"Grand Piano"
Do biura przychodzę na kilka minut przed dziewiątą. Wciąż jestem trochę rozjuszona wcześniejszym spotkaniem z Camile, ale muszę to od siebie odsunąć. Teraz mam na głowie ważniejsze sprawy niż jakaś dziewczyna panosząca się po domu Justina. Później się tym zajmę. Muszę się skupić na szukaniu informacji na temat człowieka, którego potrzebuje mój ojciec i jak najszybciej załatwić to, co muszę. Wciąż jednak zastanawiam się nad jakimś innym, lepszym wyjściem. Nie wiem czy jestem w stanie poświęcić dobro firmy Chrisa aż tak. Chociaż z drugiej strony, moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. Czuję się jakby przejechał mnie czołg, a to przecież dopiero początek.
- Jak tam pobyt w Dallas? - wita mnie Jessica, gdy przychodzę odebrać kartę.
- Nie najgorzej - kłamię i uśmiecham się przelotnie. - A co tu się działo?
- Nic specjalnego, ta sama monotonia od kilku lat - wzdycha Jess, przewracając oczami i wręczając mi kartę.
- Dzięki. Lecę, zanim szef się wkurzy. - Mrugam do niej i jak najszybciej odchodzę od recepcji, chcąc uniknąć jej dalszego wypytywania. Nie mam dziś na to siły.
W tej części biura, w której pracuję kręci się już kilka osób, w tym Caren, która obdarza mnie promiennym uśmiechem, ale nie podchodzi bliżej. Dziękuję jej za to w myślach, a gdy podchodzę do swojego biurka i zauważam stos papierów czekających na mnie czuję ogromną radość. To pozwoli mi oderwać myśli od tego wszystkiego co się u mnie dzieje i skupić się na pracy. Jednak zanim mam siadam na krześle, słyszę za sobą ciche chrząknięcie. Odwracam się i moim oczom ukazuje się Chris, który uśmiecha się do mnie przyjacielsko. Nieświadomie lustruję go wzrokiem i natychmiast tego żałuję, ponieważ czuję jak cała się rumienię, kiedy uświadamiam sobie, jak doskonale wygląda w szarym garniturze.
- Mogę cię na chwilę do siebie prosić? - pyta i przechyla lekko głowę w bok.
- Oczywiście. - Kiwam lekko głową i podążam za nim, kiedy rusza w stronę swojego gabinetu.
W pomieszczeniu jest bardzo czysto, ale jednocześnie przyjemnie. Dookoła roznosi się przyjemny zapach, a widok za oknem zapiera mi dech w piersiach za każdym razem ilekroć tu wchodzę. Chris siada za biurkiem i pokazuje wzrokiem, bym ja również siadła po drugiej stronie.
- Jak udał się wyjazd? - W jego głosie słyszę ciepło, jak za starych dobrych czasów. Teraz to nie jest Chris Prezes, ale Chris Przyjaciel, za którym tęskniłam.
- Dałam radę - odpowiadam dyplomatycznie, chociaż mam wrażenie, jakby Chris nie do końca tego oczekiwał.
- Na pewno?
- Tak, Chris. Na pewno. Dziękuję za troskę. To nie było coś, z czym mogłabym sobie nie poradzić. - Kolejne kłamstwo.
- Posłuchaj, Faith - zaczyna, po czym przenosi ręce na blat i pochyla się w moją stronę z troską wymalowaną na twarzy. - Może czasami zachowuję się tutaj jak sztywniak, ale tego wymaga sytuacja...
- Spokojnie, ja to rozumiem - wtrącam i uśmiecham się krzywo.
- Cieszę się, ale daj mi skończyć. - Mruga i oblizuje wargi, skupiając na mnie całą swoją uwagę. Nie jestem pewna, czy mi się to podoba. - Widzę, że od jakiegoś czasu jesteś na świeczniku i po prostu się o ciebie martwię. Nie wiem jak sobie z tym radzisz i czy w ogóle to robisz, ale pamiętam jak źle było, kiedy mieszkałem jeszcze w Dallas. - Gdy to słyszę, czuję bolesne szarpnięcie w żołądku, ale wciąż milczę. - Cieszę się, że znalazłaś sobie kogoś i mam nadzieje, że jesteś z nim szczęśliwa. To jednak nie zmienia faktu, że nadal jesteś dla mnie ważna, pomimo, że rozstaliśmy się te kilka lat temu tak naprawdę z mojego powodu. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, nie ważne co by się działo. Chciałbym odbudować naszą przyjaźń i jednocześnie się jakoś o ciebie zatroszczyć. Nie zrozum mnie źle, ale nie wyglądasz od paru dni najlepiej.
Z każdym kolejnym jego słowem nie wierzę własnym uszom. Dlaczego tak nagle mi o tym wszystkim mówi i dlaczego do cholery mam wrażenie, że to nie tylko chęć odbudowania znajomości? Nie żebym tego nie chciała, bo bardzo lubię i cenię Chrisa, ale to wszystko wydaje mi się dziwne.
- Dziękuję Chris, ale ja naprawdę sobie radzę. - Wysilam się na szczery uśmiech, jednocześnie wciąż czując zmieszanie.
- W to nie wątpię. Po prostu chciałem ci przypomnieć, że możesz na mnie liczyć. Nigdy mnie nie skrzywdziłaś, nie zrobiłaś niczego przeciwko mnie, a to dla mnie wiele znaczy. Cieszę się, że nasze drogi znów się spotkały.
Jego słowa przypomniały mi co chciałam zrobić. Zamykam na moment oczy i biorę głęboki oddech. Co tu się dzieje, do jasnej cholery?
- Dziękuję - mamroczę i podnoszę głowę. - Wiesz, powinnam wracać do pracy. Mam sporo do nadrobienia, a nie chcę siedzieć po nocach.
- Oczywiście. - Uśmiecha się mój towarzysz, po czym wstaje i zbliża się do mnie. Natychmiast podnoszę się z krzesła. - Faith, na pewno wszystko gra?
- Tak - mówię twardo i kiwam głową, robiąc niewielki krok w tył. - Jestem ci wdzięczna, poważnie. Ja też się cieszę, że razem pracujemy - dodaję, a następnie odwracam się do drzwi. Chwilę później siedzę przy swoim biurku, zastanawiając się co to w ogóle miało być. Czy moje życie nie może być przez chwilę tak bardzo nudne, że życie leniwców było by przy moim jedną wielką, niekończącą się imprezą? Wzdycham bezradnie i sięgam po pierwszy plik dokumentów, które na mnie czekają. Zapowiada się wspaniały dzień.
Cały czas kiedy wypełniam, przesyłam i streszczam papiery w mojej głowie huczą słowa Chrisa: "Nigdy mnie nie skrzywdziłaś, nie zrobiłaś niczego przeciwko mnie...". Czy jestem w stanie teraz to zrobić? Nie, oczywiście, że nie. Musi być jakieś inne wyjście, jednak najpierw muszę zdobyć parę informacji.
- Cześć - rzucam przyjacielsko, kiedy podchodzę do biurka Carmen.
- Co tam ślicznotko? - pyta z rozbawieniem blondynka, odrywając się na moment od pracy.
- Wszystko okej. Potrzebuję listy wszystkich kontrahentów, wspólników i tak dalej, którzy są związani z firmą. - Zagryzam wargę, modląc się w duchu, by mi się udało.
- Po co? - Carmen marszczy brwi, ale dzięki Bogu nie obrzuca mnie nieufnym spojrzeniem.
- Potrzebuję jej do wypełnienia dokumentów. Wiesz jak jest. - Macham lekceważąco ręką i przewracam oczami, sprawiając wrażenie znudzonej.
- Okej, daj mi chwile. - Słysząc te słowa, kamień spada m z serca. Udało się.
Kilkanaście sekund później Caren wręcza mi trzy kartki z nazwiskami wszystkich współudziałowców firmy. Uśmiecham się przelotnie, wiedząc, że w domu czeka mnie długi wieczór. Dziękuję dziewczynie i wracam do swojej pracy, pogrążając się w wykonywaniu poleceń Chrisa.
Gdy jestem kończę pierwszą połowę stosiku papierów, odzywa się mój telefon.
- Yo, Teksas! - Słyszę po drugiej stronie charakterystyczne głos Miley. A niech mnie.
- Cześć - odpowiadam wesoło, odpychając na bok dokumenty.
- Co tam u ciebie słychać? Miałyśmy gdzieś razem wyskoczyć, pamiętasz? Chyba się stęskniłam - wzdycha.
- Miley, widziałyśmy się tylko raz - rzucam, chichocząc cicho.
- No właśnie, to stanowczo za mało! - wykrzykuje. - Masz dziś czas? Poplotkujemy sobie. Ach, i nawet nie próbuj mnie zbywać - grozi, co wywołuje u mnie kolejną falę śmiechu.
- Za pół godziny mam przerwę na lunch.
- Świetnie! Przyjadę po ciebie i pójdziemy coś zjeść.
- Okej, niech będzie - zgadzam się. - To do zobaczenia za chwilę. Znasz adres?
- Pracujesz u Fitzgeralda, tak? - Dziwię się skąd to wie. No, ale musiała skądś zdobyć mój numer, więc sprawdzenie mojego miejsca pracy to była pestka.
- Tak - odpowiadam, sięgając po kubek z zimną już zieloną herbatą, którą stoi na biurku.
- Wygoogluję sobie. See ya, Teksas! - woła i się rozłącza, zanim ja zdążę cokolwiek powiedzieć. Szalona z niej dziewczyna.
Z uśmiechem na ustach wracam do pracy, ale wtedy przez głowę przebiega mi myśl o Justinie i o tym co robi. Na pewno jest z Camile, to nie ulega wątpliwości. Czuję lekkie ukłucie w sercu, ale siłą rzeczy muszę je zignorować. To tylko przyjaciółka.
Czterdzieści pięć minut później siedzę z Miley w jednej z uroczych i przyjemnych kawiarenek w Los Angeles i obie czekamy na zamówienie.
- No to jak tam Teksas, mów! Jak przeżyłaś przyjazd blond suki? - pyta nieco zbyt obcesowo Miley, upijając łyk mrożonej kawy.
- Mówisz o Camile? - Unoszę brew, ignorując wymierzane w nas ciekawskie spojrzenia odkąd tylko się tu pojawiłyśmy.
- Tak, dokładnie. - Kiwa głową i lekko się krzywi. Nie ukrywam, jestem zaskoczona wrogim nastawieniem Miley do Camile, ale potem przypominam sobie jak potraktowała mnie na początku. Jej dezaprobata wcale nie musi mieć wyjaśnienia.
- Nazywasz ją tak, bo po prostu ci nie pasuje, czy dlatego, że ją znasz i taki wniosek wyciągnęłaś? - pytam ostrożnie, chcąc się upewnić jak wygląda sytuacja.
- Znam ją i uwierz mi, w pełni zasługuje na miano suki. Nie cierpię jej, a ona mnie. Szczerze mówiąc to mam tę dziewczynę totalnie gdzieś, ale dobrze ci radzę. Uważaj na nią. - Miley patrzy na mnie w taki sposób, że przechodzą mnie ciarki. Czyli jednak jej postawa jest uzasadniona.
- Dlaczego jej nie lubisz? - pytam, ponieważ moja ciekawość bierze nade mną górę.
- Bo jest suką, to proste - prycha. - Nie lubię osób, które mają zbyt wysokie mniemanie o sobie. Naprawdę nie wiem jak Justin z nią wytrzymuje.
- To jego przyjaciółka - mamroczę pod nosem, bo uświadamiam sobie jak te słowa śmiesznie brzmią. Powtarzam je sobie od wczoraj, chcąc zakłócić w sobie to dziwne uczucie.
Miley bierze głęboki oddech i przez chwilę przygląda mi się uważnie, a w jej oczach dostrzegam coś na kształt żalu i niepewności.
- Musisz coś wiedzieć, skarbie - zaczyna spokojnie i ciepło. Mój żołądek fika koziołka. - On zawsze wybierze ją. To znaczy, jasne, możecie być razem i nawet on może cię kochać, ale kiedy ktoś postawi go przed wyborem ona czy ty, on wybierze ją. Ta suka owinęła go sobie wokół palca, a on tego nie widzi. Tyle razy próbowałam mu wybić ją z głowy, ale zawsze kończyło się to kłótnią. Nie chcę cię straszyć, ani nic z tych rzeczy, bo może się coś zmienić, ale chciałam, żebyś była na to gotowa...
Nie słucham jej już. Wygłasza swój monolog, ale ja zatrzymałam się na zdaniu: "On zawsze wybierze ją." Zrobiło mi się sucho w ustach, a w głowie zaczęło mi nieprzyjemnie szumieć. Nie, ona nie może mieć racji. To jakaś bzdura, nie możliwe, żeby Justin był aż tak głupi, prawda? Mocno zagryzam zęby, starając się uspokoić nerwy.
- ... Dlatego się martwię. Lubię cię, Teksas i wydaje mi się, że ty i Biebs to coś poważniejszego. Teraz, kiedy w LA jest Camile może mu trochę odbijać. Daj mi wtedy znać, osobiście skopię mu dupę, jasne? Nie pozwolę temu babsku coś spieprzyć między wami. - Miley mówi to z takim przekonaniem i obietnicą, że mam ochotę ją przytulić i przy okazji wybuchnąć głośnym płaczem.
Nie dopuszczam do siebie złych myśli, ale coś mi mówi, że w nocy będzie ciekawie. Wypuszczam powietrze z płuc, po czym uśmiecham się blado do mojej towarzyszki.
- Dziękuję - mówię jedynie i dzięki Bogu kelnerka przynosi nasze zamównienia, więc skupiamy się na jedzeniu i plotkowaniu na tematy, które podsuwa Miley.
Reszta dnia upływa mi na nadrabianiu zaległości, robieniu kawy Chrisowi i przekładaniu lub umawianiu jego spotkań. Dzięki temu, że miałam tyle zajęć nie myślałam o Justinie i jego przyjaciółce, której z każdą minutą ufam coraz mniej. Słowa Miley kręcą się gdzieś na tyłach mojej głowy, ale nie pozwalam im na siebie wpłynąć. Muszę walczyć i będę walczyć o tego mężczyznę. Kocham go, to nie ulega wątpliwości.
Kiedy jestem w drodze powrotnej do domu dzwonię do mamy, by spytać się czy nie trzeba zrobić jakichś zakupów. Jak się okazuje mama właśnie wyszła je zrobić, ale wcześniej umówiła się na kawę z koleżanką, natomiast jeśli chodzi o moich przyjaciół to Angie jest gdzieś na mieście, a Ian na sali tanecznej. Swoją drogą powinnam z nim ustalić jakieś terminy naszych treningów, żeby z niczym nie kolidowały. Nie mam zielonego pojęcia jak uda mi się zrobić wszystko to co zaplanowałam, ale mam nadzieję, że podołam.
Stoję na światłach w gigantycznym korku, więc żeby się czymś zająć postanawiam sprawdzić twittera oraz instagrama. Gdy wchodzę w pierwszą aplikację okazuje się, że Miley oznaczyła mnie w swoim tweecie.
Miley Ray Cyrus @MileyCyrus
Świetne popołudnie z @faithwihford! Dobrze było cię zobaczyć, dziewczyno i troche poplotkować! Love that guuuuurl!
Uśmiecham się szeroko, gdy czytam jej wpis i natychmiast odpisuję.
Faith @faithwihford
@MileyCyrus dzięki za to spotkanie. Musimy robić to częściej! Luv ya 2!
Później wchodzę w interakcje, które wprost wariują. Udaje mi się dostrzec kilkadziesiąt obraźliwych tweetów oraz kilka, które są miłe. Jedna z dziewczyn wysłała mi nawet podziękowania, co szczerze mówiąc poważnie mnie zaskakuje i powoduje jednocześnie mały uśmiech. Szybko jej odpisuje i odkładam na chwile komórkę, ponieważ samochody ruszają do przodu.
Po kilku minutach znów jestem zmuszona się zatrzymać, więc postanawiam sprawdzić teraz instagrama i natychmiast tego żałuję. Gdy aplikacja się otwiera pierwszym zdjęciem jakie widzę, jest zdjęcie Justina, Camile i jeszcze jakiegoś faceta z meczu koszykówki. Rozpoznaję po koszulkach, jakie mają na sobie. Coś w środku mnie głośno krzyczy, ale tłumię jak najszybciej. To tylko przyjaciółka, powtarzam sobie chyba po raz tysięczny tego dnia. Powoli zaczynają drażnić mnie te słowa.
Troche mi przykro, że dowiaduję się o takich rzeczach z internetu, a na dodatek Justin cały dzień się do mnie nie odzywał. Do tego czasu zdążyłabym odbyć z nim dwie rozmowy i wymienić kilkanaście smsów. Dzisiaj jednak nic z tych rzeczy nie miała miejsca i to mnie martwi, a zarazem nieco krzywdzi. W takim razie ja wykonam pierwszy krok, nie poddam się bez walki.
Do: Justin
Halo, zapomniałeś już o mnie? Tęsknię za tobą.
Na odpowiedź muszę czekać kilka minut.
Od: Justin
Nigdy w życiu, słodka Faith. Mam dziś troche zakręcony dzień, przepraszam. Też za tobą tęsknie. Co tam?
Och, odnoszę wrażenie, jakby nie mógł teraz pisać albo jakby średnio mu na tym zależało. Nigdy wcześniej nie dostawałam od niego błahych odpowiedzi. Najwyraźniej dzisiaj jest ten pierwszy raz.
Do: Justin
Nic specjalnego, właśnie wracam do domu. Jestem zmęczona. A co u Ciebie?
Skoro ma ochotę pobawić się w suche odpowiedzi to proszę bardzo. Mnie dwa razy nie trzeba powtarzać.
Od: Justin
Wszystko okej. Jak było na lunchu z Miley? Była miła?
Do: Justin
Było bardzo przyjemnie, poplotkowałyśmy trochę. A jak było na meczu z Camile? Dobrze się bawiliście? :)
Okej, jestem wkurzona. Nie podobają mi się jego odpowiedzi, a do tego mam wrażenie, jakby chciał mnie z całych sił zbyć. Nie tym razem, skarbie.
Od: Justin
Czy ty jesteś zazdrosna? ;)
Wybucham tak głośnym śmiechem, że ludzie, którzy siedzą w samochodach obok odwracają głowy i patrzą na mnie jak na ostatnią wariatkę. Na jakiej podstawie Justin stwierdza, że jestem zazdrosna? Ja jestem na niego zła, zazdrość nie ma tu nic do rzeczy. Chcę z powrotem mojego Justina, który nie był takim palantem jakim jest teraz.
Do: Justin
Nie, nie jestem ;) Po prostu pytam jak się bawiliście. Nie wiem, gdzie ty tu widzisz zazdrość :)
Od: Justin
Wiesz, że nie byłem tam tylko z Camile? Tak czy inaczej było fajnie, tylko szkoda, że bez ciebie.
Och, z całą pewnością panna Co To Ja Nie Jestem się o ciebie zatroszczyła. Mam ochotę w coś uderzyć, ale potem lekko się uśmiecham, czytając raz jeszcze końcówkę smsa. Ciekawe, czy to tak na serio.
Do: Justin
Może będę następnym razem, o ile w ogóle mi o tym powiesz. Tęskniłam za tobą cały cholerny dzień, Justin. Dlaczego taki jesteś?
Od: Justin
Przepraszam, nie chciałem, żebyś się źle czuła. Po prostu strasznie się cieszę z przyjazdu Camile i staram się z nią spędzić jak najwięcej czasu, bo potem znów możemy się nie widzieć kilka miesięcy. Może wpadnę wieczorem do ciebie?
Do: Justin
W sumie to czemu nie. Mam straszną ochotę na sushi. Przywieziesz sushi? Prooooooszę.
Od: Justin
Hahaha, tak przywiozę :D Tęskniłem, naprawdę.
Czytam wiadomość i lekko się uśmiecham. Może kiedy do mnie przyjedzie wszystkie wątpliwości miną i będzie już tylko lepiej? Na to liczę. Odkładam telefon i ruszam, ponieważ korek nagle się zmniejszył.
Wracam do domu kompletnie wykończona i nieco rozdrażniona. Chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam z tego, że dom jest pusty. Kiedy tu jechałam myślałam dosłownie o wszystkim i to trochę popsuło mi i tak kiepski humor. Po głowie wciąż krążą mi myśli związane z Johnsonem i tym co muszę zrobić oraz słowa, którymi uraczyła mnie dziś Miley. Nie chcę w je wierzyć, to jakaś bzdura. Justin naprawdę byłby w stanie tak się zachować? Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić. By jakoś przerwać ciszę panującą w domu włączam telewizor i zmierzam do pokoju, gdzie przebieram się w luźniejsze ciuchy. Chcę związać włosy, ale nigdzie nie mogę znaleźć gumki, więc jestem zmuszona iść do łazienki jakiejś poszukać. Gdy jestem w korytarzu moją uwagę przykuwają słowa prezenterki, dobiegające z dołu. Kiedy słyszę imię Justina, a potem Camile powoli schodzę po schodach, bojąc się tego co zobaczę. Niepewnie unoszę wzrok na telewizor i natychmiast tego żałuję. A więc Miley miała rację?
Na ekranie migają zdjęcia tej dwójki, relaksujących się w basenie i doskonale się bawiących. Każde kolejne zdjęcie wydaje się być coraz bardziej intymne, a oni przestają wyglądać jak przyjaciele. Robi mi się słabo, więc łapię się ściany i zaczynam głęboko oddychać. Nie, powiedzcie mi, że to jakiś cholerny, mało zabawny żart. Do oczu napływają mi łzy, a kiedy w telewizji pokazują filmik przedstawiający zabawy w basenie Justina i Camile, moje policzki stają się mokre. Osuwam się na podłogę, chowam twarz w dłoniach i zaczynam głośno płakać, wyrzucając z siebie cały ból i rozgoryczenie, jakie towarzyszą mi odkąd ta dziewczyna się tu zjawiła. Nie cierpię tego uczucia bezsilności i mam ochotę w coś uderzyć. "Nie, skarbie. Dobrze wiesz, że masz ochotę na coś zupełnie innego" mruczy moja podświadomość, momentalnie mnie otrzeźwiając. Nie, nie ma mowy! Nie zaćpam! Chociaż z drugiej strony mała dawka jeszcze nikomu nie zaszkodziła... Nie!
Zrywam się z podłogi i biegnę do łazienki, a tam wpadam pod prysznic, puszczając na siebie lodowatą wodę. Nie mogę uwierzyć, że ja naprawdę o tym pomyślałam. Czuję się jakbym zdradziła samą siebie, a przy okazji i Todda. Moja ćpuńska przygoda zaczęła się po śmierci brata. Na początku była to tylko trawka, ale potem któryś z moich kumpli ćpunów pokazał mi amfetaminę, kokainę i inne ciężkie dragi. Na początku zachowywałam pozory, dobrze się uczyłam, chodziłam na treningi, starałam się nie wracać pod wpływem narkotyków do domu. Potem wymknęło mi się to spod kontroli, a kiedy mama znalazła mnie totalnie naćpaną w mojej łazience wszystko się dla mnie skończyło. Nie chciałam być w ośrodku, nie liczyło się dla mnie nic. Miałam wrażenie, że dragi przynoszą mi ukojenie, którego wtedy tak bardzo potrzebowałam. Pod wpływem jakoś lepiej radziłam sobie ze stratą ukochanej mi osoby. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nikt z mojej rodziny nie osądził mnie, nie przylepił mi łatki zdemoralizowanej ćpunki. Oni to zrozumieli, wiedzieli dlaczego tak postąpiłam i nie odeszli ode mnie. Tyle, że ja wtedy tego nie widziałam. Siedząc na odwyku wpadałam w jeszcze większą depresję i na dodatek musiałam sama z tym walczyć, nie wolno mi było podawać silnych leków. Nie mam zielonego pojęcia jak udało mi się z tego wszystkiego wyjść, ale czuję, że to dzięki Toddowi, on musiał nade mną czuwać.
Dlatego teraz, kiedy ta nieproszona myśl pojawiła się w mojej głowie czuję się okropnie źle. Siedzę pod zimnym strumieniem wody i staram się skupić na czymś innym. Nie mogę teraz myśleć o Justinie, o tej suce i przede wszystkim o narkotykach. Co by było, gdyby kiedyś Gracie zobaczyła mnie naćpaną i sama coś takiego zrobiła? Przecież umarłabym tysiąc razy i nigdy nie wybaczyłabym sobie, że pozwoliłam jej oglądać takie gówno, jakim wtedy byłam. To trochę pomaga mi się otrząsnąć i zbieram się w sobie, by wyjść z kabiny. Oplatam się ręcznikiem, po czym ubieram się w to samo co przed chwilą z siebie zdjęłam w biegu, a następnie rozczesuję włosy i zaczynam je suszyć. Kilka minut później wychodzę z łazienki czując się nieco lepiej, a na dodatek wpadam na pewien pomysł. To trochę zabawne, ale pokażę Justinowi i tej okropnej blondynce, że nie jestem ślepa na ich zachowanie.
Wchodzę do pokoju i odszukuję swój telefon. Później wchodzę na instagrama, by dodać zdjęcie, które najpierw sobie robię. Wyglądam na nim bardzo naturalnie i można się w tym nawet doszukać trochę seksu, ale nie jest tego wiele. Przesyłam selfie dalej, dobieram najlepszy filtr i dodaję je z dosyć kontrowersyjnym opisem, "I thought he only liked the Latina category. Smh... #nomakeup #hatewhengirlssaythat". A niech mają.
Dopiero później myślę nad konsekwencjami mojego czynu, ale szczerze mówiąc teraz mało mnie to obchodzi. Niech wybuchnie wojna, mam to gdzieś. Skoro oni mogą się zachowywać w taki sposób, to dlaczego ja mam siedzieć cicho? Może to mało dojrzały gest, ale zawsze coś.
Odkładam telefon na bok i wciągam na kolana laptopa. Wcześniej sięgam po torebkę, w której mam listę od Caren. Dokładnie ją studiuję, aż w końcu znajduję nazwisko, o którym wspominał mój ojciec. Johnson's Company to firma transportująca różne towary między stanami lub kontynentami. Mają dobrą renomę i pozytywne opinie klientów. Nie wiem dlaczego współpracują z Fitzgeraldem, ale najwyraźniej im obu przynosi to niezły zysk, a ja to rozumiem. Na liście widnieje jeszcze nazwisko Briana jako cichego udziałowca firmy co trochę mnie zaskakuje. Musiał całkiem niedawno nim zostać, ponieważ kiedy jeszcze sprawdzałam jego papiery w Dallas nic o tym nie wspominał.
Tak czy inaczej rozważam spotkanie się z panem Johnsonem i porozmawianie z nim na temat mojego ojca. Skoro się znają, może on wyjaśni mi dlaczego ojciec sam nie może sobie z nim tego wszystkiego załatwić. Zaczynam przekopywać internet w nadziei, że znajdę jakieś przydatne informację i zupełnie zapominam o tym co dzieje się dookoła mnie. Wbrew temu wszystkiemu, to dla mnie zbawienne.
Około dziewiętnastej z zamyślenia i pracy wyrywa mnie dzwonek do drzwi. W domu nadal nie ma nikogo oprócz mnie, ale jakoś się tym nie martwię. Wiem gdzie wszyscy są, więc jestem spokojna. Schodzę na dół i zmierzam do przedpokoju, by otworzyć drzwi. Przede mną stoi Justin ubrany w czarną bluzę oraz czarne dresy, a na głowie ma snapbacka, również czarnego. Opiera się o futrynę, trzymając w jednej dłoni torbę z Sushi House, a w drugiej malutki bukiecik kwiatów.
- Mogę? - pyta, gdy stoję przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w niego. Wygląda wyśmienicie i do tego te kwiaty!
- Eee, tak, proszę. - Odsuwam się na bok, żeby mógł wejść do środka, po czym zamykam za nim drzwi.
- Jesteś sama? - Jego ochrypły głos roznosi się po całym domu, gdy wchodzi głębiej.
- Tak, mama jest u koleżanki, a może już na zakupach, Angie gdzieś na mieście, a Ian na sali - wyjaśniam, zbliżając się do niego.
Justin kładzie torbę na blacie kuchennym, po czym odwraca się i przez moment spogląda na mnie łagodnie, następnie wręczając mi bukiecik.
- Chciałem cię jeszcze raz przeprosić - wzdycha, a ja wciskam nos między kwiatki. Ślicznie pachną.
- W porządku - mruczę i idę poszukać jakiegoś flakonu, do którego później wstawiam bukiecik.
Zanim mam okazję zrobić cokolwiek innego Justin podchodzi do mnie i przyciska mnie do blatu.
- Och, i tak, masz rację. Lubię latynoskie klimaty, nawet bardzo - mruczy mi do ucha, a ja otwieram szeroko oczy. Widział zdjęcie. - Jednak jesteś zazdrosna.
- Nie, jestem wściekła - odpowiadam cicho, a potem nasze usta łączą się w gorącym, namiętnym pocałunku, który zapiera mi dech w piersiach. Justin przyciska mnie biodrami do szafki za mną, a ja kładę dłoń na jego ciepłym karku, lekko go głaszcząc i drapiąc. Z mojego gardła wydobywa się cichy jęk, gdy chłopak podnosi mnie i sadza na blacie, a później przenosi dłoń na mój policzek. W głowie zaczyna mi szumieć, a krew zaczyna szybko płynąć w żyłach, rozpalając mnie do granic możliwości. Po mojej złości nie ma już śladu. Jak on to robi?
W końcu cmoka mnie ostatni raz i odsuwa się, oblizując swoje wargi.
- Pysznie - mruczy, po czym odwraca się i wyciąga z torby dwa zestawy sushi. Zeskakuję na podłogę i przytulam się do jego pleców, zerkając na jedzenie.
- Co tam masz? - pytam, choć doskonale wiem co. Justin podnosi ramię, przesuwa mnie do przodu i teraz ja obejmuję go w pasie, a on kładzie rękę na moich ramionach.
- To co chciałaś. Nie wiedziałem na jaki zestaw masz ochotę, więc wziąłem wszystkiego po trochę - wyjaśnia, cmokając mnie w skroń. Uśmiecham się delikatnie na ten gest i ściskam go nieco mocniej.
- Dziękuję, mój ty wybawco - mruczę z rozbawieniem, po czym odsuwam się od niego i sięgam po jedno z pudełek. - Chcesz coś do picia?
- A co masz?
- Eee, chwila. - Podchodzę do lodówki i ją otwieram, sprawdzając jej zawartość. - Woda, sok i piwo - oznajmiam, sięgając po sok dla siebie.
- Piwo będzie w sam raz - odpowiada, po czym zabiera oba opakowania z jedzeniem i zmierza do salonu. - Obejrzymy coś?
- Jasne - zgadzam się z ochotą i wręczam mu puszkę z napojem, a następnie siadam po drugiej stronie kanapy, otwieram pudełko z sushi, wyciągam przed siebie nogi i obserwuję, jak Justin przeszukuje półkę pod telewizorem, w której są płyty z filmami. Bawi mnie fakt, że od razu wiedział, gdzie szukać.
W końcu decyduje się na komedię z Ryanem Goslingiem i wkłada płytę do nośnika DVD, a następnie sadowi się po przeciwnej stronie kanapy, również wyciągając nogi. Spoglądam na niego z lekkim uśmiechem, ale nie odzywam się ani słowem. Kto by pomyślał, że będę spędzać tak leniwy wieczór z Justinem Bieberem, bożyszczem nastolatek i do tego będzie tak przyjemnie.
Pierwsza część filmu upływa nam na tym, że jemy swoje zestawy, komentujemy film i głośno się śmiejemy. Dochodzę do wniosku, że nigdy nie znudzi mi się dźwięk śmiechu Justina. To tak piękna melodia, że przechodzą mnie dreszcze za każdym razem, kiedy ją słyszę. Aktualnie Mój Śmieszek skończył już jeść i dopija piwo, przy okazji głaszcząc mnie po nagiej nodze, robiąc na niej palcami różne wzory. Przyglądam mu się w skupieniu, zauważając, że wygląda teraz tak, jak zwykły dwudziestojednoletni mężczyzna, który spędza wieczór ze swoją dziewczyną. Nie żadna gwiazda światowego formatu, tylko normalny facet, jakich są miliony w tym mieście. To zadziwiające, że nigdy nie patrzyłam na niego przez pryzmat zarozumiałego celebryty. Fakt, czasami mnie irytował, ale nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jest ode mnie lepszy, ponieważ jest sławny. To jedna z wielu rzeczy, jakie w nim kocham. Nie bronię się przed tym już ani chwili dłużej, ale zastanawiam się czy powinnam mu o tym powiedzieć. Boję się jego reakcji, boję się, że mnie odrzuci. To by mnie chyba zabiło. Nie wiem, nie jestem pewna czy jestem wystarczająco silna, by pogodzić się ze stratą kolejnej osoby. Muszę wybrać odpowiedni moment, żeby mu wszystko powiedzieć. Nie chciałabym, żeby się przestraszył.
Do mojej głowy wpada dosyć nieprzyjemna myśl, mówiąca, że jestem przecież jedną z wielu jego kobiet, że tak naprawdę nic nie znaczę. Szybko ją jednak blokuję, bo nie chcę sobie psuć tego wieczoru. Coś mi mówi, że w najbliższym czasie będzie takowych jak na lekarstwo.
- Gdzie planujesz zrobić swoje urodziny? - pytam, gdy w filmie nie dzieje się nic specjalnie ważnego.
Justin przez moment milczy, wpatrując się w ekran, ale po chwili niechętnie odrywa wzrok i skupia go na mnie.
- Nie wiem, myślałem o jakichś wyspach - odpowiada spokojnie, robiąc minę, mówiącą "Jeszcze się zastanawiam".
- Och - mruczę. - Myślałam, że raczej zostajesz tutaj. - Wciągam wargi, trochę zaskoczona tym, że prawdopodobnie spędzę kilka przyjemnych dni na wyspach w towarzystwie przyjaciół Justina.
- Niee, to mi się już znudziło. - Krzywi się. - Lubię podróżować i poznawać nowe miejsca, a taka okazja jest wprost idealna. Zobaczysz, będzie fajnie. - Uśmiecha się do mnie pokrzepiająco i głaszcze pare razy moją łydkę.
- Nie wątpię - odpowiadam i pociągam łyk soku pomarańczowego. - Dasz mi znać, kiedy się już zdecydujesz? - Nie wiem dlaczego zadaję to pytanie.
- Jasne - chichocze, oblizując wargi. - Nie mam wyjścia. - Mruga do mnie, a potem skupia się na filmie. Nie wiem co więcej mam powiedzieć, więc również wracam do oglądania.
Chwilę przed końcem naszego seansu do domu wracają mama i Gracie, a zaraz po nich wbiega Angie.
- Cholera, chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że w naszym domu siedzi Justin Bieber - rzuca Angie, śmiejąc się i głośno dysząc.
- Przebiegłaś maraton? - pytam rozbawiona, patrząc na jej podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową.
- Chciałam dogonić Mandy, ale w szpilkach to niewykonalne. - Kręci głową i sięga po butelkę wody, która stoi obok lodówki.
Oboje z Justinem wstajemy z kanapy i idziemy przywitać się z dziewczynami. Gracie głośno piszczy na widok chłopaka wyciąga rączki w jego stronę, co wywołuje falę śmiechu u całej naszej czwórki. Oczywiście Justin natychmiast odbiera ją od mamy.
- Chyba wymieniła sobie mnie na lepszy model - mruczę z udawanym smutkiem, kiedy widzę jak Gracie wpatruje się w twarzy Justina.
- Bądź ostrożna, bo jeszcze odbije ci faceta - dodaje Angie, a ja wybucham głośnym śmiechem. To taka przyjemna, zabawna sytuacja, która powoduje u mnie szczery uśmiech.
- Jak się czujesz? - pyta mama, kiedy pomagam jej wypakowywać zakupy. Justin oraz Angel są w salonie, gdzie zajmują się Gracie i rozmawiają na różne tematy.
- W porządku - odpowiadam ostrożnie, zerkając kątem oka na rodzicielkę.
- Na pewno? Rozmawiałam z Brianem.
- I co? - Udaję objętość i opanowanie, jednocześnie cała drżąc ze strachu w środku.
- Martwię się. Wyglądasz na zmęczoną kochanie - wzdycha mama, podając mi karton mleka, który wkładam do lodówki.
- Bo jestem zmęczona - odpowiadam, odgarniając włosy z czoła. - Wiesz, mam dużo pracy, cała ta sprawa z ojcem...
- Czego on od ciebie chciał? Tylko tym razem powiedz mi prawdę. - W głosie mamy słyszę ostrzeżenie i tą matczyną siłę.
- Potrzebuje, bym w czymś mu pomogła - mówię wymijająco. - Powiem wam o wszystkim, kiedy już to załatwię.
- Dziecko, uważaj na siebie. Obie dobrze wiemy, że to niebezpieczny człowiek - rzuca mama, z wyraźnym rozdrażnieniem. Zamykam lodówkę i sięgam po szklankę wody, bo zrobiło mi się trochę ciepło przez tą rozmowę.
- Wiem, pamiętam o tym - wzdycham i pociągam łyk zimnego napoju. Uff, jak dobrze. Opieram się o blat i obserwuję trójkę ludzi, za których oddałabym życie. Szkoda tylko, że jedno z nich nie ma o tym pojęcia.
- To dobrze. Skarbie, gdyby on tylko ci czymś groził, gdyby wymuszał coś od ciebie to masz mi natychmiast powiedzieć. Nie przeżyłabym, gdybyś podzieliła losy Todda... - mówi smutno, a ja wypuszczam z ręki szklankę, oblewając przy tym swoje spodenki.
- Kiedyś byłam temu bliska - mamroczę pod nosem, w całkowitym amoku. Słowa mojej mamy sprawiły, że przypomniałam sobie chwile, kiedy byłam o krok... Dopiero kilka sekund później otrząsam się i zaczynam zbierać kawałki szkła, leżące u moich stóp. Nie zwracam uwagi na to, że kaleczę sobie dłonie i stopy, nie czuję bólu. Ciemność chce znów mną zawładnąć, ale tym razem walczę z nią z całych sił. Nie mogę się teraz zatracić, na oczach wszystkich.
- Faith? - Słyszę nagle, ale mam wrażenie, jakby wypowiedział je ktoś stojący ode mnie ze sto metrów.
Zamykam oczy i biorę dwa głębokie oddechy, próbując przywołać się do porządku.
- Kochanie? - Tym razem głos jest znacznie bliżej. To mama, poznaję. - Wszystko w porządku?
- Tak - wyrzucam z siebie. - Słabo się poczułam - odpowiadam ostrożnie, odzyskując po chwili ostrość widzenia.
Wszyscy zgromadzeni w domu patrzą na mnie bacznie, z pewnością przestraszeni moim zachowaniem.
- Przepraszam - mamroczę pod nosem i wyrzucam kawałki szkła, które mocno ściskałam w dłoni.
Nagle przy moim boku pojawia się Justin, ostrożnie łapie moje dłonie, po których spływa krew.
- Pokaleczyłaś się - stwierdza rzeczowo, po czym pociąga mnie w stronę zlewu, by zmyć czerwoną ciecz. - Co się stało? Nie boli cię? - pyta spokojnie, przemywając wodą moje rany.
Kątem oka widzę jak mama trzyma Gracie, a Angel wyciąga z szafki opatrunku.
- Zrobiło mi się słabo - powtarzam to co wcześniej, przełykając ślinę. - Właściwie to... nie czuję.
- Co? Jak to? - Justin marszczy brwi, odbierając od Angel środek odkażający.
Wzruszam ramionami, ale kiedy tylko środek wchodzi w reakcję z ranami wydaję z siebie cichy syk. Okej, czucie wraca.
- Czyli jednak boli. - Słyszę za sobą Angel, która za pewne bacznie obserwuje poczynania Justina.
Powoli wraca mi pełna świadomość i poczytalność, a z każdym oddechem jest coraz lepiej.
Justin ostrożnie i dokładnie czyści każdą ranę, a później starannie ją opatruje. Poświęca się temu całkowicie, a ja nie jestem w stanie się ruszyć. Gdy kończy z dłońmi, przyklęka i ściera krew z moich nóg.
- Do jutra powinno się zagoić - oznajmia, sprawdzając moje dłonie raz jeszcze. Później odsuwa się na moment i zaczyna myć ręce.
- Kiedy ostatni raz byłaś na badaniach? - pyta mama, patrząc na mnie z troską i niepokojem, przez co ściska mi się serce.
- Nie pamiętam - odpowiadam szczerze.
- Powinnaś iść zrobić je jak najszybciej - ruga mnie mama, podchodząc do mnie i całując mnie w czoło. Gracie obdarza mnie zdezorientowanym spojrzeniem, ale głaszcze mnie małą rączką po policzku.
- Muszę iść się przebrać - rzucam, zerkając na swoje przemoczone ciuchy, po czym ruszam do swojego pokoju. Jak się okazuje Justin podąża za mną.
- Co to było? - pyta, gdy wchodzimy do środka. Przytula się do mnie od tyłu, całując mnie w czoło.
- Nie wiem, naprawdę źle się poczułam - szepczę i przekręcam się tak, że teraz stoję twarzą do niego. - Jestem zmęczona.
- Dobrze, przebierz się, a potem się położysz - mruczy spokojnie, odgarniając mi włosy z twarzy. Jego pokrzepiający uśmiech sprawia, że czuję się lepiej.
Wyplątuję się z jego objęć i idę do szafy, z której wyciągam czarną koszulkę i dopasowane, sportowe spodenki. Odwracam się do Justina, dając mu do zrozumienia, żeby wyszedł.
- Serio? - pyta drwiąco. - Widziałem cię już nie raz w samej bieliźnie - wzdycha, a ja muszę przyznać mu rację.
- Jesteś niemożliwy - syczę, a potem odważnym ruchem zdejmuję z siebie mokrą koszulkę i spodenki, które chwilę później zamieniam na suche ciuchy.
- No widzisz? Nic złego się nie stało - śmieje się Justin, pociągając mnie do siebie i całując mnie w sam środek ust.
- Jeszcze nie. - Mrugam do niego, chcąc zachować pozory dobrego humoru. Prawda jest taka, że mam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem. - Chce się położyć.
- Okej. - Justin kiwa głową i ciągnie mnie w stronę mojego łóżka.
- Nie, śpię u Angel - wyjaśniam.
- Więc chodźmy do Angel. Myślę, że nie obrazi się, jeśli chwile z tobą poleżę.
- Mam nadzieję. - Uśmiecham się lekko i opuszczam pokój. W korytarzu spotykam przyjaciółkę.
- Pójdę się już położyć, dobrze? - pytam spokojnie, patrząc na zatroskaną Angie.
- Jasne, nie ma problemu. Zostać z tobą?
- Nie, nie trzeba. Justin się zaoferował. - Wzruszam ramionami, po czym marszczę brwi. - Zresztą, nie wiem o co robicie tyle szumu. Nic mi nie jest, słabo się poczułam i tyle. Jest mi już lepiej.
Angie posyła mi znaczące spojrzenie, unosząc przy tym idealnie wyregulowaną brew w górę, ale nie odzywa się ani słowem. Ignoruję to i wchodzę do jej pokoju, w którym ślicznie pachnie. Justin wchodzi za mną i nim mija minuta on jest bez bluzy i koszulki.
- Chodź tu. - Pociąga mnie za sobą na łóżko mojej przyjaciółki, po czym obejmuje mnie szczelnie ramieniem i całuje mnie we włosy. Przerzucam nogę przez jego brzuch, a on kładzie dłoń na moim udzie, zaczynając je lekko gładzić.
- Czujesz się lepiej? - pyta po chwili, kiedy ja wdycham jego upajający zapach.
- Mhm - mruczę i wzdycham cichutko.
Justin zaczyna chichotać, po czym wyciąga telefon i unosi go nad głowę. Zgaduję, że robi nam zdjęcie.
- Chyba nie chcesz tego dodać - zaczynam niepewnie, lekko się od niego odsuwając.
- Ależ owszem, chcę - odpowiada z przekorą i szerokim uśmiechem na twarzy.
Justin kadruje zdjęcie, lekko je rozjaśnia i w takim stanie dodaje je z opisem: " All i want it's nothing more. #chillinwithbae #nicenight"
Czytając opis, czuję jak do oczu napływają mi łzy.
- Justin, ja... - Gdy tylko uświadamiam sobie co chcę mu powiedzieć, natychmiast milknę. Nie, nie powiem mu tego. Nie chcę psuć tej chwili.
- Tak? - pyta, unosząc brew i wciąż patrząc w ekran.
- Nie, nic. To po prostu urocze - mówię szybko i cmokam go w policzek. Nie wiem dlaczego nie chcę zapytać się go kim dla niego jestem. Mam nadzieję, że wkrótce mi powie.
Justin uśmiecha się do mnie, ukazując szereg prostych i białych zębów. Patrzy na mnie przez chwilę, a potem ujmuje mój podbródek i lekko go całuje.
- Ty jesteś urocza - mruczy.
Sięga po moją pokaleczoną dłoń i zaczyna obsypywać ją pocałunkami. To kolejny z powodów, dla których go kocham - ma niespotykanie dobre serce.
Później milczymy przez kilka minut, dopóki nie wpadam na fajny plan.
- Justin - przeciągam samogłoski i podnoszę się na łokciach.
- Hm?
- Mogę twój telefon?
- Po co? - Marszy brwi.
- Chcę się trochę pobawić i dać parę follow twoim fanom. Proszę - jęczę z nadzieją w głosie i patrzę na niego wyczekująco.
Justin przez chwile wygląda jakby walczył sam ze sobą, ale w końcu wręcza mi komórkę, wcześniej ją odblokowując. Wchodzę na jego twittera, który od razu zaczyna wariować przez interakcje. Widzę setki tweetów na sekundę, kierowaną do Justina z prośbą o follow, więc staram się wychwycić ich jak najwięcej. To super uczucie wiedzieć, że jednym kliknięciem sprawiam radość tylu osobom. Zatracam się w tym w najlepsze, dopóki nie przerywa mi połączenie telefoniczne. Na ekranie pokazuje się zdjęcie Camile i Justina, którzy się do siebie tulą i szeroko się uśmiechają.
- To Camile - mówię ponuro i wręczam chłopakowi dzwoniącą komórkę. Kładę się na plecach i obserwuję jego ruchy. Siada na łóżku, prostując się.
- Co tam, Cam? - zaczyna pierwszy. - Tak, jestem u niej... W sumie to nie wiem... Poważnie? Chcesz, żebym przyjechał?... Okej, niedługo będę. Do zobaczenia.
Słysząc jego słowa cała się spinam i od razu pochmurnieję. On naprawdę do niej teraz pojedzie? Z jednej strony nie mam prawa go tu zatrzymywać, ale z drugiej czuję się teraz odrzucona. To tego boję się najbardziej.
Justin wstaje z łóżka i zakłada na siebie koszulkę, a potem bluzę.
- Już idziesz? - pytam, nie ukrywając swojego żalu.
- Tak, Camile została sama w domu i mówi, że mnie potrzebuje. Nie mogę jej zostawić, zrozum - mówi pospiesznie, poprawiając włosy.
Patrzę na niego, lekko mrużąc oczy. Nie mogę w to uwierzyć. "On zawsze wybierze ją" - słowa Miley na nowo rozbrzmiewają mi w głowie, a to powoduje u mnie silny ból w klatce piersiowej. Ledwie udaje mi się powstrzymać jęk.
- Jasne - mówię cicho i siadam, obserwując jego ruchy.
- To super, mała - rzuca, po czym nachyla się do mnie i składa na moim czole szybki pocałunek. - Jutro u Johna jest mała impreza, wpadniesz?
- Jeśli mogę. - Wzruszam ramionami i uśmiecham się blado. Nie mam ochoty na tą imprezę, ale wiem, że to jedyny sposób, żebym mogła spotkać się z Justinem. Będzie tam również Camile, a to podoba mi się najmniej.
- Zaczyna się o dwudziestej. Wyśle ci jutro adres, okej? Musze już lecieć. Do jutra, słodka Faithie - rzuca i po chwili wybiega z pokoju jak poparzony.
Przez chwilę patrzę na zatrzaśnięte przed momentem drzwi, a potem opadam bezwładnie na łóżko, naciągam na siebie kołdrę i zagryzam mocno wargę do tego stopnia, że czuję posmak krwi w ustach. Znów czuję się tak samo okropnie jak wcześniej. Dlaczego on do jasnej cholery zachowuje się jak pies Camile? Nie cierpię tej laski, to jest więcej niż pewne. Zostawił mnie, bo ona tego chciała. Jestem pewna, że to wszystko było zamierzone. Chce mi się płakać. A w zasadzie kto mi broni? Wtulam nos w poduszkę i zaczynam głośno szlochać, mając gdzieś czy ktoś mnie usłyszy. Jestem rozgoryczona, zmęczona i przede wszystkim cholernie samotna.
Budzę się w nocy zlana potem i obolała. Sucho mi w ustach, a serce wybija nierówny rytm. Byłam tak blisko... Obracam się na bok i widzę pogrążoną w śnie Angel. Ostrożnie, by jej nie obudzić, wychodzę z łóżka i zmierzam do łazienki.
Tam przemywam twarz lodowatą wodą i staram się wrócić do normalności. Gdy tylko podnoszę wzrok i widzę swoje odbicie, jest jeszcze gorzej. Zaczynam drżeć, robi mi się zimno i osuwam się na podłogę, z trudem łapiąc oddech. Przestaję panować nad swoim ciałem, moje rany dają się we znaki, niemiłosiernie piekąc. Chcę wstać, ale nie nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Walcz, Faith. Walcz.
W mojej głowie zaczynają pojawiać się destrukcyjne myśli i głosy, przestaję być świadoma wszystkiego co dookoła się dzieje. Wtedy, resztkami poczytalności przypominam sobie, że gdzieś w kuchni mam jeszcze swoje stare leki. Nie wiem czy powinnam je brać, ale teraz nie widzę innego wyjścia. Praktycznie czołgając się opuszczam łazienkę i zsuwam się po schodach na dół. Zbierając w sobie wszystkie siły jakie mam, docieram do kuchni i pierwsze co robię, to przeszukuję szafkę z lekami. Prawię tracę nadzieję, kiedy na końcu zauważam czerwonawy, wąski słoiczek z kilkoma pastylkami na dnie. Rozpoznaję w nich mój ratunek i szybko zażywam dwie. Gdyby ktoś z boku mnie obserwował, mógłby spokojnie zawrzeć tą scenę w dobrym horrorze.
Siedzę na podłodze i opieram się o szafkę, tracąc resztki świadomości. Po chwili odpływam, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę. Tak źle jeszcze nie było.
Nie mam pojęcia ile czasu mija kiedy zaczynam wracać do normalności. Powoli świta, więc obstawiam, że musiałam spędzić w kuchni kilka godzin. Chwała Bogu, że nikt mnie tu nie znalazł. Rozglądam się dookoła i widzę swoje opatrunki, które leżą obok mnie. Nie pamiętam kiedy je zdjęłam, ale teraz zauważam, że poraniłam się jeszcze mocniej. Jasna cholera. Ostrożnie wstaję, nadal nie będąc pewna czy mogę stać. Później zbieram plastry i bandaże, obmywam na nowo rany i na nowo je opatruję. Bolą mnie, bardzo mnie bolą, ale muszę sobie dać z tym radę. Wciąż jestem przerażona i roztrzęsiona po ataku, nie przechodziłam tego tak poważnie od kilku lat. Dlaczego teraz to wróciło?
Sprzątam po sobie w kuchni, bo zostawiłam ładny bałagan, a następnie wracam do pokoju Angie. Nadal śpi, więc po cichu wsuwam się do łóżka, mając nadzieję, że jej nie obudzę. Chciałam umrzeć, a nie udawało mi się nawet zasnąć. To wszystko było ponad moje siły. Myśli bolą. Nocą gryzą jak wygłodniałe zwierzę. Dopiero teraz sobie o tym przypomniałam. Teraz, kiedy przeszłam ten atak, uświadomiłam sobie jak zły jest mój stan. Ale nie mogę się poddać, będę walczyć.
Następny dzień jest dla mnie jedną wielką ściemą. Od rana wszystkim wciskam kit, że czuję się dobrze i tak dalej. W pracy raczej nie funkcjonuję jak normalny człowiek, zmieniam się w mini robota. Nie robię sobie przerw, nie idę na lunch, moim jedynym posiłkiem jest poranna owsianka i trzy kawy, które wypiłam do tej pory. Niektóre rany na moich dłoniach zdążyły się zasklepić, więc nie wygląda to tak źle. Justin około południa dzwoni zapytać co słychać, ale nasza rozmowa trwa zaledwie kilka minut, ponieważ musi wracać do pracy. W tle doskonale słyszałam śmiech Camile i wiem, że to było celowe.
W domu jestem po osiemnastej. Zostałam dłużej w pracy, żeby nadrobić zaległości i przy okazji udało mi się jakimś cudem umówić spotkanie z Johnsonem. Mama oraz Ian próbują o czymś ze mną porozmawiać, ale raczę ich jedynie zdawkowymi informacjami. Nie mam siły na dłuższe, poważniejsze paplaniny.
Przygotowanie na imprezę u kolegi Justina zajmuje mi dłużej niż zazwyczaj. W końcu jednak o wpół do ósmej jestem gotowa. Mam na sobie czarne rurki z wysokim stanem, czarny, dopasowany croptop, kurtkę moro z ładnymi wykończeniami i czarne buty na płaskim obcasie. Włosy rozpuściłam i lekko pokręciłam, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż.
- Wrócisz na noc? - pyta mama, gdy idę do drzwi.
- Tak, raczej tak - odpowiadam z lekkim uśmiechem, po czym żegnam się z nią i wychodzę. Nie zamierzam dzisiaj pić, więc jadę swoim samochodem. Kilka minut wcześniej Justin wysłał mi adres.
Gdy docieram na miejsce jestem zdenerwowana i niepewna. Wchodzę na ostatnie piętro budynku, ponieważ impreza ma się obyć na dachu. Okej, może będzie fajnie. W środku spotykam masę zupełnie obcych mi osób i natychmiastowo czuję się tutaj nieswojo. Powinnam zostać w domu.
Wzrokiem odszukuję Justina, który siedzi w loży w towarzystwie znajomych. Rozpoznaję Fredo, Za, Ryana oraz oczywiście Camile, która wisi Justinowi na ramieniu. Przełykam ślinę i odsuwam na bok swoje złe samopoczucie. Muszę uwierzyć, że będzie fajnie.
- Cześć! - woła Justin, gdy tylko pojawiam się przy nich. - Super, że jesteś.
- Też się cieszę - kłamię i przyklejam na usta krzywy uśmiech. Witam się z każdym kogo znam, a potem Justin przedstawia mnie reszcie nieznajomych mi osób. Najgorsze jest to, że jestem teraz jego przyjaciółką. To mnie zabolało, cholernie mocno, ale nie daję tego po sobie poznać. Gdy Fredo proponuje mi drinka, odmawiam i proszę o coś bez procentów. Koniec końców otrzymuję bezalkoholowego, słodkiego drinka, który jest przepyszny. Fredo zaczyna ze mną rozmawiać, więc pozwalam się temu wciągnąć, ignorując ostentacyjne zachowanie Camile.
Mija godzina, a ja zamieniłam z Justinem może kilka zdań. Chłopak jest duszą towarzystwa, wszyscy ulegają jego urokowi. Widzę ile uwagi poświęca Camile i to jaka ona jest szczęśliwa. Staram się wmawiać sobie swoją mantrę, że to tylko przyjaciele, ale to nie pomaga. Oprócz Alfredo, Za czy Ryana nikt ze mną nie rozmawia, a to daje mi wiele do zrozumienia. Poza tym, kto chciałby rozmawiać z wariatką i do tego ćpunką? Ale oni przecież o tym nie wiedzą...
Wstaję od stolika, przepraszając wszystkich pod pretekstem udania się do łazienki. Kłamię jednak, chcę być na chwilę sama. Ta impreza to nie wypał. Staję gdzieś z dala on nich, w miejscu, gdzie nikt nie zwraca na mnie szczególnej uwagi. Patrzę na Justina, który właśnie opowiada jakąś historię, która bawi wszystkich dookoła i na Camile, która jest adorowana przez większość towarzystwa.
Może jeszcze niedawno wmawiał mi, że mnie chce, że nie zostawi... Ale prawda jest taka, że nie wiem nawet kim ja dla niego jestem. Chociaż patrząc z perspektywy ostatnich kilku dni, mogę pokusić się o stwierdzenie, że jestem tylko jedną z wielu jego dziewczyn. To właśnie dlatego nigdy nie powiedziałam mu co do niego czuje, za bardzo bałam się, że zada mi ból odpowiedzią. A teraz ją otrzymuję, niemą. Biorę głęboki oddech i patrzę na nich wszystkich raz jeszcze, ze łzami, które formują się w moich oczach. Nie pasuję tu, nigdy nie będę wystarczająca, teraz to wiem. On zasługuje na coś lepszego, na dziewczynę, która nie ma pochrzanione życie. A ja nie chcę być kimś, kto ma być tylko na chwilę. Odrzucenie jest zbyt bolesne. Odsuwam się w tył, a potem odchodzę. Z tego miejsca i jego życia.
Zbiegam na dół jak najszybciej potrafię. Wsiadam do samochodu i praktycznie od razu zaczynam szlochać. Moje serce pękło na miliard kawałeczków, ale muszę to przeżyć. Tak musi być, nie pasuję tu.
Niewiele pamiętam z drogi powrotnej do domu. Wiem, że kiedy w radiu usłyszałam Grand Piano Nicki Minaj zaczęłam płakać jeszcze głośniej, wyjąc żałośnie do pustej przestrzeni. Chciałam umrzeć, zniknąć, a najlepiej nigdy nie pojawić się w życiu Justina. To mnie przerosło.
W resztce poczytalności wysyłam do Miley smsa o treści "Miałaś rację", a później wyłączam telefon i zmierzam do windy, ponieważ jestem już w garażu.
Wchodzę do mieszkania, w którym panuje błoga cisza. Jak dobrze, że wszyscy śpią. Ostrożnie zdejmuję buty, wiążę włosy i chcę iść dalej, ale zatrzymuje mnie pukanie do drzwi. Zalana łzami, zastanawiam się kogo niesie. Otwieram drzwi, mając w dupie to jak wyglądam i nagle przed sobą widzę zdyszanego Justina.
- Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - warczy i wchodzi do środka.
- Zostaw mnie - warczę przez łzy i odsuwam się w tył.
- Co? - Przystaje zaskoczony, świdrując mnie spojrzeniem.
- Wracaj tam. To twój świat. Ja do niego nie pasuję i już nawet nie należę - dukam, odsuwając się za każdym razem kiedy on się do mnie przysuwa.
- Słucham?
- Justin, proszę cię. Wyjdź stąd.
- Dlaczego? Co się stało? - pyta, marszcząc brwi.
- Kim ja dla ciebie jestem co? - kontruję. - Wiem, że nic dla ciebie nie znaczę. Nie chcę być tylko kolejną zabawką, którą za chwile odstawisz na półkę. Nie jestem wystarczająco silna, by to znosić. Więc jeśli masz mi coś teraz do powiedzenia, to proszę, teraz jest na to moment. A jeśli nie, jeśli jestem dla ciebie tylko na chwilę, to prosze cię wyjdź. - Płaczę, z każdą chwilą coraz bardziej.
Justin patrzy na mnie przez moment, trawiąc zapewne moje słowa.
- Faith, ja... - Na jego twarzy pojawia się strach, ale i pewnego rodzaju oskarżenie.
- Więc wyjdź - rzucam słabo i zamykam oczy.
A on to zrobił. Nie musiałam długo czekać.
Żadnych przeprosin. Żadnego wahania. Obrócił się na pięcie i sześć kroków później zniknął z mojego życia. Na dobre.
Przepraszam, że tak późno. Proszę, komentujcie. To motywuje mnie do pracy.
Dziękuję,
V.
boże, nienawidzę cię za takie zakończenia dziewczyno!!
OdpowiedzUsuńpopłakałam się :(
OdpowiedzUsuńJustin mnie zdenerwował, do tego mam ochotę się popłakać przez końcówkę. Myślałam że Camile będzie fajna, a teraz jej już nie lubię
OdpowiedzUsuńo moj boze, nie wiem nawet co napisac, ale rozdzial swietny, jak zawsze
OdpowiedzUsuńmasz serio wielki talent, kocham czytać twoje rozdziały! jezu, nie wiem jak ja wytrzymam do następnej niedzieli
OdpowiedzUsuńO nie... Tylko nie to, nienawidzę dram! Płacze 😥😪
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie tak karasz tym zakończeniem... �� �� Jak Justin mógł się tak zachować ? Domagam się wyjaśnień ��
OdpowiedzUsuńjustin to dupek :) a rozdział doskonały
OdpowiedzUsuńKurwa, ale mi serce biję
OdpowiedzUsuńprzez ciebie nie zasnę teraz XD nienawidzę dram! Boże czemu on wyszedł?! no co za kutas!
@confused1203
te zdjecie ktore dodal na ig jest słodkie aw
OdpowiedzUsuńCo ty z nami robisz? Chcesz żebyśmy się całkowicie załamali? Oni przecież mieli być razem, mieli sobie żyć spokojnie, bez żadnych poważnych kłótni, a tu nadchodzi Camile i wszystko niszczy. Jak Justin mógł tak spokojnie odejść od Faith, bez chwili wahania?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo się pogodzą i z Faith będzie wszystko w porządku.
Pewnie po odejściu Justina ona się załamie i zrobi zapewne coś, czego nie będzie chciała zrobić.
Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile
Ja pierdole Justin co ty do cholery robisz? ! Wracaj do niej a nie do tej tlenionej blondynki.
OdpowiedzUsuńŚwietny! Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisać, brak mi słów. Ja nie spodziewałam się tego po Justinie, myślałam że on zostanie z nią, a nie odejdzie. Co za dupek! wiedziałam że camile będzie zjebana, do tego uważam że Faith wygląda lepiej niż ona! Fajnie że Miley spotkała się z Faith, bo je razem uwielbiam i mam nadzieję że miley skopie tyłek Justinowi, a faith jednak nie zrobi niczego głupiego po odejściu Justina
OdpowiedzUsuńno nie, dlaczego justin musiał odejść? przecież onli mieli być razem :(
OdpowiedzUsuńale ten bieber to kretyn, dobrze że faith ma takich przyjaciół jak angel i ian, oni na pewno nie pozwolą żeby zrobiła coś głupiego
OdpowiedzUsuńNienawidzę Camile. Modliłam się o to żeby Miley nie miała racji.. Jak przeczytałam, że on wyszedł, to się typowo rozpłakałam. Jak on w ogóle mógł jej to zrobić? Ugh. Jeszcze jak przeczytałam tytuł twojego rozdziału, to wiedziałam, że będzie smutno, ale to zdecydowanie była przesada. Ale nie martw się, i tak cię kocham oraz to ff. <3
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział, jak zawsze oczywiście *.*
OdpowiedzUsuńPraeie sie poplakalam, jak czytalam koncowke. Jak on mogl ja tak potraktowac? :o to niedorzeczne! Swietbie im sie ukladalo, a teraz przez te cala suke nie sa razem :'(
OdpowiedzUsuńProsze, zeby w nastepnym sie pogodzili... albo niech ona sie odegra na Jusie i zacznie chodzic z Chrisem! :D lubie tego faceta ;)
X.O.X.O
PS. Your forever.
o cholera. zaskoczyłaś mnie! Nie mogę uwierzyć jak to wszystko się potoczyło.:) Świetna robota. I ta końcówka, boże nie mogę się doczekać następnego rozdziału.:* <3
OdpowiedzUsuńciekawe jak justin odzyska faith, już chce nastepny rozdział XD
OdpowiedzUsuńcudowne❤❤
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć rozdział w takim momencie? Teraz nic nie będę robić tylko myśleć jak te wydarzenia potoczą się dalej XD ♥♥♥
OdpowiedzUsuńkocham cię za to ff <3
OdpowiedzUsuńNajlepszy ! Dodaj szybko kolejny , błagam ! Jak można kończyć w takim momencie !? :P
OdpowiedzUsuńw tym momencie mnie zniszczyłaś
OdpowiedzUsuńjezu
wyje
DAWAJ SZYBKO KOLEJNY
Nie wierzę, że on tak po prostu wyszedł, po prostu nie wierzę. Nawet nie podjął żadnej walki by ją odzyskać czy cokolwiek wytłumaczyć. Tak po prostu wyszedł. Nie wierzę. Było wszystko między nimi okej, a teraz? Pojawiła się jakaś laska i wszystko miesza. Jasne, to jego przyjaciółka, ale żeby olewać własną dziewczynę, która psychicznie jest wrakiem i potrzebuje pomocy? Zawiodłam się na nim i to mocno. Czułam, że ta laska coś namiesza, ale nie spodziewałam się, że aż tak szybko osiągnie sukces. Nawet nie chce wiedzieć co teraz będzie działo się z Faith, bo nie dość, że ma na głowie psychicznego ojca i koszmary z przeszłości, które wracają, to jeszcze zawiodła się na osobie, która była dla niej cholernie ważna. Cieszę się jednak, że odnalazła wsparcie w Miley, czego się kompletnie nie spodziewałam. Mam nadzieję, że Angel i Ian jakoś pomogą Faith, bo jeśli nie to nie chce wiedzieć co się z nią stanie. Ona już teraz psychicznie wykończona, a czuję, że to dopiero początek jej koszmaru.
OdpowiedzUsuńCóż, zostaję mi czekać na następny. Życzę weny :)
Kocham to i mam nadzieje, ze szybko to oni się nie zejdą. Wiem jestem straszna. Lol. Jest super i jestem ciekawa jak będzie dalej z nawiedzają ją przeszłością. :)
OdpowiedzUsuńjestem wkurwiona na justina, boże on jest taki głupi. Mógł się chociaż wytłumaczyć, a on kurde wyszedł. Szkoda mi faith, ma okropną przeszłość i do tego zostawił ją justin, którego kochała. Mam nadzieje że Ian jej jakoś pomoże, pocieszy, tak samo jak angie
OdpowiedzUsuńbiedna faith :(
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa! To wspaniałe czemam na nn!!
OdpowiedzUsuńAle zawał.. Rozdział świetny, ale ta końcówka.. :( Bieber zachował się jak dupek, Camile już nie lubię, a Miley boska <3
OdpowiedzUsuńrycze ja pierdole przysiegam Ze go znajde i zapierdole no boze co za kutas joe mam slow. rozdzial genialny kic wiecej jie napisze bo rycze kocham cie pisz dalej no to najlepsze i najbardziej dopracowane ff jkie czytalam
OdpowiedzUsuńBiedna Faith 😭 noo dlaczego on sobie poszedł no faak 😱 ale pewnie wróci, oby ;) a tak w ogóle, to rozdział świetny i nie mogę się już doczekać nexta :)
OdpowiedzUsuńCzekam przemyślenia Justina #cholernieciekawa
OdpowiedzUsuńWczoraj znalazłam twojego bloga i się w nim po prostu zakochałam ♥ Przeczytałam wszystkie rozdziały w jeden dzień. Moja mina kiedy przeczytałam końcówkę była :o Nienawidzę Cię , że skończyłaś w takim momencie , ale za razem kocham , bo to opowiadanie jest świetnie ♥♥♥♥♥♥ Szkoda mi jej , że tak ją potraktował :/ Ale szczerze lubię jak są dramy ( nie oceniaj mnie ) XD Kocham Cię Kocham Cię ♡♡♡♡♡ Kiedy byś dodała następny rozdział ? Do następnego ;* Mam nadzieje , ze pojawi się szybko ♥♥♥♥ Och i jeszcze jedno : Kocham Cię za to , że tw rozdziały są tak cholernie długie (z czego się cholernie cieszę (3 ) Powiem to poraz piąty ,ale Kocham Cię i tw opowiadanie które kochan ♡♡♡♡ Dziękuję, że je piszesz, bo masz cholerny talent ♥♥♥♥ Wielbie Cię i to opowiadanie ♥♥♥♥♥ -Chyba już skończyłam- XD
OdpowiedzUsuńNieee. Błagam. Napisz w następnym rozdziale ze to sen. to nie może sie tak skończyć. On ja kocha a ona jego. On nie jest takim potworem on musi przemyslec i wróci jak najszybciej. Prosze napisz w następnym rozdziale ze wszystko okey. Bo jak nie to cię nienawidze...
OdpowiedzUsuńTak samo jak ta Camile czy jakos tak. Od początku wiedziałam że to bedzie suka. Jestem ciekawa czy serio sa przyjaciółmi. Ha ha tak wgl nie spodziewałam sie ze będzie Miley :D
Strasznie szkoda mi Faithe ze ona tak cierpi i te koszmary...masakra i jeszcze to odejście Justina. Biedna...jest mi jej mega szkoda. Ostatecznie mimo wszystko rozdział świetny i bardzo ''emocjonujacy"?
Ale na pewno jak i innym końcówka mi sie nie podoba. On miał przyjść przytulić ja i powiedzieć że wszystko bedzie okey i przeprosić. Oni mięli spędzić razem noc...ale nie. Musiało byc inaczej. No cóż mam nadzieję że w następnym rozdziale wszystko naprawisz bo jak nie...to nie wiem jak ale sie wlamie na twój profil i wszystko zmienie zeby żyli długo i szczęśliwie. Nie bede sie juz dłużej rozpisywać. Dodaj jak najszybciej nn bo nie wytrzymam !!!!
No więc, pozdrawiam, WENY I WESOŁYCH ŚWIĄT !! :**
Wpadłam na Twojego bloga całkiem niedawno, ale czytałam z zawrotną prędkością i oto jestem na końcu. Jak tak można kończyć rozdział?! Czekam na następny z zapartym tchem. Już kocham ten blog. ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńzaebisty blog zabieram się za czytanie od poczatku ! dawaj zybko nową cześć
OdpowiedzUsuńO której nowy ? :)))))
OdpowiedzUsuńDodaj rozdział ;P błagam :D
OdpowiedzUsuńpls dodaj
OdpowiedzUsuńCzy możemy się spodziewać rozdziału dzisiaj ? Nie chce Cie pocieszać, wiem że to ciężka praca... ale musisz mnie zrozumieć, jestem od tego uzależniona �� ff jest najlepsze... pozdrawiam Kochanie ❤❤❤ miejmy nadzieje że jak najszybciej mnie uszczęśliwisz i dodasz je już dziś ♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńproszę dodaj dzisiaj rozdział!!!
OdpowiedzUsuńO mój Boże....... Co to ma być?! :(
OdpowiedzUsuń@asielolo
Jak moglas!!!
OdpowiedzUsuń