, mówiąca, że jestem przecież jedną z wielu jego kobiet, że tak naprawdę nic nie znaczę. Szybko ją jednak blokuję, bo nie chcę sobie psuć tego wieczoru. Coś mi mówi, że w najbliższym czasie będzie takowych jak na lekarstwo.
- Gdzie planujesz zrobić swoje urodziny? - pytam, gdy w filmie nie dzieje się nic specjalnie ważnego.
Justin przez moment milczy, wpatrując się w ekran, ale po chwili niechętnie odrywa wzrok i skupia go na mnie.
- Nie wiem, myślałem o jakichś wyspach - odpowiada spokojnie, robiąc minę, mówiącą "Jeszcze się zastanawiam".
- Och - mruczę. - Myślałam, że raczej zostajesz tutaj. - Wciągam wargi, trochę zaskoczona tym, że prawdopodobnie spędzę kilka przyjemnych dni na wyspach w towarzystwie przyjaciół Justina.
- Niee, to mi się już znudziło. - Krzywi się. - Lubię podróżować i poznawać nowe miejsca, a taka okazja jest wprost idealna. Zobaczysz, będzie fajnie. - Uśmiecha się do mnie pokrzepiająco i głaszcze pare razy moją łydkę.
- Nie wątpię - odpowiadam i pociągam łyk soku pomarańczowego. - Dasz mi znać, kiedy się już zdecydujesz? - Nie wiem dlaczego zadaję to pytanie.
- Jasne - chichocze, oblizując wargi. - Nie mam wyjścia. - Mruga do mnie, a potem skupia się na filmie. Nie wiem co więcej mam powiedzieć, więc również wracam do oglądania.

Chwilę przed końcem naszego seansu do domu wracają mama i Gracie, a zaraz po nich wbiega Angie.
- Cholera, chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że w naszym domu siedzi Justin Bieber - rzuca Angie, śmiejąc się i głośno dysząc.
- Przebiegłaś maraton? - pytam rozbawiona, patrząc na jej podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową.
- Chciałam dogonić Mandy, ale w szpilkach to niewykonalne. - Kręci głową i sięga po butelkę wody, która stoi obok lodówki.
Oboje z Justinem wstajemy z kanapy i idziemy przywitać się z dziewczynami. Gracie głośno piszczy na widok chłopaka wyciąga rączki w jego stronę, co wywołuje falę śmiechu u całej naszej czwórki. Oczywiście Justin natychmiast odbiera ją od mamy.
- Chyba wymieniła sobie mnie na lepszy model - mruczę z udawanym smutkiem, kiedy widzę jak Gracie wpatruje się w twarzy Justina. 
- Bądź ostrożna, bo jeszcze odbije ci faceta - dodaje Angie, a ja wybucham głośnym śmiechem. To taka przyjemna, zabawna sytuacja, która powoduje u mnie szczery uśmiech.
- Jak się czujesz? - pyta mama, kiedy pomagam jej wypakowywać zakupy. Justin oraz Angel są w salonie, gdzie zajmują się Gracie i rozmawiają na różne tematy.
- W porządku - odpowiadam ostrożnie, zerkając kątem oka na rodzicielkę. 
- Na pewno? Rozmawiałam z Brianem. 
- I co? - Udaję objętość i opanowanie, jednocześnie cała drżąc ze strachu w środku. 
- Martwię się. Wyglądasz na zmęczoną kochanie - wzdycha mama, podając mi karton mleka, który wkładam do lodówki.
- Bo jestem zmęczona - odpowiadam, odgarniając włosy z czoła. - Wiesz, mam dużo pracy, cała ta sprawa z ojcem...
- Czego on od ciebie chciał? Tylko tym razem powiedz mi prawdę. - W głosie mamy słyszę ostrzeżenie i tą matczyną siłę.
- Potrzebuje, bym w czymś mu pomogła - mówię wymijająco. - Powiem wam o wszystkim, kiedy już to załatwię. 
- Dziecko, uważaj na siebie. Obie dobrze wiemy, że to niebezpieczny człowiek - rzuca mama, z wyraźnym rozdrażnieniem. Zamykam lodówkę i sięgam po szklankę wody, bo zrobiło mi się trochę ciepło przez tą rozmowę.
- Wiem, pamiętam o tym - wzdycham i pociągam łyk zimnego napoju. Uff, jak dobrze. Opieram się o blat i obserwuję trójkę ludzi, za których oddałabym życie. Szkoda tylko, że jedno z nich nie ma o tym pojęcia.
- To dobrze. Skarbie, gdyby on tylko ci czymś groził, gdyby wymuszał coś od ciebie to masz mi natychmiast powiedzieć. Nie przeżyłabym, gdybyś podzieliła losy Todda... - mówi smutno, a ja wypuszczam z ręki szklankę, oblewając przy tym swoje spodenki.
- Kiedyś byłam temu bliska - mamroczę pod nosem, w całkowitym amoku. Słowa mojej mamy sprawiły, że przypomniałam sobie chwile, kiedy byłam o krok... Dopiero kilka sekund później otrząsam się i zaczynam zbierać kawałki szkła, leżące u moich stóp. Nie zwracam uwagi na to, że kaleczę sobie dłonie i stopy, nie czuję bólu. Ciemność chce znów mną zawładnąć, ale tym razem walczę z nią z całych sił. Nie mogę się teraz zatracić, na oczach wszystkich. 
- Faith? - Słyszę nagle, ale mam wrażenie, jakby wypowiedział je ktoś stojący ode mnie ze sto metrów. 
Zamykam oczy i biorę dwa głębokie oddechy, próbując przywołać się do porządku. 
- Kochanie? - Tym razem głos jest znacznie bliżej. To mama, poznaję. - Wszystko w porządku?
- Tak - wyrzucam z siebie. - Słabo się poczułam - odpowiadam ostrożnie, odzyskując po chwili ostrość widzenia. 
Wszyscy zgromadzeni w domu patrzą na mnie bacznie, z pewnością przestraszeni moim zachowaniem.
- Przepraszam - mamroczę pod nosem i wyrzucam kawałki szkła, które mocno ściskałam w dłoni. 
Nagle przy moim boku pojawia się Justin, ostrożnie łapie moje dłonie, po których spływa krew.
- Pokaleczyłaś się - stwierdza rzeczowo, po czym pociąga mnie w stronę zlewu, by zmyć czerwoną ciecz. - Co się stało? Nie boli cię? - pyta spokojnie, przemywając wodą moje rany.
Kątem oka widzę jak mama trzyma Gracie, a Angel wyciąga z szafki opatrunku.
- Zrobiło mi się słabo - powtarzam to co wcześniej, przełykając ślinę. - Właściwie to... nie czuję. 
- Co? Jak to? - Justin marszczy brwi, odbierając od Angel środek odkażający.
Wzruszam ramionami, ale kiedy tylko środek wchodzi w reakcję z ranami wydaję z siebie cichy syk. Okej, czucie wraca. 
- Czyli jednak boli. - Słyszę za sobą Angel, która za pewne bacznie obserwuje poczynania Justina.
Powoli wraca mi pełna świadomość i poczytalność, a z każdym oddechem jest coraz lepiej. 
Justin ostrożnie i dokładnie czyści każdą ranę, a później starannie ją opatruje. Poświęca się temu całkowicie, a ja nie jestem w stanie się ruszyć. Gdy kończy z dłońmi, przyklęka i ściera krew z moich nóg. 
- Do jutra powinno się zagoić - oznajmia, sprawdzając moje dłonie raz jeszcze. Później odsuwa się na moment i zaczyna myć ręce.
- Kiedy ostatni raz byłaś na badaniach? - pyta mama, patrząc na mnie z troską i niepokojem, przez co ściska mi się serce.
- Nie pamiętam - odpowiadam szczerze. 
- Powinnaś iść zrobić je jak najszybciej - ruga mnie mama, podchodząc do mnie i całując mnie w czoło. Gracie obdarza mnie zdezorientowanym spojrzeniem, ale głaszcze mnie małą rączką po policzku.
- Muszę iść się przebrać - rzucam, zerkając na swoje przemoczone ciuchy, po czym ruszam do swojego pokoju. Jak się okazuje Justin podąża za mną. 
- Co to było? - pyta, gdy wchodzimy do środka. Przytula się do mnie od tyłu, całując mnie w czoło.
- Nie wiem, naprawdę źle się poczułam - szepczę i przekręcam się tak, że teraz stoję twarzą do niego. - Jestem zmęczona. 
- Dobrze, przebierz się, a potem się położysz - mruczy spokojnie, odgarniając mi włosy z twarzy. Jego pokrzepiający uśmiech sprawia, że czuję się lepiej. 
Wyplątuję się z jego objęć i idę do szafy, z której wyciągam czarną koszulkę i dopasowane, sportowe spodenki. Odwracam się do Justina, dając mu do zrozumienia, żeby wyszedł.
- Serio? - pyta drwiąco. - Widziałem cię już nie raz w samej bieliźnie - wzdycha, a ja muszę przyznać mu rację. 
- Jesteś niemożliwy - syczę, a potem odważnym ruchem zdejmuję z siebie mokrą koszulkę i spodenki, które chwilę później zamieniam na suche ciuchy.
- No widzisz? Nic złego się nie stało - śmieje się Justin, pociągając mnie do siebie i całując mnie w sam środek ust. 
- Jeszcze nie. - Mrugam do niego, chcąc zachować pozory dobrego humoru. Prawda jest taka, że mam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem. - Chce się położyć. 
- Okej. - Justin kiwa głową i ciągnie mnie w stronę mojego łóżka. 
- Nie, śpię u Angel - wyjaśniam.
- Więc chodźmy do Angel. Myślę, że nie obrazi się, jeśli chwile z tobą poleżę.
- Mam nadzieję. - Uśmiecham się lekko i opuszczam pokój. W korytarzu spotykam przyjaciółkę.
- Pójdę się już położyć, dobrze? - pytam spokojnie, patrząc na zatroskaną Angie.
- Jasne, nie ma problemu. Zostać z tobą? 
- Nie, nie trzeba. Justin się zaoferował. - Wzruszam ramionami, po czym marszczę brwi. - Zresztą, nie wiem o co robicie tyle szumu. Nic mi nie jest, słabo się poczułam i tyle. Jest mi już lepiej.
Angie posyła mi znaczące spojrzenie, unosząc przy tym idealnie wyregulowaną brew w górę, ale nie odzywa się ani słowem. Ignoruję to i wchodzę do jej pokoju, w którym ślicznie pachnie. Justin wchodzi za mną i nim mija minuta on jest bez bluzy i koszulki. 
- Chodź tu. - Pociąga mnie za sobą na łóżko mojej przyjaciółki, po czym obejmuje mnie szczelnie ramieniem i całuje mnie we włosy. Przerzucam nogę przez jego brzuch, a on kładzie dłoń na moim udzie, zaczynając je lekko gładzić.
- Czujesz się lepiej? - pyta po chwili, kiedy ja wdycham jego upajający zapach.
- Mhm - mruczę i wzdycham cichutko.
Justin zaczyna chichotać, po czym wyciąga telefon i unosi go nad głowę. Zgaduję, że robi nam zdjęcie.
- Chyba nie chcesz tego dodać - zaczynam niepewnie, lekko się od niego odsuwając.
- Ależ owszem, chcę - odpowiada z przekorą i szerokim uśmiechem na twarzy.
Justin kadruje zdjęcie, lekko je rozjaśnia i w takim stanie dodaje je z opisem: " All i want it's nothing more. #chillinwithbae #nicenight" 
Czytając opis, czuję jak do oczu napływają mi łzy. 
- Justin, ja... - Gdy tylko uświadamiam sobie co chcę mu powiedzieć, natychmiast milknę. Nie, nie powiem mu tego. Nie chcę psuć tej chwili. 
- Tak? - pyta, unosząc brew i wciąż patrząc w ekran.
- Nie, nic. To po prostu urocze - mówię szybko i cmokam go w policzek. Nie wiem dlaczego nie chcę zapytać się go kim dla niego jestem. Mam nadzieję, że wkrótce mi powie.
Justin uśmiecha się do mnie, ukazując szereg prostych i białych zębów. Patrzy na mnie przez chwilę, a potem ujmuje mój podbródek i lekko go całuje.
- Ty jesteś urocza - mruczy. 
Sięga po moją pokaleczoną dłoń i zaczyna obsypywać ją pocałunkami. To kolejny z powodów, dla których go kocham - ma niespotykanie dobre serce.
Później milczymy przez kilka minut, dopóki nie wpadam na fajny plan.
- Justin - przeciągam samogłoski i podnoszę się na łokciach.
- Hm? 
- Mogę twój telefon? 
- Po co? - Marszy brwi.
- Chcę się trochę pobawić i dać parę follow twoim fanom. Proszę - jęczę z nadzieją w głosie i patrzę na niego wyczekująco.
Justin przez chwile wygląda jakby walczył sam ze sobą, ale w końcu wręcza mi komórkę, wcześniej ją odblokowując. Wchodzę na jego twittera, który od razu zaczyna wariować przez interakcje. Widzę setki tweetów na sekundę, kierowaną do Justina z prośbą o follow, więc staram się wychwycić ich jak najwięcej. To super uczucie wiedzieć, że jednym kliknięciem sprawiam radość tylu osobom. Zatracam się w tym w najlepsze, dopóki nie przerywa mi połączenie telefoniczne. Na ekranie pokazuje się zdjęcie Camile i Justina, którzy się do siebie tulą i szeroko się uśmiechają. 
- To Camile - mówię ponuro i wręczam chłopakowi dzwoniącą komórkę. Kładę się na plecach i obserwuję jego ruchy. Siada na łóżku, prostując się.
- Co tam, Cam? - zaczyna pierwszy. - Tak, jestem u niej... W sumie to nie wiem... Poważnie? Chcesz, żebym przyjechał?... Okej, niedługo będę. Do zobaczenia. 
Słysząc jego słowa cała się spinam i od razu pochmurnieję. On naprawdę do niej teraz pojedzie? Z jednej strony nie mam prawa go tu zatrzymywać, ale z drugiej czuję się teraz odrzucona. To tego boję się najbardziej.
Justin wstaje z łóżka i zakłada na siebie koszulkę, a potem bluzę.
- Już idziesz? - pytam, nie ukrywając swojego żalu.
- Tak, Camile została sama w domu i mówi, że mnie potrzebuje. Nie mogę jej zostawić, zrozum - mówi pospiesznie, poprawiając włosy.
Patrzę na niego, lekko mrużąc oczy. Nie mogę w to uwierzyć. "On zawsze wybierze ją" - słowa Miley na nowo rozbrzmiewają mi w głowie, a to powoduje u mnie silny ból w klatce piersiowej. Ledwie udaje mi się powstrzymać jęk.
- Jasne - mówię cicho i siadam, obserwując jego ruchy. 
- To super, mała - rzuca, po czym nachyla się do mnie i składa na moim czole szybki pocałunek. - Jutro u Johna jest mała impreza, wpadniesz? 
- Jeśli mogę. - Wzruszam ramionami i uśmiecham się blado. Nie mam ochoty na tą imprezę, ale wiem, że to jedyny sposób, żebym mogła spotkać się z Justinem. Będzie tam również Camile, a to podoba mi się najmniej.
- Zaczyna się o dwudziestej. Wyśle ci jutro adres, okej? Musze już lecieć. Do jutra, słodka Faithie - rzuca i po chwili wybiega z pokoju jak poparzony. 
Przez chwilę patrzę na zatrzaśnięte przed momentem drzwi, a potem opadam bezwładnie na łóżko, naciągam na siebie kołdrę i zagryzam mocno wargę do tego stopnia, że czuję posmak krwi w ustach. Znów czuję się tak samo okropnie jak wcześniej. Dlaczego on do jasnej cholery zachowuje się jak pies Camile? Nie cierpię tej laski, to jest więcej niż pewne. Zostawił mnie, bo ona tego chciała. Jestem pewna, że to wszystko było zamierzone. Chce mi się płakać. A w zasadzie kto mi broni? Wtulam nos w poduszkę i zaczynam głośno szlochać, mając gdzieś czy ktoś mnie usłyszy. Jestem rozgoryczona, zmęczona i przede wszystkim cholernie samotna. 

Budzę się w nocy zlana potem i obolała. Sucho mi w ustach, a serce wybija nierówny rytm. Byłam tak blisko... Obracam się na bok i widzę pogrążoną w śnie Angel. Ostrożnie, by jej nie obudzić, wychodzę z łóżka i zmierzam do łazienki. 
Tam przemywam twarz lodowatą wodą i staram się wrócić do normalności. Gdy tylko podnoszę wzrok i widzę swoje odbicie, jest jeszcze gorzej. Zaczynam drżeć, robi mi się zimno i osuwam się na podłogę, z trudem łapiąc oddech. Przestaję panować nad swoim ciałem, moje rany dają się we znaki, niemiłosiernie piekąc. Chcę wstać, ale nie nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Walcz, Faith. Walcz.
W mojej głowie zaczynają pojawiać się destrukcyjne myśli i głosy, przestaję być świadoma wszystkiego co dookoła się dzieje. Wtedy, resztkami poczytalności przypominam sobie, że gdzieś w kuchni mam jeszcze swoje stare leki. Nie wiem czy powinnam je brać, ale teraz nie widzę innego wyjścia. Praktycznie czołgając się opuszczam łazienkę i zsuwam się po schodach na dół. Zbierając w sobie wszystkie siły jakie mam, docieram do kuchni i pierwsze co robię, to przeszukuję szafkę z lekami. Prawię tracę nadzieję, kiedy na końcu zauważam czerwonawy, wąski słoiczek z kilkoma pastylkami na dnie. Rozpoznaję w nich mój ratunek i szybko zażywam dwie. Gdyby ktoś z boku mnie obserwował, mógłby spokojnie zawrzeć tą scenę w dobrym horrorze. 
Siedzę na podłodze i opieram się o szafkę, tracąc resztki świadomości. Po chwili odpływam, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę. Tak źle jeszcze nie było.

Nie mam pojęcia ile czasu mija kiedy zaczynam wracać do normalności. Powoli świta, więc obstawiam, że musiałam spędzić w kuchni kilka godzin. Chwała Bogu, że nikt mnie tu nie znalazł. Rozglądam się dookoła i widzę swoje opatrunki, które leżą obok mnie. Nie pamiętam kiedy je zdjęłam, ale teraz zauważam, że poraniłam się jeszcze mocniej. Jasna cholera. Ostrożnie wstaję, nadal nie będąc pewna czy mogę stać. Później zbieram plastry i bandaże, obmywam na nowo rany i na nowo je opatruję. Bolą mnie, bardzo mnie bolą, ale muszę sobie dać z tym radę. Wciąż jestem przerażona i roztrzęsiona po ataku, nie przechodziłam tego tak poważnie od kilku lat. Dlaczego teraz to wróciło? 
Sprzątam po sobie w kuchni, bo zostawiłam ładny bałagan, a następnie wracam do pokoju Angie. Nadal śpi, więc po cichu wsuwam się do łóżka, mając nadzieję, że jej nie obudzę.  Chciałam umrzeć, a nie udawało mi się nawet zasnąć. To wszystko było ponad moje siły. Myśli bolą. Nocą gryzą jak wygłodniałe zwierzę. Dopiero teraz sobie o tym przypomniałam. Teraz, kiedy przeszłam ten atak, uświadomiłam sobie jak zły jest mój stan. Ale nie mogę się poddać, będę walczyć. 

Następny dzień jest dla mnie jedną wielką ściemą. Od rana wszystkim wciskam kit, że czuję się dobrze i tak dalej. W pracy raczej nie funkcjonuję jak normalny człowiek, zmieniam się w mini robota. Nie robię sobie przerw, nie idę na lunch, moim jedynym posiłkiem jest poranna owsianka i trzy kawy, które wypiłam do tej pory. Niektóre rany na moich dłoniach zdążyły się zasklepić, więc nie wygląda to tak źle. Justin około południa dzwoni zapytać co słychać, ale nasza rozmowa trwa zaledwie kilka minut, ponieważ musi wracać do pracy. W tle doskonale słyszałam śmiech Camile i wiem, że to było celowe. 

W domu jestem po osiemnastej. Zostałam dłużej w pracy, żeby nadrobić zaległości i przy okazji udało mi się jakimś cudem umówić spotkanie z Johnsonem. Mama oraz Ian próbują o czymś ze mną porozmawiać, ale raczę ich jedynie zdawkowymi informacjami. Nie mam siły na dłuższe, poważniejsze paplaniny. 
Przygotowanie na imprezę u kolegi Justina zajmuje mi dłużej niż zazwyczaj. W końcu jednak o wpół do ósmej jestem gotowa. Mam na sobie czarne rurki z wysokim stanem, czarny, dopasowany croptop, kurtkę moro z ładnymi wykończeniami i czarne buty na płaskim obcasie. Włosy rozpuściłam i lekko pokręciłam, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż.
- Wrócisz na noc? - pyta mama, gdy idę do drzwi.
- Tak, raczej tak - odpowiadam z lekkim uśmiechem, po czym żegnam się z nią i wychodzę. Nie zamierzam dzisiaj pić, więc jadę swoim samochodem. Kilka minut wcześniej Justin wysłał mi adres.
Gdy docieram na miejsce jestem zdenerwowana i niepewna. Wchodzę na ostatnie piętro budynku, ponieważ impreza ma się obyć na dachu. Okej, może będzie fajnie. W środku spotykam masę zupełnie obcych mi osób i natychmiastowo czuję się tutaj nieswojo. Powinnam zostać w domu. 
Wzrokiem odszukuję Justina, który siedzi w loży w towarzystwie znajomych. Rozpoznaję Fredo, Za, Ryana oraz oczywiście Camile, która wisi Justinowi na ramieniu. Przełykam ślinę i odsuwam na bok swoje złe samopoczucie. Muszę uwierzyć, że będzie fajnie.
- Cześć! - woła Justin, gdy tylko pojawiam się przy nich. - Super, że jesteś.
- Też się cieszę - kłamię i przyklejam na usta krzywy uśmiech. Witam się z każdym kogo znam, a potem Justin przedstawia mnie reszcie nieznajomych mi osób. Najgorsze jest to, że jestem teraz jego przyjaciółką. To mnie zabolało, cholernie mocno, ale nie daję tego po sobie poznać. Gdy Fredo proponuje mi drinka, odmawiam i proszę o coś bez procentów. Koniec końców otrzymuję bezalkoholowego, słodkiego drinka, który jest przepyszny. Fredo zaczyna ze mną rozmawiać, więc pozwalam się temu wciągnąć, ignorując ostentacyjne zachowanie Camile. 
Mija godzina, a ja zamieniłam z Justinem może kilka zdań. Chłopak jest duszą towarzystwa, wszyscy ulegają jego urokowi. Widzę ile uwagi poświęca Camile i to jaka ona jest szczęśliwa. Staram się wmawiać sobie swoją mantrę, że to tylko przyjaciele, ale to nie pomaga. Oprócz Alfredo, Za czy Ryana nikt ze mną nie rozmawia, a to daje mi wiele do zrozumienia. Poza tym, kto chciałby rozmawiać z wariatką i do tego ćpunką? Ale oni przecież o tym nie wiedzą... 
Wstaję od stolika, przepraszając wszystkich pod pretekstem udania się do łazienki. Kłamię jednak, chcę być na chwilę sama. Ta impreza to nie wypał. Staję gdzieś z dala on nich, w miejscu, gdzie nikt nie zwraca na mnie szczególnej uwagi. Patrzę na Justina, który właśnie opowiada jakąś historię, która bawi wszystkich dookoła i na Camile, która jest adorowana przez większość towarzystwa.
Może jeszcze niedawno wmawiał mi, że mnie chce, że nie zostawi... Ale prawda jest taka, że nie wiem nawet kim ja dla niego jestem. Chociaż patrząc z perspektywy ostatnich kilku dni, mogę pokusić się o stwierdzenie, że jestem tylko jedną z wielu jego dziewczyn. To właśnie dlatego nigdy nie powiedziałam mu co do niego czuje, za bardzo bałam się, że zada mi ból odpowiedzią. A teraz ją otrzymuję, niemą. Biorę głęboki oddech i patrzę na nich wszystkich raz jeszcze, ze łzami, które formują się w moich oczach. Nie pasuję tu, nigdy nie będę wystarczająca, teraz to wiem. On zasługuje na coś lepszego, na dziewczynę, która nie ma pochrzanione życie. A ja nie chcę być kimś, kto ma być tylko na chwilę. Odrzucenie jest zbyt bolesne. Odsuwam się w tył, a potem odchodzę. Z tego miejsca i jego życia.

Zbiegam na dół jak najszybciej potrafię. Wsiadam do samochodu i praktycznie od razu zaczynam szlochać. Moje serce pękło na miliard kawałeczków, ale muszę to przeżyć. Tak musi być, nie pasuję tu. 
Niewiele pamiętam z drogi powrotnej do domu. Wiem, że kiedy w radiu usłyszałam Grand Piano Nicki Minaj zaczęłam płakać jeszcze głośniej, wyjąc żałośnie do pustej przestrzeni. Chciałam umrzeć, zniknąć, a najlepiej nigdy nie pojawić się w życiu Justina. To mnie przerosło. 
W resztce poczytalności wysyłam do Miley smsa o treści "Miałaś rację", a później wyłączam telefon i zmierzam do windy, ponieważ jestem już w garażu. 
Wchodzę do mieszkania, w którym panuje błoga cisza. Jak dobrze, że wszyscy śpią. Ostrożnie zdejmuję buty, wiążę włosy i chcę iść dalej, ale zatrzymuje mnie pukanie do drzwi. Zalana łzami, zastanawiam się kogo niesie. Otwieram drzwi, mając w dupie to jak wyglądam i nagle przed sobą widzę zdyszanego Justina.
- Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - warczy i wchodzi do środka. 
- Zostaw mnie - warczę przez łzy i odsuwam się w tył.
- Co? - Przystaje zaskoczony, świdrując mnie spojrzeniem.
- Wracaj tam. To twój świat. Ja do niego nie pasuję i już nawet nie należę - dukam, odsuwając się za każdym razem kiedy on się do mnie przysuwa.
- Słucham?
- Justin, proszę cię. Wyjdź stąd.
- Dlaczego? Co się stało? - pyta, marszcząc brwi.
- Kim ja dla ciebie jestem co? - kontruję. - Wiem, że nic dla ciebie nie znaczę. Nie chcę być tylko kolejną zabawką, którą za chwile odstawisz na półkę. Nie jestem wystarczająco silna, by to znosić. Więc jeśli masz mi coś teraz do powiedzenia, to proszę, teraz jest na to moment. A jeśli nie, jeśli jestem dla ciebie tylko na chwilę, to prosze cię wyjdź. - Płaczę, z każdą chwilą coraz bardziej.
Justin patrzy na mnie przez moment, trawiąc zapewne moje słowa.
- Faith, ja... - Na jego twarzy pojawia się strach, ale i pewnego rodzaju oskarżenie. 
- Więc wyjdź - rzucam słabo i zamykam oczy.
A on to zrobił. Nie musiałam długo czekać.
Żadnych przeprosin. Żadnego wahania. Obrócił się na pięcie i sześć kroków później zniknął z mojego życia. Na dobre.



Przepraszam, że tak późno. Proszę, komentujcie. To motywuje mnie do pracy.
Dziękuję,
V.

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 17

"Just friends"


Justin's POV

Siedziałem w pokoju na dole z Ryanem i rozmawialiśmy o ostatnim meczu Lakers'ów, kiedy usłyszałem dziwne dźwięki dochodzące z mojej sypialni. Przeprosiłem na chwile Ryana i poszedłem sprawdzić co się tam dzieje, a ponieważ spała tam Faith trochę się zdenerwowałem.
Gdy tylko otworzyłem drzwi i ujrzałem rzucającą się po łóżku, udręczoną i zapłakaną dziewczynę mój świat zatrzymał się na ułamek sekundy. To był straszny widok, nie miałem zielonego pojęcia co się dzieje. Podbiegłem do niej i zacząłem potrząsać jej zimnym, spiętym ciałem, błagając ją w myślach, by odzyskała świadomość. Kiedy nie reagowała, zacząłem potrząsać silniej i prosić, by się obudziła. W końcu, po kilkudziesięciu sekundach otworzyła oczy, w których od razu zobaczyłem zdezorientowanie oraz przerażenie. Serce mi zadrżało.
Ale potem było jeszcze gorzej. Nie mam pojęcia jakim cudem wcześniej nie zauważyłem tych okropnych blizn na jej delikatnej skórze, a świadomość, że zawdzięcza je swojemu ojcu doprowadza mnie do białej gorączki. Jednak wystarczyło tylko jedno spojrzenie w jej stronę i cała złość schodziła na dalszy plan. Cierpienie, które widziałem i widzę nadal na jej twarzy łamie moje serce na drobne kawałki. Pocałowałem każdą z blizn Faith, które udało mi się zauważyć. Cały ten czas dziewczyna leżała sztywno niczym kłoda, zaciskała pięści na prześcieradle i płakała. Tak bardzo płakała...
- Proszę, przestań. Nie patrz na mnie - prosi Faith, gdy odrywam usta od ostatniej blizny, jaką zauważyłem. - Odejdź, nie patrz.
- Nigdzie nie idę, nie ma mowy - mówię stanowczo i obserwuję jak dziewczyna przekręca się na bok, tyłem do mnie.
Kładę dłoń na dolnej części jej pleców i wyczuwam pod palcami kolejne blizny. Boże, co ten skurwysyn jej zrobił?! Zaciskam szczękę, starając się opanować złość i biorę głęboki oddech, po czym zdejmuję koszulkę oraz spodnie i ostrożnie kładę się obok Faith, dociskając jej ciało do siebie.
- Justin, proszę - łka cicho, a ja wiem o co jej chodzi. Rozumiem, że to dla niej nieprzyjemne, ale dlaczego mnie odpycha?
- Nie zostawię cię - szepczę i ostrożnie kładę dłoń na jej nagim brzuchu. Normalnie, gdybym leżał z tak gorącą laską, która jest prawie naga w jednym łóżku, już dawno pieprzyłbym ją na tysiąc sposobów. Jednak w przypadku Faith to wszystko odchodziło daleko, daleko ode mnie. Nie potrafiłem jej tknąć, a przecież nie pierwszy raz leży w samej bieliźnie w moim łóżku. Nie mam pojęcia co ona ze mną robi, ale chyba wychodzi mi to na dobre.
- Chcesz o tym pogadać? - pytam cicho, rozszczepiając palce na jej miękkiej skórze brzucha.
- Nie wiem - odpowiada ochryple i leciutko przyciska swoje ciało do mojego.
Chowam twarz w jej włosach, wdychając przy tym odurzający zapach, który do niej należy. Przesuwam palcami po jej brzuchu, wyczuwając jak drży, więc sięgam po kołdrę i naciagam ją na nas.
- Spróbuj zasnąć - szepczę, łapiąc jej dłoń i splatając nasze palce ze sobą. - Możemy porozmawiać jutro. Jest późno.
Słyszę jak Faith wciąga głośno powietrze przez nos i zaczyna drżeć jeszcze bardziej, mimo że jesteśmy przykryci.
- Faith? - pytam i marszczę brwi, zbity z tropu.
Nagle dziewczyna wyrywa dłoń, obraca się prawie na brzuch, wciska twarz w poduszkę i zaczyna głośno płakać. Po chwili to zamienia się w żałosny szloch, który wstrząsa moim ciałem. Patrzę na nią przez chwile w totalnym osłupieniu, nie mogąc się ruszyć. Ten widok łamie moje serce na pół. W końcu otrząsam się i używając wystarczająco dużo siły, łapię Faith i obracam ją tak, że teraz opiera się o moją klatkę i to w nią płacze.
- Nie - jęczy i zaczyna się szarpać, ale ja tylko wzmacniam uścisk i przyciskam ją do siebie. - Nie - warczy ponownie.
- Shhh - otulam ją ramieniem i pozwalam jej moczyć łzami moją skórę. Boże, chyba nigdy nie czułem tyle cierpienia co teraz.
Faith szarpie się jeszcze przez kilka chwil, aż nareszcie odpuszcza i zaczyna leżeć bezwładnie, wylewając kolejne łzy. Cały ten czas tulę ją do siebie, gładzę po plecach i szepczę słowa otuchy, w myślach błagając, by to wszystko się już dla niej skończyło. Nie mam zielonego pojęcia co spowodowało jej stan, ale to musi być coś koszmarnego.
Nie mam pojęcia ile czasu mija, ale zauważam w końcu, że Faith przestała płakać i zdążyła zasnąć. Oddycham z ulgą, mimo że widzę na jej twarzy dalszą udrękę. Przyciska policzek do mojej klatki, a dłoń przerzuciła przez mój brzuch, oplatając mnie niczym bluszcz. Ale pozwalam jej na to, ponieważ mam wrażenie, że to jej trochę pomaga.
Patrzę w sufit i próbuję zasnąć, ale nic z tego nie wychodzi. Wciąż jestem poruszony tym co się wydarzyło. To była udręka patrzyć na nią, kiedy każdy oddech sprawia jej tak wiele bólu. Chciałem jej pomóc, sprawić, by to co złe odeszło. Ale z każdą chwilą utwierdzałem się w przekonaniu, że jej życie było istnym piekłem te kilkanaście lat temu i że przed tym nie można uciec. Tak bardzo bolało mnie serce, kiedy wypłakiwała kolejne łzy w moje ramie, kiedy próbowała uspokoić drżenie głosu... Jej krzywda całkiem realnie odbija się na mnie i choć nie poznałem całej jej historii to wiem, że chcę być tym, przed którym całkowicie się otworzy.
A teraz leżę obok niej, wpatruję się w jej śpiącą, udręczoną twarz i dochodzę do wniosku, że już nigdy nie pozwolę jej tak cierpieć. Nie, gdy moje uczucia do niej są tak silne.

Faith's POV

Mam sucho w ustach i czuję, że moje oczy są napuchnięte. Podnoszę ciężkie powieki, przez chwile nie mogąc zorientować się, gdzie jestem. W końcu poznaję pokój Justina i lekko się uśmiecham, ciesząc się, że to nie okazał się dom jakiegoś psychola. Chociaż w zasadzie dlaczego miałabym tam być? W końcu zasnęłam w ramionach Justina w drodze do jego posiadłości. Siadam na łóżku i przeciągam się leniwie, zauważając, że jestem tu sama. Która godzina? Zerkam na zegarek, który wskazuje na dwie po dziesiątej i przewracam oczami. Okej, nie dziwię się, że łóżko jest puste.
Mój wzrok skupia się na moim półnagim ciele, które szpecą liczne blizny i wtedy doznaję olśnienia. Co prawda niewiele pamiętam z ostatniej nocy, ale przebłyski w mojej głowie uświadamiają mi co wyprawiałam. Boże, niech ktoś powie, że to jakiś okropny żart. Podciągam kolana i chowam twarz w dłoniach, wydając z siebie jęk bezsilności. To nie mogło się wydarzyć, nie przy Justinie! Ciemność mnie dopadła, a tyle na to czekała... Jak ja teraz spojrzę na Justina? On musiał to wszystko oglądać i wcale się nie zdziwię, jeśli będzie chciał odprawić mnie z kwitkiem. Zaciskam mocno powieki i przełykam ślinę, ignorując tępy ból w brzuchu, który pojawił się przed chwilą. Muszę zrozumieć i zaakceptować każdą jego decyzję, a szczerze mówiąc jak tak dalej o tym myślę, to samą siebie już dawno wykopałabym z domu. Nikt nie chce zadawać się z wariatką, to oczywiste.
Odrzucam niechętnie kołdrę i wychodzę z łóżka, po czym ospale zmierzam do łazienki. Muszę wziąć prysznic, a potem zabrać stąd swoje rzeczy. Nic tu po mnie, a naprawdę nie mam siły na pogardliwe spojrzenia od Justina. Czas się stąd zmywać i pozwolić Justinowi na normalne życie, bez wariatki przy boku. Ułatwię mu to i sama wyjdę, nie zważając na to jak z każdym następnym krokiem będzie pękało mi serce.
Wchodzę pod prysznic i w rekordowym tempie myję swoje odrętwiałe ciało oraz poplątane włosy. W końcu wychodzę z łazienki owinięta w miękki ręcznik i przykucam przy walizce z ubraniami, którą wczoraj ktoś musiał tu przynieść. Wyjmuję z niej bieliznę, szare dresy oraz czarny, gruby sweter z dziurami na całej długości rękawów. Wracam do łazienki, gdzie się ubieram, a następnie zaczynam suszyć włosy. Tradycyjnie układają się w miękkie fale, więc mam o tyle mniej pracy. Daruję sobie makijaż, bo wiem, że dzisiaj (jak i przez następne kilka dni, a może nawet tygodni) łzy mnie nie opuszczą. Ponownie pojawiam się w pokoju, gdzie zakładam trampki na stopy, pakuję wszystkie ubrania do walizki, lokalizuję plecak, w którym mam wszystkie ważne rzeczy i w końcu wychodzę z sypialni Justina. Od razu słyszę różne głosy dochodzące z dołu i muszę naprawdę mocno zagryźć wargę, by nie rozpłakać się już tutaj. Tak bardzo będę za nim tęsknić, ale wiem, że tak będzie lepiej. Teraz, kiedy już ciemność mnie opanowała, muszę być sama. Wiem, że będzie jeszcze gorzej i nie mogę pozwolić, by ktokolwiek to oglądał poza Angie lub Ianem. Oni oboje, pomijając rodziców, widzieli już chyba wszystko. Podziwiam ich, że jeszcze nie uciekli gdzie pieprz rośnie. Są moimi opokami, jestem wdzięczna za nich Bogu.
Stawiam pierwszy krok na schodach, a potem kolejny i kolejny, taszcząc za sobą walizkę. Staram się robić przy tym jak najmniej hałasu, by nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Jeśli dobrze pójdzie wyjdę niezauważona i zniknę z życia Justina, robiąc mu tym samym przysługę. Moje nadzieje ulatniają się w chwili, gdy stawiam stopę na ostatnim schodku, a przede mną pojawia się Justin w towarzystwie Za.
- Faith? - Przystaje, gdy mnie zauważa i posyła mi skonsternowane spojrzenie. Za robi to samo. - Co ty robisz?
- Ja... Ja po pro... - Mój głos jest ochrypły, więc odchrząkam i biorę głęboki oddech, zbierając w sobie resztki sił. To, że Justin tu stoi wcale mi nie pomaga. Łatwiej by było, gdyby został w tamtym pokoju. - Odchodzę. Wracam do domu - wyrzucam z siebie, a moje serce zaciska się boleśnie, do tego stopnia, że ledwie udaje mi się powstrzymać jęk.
- Że co robisz? - Justin krzywi się i potrząsa głową. - Za, możesz nas na chwile zostawić? Dzięki.
Za patrzy to na mnie, to na Justina, aż wreszcie z szokiem wymalowanym na twarzy odchodzi w głąb domu.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - syczy Justin, robiąc krok w moją stronę. Wciągam wargi ze zdenerwowania.
- Ja muszę - dukam. - Jestem wariatką, nie chcesz tego w swoim życiu. Ja po prostu nam to wszystko ułatwiam, nie musisz nic mówić - jąkam się i rozglądam na wszystkie strony, byleby nie patrzyć na niego. - Widziałeś to wszystko i rozumiem, że chcesz żebym sobie poszła - mówię szybko i kątem oka widzę, jak Justin patrzy na mnie jak na kretynkę. Zaczęło się. - Nie będę robić problemów, bo sama nim jestem. Po prostu daj mi odej... - nie mam możliwości dokończyć, ponieważ Justin nagle podchodzi jeszcze bliżej i przyciska swoje usta do moich, łącząc je w mocnym pocałunku. Chłopak silnie trzyma moją głowę obiema dłońmi i wbija się w moje wargi, powodując, że wypuszczam z rąk plecak. Staję na palcach i łapię za jego koszulkę, by się nie przewrócić. Po chwili Justin odsuwa się ode mnie i wciąż trzymając moją twarz, mówi:
- Nigdy więcej nie myśl o sobie w ten sposób. Ani o mnie. Ani nie mów takich głupot. Nie jesteś wariatką, a ja wcale nie chcę się ciebie pozbyć. Uspokój się, zostaw swoje rzeczy i chodź ze mną do kuchni coś zjeść. Okej? - pyta, patrząc mi w oczy, w których widzę determinację i troskę. - Później porozmawiamy o tym co się stało w nocy.
Patrzę na niego w osłupieniu i próbuję wyrzucić z siebie jakiekolwiek zdanie, ale nie jestem w stanie. On naprawdę chce, bym została? Chyba nie wie na co się pisze, ale w porządku. Za jakiś czas zobaczy, że to był błąd. Jednak nie ukrywam, że trochę mi ulżyło, kiedy to wszystko powiedział.
Justin widzi moją konsternację, więc obejmuje mnie w pasie i prowadzi w stronę kuchni. Sadza mnie na krześle barowym i prosi Cartera, by zrobił mi coś do jedzenia.
- Wystarczy zielona herbata - mówię cicho, zagryzając dolną wargę.
Mój towarzysz patrzy na mnie z uniesioną brwią z miną mówiącą "Poważnie?", po czym potrząsa głową i ponownie się odzywa:
- Tak jak mówiłem Carter, zrób Faith coś do jedzenia. I nie chcę słyszeć sprzeciwu. - Ostatnie zdanie kieruje do mnie.
Kurczę się w sobie i odwracam wzrok, by uniknąć intensywnego spojrzenia Justina. Po chwili do pomieszczenia wchodzi Za, a po nim Ryan.
- Cześć Faith. - Uśmiecha się ten drugi. Lil Za wita się zaraz po nim.
- Hej - odpowiadam spokojnie i macham do nich.
Justin siada obok mnie i obserwuje w skupieniu każdy mój ruch.
- Możesz przestać? - pytam szeptem, zirytowana jego zachowaniem.
- Nie - odpowiada zwięźle. Przewracam oczami i spoglądam na chłopaków.
- Co tam? - odzywam się jako pierwsza, przybierając na usta najmniej sztuczny uśmiech na jaki mnie stać.
- Wszystko gra, a u ciebie? - Słyszę od Ryana, który przygląda mi się uważnie, podobnie jak Justin. Jezu Chryste, niech oni oboje przestaną.
- Można tak powiedzieć. - Mrugam w odpowiedzi i wbijam wzrok w splecione dłonie, spoczywające na kolanach.
- Stary, Scooter dzwonił, żeby przypomnieć ci o dzisiejszym nagraniu - wtrąca Za, jak zwykle wesołym głosem. Lubie tego kolesia.
- Tak, pamiętam, dzięki - rzuca Justin, uśmiechając się lekko.
- Hej, Faith! - Tym razem Za kieruje się do mnie.
- Hm?
- Mam nadzieje, że przyjdziesz na imprezę urodzinową Justina. - Uśmiecha się szeroko. - No i weźmiesz ze sobą Angie.
Co? Jakie urodziny? Kiedy?! Rzucam krótkie spojrzenie Justinowi, po czym uśmiecham się nerwowo do Za. Po chwili Carter stawia przede mną talerz z dwoma naleśnikami oraz kubek zielonej herbaty. Jak to możliwe, że nie zwróciłam uwagi na to co przygotowuje?
- Smacznego, Faith. - Kiwa uprzejmie głową, a ja posyłam mu wdzięczne spojrzenie.
- Jeśli to smakuje tak jak wygląda, powinieneś dostać za to nobla - dorzucam, po czym chwytam za sztućce i odrywam pierwszy kawałek naleśnika. Mmm, jest przepyszny.
- To jak? - kontynuuje Za. - Będziesz?
- Eee, jasne, jeśli tylko jubilat mnie tam zechce - odpowiadam, patrząc na talerz.
- Nie wyobrażam sobie, żeby cię tam nie było - odzywa się nagle Justin, opierając się o blat. - Czuj się zaproszona.
- No i świetnie! - woła Za. - Czyli za dwa tygodnie widzimy się na jednej z najgłośniejszych imprez tego sezonu!
Uśmiecham się do niego i kiwam głową, wkładając kolejny kawałek naleśnika do ust. Czyli Justin ma urodziny za dwa tygodnie. To dobrze, bo mam jeszcze trochę czasu na wymyślenie prezentu dla niego. Z drugiej strony to świadczy też o tym jak mało o sobie wiemy... Nadal nie wiem czy woli kawę czy herbatę, nie wiem jaki jest jego ulubiony film lub smak lodów, a do niedawna nie wiedziałam nawet kiedy się urodził. Nasza relacja jest dziwna i chaotyczna, rządzi się własnymi prawami i dochodzę do wniosku, że powinniśmy jakoś nad nią zapanować. Jednak to nie zmienia faktu, że Justin zasługuje na więcej niż życie z wariatką. W końcu zrozumie, że będzie mu lepiej beze mnie. Mimo, że bardzo go kocham i już się przed tym nie bronię, to wiem, że jeśli bym odeszła, zrobiłabym mu tym tylko przysługę.
Dopóki nie kończę śniadania, milczę. Przez ten czas Justin rozmawia z chłopakami, omawiając dzisiejszy dzień i inne pierdoły, które tylko oni rozumieją.
- Pamiętasz o tym, że Camile dzisiaj przyjeżdża? - odzywa się Ryan. Kim jest Camile? - Mam ją odebrać z lotniska?
- Jeśli dasz radę to tak, ale mogę wysłać po nią Mikeya - odpowiada Justin.
- Myślę, że milej by było, gdyby odebrał ją ktoś znajomy - rzuca blondyn i uśmiecha się lekko.
- No to ty ją weź. O której przylatuje?
- Powinna być tu koło dziewiętnastej.
- Okej, będziemy w kontakcie - mówi Justin i zbiera naczynia, które po sobie zostawiłam. Gdyby mnie nie uprzedził, zrobiłabym to sama.
- Spoko, to ja już lecę. Do zobaczenia Faith. - Macha Ryan i wychodzi z kuchni, a po nim Za, który oznajmia, że umówił się z jakimś kumplem i musi wyjść.
Takim oto sposobem zostaliśmy z Justinem sami i wiem co to oznacza. Zaraz będziemy musieli porozmawiać o ostatniej nocy.
- Najadłaś się? - pyta, gdy upijam łyk herbaty.
- Tak, było pyszne - odpowiadam, uśmiechając się lekko z kubkiem przy ustach.
- Możemy teraz pogadać?
- Chyba tak. - Wzruszam ramionami. Nie mam ochoty na tę rozmowę, ale wiem, że ona jest konieczna.
- Dlaczego chciałaś odejść? - Jego głos jest niski i bardzo poważny. Musiałam wkurzyć go tą decyzją.
- Justin, widziałeś tyle ostatniej nocy, że chyba zrozumiałeś wystarczająco dużo. Nie jestem do końca normalna, niosę za sobą naprawdę ciężki bagaż, który od czasu do czasu mnie przytłacza i dzieje się wtedy na przykład to co ostatniej nocy. Nie chcesz takiego życia, zaufaj mi. Zasługujesz na wiele więcej, niż ja mogę ci dać. Życie z wariatką to nie jest coś, na co się pisałeś, prawda?
Z każdym kolejnym słowem obserwuję jak Justin coraz mocniej zaciska szczękę i świdruje mnie spojrzeniem. Może to teraz nie jest dla niego łatwe, ale za jakiś czas znajdzie sobie inną dziewczynę, która jest normalna i nie ma tak pokrzywionej przeszłości jak ja.
- Tak będzie dla wszystkich lepiej, naprawdę. Zrozumiem, jeśli będziesz chciał urwać kontakt. Jakoś sobie z tym poradzę. To nie...
- Przestań - warczy, a ja natychmiast milknę. O cholera, wkurzył się. - Prosiłem cię o coś. Pozwól, że to ja będę decydował o tym czego chce, a czego nie w swoim życiu, okej?
Kiwam głową w odpowiedzi, patrząc na niego dużymi oczyma.
- Zaczne od tego, że nie jesteś żadną wariatką. Skończ już wreszcie tak mówić. Nie postrzegam cie jako kogoś, kto postradał rozum i to się nigdy nie zmieni. Masz trudną przeszłość, a ja to rozumiem i szanuję. Chciałbym, żebyś kiedyś powiedziała mi całą prawdę, ale nie zamierzam naciskać, bo wiem już ile cię to kosztuje. Nie wiem co wydarzyło się w Dallas i czy to spotkanie z ojcem tak na ciebie wpłynęło, ale z czymkolwiek mamy się zmierzyć, zrobimy to razem, a ty zostaniesz ze mną. Nie pozwolę ci odejść.
Każde słowo, które wypowiada wydaje się być wyjątkowe i przesycone prawdą. A może tak właśnie jest? Patrzę na niego jak zahipnotyzowana i czuję jak do oczu napłynęły mi łzy. Nie, nie chcę płakać. Justin zeskakuje ze stołka, wyciąga mi z ręki kubek i staje przede mną, łapiąc moje dłonie.
- Pomogę ci, chociaż jeszcze sam nie wiem jak. Nie dopuszczę do tego, żebyś znów tak cierpiała. Ale jeśli masz ponownie przez to przechodzić, chcę być wtedy przy tobie i walczyć z tym razem z tobą. Nie mam pojęcia co ze mną robisz, ale jeśli tak dalej ma to wyglądać, to rób to jak najdłużej. Śmiało mogę stwierdzić, że jesteś moim cichym uzależnieniem, które pochłania moją duszę, wiesz? - Łapie moją twarz i patrzy mi w oczy z czułością.
Już nie mogę się powstrzymać, po moich policzkach spływają łzy, a na ustach świeci szeroki uśmiech. Boże, to wszystko co powiedział... On jest aniołem, którego zesłał mi Bóg. Przysięgam na wszystko, że nigdy nie spodziewałabym się, że ten człowiek ma tak dobre serce. Jego fanki nie mogły wybrać sobie lepszego idola. Kocham go.
Justin uśmiecha się do mnie lekko i ociera moje łzy, a potem składa na moich wargach ciepły pocałunek.
- Chodź, za godzinę muszę być na planie teledysku. Pojedziesz ze mną, Kaili na pewno się ucieszy - mruczy Justin. - Później pojedziemy na jakiś obiad, a potem do ciebie, tak jak obiecałem.
- W porządku - zgadzam się i schodzę z krzesła, wpadając od razu w ramiona chłopaka. Oplatam go rękoma w pasie i mocno się do niego tulę. - Przepraszam, że musisz to wszystko znosić.
- Prosiłem cię o coś - gani mnie, a potem całuje mnie we włosy. - Muszę się iść przebrać, daj mi chwilę.
Odsuwa się ode mnie i posyłając ciepły uśmiech, odwraca się, kierując do sypialni. Nie chcę tu zostać sama, więc dołączam do niego i odważnie łapię jego dużą dłoń. Przez twarz Justina przebiega łobuzerski uśmiech, ale nic się nie odzywa. Ściska jedynie mocniej moją drobną dłoń i ciągnie mnie za sobą. Mam teraz doskonały widok na jego umięśnione plecy oraz ramiona. Och, jest taki wysportowany i do tego nieziemsko seksowny, a najlepsze jest to, że należy w całości do mnie! No prawie, ale fajnie jest sobie pomarzyć. Skupiam się na tatuażach, które zdobią jego ciało i uważnie je studiuję.
- Opowiesz mi kiedyś o nich? - pytam po chwili, kiedy wchodzimy do jego sypialni.
- O czym? - Odwraca się i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
- O twoich tatuażach - mruczę nieśmiało.
- Jasne, że tak - odpowiada wesoło. - Może nawet zrobię to dzisiaj. Ale wszystko w swoim czasie.
- Tak jest - śmieję się i zarzucam mu ramiona na szyję. Mam ochotę powiedzieć mu właśnie w tej chwili co do niego czuję, ale w porę się powstrzymuję. Nie, to niczego nie ułatwi. Mogę go tym odstraszyć. Poza tym, przypominam sobie te wszystkie dziewczyny, z którymi był Justin i zastanawiam się, czy je kochał... Nie, na pewno nie. Więc dlaczego miałoby być ze mną inaczej? Jeśli nie powiem mu o swoich uczuciach, odrzucenie będzie mniej bolesne. "Co za bzdury" rzuca moja podświadomość, która znów do mnie wróciła. Świetnie.
- Chcę, żebyś zawsze miała taki dobry humor - rzuca ochryple Justin, po czym przyciska swoje usta do moich. Wydaję z siebie jęk rozkoszy i z ochotą rozchylam swoje wargi, dając pozwolenie językowi Justina na wkroczenie do akcji. Uwielbiam go smakować, jest taki pyszny. Justin nagle mnie podnosi, przez co jestem zmuszona opleść go nogami w pasie i niesie mnie w kierunku łóżka, na które po chwili mnie delikatnie rzuca. Nie odrywa się ode mnie ani na moment, wodzi swoimi dłońmi po moim rozgrzanym ciele, doprowadzając mnie do szaleństwa. Odpowiadam na każdy jego pocałunek z taką samą determinacją, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Kładę dłonie na jego nagich plecach i lekko wbijam w nie paznokcie, powodując u niego cichy jęk . Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, nikt nigdy nie działał na mnie w ten sposób. Jestem w stanie zrobić w tej chwili wszystko dla tego człowieka, nie czuję żadnych granic i oporów. Moje ciało płonie i mam ochotę pozbyć się wszystkich ubrać, które mam na sobie. Nagle czuję jak Justin wsuwa dłoń pod materiał swetra i zaczyna nią wodzić po mojej rozpalonej skórze. Och, słodki Jezu! Wyginam plecy lekko w łuk, gdy jego palce przesuwają się po moich żebrach. Oddech mam urywany, tętno szaleje mi w żyłach, a w głowie mi szumi. Przenoszę dłonie na brzuch Justina, zaczynając go dokładnie dotykać i badać, a potem czuję jego usta na mojej szyi. Wzdycham głośno i wplatam palce w jego włosy, lekko za nie pociągając. Skutek jego działań czuję... TAM! Boże, pragnę go tu i teraz, zapominając o bożym świecie. Już, już mam ściągnąć z siebie sweter, kiedy Justin odsuwa się ode mnie i ciężko dyszy, patrząc na mnie z niegrzecznym uśmiechem.
- Moja dziewczynka - szepcze, po czym szybko całuje mnie raz jeszcze w usta, schodzi z łóżka i wchodzi do łazienki. Wracaj tu! Leżę nieruchomo przez kilka minut, doprowadzając oddech do normalności. Czuję przyjemne odrętwienie i oszołomienie, które zawdzięczam Justinowi. To było doskonałe, ale jestem troche poirytowana, ponieważ zostawił mnie zupełnie rozkojarzoną, skłonną do dosłownie wszystkiego. Zamykam oczy i uśmiecham się leniwie. Seks z Justinem Bieberem, to musi być coś... Wtedy nagle siadam wyprostowana i marszczę brwi, uświadamiając coś sobie. Dlaczego Justin jeszcze się ze mną nie kochał? Nie żebym mu od razu na to pozwoliła, ale on nawet nie próbował do czegoś doprowadzić. Nic, kompletne zero. Zawsze urywał nasze działania w najfajniejszym momencie. Dlaczego? "Zapomniałaś kretynko, że sama mu nie raz odmówiłaś?" pyta z drwiną moja ukochana podświadomość i tym razem niechętnie musze przyznać jej rację. To jest trochę skomplikowane.
W końcu zbieram się w sobie i postanawiam nałożyć na twarz chociaż troche makijażu, skoro mamy iść do ludzi. Zbiegam na dół po plecak i zaraz wracam do pokoju. Wyjmuję kosmetyczkę, siadam przy biurku Justina i korzystając z podręcznego lusterka, nakładam podkład, później maluję ładnie oczy i przeciągam usta błyszczykiem. Kiedy robię ostatnie poprawki z łazienki wychodzi Justin ubrany w miętowe spodnie z wzorkami i białą koszulkę, z nadrukiem misia. Uśmiecham się widząc go, a on odpowiada tym samym.
- No tego to jeszcze nie grali - śmieje się, gdy podchodzi do drzwi prowadzących do garderoby.
- O co chodzi? - pytam rozbawiona, śledząc go wzrokiem. Na moment znika w pomieszczeniu, ale zaraz potem wychodzi z czapką na głowie, która ma takiego samego misia jaki widnieje na koszulce oraz w białych butach typu slip on na stopach.
- Jeszcze żadna dziewczyna nie malowała się u mnie w pokoju, przy moim biurku - wyjaśnia, zbliżając się do mnie. - Ładnie wyglądasz.
- Może dlatego, że jestem tu drugą kobietą - mówię, wspominając jego słowa sprzed kilkunastu dni. - Dziękuję.
- Racja. - Uśmiecha się i sięga do jakiegoś pudełka. Okazuje się, że wyjmuje z niego złotą bransoletkę ode mnie i jakąś drugą, też złotą. - Chodź, musimy jechać.
Podaję mu dłoń i wstaję od biurka, zabierając z niego jeszcze telefon. Wychodzimy z Justinem z pokoju i schodzimy na dół, gdzie czeka na nas Hugo.
- Panie Bieber, panno Wihford - wita się, kiwając uprzejmie głową. - Samochód czeka na podjeździe, zaraz wyruszamy.
- Super, Hugo. Weź jeszcze bagaż panny Wihford, pojedziemy później do niej.
- Oczywiście, szefie - odpowiada Hugo i posyła nam obojgu ciepły uśmiech.
Niedługo potem siedzimy w samochodzie, jadąc na nagranie teledysku i rozmawiamy na różne tematy.
- I jak wyszła wam całość układu? - pytam szczerze zaciekawiona.
- Jest super, Nick się naprawdę postarał. Chociaż nie ukrywam, że wolałbym, żebyś to ty ze mną tańczyła - mówi Justin, patrząc na mnie uważnie.
- Daj spokój, na pewno z nową tancerką jest równie dobrze. Tak w ogóle, to kto nią jest?
- Elysandra. Nie mieliśmy czasu na szukanie nowej, a ona znała układ. Jest niezastąpiona.
- W takim razie bardzo się cieszę. - Uśmiecham się lekko. Po chwili do głowy wpada mi pewne pytanie. - Justin?
- Tak?
- Kim jest Camile? - pytam niepewnie, zagryzając wargę. Może wcale nie powinnam była pytać?
- To przyjaciółka moja i Ryana z dawnych lat. Poznaliśmy się na początku mojej kariery i odtąd jesteśmy ze sobą blisko. Okazało się, że ma rodzinę w Kanadzie, więc czasem lataliśmy tam razem. Na co dzień mieszka w Nowym Jorku, jest modelką, a jej tata jest producentem filmowym. To fajna dziewczyna, polubicie się - zapewnia Justin. Mówił o tej dziewczynie z takim zapałem i uśmiechem na ustach, że upewniam się w przekonaniu, że jest dla niego bardzo ważna.
- Dlaczego przylatuje do Los Angeles? - pytam bezinteresownie, po prostu jestem ciekawa.
- Ma tutaj jakąś sesję - odpowiada spokojnie. Zatrzyma się tu do moich urodzin, a potem pewnie wróci do Nowego Jorku.
- Och - rzucam. - Ma tu jeszcze jakichś znajomych?
- Jasne, kumpluje się od lat z siostrami Jenner. One to też fajne dziewczyny. Koniecznie musicie się poznać - mówi wesoło, ale ja nie jestem do końca przekonana. Nie jestem nikim wartym zainteresowania, więc nie wiem czy mnie polubią. Chociaż Kendall wydaje się być miłą dziewczyną.
- Oni wszyscy będą na twoich urodzinach? - Staram się brzmieć spokojnie i chyba mi to wychodzi.
- Jasne, że tak. Mam wielu przyjaciół - odpowiada.
- Właśnie widzę - mruczę z nutką kpiny w głosie, ale Justin chyba tego nie zauważa.
Na tym kończy się nasza rozmowa na temat znajomości Justina i wracamy do luźnych pogaduszek. W końcu dojeżdżamy na miejsce. Przed halą, gdzie nagrywany ma być teledysk kręci się masa osób i ogólnie panuje duże zamieszanie. Gdy wjeżdżamy przez bramę obok samochodu pojawia się kilka dziewczyn i zaczynają wykrzykiwać imię Justina. Cieszę się, że szyby są przyciemniane i nie mogą mnie zauważyć. Widzę jak Justin lekko się uśmiecha, widząc swoje fanki za oknem. One dają mu tyle szczęścia... Brama się zamyka, samochód staje przy drzwiach, a my wysiadamy. Do Justina praktycznie od razu doskakuje kilka kobiet, a między nimi pojawia się Scooter.
- Świetnie, że już jesteście. Cześć Faith. - Macha mi, po czym wraca do Justina. - W środku są już wszyscy tancerze, scenografia jest gotowa tak samo jak ekipa. Carla zaraz powinna tu być z przyszykowanym strojem dla ciebie. Wchodźcie do środka, raz raz!
Zgaduję, że Carla to stylistka Justina. Trochę bawi mnie pośpiech i zaaferowanie Scootera, ale co mu się dziwić. To jego praca.
Wchodzimy do hali, gdzie rzeczywiście wszystko jest gotowe, ale ludzie mimo wszystko biegają w te i z powrotem. Nagle zauważam Fredo, zmierzającego w naszym kierunku z ogromnym uśmiechem.
- Faith! - woła wesoło i bierze mnie w ramiona. - Stęskniłem się.
- Ja też, dobrze cię widzieć - odpowiadam i całuję jego miękki policzek na powitanie. - Co ty tu robisz?
- Mógłbym cię spytać o to samo - rzuca z uśmiechem. - Pracuje tu. Jestem drugim reżyserem - mówi z dumą w oczach, a ja uśmiecham się ciepło.
- To super!
- Wiem. - Mruga do mnie. - Postałbym z wami dłużej, ale muszę iść posprawdzać czy wszystko z kamerami gra.
- Jasne, leć - mówię i klepię go w ramię. Chłopak jeszcze wymienia kilka słów z Justinem, po czym znika w gąszczu ludzi.
- Chodź, za duży tu tłok - mruczy Justin i ciągnie mnie za sobą, jak się później okazuje do garderoby. - Napijesz się czegoś?- pyta, wskazując ruchem głowy na stolik pełen przeróżnych smakołyków i napojów.
- Wezmę sobie wodę, dzięki. - Biorę butelkę i rozglądam się po pomieszczeniu. Jest tu oprócz stolika duża toaletka, z różnymi kosmetykami, wieszak na ubrania, dwuosobowa kanapa, a nawet xbox.
- Masz tu Xboxa? - pytam zaskoczona.
- Mam go praktycznie wszędzie. Lubie sobie pograć przed albo po. - Wzrusza ramionami, po czym wrzuca do ust żelkę. - Chodź, zrobimy sobie zdjęcie.
Sięga do kieszeni po komórkę, przyciąga mnie do siebie i wyciąga rękę przed siebie, wcześniej włączając aparat.
- Uśmiech! - woła i robi nam kilka fotek. Na wszystkich opieram brodę na ramieniu Justina i uśmiecham się wesoło. Powoli przyzwyczajam się do tych jego mini sesji.
Justin wybiera najlepsze zdjęcie, przerabia je na czarno-biały kolor, przesyła na instagrama i dodaje z opisem "Look who is with me on set! #newvideosoon". Potrząsam głową i całuje go szybko w policzek, po czym siadam na kanapie. Po chwili do pokoju wpada zdyszana krótkowłosa brunetka i wita się z Justinem, zaczynając przebierać w jego ciuchach. To musi być Carla. Nie chcę im przeszkadzać, więc posyłam Justinowi szybkie spojrzenie i pokazuje mu, że pójdę się porozglądać za drzwiami. Ledwo wychodzę, a już dopada mnie Kaili oraz Nick.
- Cześć dziewczyno! - piszczy Kaili. - Tyle cię nie widziałam. Co tam?
- Wszystko okej, a co u was? Podekscytowane?
- Bardzo! - rzuca Nick. - Ale strasznie żałujemy, że cię z nami nie ma.
- Wiem, ja też, ale tak miało być. - Wzruszam ramionami i unosze lekko kąciki ust.
- Paplanina. - Kaili macha lekceważąco ręką. - No trudno, ale mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy, żeby potańczyć.
Słysząc jej słowa wpadam na genialny pomysł. Uśmiecham się sama do siebie i kiwam lekko głową.
- Tak w ogóle to co teraz robisz? - pyta Nick, uśmiechając się przyjemnie.
- Pracuję u kolegi w firmie - odpowiadam spokojnie.
- Poważnie? Rzuciłaś taniec dla roboty w jakiejś korporacji? - Nick nie ukrywa swojego zaskoczenia.
- Muszę jakoś zarabiać na chleb - mówię, patrząc na niego przyjaźnie.
- Rozumiem, ale dlaczego zrezygnowałaś z tańca?
- Nie zrezygnowałam, po prostu teraz nie mam na to czasu. Może za jakiś czas... - Wtedy doznaję kolejnego olśnienia.
- Czemu się tak szczerzysz? - pyta Kaili.
- Bo wpadłam na świetny pomysł. Ale o tym później. Najpierw potrzebuje ciebie i reszty dziewczyn. Wybacz Nick, muszę zamienić pare słów z damską częścią ekipy.
Nick przewraca oczami, ale zaczyna się śmiać i kiwa głową.
- Droga wolna. - Macha ręką i ze śmiechem na ustach, wraca na główny plan.
- O co chodzi? - piszczy podekscytowana Kaili.
- Musicie mi w czymś pomóc, ale obiecaj, że utrzymasz to w tajemnicy - mówię cicho, by nikt nas nie usłyszał. To będzie coś niesamowitego.

Po prawie pięciu godzinach spędzonych na planie w końcu możemy jechać do mnie. Justin jest trochę zmęczony, ale twardo temu zaprzecza, mimo że co jakiś czas ziewa. Obiad zjedliśmy razem z ekipą, bo oboje umieraliśmy z głodu. To było świetne patrzyć jak powstaje cały teledysk oraz jak to wszystko działa od kuchni. Wszyscy dawali z siebie dwieście procent, nie marnując ani minuty na bzdury. Mimo tego całego zorganizowania, na planie panowała doskonała, zabawna atmosfera i wszyscy świetnie się bawiliśmy.
Jedziemy właśnie w stronę mojego mieszkania, każdy pogrążony we własnych myślach. Justin chyba sprawdza maila i co jakiś czas wydaje krótkie polecenia do Hugo.
Wyciągam telefon z kieszeni i zaczynam przeglądać twittera, żeby mu nie przeszkadzać. Oczywiście na początku spotykam się z falą hejtów i krytyki, które staram się ignorować z całych sił, chociaż nie przychodzi mi to łatwo. Widzę, że po sieci krąży już nasze zdjęcie, które Justin dodał na instagrama i jest ono szeroko komentowane. Jedni są zbulwersowani, inni obojętni, a jeszcze inni nawet się tym ekscytują. To miłe, że nie wszyscy są do mnie tak źle nastawieni. Wchodzę w powiadomienia i udaje mi się wychwycić parę pytań do mnie od fanów Justina oraz próśb, bym przekazała mu, jak bardzo go kochają. To wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
- Co się stało? - Z zamyślenia wyrywa mnie głos Justina.
- Twoi fani - odpowiadam cicho.
- Co z nimi tym razem? - wzdycha, przekręcając się w moją stronę.
- Nic, po prostu niektórzy z nich są mili. Pytają o ciebie i o nowy teledysk. Och, no i proszą, żeby przekazała ci jak bardzo cię kochają. Mogę im odpowiedzieć? - pytam, uśmiechając się nieśmiało.
Justin przygląda mi się z radością w oczach i kiwa głową. Chyba mu trochę ulżyło. Wchodzę w pierwszego tweeta skierowanego do mnie i czytam go.

PLS JUSTIN @stratfordbiebsxo 
@faithwihford powiedz Justinowi jak bardzo go kocham. On jest dla mnie wszystkim, proszę! 

Czytam to Justinowi, a on uśmiecha się szeroko i pyta o jej user. Podaję mu go raz jeszcze, a on wchodzi w jej profil.

- Poczekaj, zrób to kiedy ja jej odpowiem - proszę i zabieram się za odpisywanie.

Faith @faithwihford
@stratfordbiebsxo zrobione! On również bardzo cię kocha, tak jak każdego z was. Miłego dnia, skarbie :) 

Wysyłam tweeta, a później Justin daje jej follow. Hm, podoba mi się taka zabawa. Robimy tak jeszcze z kilkorgiem jego fanów, po czym Justin mówi, że musi wracać do sprawdzania maili, a ja trochę smutnieję. Przykro mi, że nie mogę wszystkim odpowiedzieć oraz że Justin nie jest w stanie dać każdej z jego fanek upragnionego follow. Ale głęboko wierzę, że pewnego dnia każda z nich spełni to marzenie.
Później odpowiadam na pare pytań dotyczących nowego teledysku Justina i moich wrażeń, ponieważ dziewczyny są tego bardzo ciekawe. Nie zradzam im praktycznie żadnych ciekawostek ani tego typu rzeczy, bo wiem, że mi nie wolno. Na końcu postanwiam dodać tweeta od siebie.

Faith @faithwihford
Mam nadzieję, że chociaż niektórym z was dzisiaj spełniło się jedno z wielu marzeń. Pamiętajcie, że każda z was zasługuje na najlepsze. Pewnego dnia i wasze sny się spełnią. God bless, loves.

Odkładam telefon z uśmiechem na ustach i wysiadam z samochodu, ponieważ jesteśmy już pod moim mieszkaniem. Dołączam do Justina i oboje trzymając się za ręce wchodzimy do środka, ciagnąc za sobą moje walizki. Od razu wita nas skonsternowane spojrzenie recepcjonistki, ale to nie trwa długo, ponieważ kobieta od razu się otrząsa i uśmiecha się do nas firmowo. Mówię jej ciche "dzień dobry" i wpadamy do windy.
Kilka minut później jesteśmy w mieszkaniu, w którym słychać wesołe rozmowy.
- Cześć! - wołam z korytarza, a po chwili wpadam w ramiona Angie.
- Tęskniłam, mamacita - piszczy i mocno się do mnie tuli.
- To tylko trzy dni - śmieję się, po czym całuję ją w policzek i odsuwam się na bok, by przywitać się z mamą oraz Ianem. Na końcu przydreptuje do mnie moja siostra, wyciągając do mnie radośnie rączki.
- Cześć skarbie - mówię wesoło i podnoszę ją, całując jej pulchne policzki. Gracie zaczyna gaworzyć i klaskać w rączki, śmiejąc się co jakiś czas sama do siebie. Mój malutki aniołek.
Obracam się i widzę jak wszyscy witają się z Justinem, chociaż Ian pozostaje zdystansowany.
- Jak tam było w Dallas? - pyta mama, wyraźnie oczekując dokładnego sprawozdania.
- W porządku, spotkałam się z nim. Trochę mnie to poruszyło, ale poradziłam sobie.
- Czego on chciał? - Mama nie daje za wygraną i chce więcej informacji. Mam nadzieje, że uda mi się ją zbyć.
- Spotkać się. - Wzruszam ramionami. - Powiedział, że się jeszcze odezwie.
- Och, to dziwne. - Mama marszczy brwi, ale nie pyta o nic więcej. Po prostu podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło, wyrażając tym samym swoją troskę.
Podchodzę do kanapy i siadam na niej, cały czas mając przy sobie Gracie. Justin zniknął w łazience, przepraszając nas na moment.
- Więc o co chodzi? Mieliście mi coś o powiedzenia, no nie? - zaczynam, gdy patrzę na Angie.
- Ach tak - wzdycha. - Ian, ty pierwszy.
Patrzę na swojego przyjaciela, który teraz szczerzy się od ucha do ucha. Jest szczęśliwy, dobrze to wiedzieć.
- Wiesz już, że dostałem się do dalszego etapu konkursu, no nie? - pyta podekscytowany.
Kiwam głową i czekam na dalszą relację.
- Więc żeby dostać się do finału muszę przygotować jedną choreografię solową i jeden duet. - Patrzy na mnie błyszczącymi oczyma, a ja już chyba wiem dokąd on zmierza. - Potrzebuję więc partnerki, a ty nadajesz się idealnie. Znamy się od lat i pracuje nam się tak dobrze... Faith, proszę.
Zagryzam wargę, trawiąc jego słowa. Czy mam teraz czas oraz siłę na takie coś? Tyle się ostatnio dzieje... Boże, Faith, ogarnij się! To twój przyjaciel, oczywiście, że mu pomożesz. Tylko ciekawe co na to Justin.
- Kiedy masz kolejne kwalifikacje? - pytam spokojnie.
- W połowie marca. Mamy dużo czasu. Damy sobie radę - mówi zdecydowanie, przytakując sam sobie głową. - Faith, to dla mnie ogromna szansa... Staż na Brodwayu to marzenie każdego tancerza.
- Brodway? - piszczę, otwierając szeroko oczy. - Rany, Ian, dlaczego nie mówiłeś od razu?
- Próbowałem, ale zawsze coś nam wypadało. - Wzrusza ramionami. - To jak? Zgadzasz się? - W jego głosie słyszę cały ocean nadziei. Nie mogę go zawieść.
- Oczywiście, że tak - mówię entuzjastycznie. - Od tego ma się przyjaciół, no nie?
- Dokładnie - wtrąca nagle Justin, pojawiając się za moimi plecami.
- Eee, no właśnie - mamrocze Ian, po czym wstaje i całuje mnie w policzek. - Dziękuję, jesteś wielka!
- Nie ma sprawy, to sama przyjemność - odpowiadam, lekko się uśmiechając. Jak wiele usłyszał Justin? Ugh, to takie frustrujące.
- Super, kocham cię, mała - śmieje się przyjaciel, a ja słyszę jak Justin wciąga za mną powietrze zbyt głośno. - To teraz mogę iść na zakupy, bo im obiecałem. - Ian wskazuje na Angie i mamę, a potem łapie kurtkę i kilka minut później już go nie ma.
- A ty? Co chciałaś? - zwracam się do Angie, ale ona potrząsa głową dając mi do zrozumienia, że musimy to załatwić w cztery oczy.
- Jesteście głodni? Może coś wam przygotuję - odzywa się mama, podnosząc się z kanapy.
- Dziękujemy, pani Wihford - mówi uprzejmie Justin. - Jedliśmy późny obiad całkiem niedawno, niech sobie pani nie zawraca głowy.
- Właśnie, mamo. Usiądź - proszę ją.
- Zaczynam się już tutaj nudzić, wszyscy robią wszystko za mnie. Ledwo udało mi się wywalczyć gotowanie.
- Tu akurat długo prosić nas pani nie musiała - śmieje się Angel. - Jedzenie twojej mamy, Faith, bije wszystko inne na głowę.
- Dziękuję. - Mama się nieco rumieni, ale nadal zachowuje spokój.
Przerzucam moją uwagę na Gracie, kiedy pozostała trójka pogrąża się w rozmowie. Zaczynam mówić cicho do niej, bawiąc się jej rączkami i rozśmieszając ją co jakiś czas. Przypominam sobie słowa ojca, kiedy się spotkaliśmy. Nie pozwolę nigdy w życiu, żeby cokolwiek tej małej się stało. Jeśli będzie trzeba, oddam życie za jej bezpieczeństwo, wszystko, byleby była cała i zdrowa. Jest dla mnie wszystkim, gdyby nie ona już dawno byłabym na samym dnie. Jej obecność bardzo mi pomogła w wychodzeniu z najgorszych stanów mojego życia, już zawszę będę jej za to wdzięczna.
- Obiecuję zrobić wszystko, żeby nic ci się nie stało. Poradzę sobię i sprawię, że wszystko wróci do normy. Kocham cię, aniołku - szepczę, przyciskając usta do jej małej główki.
Bawię się z nią jeszcze przez kilkanaście minut, chodząc po domu i szukając jej zabawek, które są dosłownie wszędzie. Zauważyłam, że jej ulubionym miejscem jest przestrzeń pod antresolą, obok kominka i małej biblioteczki. To tam ma najwięcej zabawek i to tam najchętniej siedzi. W końcu, gdy zegarek wybija kwadrans po osiemnastej, postanawiam przerwać zaciętą dyskusję trójki i poinformować ich, że idę spakować się na jutro.
Gdy wyjmuję z szafy komplet do pracy, w pokoju pojawia się Angel.
- Mogę? - pyta.
- Jasne - odpowiadam, marszcząc brwi. - Zakładam, że przyszłaś ze mną pogadać o tej tajemniczej sprawie - dodaję z rozbawieniem.
- Bingo. - Klaszcze w dłonie, po czym siada na łóżku i zaczyna: - Kiedy wyjechałaś do Dallas dostałam telefon z agencji, że szykuje się jakaś duża sesja zdjęciowa. Okazało się, że jest ona zorganizowana na cele charytatywne, wszystkie zebrane pieniądze dzięki niej zostaną przekazane jakiejś fundacji. Pojechałam zorientować się co i jak, a wtedy pan Levis zasugerował, że mogłabym zaangażować w to ciebie - mówi trochę speszona. O cholera, Angel Richardosn i wstyd. A niech to !
- Mnie? Niby po co? - pytam zaskoczona, wkładając ubrania oraz dodatki do plecaka.
- Wie, że się przyjaźnimy i wie też, że ciebie i Justina coś łączy. Jesteś teraz obiektem pożądania, pomyśl tylko jaki byłby szał, gdyby okazało się, że ty też wzięłaś udział w tej sesji. To niesie za sobą większe pieniądze dla fundacji, dla tych chorych dzieciaków, których dni są policzone. Faith, pomyśl o tym. To nie jest jakaś tam sesja dla jakiegoś brukowca. To naprawdę szczytny cel. - Widzę, że Angie bardzo na tym zależy i w każde zdanie wkłada dużo siebie. Przyglądam jej się przez chwilę i przygryzam wargę.
- Dobra- rzucam w końcu, z pewną dozą nonszalancji w głosie.
- Wiem, że to może nie jest... Chwila, co? - Otrząsa się, gdy w końcu docierają do niej moje słowa. - Naprawdę?
- Tak, Angie. Zgadzam się - mówię ze szczerym uśmiechem na twarzy. - Czemu miałabym się nie zgodzić, skoro pieniądze mają trafić na leczenie chorych dzieci. Zawsze zaangażuję się w takie akcje.
Dziewczyna zrywa się z miejsca i biegnie w moją stronę, rzucając mi się na szyję ze szczęścia. Piszczy radośnie, po czym całuje mnie w oba policzki.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! To będzie coś wspaniałego!
- Mam nadzieję - mruczę.
- Tylko niech to zostanie tajemnicą do końca. Tak naprawdę nikt do ostatnich dni nie wie kto bierze w tym udział.
- A my? Wiemy z kim będziemy pracować? - pytam trochę podekscytowana.
- Tak, spotkamy się w końcu na zbiorowej sesji. Jestem taka szczęśliwa - woła raz jeszcze moja przyjaciółka, a potem obie opuszczamy mój pokój.
- O, miałem już po ciebie iść - zwraca się do mnie Justin, gdy schodzę na dół. - Dzwonił Ryan, właśnie odebrał Camile z lotniska. Jadą najpierw zawieźć jej bagaże do hotelu, a potem przyjadą do mnie. Chodź, musimy się zbierać - mówi i wyciąga do mnie rękę, którą natychmiast ujmuję.
- Camile? - pyta Angel, z ciekawością w głosie.
- Przyjaciółka Justina z dawnych lat - wyjaśniam szybko.
- Och - mruczy i marszczy brwi, posyłając Justinowi nieufne spojrzenie. Co ją ugryzło?
- Masz wszystko? - Odzywa się Justin.
- Tak. - Kiwam głową, a później żegnam się z moimi dziewczynami, mówiąc, że zobaczymy się jutro.
Justin powtarza mój czyn i oboje wychodzimy z mieszkania. Po niedługim czasie siedzimy w samochodzie prowadzonym tym razem przez Mikeya i rozmawiamy o jego przyjaciółce. Justin opowiada mi o kilku sytuacjach oraz wspomnieniach, jakie dzieli z Camile i wydaje się być naprawdę szczęśliwy na jej przyjazd. Wsłuchuję się w każde jego słowo i jestem jak zahipnotyzowana. Rozmowa tak nas pogrążyła, że nie zauważyliśmy kiedy podjechaliśmy pod jego dom.
Wysiadamy z samochodu i okazuje się, że Ryan jest już na miejscu. Justin szczerzy się jeszcze bardziej niż wcześniej, ale nie daje po sobie poznać jego podekscytowania. Potrząsam głową z niedowierzaniem i rozbawieniem, po czym idę za nim do środka. Od razu do moich uszu docierają głośna rozmowa i dziewczęcy śmiech z wnętrza domu.
Justin sprężystym krokiem idzie w stronę salonu i gdy jest coraz bliżej, woła:
- Camile?
Słyszę cichy pisk, a następnie stukot obcasów odbijający się echem po pomieszczeniu.
- Justin! - krzyczy Camile i po chwili wyłania się zza rogu.
Patrzę na nią i opada mi szczęka. Jest przepiękna, a do tego porusza się z gracją oraz wdziękiem. Gdy zbliża się do Justina, na jej pełnych ustach pojawia się szeroki uśmiech, a potem wpada w jego ramiona, witając się z nim ciepło. Stoję cierpliwie z boku i obserwuję tych dwoje. Wygląda na to, że naprawdę znają się od lat. Po wylewnym przywitaniu dziewczyna odsuwa się od Justina i mierzy mnie wzrokiem.
- Ty musisz być Faith, zgadłam? - Uśmiecha się do mnie przyjacielsko, a ja mimowolnie zachowuje dystans. Jednak mam na tyle taktu, by również sie uśmiechnąć i uścisnąć jej wypielęgnowaną dłoń, którą wyciągnęła w moją stronę. - Bardzo miło mi cię poznać - ćwierka i zaczyna się słodko śmiać. Jest urocza.
- Wzajemnie - mruczę w odpowiedzi i utrzymuję uśmiech na twarzy. Camile wraca do Justina i jeszcze raz mocno go ściska, a on podnosi ją i obraca dookoła, wywołując u niej radosny śmiech.
Nie wiedzieć czemu czuję w sercu delikatne ukłucie zazdrości. Przecież to tylko przyjaciółka... Prawda? Lustruję ją spojrzeniem i dochodzę do wniosku, że nie dość, że jest śliczna to do tego wie jak się ubrać. Ma na sobie ciemne jeansy z dziurami na kolanach, krótki, biały top odsłaniający brzuch oraz czarną przedłużaną marynarkę. Na stopach ma czarne sandałki na szpilce, a jej włosy są gustownie zmierzwione. Jest zdecydowanie piękną kobietą.
- Jak minęła podróż? - pyta ciepło Justin, gdy idzie z Camile w stronę salonu, gdzie siedzą Za oraz Ryan.
- Całkiem przyjemnie, dziękuje - odpowiada słodkim głosem, kładąc dłoń na ramieniu Justina.
Czuję się trochę wyobcowana, kiedy grzecznie podążam za nimi. Siadam w miękkim fotelu i milczę przez cały czas, kiedy oni nie mogą przestać trajkotać. Gdyby nie Za i to, że rozmawia ze mną przez większość czasu już dawno poszłabym do pokoju. Wymieniłam z Camile kilka zdań, kiedy Justin i Ryan szukali jakichś zdjęć, i mogę stwierdzić, że to naprawdę miła dziewczyna, ale nie było między nami czegoś, z czego mogłybyśmy stworzyć jakąś przyjaźń. Jest dla mnie po prostu bliską osobą Justina, a ja dla niej pewnie jedną z wielu jego panienek. Nawet czasem patrzyła na mnie w ten sposób. Ignorowałam to i skupiałam się na tym, jak bardzo szczęśliwy jest Justin w jej towarzystwie. Około dziesiątej wieczorem postanawiam pójść się położyć, w końcu muszę jutro rano wstać do pracy. Żegnam się ze wszystkimi, ale szczerze mówiąc to nikt oprócz Za nie zwraca na mnie szczególnej uwagi. Justin pocałował mnie jedynie przelotnie i wrócił do Camile, co trochę mnie zabolało. Wiem, że nie mogę go za to obwiniać. Dawno się nie widzieli, to normalne, że tak się zachowuje.
Wchodzę do sypialni Justina, przebieram się w łazience w piżamę, zmywam makijaż oraz myję zęby, a później kładę się do łóżka. Przez pierwszych kilkanaście minut nie mogę zasnąć i zaczynam myśleć o moim ojcu oraz o tym,co muszę zacząć od jutra robić. Potrzebuję zdobyć informacje na temat tego człowieka i jakoś do niego albo do spraw Fitzgeralda dotrzeć. Nie mam pojęcia jak ja to wykonam, ale wiem, że jeśli coś schrzanię moja rodzina na tym ucierpi. To uaktywnia u mnie ten sam tępy ból, który towarzyszy mi od kilku dni i sprawia, że czuję się coraz gorzej. Kiedy zasypiam, błagam Boga w myślach, by tej nocy atak mnie ominął, chociaż wiem, że to jest prawie niemożliwe.

Budzę się zlana potem i cała zapłakana. Boli mnie gardło, ciało drży, a ja wciskam twarz w mokrą poduszkę. Musiałam krzyczeć, ale dzięki Bogu poduszka wszystko stłumiła. Ciężko oddycham i przypominam sobie moje sny, a to powoduje u mnie cichy, zbolały jęk. Znów miałam atak. Obracam się gwałtownie na łóżku i z ulgą stwierdzam, że jestem w nim sama. Justina nie ma obok i przez chwilę zastanawiam się, gdzie jest, ale zaraz potem słyszę stłumione śmiechy dochodzące z dołu. Zerkam na zegarek, który pokazuje kilka minut po drugiej w nocy. Czy ta dziewczyna zamierza tutaj nocować? Ta myśl wpada nieproszona do mojej głowy, więc szybko ją wyrzucam, chociaż nie ukrywam, że trochę mnie to boli. Cóż, to jego przyjaciółka, w gruncie rzeczy ma więcej praw do niego niż ja. Teraz akurat się cieszę, że jestem sama. Samotne przechodzenie przez ataki to dla mnie jak chleb powszedni - nic nowego. Przecieram mokrą twarz i głęboko oddycham, starając się na nowo zasnąć. W końcu, po kilku minutach męki mi się to udaje.

O siódmej budzi mnie dzwonek budzika. Wyłączam go i wstaje z łóżka, zrzucając z oczu resztki snu. Obracam głowę i widzę śpiącego obok Justina, nagiego od pasa w górę. Uśmiecham się blado i zastanawiam się, o której przyszedł do łóżka i czy zauważył cokolwiek po moim ataku. Mam nadzieje, że nie. Cicho wyjmuję z torby ubranie na dzisiaj i wchodzę do łazienki. Tam biorę szybki prysznic, myję zęby, suszę włosy, maluję się i ubieram. Przed ósmą wracam do pokoju, gdzie zastaję półprzytomnego Justina, który przygląda mi się zaspanym spojrzeniem.

- Nie za krótki ten komplecik? - pyta ochrypłym głosem.
Zerkam na swój strój i wzruszam ramionami.
- Dla mnie jest w sam raz - odpowiadam beznamiętnie, chowając do torebki dokumenty i telefon. - Mogę pożyczyć od ciebie samochód? Muszę jakoś dojechać do pracy.
- Jasne, kluczyki wiszą w garażu. Możesz wziąć każdy oprócz ferrari i lamborghini. Bałbym się, że coś ci się stanie.
- Pewnie - mruczę, trochę urażona jego słowami i ostatni raz przeglądam się w lustrze,
- Wyglądasz pięknie - komentuje Justin.
- Dziękuję - rumienię się i odwracam do niego przodem.
- Dostanę buzi na pożegnanie? - pyta z nadzieją.
Przez chwilę udaję, że się zastanawiam, ale potem podchodzę do niego i składam na jego miękkich ustach krótki pocałunek.
- Do później, mały. - Mrugam i szybko wychodzę z pokoju, by Justin nie postanowił mnie zatrzymać.
Zbiegam po schodach na dół i zatrzymuję się, gdy widzę wchodzącą do łazienki Camile, która posyła mi mały uśmieszek. Ten dzień nie mógł zacząć się lepiej.



Podobał się, czy nie? Ja jestem z niego średnio zadowolona, tbh. Tak czy inaczej, dziękuję wam za wszystko i do następnego! 
Love, 
V.