"Riddin"
- Jak to? - wyrzucam z siebie i wbijam wzrok w pustą przestrzeń przed sobą.
- Wiem, sam jestem w szoku - wzdycha tata. - Nie mam pojęcia czego chce, ale Mandy jest bardzo niespokojna. Uznaliśmy, że będzie lepiej, jeśli wyjedzie z Gracie z Dallas.
- Tak. - Mrugam szybko. - Tak macie rację. Kiedy wylatują?
- Zarezerwuję im lot na dzisiejszy wieczór, dobrze?
- Pewnie, przyjadę po nie. Jak długo mają zostać? - Jestem zaskoczona, że w takim roztrzęsieniu zachowuję taką trzeźwość umysłu.
- Jak długo będzie trzeba - odpowiada Brian smutnym głosem. - Przepraszam, Faith. Wiem, że masz teraz dużo na głowie...
- Przestań, tato - przerywam mu. - Nic się nie stało, jasne? Sytuacja tego wymaga, a ja jestem szczęśliwa, że mama tu przyjedzie. Tylko co z tobą?
- Muszę się dowiedzieć co zamierza twój ojciec, Faithie. Będzie dobrze, dam sobie radę.
- Tato, wiesz, że to niebezpieczny człowiek... - mówię cicho, kompletnie zapominając, że w pokoju jest również Justin i cały czas się na mnie patrzy. - Boję się o ciebie.
- Skarbie, jestem dorosłym mężczyzną i w dodatku głową rodziny, więc w moim obowiązku leży zapewnienie wam bezpieczeństwa. Poradzę sobie z Ricardo, zaufaj mi.
Wzdrygam się na dźwięk imienia mojego biologicznego ojca. Od razu przed oczami staje mi jedna z wielu sytuacji, kiedy bił mamę. A potem, kiedy bił mnie. O Boże, nie.
- Chciałabym... - mruczę otępiała.
- Faith, muszę kończyć. Mama skontaktuje się z tobą wieczorem. Trzymaj się, skarbie. Kocham cię. - W jego głosie słyszę troskę i miłość. Tęsknię za nim.
- Ja ciebie też. - Po tych słowach tata się rozłącza, a ja zaczynam analizować to wszystko, czego przed chwilą się dowiedziałam. Robi mi się słabo, kiedy uświadamiam sobie, że mój ojciec, człowiek, którego z całych sił starałam się wyprzeć z pamięci, nagle o sobie przypomniał. Podnoszę wzrok i zatrzymuję go na Justinie stojącym przy łóżku.
- Co się stało? - pyta, przyglądając mi się nieufnie. Nadal jest na mnie wściekły, ale w tej chwili mam to totalnie gdzieś. Trzymam telefon w zaciśniętej ręce i nie wiem co mam powiedzieć ani zrobić. Ogarnął mnie paraliż, a serce zaczyna bić w szaleńczym tempie. Nie, nie, nie. Błagam, niech to będzie sen. Przenoszę wzrok na nagie nogi i wciągam głośno powietrze, w przerażeniu uświadamiając sobie kolejny bolesny fakt.
- Widziałeś - szepczę i zrywam się z łóżka, po czym nie zwlekając ani chwili, ruszam biegiem do łazienki.
- Co? Co ci się dzieje? - W jego głosie słyszę konsternację, ale nie jestem w stanie mu niczego wyjaśnić. On widział. To nie dobrze. Czuję, jak po raz pierwszy od tak długiego czasu ta sama przerażająca ciemność chce mnie zabrać. Nie, nie teraz. Błagam, zostaw mnie. Potrzebuje zimnego prysznica, natychmiast.
Wpadam do pomieszczenia i zamykam za sobą drzwi. Natychmiast ściągam z siebie bieliznę i wchodzę do kabiny, gdzie puszczam na siebie strumień zimnej wody. Opieram się o ścianę, zamykam oczy i pozwalam wodzie moczyć moje ciało i włosy. Cała drżę, ale nie z zimna, lecz ze strachu i tego, że znów czuję się słaba. Wszystkie wspomnienia w jednej chwili do mnie wróciły. Czuję ból, który ojciec zadał mi kilkanaście lat temu. Jest na tyle silny, że z mojego gardła wydobywa się jęk, a potem nagle, zupełnie niepowiewanie zaczynam płakać. Osuwam się na płytki i chowam twarz w dłoniach, starając się pamiętać o oddychaniu. Ogarnia mnie przerażenie, które mnie paraliżuje, zaczynam się bać wszystkiego dookoła, włącznie z samą sobą. To ten sam stan, który prześladował mnie przez kilka dobrych lat i do którego tak bardzo nie chciałam nigdy wracać. A jednak, wystarczył jeden telefon, jedna informacja i znów wpadłam w to samo. Nie! Nie po to tyle z tym walczyłam, żeby znów wrócić do punktu wyjścia. "Oddychaj, Faith. Jesteś tu bezpieczna, już nic ci nie grozi. Jesteś dorosła, potrafisz sobie z tym radzić. On jest od ciebie zbyt daleko, by cię skrzywdzić. Dasz sobie radę, już raz to zrobiłaś" - powtarzam te słowa w głowie niczym mantrę, w kółko i w kółko. Nie mam pojęcia ile czasu mija, gdy postanawiam wstać i jakoś się umyć, ale jestem pewna, że dobrych kilkanaście minut. Zimna woda nie robi na mnie wrażenia, ponieważ to ostania rzecz, na której się skupiam. Poruszam się w otępieniu, wykonując mechaniczne ruchy, które nie ukrywam, z każdą chwilą sprawiają mi coraz więcej trudności. Jestem na siebie wściekła, że pozwalam temu znów na mnie wpłynąć, ale nie mam w sobie ani krzty siły, by z tym powalczyć. W końcu wychodzę z kabiny, szukam ręcznika i owijam się nim, na włosach zawiązując turban. Staję przed lustrem i przyglądam się swojemu odbiciu - blada, przepełniona lękiem i bólem dziewczyna to to co widzę i szczerze mówiąc wcale mi się to nie podoba. Muszę wziąć się w garść, w końcu jestem w domu Justina, który swoją drogą pewnie ma mnie już za wariatkę, przez to co przed chwilą odstawiłam. Trzeba jakoś z tego wybrnąć, ale jeszcze nie wiem jak. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie naciskał, nie jestem chyba jeszcze gotowa na tak szczerą rozmowę z nim. Boże, dlaczego to wszystko musi się dziać akurat teraz?
Łapię szczoteczkę Justina i myję nią zęby, a następnie wycieram ciało, wcieram w nie znaleziony w szafce balsam i w końcu zakładam na siebie wiszący koło drzwi beżowy, puszysty szlafrok. Hm, chyba należy do Justina, bo nim pachnie. Uśmiecham się blado sama do siebie i po raz ostatni patrząc na swoje odbicie, wychodzę z łazienki.
Gdy tylko zamykam za sobą drzwi, Justin wstaje od biurka, przy którym pewnie pracował i zbliża się do mnie.
- Wszystko w porządku? - pyta łagodnie, jakby cała jego wściekłość nagle z niego uleciała.
- Jesteś na mnie zły - odpowiadam cicho, zakładając pasmo mokrych włosów za ucho.
Justin unosi brew i patrzy na mnie przez chwilę w milczeniu, jakby zastanawiając się nad moimi słowami. Przecież nie powiedziałam niczego odkrywczego.
- Owszem, jestem, ale mam do tego powód. Zachowałaś się nieodpowiedzialnie - mówi w końcu. - Ostrzegałem cię, a ty obiecywałaś, że będziesz ostrożna. W efekcie upiłaś się i pozwoliłaś zrobić sobie zdjęcia z przyjacielem w dosyć dwuznacznej sytuacji. - Podnoszę wzrok i już wiem, że złość na mnie wróciła. Ale cieszę się, przynajmniej nie skupi się na moim poprzednim wybuchu.
- Tak, wiem - szepczę. - Byłam taka zła na ciebie, na siebie, na wszystkich... Przepraszam. - Tylko tyle mogę zrobić, raczej wątpię, by moje tłumaczenia mu się na coś przydały.
- W porządku - wzdycha z rezygnacją, cały czas wodząc za mną wzrokiem, gdy siadam na brzegu łóżka. - Ale proszę cie, na przyszłość oszczędź moim piarowcom pracy w środku nocy.
- Słucham? - pytam zaskoczona. Te zdjęcia wymagały aż takiej interwencji?
- Faith, byłaś kompletnie pijana, a jak już zdążyłaś zauważyć, ludzie cię rozpoznają. Zaufaj mi, gdyby nie moi ludzie, czytałabyś rano w brukowcach o swoich wyczynach - mówi, nie ukrywając zniesmaczenia. - Po prostu następnym razem kiedy będziesz chciała się upić, poinformuj mnie o tym, a najlepiej bądź wtedy w moim towarzystwie. Chociaż szczerze mówiąc nie chcę, abyś w ogóle doprowadzała się do takiego stanu.
- Co? Dlaczego? - To głupie pytania, które niekontrolowanie wychodzą z moich ust.
Justin nieśpiesznie podchodzi do mnie, po czym nachyla się tak, że muszę położyć się na łóżku. Kładzie obie ręce po bokach mojej głowy i przez chwilę patrzy mi w oczy. Jestem pewna, że nadal w nich widać ten sam strach i zagubienie, które dotknęły mnie po telefonie taty.
- Bo nie lubię, kiedy moja kobieta stanowi zagrożenie dla samej siebie - mruczy, a na jego twarzy widać szczerość i powagę. Słysząc te słowa mam ochotę rozpłakać się z dwóch powodów - po pierwsze dlatego, że nazwał mnie swoją kobietą, a po drugie dlatego, że on nie ma pojęcia, że tak naprawdę całe życie igrałam z ogniem. Ale nigdy mu o tym nie powiem, bo boję się, że gdy pozna prawdę, straci do mnie szacunek i będzie się mną brzydził. Ja sama sobą się brzydzę, kiedy wspominam tamte lata. On nie może o tym wiedzieć, nikt nie może. To moja tajemnica, którą chronię jak największy skarb świata. Obrzydliwy skarb.
- Chodź, zjemy coś - odzywa się nagle i szybko cmoka mnie w usta, a potem podnosi się i wyciąga do mnie dłoń, by pomóc mi wstać. Gdy to robię, splata nasze palce ze sobą i wychodzi z pokoju. Na dole słyszę grającą muzykę, przez co wydaje mi się, że ktoś jest w kuchni.
- Jest ktoś jeszcze w domu? - pytam cicho, idąc posłusznie za Justinem.
- Teraz został tylko Carter - odpowiada spokojnie. - Wcześniej byli tu Za i Ryan.
O kurwa. Widzieli mnie w takim stanie? Chryste, jaki wstyd.
- Dlaczego Carter jest tu dzisiaj? Przecież jest niedziela. - Na razie nie mam odwagi spytać o przyjaciół Justina.
- Już ci mówiłem, że czasem tu pracuje w weekendy. Ale rzeczywiście, miało go tu nie być. Jednak po wczorajszych wydarzeniach, doszedłem do wniosku, że będzie mi tu rano potrzebny, żeby ci coś ugotować pożywniejszego do zjedzenia. Poza tym wiedziałem, że będziemy długo spać. To znaczy ty, bo ja zdążyłem już poćwiczyć i zjeść śniadanie.
- Chwila, to która jest godzina? - pytam, zatrzymując się.
- Dochodzi pierwsza - oznajmia, posyłając mi rozbawione spojrzenie.
- O boże - mamroczę i cała się czerwienię. Narobiłam sobie ogromnego wstydu.
- Musiałaś odespać - mruga do mnie znacząco, a ja uderzam go w ramię.
- Skończysz mi to wypominać? - pytam rozjuszona. Niech nie zachowuje się jak małe dziecko. A może to ja się tak zachowuję?
- Pewnie tak, ale sądzę, że Za i Ryan też trochę ci nawrzucają - śmieje się i przyciąga mnie do siebie, tak że opieram się teraz o jego klatkę.
Świetnie, czyli jednak mnie widzieli. Czy mogę już zapaść się pod ziemię?
- Byli tu, kiedy przyjechaliśmy?
- Nie skarbie, oni byli ze mną, kiedy po ciebie przyjechałem - odpowiada, zaczynając śmiać się jeszcze bardziej.
- Czyli oni ...
- Xavier zajął się Angie, bo ona też nie była w najciekawszym stanie, a Ryan przez jakiś czas upewniał się, że oddychasz, kiedy ja musiałem wrócić do środka, żeby porozmawiać z Eddiem - wyjaśnia, uprzedzając moje pytanie.
- Z Eddiem? Po co?
- On jako jedyny był w miarę normalnym stanie, a ktoś musiał wziąć do domu pozostałą dwójkę twoich przyjaciół.
- Och - wzdycham i chowam twarz w zagłębieniu szyi Justina. - Tak mi wstyd. Przepraszam...
Justin jeszcze raz zaczyna się śmiać, ale oplata mnie ramionami w pasie i całuje we włosy.
- Trudno kochanie, każdemu się zdarza - mruczy i kołysze nami zabawnie. - Chodź, jestem głodny. - Jego ton przypomina głos kilkuletniego chłopczyka, przez co wybucham śmiechem.
Schodzimy spokojnie po schodach, cały czas trzymając się za ręce i rozmawiając na luźne tematy. Gdy przechodzimy obok dużego lustra w przedpokoju, zerkam na nasze odbicie i uśmiecham się lekko. Ja owinięta w ciepły szlafrok, a on nagi od pasa w górę, dzięki czemu mogę podziwiać jego umięśnione plecy oraz ręce. Chciałabym kiedyś poznać historię jego tatuaży, ponieważ bardzo mnie intrygują.
- Dzień dobry, panno Wihford - wita mnie Carter, gdy wchodzimy z Justinem do kuchni.
- Cześć Carter - odpowiadam z uśmiechem. - I proszę, mów do mnie Faith.
- Faith - rzuca przyjaźnie kucharz i mruga do mnie.
- Carter, zajmij się przygotowywaniem jedzenia, a nie podrywaniem Faith - ruga go Justin i pociąga mnie do pocałunku.
- Przepraszam, panie Bieber - wzdycha kucharz. - W zasadzie to wszystko już gotowe.
- No widzisz? - pytam retorycznie, patrząc na Justina znacząco. - Więc przestań być zazdrosny i niemiły dla Cartera.
- Zazdrosny? - Justin ściąga usta w cienką linijkę.
- Tak, zazdrosny - mruczę i cmokam go w policzek.
- Nie jestem zazdrosny. Po prostu...
- Po prostu się przyznaj - śmieję się i zarzucam mu ręce na szyję.
- To ja już państwa zostawię samych. Wszystko jest na blacie - rzuca pośpiesznie Carter i opuszcza kuchnię.
- Dobry wybór - mruczy Mój Zazdrośnik i kładzie ręce na moich biodrach. - Więc mówisz, że jesteś głodna? - pyta, po czym przyciska swoje usta do moich.
- Mhm. - Kiwam głową i odpowiadam na każdy jego pocałunek, a gdy przejeżdża językiem po mojej dolnej wardze, prosząc w ten sposób o pozwolenie, z wielką ochotą mu je daję. Jestem bardzo szczęśliwa, że po jego wcześniejszej złości nie ma już śladu. Nie lubię, kiedy się na mnie wścieka.
- Zdaje się, że ja też - dyszy, gdy odrywa się ode mnie i cofa mnie cały czas w tył, aż w końcu wpadam na blat. - Z każdą sekundą coraz bardziej. - Przenosi usta na moją szyję i składa na niej mokre, gorące pocałunki, które odbijają się echem w całym moim ciele . Och, ciepło mi. Wplatam palce w jego włosy i lekko pociągam za końce, rozkoszując się dotykiem jego cudownych ust. Nagle czuję, jak Justin zaczyna ssać skórę na mojej szyi. Jest to tak niespodziewane i dziwne uczucie, że z mojego gardła wydobywa się niekontrolowany jęk, który pobudza go jeszcze bardziej.
- Justin! - piszczę i z całych sił staram się go od siebie odsunąć. On jednak nie daje za wygraną i jeszcze przez kilka sekund zasysa skórę w wybranym miejscu.
- Przestań! - odpycham go, ale on cały czas trzyma mnie w talii. Po chwili jednak odrywa usta i bardziej czuję niż widzę jak uśmiecha się, podziwiając swoje dzieło.
- Jest śliczna - śmieje się i składa jeszcze czuły pocałunek na malince, która teraz niechlubnie zdobi moją szyję.
- Za to ty jesteś głupi - syczę i odpycham go od siebie, w końcu skutecznie. Siadam na krześle barowym i wlepiam wzrok w lunch, który przygotował nam Carter.
- Po prostu zaznaczyłem swój teren - odpowiada z bezczelnym uśmiechem na ustach. Widząc to przewracam oczami i biorę szklankę do ręki, by napić się wody.
- Mógłbyś dobierać słowa nieco bardziej, hmm... wyrafinowanie? Nie wiem czy podoba mi się świadomość, że jestem terenem - warczę, ale na moich ustach błąka się uśmieszek.
- No przestań już - śmieje się Justin i siada obok mnie. - Zobaczysz, też ci się spodoba. Naprawdę wyszła mi ładnie - mówi z dumą w oczach. Mój mały chłopiec.
- Mnie może rzeczywiście przypadnie do gustu, ale nie jestem pewna co na to mój szef - rzucam, posyłając mu karcące spojrzenie.
- Będzie wiedział, że już do kogoś należysz- odpowiada, wzruszając ramionami i łapiąc za sztućce.
- Zdaje się, że cały świat o tym wie - mówię i kręcę głową, po czym nabijam na widelec kawałek kurczaka i pomidorka koktajlowego.
- Z tego też się cieszę. - Szczerzy się i bierze kęs grzanki. - Mogę cię o coś spytać?
- Jasne. - Uśmiecham się i przechylam głowę w oczekiwaniu.
- Po co twój tato do ciebie dzwonił? - I cała ta dobra atmosfera poszła się pieprzyć.
Biorę głęboki oddech i skupiam się na tym, żeby mu odpowiedzieć.
- Pytał czy mama i siostra mogą do mnie przyjechać na parę dni - mówię i cieszę się, że mój głos jest spokojny.
- I?- Unosi brwi.
- Zgodziłam się, oczywiście, że tak - odpowiadam, odwracając wzrok.
- Więc kiedy przyjeżdżają?
- Dzisiaj wieczorem wylatują z Dallas.
- Będę mógł je poznać? - Tym pytaniem poważnie mnie zaskakuje, ale jednocześnie powoduje mały uśmiech i uścisk w sercu.
- Eee... jeśli tylko masz taką ochotę, to dlaczego nie. - Uśmiecham się do niego i patrzę z wdzięcznością, chociaż nie wiem do końca dlaczego. To urocze, że chce poznać mamę i Gracie. Justin i dzieci, hmm... To może być interesujące.
- W takim razie, bardzo się cieszę. - Justin odwzajemnia uśmiech i mruga do mnie zadowolony.
Potrząsam głową rozbawiona jego zachowaniem, po czym zabieram się za jedzenie pysznej sałatki, którą przygotował dla mnie Carter. To naprawdę mistrz w swojej sztuce.
- Dlaczego chcą tu przyjechać? - pyta po chwili Justin, a ja prawie krztuszę się jedzeniem. Cholera, liczyłam, że nie zada tego pytania. Przynajmniej nie teraz.
- Cóż, sytuacja tego wymaga - odpowiadam dyplomatycznie, mając nadzieję, że odpuści.
Jednak on wbija we mnie wzrok i obraca się na krześle tak, że siedzi całkowicie zwrócony w moją stronę.
- Co? - pytam, marszcząc brwi.
- Tylko tyle zamierzasz mi powiedzieć? - W jego głosie słyszę zaskoczenie i chyba rozczarowanie.
- Póki co, tak - rzucam i wbijam wzrok w jedzenie, tracąc apetyt.
- Póki co? - prycha, krzywiąc się. - A co to, jakaś tajemnica państwowa? Naprawdę mi nie powiesz po co tu przyjeżdża?
- Wiesz tyle, ile powinieneś wiedzieć - odpowiadam cicho, starając się opanować oddech.
- Czyli muszę sobie zasłużyć, żebyś mi powiedziała prawdę? - Ton jego głosu zaczyna mi cholernie działać na nerwy.
- Nie - warczę, po czym wciągam powietrze przez nos.
- No to o co chodzi?
- O nic. Po prostu przestań drążyć ten temat - rzucam i błagam go w myślach, żeby mnie posłuchał.
- Bo co? - pyta, a ja podnoszę na niego zbolałe, rozjuszone spojrzenie.
- Bo cię o to proszę - syczę, po czym zeskakuję ze stołka i zmierzam w kierunku wyjścia z kuchni. Mam ochotę zacząć krzyczeć ze złości i bólu. Rozumiem, że Justin chciał poznać powód przyjazdu mojej mamy, ale ja naprawdę nie jestem w stanie wyśpiewać mu od razu całej historii swojego życia. To dla mnie na tę chwilę zbyt dużo. Powinien uszanować moje zdanie.
Wpadam do sypialni Justina i w kilka sekund lokalizuje swoje ubrania. Zakładam na siebie wczorajszą bieliznę, a potem sukienkę, kimono i buty. Włosy zdążyły już przeschnąć, więc rozczesuje je wcześniej znalezionym grzebieniem, lekko mierzwię i pozwalam opaść na ramiona. Podchodzę do stolika, na którym leży mój telefon i zabieram go stamtąd. Teraz dopiero zauważam, że mam trzy nieodczytane wiadomości.
Od: Angie
Cześć, mała. Jak się czujesz? Bo ja ledwo żyję. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Całusy.
Ps. Odezwij się, jak wstaniesz.
Kolejny jest od Eddiego.
Od: Eddie
Troche za bardzo pobalowaliśmy, co mamacita? Żyjesz jeszcze, czy szanowny pan Gwiazda zdążył cię już zamordować za wczoraj? Odezwij się! Muszę ci się czymś pochwalić.
Ostatni sms to zwykły spam. Wzdycham ciężko i odpisuję najpier Angel.
Do: Angie
Hej. Czuję się do dupy - fizycznie i psychicznie. Mam nadzieję, że nigdzie się dziś nie wybierasz. Muszę z tobą pogadać. Myślę, że niedługo powinnam być w domu. Do później.
Wysyłam wiadomość, a później wystukuję nową do Eddiego.
Do: Eddie
Żyję, chociaż mam wrażenie, jakbym miała za chwilę przestać. Pana Gwiazdę już mam z głowy, chyba mi nie zagraża ;) O co chodzi? Czym chcesz się pochwalić? Postaram się później zadzwonić.
Klikam przycisk 'wyślij' i chowam telefon do torebki, gdy nagle do pokoju wchodzi Justin.
- Faith... - zaczyna. - Przepraszam.
- W porządku - odpowiadam z rezygnacją w głosie i zamykam na chwilę oczy.
- Ja naprawdę... Chwila, co? - Jest zaskoczony moją reakcją. Zapewne spodziewał się mojego wybuchu, ale ja po prostu zwyczajnie nie mam na to dziś siły.
- Powiedziałam, że jest okej. - Wzruszam ramionami. - Wiem, że zachowuję się dziwnie, ale daj mi trochę czasu. To co się teraz dzieje w moim życiu, zaczyna mnie troche przerastać i próbuję sobie jakoś z tym radzić. Chcę powiedzieć ci prawdę, ale to nie jest dla mnie proste. Nie pytaj dlaczego, po prostu to uszanuj, dobrze? - pytam z nadzieją w głosie, siadając na łóżku. Boże, jaki ten dzień jest pochrzaniony.
- Dobrze. - Kiwa głową i podchodzi bliżej, kucając przede mną i łapiąc mnie za dłoń. - Nie chcę cię do niczego zmuszać. Przepraszam, zachowałem się jak wścibski kretyn.
- Nie zaprzeczę - mówię cicho, wbijając wzrok w nasze dłonie.
- Dzięki - rzuca z sarkazmem Justin. - To jak? Wszystko jest już okej?
- Tak - odpowiadam i zamykam oczy. Czuję się fatalnie i marzę o powrocie do łóżka. Obojętnie czyjego.
- Hej - mruczy Justin, po czym podnosi się i siada obok mnie, a potem czuję, jak wciąga mnie na swoje kolana. - Uśmiechnij się - prosi, a ja nie mogę mu odmówić. Potrafi być taki słodki i uroczy, gdy wcześniej zachowywał się jak palant. To bzdura, że faceci wcale nie są skomplikowani. Ależ oczywiście, że są. Szczególnie taki Justin Bieber, ciekawy przypadek.
- Chcesz już wracać? - pyta po chwili, kładąc dłoń na moim nagim do połowy udzie.
- Tak. - Kiwam głową i uśmiecham się blado.
Justin patrzy na mnie przez chwile bardzo spokojnie i łagodnie, po czym kładzie dłoń na moim policzku i zaczyna go delikatnie gładzić.
- Coś mi mówi, że ta twoja prawda nie należy do najłatwiejszych - mówi w końcu, trafiając tymi słowami w samo sedno.
Milczę, wpatrując się w niego. Ma rację, już zgadł. Ale to nie było trudne, zważywszy na to, jak szybko znikł mój humor, gdy wszedł na temat porannego telefonu. Wzdycham cichutko i całuję go w nos, po czym schodzę z jego kolan.
- Odwiozę cię - mruczy i również wstaje. Podchodzi do szafy, z której wyciąga zwykły biały podkoszulek i zakłada go na siebie, zakrywając tym samym jego umięśnioną klatkę.
- Dobrze - odpowiadam i podaję mu dłoń, gdy do mnie podchodzi.
Jedziemy autostradą US 101 oboje pogrążeni w swoich myślach. Wiem, że chcę, by Justin znał prawdę, ale muszę sobie to jakoś poukładać. Nie chcę od niego litości, gdy pozna moją historię, to w niczym nam nie pomoże. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że on zasługuje na choćby szczyptę wyjaśnienia. Och, słodki Jezu, nie tak to sobie wyobrażałam. " W ogóle sobie tego nie wyobrażałaś, złotko" wzdycha moja prawie zapomniana podświadomość i jak zwykle ma rację.
Obracam głowę i przyglądam się Justinowi, który w skupieniu prowadzi samochód. Robi to z lekkością i swobodą, czemu się trochę dziwne, ponieważ jego białe ferrari pędzi z zawrotną prędkością po autostradzie. Opieram głowę o szybę i podziwiam jego piękny profil - prosty nos, idealnie wykrojone, pulchne usta, długie rzęsy... O rany, czym ja sobie zasłużyłam na tego Adonisa? Powinnam powoli zazdrościć samej sobie, ale to niezdrowe.
Ciszę między nami zakłóca radio, które gra cicho w tle i dzięki temu nie jest niezręcznie. Naglę słyszę w głośnikach takty jednej z moich ulubionych piosenek. Szczerzę się i cicho piszczę, po czym podkręcam dźwięk, łapiąc za to zdziwione spojrzenie Justina. Ignoruję je i zaczynam śpiewać wesoło pierwsze wersy piosenki.
- I want to be your object, of your affection. Give me all your time, touch, money, and attention...
Nie przejmuję się, że Justin może wyśmiać moje umiejętności wokalne. Uwielbiam ten kawałek i mam prawo trochę się przy nim wyluzować.
- He’s rich and I’m wishin’, um, he could be my Mister Yum. Delicious to the maximum, chew him up like bubble gum... - kontynuuję i orientuję się, że ten tekst jest tak naprawdę bardzo adekwany do tego, co myślę w stosunku do Justina. Uśmiecham się jeszcze bardziej i patrzę na niego, a wtedy on poważnie mnie zaskakuje.
- Uh, uh, catch me ridin’ like a bitch. Got the six forty-five, catch me ridin’ with my bitch. Uh, long hair, Faithie, that’s my bitch. Uh, You can tell by the swagger and the lips, uh - rapuje razem z Asapem, a ja zaczynam się śmiać, gdy słyszę, że zmienił imię Lany na moje.
Na jego ustach również pojawia się uśmiech, a ja czuję ciepło na sercu. To sytuacja, która na długo zapisze mi się w pamięci.
- You say that I am flawless, true perfection, so give me all your drugs, props, money, and connections. Pick me up after school, actin’ kinda shady. You’re the coolest kid in town, I’m your little lady. Your sick and I’m kissin’ him, magical musician, how I’m drivin’ at the cinema, lovin’ him and lickin’ him. He’s my love, the life saver, don’t step on my bad behavior - śpiewam całą zwrotkę z ogromną radością i zaczepiam Justina, gdy słowa mi na to pozwalają.
On potrząsa głową i znów zaczyna rapować, a gdy wymawia moje imię, kładzie dłoń na moim kolanie i lekko je ściska. Posyłam mu spojrzenie spod rzęs i zagryzam wargę, wczuwając się w rolę, jaką przedstawia Lana w piosence.
- Uwielbiam ten kawałek - piszczę, gdy muzyka cichnie i klaszczę w dłonie, patrząc na Justina. On też wygląda na szczęśliwego.
- Nie spodziewałem się tego - śmieje się. - Też go lubię.
Posyłam mu szeroki uśmiech i mrużę oczy.
- Jesteś niesamowicie słodka - dodaje po chwili i posyła mi łobuzerki uśmiech.
Nie mogę się powstrzymać i odpinam pas, po czym nachylam się i całuję go w policzek, zupełnie go tym zaskakując.
- Rób tak dalej, a skończymy w rowie - rzuca ostrzegawczo, ale wyczuwam jak się uśmiecha.
Chichoczę radośnie i jeszcze raz cmokam jego miękki policzek. Mm, pysznie. Siadam z powrotem w fotelu, zapinam pas i podciągam jedną nogę pod siebie. Nabieram powietrze do płuc i wtedy słyszę w radiu As Long As You Love Me Justina. Przerzucam szybko wzrok na niego i widzę jak mina mu rzednie, po czym wyciąga rękę, by wyłączyć radio.
- Nie - mówię ostro, chociaż wcale tego nie planowałam. - Zostaw.
Justin waha się przez chwilę, ale w końcu odpuszcza. To za ładna piosenka, żeby ją wyłączyć. Wsłuchuję się w głos Justina oraz w każde słowo, które wypływa z jego ust. Zamykam oczy, opieram głowę o zagłówek i lekko się uśmiechając, wczuwam się w ten utwór. Jeśli miałabym wybrać moich pięć ulubionych kawałków, nagranych przez niego, bez wątpienia ta piosenka znalazła by się w ścisłej czołówce.
Mija pierwsza zwrotka oraz refren, a Justin wciąż milczy. Nie wiem czy jest zły, czy skrępowany, ale aktualnie mam to gdzieś. Nucę pod nosem drugą strofę piosenki, moją ulubioną zresztą i podciągam pod siebie drugą nogę, tak, że siedzę teraz po turecku. Gdy nadchodzi wers "Oh, we don't need no wings to fly. Just take my hand..." Justin robi dokładnie to, o czym śpiewa. Chwyta moją lewą dłoń, a zanim zdążę otworzyć oczy i zarejestrować to co się dzieje, on przyciska do niej swoje usta. Jego wzrok jest pełen pożądania i siły, która mnie onieśmiela. Mrugam kilkakrotnie i wypuszczam powietrze z ust, które nieświadomie wstrzymywałam. Atmosfera między nami w momencie uległa drastycznej zmianie. Justin całuje moją rękę raz jeszcze, po czym splata nasze palce i kładzie sobie na udzie. Uśmiecham się delikatnie i rozkoszuję się ciepłem jego ciała. Ta sytuacja była bardzo słodka, ale również pełna... właśnie, czego? Determinacji? Potrzeby? Uczucia? Nie mam pojęcia, ale wiem, że to było coś niesamowitego. Jego oczy wtedy... Och, czuję, że będą mi się śnić po nocach.
Nawet nie wiem kiedy piosenka się kończy. Aktualnie słyszę w głośnikach głos jakiejś młodej kobiety, która śpiewa o pragnieniu posmakowania szaleńczej miłości. Myślę przez chwilę nad jej słowami, ale wtedy ogarnia mnie dziwne uczucie zobowiązania wobec Justina. On oczekuje prawdy, więc muszę mu ją dać. Może nie od razu całą, ale w małych dawkach, czemu nie?
- Brian nie jest moim biologicznym ojcem - mówię pewnym głosem, po kilkunastu minutach ciszy między nami.
- Co? Jak to? - Justin marszczy brwi, wyraźnie podłapując temat.
- Mama związała się z nim, gdy miałam kilka lat - zdradzam.
- A co z twoim prawdziwym tatą?
- Cóż, nasz relacja jest bardzo skomplikowana - odpowiadam wymijająco, jednak tym razem nieco bardziej wylewnie.
- Mogę wiedzieć, dlaczego? - pyta ostrożnie, a ja cieszę się, że nie jest teraz tak niemiły jak wcześniej.
- To trudne, Justin... - wzdycham i opuszczam wzrok na kolana. Justin musiał to zauważyć, ponieważ czuję jak lekko ściska mi dłoń.
- W porządku, rozumiem. Jeśli będziesz chciała, powiesz mi więcej. Nie naciskam. - Posyła mi pokrzepiający uśmiech i zaczyna gładzić kciukiem moje knykcie.
- Dziękuję - odpowiadam szeptem i opieram głowę o szybę. Tak kończy się nasza rozmowa na temat mojej przeszłości.
Podjeżdżamy pod apartamentowiec, w którym mieszkam po ponad czterdziestopięciominutowej jeździe.
- Dziękuję za podwózkę - odzywam się spokojnie.
- Nie ma sprawy, mała - odpowiada Justin, obracając się w moją stronę. - Kiedy będę mógł je poznać? - pyta po chwili.
Przez ułamek sekundy nie wiem o czym mówi, ale potem sobie przypominam. To urocze, że tak mu zależy.
- Przywiozę je tu dziś w nocy, więc myślę, że masz cały przyszły tydzień.
- W środę wylatuję do Nowego Jorku - rzuca pośpiesznie, cicho wzdychając.
- Och - wyrzucam z siebie. - Więc może wtorek? - proponuję, starając się nie pokazać, jak dziwnie smutno się poczułam, gdy powiedział o wyjeździe.
- Okej, to jesteśmy umówieni. - Uśmiecha się ciepło. - Będziemy w kontakcie, mała.
- Tak, będziemy - mówię cicho i zabieram torebkę z tylnego siedzenia.
Justin nachyla się w moją stronę, kładzie dłoń na moim lewym policzku i całuje mnie czule w sam środek ust.
- Do zobaczenia - mruczę, gdy się od niego odsuwam, po czym wychodzę z samochodu, zamykając za sobą ostrożnie drzwi.
Odwracam się i macham jeszcze Justinowi na pożegnanie. Od razu mi odmachuje, a potem odjeżdża spod budynku, zostawiając mnie w dziwnym osłupieniu. Kiedy i czy w ogóle zmierzał mi powiedzieć, że wylatuje do Nowego Jorku? Chociaż chwila... Gdy byliśmy wczoraj na obiedzie rzeczywiście wspominał o podróży tam, podczas rozmowy ze swoją asystentką. Okej, nie powinnam więc tak dziwnie się czuć.
W mieszkaniu panuje cisza, gdy do niego wchodzę. Ostrożnie zdejmuję buty w przedpokoju i idę do kuchni, w której nikogo nie zastaję. Cóż, widocznie moi współlokatorzy odsypiają wczorajszą noc i kaca. W gruncie rzeczy ja też powinnam to zrobić. Wchodzę cicho po schodach, a potem wpadam do swojego pokoju, gdzie prawie od razu pozbywam się ciuchów, zastępując je świeżą bielizną oraz dresami i luźną koszulką. O rany, jak dobrze.
Kiedy wieszam kimono, ktoś puka do drzwi.
- Proszę - wołam cicho i chowam ubranie do szafy.
- Cześć. Mogę? - pyta Angie, stając w progu.
- Jasne - odpowiadam i uśmiecham się do niej przyjaźnie.
- Jak tam?
- Bywało lepiej, a u ciebie? - rzucam, siadając ciężko na łóżku, obok mojej przyjaciółki.
- Też - mamrocze. - Chciałaś o czymś pogadać. Co się stało?
- Mama i Gracie przylatują dzisiaj do LA - mówię wprost, opuszczając ramiona w dół.
- Co? Jak to? Dlaczego? - pyta zaskoczona. - Nie to, że się nie cieszę, ale... Dlaczego?
- Ojciec się odezwał - mamroczę niechętnie.
- Co? Brian? - Krzywi się, nie łapiąc o czym mówię.
- Nie, Angie. Mój prawdziwy ojciec - wyjaśniam, patrząc na nią smutno.
- O kurwa - wyrzuca z siebie, cała blednąc.
- No właśnie... - wzdycham.
- Czego chce?
- Nie mam pojęcia, ale mama jest nerwowa i wcale jej się nie dziwie. Brian też się martwi.
- To zrozumiałe - szepcze moja przyjaciółka, będąc w szoku.
- Przez te dni, kiedy mama tu będzie, mogę spać u ciebie? Chcę, żeby dziewczyny czuły się komfortowo.
- Tak, pewnie. - Kiwa głową Angel. - Boisz się? O to, czego chce ojciec?
- Jak cholera, Angie. Jak cholera - wzdycham i opadam ciężko na łóżko. Moje życie z dnia na dzień robi się coraz ciekawsze.
Przed dziewiętnastą dzwoni do mnie mama, że ona i Gracie powinny być na lotnisku LAX około dwudziestej drugiej. Słyszę w jej głosie, że jest poddenerwowana, co skutkuje pogorszeniem się mojego humoru. Panie, daj mi wystarczająco dużo siły, by przetrwać ten trudny okres, błagam.
Czekam na lotnisku już od piętnastu minut. Przyjechałam wcześniej, w obawie, że samolot wyląduje z wyprzedzeniem, ale nic na to nie wskazuje. Pani w informacji powiedziała mi, że lot odbył się zgodnie z planem i nie będzie żadnych opóźnień, więc to mnie pociesza. Lada chwila powinnam zobaczyć moje ukochane dwie dziewczyny. Mam rację. Po kilku minutach widzę mamę niosącą Gracie w nosidełku-tuli i ciągnącą za sobą dwie spore walizki. Natychmiast do niej podbiegam i witam się z nią, a potem z siostrą, która śpi jak zabita na piersi mamy.
- Czekaj, pomogę ci - mówię zaaferowana i odbieram od mamy bagaże.
- Dziękuję, skarbie - odpowiada i podąża za mną do samochodu.
Wkładam walizki do bagażnika, po czym wsiadam do wozu, gdzie czeka już na mnie mama.
- Jak minął lot? - pytam, odpalając silnik.
- Całkiem dobrze, ale obie jesteśmy wykończone.
- Widzę - mówię z troską. - Wszystko już wam przygotowałam, będziecie spać u mnie w pokoju.
- A ty? Skarbie, przepraszam, wiem, że przysparzamy ci kłopotu...
- Przestań, mamo - besztam ją. - Będę spać z Angie, a wy jedne czego mi przysparzacie to radości. Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że tu jesteście - mówię szczerze i łapię jej dłoń.
- Obiecuję, że nie będziemy zbytnio przeszkadzać - wzdycha mama, z wyraźnym zrezygnowaniem w głosie.
- Mamo - warczę. - Przestań już, okej? Jutro wrócę z pracy, to gdzieś wyjdziemy, okej?
- Pracujesz? - pyta zaskoczona.
- Eee, tak. Nie powiedziałam ci? - Marszczę brwi.
- Nie, nie powiedziałaś. - Teraz to na mnie beszta.
- Przepraszam, dopiero od piątku tam pracuję. Nie miałam okazji ci powiedzieć.
- W porządku, rozumiem. A co to za miejsce?
- Firma pana Fitzgeralda - odpowiadam, zagryzając wargę.
- Tego Fitzgeralda? - Mama jest wyraźnie zaskoczona, albo przerażona. Albo i jedno i drugie.
- Tak, tego. - Wzruszam ramionami. - Jego syn, Chris, jest od roku prezesem i pracuje w tym oddziale. Jestem jego asystentką - wyjaśniam.
- Chris? Ten twój chłopak z licemum?
- Tak, dokładnie ten - śmieję się.
- O słodki Jezu, świat jest jednak mały - wzdycha mama i przejeżdża dłonią po twarzy. - Teraz potrzebuję snu jeszcze bardziej.
- Wiem, już jesteśmy prawie na miejscu.
Następnego dnia pojawiam się w pracy punktualnie, ubrana w bardzo klasyczny strój, czyli czarne obcisłe cygaretki, białą koszulkę oraz czarną marynarkę.
- Cześć Jessica. - Macham do recepcjonistki, która natychmiast odwdzięcza się szerokim, ciepłym uśmiechem.
- Hej! Chodź tu na chwilę! - woła i pokazuje ręką, bym do niej podeszła.
- Co jest? - pytam, opierając się o blat recepcji.
- Naprawdę spotykasz się z Bieberem? - pyta wprost, nie owijając w bawełnę. Już teraz mogę stwierdzić, że jest bardzo bezpośrednia.
Uśmiecham się enigmatycznie i zastanawiam się nad odpowiedzią. Ostatnimi czasy dosyć często udzielałam dyplomatycznych odpowiedzi, ale nie wiem, czy tym razem się to przyda. Jessica wygląda na bardzo zdeterminowaną w tej kwestii.
- Można to tak nazwać. - Mrugam do niej i posyłam rozbawiony uśmiech. - Aż tak o tym huczą?
- Kochana, od walentynek nie schodzicie z pierwszych stron - śmieje się dziewczyna. - A wczoraj na przykład paparazzi zrobili wam zdjęcia, kiedy jechaliście jego samochodem.
- Co? Serio? - pytam, marszcząc brwi.
- To tak, patrz. - Jessica wydaje się być rozradowana, mogąc pokazać mi efekty pracy paparazzi. Rzeczywiście, udało im się wczoraj zrobić parę zdjęć, kiedy wyjeżdżaliśmy spod domu Justina. Dlaczego ich nie zauważyłam?
- Jak to jest? - pyta nagle Jess.
- Jak to jest co? - Unoszę brew.
- No wiesz, spotykać się z kimś takim jak on! - piszczy. - To musi być niesamowite.
- Myślę, że jest całkiem normalnie, nie wliczając w to wszędzie łażących za tobą paparazzi, wściekłych fanek i ogromnej willi z basenem - śmieję się. - Przepraszam, Jessica. Muszę lecieć do biura, zanim pan prezes postanowi mnie zwolnić. Może wyjdziemy razem na luch?
- Jasne, bardzo chętnie. To do zobaczenia później - mówi dziewczyna i macha mi na pożegnanie, gdy przechodzę przez bramki i biegnę do windy.
Dzisiejszego dnia dostałam za zadanie zredagować i streścić kilka stron jakichś dokumentów, umówić Chrisowi spotkanie z właścicielem firmy marketingowej oraz sprawdzić raporty z ostatniego półrocza. To dużo pracy, ale dzięki temu mogę oderwać myśli od całego tego zamieszania, które dzieje się w moim życiu.
- Faith, co z tymi dokumentami? - Chris staje nade mną, kiedy kończę streszczać ostatnią stronę.
- Za pięć minut dostanie pan je na biurko - odpowiadam uprzejmie, posyłając mu miłe spojrzenie.
- Świetnie - odpowiada z uśmiechem na ustach i przechodzi do biurek za mną, gdzie siedzi reszta jego pracowników, w tym Caren. Bardzo ją polubiłam i myślę, że ona mnie też.
Kilka minut po dwunastej wychodzę z Jessicą i Caren na lunch do pobliskiej kawiarenki. Według Caren serwują tam pyszne sałatki i naleśniki, a ja jestem tak głodna, że wszystko mi jedno gdzie pójdziemy. Kroczymy słonecznymi ulicami Los Angeles, a ja zauważam coraz więcej spojrzeń skupionych na mnie, szczególnie od młodych dziewczyn. Naprawdę ciężko mi się przyzwyczaić do tego, że zaczynam być rozpoznawalna. Cieszę się, że mam na nosie okulary przeciwsłoneczne, ponieważ zasłaniają one moje zażenowanie i zdezorientowanie.
Jessica znajduje dla nas mały stolik przy oknie, gdy wchodzimy do kawiarni. Od razu zamawiam dużą kawę i sałatkę grecką, jestem zbyt głodna, żeby zaglądać do karty. Dziewczyny również szybko składają zamówienia i rozsiadają się wygodnie.
- Jak tam weekend? - pyta Caren, odgarniając włosy z ramion.
- Całkiem przyzwoicie - odpowiadam i zerkam na Jessicę, która świdruje mnie spojrzeniem. Zabawna dziewczyna.
- Jeśli dla ciebie przyzwoite jest spędzenie dwóch dni w towarzystwie jednego z najseksowniejszych facetów na tej planecie, to mój weekend w takim razie był tragedią - mówi Jessica, trochę za bardzo się ekscytując.
- Chwila. - Caren unosi rękę. - Z kim spędziłaś ten weekend? - Wydaje się naprawdę nie mieć pojęcia.
- Żartujesz sobie, prawda? - Szczęka Jessici opada z hukiem na podłogę. - Naprawdę nie wiesz, że Faith spotyka się z Bieberem? Gdzie ty żyłaś przez ostatnie kilka dni? - Dziewczyna wyrzuca ręce w górę i patrzy na Caren wielkimi oczami. Ja natomiast mam ochotę zapaść się pod ziemię. Czy to naprawdę takie wielkie wydarzenie, że się z nim umawiam? "Wygląda na to, że tak" uśmiecha się fałszywie moja podświadomość, dając mi do zrozumienia, że dzisiejszego dnia obudziła się na dobre. Cudownie.
- Jakoś tak się składa, że ostatnio nie oglądam telewizji - kontruje Caren i przenosi spojrzenie na mnie. - Serio, Faith? Ty i Bieber? Zaczyna się robić coraz ciekawiej. - Szczerzy się i opiera ręce o stolik.
- Możecie przestać to tak przeżywać? - jęczę. - Za chwilę cała kawiarnia będzie wiedzieć, że się z nim umawiam. - Przewracam oczami i wzdycham ciężko.
- Poważnie obchodzi cię kawiarnia, kiedy huczy o tym każdy możliwy tabloid? - pyta Jessica, patrząc na mnie wymownie.
- Jeśli mam jeszcze trochę prywatności, to chcę ją wykorzystać do końca - odpowiadam spokojnie.
- Ma rację - dodaje Caren, patrząc na Jessicę karcąco. - Ale zdradzisz nam trochę ploteczek? Proooszę - jęczy blondynka, składając ręce jak do modlitwy.
- Zaczynam was nie lubić - śmieję się i kręcę głową.
Caren chce coś powiedzieć, ale wtedy przychodzi kelnerka z naszymi kawami i posiłkami, więc siłą rzeczy musi zamilknąć, co nie ukrywam bardzo mnie cieszy. Jednak gdy tylko kelnerka nas opuszcza, zalewa mnie lawina pytań od Jess i Caren. Przewracam oczami i odpowiadam na tyle, na ile jestem w stanie. Kiedy Jessica zadaje kolejne pytanie związane z jakąś gwiazdą, wzdycham i marszczę czoło.
- Ja tego naprawdę nie wiem. Spotykam się z Justinem, nie z całym show-biznesem - odpowiadam już trochę zmęczona.
- Daj jej już spokój, Jess - burczy Caren, pakując kolejną porcję sałatki do ust.
- Och, no dobrze - jęczy z rezygnacją i wraca do jedzenia swojego naleśnika.
Uśmiecham się do nich z wdzięcznością i kończę swoją sałatkę, która swoją drogą naprawdę jest pyszna. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Grzebię w torebcę i w końcu go znajduję, a potem zerkam na ekranik i okazuje się, że to Justin. Uśmiecham się delikatnie i odbieram.
- Cześć - witam go trochę niepewnie.
- Cześć, mała - mówi i słyszę jak się uśmiecha. - Jak tam?
- Wszystko w porządku, a u ciebie? - odpowiadam uprzejmie.
- W zasadzie też, ale poranek miałem do dupy - wzdycha smutno.
- Dlaczego?
- Bo nie było ciebie obok - odpowiada tak spokojnie i jednocześnie uroczo, że na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech. - Zaczyna mi się coraz bardziej podobać fakt, że z kimś śpię. To całkiem przyjemne - śmieje się.
- Hm, dobrze wiedzieć - odpowiadam szczerząc się sama do siebie, przez co przyciągam uwagę moich towarzyszek.
- Jak tam mama i siostra? - pyta, zmieniając temat.
- Dobrze, odebrałam je wczoraj z lotniska, miały dobry lot.
- Rozmawiałaś już z mamą o jutrze? - Podoba mi się, że jest taki zdeterminowany.
- Nie, była wczoraj zmęczona. Wrócę dziś z pracy i z nią o tym pogadam - mówię spokojnie i ciepło, zaczynając bawić się papierową chusteczką na stole.
- Okej - mruczy. - Szef już wie do kogo należysz? - pyta wścibskim tonem, nawiązując do jego dzieła na mojej szyi.
- Spędziłam dzisiaj prawie pół godziny na tuszowaniu jej. Następnym razem pomyśl dwa razy o tym co i gdzie robisz - burczę, ale w duchu się z tego śmieję.
- Nie powiesz mi, że ci się nie podoba - kontruje z dumą i oburzeniem w głosie.
- No rzeczywiście, jest prześliczna, chyba sobie zrobię zdjęcie - rzucam rozbawiona, za w odpowiedzi dostaję ciche jęknięcie.
- Przestań sobie ze mnie kpić - syczy Justin, a ja nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać.
- Przepraszam - wyrzucam z siebie.
- Pomyślę nad tym, a teraz muszę wracać do pracy. Tobie też bym to radził, pora lunchu niedługo mija. - Wiem, że wcale nie jest na mnie zły, po prostu się ze mną droczy. Och, jaką mam teraz ochotę się do niego przytulić. Tęsknię za nim.
- Dobrze, tato - dodaję z ironią.
- Jezu, jaka ty potrafisz być irytująca - rzuca do słuchawki i wyobrażam sobie, jak kręci głową z niedowierzaniem.
- Taką musicie mnie kochać, już ci to kiedyś mówiłam - śmieję się. - Okej, w takim razie kończę. Dam ci wieczorem znać co z jutrem. Pa, głuptasie.
- Dobrze. Pa, słodka, irytująca do granic możliwości, Faith - odpowiada z radością w głosie i rozłącza się.
- Co to było? - piszczy Jessica wbijając we mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Zauważam, że Caren też przygląda mi się zaskoczona.
- Telefon? - Marszczę brwi.
- Też chcę dostawać takie telefony, po których szczerzę się jak głupi do sera - mówi Caren.
- Zrobił ci malinkę?! - piszczy ponownie Jess.
- Co? Jak to...? - Czerwienię się i automatycznie dotykam miejsca, gdzie Justin wczoraj zostawił po sobie ślad.
- O Boże, to jest jakiś sen - jęczy Jessica i zamyka oczy. - Obudźcie mnie, kiedy to się skończy.
Patrzymy na siebie z Caren i wybuchamy głośnym śmiechem. Ten lunch okazał się niezłym szokiem dla naszej koleżanki, co trochę mnie nie dziwi.
Reszta dnia mija mi na wykonywaniu poleceń Chrisa i sprawdzaniu tych raportów, dzięki czemu godziny pozostałe do wyjścia upłynęły mi naprawdę szybko.
Gdy wchodzę do mieszkania słyszę jak Angie mówi coś do Gracie, co wnioskuję po tonie, jakiego używa. Do moich nozdrzy dociera wspaniały zapach kurczaka, który jest specjalnością mojej mamy.
- Cześć - witam się i siadam na krześle barowym.
- Hej. - Mama cmoka mnie w policzek i wraca do gotowania. - Jak było w pracy?
- W porządku, miałam dużo do zrobienia. Szybko mi zleciało - odpowiadam i odwracam się, przenosząc wzrok na moją przyjaciółkę bawiącą się z Gracie. Uśmiecham się szeroko na ten widok i podchodzę do nich.
- Cześć skarbie - głaszczę po główce moją siostrę. - Jak się masz?
Gracie uśmiecha się do mnie i wyciąga rączki, więc ochoczo ją biorę do siebie.
- Damy cioci Angie trochę spokoju, co? - pytam retorycznie i cmokam policzek Gracie.
- To dziecko to istny anioł - mówi moja przyjaciółka. - Od dzisiaj modlę się, żeby Bóg też mnie takim obdarzył. - Wydaje się być całkowicie poważna.
- Skarbie, musiałam urodzić i wychować dwójkę rozdartych i niegrzecznych dzieci, zanim Bóg postanowił dać mi Gracie. Faith i Todd ostro dali mi w kość - śmieje się mama, gdy słyszy słowa Angel.
- Podobno moje imię mama dała mi tylko dlatego, że myślała, iż ono jakoś mnie uspokoi, ale chyba podziałało odwrotnie - dodaje Angie, zajmując miejsce przy wyspie.
- Gdzie Ian? - pytam, zmieniając temat.
- Poszedł na ten casting czy coś w tym rodzaju, zorientować się co i jak. - Macha lekceważąco Angie, opierając brodę na dłoni.
- Kiedy?
- Jakieś dwie godziny temu? Coś koło tego - odpowiada luźno i uśmiecha się do Gracie, która macha do niej rączką.
- Chodźcie dziewczyny do stołu, jedzenie jest już gotowe - mówi mama i posłusznie wykonujemy jej polecenie.
Po późnym obiedzie wyciągam mamę na spacer do parku, który jest oddalony o kilka przecznic od naszego mieszkania. Słońce nadal świeci, pomimo późnej pory i bardzo się z tego cieszę. Gdy podjeżdżam na parking koło parku, zauważam, że jedzie za mną jakiś czarny SUV. Ignoruję go i szukam miejsca. Kiedy je znajduję, wysiadamy z mamą z wozu i idę wyciągnąć z bagażnika składany stelaż wózka, natomiast mama zajmuje się wyciągnięciem nosidełka z Gracie z tylnego siedzenia.
Zajmuje nam kilka chwil zmontowanie wózka, po czym ruszamy do parku.
- Mamo? - zaczynam.
- Tak? - Uśmiecha się ciepło, pchając wózek.
- Wiesz o tym, że spotykam się z Justinem, prawda?
- Tak, nie trudno było tego nie zauważyć, skarbie - odpowiada ostrożnie.
- Okej, więc on bardzo chciałby was poznać - wyrzucam z siebie i patrzę niepewnie na mamę, ponieważ nie wiem czego mam się spodziewać.
- Och, to bardzo miło z jego strony - mówi radośnie mama. - Również bardzo chętnie poznam mężczyznę, który tak zawrócił w głowie mojej córce.
- Mamo! - rugam ją, posyłając jej spojrzenie, które mówi samo za siebie.
- No co? - Wzrusza ramionami. - A tak nie jest?
Milknę, zastanawiając się nad jej słowami. Ma rację, przejrzała mnie szybciej niż ja sama.
- Tak, zgadłaś. - Uśmiecham się krzywo i wbijam wzrok swoje czarne buty. Zanim wyszłyśmy z domu szybko przebrałam się w ciemne rurki, czarną krótką koszulkę, ciemno-zieloną kamizelkę i czarne botki.
- Czy ty i on to coś poważnego? - pyta mama z troską w głosie.
- Nie wiem, mamo. - Wzruszam ramionami. - Chciałabym, ale wiesz jak to wszystko wygląda...
- Jak wygląda? - Okej, czyli przyszedł czas na inkwizycję Mandy Wihford.
- Wiesz, Justin do tej pory prowadził dosyć osobliwe życie uczuciowe. Broniłam się przed nim dopóki mogłam, ale w końcu się poddałam. Między nami coś się pojawiło, ale ja boję się, że mogę być kolejną dziewczyną, którą za dwa tygodnie wymieni na nowy model. Z takich nawyków niełatwo jest od razu zrezygnować - wzdycham, zagryzając wargę.
- A rozmawiałaś z nim o tym?
- Nie.
- Więc to zrób. Od tego macie języki, żeby się ze sobą komunikować. Dopóki nie powiesz mu o swoich obawach, będziesz żyć w nerwach i niepewności. Nie pozwól kochanie na to, żeby traktował cię tylko tymczasowo jako swoją dziewczynę. Jeśli tak właśnie jest, szkoda tracić na niego czas. - Mama łapie mnie za ramię i lekko je gładzi.
- Wiem, powinnam to zrobić. Ale z drugiej strony nie wiem czy jestem gotowa na to, że to wszystko może być chwilowe. Nie chcę tego...
- Zakochałaś się w nim? - pyta bezpośrednio moja rodzicielka, a mnie zasycha w gardle.
Czy się w nim zakochałam? Do tej pory broniłam się przed tymi słowami i przyznaniem się do tego, ale teraz... Teraz nadeszła pora, żeby powiedzieć to głośno. Przy nikim nie czułam się tak, jak przy Justinie. Jasne, wkurzamy się często nawzajem, ale każdego dnia czuję, że uzależniam się od niego jeszcze bardziej. Nie chcę, żeby to co jest między nami się skończyło. Co jednak będzie, kiedy przyznam się przed nim do swoich uczuć? Ucieknie, gdzie pieprz rośnie, do laski która będzie kochała jedynie jego penisa, czy może jednak zostanie i spróbuje zbudować ze mną związek? Obawiam się, że pierwsza opcja bardziej wchodzi w grę, a to okropnie mnie rani.
- Faith? - nalega mama.
- Tak, zakochałam się - przyznaję i zamykam na chwilę oczy. - Boję się, że mnie przez to odrzuci.
- Och, skarbie - wzdycha. - Jeśli jest mądrym młodym mężczyzną, to zrozumie, że trafił mu się prawdziwy skarb.
- Z ogromnym bagażem, który ciągnie za sobą - dodaję z rezygnacją.
- No cóż, Faith. Nikt nie jest idealny. Prędzej czy później ktoś musiał się z tym zmierzyć , a ty nauczyć się dzielić tym co przeszłaś z innymi. Nie możesz ukrywać swojej przeszłości całe życie - mówi łagodnie mama, jakbym miała kilka lat.
- Wiem mamo, ale zrozum, że to też kosztuje mnie wiele energii.
Mama przygląda mi się przez chwilę, ale już nic więcej nie mówi. Spacerujemy w milczeniu między uliczkami uroczego parku i rozkoszujemy się ostatnimi chwilami słońca.
- Jak mają się sprawy w Dallas? - pytam w końcu. Tego tematu też nie mogę odwlekać zbyt długo.
- Rozmawiałam dzisiaj z Brianem, nie wiele się zmieniło. Ojciec wciąż kręci się w pobliżu i dzwoni do firmy, strasząc Briana jakimiś bzdurami. Szukamy na niego sposobu.
- Czego on chce? - Patrzę na mamę ze strachem w oczach.
- Nie mam pojęcia skarbie, ale czuję, że niedługo się dowiemy. Wszystko będzie dobrze - zapewnia mnie i kończy tym samym rozmowę.
Następnego dnia kończę pracę o równej siedemnastej. Gdy jadę do domu, dostaję smsa od Justina, że nie może się doczekać naszego spotkania. Umówiłam się z nim na osiemnastą u niego w domu. Ma duży ogród, a pogoda jest ładna, więc Gracie będzie mogła się tam swobodnie pobawić i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Dzisiejszy dzień w pracy był dosyć męczący. Miałam dużo zadań, a w dodatku musiałam potowarzyszyć Chrisowi podczas jednego ze spotkań biznesowych, co poważnie mnie zestresowało.
W domu jestem kilkanaście minut po siedemnastej. Nie mam zbyt wiele czasu, więc biegnę do swojej sypialni i wyciągam ciuchy na przebranie. Decyduję się na czarne dopasowane spodnie z wysokim stanem, białą, krótką koszulkę na ramionach oraz ciepły, miękki, błękitny kardigan. Włosy wiążę w niedbałego koczka, zakładam na szyję łańcuszki i schodzę na dół.
- Jesteście gotowe? - pytam, gdy podchodzę do mamy i Gracie siedzących na kanapie.
- Faith, musimy porozmawiać - oznajmia sucho.
- Co się stało? - Siadam obok niej i marszczę brwi.
- Wiem już, czego chce twój ojciec.
- Słucham? - Czuję jak serce mi staje.
- Zadzwonił dzisiaj rano do Briana z tym żądaniem - mówi nerwowo.
- Z jakim żądaniem, mamo! O co chodzi?
- Chce się spotkać z tobą - odpowiada i patrzy na mnie nieobecnym spojrzeniem.
O kurwa. Błagam, wszystko, tylko nie to. Nie widziałam go od kilkunastu lat i prawdę mówiąc w ogóle nie chcę tego zmieniać.
- Kiedy? - wyrzucam z siebie, patrząc na okno przede mną.
- Najlepiej jak najszybciej.
Mrugam kilkakrotnie i zupełnie nie wiem odpowiedzieć. Po co on chce mnie widzieć?
- Wiem kochanie, że to dla ciebie ogromny szok i dlatego nie musisz tego robić. Załatwimy to inaczej.
- Nie - rzucam nagle. - Zrobię to - mówię, czując narastającą w sobie odwagę.
- Co? - Mama marszczy brwi.
- Słyszałaś. Polecę do Dallas. Widocznie to musi być coś ważnego, skoro on chce się ze mną spotkać. - Nie mam zielonego pojęcia skąd nagle wzięła mi się ta odwaga, ale chyba działam w lekkim amoku. Możliwe, że będę tego potem żałować.
- Jesteś pewna? - pyta mama, łapiąc mnie za rękę.
- Nie wiem - odpowiadam i wstaje z kanapy. - Chodź, nie chcę się spóźnić - rzucam i zmierzam do przedpokoju, gdzie zakładam na nogi niskie, białe conversy.
Podjeżdżamy pod posiadłość Justina kilka minut po osiemnastej. Parkuję na wolnym miejscu i wysiadam z samochodu, zmierzając do bagażnika, by wyciągnąć z niego torbę Gracie. Gdy mama do mnie dołącza z siostrą na ramieniu, idziemy do drzwi, które otwierają się, gdy tylko stajemy na schodku.
- Witam, miłe panie. - Uśmiecha się szeroko Justin, stając w progu. - Zapraszam do środka. - Gestem zaprasza nas do domu i zamyka za nami drzwi.
- Pani Wihford, miło mi panią poznać. - Justin wita się z moją mamą, gdy ta przekazuje mi wcześniej Gracie. - Już wiem po kim Faith odziedziczyła urodę. - Mruga do niej, a ja przewracam oczami. Nie wierzę, że to powiedział.
- Mnie również jest miło, Justin - śmieje się mama. - I dziękuję za komplement.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiecha się, po czym podchodzi do mnie i najpierw daje mi szybkiego buziaka, a potem zwraca się do Gracie. - Cześć maluchu, jestem Justin. - Łapie jej małą rączkę i lekko ją potrząsa. Gracie przygląda mu się w skupieniu i zafascynowaniu, po czym ku zaskoczeniu nas wszystkich zaczyna się śmiać i wyciąga rączki do Justina.
- Mogę? - pyta zaskoczony.
- Jasne. - Uśmiecham się i ostrożnie podaję mu siostrę. Justin i dzieci, o rany, to dopiero cudowny widok.
- Chodź, malutka. W ogrodzie czeka na ciebie masa zabawek - mówi Justin, skupiając się na Gracie, a potem całuje ją w policzek.
Posyłamy sobie z mamą znaczące spojrzenie, a potem podążamy za Justinem w stronę drzwi tarasowych. Jestem pod wrażeniem tego, co przygotował i wcale nie żartował z tymi zabawkami. Na dużym kocu leżą kolorowe misie, grzechotki i inne pierdółki, które małe dzieci wręcz kochają.
- Skąd ty tyle tego masz? - pytam zaskoczona.
- Jazzy i Jaxon często coś u mnie zostawiają, kiedy tu przyjeżdżają. Nazbierało się tego trochę - wyjaśnia i siada z moją siostrą na kocu, uśmiechając się do niej i sadzając ją sobie między nogami. Gracie od razu łapie zieloną maskotkę i piszczy wesoło, oglądając ją w rączkach. Cała nasza trójka wybucha śmiechem i obserwuje poczynania małej.
- Częstujcie się - mówi po chwili Justin, odrywając swoją uwagę od Gracie i wskazując na koszyk obok nas. Otwieram go i znajduję w nim różnego rodzaju owoce oraz dzbanek lemoniady. Zaczynam chichotać, gdy uświadamiam sobie, jak bardzo Justin się stara.
Nalewam nam po szklance napoju i wręczam ją każdemu. Gdy Gracie widzi, że coś pijemy, zaczyna się upominać, że ona też chce. Mama wyciąga z torby jej butelkę i chce podać ją siostrze, ale Justin ją wyręcza.
- Ja to zrobię. - Uśmiecha się i wręcza kubeczek Gracie, która gaworzy coś sama do siebie, a potem zaczyna pić.
Justin zaczyna rozmawiać z moją mamą, pytając ją o podstawowe rzeczy. Widzę, że oboje są rozluźnieni i chyba przypadli sobie do gustu, więc kamień spada mi z serca. Chcę się dobrze bawić, ale cały czas dręczy mnie myśl o tym, że ojciec chce się ze mną spotkać. Nie rozumiem dlaczego chce to zrobić i jak zniosę tę konfrontację. Ale jeśli to ma jakoś pomóc, zrobię to, choćbym miała to przepłacić swoim zdrowiem psychicznym.
Przepraszam mamę i Justina na moment, ponieważ muszę skorzystać z toalety. Szybko załatwiam potrzebę i wracam niedługo potem do ogrodu, jednak nie podchodzę do nich. Przystaję w patio i opieram się o framugę. To wspaniałe, oglądać jak Justin tak świetnie opiekuje się Gracie i dogaduje się z mamą. Co jakiś czas oboje się z czegoś śmieją lub skupiają na mojej siostrzyczce. To niesamowite, że ten mężczyzna zaledwie kilka tygodni temu był dla mnie jedynie kimś w rodzaju szefa, a dziś jest człowiekiem, który z dnia na dzień liczy się dla mnie coraz bardziej. Martwię się, że on nie czuje tego samego, ale postanawiam na razie nie zaprzątać sobie tym głowy. Na to też przyjdzie pora. Na razie wiem, że muszę porozmawiać z nim na temat mojego wyjazdu i że chcę powiedzieć mu prawdę o moim ojcu. Wzięłam sobie do serca wczorajsze słowa mamy.
Siadam w wiklinowym fotelu i podciągam pod siebie nogi, cały czas obserwując całą trójkę, która doskonale czuje się w swoim towarzystwie. Po jakimś czasie Justin mnie dostrzega i posyła pytające spojrzenie. Odpowiadam mu wzruszeniem ramionami i lekkim uśmiechem. Przygląda mi się przez chwilę, a potem wstaje z koca i zmierza w moim kierunku. Mama postanowiła wziąć Gracie nad basen i zamoczyć w nim jej stópki, co skutkuje jej wesołym piskiem.
- Co jest? - pyta Justin, siadając naprzeciwko mnie.
- Nic, po prostu na was patrzę - odpowiadam spokojnie.
- Lubię je - odwraca głowę w stronę dziewczyn, gdy wymawia te słowa.
- One ciebie też. Chociaż mogę pokusić się o stwierdzenie, że Gracie cię kocha - śmieję się cicho i przechylam głowę.
- Hm, to całkiem przyjemny fakt - odpowiada, wracając spojrzeniem do mnie. - Co się stało? Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Biorę głęboki oddech i wciągam na chwile wargi.
- Muszę polecieć do Dallas - mówię w końcu.
- Och. - Justin marszczy brwi. - Kiedy i po co?
- Najlepiej jak najszybciej. Mój ojciec, chce się ze mną spotkać - odpowiadam, starając się zachować spokój. Muszę mu tyle powiedzieć...
- To chyba dobrze - stwierdza po chwili. - Może w końcu wyjaśnicie sobie wszystko i wasze stosunki nie będą już takie skomplikowane.
- Justin, on bił moją mamę odkąd pamiętam - mówię wprost, zamykając oczy.
- O kurwa - mamrocze pod nosem, przeczesując włosy palcami. - A ty? Ciebie też bił?
- Zrobił to raz i wylądowałam w szpitalu. Byłam dzieckiem, miałam może cztery lata - mówię drżącym głosem i czuję jak cała ta fala wspomnień spada na mnie zbyt boleśnie.
- Chryste, Faith - szepcze Justin i łapie mnie za rękę. Podnoszę głowę i spotkam się z jego zaszokowanym spojrzeniem. - Tak mi przykro...
- To było dawno, jakoś sobie z tym poradziłam - rzucam cicho i spoglądam na nasze dłonie, ale po chwili szybko podnoszę głowę. - Proszę, nie chcę żebyś traktował mnie przez to jakoś inaczej - mówię z determinacją. - Każdy ma historię, która nie zawsze jest pozytywna. Nie oczekuję litości, po prostu uznałam, że powinieneś znać prawdę. - Omijam jednak część z atakami. I tak powiedziałam mu już naprawdę dużo. Mam nadzieję, że nigdy nie pozna Faith, którą ogarnęła ciemność. Wtedy uzna mnie za kompletną wariatkę i już na pewno nie będzie chciał się ze mną jakkolwiek wiązać.
Justin patrzy na mnie w milczeniu, po czym pociąga mnie za rękę i sadza na swoich kolanach, obejmując bezpiecznie.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Doceniam to, musiało cię to dużo kosztować. Ale jestem z ciebie dumny, że sobie z tym poradziłaś, słodka Faith - mruczy i całuje mnie w policzek. - Jesteś niesamowicie silną młodą dziewczyną- stwierdza.
Wyginam usta w cierpkim uśmiechu i nie komentuję jego słów. Wcale nie jestem silna, ja tylko sprawiam wrażenie takiej. Justin poznał dopiero namiastkę mojej historii, a jeszcze tyle przed nim. Jednak obawiam się, że kolejne otworzenie się przed nim nie przyjdzie mi tak łatwo. Te kolejne fakty z mojego życia są brutalniejsze i obrzydliwe. Nie, tego nigdy mu nie zdradzę.
- Obiecaj mi jedno - odzywa się po chwili.
- Hm? - Gryzę górną wargę i unoszę brwi.
- Kiedy już tam będziesz, bądź ostrożna. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego. - Widzę w jego oczach szczerość i troskę, co sprawia, że czuję się nieco lepiej.
- Będę tam z Brianem, on się o mnie zatroszczy - odpowiadam, gładząc jego policzek.
- Wolałbym sam to zrobić - mamrocze, lekko się krzywiąc.
- Brian przez kilkanaście lat doskonale sobie z tym radził. Poza tym i tak muszę sama zmierzyć się z moim ojcem i tymi cholernymi wspomnieniami. - Uśmiecham się blado i całuję Justina w sam środek ust. - Dziękuję, że mnie wysłuchałeś i zrozumiałeś - szepczę i obejmuję jego szyję, chowając się w jego ramionach przed całym złem tego świata. A przynajmniej takie mam wrażenie.
W środę, na kilka minut przed wyjściem z pracy poszłam do gabinetu Chrisa i poprosiłam go o wolny piątek. Na początku oburzył się trochę, ale wyjaśniłam mu całą sytuację na tyle na ile mogłam i od razu wyraził zgodę. Może ostatnimi czasy zachowuje się nieco dziwnie, ale teraz wykazał się dobrym sercem. Poza tym zna mnie i moją rodzinę od lat, więc myślę, że zrozumienie tego wszystkiego przyszło mu łatwo.
Gdy tylko dostałam ten dzień wolnego od razu zarezerwowałam najbliższy lot do Dallas i pojechałam pakować się do domu. Nie miałam pojęcia na ile tam jadę, więc wzięłam tylko troche najpotrzebniejszych ciuchów. Brain już wie, że przylatuję i nie ukrywał swojego zmartwienia, ale przekonałam go, że tak będzie lepiej.
Mama, Angie i Ian milion razy pytali mnie czy aby na pewno jestem przekonana co do wyjazdu, a ja musiałam im powtarzać, że jestem. Chociaż z chwili na chwilę zaczynałam wątpić coraz bardziej. Justin też dzwonił i pisał kilka razy dziennie, przeprowadzając ze mną długie, trochę zbyt filozoficzne rozmowy.
Teraz stoję na lotnisku w Dallas i czekam aż nadjedzie moja walizka. Gdy tylko postawiłam stopy na tej ziemi poczułam, że cała ta odwaga, którą miałam w Los Angeles mnie opuściła. Zaczynam się bać tego co ma nadejść, chyba jednak nie jestem na to gotowa. Zamykam oczy i naciągam w dół jasno seledynową bluzę, którą mam na sobie. Oprócz tego założyłam na siebie czarne legginsy oraz botki w tym samym kolorze. W końcu nadjeżdża mój plecak oraz walizka, więc ściągam je z taśmy i zmierzam w kierunku głównego wyjścia.
Idę szerokim korytarzem, mijając ludzi, którzy wyglądają na bardzo zaaferowanych. To nic dziwnego, w końcu to miejsce trochę tego wymaga. Podnoszę wzrok i widzę stojącą w drzwiach znajomą mi postać. Uśmiecham się szeroko i przyspieszam kroku.
- Tak bardzo tęskniłam - mruczę, gdy wtulam się w jedne z moich najukochańszych ramion.
- Ja za tobą też - słyszę w odpowiedzi, ale wkrótce przerywają to krzyki i poniesione głosy.
Odsuwam się i patrzę na ludzi, stojących z aparatami wcale nie tak daleko od nas.
- Co do cholery? - Rzuca Brian.
- To powoli staje się moją codziennością. Chodź - wzdycham i łapię silne ramię taty.
- Jak mam się zachowywać? - pyta trochę oszołomiony.
- Normalnie, ignoruj ich - mówię i zakładam okulary przeciwsłoneczne na nos. Co za koszmar, jeszcze paparazzi mi tu brakowało. Nie mam pojęcia skąd wiedzieli, że mam zamiar pojawić się w Dallas.
Kilkanaście minut później zostawiamy za sobą cały ten zgiełk i jedziemy do domu. Samochód prowadzi Gary, a tata siedzi obok mnie.
- Zmęczona? - pyta.
- Bardzo - odpowiadam, tłumiąc ziewnięcie. - Marzy mi się wygodne łóżko, ostatnio nie sypiam dobrze. Poza tym jestem po pracy, a musiałam trochę nadrobić za jutro.
- Rozumiem. - Kiwa głową.
- Jakieś wieści od ojca? - pytam, nieukrywający swojego rozgoryczenia.
- Chce się spotkać jutro o trzynastej w tej kawiarni koło parku - mówi nerwowo Brian.
- Och, okej - rzucam i zamykam oczy, ponieważ ogarnia mnie przerażenie. Boże, nie. Po co ja się godziłam na przyjazd tutaj? Jestem taka głupia.
Dojeżdżamy na miejsce kilka minut po północy. Praktycznie od razu idę do swojej dawnej sypialni, która w ogóle się nie zmieniła i kładę się do ciepłego łóżka. Cały czas widziałam w oczach taty troskę i jednoczesny strach. Jemu również nie jest łatwo wystawiać mnie na to spotkanie. Martwi się o mnie, a to powoduje łzy w moich oczach. Po jakimś czasie zasypiam wylewając łzy bezsilności oraz strachu i śnię o tym koszmarnym dniu, kiedy mój prawdziwy ojciec zmienił się w potwora.
Budzę się zalana potem i z walącym sercem. Przełykam głośno ślinę i siadam na łóżku, zerkając na zegarek, który wskazuje na pięć po dziesiątej. Słońce tego dnia postanowiło w ogóle nie wychodzić zza chmur, dzięki czemu mój humor od rana jest koszmarny. Czuję uścisk w żołądku i z trudem spokojnie oddycham, bo wiem, że za kilka godzin go zobaczę. Człowieka, który przyczynił się do mojego załamania, który zniszczył naszą rodzinę, który znęcał się nad moją mamą przez długie, długie lata. Panicznie boję się tego spotkania, ale wiem, że muszę stawić temu czoła. Nie ma już odwrotu.
Idę do łazienki i biorę tam prysznic, który miał mi przynieść trochę ukojenia, jednak nie dał mi niczego. Bardzo mechanicznie wycieram ciało i suszę włosy, a później wracam do pokoju, gdzie się ubieram. Zakładam na siebie czarne spodnie oraz koszulkę w tym samym kolorze, a na ramiona wrzucam beżowe ponczo z czarnymi paskami. Prostuję o tyle o ile włosy i daruję sobie makijaż. Nie mam dziś na to siły. Schodzę na dół, gdzie zastaję tatę.
- Dzień dobry - wita mnie i uśmiecha się ciepło.
- Cześć, tato. - Podchodzę do niego i całuję w policzek.
- W lodówce masz kanapki - rzuca i wlepia wzrok w jakieś papiery przed nim.
- Nie jestem głodna - dukam i nalewam sobie kawy do kubka.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić - pyta po chwili, gdy siadam obok niego.
- Nie, ale wiem, że muszę - wzdycham i staram się powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Skarbie - zaczyna tata. - Nie pozwolę by stała ci się krzywda, rozumiesz? Gary będzie tam na ciebie czekał, więc w razie czego będzie na posterunku. - Łapie mnie za dłoń i ściska ją pokrzepiająco. Och tato, jak dobrze, że cie mam.
- Chciałabym wcześniej pojechać do Todda - mówię cicho, biorąc łyk życiodajnej kawy.
- W porządku, Gary cię zawiezie.
- Dziękuję - uśmiecham się blado i skupiam się na wypiciu ciepłej kawy. Nic innego nie jestem w stanie w siebie wcisnąć.
Gary czeka na mnie w samochodzie, gdy ja podążam na cmentarz, idąc na grób mojego brata. Im bliżej godziny spotkania tym słabsza się czuję, mam nadzieję, że odwiedziny u Todda mi pomogą. Jestem przerażona i mam wrażenie, jakby ta sama ciemność pojawiała się gdzieś w zakamarkach mojej psychiki. Nie, proszę. Nie teraz.
Staję przed nagrobkiem Todda i przyglądam się jego zdjęciu, które na nim jest. Uśmiecha się i jest szczęśliwy, takiego właśnie go zapamiętałam. Na początek zaczynam trochę sprzątać płytę, wyrzucając stare kwiaty i suche płatki. Później zaczynam się w duchu modlić, czując jak z każdym moim kolejnym słowem dziura w miom sercu się powiększa. Podnoszę oczy w górę i wtedy ogarnia mnie istna rozpacz. Potrzebuję Todda, dlaczego go tu teraz nie ma? Dlaczego?!
- Proszę, pomóż mi - szepczę, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy. - Nie byłam na to gotowa, nie wiem co robić. Błagam, pomóż, znów do tego wracam. - Padam na kolana i zaczynam szlochać, zapominając o wszystkim dookoła. Potrzebuje go teraz bardziej niż powietrza.
Nie mam pojęcia ile tak klęczę i opieram się o jego nagrobek, ale w końcu budzą mnie krople deszczu i zmuszają do tego, bym wstała. Czuję się koszmarnie i pewnie jeszcze gorzej wyglądam, ale mam to gdzieś. Uleciało ze mnie całe powietrze i bardziej przypominam widmo, niż zdrową dziewczynę. Patrzę na zegarek - za dwadzieścia pierwsza. Godzina spotkania się bliża. Kiedy uświadamiam sobie, że zostało mi tak naprawdę dwadzieścia minut, kolana się pode mną uginają. To koniec, nie podołam temu. A nawet jeśli, zapłacę za to ogromną cenę. Panie, dlaczego mnie opuszczasz w takiej chwili? Błagam, daj mi choć trochę siły.
Niespiesznie wracam do samochodu, gdzie czeka Gary. Widzi moje odbicie w lusterku, ale nie mówi ani słowa. Wie, że przechodzę gehennę. Wbijam wzrok w szary widok za oknem i czuję otępienie, które skutecznie odbiera mi zdolność pozytywnego myślenia.
- Jesteśmy, panno Wihford - oznajmia po jakimś czasie Gary, zatrzymując się pod kawiarenką.
Mrugam kilkakrotnie i potrząsam głowę, chcąc wyjść z tego okropnego transu.
- Wszystko będzie dobrze, jestem w pobliżu. Musi być pani silna - mówi kierowca i posyła mi spojrzenie pełne troski i wiary.
Uśmiecham się blado i kiwam głową, po czym wychodzę niechętnie z samochodu, gdy Gary otwiera dla mnie drzwi. Mój wzrok od razu pada na człowieka z aparatem, który stoi kilkadziesiąt metrów dalej i celuje we mnie obiektywem. Błagam, nie. Nie teraz, do jasnej cholery.
- Gary - zaczynam ochryple.
- Tak?
- Tam dalej stoją ludzie, którzy chcą zrobić mi zdjęcia. Proszę, zrób coś z nimi - błagam go słabo i nie czekając na jego reakcję idę do budynku. W środku wita mnie uprzejmym uśmiechem młoda blondynka i pokazuje wolny stolik w przytulnym rogu. Jest idealny. Siadam przy nim i nerwowo zerkam na zegarek. Powinien pojawić się lada chwila. Zamawiam herbatę, ponieważ czuję przeraźliwe zimno i staram się zablokować ciemność, która chce mnie teraz pochłonąć. Niech to już się skończy. Wbijam wzrok w splecione palce i wtedy słyszę tak bardzo boleśnie znajomy głos.
- Witaj, córeczko. Trochę się nie widzieliśmy.
Przepraszam za opóźnienie. Mam nadzieję, że wam się podoba.
Chciałam wam podziękować, za kosmiczną ilość wyświetleń każdego dnia! Jesteście najlepsi!
Kocham Was,
V.
najlepszy rozdział
OdpowiedzUsuńciekawe co ojciec Faith chce od niej, świetny rozdział, masz talent
OdpowiedzUsuńjustin zrobił jej malinkę omg kdksdjdsjskd
OdpowiedzUsuńświetne, justin i gracie są cholernie słodcy, aw! już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńcieszę się że faith powiedziała justinowi że ojciec ją bił :( najlepszy moment to ten kiedy faith powiedziała że zakochała się w justinie
OdpowiedzUsuńjessica jest super, od razu ją polubiłam:) rozdział zajebisty jak zawsze, chcę już wiedzieć co to za ataki, mam nadzieję że się wkrótce dowiemy!:) czekam na nn / @hadidofgomez
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz :) kocham tego blog! Świetny rodzial tyle akcji
OdpowiedzUsuńO maaaatko, w takim momencie urwałaś?!:((( I co? Mam tak normalnie sobie nie wiedzieć i czekać na next?:( Impossible! Czekam...
OdpowiedzUsuńMatko, znów kurewsko długo rozdział. Skąd ty czerpiesz na nie pomysły i w ogóle? Naprawdę cholernie cię podziwiam za to dziewczyno.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Faith podzieliła się z Justinem częścią swojej historii. Podejrzewam, że po spotkaniu z ojcem będzie potrzebowała jego wsparcia i bardzo dobrze, że on o tym wie.
To jak Justin zajmował się siostra Faith i to spotkanie z jej mamą było cholernie słodkie. Widać było, że mu na tym zależy. Tak w ogóle to zrobił jej malinkę! Ten moment i ten w samochodzie były chyba moimi ulubionymi z rozdziału jak nie z całego ff. Uwielbiam ich razem.
Jestem ciekawa co ojciec Faith chce od niej. Nagle sobie tak o niej przypomniał? Ciekawe. Niestety żeby się tego dowiedzieć muszę czekać do kolejnego rozdziału.
Życzę weny i czekam z niecierpliwością :)
coś mi sie wydaję że ojciec chcę od niej kasę albo narkotyki
OdpowiedzUsuńWow,niech oni powiedzą sobie co do siebie czują! Już od dawna to wiadomo no jestem ciekawa co on od niej chcę
OdpowiedzUsuńmoment w samochodzie >>>>
OdpowiedzUsuńniech faith powie justinowi co do niego czuje, chce już żeby byli oficjalnie parą
OdpowiedzUsuńJeju czego on od niej chce :/?! Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńnajlepsze ff na calutkim świecie<3
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że na takim momencie skończysz, po prostu wiedziałam! Jak ja tego nienawidzę ugh... i teraz muszę czekać AŻ do następnej niedzieli, za co ty nas tak każesz? haha :) No może, wytrzymam, ale zobaczymy, eh ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Wiele się w nim dowiadujemy. Cieszę się, że Justin dowiedział się czegoś tam o przeszłości Faith. Jestem ciekawa co jeszcze kryje mała, słodka Faith (awh, kocham to!)
I jestem strasznie ciekawa co wydarzy się na tym spotkaniu między jej ojcem a nią, bo na pewno coś ważnego. Już się nie mogę doczekać! :) xx /@bizzlessmile
Boże...boje się o Faith.Co ojciec od niej chce?Swoją drogą to urocze jak Justin świetnie dogaduje się z mamą i siostrą Faith.
OdpowiedzUsuńta końcówka, jezu chyba nie wytrzymam do niedzieli
OdpowiedzUsuńOMG !!! W takim momenciee? Chyba mialabym focha ale nie dam rady sie na cb zloscic bo to opowiadanie jest swietne :)
OdpowiedzUsuńo kurde, chcę już wiedzieć co ten ojciec od niej chcę
OdpowiedzUsuńOhhh co sue dalej stanie? Mam nadzieje, ze nie bd zadnegi skandalu. :/ ciesze sis, ze Justin polibil sie z Grace i jej mama <3
OdpowiedzUsuńczekam na nn
X.O.X.O
PS. Your forever.
fajne jest to że dodajesz zdjęcia jak bohaterowie wyglądają + zajebisty rozdział
OdpowiedzUsuńJa ja ja o.o
OdpowiedzUsuńWOW
kocham to opowiadanie
Genialne
Nie mogę się doczekać co będzie dalej
Buziaki
Mela:*
Dopiero komentuję, choć rozdział czytam już jakoś od wtorku, haha :) To dlatego, że piszesz rozdziały bardzo długie (co jest oczywiści na plus!), a także dlatego, iż zwyczajnie nienawidzę wszelkich elektronicznych książek, opisów, itp., po jakichś 5-10 minutach czytania kompletnie tracę koncentrację.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, podoba mi się! Dobrze, że pojawiają się jakieś kłopoty - tym razem w postaci ojca Faith, gdyż inaczej byłoby nudnie i przesłodzenie. Już nawet domyślam się czego może on chcieć, ale zatrzymam to w tajemnicy i przekonam się w kolejnej części :)
Zwróciłam też uwagę na to, że wkradają się drobne błędy, głównie gramatyczne czy stylistyczne (tak samo jak w poprzednim rozdziale, a właściwie jego częściach). Nie rzucają się one bardzo w oczy, a jednak takie szczegóły przykuwają mogą uwagę. Absolutnie nie piszę tego w celu bycia jakąś niemiłą czy krytyczną, ale z tego co zdążyłam zauważyć dążysz do wyznaczonego celu i starasz się pisać co raz lepiej i lepiej. Polecam Ci, abyś zawsze przed dodaniem nowego wpisu przeczytała go dokładnie i wprowadziła wszelkie niezbędne poprawki, choć wiem z własnego doświadczenia, że nie zawsze się chce, a szczególnie przy takich długich rozdziałach jak Twoje :)
Odnośnie nowego szablonu - tamten podobał mi się bardziej, ale ten też prezentuje się całkiem nieźle. Po prostu trochę zaskoczyła mnie wizja blond Justina tutaj, a także uważam, że bordowe tło pod komentarzami znacznie utrudnia ich czytanie. Ale całokształt nie wygląda źle, wydaję mi się, że to jedynie kwestia przyzwyczajenia.
Jak zwykle pozdrawiam, chwalę (za dobry rozdział), a także "z niecierpliwością czekam na następny"!
Buzi! :)
Ach, czekałam na Twój komentarz! :) Doceniam każde Twoje słowo i fajnie jest mieć kogoś, kto zauważa moje potknięcia i potrafi mi je przedstawić :) Wiem, że popełniam błędy gramatyczne oraz stylistyczne, staram się nad tym pracować, ale jak wiesz, jeszcze długa droga przede mną :) Czasem jest tak, że nie mam już sił tego sprawdzać i po prostu to dodaję, ale potem pojawiasz się Ty i robi mi się głupio. Cóż, podsumowując nadal będę na tyle na ile mogę wychwytywać te błędy.
UsuńCo do szablonu - rozumiem, kilka osób też wyraziło podobne zdanie. Jeśli chodzi o wersję blond Justina to proszę, kompletnie się tym nie sugeruj, bo to nie ma nic do rzeczy. Po prostu w pierwotnym nagłówku zdjęcie Justina było za stare i na szybko wybrałam to, które przedstawia go w takim, a nie innym wydaniu. Jeśli chodzi o tło, to też trochę mnie to denerwuje, ale postanowiłam juz więcej autorce szablonu nie marudzić, bo i tak dużo zniosła moich narzekań itp. Musicie się przyzwyczaić na jakiś czas, później pewnie zmienię szablon na nowy :)
Bardzo się cieszę z tego, że napisałaś mi tu swoje przemyślenia i mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będę przynosić sobie mniej wstydu ;)
Dziękuję za wszystko!
Mam pytanie: czy Faith jest dziewicą ? Nie przypominam sobie czy o tym wspomniałaś aczkolwiek może po prostu nie pamiętam lub czytając nie wzięłam pod uwagę. Jeżeli jednak jeszcze nic o tym nie pisałaś, proszę Cię nie zrób z niej dziewicy. Nie przepadam za głównymi bohaterkami, z których autorki robią cnotki lub jakieś natural-beauty (oczywiście u ciebie się z tym narazie nie spotkałam za co Ci dziękuję!). Sądzę że jest to zbyt oklepane lub po prostu mało prawdopodobne w tych czasach (ze względu na jej wiek ).
UsuńPS. Jesli ustaliłaś już wcześniej że Faith nią jest, nie zmieniaj tego, ponieważ nawet jeśli będzie mnie to troszkę denerwować to to Twoje, a nie moje opowiadanie i muszę zaakceptować Twoją wersję. Z góry dziękuje za przeczytanie tego komentarza i czekam na odpowiedź! (bo pomimo tego że tak strasznie rozpisałam się na ten temat wciąż jej nie znam). xx ;*
Cóż, muszę cię rozczarować - założyłam, że Faith jest dziewicą. Aczkolwiek w żadnym wypadku nie zamierzam robić z niej cnotki, nie lubię kiedy bohaterka jest niczym Maryja Dziewica ;) Więc pomimo tego, że nie jesteś zwolenniczką mojego pomysłu, mam nadzieję, że w ich pierwszym razie Cię nie zawiodę, bo mam już na to pewien pomysł :) Tak czy inaczej, jestem Ci bardzo wdzięczna za wszystkie Twoje słowa, bardzo mnie mobilizują do pracy! Dziękuję! x
UsuńJestem pewna że spodoba mi się to co wymyśliłaś i czekam na to z niecierpliwością! :) I naprawdę podziwiam Cię za opanowanie, bo ja prawdopodobnie nie potrafiłabym z taką spokojnością opowiadać na 'widzi mi się' czytelniczek takich jak ja. PS. Ja również dziękuje za odpowiedź i oczywiście już nie mogę się doczekać tego co zaplanowałaś! ❤
UsuńA i bardzo Ci dziękuję za dodawanie linków z outfit'ami Faith! Proszę nie przestawaj tego robić bo to bardzo ułatwia wyobrażenie sobie głównej bohaterki ;*
OdpowiedzUsuńZa to mi nie dziękuj, to sama przyjemność :) Będę to robić do końca tego opowiadania :) :*
UsuńO jej, mega❤
OdpowiedzUsuńCzytam ff już od jakiś trzech lat. Czytam wszystko, zarówno pod względem treści i sposobu pisania. Wiem, że każda praca powinna być doceniana. Co jakiś czas znajduje się coś takiego jak twój blog. I mogę szczerze przyznać, że to właśnie na twoje notatki czekam cały tydzień. Uwielbiam to, że dodajesz regularnie rozdziały, nie ze względu na ilość komentarzy. To w jaki sposób opisujesz emocje, że zmieniają się perspektywy. Rozdziały są długie i jest w nich wiele akcji. No i bohaterowie to moi idole. Nie mogłam trafić lepiej. Czekam :)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? Jeszcze dzisiaj czy już w niedzielę? Bardzo proszę odpowiedz! :)
OdpowiedzUsuńDlaczego nie dodałaś rozdziału w weekend i ciągle nie dodajesz ? 💜 Czy cos sie stało ? To do Ciebie nie podobne dlatego zaczynam sie martwić :( Proszę odpisz xx
OdpowiedzUsuńMisie, ja też mam życie prywatne oraz szkołe, nie zawsze dam radę dodać terminowo rozdzialu :) nie chcialam nic dodawac, bo nowy rozdzial nie jest jeszcze dokonczony i taki jaki powinien byc. Cierpliwosci, juz niebawem ;)
UsuńKieeeeedy nowy?:<
OdpowiedzUsuńJutro :)
UsuńHej mam takie pytanie, czy przestałaś informować o nowych rozdziałach czy może mnie wykreśliłaś z listy? Bo nie miałam żadnej informacji i wchodzę i patrzę a tu nowy rozdział i się zdziwiłam.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co wydarzy się na tym spotkaniu, ciekawi mnie też to skąd paparazzi wiedzieli, że Faith tam leci? Czekam na kolejny i fajnie, że dodajesz te linki ze zdjęciami :)
@asielolo
Nie, nie przestałam i nie wykreśliłam cię z listy :) może po prostu przeoczyłam cię, kiedy informowałam :) przepraszam!
Usuńidealny :)) nie mogę się doczekać następnego. Pisz dziewczyno <3
OdpowiedzUsuń